- Noel, za dwa dni tu będą.
Z warg Tima zniknął uśmiech, a bez niego jego twarz przybrała niemal zmęczony, smutny i utrudzony wyraz. Zacisnął dłoń na ramieniu chłopaka, unosząc kąciki ust w imitacji czegoś, co zapewne miało być uspokajającym grymasem - Noel kątem oka dostrzegł minimalny ruch, i to wystarczyło, by instynktownie uniósł rękę, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co lada chwila…
Struna z sykiem zacisnęła się na jej dłoni, blokując ją pod podbródkiem i mocno przyciskając do gardła. Amelie Demarchelier, z oczami wielkości spodków filiżanki, ruszyła naprzód.
- Tim, co Ty rob...
Błysnął metal i Anthony, bliski znajomy Tima, dźgnął ją w szyję. Nie trafił w gardło, ale tuż pod uchem - Rogers niemal mechanicznie się cofnął, gdy krew obryzgała podłogowe płytki. Freddy, długoletni przyjaciel Demarcheliera, szeroko otworzył usta i wypuścił z rąk kieliszek z winem, który roztrzaskał się na posadzce. Noel próbował krzyknąć, ale tylko zacharczał przez na wpół zaciśniętą tchawicę, wydając z siebie dźwięk przypominający wycie wiatru. Wolną ręką próbował sięgnąć po leżące na stoliku nożyczki, ktoś jednak chwycił go za nadgarstek i mocno przytrzymał - wierny Freddy przywarł do lewego boku Noela.
- Przepraszam. - szepnął, łapiąc za nożyczki i odrzucając je w głąb sali. Amelie zachwiała się, tocząc z ust czerwoną pianę. Jedną dłonią trzymała się za bladą, wykrzywioną w przerażeniu twarz, a spomiędzy jej zadbanych, białych palców wyciekała bordowa krew. Drugą ręką szukała oparcia, podczas gdy Freddy wpatrywał się w nią jak skamieniały. Wtedy Anthony dopadł do Amelie i ją przebił - raz, drugi, trzeci. Cienkie ostrze wślizgiwało się i wyślizgiwało z ciała kobiety przy wtórze cichych westchnień wydobywających się z jej szeroko otwartych ust. Długie strumienie krwi trysnęły na wypolerowaną posadzkę, a na białej sukience wykwitły ciemne okręgi. Amelie zatoczyła się do przodu, potknęła… i upadła z głuchym łoskotem.
W tym czasie Noel walczył - czując, że każdy jego mięsień dygocze, ale był bezradny jak mucha w słoju z miodem. Słyszał, jak Tim stęka z wysiłku, pocierając zarośniętą twarzą o jego policzek, grzejąc drżące plecy chłopaka swym olbrzymim cielskiem. Czuł, jak struna powoli wrzyna się w boki szyi oraz dłoń przyciśniętą do krtani. Czuł krew spływającą po przedramieniu za kołnierz koszuli.
Jedna z dłoni matki przesunęła się po podłodze w stronę Noela - Amelie podźwignęła się o cal albo dwa; żyły na jej łabędziej szyi nabrzmiały… i wtedy Anthony nachylił się i spokojnie wbił jej ostrze w serce. Amelie zadygotała, po czym opadł na posadzkę i znieruchomiała z bladym policzkiem usmarowanym krwią. Spod ciała wypłynęła ciemna krew, rozlewając się wzdłuż szpar między płytkami.
- No. - Anthony wytarł ostrze o sukienkę kobiety. - Załatwione.
Tim wskazał ciało.
- Pozbądź się tego, Freddy.
- Ja? - młodzieniec się skrzywił.
- Tak, ty. A ty możesz mu pomóc, Anthony. Musicie się nauczyć, co trzeba robić ze zdradzieckimi, rebelianckimi kurwami.
Noel śledził ich wybałuszonymi oczami, gdy wywlekali zwłoki Amelie na taras - Freddy z ponurą i skupioną miną trzymał ciało od strony głowy, a Anthony przy wtórze przekleństw delikatnie ujął kobietę za jedną stopę. Druga ciągnęła się po ziemi, pozostawiając czerwony, długi, nierówny ślad. Zarzucili Amelie na balustradę, po czym stoczyli ją w przepaść, do rozległego ogródka rozciągającego się za wysokim wieżowcem… pięć pięter w dole. Noel czuł, że jego twarz płonie z braku powietrza. Tim zmarszczył brwi - Demarchelier przez łzy i włosy wijące się na twarzy widział go jako rozmazaną, czarną sylwetkę.
- Wciąż żyje?
- Pieprzona struna zaczepiła się o jego dłoń. - syknął Rogers.
- Więc znajdź inny sposób, żeby go wykończyć, półgłówku.
- Ja się tym zajmę. - niemal krzyknął Freddy i wyszarpnął niewielki nóż zza paska. - Naprawdę bardzo mi przy…
- Zrób to w końcu! - ryknął Tim.
Ostrze cofnęło się, lśniąc w promieniach słońca. Noel z całą siłą, jaka mu pozostała, nadepnął Timowi na stopę - Strażnik Pokoju stęknął i poluzował uchwyt na strunie, a wtedy Demarchelier odciągnął ją od szyi, warcząc i wijąc się, gdy Freddy spróbował wbić ostrze w serce. Nóż nie trafił w cel, wślizgując się pod dolne żebro - zimny metal palił jak ogień, przeszywając Noela bólem od brzucha do pleców. Demarchelier wciągnął powietrze do płuc, zawył jak obłąkany i zdzielił Tima łokciem, odrzucając go do tyłu. Zaskoczony Freddy niezdarnie wyciągnął nóż z ciała przyjaciela; ostrze, wirując, potoczyło się po posadzce. Noel kopnął go, ale nie trafił w krocze tylko w biodro - w tym samym momencie rozległ się chrzęst i głowę Noela wypełniło światło. Podłoga zderzyła się z jego czaszką, grzmotnęła go w plecy, wyrwała z piersi głuche stęknięcie - nawet nie zauważył, kiedy próbował wbić palce w gładką posadzkę, zostawiając na niej krwawe smugi.
- Pierdolony gówniarzu!
Obcas Tima spadł na prawą dłoń, przeszywając bólem przedramię i wyrywając z ust Noela paskudne westchnienie. But ponownie zachrzęścił na knykciach, potem palcach, a wreszcie nadgarstku… Demarchelier próbował obrócić strzaskaną dłoń, ale wtedy obcas Tima spadł na nią z trzaskiem i rozpłaszczył ją na zimnym marmurze, krusząc kość. Noel opadł bezwładnie na posadzkę, z trudem łapiąc oddech - pokój wirował przed oczami, dawni przyjaciele patrzyli na niego z wyszczerzonymi zębami… i wtedy potężne dłonie Tima chwyciły Noela za gardło, unosząc go nad ziemię. Noel siłował go złapać lewą ręką, ale cała siła wyciekła z chłopaka przez dziurę w boku i skaleczenia na szyi - niezdarne opuszki palców tylko rysowały czerwone ślady na nieogolonej twarzy Rogersa.
- Jesteś pierdolonym rebeliantem, prawda? - usta Tima wykrzywił pełen nienawiści uśmiech, kiedy potrząsnął chłopakiem jak szmacianą lalką.
-
Całuj mnie w dupę, pojebie. - wycharczał z trudem Noel - może niezbyt mądrze… ale prosto z serca.
- Wyrzuć go z tarasu i po kłopocie. - wtrącił cicho Anthony, gdy Rogers miotnął chłopakiem o ziemię - Noel po chwili poczuł, że ktoś go wlecze. Uderzył w niego blask słońca - uniósł się, szorując butami o kamień, zobaczył obracające się błękitne niebo, w górę na balustradę, oddech drapał go w nos, drżał mu w piersi, wił się i wierzgał, jego ciało walczyło na próżno, by pozostać przy życiu. Przez zakrwawione włosy przesłaniające mu oczy zobaczył rozmazaną twarz Tima naznaczoną zmarszczkami.
- Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Zdradziliście prezydenta… a za zdradę płaci się śmiercią.
Noel chciał napluć mu w twarz, ale tylko wypuściła strużkę krwawej śliny na brodę.
-
Pieprz się...A potem poleciał w dół.
***
- Był Kapitolińczykiem i jak każdy Kapitolińczyk nie działający dla sprawy rebelii wylądował w Kwartale. Nie odzywał się do nikogo, z nikim nie rozmawiał, na nikogo nie patrzył. Złożyli go tak, jak potrafili. Rany… rany były niczym w porównaniu ze złamaniami.
Pędzel zaszurał głucho po płótnie, kiedy Noel przycisnął go gniewnie do materiału, słysząc dobierające zza drzwi szepty.
- Lekarze sądzili, że w zderzeniu z ziemią złamał kręgosłup, że przerwał rdzeń…
Ostrożnie rozmazał farbę na dłoni, wpatrując się w soczystą czerwień barwnika pokrywającą skórę.
- Ale jest cały… powiedzmy. Prawa ręka była do niczego, musiał opanować ruchy lewą. Idzie mu coraz lepiej, nieporadne, godne dziecka obrazy w końcu zaczęły przybierać na sile…
Noel ostrożnie zacisnął i rozprostował dłoń, powoli unosząc ją do oczu. Zdrętwiała, naznaczona brzydką blizną w miejscu, w którym struna zagłębiła się w ciele. Palce niemal nie mogły się zginać. Demarchelier wciągnął z sykiem powietrze, gdy spróbował złożyć je w pięść - ledwie się poruszyły, ale rękę przeszył ostry ból, który wywołał kolejną falę otępienia.
- … ale najgorsze jest nastawienie. Unika ludzi jak ognia, nawet, kiedy cierpi, niemal unieruchomiony powracającym bólem, nikomu o tym nie mówi. Gdyby płakał, przeklinał, klął - wszyscy byśmy to zrozumieli. Ale po sześciu miesiącach pobytu w szpitalu nic takiego nie miało miejsca…
Poszarpany, bezmyślny dźwięk wyrwał się z jego gardła, gdy odrzucił z odrazą pędzel. Noel był nim niemal zawstydzony, ale nie mógł go powstrzymać. Zwierzęce przerażenie. Szaleńcza rozpacz. Jęk potępionych w piekle.
- … nawet o jego przeszłości nie wiemy wiele. Miał matkę, w porządku. Zginęła tego samego dnia kiedy… sam wiesz. Od dzieciństwa przejawiał talent artystyczny, w zbombardowanym wieżowcu, gdzie mieszkał, znaleźliśmy nawet kilka prac… a raczej nadal robiących wrażenie szczątków. Ojciec nieznany, matka raczej nie chciała, by zadawał się z synem…
Ogarnął ją strach, który przybierał na sile z każdym oddechem. Nie mógł poruszać głową. Nie mógł poruszać językiem w ustach. Czuł, jak ból szarpie krawędź jego umysłu. Jak naciera na niego potwornym ciężarem, doszczętnie go zgniata, staje się coraz bardziej dotkliwy.
- … żył i dorastał w Kapitolu. I na pewno nie miał nic wspólnego z rebelią, jak błędnie założyli ci, którzy… którzy zrobili
to. Jego matka przekazywała naszym ludziom informacje z archiwów, lecz nie był tego wiele… to jednak nie stanowiło żadnego argumentu dla Strażników. Dokonali na nich samosądu, skatowali tuż przed atakiem na Kapitol. I przeświadczeni, że żadne nie przeżyło, uciekli…
Matka zmarła.Z kącika oka wypłynęła smużka wilgoci i powoli ściekła po policzku. Dlaczego on nie zdechł? Jak to możliwe?
Proszę, już niedługo. Zanim ból stanie się gorszy. Błagam, niech to będzie wkrótce.- Noel złożył wniosek o wypisanie ze szpitala. Chce dostać małe mieszkanie, jeden pokój, budę dla psa w Kwartale... cokolwiek. O nic więcej nie prosił, tylko o to. Pewnie próbuje ułożyć sobie życie, odciąć od przeszłości, zrobić coś, co pozwoli mu powrócić do normalności…
Błagam, śmierci.