|
| Rozpadający się blok mieszkalny | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Rozpadający się blok mieszkalny Nie Lip 07, 2013 10:20 pm | |
| Mimo groźby zawaleniem i fatalnego stanu, wciąż zamieszkały. Winda od dawna nie działa, w mieszkaniach zadomowiły się szczury, a o ogrzewaniu czy ciepłej wodzie można tu pomarzyć. Od czasu do czasu pojawia się jednak (niespodzianka!) prąd elektryczny. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Nie Lip 07, 2013 10:24 pm | |
| //Piękna Luksusowa Rezydencja Mathiasa - teoretycznie.
Szedł szybko, na tyle szybko, na ile pozwalała mu zabandażowana noga. Czuł pulsowanie, ale nie stawał. Widział Strażników czających się gdzieś oddali, krążących, zaczepiających przechodniów. Nie myślał o tym, o niczym… skręcił i zniknął w uchylonych drzwiach jednego z e starych opuszczonych budynków. Wolał uniknąć legitymowania, gdyż po prostu… stracił swój identyfikator. Od razu porzucił wspomnienie o chwilach spędzonych w więzieniu i powoli, nieco ciężko, wszedł na górę. Słyszał o zamieszaniu w pobliżu domu Flickermanów od człowieka, który zdaje się wiedzieć wszystko, już nawet zdążył zapytać się go, jak się czuje i czy miewa zgagę po zjedzeniu własnego identyfikatora, czym zasłużyłby sobie na strzała w ryj, gdyby nie fakt, że le Brun czuł się co najmniej fatalnie, w dalszym ciągu. Przynajmniej w miarę wie, co się dzieje z Ashe, tyle dobrego, choć wcale go to nie pocieszyło zważywszy na to, że powrót do więzienia odpada, całkowicie. W ogóle… nawet jeśli chciałby pomóc, nie mógłby, w żadne ze znanych mu sposobów, a wpadnięcie tam, wczołganie się do środka zsypem i brawurowy ratunek całkowicie odpada. Nie był człowiekiem-nieśmiertelność, o czym przekonał się dwie doby temu, dlatego doszedł do wniosku, że lepiej będzie jak zacznie nieco na siebie uważać. Ale i tak było mu z tym źle, jakkolwiek to brzmiało. Westchnął i postanowił przeczekać chwile grozy i wszedłby w głąb mieszkania, gdyby z wnętrza klatki schodowej nie dobiegło go skomlenie. Mimo wszystko postanowił zaryzykować, wejść piętro wyżej na górę i kiedy to zrobił, nie żałował. Sam. Pies leżał w kącie z zakrwawioną sierścią, na widok Mathiasa skulił się. Chłopak bez wahania do niego podszedł nie zważając na żałosne ostrzegawcze skomlenie. Pochylił się nad zwierzęciem i dał obwąchać mu swoją dłoń, a kiedy kundel poznał w nim zapach przyjaciela, pozwolił, aby le Brun dotknął jego sierści i sprawdził stan, w którym się znajduje. Jednocześnie głaskał go wolną dłonią po łbie. To nie był inny pies, a człowiek. Chłopak pomyślał o ciastkarni Dory i uświadomił sobie smutną prawdę o wielu innych lokalach w KOLCu. Smakołyki mięsne z psów, cudownie, wręcz rewelacyjnie, kolejni wariaci szukający ofiar, bo te, które już poniosły śmierć, im nie wystarczą. - Chodź, mały – mruknął, choć jego własne słowa zdawały się go rozśmieszyć – Mam coś dla ciebie – z kieszeni kurtki wyjął tytułowe ciasteczka od Cioci Dory, podsunął je psu pod pysk i zobaczył, jak połyka je w kilka sekund. Smakowało. Chciał jeszcze? Żaden problem. Sam chłopak tego nie jadał, bo dobrze wiedział, skąd pochodzi mięso i że świadomie buntuje psa przeciwko ludziom, no tak, haha, pies ludojad – Smakuje? Masz jeszcze. |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Pon Lip 08, 2013 10:54 am | |
| Stare opuszczone mieszkanie
Biedni ludzie idący ulicą widząc rozhisteryzowaną, upaćkaną krwią dziewczynę odwracali na chwilę głowę, a następnie szeptali między sobą często pukając się placem po głowie. A kto by tak nie zrobił na widok na zmianę śmiejącej się i płaczącej osóbki, która odskakiwała z piskiem przerażenie gdy tylko ktoś zbliżył się do niej na odległość metra. I w ten sposób Ev przemierzała kolejne uliczki Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej w poszukiwaniu miejsca, które byłoby jej znajome. Najgorsze było to, że aktualnie dla niej każdy człowiek był wrogiem. Każdy mógł ją pojmac, zaprowadzić na posterunek i oddać Strażnikom, którzy rozprawiliby się z nią dość szybko. Albo nie szybko, najpierw by ją pomęczyli, porobili jej nadzieję, a dopiero potem powiesili w centrum Kwartału z tabliczką „morderca”. Widząc w oddali Strażników omal nie padła na zawał. Wyobraźnie podpowiadała jej coraz gorsze scenariusze spotkania z nimi. Każdy kończył się oczywiście jej śmiercią, ale kolejne były coraz bardziej widowiskowe. Ev potrząsnęła głową i ruszyła biegiem do pierwszego lepszego zdemolowanego bloku. Kiedy tylko przekroczyła próg zaczęła się histerycznie smiać. Dlaczego? Dlatego, że ujrzała człowieczka częstującego ciastkami psa. Przez chwilę chodziła w kółko histerycznie się śmiejąc. – Cześć osobo, która nie wie co zrobiłam! – Przywitała chłopaka. No cóż, można było spokojnie stwierdzić, że jej odbija. Zwłaszcza, ze chwile później stanęła przed Mathiasem i chwyciła go za koszulę. – Prawda, ze nie wiesz? – Spytała i przez chwilę patrzyła mu w oczy. Później puściła go i klękając skryła twarz w zakrwawionych dłoniach dostając kolejnego napadu płaczu. – Ja naprawdę nie chciałam, rozumiesz? Nie chciałam tego zrobic! – Mówiła przez łzy. – Błagam, nie mów im. Nie chcę umrzec. Zrobie co chcesz, tylko im nie mów… – Nie docierało do niej, że człowiek przed nia prawdopodobnie nie ma zielonego pojęcia o czym ona mówi, co zrobiła i czego ma komu nie mówić. Histeria wzięła nad nią górę już jakiś czas temu. Mniej więcej wtedy, kiedy zakrwawiona wyszła z budynku i zaczęła biec na oślep. I do tej pory nie chciała jej wypuścić ze swoich szponów.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Pon Lip 08, 2013 3:57 pm | |
| Wspomnienia były przekleństwem, nawet jeśli była to tylko jedna upojna noc, niepozbawiona mocnych wrażeń, łez, współczucia i przymusu. Poznał ją kilka dni wcześniej, wygłodniałą, proszącą o jedzenie, dopiero zaczynała, była niewinna oraz bezbronna, taka właśnie przedstawiła się w oczach Mathiasa. Dał jej pieniądze, w przypływie cholernej dobroci, potem tego żałował, nie dlatego, że było mu szkoda gorsza, ale z powodu słabości, jaką wtedy okazał. Ale wyrzuty sumienia, o ile… zwał, jak zwał, zniknęły, kiedy tylko dziewczę zaproponowało zapłatę. Był miło, wesoło, momentami zabawnie, należała do ładnych, to go podniecało i jarało. Potem oczywiście miał ochotę to powtórzyć, ale za każdym razem tchórzył. Żal i zrozumienie powoli od niego docierały i nie chciał krzywdzić jej jeszcze bardziej, nie chciał stać się podłym wyzyskiwaczem, bo być może był sadystą, był idiotą prowadzących rzesze pogrążonych w żałobnym transie ludzi, jak owieczki na rzeź, ku śmierci, ale miał na tyle godności i honoru, aby nie zmuszać kobiety do seksu. Owszem, gwałt na porządku dziennym, ale nie szantaż. Gdyby chciał, mógłby mieć którąkolwiek, posiadał pieniądze, swego rodzaju, w tym społeczeństwie, status na dobrym poziomie i nie mógł sobie w zarzucić brzydoty. Tak, podejście do życia pod tytułem „Jestem piękny i cudowny, spójrzcie w moje oczy, albo zajrzyjcie do kieszeni, moja forsa cię ośmieli”. Teraz czuł się źle, choć nie przez seks, nie przez tamtą noc, po prostu, nie chciał dla kogoś takiego losu trybuta, wolał, aby Sabriel żyła, żeby była tą popieprzoną dziwką wykorzystywaną, ale wciąż dobrą, tą nieszczęśliwą dziewczyną, a nie martwą. Znał ją, a teraz klęczał nad jej psem i karmił go ciasteczkami z ludzi, w ogóle sam fakt, że zwrócił na niego uwagę był zadziwiający, bo generalnie przeszedłby obok, nie spojrzał, po prostu zapomniał, a tym razem na siłę przywołał wspomnienia, na siłę brnął w przeszłość. I pomyślał o Katy. Coś ukłuło go w sercu, pustka się pogłębiła, wtargnęła jeszcze dalej. Czuł jak zimno, a może gorąco, nie potrafił określić, zalewa jego ciało, serce przyspiesza, a świat powoli się zamyka na powrót zamieniając się w pułapkę, pułapkę uczuć. Nie, nie warto się w nie zagłębiać, dosyć, cholera… dosyć… przestań! Usłyszał kroki, odwrócił się w kierunku schodów i czekał, aż tajemnicza postać się ukaże. To była dziewczyna, skądś mu znajoma, ale prawdopodobnie tylko z widzenia. Nie była niebezpieczna, nie świadomie niebezpieczna, po prostu niezrównoważona, a przynajmniej na taką wyglądała. Mathias opuścił rękę, która już spoczywała na chwycie pistoletu, ale nie przestawał być czujny. Przez chwilę stał niespokojnie czekając, aż nieznajoma się uspokoi, ale się na to nie zanosiło, wręcz przeciwnie, prawie, że rzuciła się na niego chwytając za koszulkę i trzęsąc. Od razu się odsunął na bezpieczną odległość wciąż ją obserwując. Chciał zapytać, czy ktoś za nią szedł, zwłaszcza Strażnicy, ale podejrzewał, że w takim stanie nie odpowie na jego pytanie. Z drugiej strony miał ochotę po prostu rzucić czymś w stylu „przestań się kurwa mazgaić”, ale uznał, że to dosyć nietaktowne, a zwłaszcza nieprzemyślane ze względu na to, że mogłaby krzyczeć lub wybiec, a wtedy Strażnicy na pewno by się pojawili. Nie miał ich ochoty widzieć, ze względu na cokolwiek. Podszedł do niej i ukląkł obejmując jednym ramieniem i delikatnie przyciskając jej twarz do swojej piersi. Nie wiedział, dlaczego był taki delikatny, bo aż korciło go, aby zamiast głaskać ją czule po głowie, po prostu chwycić za włosy i potrząsnąć. Ale spokojnie, opanuj się le Brun. -Ćśśśś – mruczał kołysząc się to z przody na tył, jakby usypiał małe dziecko, wciąż ją tulił – Nikomu nie powiem – dodał po chwili i odgarnąwszy jej włosy z twarzy, odsunął się od niej, ujął ją za brodę i spojrzał prosto w oczy – Ktoś cię zaatakował? – spytał uśmiechając się delikatnie ukazując rząd równych zębów (cóż za królicza skromność) – Nie musisz odpowiadać od razu, usiądź i zjedz coś – podał jej ciasteczko, a może inaczej, po prostu prawie wetknął je jej do buzi.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Pon Lip 08, 2013 7:36 pm | |
| boże, jaki krótki .____.
Reakcja chłopaka była dla niej dziwna. Nienaturalna. Do jej rozhisteryzowanej głowy nie docierało, ze ktoś może być dla niej… dobry. Jej światopogląd, który przez jakiś czas opierał się na tym, z każdy jej nienawidzi, lekko podupadł. A w raz z nim podupadła histeria, która dopuściła do głosu normalne myślenie. No, powiedzmy, że normalne. Wciąż widziała przed iczami ciało lezące w kałuży ktrwi, ale starała się już nie histeryzowac, nie panikowac i nie zachowywac się jak kompletna wariatka, która ktoś wypuścił przypadkiem z psychiatryka. Uswiadomiła sobie, ze własnie siedzi na podłodze w objęciach obcego chlopaka, który chce ja uspokoić. Tyle, ze jej to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Nikomu nie powiem To dobrze, ze chociaz tyle. Chociaz równie dobrze mógł perfidnie ją okłamywac. Ev nie wiedziała po co miałby kłamac, ale aktualnie miał dość dziwne pomysły. Chłopak zmusił ja do tego, żeby popatrzyła mu w oczy. Ktoś cię zaatakował? Nie musisz odpowiadać od razu, usiądź i zjedz coś - T-tak… A ja go… – Tu ugryzła się w język. Po co to mówić. I tak pewnie po jej stroju się domysli. Oczywiście o ile nie wie już o wszystkim. W końcu po Kwartale informacje rozchodza się niczym ciepłe bułki. A nie, ciepłe bułki się tutaj nie rozchodzą. Tutaj są rozkradane. Po chwili chłopak bezceremonialnie wepchnął jej do ust ciastko niewiadomego pochodzenia. Chcąc nie chcąc ugryzła kawałek, a resztę wzięła do reki. Przyjrzała się towarzyszowi dokładniej i zdała sobie czegoś sprawę. Chłopak, który teraz ją uspokajał, nie tak dawno lezał zakrwawiony w Violatorze.A przynajmniej tak wydawało się Ev. – Czy ty przypadkiem nie zostałeś niedawno postrzelony? – Spytała dla pewności. Trochę było dziwne, ze ktoś z dwoma ranami postrzałowymi zamiast wylegiwać się w Violatorze włóczy się po walących się budynkach i dokarmia bezdomnego psa. Ale ludzie są dziwni, może takie ma hobby? A może to po prostu nie on, tylko ktoś podobny do niego. Chociaż to mało prawdopodobne, ze na tak małą ilość ludzi z Kwartału znalazły się dwie podobne osoby. Tak podobne, ze można je ze sobą pomylić.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Wto Lip 09, 2013 8:44 am | |
| Bycie miłym nie było takie trudne, przynajmniej według Mathiasa, on w sumie nie miał nic przeciwko temu, aby co jakiś czas okazać komuś nieco dobroci i go pocieszyć, mhm. Oczywiście często kryły się za tym inne intencje, tym razem po prostu obawa przed tym, że dziewczyna zwróci na siebie oraz na niego niepotrzebną uwagę. Dlatego wciąż przy niej klęczał i czekał aż posłusznie zje ciastko. Korciło go, aby dodać coś od siebie, ale wtedy znowu się odezwała i doszedł do niebywałego wniosku, że wspomnienie o ludzkim mięsie nie należy do tej chwili i… właśnie, wtedy mógłby się spodziewać jedynie histerii, jeszcze większej albo po prostu – sam nie wiedział, jak zachowałaby się dziewczyna, skoro już teraz, po prawdopodobnym zabiciu kogoś popadła z rozpacz. Ale już powoli wracała do siebie, czyli… -…nie było wcale tak źle? – spytał z lekkim uśmiechem i choć nie miał złych zamiarów, dziewczyna mogła to odebrać zupełnie inaczej. Zabijanie, cholera, to zbrodnia, ale le Brun nauczył się już nie zwracać na to uwagi. To tylko kolejny etap, który trzeba przejść, chociaż potem już będzie pustka oraz nicość ale mimo wszystko nie chciałby żyć wiecznie. Póki co ma kilka spraw do załatwienia za życia, zatem będzie musiał pokalać tę ziemię jeszcze przez kilka lat, a może i dłużej, ale ja szczerze, to mu więcej niż trzydziechy nie daję. Taki typ, że pakuje się często w jakieś sprawy, z których potem trudno się wykaraskać, choć jemu zdecydowanie sprzyja szczęście, bo wielokrotnie wychodził prawie-cało z przeróżnych sytuacji. Tym razem skończył w Violatorze, w dziwnych okolicznościach, bo wciąż nie pamięta jak udało mu się tam dotrzeć, chyba przez szok, z dwoma ranami postrzałowymi i musiał dokończyć pewną sprawę. Wszystko rozpoczęło się w dniu Dożynek. Wylosowali jego siostrę. Niech się udławią jebanym nadmiarem słodyczy oraz rozrywki, bo le Brun miał zamiar zrobić to, na co do tej pory nie odważyłby się nigdy. Poprawił szelki plecaka i zrzucił go z ramion luźno stawiając koło rannego psa. Spojrzał na sama i stwierdził ponuro, że musi się nim zająć, zanieść do burdelu, ale zanim to… -Byłem postrzelony wiele razy – rzucił wymijająco obrzucając dziewczynę krytycznym wzrokiem, wstał na równe nogi i wyciągnął w jej kierunku rękę – A ty skąd wiesz takie rzeczy? – spytał marszcząc brwi, po chwili dodał cicho i ostrzegawczo - nie wtrącaj się. |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Wto Lip 09, 2013 9:23 am | |
| …nie było wcale tak źle? gdyby wzrok mógł zabijać, to miałaby przed soba kolejnego trupa. I tym razem nie histeryzowałaby z tego powodu. Chociaż nie, pewnie by histeryzowała. Tylko teraz sobie tak wmawia. Ale jeszcze nikt nie wynalazł czegoś, co sprawiałoby, ze wzrok by zabijał. To dobrze. Z resztą człowiek, który by posiadał taką moc musiałby być bardzo samotny. W końcu na kogo by nie spojrzał, ten padałby trupem. I musiałby nie mieć sumienia, bo żaden przeciętny zjadacz chleba nie wytrzymałby wyrzutów spowodowanych zabijaniem ludzi przez samo patrzenie na nich. – No sama przyjemność, wiesz? – Mruknęła głosem przesyconym ironią. -Byłem postrzelony wiele razy Tak, to wiele wyjaśnia. Ev chwyciła rekę chłopaka i podniosła się z ziemi. Gdy już stanęła na nogach otrzepała się z kurzu, co dało jej tyle co nic. A ty skąd wiesz takie rzeczy? Nie wtrącaj się. Ev wywróciła oczami. Nie słuchała plotek, więc nie wiedziała czy już wie o tym większość kwartału, czy sprawa ucichła. Najszybciej roznosza się wiesci o egzekucjach. Najszybciej i najbardziej dobitnie. W końcu, jeżeli Ev o tym wie, to znaczy, ze musi to być stanowczo zbyt często powtarzany temat. Ale każdy szuka rozrywki. Jakiejkolwiek. Nawet takiej, zawsze to jakies urozmaicenie. Oczywiście tylko z perspektywy widza, bo raczej sam głowny bohater historyjki nie jest zbyt zadowolony. Ev z reguły nie chodzi na publiczne egzekucje, ale chyba łatwo się domyślić, że przyszły trup nie uśmiecha się i nie rozdaje autografów. – Jakoś przypadkiem to zauważyłam, kiedy weszłam do Violatora, a jakas pielęgniarka ratowała ci życie. – Mruknęła. – W ogóle z czym jest to ciastko? – Spytała kończąc je jeść. Rozglądnęła się po bloku. Ciekawe kto tu mieszkał przed atakiem rebeliantów. I ciekawe czy ci ludzie przeżyli. Ev cicho westchnęła. Teraz mieszka tu tylko jakiś kundel, który chyba nie był najlepszego zdrowia. Oto, jak skończył Kapitol. Kiedyś piękne miasto aktualnie było w większości zdemolowane. W połowie zamieszkane przez rebeliantów, a w jakiejś części zamieszkane przez swoich prawowitych mieszkańców. Którzy wioda względnie spokojne, otoczone murem i Strażnikami Pokoju życie. Swoją droga prawdopodobnie niedługo zacznie się parada. Teraz Ev pożałowała, ze zakończyła żywot swojego niby – telewizora. Chociaż może to lepiej, że nie oglądnie rozpoczęcia Igrzysk. Już ma fatalny humor, po tym mogłaby już do końca ześwirować. Jeśli już nie zalicza się do kategorii wariatka. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Wto Lip 09, 2013 5:51 pm | |
| Gdyby ludzie mogli zabijać wzrokiem... Ciekawa rozkmina, swoją drogą. Mathias, jak można się domyślić, pierwszy raz miał już za sobą. W sumie to wyszło tak przypadkiem, nie chciał tego, ba, nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że byłby w stanie do zamordowania kogoś. Były to czasy, kiedy miał jeszcze dziewięć lat, już od dawna kradł, powoli zaczynał dilować. Poznawał świat, który odkrywał dla niego coraz więcej ciemnych braw, coraz więcej obrazów, których wolałby nie oglądać. Owszem, wcześniej wielokrotnie widział różne śmierci, czasami zadawał je zwierzętom. Był małym psycholem, ale wciąż dzieckiem, dzieckiem-psycholem? Normalni rodzice bali się zostawiać swoje pociechy z nim sam na sam, bo prócz głupich pomysłów zabaw, które dla niego były po prostu ciężką pracą, miał duże pojęcie o ludziach oraz szerokie wyobrażenie o rzeczach, o których dziewięciolatki pojęcia jeszcze nie mają. Wygadany, pewny siebie i po prostu bezczelny, nie szanował starszych. Nic więc dziwnego, że przyłapany na kradzieży zamiast przeprosić i uśmiechnąć się, rzucił kilkoma uwagami w kierunku muzyczny o czerwonych jaskrawych brwiach. Był wściekły, przeklinał, wrzeszczał i bił, aż w końcu zaciągnął go w róg i próbował wykorzystać. To był chyba odruch, ludzka próba obrony przed najgorszym. To była tylko butelka, zamachnął się nią, trafiła w skroń. Skonał na miejscu. Mathias uciekł, przez kolejne dni płakał, nie odzywał się do nikogo, ale w końcu wziął w garść. Od tamtej pory jednak nie miał już wyrzutów sumienia, zrozumiał, że ludzie to tylko posrane śmiecie, od których można otrzymać w nagrodę tylko kopa w dupę. Nic poza tym. I niech tak zostanie, czym więcej się zaćpie, tym lepiej. -Próbował cię wyruchać? - spytał z rozbawieniem ciekawy, po cholerę jakiś facet miałby atakować zwykłą mieszkankę KOLCa, przecież tu nikt nie ma pieniędzy, oprócz Fransa. On szasta nimi na prawo i lewo. Skurczybyk, dobrze się ustawił. Mathias też, ale wciąż miał na utrzymaniu młodszą siostrę. Miał. Już nie. Violator. Cholera. Kto tam jeszcze był? Cudownie. Nie ma co... Cały KOLeC zebrał się wtedy s burdelu i oglądał akcję ratunkową Mathiasa. Jednak nie odpowiedział, obrzucił ją krytycznym spojrzeniem. Nie chciał rozmawiać na ten temat, zgłębiać się w szczegóły, dlatego dał jej jasno do zrozumienia, że jeśli dalej będzie go ciągnąć, to się zdenerwuje. No... Może nic nie powiedział, ale powinna się domyślić. Zamiast tego po prostu się uśmiechnął, a potem po prostu otwarcie zaśmiał. -Z mięsem - odpowiedział wzruszając ramionami - Na pewno nie zwierzęcego - dodał wyjmując kolejne i je także wepchnął jej do ust - smakuje? |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Wto Lip 09, 2013 6:16 pm | |
| Próbował cię wyruchać? Całkiem uprzejme pytanie. Ale w ciągu tych paru zdan zamienionych z chłopakiem stwierdziła, że na uprzejmość z jego strony raczej liczyc nie może. – Chciał mnie okraść. Nie wiem z czego, ale chciał. – Mruknęła. Faktycznie. Jeśli tamten by wygrał to mógłby się poszczycić zdobyciem kolejnego noża. I ewentualnie ciuchów, które raczej na niego nie byłyby dobre. Może spodziewał się, ze Ev jest jakąś bardziej zamożniejszą mieszkanką Kwartału. Jeśli tak, no to cóż, trafił pod zły adres. I raczej już pod inny nigdy nie trafi. Z mięsem. Na pewno nie zwierzęcego Spojrzała na niego oczekując, ze zasmieje się, czy cokolwiek. Że da znac, ze tylko sobie żartuje. Zamiast tego wepchnął jej do ust kolejne ciastko, które Ev natychmiast wypluła. – No nie… – w tym momencie żalowała, ze nie miała daru zwracania posiłków na życzenie. W tym momencie wiele by za taką umiejętność dała. I chociaż w pewnien sposób zrobiło jej się niedobrze, to wiedziałą, ze nic nie wskóra i ciasteczko teraz już wiadomego pochodzenia zostanie spokojnie strawione w jej żołądku. Cholera, naprawde? Naprawde ktoś robił ciastka z… z… z ludzi? W międzyczasie bezdomne psisko wzięło odrzucone przez Ev ciastko i ze smakiem zjadło. Pies – ludojad. Jak słodko. - Jak się nazywasz? – spytała, bo wypadałoby się w końcu dowiedzieć kto ją uspokaja i częstuje smakołykami dla kanibali. Ev była wiele w stanie zrozumiec, włącznie z tym, ze ktoś głodował, ale sama prędzej zdechłaby z głodu niż świadomie zjadła drugiego człowieka. Chociaż w sumei to definicja tak krucha jak to, ze nigdy nikogo nie zabije. Człowiek trafia na sytuację bez wyjścia i padam! Koniec z deklaracjami dobrego i przykładnego życia. Które i tak nic nikomu nie daje. Ev jeszcze nie słyszała, żeby w Kwartale uczciwość komuś popłacała. Oczywiście, da się żyć spokojnie i uczciwie, ale żadnych dużych korzyści z tego nie ma. Ev spojrzała po raz kolejny na psa po czym podesżła do niego i spróbowała pogłaskac. Kundel musiał być udomowiony, bo nie rzucił się na nią i nie odgryzł jej reki. Dzieki Bogu. Biedne psisko, nieswiadome co przed chwilą zjadło. Ale w sumie takiemu psu to dobrze. Łazi gdzie chce i nikt go nie wylegitymuje. Nikt go nie zaczepi, jeśli ucieknie z Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej, który to kwartał tak na prawde nikogo nie chroni. Nikt go nie zastrzeli, nie skrzyczy. Jest sobie psem, który je co chce, sika gdzie chce, robi co chce. I nikt mu niczego nie zabroni. To dziwne, ale Ev poczuła w tym momencie dziwną zazdrość do kundla. – On jest twój? – Spytała. Było to możliwe, w końcu chyba nie było jeszcze zakazu posiadania zwierząt domowych. Tyle, ze nikomu się nie chciało ich mies. Darmozjady, które nie przynoasza korzyści. No dobra, dla niektórych to mogłoby być cenne źródło białka na ostatnią godzinę. Albo nie na ostatnią, zależy od upodobań danego człowieczka.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Wto Lip 09, 2013 8:38 pm | |
| -Szkoda, liczyłem na coś więcej – wyrwało mu się, ale tylko wzruszył ramionami, jakby od niechcenia. Odwrócił się do dziewczyny tyłem i przykucnął przy psie, pogłaskał go po łbie i położył pod pysk kolejne ciasteczko. Sam nigdy by ich nie tknął, to znaczy, z własnej NIEPRZYMUSZONEJ woli, ale często uprzejmość zmusza, aby skosztować czyjś wypieków. Albo wypłata – jak kto woli. Mathias naprawdę rzadko dał się jej namówić, ale kiedy już perfidnie groziła brakiem wynagrodzenia, on szantażował ją, że więcej nie przywiezie jej towaru i… generalnie często się kłócili, ale i tak Dora należała do osób, z którymi chłopak potrafił wytrzymać. W końcu ciągnie swój do swego, jak to mówią. Jako, że on jest wariatem, a ona starszą psychopatyczną kobietą, jakoś się dopełniają i jest im w swoim towarzystwie dobrze. Mniejsza jednak o to, bo prawda jest taka, że ludzie często robią rzeczy, do których wcześniej nie byliby zdolni tylko dlatego, że muszą. A KOLeC jest jednym z miejsc, w którym zdarzają się takie rzeczy. Ba, myśleliście, że nikt jeszcze nie zjadł drugiego człowieka w getcie? Na pewno zdarzały się takie przypadki, czy to z głodu, czy to w celu produkcji ciastek – połowa Kapitolczyków to teraz kanibale. Mathiasa nabrała nagle ochota, aby podpytać się, gdzie zaatakował ją mężczyzna w celu wszystkim dobrze znanym, ale przyznał sam przed sobą, że nie miał teraz ochoty, nawet najmniejszej i za jakiekolwiek pieniądze, targać obcego człowieka do ciastkarni ze względu na swój kiepski stan oraz to, że ostatnio wszędzie byli Strażnicy, gdzie nie spojrzeć: stali na rogach ulic, spacerowali. Albo to po prostu paranoja. Na pewno, zawsze tam byli, tylko teraz le Brun zwraca na niego większą uwagę. Śmiał się przez chwilę, po prostu rozbawiony jej reakcją, miał ochotę powiedzieć „Smacznego”, ale powstrzymał się widząc minę dziewczyny. Mówi się trudno, jeśli widok krwi ją przerażał, to zapewne do tej pory musiało spotkać ją mało złego, w mniemaniu Mathiasa, który generalnie… chyba zaczął postrzegać nowopoznaną jako nieco bojaźliwą oraz tchórzliwą kobietę, zwykłą i tradycyjną mieszkankę Kapitolu, która kiedyś opływała w bogactwie. To widać, on dostrzega takie szczegóły. -Mathias – odpowiedział, kiedy usłyszał pytanie, na chwilę na nią spojrzał jakby oczekując jakiegoś przywitania lub po prostu przedstawienia się. Potem skupił swoją uwagę na psie, obejrzał ranę po dźgnięciu i stwierdził z nadzieją, że nie jest głęboka i pies zapewne położył się tu, aby odpocząć i nieco się podkurować. Niemniej jednak obiecał sobie, że jeśli spotka tych ludzi na swojej drodze, po prostu zabije, był tego pewien, bo pomimo wszystko czuł się za to odpowiedzialny, zwłaszcza, że kiedyś coś jej obiecał. Właśnie, że jeżeli zachoruje lub stanie jej się coś złego, żeby podkarmiał Sama, dbał o niego czasami, a Mathias, może pod wpływem emocji odpowiedział, że tak zrobi. Głupi, dlaczego nie zadbał o to wcześniej? Powinien był od razu to zrobić, znaleźć go i zadbać, ale nie… on musiał wpaść w jakieś tarapaty. Katy, Katy, Katy. Mała Katy. Miała tylko czternaście lat. Jebać to, powybija ich wszystkich, jest tego pewien, pewien tego, że pragnie zemsty i ją uzyska. Teraz czy później, nieważne. -Nie – odpowiedział od razu, chyba za szybko, znowu na nią spojrzał i wstał powoli pozwalając, aby teraz ona go głaskała – Należał do mojej… - urwał nie wiedząc, jak nazwać Sabriel, „przyjaciółki”? „Kochanki”? Więc po prostu – Była taka jedna, pieprzyłem się z nią, teraz ma kłopoty, więc się nim opiekuję – dokończył w końcu, odwrócił wzrok na ścianę, jakby chciał uciec nim przed Evelyn, zmarszczył brwi i uśmiechnął się do siebie w duchu. Nie jest tak źle, będzie dobrze, na pewno. Ale i tak wciąż czuł wewnętrzny ból, który wręcz rozrywał go od środka. Tęsknota? Złość? Bezradność? Może po prostu nagle zrozumiał, jaki jest samotny w swoim przeklętym życiu, jak wiele stracił, nie, nie porzucił, po prostu stracił, ktoś mu to odebrał. Katy. Sabriel. Ashe. Candy. Wszystkich uwięzili rebelianci, zamknęli i po prostu… nie wiedział nawet, co mógłby ze sobą zrobić, jak postąpić, którędy pójść. Chyba chciał się zemścić, ale do końca nie wiedział jak, był tylko człowiekiem, nie robotem, który wykonuje rozkazy, mógł mieć wątpliwości, mógł się bać. Czuł ciężar obowiązku na swoich plecach, w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu i przeklinał siebie za chwilę zwątpienia. Niech rozpocznie się zabawa. Do dzieła. -Ma na imię Sam – powiedział w końcu dziwnym głosem, spoglądał na psa w skupieniu i dziewczyna mogła się domyślić, że chodzi o niego. Le Brun wyglądał tak, jakby właśnie nad czymś intensywnie myślał, ale w końcu obrzucił Evelyn spojrzeniem prawie czarnych lecz wciąż ciemnobrązowych ocząt – I jest swój, tak jak mówiła Sabriel. Pierdolę, to chore, jej już nie ma, o czym ja do cholery mówię? Nie ma nikogo, niedługo, niedługo nie będzie już nikogo, niczego, zostaną po prostu puste skrzynie porozstawiane na ulicy jak pionki poruszające się w rytm wybijanych bębnów. Zajebisty system obejmujący tylko korzyści dla jednej ze stron, mamy to co chcieliśmy i chyba na to zasługujemy, ale nie chcę tak żyć do końca, to nie ma sensu, to… wierzysz, że to będą ostatnie Igrzyska? Nie, na pewno nie, ludzie będą się buntować i zbudują kolejne – urwał na moment i spojrzał na Evelyn – Zgadzasz się ze mną? – było to dziwne pytanie, oczywiście w jego stylu, bezpośrednie i jasne w przekazie, ale wciąż nie wierzył, że to powiedział, bo, cholera, bał się, bał się jak diabli. Ale spojrzał na siebie, spojrzał na nią i na Sama, przypomniał sobie o Sabriel, o Katy i o Ashe, która ma szansę jeszcze przeżyć, ma…? Nie, to tylko iluzja, ale chciał w nią wierzyć. Jemu przecież się udało, stoi tu, cały i zdrowy, więc będzie dobrze, po raz kolejny sobie to obiecał, ale jaką wartość mają jego słowa wobec całej potęgi Kapitolu i Rebeliantów? Frans by go teraz ochrzcił, i to potężnie, bo w końcu zaczął pękać. I powoli przestał myśleć o sobie w kategorii Boga oraz Pana „Pocałujcie mnie wszyscy w dupę, bo to moje podwórku”. Chyba czas zejść na ziemię, ale to złe, bo gdyby to zrobił, nie byłby sobą, nie byłby tym Mathiasem le Brun, który tamtego dnia uwziął się na cały świat i obiecał sobie, że przeżyje. Teraz nie żałował i mógł powiedzieć przed samym sobą, że chyba dobrze zrobił. Kto wie, może nie jest tylko głupim darmozjadem i jakoś się komuś posłuży, w dobry, nieśmiertelny sposób.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Wto Lip 09, 2013 9:26 pm | |
| Szkoda, liczyłem na coś więcej. Ev w odpowiedzi prychnęła nawet nie patrząc na chłopaka. Był strasznie bezpośredni. I dobrze, nienawidziła ludzi fałszywych, którzy nie umieją powiedzieć wprost o co im chodzi. Może tez dlatego tak bardzo zabolało ją to, ze Lucy nie była w stanie od razu jej powiedzieć, że Booker został trybutem. Sama nie wiedziała co teraz myśleć o osobie, którą przez długi czas uznawała za przyjaciółkę. Nie wiedziała, czy ją przekreślać, czy też po prostu przestać ją o to obwiniać. Może gdyby Fred się nie napatoczył, to by powiedziała o wszystkim, ale cóż… Tego raczej już teraz Ev się nie dowie. - Evelyn. – Odpowiedziała i przez chwilę wahała się czy podać mu rękę, czy nie. Zanim zdążyła zdecydować Mathias już zwrócił swoją uwagę na psa, więc postanowiła to olać. Teraz dopiero zauważyła, ze pies ma niezbyt ładną ranę po… Po czymś. Nawet nie chciało jej się skupić i pomyśleć co tez przydarzyło się temu szczęśliwie żyjącemu stworzeniu. Była taka jedna, pieprzyłem się z nią, teraz ma kłopoty, więc się nim opiekuję. W sumie chciała rzucić jakąś złośliwą uwagę, ale zwyczajnie nie mogła. Widziała, ze Mathias odwrócił wzrok. Na pewno nie ze wstydu. Mathias nie był człowiekiem, który uważa na to co mówi, czy też wstydzi się swoich czynów. To zdążyła zauważyć po tej krótkiej rozmowie. Ale widziała też, ze coś go dręczy. Jak każdą osobę w Kwartale. Albo przynajmniej większość jego mieszkańców. Każdemu kochana rebelia zabrała kogoś bliskiego. Każdemu odebrała dom, rodzinę, często też wszystkich znajomych. Którzy niekoniecznie zginęli. Często, żeby ratować własną dupę przechodzili na stronę rebeliantów. Ev pomyślała, ze trzeba było tak zrobić. Ale była zbyt uparta. Nie wyobrażała sobie siebie patrzącej teraz na Kwartał bez wyrzutów sumienia, że ona podstępem uniknęła kary, a większość jej znajomych została zamknięta w dziurawych murach KOLCa. Dziurawych, a jednak praktycznie nie do przeskoczenia. Wiele osób próbowało uciekać. Kończyło to się w najlżejszym wypadku więzieniem. Czasami egzekucją, jeżeli danej personie uzbierało się wcześniej trochę grzeszków. Ev nie chciała zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Była ta z tych bojaźliwych osób, które wolały zyć w zgodzie z tymi na górze. Czasami zdawało jej się, ze już nie będzie w stanie dłużej siedzieć i obserwować, jednak strach zwyciężał. Teraz widziała, ze choćby nawet człowiek ukrył się sto metrów pod ziemią, to i tak go wyciągną i zgnoją. Często za samo nazwisko. Bo nikt nie wmówi jej, że przypadkiem na trybutów wybrano obu Crane’ów. I przypadkowo wybrano również Snowówne. Co za zbieg okoliczności. Wysłuchała wypowiedzi Mathiasa i przez chwilę milczała. - Coin uważa się za lepszego prezydenta od Snowa, a gra w ta samą grę, w której pionkami jest dwudziestu czterech trybutów, a plansza arena. Uważa, ze jest dobrze, ale nie zauważyła, ze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie zauważyła, ze nie każdy jest zadowolony z tego co się dzieje w panem. Nie wiem w ogóle po co ona mieszała się w to wszystko. Mogła siedzieć sobie cichutko pod ziemią i rządzić swym mini – państewkiem. Ale po co chronić to, co już jest w miarę ogarnięte? Trzeba było wychylić swój nos i zniszczyć ponad połowę panem, żeby dojść do władzy i robić to samo co robili poprzednicy. – odpowiedziała głosem przesyconym nienawiścią do Coin. – I oczywiście, ze się zgadzam. – dodała kopiąc jakieś przypadkowe coś leżance na ziemi. – – Tylko boję się, za na kolejną rewolucję trzeba będzie czekać tyle co i na tą. Powiedzmy sobie szczerze, kto ma wywołać rebelie? Byli mieszkańcy Kapitolu mojego pokroju, którzy boją się własnego cienia? Jeśli nie zrobią tego rebelianci z trzynastki, to przyjdzie nam oglądać jeszcze nie jedne Igrzyska Głodowe. I los raczej nie będzie nam sprzyjał. – Powiedziała i spojrzała na Mathiasa. Taka była prawda. Kto chwyci za bron, żeby walczyć o swoje, jeśli większość ludzi z Kwartału po zabiciu kogoś zachowywałaby się podobnie do Ev, a przeciwnicy zabijaliby bez litości? Owszem, są wyjątki. Są ludzie, którzy potrafią walczyć. Ale nie jest ich tylu co ludzi Coin.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Sro Lip 10, 2013 4:49 pm | |
| Evelyn. Skądś znał, na pewno. Niemniej jednak nie potrafił przywołać sobie na myśl konkretnego momentu z przeszłości. Błądził wokół jednego imienia i nazwiska, konkretnej twarzy, ale czyjej? Odczuwał jedynie niepokój, bo wiedział, że mimo wszystko powinien pamiętać. Jeśli nie ją, to tą drugą osobę, to… nie, może to inna Evelyn, na pewno nie dziewczyna Bookera. Zresztą, rzadko o niej wspomniał, raz coś wspomniał, nieważne. To nie jego sprawa i szczerze powiedziawszy, mało go to interesuje, bo tak naprawdę miał z nim niewiele wspólnego. Jasne, szkoda chłopaka, ale kim on był przy Katy? Kiedy wspominał Igrzyska, to ona przychodziła mu na myśl, i teraz będzie tak do końca, o ile coś tym nie zrobi. Ale niestety, był tylko mieszkańcem KOLCa, do tego paskudnie rannym i mógł niewiele zdziałać w tej sprawie, zwłaszcza wobec całej władzy Kapitolu, wobec Coin czy innych ludzi, którzy na pewno nie byliby zadowoleni widząc go poza gettem. Nie, jednak nie, mylił się co do tego, na pewno byłoby im do śmiechu, tym razem zawlekliby go do jakiejś innej celi, nieco torturowali, bo czemu nie? To przecież kolejny uciekinier marzący o utopijnej wolności oraz swobodzie, kolejny dzieciak, który za nadto interpretował swoją siłę i możliwości. Ale on doskonale wiedział, kim jest i do czego jest zdolny, problem jednak tkwił w tym, że nie potrafił powiedzieć sobie „stop, Mathias, nie rób tego”. Od zawsze był raptusem, łatwo ponosiły go wszelakie emocje i tak mu już pozostało, zatem często po prostu za siebie nie odpowiadał. Być może to efekt uboczny narkotyków, być może wewnętrznego wciąż ukrywanego strachu, który nim targał na wszystkie strony – w tym właśnie momencie. Czuł się jakby ktoś wbił mu nóż w serce, naprawdę, nie wiedział, co mógłby ze sobą zrobić, w tym jednym konkretnym momencie, które należało do tych, w których najczęściej ponosiły go emocje. Ale on natychmiast wyparowały. Nie dlatego, że nie panował nad sobą, ale dlatego, że chciał. Miał ochotę na kolejną działkę i wtedy poczuł do siebie wstręt. Tak bardzo pragnął na chwilę zapomnieć, na cholerną chwilę, która jest niczym względem całego życia, że byłby w stanie teraz odejść. Nawet bez pożegnania, ot tak, bo miał na to ochotę. Szczery do bólu, na zawsze, bo przecież taki ma być, bezpośredni, ma być sobą. Ale czy bycie sobą czasami oznacza – kłamanie? To… dziwne spostrzeżenie Mathiasa, który za ludzi fałszywych uważa takich jak ci, którzy nie mówią tego, co myślą. Z drugiej strony, jeśli ich cechą, nieodłączną częścią charakteru jest nieśmiałość lub skrytość? Nad tym się nie zastanawiał, nad uczuciami, nad strachem przed ludźmi, dopiero teraz, właśnie przy tej dziewczynie, która chyba nijak miała wpływ na jego wewnętrzne rozmyślania, zdał sobie sprawę z tego, że jest po prostu zwykłym ćpunem, kimś, kto nie ma żadnych perspektyw. I gdyby był tu Frans, na pewno palnąłby go w łeb, krzyknął po raz i wyzwał go od idiotów oraz tępych chujów, ale le Brun nie widział w tym nic złego, do tej pory. W końcu nie raz przydaje się ktoś, kto doprowadzi nas do pionu, ale szkoda tylko, że nie współgrają ze sobą – wtedy może inaczej patrzyliby na niektóre sprawy i lepiej siebie rozumieli. Chyba nadszedł czas na wyrzuty sumienia, bo było już wszystko: żal, wściekłość, rządza zemsty i skrajna rozpacz. Ale dlaczego wymieniam tylko negatywne uczucia? Czy w świecie takim jak ten nie ma już miejsc na te dobre, pozytywne i nieprzepełnione bluzgami chwile? Ha. Spytajcie Mathiasa, on wie najlepiej. -Gówno mnie to obchodzi, nie mam zamiaru czekać wieczność na to, aż ktoś ruszy łaskawie dupę i przypomni sobie, że w KOLCu mieszkają ludzie, a na arenie giną dzieci. Bo na tym się nie skończy, na pewno nie – nie był zły, jego głos już zelżał, spojrzał na dziewczynę z lekka przygnębiony, ale po części pozytywnie nastawiony. Do niektórych spraw. Usiłował się uśmiechnął, ale jego twarz była niczym marmur, nieustępliwa i twarda, więc jego usta wykrzywiły się w grymas – Nie wiem, miło mi było albo coś w tym rodzaju i jeśli masz ochotę dalej zabijać, a nie mazgaić się po kątach, to wpadnij jeszcze kiedyś do Violatora, znajdę ci jakąś robotę – mruknął i podszedłszy do psa, powoli i z trudem go podniósł, ale kiedy już się wyprostował, okazało się, że nie jest taki ciężki, na jakiego wyglądał. Przez ostatnie tygodnie niewiele jadał, może to jest ten powód – I witaj w krainie tych, którzy przekroczyli granicę nieśmiertelności – Bożą granicę. My, mordercy, kimkolwiek jesteśmy, zawsze uważamy się za Bogów. Odwrócił się w jej kierunku i machnął ręką, zszedł na dół, zrzucił plecak z ramion wrzucając go do zsypu i z rannym psem na rękach poszedł dalej.
Violator
Ostatnio zmieniony przez Mathias le Brun dnia Sro Lip 17, 2013 8:18 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lip 11, 2013 9:58 am | |
| Jedna osoba nie załatwi armi szanownej pani prezydent. A Ev choćby chciała pomóc biednemu Mathiasowi, to i tak za cholerę na nic się nie przyda. Chyba, ze miałaby być przynęta, która ma tylko wyjśc i potem uciekac. I dac się zabić. To by jej może jakimś cudem wyszło. - Tylko policz sobie ilu jest takich jak ty, a ilu takich jak ja. – Szepnęła nie będąc pena czy Mathias to usłyszy. Chyba lepiej, żeby nie usłyszał, ale cóż. Już powiedziała, nie odkreci tego w żaden sposób. - Dzięki, być może skorzystam. – Odpowiedziała. Faktycznie może czas wreszcie znaleźć sobie robotę. Zdążyła jeszcze pogłaskac Sama zanim chłopak wziął go i ruszył do wyjścia. I witaj w krainie tych, którzy przekroczyli granicę nieśmiertelności . Uśmiechnęła się na te słowa i stwierdziła, ze przynajmniej przestala histeryzowac. Jeden plus. A to, ze będzie miała wyrzuty sumienia nic nie zmieni. Po co mieć coś tak nieprzydatnego jak sumienie, które karci cie za każda zlą rzecz, ale jej nie naprawia. To tak jakby ktos wywołał pożar, podszedł do niego strażak i tylko ględził nad nim, ze zrobił źle zamiast gasić ogień. Bez sensu. Życie, przynajmniej jej, toczy się dalej, tak? Więc po co płakac nad przysłowiowym rozlanym mlekiem, skoro można udawac, że wszystko jest okej. Ba, skoro wszystko może być okej. No dobra, to Kwartał, tu nie może być okej. Według nazwy to miejsce powinno ich chronić. Chyba przed normalnym życiem, bo raczej nie przed niebezpieczeństwami. Niebezpieczeństwem były te mury, które zamykały wsobie nie tylko byłych mieszkańców Kapitolu, ale także bestie kryjące się pod nazwą „Strażnicy pokoju”. Co prawda widziała jedną strażniczkę, która im pomogła, ale to był wyjątek od reguły. Musi dobrze udawac, skoro jeszcze żyje. Ev jeszcze chwile stała uśmiechając się jak głupek w bloku, po czym stwierdzila, ze głupio by było umrzeć pod gruzami budynku, więc ruszyła do wyjścia. Zastanawiała się co zrobi z ubraniem, bo raczej nie dostanie tutaj odplamiacza, żeby to dziadostwo się spralo. Trudno, ludzie chodzą gorzej ubrani i nikt nie zwraca uwagi. Wyszła na zewnątrz i wytarła rece w śnieg, przez co przynajmniej pozbyła się z nich krwi. Odetchnęła głęboko zimnym powietrzem po czym ruszyła przed siebie mając nadzieję, ze zdaży dojść gdziekolwiek przed godziną policyjną.
Gdzieśtam |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Żołnierz
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 5:39 pm | |
| <--- [Stołówka wojskowa]Nie było zbyt ciepło, chociaż trudno się dziwić. Mamy marzec. Marzec i jedną wielką ciapę gdzieniegdzie. Siedział w placówce na szkoleniu, w wyłączonym od innych ludzi miejscu ponad dwa tygodnie. Sto lat, sto lat, wszystkiego najlepszego. Wszystkiego najlepszego, a teraz zapierdalaj do roboty w teren. Za godzinę z groszami mieli go zmienić na kogoś innego. Nawet nie znał imienia tego gościa, który miał patrolować ten obszar po nim. Wieczorem, przy drobnym świetle doskonale było widać parę wydychanego powietrza. Bez najmniejszego problemu przemieszczał się między budynkami sprawdzając czy w kwartale panuje porządek. Skręcił w jedną z bocznych dróżek zapamiętawszy konkretne miejsce, budynek. Zbierało się tam czasem trochę ludzi. Wszedł przez główną bramę, dostał się na klatkę otwierając drzwi, niewielki wysiłek. Mała, niespodziewana kontrola... |
| | | Wiek : 19 Zawód : pole dancer / stripper
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 5:46 pm | |
| /początek
Chyba przyszła tutaj pomyśleć. Czasem jej się zbierało, na prawdę. Aż ciężko sobie wyobrazić, że Yadira przychodziła gdziekolwiek, żeby odpocząć i pomyśleć. Wiedziała, że dziś będzie tu pusto. Więc jeśli Wyatt szukał tu jakiejś grubej imprezy to.. nie dziś. Teraz zastanie tylko niewysoką blondynkę, w wysokich czarnych litach, leginsach, obcisłej tunice sięgającej ledwo połowy uda i skórzanej krótkiej kurtce, która stoi oparta bokiem o ścianę przy oknie i obserwuje życie na zewnątrz. O ile można mówić o zewnętrzu przy wybitych szybach. Nie zwróciła uwagi na dźwięk otwieranych drzwi, spodziewała się raczej kogoś znajomego. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Żołnierz
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 6:01 pm | |
| Klatka schodowa. Stawiał kroki powoli, nie spiesząc się nawet, jakby specjalnie chciał swój pochód opóźnić. Będzie wracał kiedy zmiennik się z nim minie. Nie chodzili tymi samymi drogami, co najlepiej wskazuje przykład Wyatta. Na dole sprawdził tylko kilka mieszkań. Większość z nich - opuszczone. Jedno, zamknięte dzięki jakimś rupieciom przytrzymującym drzwi od drugiej strony, chroniło w swoich posadach jakiegoś pijaczynę. Na czubku głowy majaczył mu jeszcze kolorowy cień dawnego życia. Lekko osmalone różem końcówki włosów. W mieszkaniu śmierdziało stęchlizną i zepsuciem. Cooper stanął przed bezdomnym patrząc na niego wyprostowany, ze spuszczoną później w dół głową. Kopnął go lekko w ramię sprawdzając czy w ogóle żyje. Pijaczyna mruknął coś pod nosem i zaczął brać w usta powietrze. Łapczywie i jakby mu ktoś je zabrał przed chwilą w bezdechu. Brunet wycofał się zamykając za sobą drzwi. Przecież nic mu nie zrobi, choć mógłby. Niecała godzina, może godzina i minut parę a byłby już w swoim mieszkaniu. Tym razem jakoś niespecjalnie się spieszył. Włożył dłonie do kieszeni. Mundur? Nie tym razem tygryski. Nie tym razem. Bez niego często spotykało go znacznie więcej zabawy. I kłopotów. Dzień jeszcze się nie skończył, a nie wiadomo która opcja będzie w tym wypadku trafna. Może to mieszkanie było akurat otwarte? Drzwi niekrępowane? Przeszedł korytarzem zerkając raz na jedną stronę, potem na drugą. Przeszedł ten numer, pod którym chowała się Yadira. Według nich wszystkich oni po prostu się chowają, uciekają, ciągła niesubordynacja. Doprawdy? Przeszedł dalej, ale musiał się jeszcze wrócić. Sylwetka majacząca na tle wyblakłych ścian i kawałka ciemniejącego nieba zza okna zwróciła jego uwagę, ale nie tylko. Stanął w drzwiach wejściowych gapiąc się na plecy dziewczyny. Może kobiety. Brał ją za dziecko, była niska. Skradał się niczym kot, bezszelestnie, ale... Ale zamknął za sobą drzwi tak, aby ona to usłyszała. Po chwili zaś odwrócił się w stronę wejścia do pomieszczenia, w którym stała. Założył ręce na klatce piersiowej, oparł się plecami o główne drzwi. I nic nie mówił. |
| | | Wiek : 19 Zawód : pole dancer / stripper
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 6:39 pm | |
| O czym myślała? Pewnie o tym, że chętnie cofnęłaby czas. Nie, nie po to, żeby nagle być dobrą córeczką i spędzić życie z rodzicami, lepiej ich poznać, zajadać wspólne obiadki i chodzić do kina czy na miasto na fikuśne deserki. Na pewno nie po to. Nie żałowała tego, jak żyła przed rebelią ze swoją rodziną, a tego, że to wszystko straciła. Całe proste i beztroskie życie, polegające na wydawaniu nieswoich pieniędzy na niekonieczne legalne przyjemności. Zrobiła już kilka głupot, ale ich też nie żałowała. W końcu człowiek uczy się na błędach, prawda? Może nadal była zbyt beztroska, ale jeszcze nie wyleczyła się ze swojego poprzedniego życia. Z pasma wiecznych imprez. Teraz, można tak powiedzieć, robiła coś co lubiła, ale to już nie było to samo. Musiała zarabiać na siebie, być bardziej samodzielną, nie miała domu, do którego się wracało i po wysłuchaniu odpowiedniej porcji pretensji ze strony matki i ojca dostawało ciepły obiad, ciepłą kąpiel.. Zamyśliła się i nie słyszała jak mężczyzna wchodzi po schodach. Może wtedy zrobiłaby się ostrożniejsza? W końcu po tym czasie często rozpoznawała kto idzie po jego kroku. Może i zwierzęcy odruch, ale jaki przydatny. Teraz odwróciła się dopiero, gdy usłyszała zamykające się drzwi. Niedobrze. Spojrzała na bruneta jeszcze nie wiedząc jak to się skończy. Nie znała go. - Kim jesteś? - zapytała, obracając się w jego stronę. Ręce miała schowane w kieszeniach i nie zamierzała na razie podchodzić. Pewnie widział ją gorzej, tylko jako zarys sylwetki, skoro stała pod oknem. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Żołnierz
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 8:38 pm | |
| Znowu ty? Dwadziescia parę lat. Była do kogoś podobna. Przynajmniej teraz, kiedy stała przy oknie, w tej odległości. Przez chwilę nieruchomo. Miała chyba jasne włosy, prawda? Dlugie, prawie aż do pasa. Może to przez porę dnia wszystko mu się wydawało? Może przez dający o sobie znać brak snu? Wiedział tylko, że nie może się uśmiechnąć na myśl, że ubiera buty na obcasach, żeby uparcie tkwić przy swoim. Miala zaledwie metr sześćdziesiąt centymetrów, nigdy się przecież nie przyznała. Opierając się o drzwi czekał aż nieznajoma jakoś zareaguje, ale w jednej chwili zupełnie tego nie potrzebował. Zaraz zacznie zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko to sobie bzdurnie wyobraził. Opuścił głowę żeby za chwilę spojrzeć na dziewczynę i odezwać się pewnie niezupełnie głośno. - Na zewnątrz jest patrol. - Kiwnął głową w jej stronę mając na myśli bardziej okno, przy którym stała. Zdawał sobie sprawę, że jej głos jest nawet inny. Mimo złudnych podobieństw jakie podsuwał mu umysł. To nie ona. Nie powiedział nic więcej, na jej pytanie nie odpowiedział konkretnie, ale samo upomnienie odnośnie patrolu świadczyło raczej o jego dobrych zamiarach. - Mogę tu trochę posiedzieć? - Tsa. Po części powinien być jednym z nich. Powinien siedzieć w kwartale. |
| | | Wiek : 19 Zawód : pole dancer / stripper
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 8:49 pm | |
| Splotła dłonie na piersi i obserwowała go uważnie i z zaciekawieniem. Nie widziała go tutaj wcześniej, a to dziwne, bo większość osób kojarzyła. Po takim czasie w Kwartale wiedziało się kto gdzie przebywa. To była jej część, ta którą znała już jak własną kieszeń. Gdy wspomniał o patrolu obejrzała się przez ramię by zerknąć za okno, ale nikogo nie zauważyła. Może byli kawałek dalej.. Wolała jednak nie ryzykować, że ją zobaczą i będą się tutaj telepać, odsunęła się więc i przeszła kawałek dalej, by przysiąść na niskiej szafce. Gdzieś tam w pokoju stalo też krzesło i łóżko, wyraźnie przytargane z innego pokoju. Widać było, że umie poruszać się na tak wysokich platformach i chodzenie nie sprawia jej najmniejszego problemu. W końcu tańczyła w podobnych i wyższych butach, więc mocny obcas litów był dla niej jak płaskie buty dla innych. - Możesz. - odpowiedziała od razu. W końcu co, miała mu zakazać? - Nie jesteś stąd. - to nawet nie było pytanie, ona stwierdziła fakt. Doskonale wiedziała, że to nie jego tereny.. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Żołnierz
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 9:11 pm | |
| Nie ten głos, nie ten sposób poruszania się. Czy on musiał pamiętać każdy cholerny szczegół? Każdy cholerny szczegół, którego i tak nie odzyska. Proste blond włosy, drobna twarz ze słodkim uśmiechem na ustach. Śmiech, rumieńce, dziarsko podniesiona głowa. Każdy pieprzony szczegół. Schylił się ponownie, zaraz odezwał od drzwi i przystąpił do przodu o kilka kroków. Stał na progu wejścia do pomieszczenia, które kiedyś było salonem. Kątem oka zobaczył resztę sprzętów, ślady użytkowania, podrapaną podłogę. Zerknął na okno. Godzina była odpowiednia. Sam dobrze wiedział, że patroli jest kilka. W różnych częściach Kwartału, w różnych rejonach po parę osób. Czasem się mijali, czasem nawet zapalili papierosa, ale już w mundurach. Dzisiaj wyjątkowo mogli wziąć go za jednego z tamtych. O ile strażnicy nie znali jego wyglądu. - Próbowałem się wydostać nocą. - wzruszył ramionami, wsadził ręce do kieszeni i zaczął się bawić zapalniczką. - Ja za to ciebie widziałem. Nie raz. - odezwał się siadając w progu z głową opartą o framugę. |
| | | Wiek : 19 Zawód : pole dancer / stripper
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 9:19 pm | |
| Nie miała pojęcia, że kogoś mu przypomniała. Zresztą, czy to cokolwiek by zmieniało? Pewnie nie, ale wtedy zapewne by go zaczęła wypytywać. Z czystej ciekawości, która nie zawsze była dobra i czasem mogła wpakować ją w kłopoty. Obserwowała go gdy się ruszył. - Co się nie udało? - zapytała, jak to ona, ciekawa. Sama jeszcze nie próbowała uciec, choć myślała o tym niejednokrotnie. Zwiać tam, gdzie było lepiej, bo tylko na tym jej zależało. Bardziej beztrosko, mniej biednie. Na pewno udałoby się jej jakoś zakręcić, zacząć jakąś pracę. Cholera, może dopadłaby jakiegoś bogatego fagasa i nawet nie musiałaby pracować. W końcu bycie utrzymanką to nie praca. Tak, jakiś bogaty, bogaty facet.. Byleby był przystojny do tego. I właściwie, czego trzeba więcej? - Mnie? - uniosła pytająco brwi do góry. Nigdy nie umiała podnieść jednej, próbowała się tego nawet nauczyć, ale robiła tylko masę głupich min. Nigdy jej nie wyszło. - Gdzie? - pewnie w Violatorze, a gdzie indziej by mógł? W końcu tańczyła tam i dla większej publiczności i dla pojedynczych klientów. Mógł być gdzieś tam w tłumie, nawet by go nie zauważyła. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Żołnierz
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 9:41 pm | |
| To nie miało znrzuciła. Głupie myśli, które dopadały go nie tylko przed namiastką snu. Myśl przyszła i odeszła kiedy skupił się na teraźniejszości. Za niecałą godzinę powinien być w swoim mieszkaniu, niczym się nie przejmować albo tylko założyć na nos okulary, które nijak służą do czytania i próbować skończyć co zaczął przed szkoleniem. Nie pracował nad niczym ważnym, może przydatnym. Chciał zrobić uchwyty do noży, a może i czegoś więcej, ale nie starczyło czasu. Oczywiście Zacha miał odwiedzić. A co do Burnetta, jeśli się nad jego propozycją zastanawiał tak spotkanie pewnej blond pani całkowicie przesądziło o jego decyzji. Wyatt kiwnął głową. - Trafiłem na patrol i musiałem uciekać. - Może i mógłby powiedzieć, że się udało. Nakłonić ją do ucieczki. Udawać uchodźcę. Nie tym razem. Otworzył zapalniczkę, po chwili wydobył z niej ogień i znów zgasił. - Nie teraz. Przynajmniej nie przypadkiem. - Uśmiechnął się po raz pierwszy. Zerknął na nią, jeszcz raz zmierzył wzrokiem. Tym razem pewniej i być może bezczelniej. - Na moście, nie wiem... miesiąc temu? Gdzieś niedaleko cukierni, potem jeszcze na ulicy. Odkąd to wszystko się spierdoliło. - Doskonale Wyatt. Zamknął oczy, opuścił głowę na framuge. - Zawsze sama? - rzucił. Mogła go teraz zabić. Poderżnąć gardlo, zastrzelić. A ten debil i tak by sobie leżał. |
| | | Wiek : 19 Zawód : pole dancer / stripper
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 9:54 pm | |
| Pewnie chętnie podjęłaby próbę ucieczki, gdyby miała z kim. Samej? Chyba się bała. Za duże ryzyko.. choć może tak właśnie było łatwiej? Może udałoby jej się zwiać i nikt by nie zauważył albo trafiłaby na strażnika na tyle głupiego, że dałby się omotać i puścił ją tak czy siak na drugą stronę muru, poza Kwartał? - Mhm.. - mruknęła tylko zdziwiona, że ją zapamiętał. Nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Po chwili pochyliła się i z boku szafki na której siedziała podniosła przeźroczystą butelkę z jakimś kolorowym płynem. - Chcesz? - zaproponowała. Wódka smakowa, czego nie mógł wiedzieć. Nie wyciągnęła żadnych kieliszków, kubeczków, szklanek.. Cóż, będą pić z gwinta, jeśli Wyatt nie odmówi. - Hm.. - zastanowiła się od odpowiedzią i poprawiła się na szafce. Odstawiła na chwilę butelkę i podciągnęła się trochę na rękach by na niej usiąść i zamachać nogami. - Zwykle, tak. - stwierdziła po chwili. W końcu to prawda. Zwykle była sama, nieważne w jakie imprezy się zakręcała. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Żołnierz
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 10:11 pm | |
| Nadszedł czas kiedy siedzenie na podłodze wydało mu się już odrobinę niewygodne. To wszystko za sprawą tajemnej substancji trzymanej w rękach blondynki. Podniósł się raz, dwa, przeszedł kilka kroków przez pokój i stanął pewnie trochę ponad metr od Yad i wzruszył rękami. Było zbyt cicho. Als czego sie spodziewał? Że zacznie więcej mówić? Za oknem mrugnęło światło latarki strażnika. - Czemu nie. - Wszystko to kłamstwa, kłamstwa. Za kłamstwami jakaś gra. Wziął od niej butelkę, był coraz bliżej i nie mógł się powstrzymać żeby sprawdzić kolor oczu. Taki sam, czy inny? Zbyt ciemno. Nie przyglądał się zbyt dlugo etykiecie, a raczej jej brakowi. Odciągnął zakrętkę, przechylił butelkę biorąc kilka łyków. Smakowa. To teraz już wie. - Chciałabyś stąd uciec? - Położył butelkę tam gdzie była, z tą drobną różnicą, że teraz ręce miał rozłożone na tej szafce, którą zajmowała Yad. A wszystkie te słowa prawie jej wyszeptał. |
| | | Wiek : 19 Zawód : pole dancer / stripper
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny Czw Lut 13, 2014 10:25 pm | |
| Zwykle była dość rozgadana, dzisiaj po prostu miała gorszy dzień. Musi się napić, to na pewo się ogarnie. Zawsze tak było, już się tego nauczyła. Dlatego przytargała ze sobą tą butelkę, pewnie potem poszła by do Violatora, może trafiliby się jacyś ekstra klienci, którzy rzucili by forsą. W końcu prywatne pokazy przynosiły więcej kasy. Tak, Yadira była materialistką, nawet się z tym nie kryła. Po prostu nie uważała tego za wadę. Pieniądze to możliwości, wygoda, bezpieczeństwo. Za pieniądze można mieć wszystko. Nawet miłość, choćby tylko dobrze odegraną. O tak, Yad byłaby zdolna udawać miłość gdyby jakkolwiek się jej to przysłużyło. Wiele mogłaby udawać.. Obserwowała jak podszedł i pociagnął z butelki. Yadira wcześniej wypiła już trochę, nie na tyle by być pijaną, raczej dla przyjemnego szumu w głowie. Wiedziała jednak, że zaraz będzie musiała "dopić" jeśli ten stan ma trwać. Nie odsunęła się gdy znalazł się jeszcze bliżej. Wyzywająco spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się. Czy się wystraszyła? Nie. Ciężko było ją czymś takim przestraszyć. - Kto by nie chciał? - może trochę filozoficznie, ale to prawda. Chyba wszyscy próbowali się stąd jakoś wydostać. Albo chociaż myśleli o tym, tak jak ona dotychczas. Siedziała nadal tak samo, z rękami w kieszeniach i nie wydawała się skrępowana jego bliskością. |
| | |
| Temat: Re: Rozpadający się blok mieszkalny | |
| |
| | | | Rozpadający się blok mieszkalny | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|