IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Amitiel & Grant

 

 Amitiel & Grant

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the victim
Raphael Grant
Raphael Grant
https://panem.forumpl.net/t2381-raphael-grant
https://panem.forumpl.net/t2382-raphael
https://panem.forumpl.net/t2383-raphael-grant#33798
Wiek : 17 lat
Zawód : trybut, naczelny arystokrata
Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyWto Paź 14, 2014 2:38 pm

Przyjęcie zdecydowanie spełniło wymagania mojego ojca; siedział przy drugim stole, spokojnie popijając czerwone wino z kieliszka, i rozmawiał z jedną z kobiet, które powinienem był tytułować damami. Nie robiłem tego jednak, starając się nie tytułować ich w ogóle i unikać rozmowy- jej srebrny gorset opinał się na obfitym ciele tak mocno, że uwidoczniły się jasne szwy, a metalowe guziki o ostrych krawędziach wyglądały na gotowe do wystrzału prosto w oko nieświadomego nieszczęśnika. Mój ojciec jednak nie czuł się zagrożony, wręcz przeciwnie. Wyglądał na zrelaksowanego i bardzo zadowolonego z siebie, co chyba oznaczało, że ja też powinienem być zadowolony. Nie brakowało mi szampana, pachnących przyprawami mięs ani kruchych ciast, na przeciwko mnie siedziała całkiem niebrzydka dziewczyna o jasnych włosach i zachęcająco krótkiej sukience, gdzieś w tle słyszałem ciche dźwięki muzyki klasycznej, na dodatek wystarczyło pstryknąć palcami, żeby przywołać przynajmniej awoksy o przyzwoitej urodzie.
Jednak wbrew pozorom, wcale mi się to nie podobało.
Lubiłem przyjęcia, nigdy nie twierdziłem, że było inaczej. Każdy Grant to urodzony arystokrata i istota, którą kochają flesze aparatów, zresztą z wzajemnością. Na bankiety uczęszczałem, odkąd skończyłem cztery lata i przestałem prostacko brudzić się przy jedzeniu. W gruncie rzeczy po kilku latach nawyk brylowania na salonach przypominał mi spanie- ciałem byłem na ziemi, a myślami mogłem przebywać zupełnie gdzieś indziej. Na przykład przy zgrabnych nogach jednej z wiolonczelistek.
Jednak nie można było przespać całego życia, prawda?
Dlatego właśnie poczułem przyjemne ożywienie na myśl o siedzącym obok mnie Alexandrze. Wychyliłem kieliszek szampana, utarłem usta elegancką serwetką i kątem oka złowiłem jego czujne, bystre spojrzenie. Wiedziałem już, co zamierzałem zrobić, a Grantowie zawsze dostają to, czego chcą. Dlatego właśnie serce zaczęło bić mi znacznie szybciej, niż poprzednio, prawda? Odwróciłem twarz w stronę przyjaciela i powoli uniosłem lekko jedną brew, błyskawicznie ustalając, że on też miał dosyć stagnacji. Znaliśmy się już na tyle długo, że zrozumienie jego wyrazu twarzy nie sprawiało mi już zwykle większego problemu. Uśmiechnąłem się uprzejmie, co wszyscy plotkarze dookoła wzięli za znak tego, że rozpoczęliśmy właśnie kulturalną i przyzwoitą pogawędkę towarzyską, po czym zastukałem lekko palcami o blat stołu.
Kiedy panicz Grant się nudzi, należy to zmienić. Grantowie nie tolerują nudy.
-Mam ochotę coś rozwalić- rzuciłem, wciąż nie zdejmując z twarzy uśmiechu. Obserwowałem uważnie twarz Alexa, czując, że nie mógłby mu odmówić.
Amitiel i Grant, razem przeciwku światu, czyli niepisany pakt dalej obowiązywał, i gdyby to ode mnie zależało, obowiązywałby już na zawsze.
Naprawdę dobrze się składało, że zawsze wszystko zależało od Grantów.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyWto Paź 14, 2014 3:37 pm

Kapitol był najgorszym śmietnikiem próżności, który mógł obserwować kiedykolwiek. Nic dziwnego, Amitiel był chowany w warunkach cieplarnianych i każda lekcja geografii kończyła się dla niego gorzką refleksją, że pozostaje uwięziony w betonowej dżungli, która przez pięć dni w tygodniu była znośna (lubił szkołę, choć brylował w niej raczej fizycznie niż intelektualnie), a w weekend zamieniała się w więzienie, w którym ściany pozostawały niewidzialne. Wolałaby uderzać z premedytacją w kraty swojej celi niż walić na oślep, wiedząc, że jego stara (tytuł matki zgubiła dla niego zaraz po piętnastych urodzinach) i tak nie zwróci uwagi na jego szczeniackie zachowanie Mógłby nawet powstać od stołu i zacząć tańczyć nago wśród rozochoconych alkoholem gości, a ona i tak uznałaby to za niegroźny epizod i skierowała do poradni psychiatrycznej. Spotkałby tam ojca, naplułby mu prosto w twarz... I koło znowu zamykałoby się z hukiem na tym, że jest trudny, ale z tego wyrośnie.
Faktycznie, spodnie miał już przykrótkie i ziewał jak staruszek, ale poza rozwojem fizycznym nie zanotował znaczącej różnicy.
Chyba wpadał w nastoletnim wieku w dziwną przypadłość, którą określiłby znużeniem. Nie umiał przyzwyczaić się do tej monotonii zachowań niemoralnych, które już powoli przestawały być znośne (dobrze znał powód) i interesujące. Nienawidził się nudzić, a to właśnie odczuwał z całą mocą, obserwując matkę, która należała do jednej z pasjonatek umiejętności językowych Granta. Roześmiał się gorzko, wychylając kolejną lampkę. Nikt nie zatroszczył się o to, że jest jeszcze nieletni (te kilka miesięcy różnicy) i że powinien wrócić do domu w lepszym stanie niz ostatnio.
Nie mógł znieść na trzeźwo tego, że Raphael mógłby być hipotetycznie jego przyrodnim bratem. To wydawało mu się większym świętokradztwem niż obdzieranie ludzi żywcem, które dokonywało się ponoć na innych orgiach. Lubił opowieść starej niani, która miała Snowa za kanibala i potrafiła serwować mu historie o ogrodach, w którym umierali przeciwnicy Kapitolu w ogromnych męczarniach. Zapewne sądziła, że Alexander się nawróci i prędzej czy później zacznie zachowywać się jak przystało na dżentelmena. Cóż, miała rację, bo biały kołnierzyk uwierał jak nigdy, a on wpatrywał się w twarz swojego przyjaciela, jakby umiał z niej wyczytać każdą myśl.
Właściwie tak było, a może to wrodzona telepatia, ale koniec końców, kiwał mu głową na tę propozycję, pociągając ją za nogawkę spodni w dół. Angielskie zniknięcie pod stołem, który był zbyt niski, by mógł się w nim poruszać swobodnie.
- Chcesz zrobić ojcu niespodziankę? Pobawimy się w pirotechnika i podpalimy jego nowej flamie cycki - wyjaśnił, chichocząc cicho. Całkiem dorosłe plany dojrzałego panicza Alexandra, który grzebał w kieszeni za zapałkami, które wypadły mu razem z paczką papierosów. Popalał, popijał, tylko dziewczyny traktował jak istoty z obcego świata, jakby wszystkie miały na czole napisane, że pochodzą z dystryktów i śmierdzą.
Ciągle pozostawał jeszcze nieuleczalnym gówniarzem.
Powrót do góry Go down
the victim
Raphael Grant
Raphael Grant
https://panem.forumpl.net/t2381-raphael-grant
https://panem.forumpl.net/t2382-raphael
https://panem.forumpl.net/t2383-raphael-grant#33798
Wiek : 17 lat
Zawód : trybut, naczelny arystokrata
Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyWto Paź 14, 2014 5:17 pm

Jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało, Alex był jednym z nielicznych przyjaciół, których wybrałem sobie sam.
W dzieciństwie w ogóle nie miałem przyjaciół. Nie, nie byłem jednym z tych zahukanych, brzydkich i niekochanych dzieci, które pokazuje się w filmach edukacyjnych jako ofiary bicia i wyśmiewania, które należy chronić. Oglądaliśmy je kilka razy w roku, żeby potem powtarzać cierpliwie: ,,Nie wolno reagować agresją na agresję. Należy poinformować dorosłego. Trzeba spróbować zaprzyjaźnić się z taką osobą i pomóc jej przejść przez trudne chwile.'' Zawsze w tym momencie parskałem śmiechem i lądowałem za drzwiami, więc po kilku takich lekcjach wiedziałem już, ile szczelin i odprysków przybyło na ich powierzchni. Całe tamto gadanie było jedynie bezrozumnym bełkotem. Miałem dość patrzenia na zasmarkane rude dziewczynki albo kościstych chłopców, którym ktoś obił kolanka. W słowniku Grantów nie było słowa ,,poszkodowany'' albo, co gorsze, ,,ofiara''. Byli tylko ,,zwycięzcy'' i  ,,frajerzy'', a ja nigdy nie zaliczałem się do tej drugiej grupy. Byłem jednak na tyle dobrze wychowany, żeby nie rzucać w nich patykami i nie pluć, chociaż plułem znakomicie (każda droga do zwycięstwa jest dobra). Po czasie opuściłem szkołę powszechną i zacząłem uczyć się prywatnie, bo ojciec miał dość odbierania mnie spod tamtych cholernych drzwi. Nie miałem przyjaciół, bo nie chciałem ich mieć. Nie byli mi potrzebni. Zresztą ojciec wyjaśnił mi, jak wyglądałaby taka przyjaźń- banda zapatrzonych we mnie łamag, zazdrosnych o każdy mój krok i wiecznie próbujących mnie doścignąć. A to, z kolei, było zupełnie niemożliwe. Nie potrzebowałem przyjaciół, i tyle.
Sprawy nieco zmieniły się z wiekiem. Ojciec zaczął wyszukiwać mi wymuskanych synalków możnych arystokratów, matka podsuwała mi kolejne dobrze wychowane panienki, noszące dwie pary bielizny, tak na wszelki wypadek. Niektóre nawet tolerowałem, niektórych nawet umiarkowanie lubiłem, ale wciąż czułem niedosyt. A Grantowie zawsze dostają to, co jest najlepsze.
Więc w końcu poznałem Alexa.
Od tej pory przyjaźń miała smak papierosów i wreszcie posiadała jakiś sens. Alex był ode mnie dwa lata starszy i potrafił myśleć, co już w porównaniu do moich poprzednich 'przyjaciół' było swoistego rodzaju wyczynem. Czasem rozumiał mnie nawet lepiej, niżbym się tego po nim spodziewał, tak samo, jak w momencie, w którym pociągnął mnie pod stół w zapowiedzi rozruszania całego towarzystwa nowym skandalem. Parsknąłem śmiechem, który jednak utknął mi w gardle, kiedy uderzyłem tyłem głowy o kant stołu. Zaczerpnąłem głośno powietrza:
-Kurw...
-Chcesz zrobić ojcu niespodziankę? Pobawimy się w pirotechnika i podpalimy jego nowej flamie cycki.
Poczułem, jak moja twarz wykrzywiła się w nagłym, jeszcze nieco zbolałym uśmiechu.
-...a. Masz, nie wytrząsaj tych kieszeni, bo jeszcze wypadnie z nich coś, czego nie chciałbym zobaczyć.- Oświadczyłem, wciskając mu w dłoń własną zapalniczkę z wygrawerowanym w srebrze ,,R''. Jeśli miałem już palić, to musiałem robić to z klasą. Rozejrzałem się czujnie pod stołem, szukając widoku wypolerowanych na wysoki połysk butów ojca i pantofelków siedzącego obok Kopciuszka wagi ciężkiej. Dostrzegłem je w końcu spory kawałek drogi dalej i obdarzyłem Amitiela nieco niepewnym spojrzeniem. Poczułem pełznące mi po plecach gorąco, spowodowane nagłym stłoczeniem mojej osoby, wielu par nóg i przyjaciela na małej powierzchni. Ktoś z rozmachem kopnął mnie butem w żebro. Przełknąłem jęk i zranioną dumę i szybko przeczołgałem się do przodu, wciskając się między nogę od stołu a ramię Alexa, nie chcąc, żeby właściciel buta powtórzył cios.
-Mamusia będzie miała dziś co całować- mruknąłem, krzywiąc się i łapiąc za żebro, wciąż mając w pamięci świeże wspomnienie uderzenia głową o kant stołu. Gorąco wciąż narastało.
-Jak dostaniemy się tam we dwójkę?- Zapytałem, ruchem głowy wskazując odległe buty ojca i moszcząc się wygodniej w przykucnięciu, wciąż między pachnącą papierosami koszulą Alexa a twardą nogą od stołu, przy czym to pierwsze było zdecydowanie milsze, więc maksymalnie przechyliłem się w przód, wdychając znajomy, uspokajający zapach, który podziałał szybciej i lepiej niż matczyne pocałunki.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptySro Paź 15, 2014 1:48 pm

Przyjaźnie nigdy nie brzmiały dla niego tak pejoratywnie jak za czasów Kapitolu, kiedy śledził sympatie i antypatie socjety spod przymrużonych powiek. Nie był zbyt lotny, właściwie nie mógł stwierdzić, że jest osobą szalenie inteligentną, ale był bystry i posiadał również zmysł obserwacji, który od początku procentował. Kiedy inni zachłysnęli się pozornym zbytkiem i znajomościami z możnymi tego świata (jego matka), Alexander dostrzegał, że tak naprawdę te relacje są powierzchowne i niewarte jego uwagi. Nie, żeby zamierzał poświęcać w tym celu. Był samotnikiem, stronił od towarzystwa, to raczej ono usiłowało go wciągnąć w przepychanki i chyba z przekory, buntował się po swojemu, pokazując kolejnych zapatrzonych w niego osobom, że nie mogą stać się mu bliscy. Wszystko przez pewien bukiet kwiatów w koszu, który upewnił go w przekonaniu, że ludzie (zwłaszcza płci pięknej i kapryśnej) są zestawem plastikowej społeczności, wobec której powinien zachowywać konieczny dystans. Wychodziło mu niemrawo, bo jego rodzice zgodnie orzekli, że powinien przygotowywać się do życia w tym środowisku.
Reagował alergicznie, był nadal dzieckiem, który na nakaz odpowiadał małą burzą hormonów, które teraz pchały go wprost pod stół. Nigdy nie miał klaustrofobii, więc uśmiechał się na całego, nawet jeśli wszędzie było ciasno, a perfumy towarzyszek jednej nocy wciskały mu się do nozdrzy, tworząc zabójczą mieszankę, którą nie mógł nawet przesycić zapach papierosa. Które popalał od pewnego czasu z Raphaelem.
Nie pamiętał od kiedy stanowili duet, ale nie było to istotne. To nie była przyjaźń, którą zawarł chociażby z Emrysem i która stanowiła dla niego przyjemną odskocznię od zachowań, które były akceptowalne w towarzystwie. Przy swoim przyjacielu z piaskownicy nie musiał się hamować i pozostawał boleśnie szczery, Grant natomiast sprawiał, że się spinał. Nie chodziło o to, że go nie lubił - było wprost przeciwnie - ale każdy przypadkowy dotyk jego skóry wzbudzał w nim jakieś ambiwalentne uczucia. Próbował je złagodzić poprzez typowo męskie zagrywki, ale nadal spoglądał na nieco inaczej, dostrzegając nieznośne igiełki wzdłuż kręgosłupa, kiedy zetknęły się ich dłonie.
Skończył z jego zapalniczką, której przyglądał się z cynicznym uśmiechem.
- Dziewczynę też tak sobie naznaczysz, pozerze? - roześmiał się na całego. Zwykle bywał bardziej bezczelny, niewyparzony język wciskał między zęby tylko w wyjątkowych okolicznościach. Takich jak dziś, kiedy zapalał dłonią zapalniczkę, ocierając się ramieniem o Granta i witając posłusznie te nieznośne uczucie gorąca.
Nic zdrożnego, byli stłoczeni pod stołem i musieli unikać towarzystwa butów, którymi ludzie podrygiwali do rytmu. Nie mógł powstrzymać cisnącego się na usta uśmieszku, kiedy Raphael uderzał głową o kant.
- Z ciebie jest ofiara losu, kurwa - odrzekł bardzo poważnie, macając dłonią jego guza i zastanawiając się z błyskiem w oku, czy nie podpalić jego. To była lepsza opcja niż wpatrywanie się w niego z tak bliskiej odległości, która nie powinna przeszkadzać mu wcale. Nie, kiedy siedział pod stołem z przyjacielem, który pochylał się ku niemu tak, że czuł atomy zapachu jego ciała, rozpychające wszystkie inne wonie, które przyprawiały go o mocne zawroty głowy.
Przynajmniej tak sobie wmawiał, nadal pozostając za blisko i spoglądając na jego twarz, nie na zapalniczkę, którą ściskał w dłoni. Lubił podrzucać przedmioty, bawić się nimi, ale teraz nawet te czynności nie mogły skupić jego uwagi.
- Podpalimy zwierzątko - tym było dużo na takich bankietach - i jej wpuścimy do dekoltu - wybuchnął zaraźliwym śmiechem, próbując zniwelować niesamowite napięcie, które sprawiało, że przejechał od niechcenia metalowym przedmiotem po brzeżku jego koszulki, oddychając coraz ciężej.
Być może cierpiał na jakąś ostrą odmianę klaustrofobii i dlatego potrzebował swojego przyjaciela tak blisko. Innego rozwiązania tego palącego (dosłownie?) problemu nie było.
Powrót do góry Go down
the victim
Raphael Grant
Raphael Grant
https://panem.forumpl.net/t2381-raphael-grant
https://panem.forumpl.net/t2382-raphael
https://panem.forumpl.net/t2383-raphael-grant#33798
Wiek : 17 lat
Zawód : trybut, naczelny arystokrata
Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyCzw Paź 16, 2014 4:12 pm

Relacje w moim domu też nie układały się najlepiej.
Moja matka, dystyngowana i elegancka, kwitesencja dostatniej kapitolińskiej arystokratki, w zaciszu domowym przeradzała się w zwykłą histeryczkę. Może potrafiłbym jakoś to znieść, gdyby zamartwiała się o mnie, jedynego syna, albo o Ness, ale nie, nic z tych rzeczy. Jej jedynym wiecznym zmartwieniem była pozycja społeczna, do której doszła zresztą po długiej, i, jak to wynikało z jej westchnień i łez, trudnej walce. Szanowałem moją matkę, naprawdę, ale trzeba było przyznać, że piękna wydawała się tylko w świetle reflektorów. Pozbawiona bogatego makijażu i utrefionych loków wyglądała przeciętnie i smutno. Na miejscu ojca trzymałbym się od niej z daleka, gdyż obrazowała wręcz idealnie jedną z panienek w stalowym gorsecie i z wiecznie łzawiącymi oczami, której na starość wypadną wszystkie włosy, nie wspominając już o uzębieniu.
Znacznie lepiej układało mi się z ojcem. Był prawdziwym Grantem z krwi i kości, szczytem doskonałości w społeczeństwie i w gronie nalbiższych. Cóż, jedynym problemem mogło być to, że ojciec nie posiadał żadnych najbliższych. Sprawy matki nieszczególnie go interesowały, ja miałem po prostu zapewnić rodowi szacunek i przetrwanie. Nie byłem nawet pewien, czy kiedykolwiek nazwał mnie synem chociażby i przez sen. W co też szczerze wątpiłem; spał równie dystyngowanie, jak zachowywał się na jawie, zresztą elegancy ludzie nie mówią przez sen. Nigdy.
Nessie całkiem przekonywująco wypadała w roli młodszej siostry, ale wciąż czułem niedosyt, który zżerał mnie od środka. To uczucie było jednym z najbardziej okropnych, jakie przyszło mi pamiętać- Grantowie nie cierpieli na niedosyt. Niedosyt był głodem, a głód był odpowiedni dla Dystryktczyków, nie dla nas. A ja mimo tego cierpiałem na ostry niedosyt starszego brata.
Kiedy poznałem Alexandra, na początku wydawał się być kandydatem idealnym. Dwa lata starszy, przystojnyi elokwentny pasował do nas tak, jak gdybym znał go od zawsze. I chyba to uczucie potem zaczęło nieprzyjemnie dawać o sobie znać; ta nagła bliskość stała się niepokojąca, wizje Alexa jako brata zaczęły być nieprzyjemnymi i wręcz niemożliwymi do spełnienia.
Po raz kolejny wydały się być dziwnie niewłaściwymi, kiedy czułem ciepło jego skóry parzącą moje ręce pod niskim blatem stołu. Gorąco promieniowało falami, prawie tak, jakbym zaczynał się dusić, ale to było nawet przyjemne. Sięgnąłem dłonią do kołnierzyka koszuli i odpiąłem jeden guzik z nadzieją, że miało to ułatwić przypływ powietrza, którego nagle zaczęło brakować.
Grantowie nie lubią odczuwać braku czegokolwiek, ale w tamtej chwili jakoś wyjątkowo mi to nie przeszkadzało.
Prychnąłem z irytacją i ostatkiem sił powstrzymałem się od wyrwania mu z dłoni zapalniczki, cofając ręce, które już prawie dotknęły jego rąk.
-Zatrzymaj ją sobie, będziesz miał po mnie jakąś pamiątkę, kiedy znajdę sobie dziewczynę do znakowania, a ty nadal będziesz jakiejś szukał- odpowiedziałem, jednak z dziwnym brakiem przekonania. Samo wspominanie o tych sprawach w jego towarzystwie sprawiało mi psychiczny dyskomfort, dlatego postanowiłem zmienić temat za wszelką cenę. Czego wcale nie ułatwił dotyk jego dłoni na mojej głowie.
-Dziękuję za werdykt, panie doktorze- parsknąłem ironicznym śmiechem, starając się nie jęknąć z bólu, kiedy poczułem dotyk jego długich palców na miejscu, od którego ból rozchodził się kręgami.
Zaśmiałem się urywanie, wpatrując się w jego błyszczące żywym podekscytowaniem oczy. Czułem rozpalające mnie gorąco, które na chwilę przełamał lodowaty dotyk zapalniczki na mojej koszulce.
Rwał mi się oddech, ale to nie było nic dziwnego w takim miejscu. Wystarczyło wyjść spod stołu... prawda?
Wyciągnąłem rękę i ponownie sięgnąłem po zapalniczkę, starając się zignorować dziwne mrowienie w miejscach, w które nasze dłonie się zetknęły. Zacisnąłem palce na grawerowanym przedmiocie.
-Daj mi to, Alex- wymamrotałem dziwnie nieswoim głosem, czując bicie własnego serca w koniuszkach palców.- Ja to zrobię, dzieci nie powinny bawić się ogniem, prawda? Ty znajdziesz jakieś zwierzątko, weź pudla, ich sierść pali się najładniej. Możesz wyjść tamtędy.
Oświadczyłem, wskazując ruchem głowy lukę między krzesłami, ale wciąż ściskałem jego trzymającą zapalniczkę zamkniętą dłoń.
Świadomy tego, jak blisko siebie się znajdowaliśmy, wdychając nikotynowy zapach jego koszuli, o dziwo wcale nie miałem ochoty, żeby gdziekolwiek wychodził.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptySob Paź 18, 2014 1:25 pm

Pozostawał nadal tym niesfornym, niewinnym dzieckiem, które ciągle wymagało dobrej zabawy.
Niezależnie od tego, co działo się na bankietach i co budziło jego naturalny sprzeciw - matka wciąż uważała, że nieznośnie histeryzuje - Alexander nie pozwalał sobie na zachowanie powagi. Ta oznaczałaby, że zaczął się przejmować, a to byłoby najgorsze upodlenie w jego życiu. Zaprzeczenie, które z zamiłowaniem uprawiał, pozwalało mu na swobodę myśli, które
pozostawały nadal nieskażone. W przeciwieństwie do jego ciała, ale nie zamierzał zgłaszać z tego powodu pretensji, wierząc, że prędzej czy później im wszystkim odpłaci. Nawet matce, które obecnie została wywindowała nieznośnie wysoko w rankingu jego wrogów.
Pod tym względem, również pozostawał prostym chłopakiem - trudno było u niego znaleźć relacje dwuwymiarowe, jakieś szarości czy niejasności, większość jego kontaktów opierała się na prostej linii: KOCHAM, NIENAWIDZĘ i tego się trzymał jak modlitwy. Uwielbiał ślizgać się na takich właśnie emocjach, nie pozwalając sobie na luksus myślenia o kimś w stopniu
bardziej zaawansowanym. Przynajmniej tak było do czasu, kiedy nie poznał Raphaela.
Powinien zrezygnować z niego na samym początku, kiedy zauważał jakieś nietypowe objawy zainteresowania nim. Nie pasował on do jego idealnego schematu przyjaciela, za którym skoczyłby w ogień, choć na pewno darzył go uczuciami. Nie umiał jednak spoglądać na niego całkiem niewinnie, kiedy wydymał usta, wydmuchując papierosa i kiedy przypadkiem
(nigdy nie uwierzyłby, że specjalnie) dotykał jego dłoni. To nie było normalne - jego rozum mruczał, że kurewsko chore - że zwraca uwagę na takie detale, ale nadal pozostawał sobą. Nie mógł okazać się tchórzem, tylko dlatego, że jarał się swoim kumplem. Takie rzeczy się nie zdarzały w prostym, jaskiniowym rozumowaniu Amitiela, który prędzej popieściłby go kijem
bejsbolowym, gdyby naszła taka potrzeba.
A zamiast tego obserwował jego koszulę, nabierając niezdrowej ochoty na rozpięcie mu kolejnego guzika, a potem jeszcze jednego. W celach badawczych, oczywiście. Był ciekaw, czy wtedy znikną te nieznośne języki ognia, które wspinały się leniwie po jego ciele czy też zaczną być odczuwane jeszcze bardziej intensywnie.
Jak teraz, kiedy przekazywali sobie gniewnie zapalniczkę. Powinien mieć plan na zemstę idealną, a nie skupiać się na cieple jego dłoni. Dlatego oburzył się na całego, spoglądając na niego jak na wariata.
- Kurwa, ty naprawdę myślisz, że do szczęścia mi brakuje tylko bydła do znakowania? - Alex nie miał najmniejszych problemów z opowiadaniem mu o dziewczynach. Hipotetycznych, przecież nadal pozostawał samotnikiem i indywidualistą, który zapewne (jak mu się wówczas wydawało) zostanie kawalerem do śmierci, którą przewidywał za kilka lat. Jakoś szumnie, zaćpa się bądź zadławi kolejnym łykiem czystej, na pewno nie tym, o czym teraz myślał szalenie intensywnie, przesuwając palcami po skroniach swojego przyjaciela od siedmiu boleści (dziś dosłownie).
Jakiś nagły przebłysk chęci sprawił, że aż jęknął wewnętrznie, czując ochotę na przyciśnięcie jego głowy...Nie, Amitiel nie mógł o tym myśleć. Nie tutaj, nie pod stołem, gdzie zaczynało robić się duszno i czuł każdy oddech Granta. Przyśpieszony, zapalniczka plątała mu się między palcami, w głowie huczało mu coraz głośniej i miał wrażenie, że nawet cisza jak makiem zasiał (na którą tutaj nie było najmniejszych szans) nie zrobiłaby na nim żadnego większego wrażenia.
To nie świat zewnętrzny zwariował, a jego chore myśli, które gnały w dziwnym kierunku. Nie chciał opuszczać tego miejsca, nie umiał ruszyć się i wyrwać z tych sideł bliskości, która sprawiła, że zanim zdążył to przemyśleć, pociągnął go nerwowo do siebie, dotykając jego ust. Wcale nie powoli, nie z ostrożnością dzieciaka, który miał zostać za moment odtrącony, pewnie i stanowczo, bo już żegnał na amen zdrowy rozsądek, z którym i tak miał ostatnio spory problem.
Powrót do góry Go down
the victim
Raphael Grant
Raphael Grant
https://panem.forumpl.net/t2381-raphael-grant
https://panem.forumpl.net/t2382-raphael
https://panem.forumpl.net/t2383-raphael-grant#33798
Wiek : 17 lat
Zawód : trybut, naczelny arystokrata
Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyNie Paź 19, 2014 8:13 pm

Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem dzieckiem.
Po pierwsze, od zawsze nienawidziłem dzieci, więc sama myśl, że mógłem być rodzajem takiego piszczącego, śliniącego się tłumoczka, potem uczącym się chodzić nieudanym skrzyżowaniem małpy i człowieka, w końcu przylizanym, ślicznym i wyjątkowo tłustym rodzajem cherubinka ze szkoły podstawowej, niesamowicie mnie obrzydzała.
Po drugie, i znacznie ważniejsze, nigdy nie miałem czasu zachowywać się jak dziecko. Jeśli to, co urodzi się w bogatej rodzinie, nie będzie od razu arystokratą, to nie będzie już nikim. Dosłownie. Poza tym, Grantowie z reguły nie zachowują się dziecinnie, raczej jak dżentelmeni z wyboru. Może nie swojego, ale wciąż. Nie byłem przyzwyczajony do robienia głupich rzeczy, bo ktoś wyższy zawsze pilnował. Ojciec powtarzał, że Grantowie nie robią głupich rzeczy, ale akurat słuszność tego prawa byłem skłonny kwestionować. Moje dzieciństwo, a raczej wczesne lata życia, opierały się głównie na nauce szermierki, gry na pianinie i biciu poduszkami służących, szczególnie mojej grubej i zrzędliwej niani. W domu Grantów bić służących można było tylko pod warunkiem, że robiło się to z klasą, dlatego zamiast nóg od krzeseł używałem poduszek. Na samym początku nie zastanawiałem się nad tym zbyt wiele; nie chciałem skończyć jako filozof z brodą do pasa i bez wizji na przyszłość, więc po prostu akceptowałem to, co przygotowywali dla mnie inni, i nie przeszkadzało mi to.
A potem poznałem Alexa.
Nie lubiłem stwierdzenia, że coś ,,obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni'', ale nie mogłem znaleźć lepszego opisu do tego, co się później stało. Nie byłem pewien, czy mi się podobało, na samym początku mocno kwestionowałem sens tej relacji. Coś było nie tak w sposobie, w którym odpalał papierosa tuż przy moich ustach, i w jakim czułem to dziwne, nieprzyjemne (?) mrowienie na całym ciele. A potem było już za późno na przerywanie czegokolwiek, ale tego też jakoś szczególnie nie żałowałem, kiedy czułem jego palce na skórze i miałem ochotę sprawdzić, co by się stało, gdyby zjechały niżej, na szyję.
Tłok i gorąco narastały, właśnie dlatego tak dziwnie czułem się we własnym ciele. Zapach przyjaciela (?) dziwnie drażnił wszystkie zmysły, zgęstniał tak bardzo, że czułem się, jakby był materialny i możliwy do ujęcia w dłonie.
-Kurwa, ty naprawdę myślisz, że do szczęścia mi brakuje tylko bydła do znakowania?
Nie zaprzeczyłem ani nie potaknąłem, zdziwiony i przerażony tym, że chyba po raz pierwszy w życiu nie byłem w stanie się odezwać. Zadrżałem z tłumionej złości i poczucia zdrady wobec własnego języka, zaciskając dłonie na jego dłoniach i nie chcąc się odsunąć, chociaż wiedziałem, że zaraz miało się stać coś, czego potem mogłem żałować.
I stało się.
Kiedy przyciągnął mnie w swoją stronę i poczułem jego wargi na swoich, przestałem zastanawiać się nad konsekwencjami. Zacisnąłem ręce na jego ramionach, mocno, świadomy tego, że pewnie zostawiły na jego bladych ramionach sine odciski palców, i dziwnie zadowolony z faktu, że jednak został oznakowany. Jego usta były gorące, prawie parzyły moje, kiedy całowałem go zachłannie i niemalże władczo, czując, że to mogła być jedna z nielicznych okazji. Smakował nikotyną, i polubiłem ten smak, więc zdecydowanie nie chciałem go puścić. Oderwałem się tylko na chwilę, parsknąłem urywanym śmiechem.
Jego oczy też płonęły tym dziwnym ogniem, wszystkie słowa znowu stanęły mi w gardle, więc po prostu przyciągnąłem go do siebie i tym razem pocałowałem go jako pierwszy w ramach milczącej zgody na to, co właśnie się stało.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyCzw Paź 23, 2014 1:42 pm

Amitiel ślizgał się po dzieciństwie w najlepszym.
Gdyby ktoś zapytał go wówczas, jakie było jego największe marzenie, to zapewne najpierw zaśmiałby się bezczelnie w twarz - co za głupie pytanie dla dorastającego chłopca (!) - a potem wymieniłby za jednym zamachem te wszystkie cudownie nieistotne rzeczy, które swojego czasu napędzały rozbujaną (przez dziewczyny i tylko dziewczyny!) huśtawkę emocjonalną. Chciałby nagą koleżankę w swoim pokoju, najlepiej taką, która bez stanika grywa z nim na konsoli i kibicuje ulubionemu trybutami. Marzenia ściętej głowy, ale Alexander był świadomy, że to i tak nieprawda. Nie chciał niczego z tego, co mogłaby mu zapewnić matka - brzydził się jak cholera jej pieniędzy, które pochodziły z lewego łoża, w którym przyjmowała klientów w ramach luksusowej obsługi - i nie pragnął wcale kolejnej materialistycznej wywłoki u swojego boku. Chciał tylko nie dorosnąć. Ten proces kojarzył mu się z umieraniem, więc odwlekał go w nieskończoność, grając z Losem w chowanego. Im później stanie na nogi jako osoba świadoma swoich praw i obowiązków, tym dłużej przyjdzie mu cieszyć się z życia. Prosta filozofia, którą usiłował zaszczepić w gronie swoich najbliższych.
Przypadek (bogowie czy demony) sprawił, że wśród nich znalazł się Grant. Nie był młodzieńcem, który przypadłby do gustu Alexowi, jeśli chodziło o porozumienie dusz. Widywali się, fakt, ale Amitiel przypuszczał, że to kwestia czegoś innego. Podczas, gdy cały racjonalny umysł odpychał go od niego, jego ciało wygłaszało swoisty proces, czując przyjemne spięcia za każdym razem, kiedy się zbliżył. Nie rozumiał tego zupełnie, ambiwalencja w swoim organizmie robiła mu rozpierdol w głowie (mówiąc jego językiem) i czuł, że tak dalej być nie może.
Nie było.
- Nie wiem. Kobiety to raczej pech, nie szczęście, prawda? - wprawdzie kontynuował tę słodką wymianę myśli, próbując odgonić inne, te bardziej nieprzystające do relacji przyjacielskiej, jaką mieli zacieśniać.... ale nie zauważył nawet tego, kiedy przejeżdżał językiem po jego wargach, usiłując zdać sobie sprawę z tego, co robi.
Nie chodziło o wyuzdany Kapitol, w którym nie brakowało takich historii. Wielokrotnie spotykał się z ludźmi, którzy porzucali model tradycyjnej rodziny na rzecz chłopaka do towarzystwa i nikt nie miał z tym problemu.
Podejrzewał nawet, że jego ojciec jest pedałem i gwałci chłopców na kozetce, kiedy opowiadają mu o problemie z trądzikiem, ale... Sam wydawał się odporny na takie ekscesy, deklarując wszem i wobec, że potrzebuje kobiety.
Gówno prawda, dotarło to do niego, kiedy Raphael dotykał ustami jego spierzchniętych warg i zamiast zastanawiać się nad ucieczką, kiedy już (tak szybko?) go puścił, jęknął przeciągle w jego usta, czując pulsujące podniecenie. Rozładowane jego śmiechem - kumpelskim, odważnym, to chyba było jak wspólne przekazywanie sobie papierosa i zawładnęło nim bez reszty.
Tak bardzo, że kiedy ponownie przycisnął go do siebie, rozchylił wargi, pozwalając sobie na pogłębienie tego pocałunku, który nawet pod tym stołem, wśród ich rodziców, stawał się namiętny i prowokujący, zwłaszcza, gdy przesunął dłońmi pod jego koszulką, napawając się linią jego obojczyków i żeber. Po raz pierwszy pomyślał wówczas, że mógłby dla niego stracić głowę.
Powrót do góry Go down
the victim
Raphael Grant
Raphael Grant
https://panem.forumpl.net/t2381-raphael-grant
https://panem.forumpl.net/t2382-raphael
https://panem.forumpl.net/t2383-raphael-grant#33798
Wiek : 17 lat
Zawód : trybut, naczelny arystokrata
Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant EmptyPon Paź 27, 2014 4:16 pm

Takbardzoprzepraszam. ;__;

Starałem się nie zastanawiać nad tym, co by się stało, gdyby złośliwość losu odsłoniła nagle obrus i ujawniła wszystkim to, co działo się pod nim. Mogłem tylko wyobrażać sobie twarze wszystkich wymalowanych, zalewających obfite ciała hektolitrami mdłych perfum dam, przysłaniające dłońmi otwarte w wyrazie szoku usta. Zdegustowanie spojrzenia towarzyszących im mężczyzn, z politowaniem odwracających wzrok. Piszczące dzieci, pokazujące sobie ten ewenement grubymi palcami. I w końcu narastającą falę szeptów, morze plotek, obmywające miejsce, w którym siedział mój ojciec. Przy odrobinie wysiłku mogłem nawet zobaczyć w myślach jego surową, arystokratyczną twarz, ściągniętą w wyrazie odrazy, zmarszczone brwi i skrzywione usta. Co mógłby mi wtedy powiedzieć? Pewnie zabroniłby mi powrotu do domu, stwierdziłby, że nie ma już syna, że w naszym rodzie nic takiego się nigdy nie zdarzyło i nie miało zdarzyć. W innej sytuacji samo wyobrażenie tych słów podziałałoby na mnie jak przysłowiowy policzek, nie mógłbym przecież skazić honoru rodziny, ale w tamtej chwili było mi to obojętne. Liczyło się tylko to, jak szybko oddychał Alex, jak dziwnie znajomy i odpowiedni wydawał mi się dotyk jego palców na mojej skórze, jak inne od wszystkich były jego wargi. Miałem już wiele dziewczyn, może nawet więcej, niż myślałem, niektóre może odrobinę różniły się od reszty, miały inny kolor oczu, bardziej gładką skórę, wręcz idealną sylwetkę (chirurgia plastyczna?), ale żadna z nich nie dorówywała temu, co działo się pod tym cholernym stołem. Chyba właśnie wtedy przeszło mi przez myśl, że może dotychczas szukałem w nieodpowiednim miejscu, bo jedyną odpowiednią wartością wydawały mi się jego usta. Pochyliłem się w jego stronę, oddychając ciężko i przygryzając delikatnie jego dolną wargę, nie zastanawiając się już nad niczym w chwili, w której wydawało mi się, że miałem wszystko, czego potrzebowałem.
-Nie wiedziałem, że z Ciebie taki znawca- zaśmiałem się, wciąż zupełnie ogłuszony tą nagłą bliskością w ten sposób, który nie wzbudzał ochoty do ucieczki.- Może po prostu szukasz w... nieodpowiednim miejscu?
Dodałem wreszcie, wyrażając na głos jedną z miliona kłębiących się w głowie myśli, co wcale nie rozładowało panującego tam napięcia. A to wzrastało z każdą chwilą, spotęgowane nagłą, duszną bliskością, dotykiem jego dłoni na skórze, jego palcami na moich żebrach, rozchylonymi wargami, i nie miałem ochoty, żeby kiedykolwiek zmalało, nawet, jeśli miałem tego potem żałować. W tamtej chwili wszystko wydawało się oczywiste, naturalne, nie istniało nic poza nieco ślepym błądzeniem dłońmi po jego włosach, karku, plecach, całowaniem bladej szyi i znowu ust, których dotyk był gorący jak ogień.
I właśnie wtedy zrozumiałem, że po raz pierwszy znalazłem to, na czym tak naprawdę mi zależało, i wcale nie chodziło o pieniądze.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Amitiel & Grant Empty
PisanieTemat: Re: Amitiel & Grant   Amitiel & Grant Empty

Powrót do góry Go down
 

Amitiel & Grant

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Raphael Grant
» Raphael Grant
» Raphael Grant
» Raphael Grant
» Grant & Snow

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-