|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Charles Lowell Wto Cze 25, 2013 2:50 am | |
| * * * Moment, muszę znaleźć jakieś nastrojowe zdjęcie. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Charles Lowell Wto Cze 25, 2013 3:13 am | |
|
Pierwszą rzeczą, o której trzeba było wspomnieć to wcześniejsze wyjście ze ślubu Reiven i Michaela. Nie z powodu złej zabawy, czy nieodpowiedniego towarzystwa. Dominic gdzieś zniknął, a on po prostu źle się poczuł, nawet bardzo źle. Wyszedł z sali żeby pooddychać świeżym powietrzem. Względnie świeżym, samochody przecież robiły swoje, wszystkie te spaliny przetaczające się przez duże miasto, Kapitol. Przemierzył kilkaset metrów, jednak na nic się to zdało. Nie poczuł się ani trochę lepiej, złapał taksówkę i staranie wypowiedział adres miejsca, w którym mieszkał. Dla niego zabawa na dziś się skończyła. Gdy wszedł do swojego domu marzył tylko o jednym. Dokładnie o spaniu. Już w aucie przymykał oczy, niestety musiał się powstrzymać od zaśnięcia. Podróż nie trwałą długo. Mieszkanie w dobrej okolicy, gdzie wszędzie jest blisko popłaca. Niewielka odległość dzieliła go teraz od jego ciała od kanapy i koca. Zmęczony padł na skórzane obicie, naciągając na siebie niestarannie gruby koc. Nie wiedział, kiedy zasnął. Obudził się jakoś w nocy, dokładnie koło drugiej i wysłał do Nicka smsa, dwa. Kto by je liczył? Tym bardziej o drugiej w nocy… po drugiej. Leniwie wstał po wodę, ale, gdy upił spory łyk z butelki, popędził do toalety i wymiotował. Do tego było mu niemiłosiernie gorąco. Chyba załapała go gorączka. Rzecz druga, przeziębienie, tudzież grypa. Po przyjęciu chyba połowy apteki, w której skład wchodziły jakieś proszki przeciwbólowe , na grypę, na przeziębienie, usnął ponownie. Gdy się obudził słońce wsiało niewysoko na niebie. W pozycji bardzo charakterystyczne, jak dla zimy. Charles lubił zimę i śnieg. Mimo, że czasem stawała się uciążliwa to miała w sobie coś całkiem magicznego. Zamówił coś do jedzenia. Powtórzył zabieg z proszkami i włączył telewizor z nadzieją na jakiś interesujący program. Dokument, reportaż, cokolwiek. Ale podczas przerzucania kanału pięćdziesiątego piątego na pięćdziesiąty szósty znów zasnął. Nieciekawą sprawą są wymioty pomiędzy pobudkami, katar, kaszel, czy gorączka. Po postu, pomińmy tą część doby. Dopiero dziś rano Chaz przebudził się w nieco lepszym samopoczuciu. Gorączka ustała i temperatura, z jakiś nieunormowanych ponad trzydziestu siedmiu stopni wróciła na swoje prawidłowe miejsce. Do tego nie zwymiotował, jednie wysmarkał kolejną paczkę chusteczkę i zjadł danie wprost z pudełka. Ale kogo to obchodzi, dochodziła dziesiąta, a na miejsce programu o farbowaniu włosów wskoczył obraz z… z KOLCa. Tak, Charles pamiętał tą nieciekawą okolicę, którą Coin miała w zwyczaju pokazywać, gdy obejmowała rządy. Wręcz z szewską pasja opowiadała o tym „osiągnięciu”. Sam Chaz nie widział w tym nic wybitnego. Zesłała niewinnych ludzi do getta. Mógł się założyć, że część z nich nigdy nie obchodziła polityka sytuacja w państwie. Żyli życiem typowym dla Kapitolu. Życiem, które opływało w bogactwie i luksusie. Dodatkowo rozpoznał dawny dworzec kolejowy. Tak naprawdę to nie tak dawny, bo jeszcze rok można było zaobserwować na nim chmarę pociągów. Szczególnie podczas Igrzysk. Tamtędy przejeżdżali wszyscy trybuci na Igrzyska, a w drogę powrotną do domu wsiadał już tylko jeden, zwycięża. Przyglądał się uważnie ekranowi telewizora. Tłum ludzi, tłum młodych ludzi wysłuchiwał ogłoszenia dotyczącego… Niczego innego, jak 75. Igrzysk Głodowych. Tak, właśnie całe Panem dowiedziało się o kolejnych Igrzyskach. Lowella zaskoczył ten fakt. Ba, nawet wypuścił pilota z ręki. Po Almie Coin można było spodziewać się wielu rzeczy, ale po dziś można było spodziewać się wszystkiego. Absolutnie wszystkiego, chyba nic nie przebije już „wyrównania rachunków w ?igrzyskach”. A jednak! Fakt, kto został wylosowany w czwartej parze wprawił go w osłupienie. Dokładnie siódmy trybut. Amanda Terrain. Siostra Dominica. Tak, tego Dominica. Dominica Terraina. Katem oka Chaz oglądał jeszcze losowania trybutów i wysłuchiwał ich nazwisk. Najwidoczniej dziennikarska natura wdała mu się w krew odkąd pracuje w Capitol’s. Chwycił telefon i napisał do swojego chłopaka kolejną serię smsów. W końcu to była… chora sytuacja. Okropna sytuacja. Straszna sytuacja. Abstrakcyjna sytuacja. Cholerna sytuacja. To tak jakby Isabella miała wylądować na arenie. Od razu odrzucił taką myśl i nerwowo czekał na odpowiedź. Ale kto wie, wszystko się może zdarzyć. Może on sam wyląduje w kolejnych. Chora pani prezydent obmyśli 76. Igrzyska z udziałem dorosłych z Kapitolu… i niech los zawsze Wam sprzyja? Nick nie dawał znaku życia od wesela, bo tam widziano go ostatnio. Przynajmniej Charles ostatnio go tam widział. Kto, jak kto, ale raczej naczelny powinien być pod komórką. Pierwsza godzina, nic. Druga godzina, znów nic. Jasne, pewnie musi odreagować. Rozumiem.Trzecia godzina, nadal nic. Brak odpowiedzi przez około czterdzieści osiem godzin naprawdę zmartwił mężczyznę. Mimo nie najlepszego stanu zdrowia wyciągnął z szafy spodnie, gruby sweter. Do tego płaszcz i szalik. Wsiadł w swój samochód i pojechał do redakcji. W końcu w tych godzinach powinien pracować… w przeciwności do niektórych. | Redakcja Capitol's Voice. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Łazienka Wto Sie 06, 2013 1:20 am | |
| Tak, tu też się coś pojawi. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Charles Lowell Sro Sie 07, 2013 3:02 pm | |
|
Wszystkie obrazy przewijały się przez jego głowę jak gotowe kardy filmu. Zaczepka, sarkastyczny dialog, wywóz z Kwartału… Pytanie samo cisnęło się na usta, jaki gatunek prezentowała ta produkcja. Niestety tego, jak i cześć innych informacji, życie skrupulatnie i odpowiednio zakrywało. Nie wiedzieli praktycznie nic. Nawet jeśli wydawać się mogło, że zaczynali jak we wszystkich komediach romantycznych, to nic nie było pewne. Może za chwilę jakiś psychopata zastrzeli Charlesa. Los był przewrotny, bardzo przewrotny. Czasem za bardzo kochał mącić. Być może chciał, razem w parze z życiem, chcieli się z nimi droczyć. Powoli odkrywając wszystko w swoim czasie, a być może wcale nie wiedzieli jak miały potoczyć się losy tej dwójki. Zabawna sprawa. Charles przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi przed Ashe. Chyba była zła… pewnie była zła. Ktoś, bez pytania jej o zdanie zamknął ją w bagażniku. Ale nie czepiajmy się szczegółów. Najtrudniejsze mieli już za sobą. Teraz wszystko kontrolowali. - Witaj w moim małym mieszkanku. - Uśmiechnął się do niej. Jego mieszkanie wcale nie należało do małych i zwyczajnych. Co miał poradzić, że uwielbiał wolną przestrzeń? Dużo wolnej przestrzeni i wysokie pomieszczenia. - Czuj się jak u siebie. Kuchnia, łazienką. Dasz radę się odnaleźć. - Odłożył szalik należący kiedyś do matki Rory na najbliższą szafkę. Lekko zmarszczył brwi. - Tak sądzę. - Miał już wyjść, jednak nie mógł tego zrobić bez odpowiednich… danych. To chyba będzie jedna z tych dziwniejszych wypowiedzi…- Ashe, podaj mi swój rozmiar i numer buta. - Wyrzucił na jednym oddechu. Nie przejmował się tym jak bardzo głupio to brzmiało. - I dowód. Potrzebuję twojego dowodu. - Dodał. W końcu nie mógł od tak, chodzić sobie po Dzielnicy z kimś, kto w miejscu zamieszkania miał umieszczone cztery słowa - Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej. Nie wątpił w to, że pożycz mu swój dowód. Mimo bycia tak bardzo lekkomyślnymi, musieli sobie w jakiś pokręcony sposób zaufać. Chaz zostawił ją w domu samą, a Ashe wyjechała sobie z nim z getta, od tak. Kolejny argument, że byli siebie warci. Co z tego, że wcale się nie znali? Najwidoczniej trafił swój na swego.
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Charles Lowell Sro Sie 07, 2013 11:20 pm | |
| Brama główna, chociaż w praktyce samochód Charlesa
Odkąd tylko weszła do budynku, w którym mieściło się mieszkanie Charlesa, nie była w stanie pozbyć się irytującego uczucia déjà vu. Wrażenie było tak intensywne, że w pierwszej chwili odebrało jej oddech. Zatrzymała się w progu. Co prawda była pewna, że nigdy wcześniej tu nie była, ale nie dało się nie zauważyć podobieństwa do apartamentowca, w którym mieszkała... zaraz, czy to możliwe, że zaledwie trzy miesiące temu? Wydawało jej się, że minął co najmniej rok. Poczuła, jak na gardle zaciska jej się niewidzialny zatrzask, a żołądek wypełnia dziwne uczucie pustki. To zbiło ją z tropu do tego stopnia, że zapomniała nawet o monologu, jaki miała zamiar wygłosić w związku ze średniej jakości jazdą w bagażniku. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Charles coś do niej mówi. - Co? - zapytała nieprzytomnie, odrywając wzrok od wirujących za oknem salonu płatków śniegu i przenosząc go na twarz mężczyzny. O co ją pytał? Podświadomość podpowiadała jej, że o rozmiar ubrań, ale to było tak dziwne, że wydawało się nieprawdopodobne. Musiała się przesłyszeć. A może nie. Odchrząknęła cicho, rozsuwając zamek kurtki, bo nagle zrobiło jej się za ciepło. Nie pamiętała już, jak to jest. - Trzydzieści sześć, w obu przypadkach - odpowiedziała w końcu, wyłuskując z kieszeni identyfikator i podając go mężczyźnie. Jej głos był lekko zachrypnięty. Miała ochotę rzucić jeszcze jakąś kąśliwą uwagę, ale chyba wciąż nie była w stanie zebrać myśli i nim się zorientowała, Charles zniknął za drzwiami, zostawiając ją samą. Objęła się ramionami i rozejrzała dookoła. Kiedyś fascynowało ją przyglądanie się cudzym mieszkaniom. Pozornie zwykłe przestrzenie mogły powiedzieć o człowieku więcej, niż on sam byłby skłonny ujawnić. Niektórzy twierdzili nawet, że urządzając je po swojemu, zostawiało się w nich skrawek duszy. - Kim jesteś, Charlesie Lowellu? - mruknęła pod nosem, powtarzając pytanie, zadane po raz pierwszy w Violatorze i dodając do układanki, którą zaczęła wtedy tworzyć, kolejne elementy. Westchnęła cicho, zsuwając ośnieżone buty i odkładając kurtkę na wieszak. Czuła się nieswojo, a to zdarzało jej się wyjątkowo rzadko. W dodatku uświadomiła sobie, że nie zapytała mężczyzny, kiedy ma zamiar wrócić. Przez myśl przemknęło jej, że zamiast niego mieszkanie odwiedzą strażnicy, chociaż coś jej mówiło, że to raczej mało prawdopodobne. Do łazienki skierowała się prawie automatycznie, nie potrafiła jednak powstrzymać odruchu ciągłego oglądania się za siebie, a zanim tam weszła i zamknęła za sobą drzwi, upewniła się, czy aby na pewno wszystkie inne pomieszczenia też są puste. Możliwe, że podpadało to już pod paranoję, ale życie już dawno ją nauczyło, że lepiej nie ufać niczemu i nikomu, niż rozdawać zaufanie na prawo i lewo. Dwukrotnie pociągnęła za klamkę, sprawdzając, czy zamek działa jak należy i dopiero wtedy zrzuciła z siebie ubrania, celowo unikając patrzenia w wiszące nad umywalką lustro. Nie potrzebowała jednak własnego odbicia, żeby dostrzec zarys przebijających przez skórę żeber. Pobyt w Kwartale raczej jej nie służył. Westchnęła cicho, kiedy uderzyły w nią pierwsze strugi gorącej wody. Przymknęła oczy, bo przez moment - krótki jak mrugnięcie powieką, ulotny ułamek sekundy - wydawało jej się, że nic się nie zmieniło. Że znajduje się we własnym mieszkaniu, rebelia nie wybuchła, Kwartał nie powstał. Świadomość powróciła chwilę później, uderzając w nią ze zdwojoną siłą i, o ile to w ogóle możliwe, sprawiając, że poczuła się jeszcze gorzej. Ale tak chyba właśnie z nią było. Jej umysł, jak żaden inny potrafił wyolbrzymiać problemy. Może właśnie to miał na myśli jej niegdysiejszy psycholog, nazywając jej zachowania autodestrukcyjnymi. Spod prysznica wyszła dokładnie pół godziny później i już na wstępie obdarzyła całą przestrzeń łazienkową soczystym przekleństwem. Ze średnio zadowoloną miną podniosła z posadzki własne ubrania, które musiały zsunąć się z wieszaka, wpadając prosto w kałużę parującej wody i przez chwilę po prostu stała, wpatrując się w krople, skapujące z czegoś, co do niedawna przypominało koszulkę. - Cudownie - mruknęła pod nosem. Rozejrzała się dookoła, jakby spodziewała się zobaczyć ukrytego za toaletą, złośliwego skrzata, ale wtedy jej wzrok padł na wiszącą w rogu koszulę. Nie wahając się ani sekundy, założyła ją na siebie, co prawda tonąc w zwojach materiału, ale przynajmniej mając na sobie coś suchego. Uchyliła delikatnie drzwi, wystawiając przez nie najpierw głowę, a później dopiero wychodząc. Wyglądało na to, że Charles jeszcze nie wrócił, nie wiedziała jednak, czy budzi to w niej niepokój, czy raczej ulgę. Odrzuciła na plecy mokre kosmyki, nie przejmując się ich suszeniem - zresztą nie podejrzewała mężczyzny o posiadanie suszarki - i na palcach potruchtała z powrotem w stronę salonu. Powoli zaczynało jej się nudzić, postanowiła więc zabić czas, szukając informacji na temat swojego nowego... znajomego? Określenie kompletnie nie pasowało, ale z braku lepszego słowa, można było na nie przystać. W pierwszej kolejności podeszła do regału z książkami i nie przejmując się zbytnio ideą prywatności, zaczęła przeglądać po kolei wszystkie pozycje, mając nadzieję, na znalezienie czegoś godnego uwagi. |
| | |
| Temat: Re: Charles Lowell | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|