|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| | | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Libby Randall Czw Kwi 10, 2014 8:19 pm | |
| Głowna przystań
To zabawne, ale przez całą drogę do domu czuła się jak we śnie. Otaczający świat wydawał się na początku nieostry, wręcz rozproszony, ale gdy skupiła się na jakimś szczególe, ten znów nabierał kształtów. Mijając przechodniów, widziała tylko ich sylwetki rozwiewające się gdzieś wśród ulic. Jakiś dziwny ból pulsował w jej głowie i za nic nie potrafiła się go pozbyć. Co więcej – to on sprawiał, że miała problemy z utrzymaniem szeroko otwartych oczu. Raz po raz masowała skronie, ale objawy nie mijały. Wręcz przeciwnie – wszystko nasilało się z każdym krokiem. W końcu musiała się zatrzymać i znów usiąść na ławce. Zdegustowana przymknęła powieki i wzięła kilka głębszych oddechów. Wtedy właśnie jej telefon dał sygnał, że przyszła wiadomość. W pierwszej chwili, gdy ją odczytała, pomyślała, że musi mieć gorączkę, bo przeczytała coś o nocy, którą miała spędzić z Watersem. Zamrugała kilkakrotnie, ale litery tworzące informacje nie znikły. To musiał być jakiś żart albo pomyłka. Albo było z nią naprawdę źle. Uznała, że to jednak jemu coś się pomyliło i zaryzykowała żart. Ogromny kamień spadł jej z serca, kiedy dostała odpowiedź. A jednak. Odpisała, a po chwili podniosła się. Musiała dotrzeć do domu i coś przygotować. No i ułożyć sobie to wszystko. Zerknęła jeszcze raz na wyświetlacz i przełożyła komórkę do spodni. Schowała dłoń do kieszeni, sprawdzając, czy nadal leży tam karteczka z drobno wypisanymi danymi. Jej dłoń musiała natrafić na papierową fakturę, żeby po raz kolejny uświadomiła sobie, że to wszystko się dziś zdarzyło. Tak, naprawdę Malcolm żyje. Niech to wreszcie do ciebie dotrze. Ruszyła szybkim krokiem przed siebie, zmierzając w stronę samotnego mieszkania. W czasie drogi wyliczała, co jeszcze musi zrobić przed przyjściem Casa. Nie lubiła takich szybkich spotkań – wolała zawsze mieć więcej czasu, aby wszystko przygotować. Minęła próg domu i poczuła się trochę lepiej. Lokal wyglądał zupełnie tak, jak go zostawiła rano – był wysprzątany. Jeden problem mniej. Sprawdziła, czy ma kawę, cukier i mleko. Potem przygotowała dwie filiżanki na stole i wsypała do nich ciemnego proszku. Nalała wodę do czajnika i w końcu odważyła się wejść do łazienki. Dziewczyna odbijająca się po drugiej stronie lustra wyglądała całkiem przyzwoicie, biorąc pod uwagę dawkę emocji, która musiała dziś przejść przez tę twarz. Uśmiechnęła się do siebie smutno, a potem przemyła buzię zimną wodą. Wszystko okay, Libby. Nie myśl o tym teraz. Prychnęła i pośpiesznie odsunęła się. Wróciła do salonu, gdzie usiadła na kanapie. Podwinęła nogi i przytuliła do siebie małą poduszkę obok. Po raz pierwszy od dawna było jej dobrze z ciszą panującą w domu. Po raz pierwszy nie potrzebowała telewizora czy radia do towarzystwa. Pragnęła się uspokoić, a tylko takie warunki mogły jej to zapewnić. Wpatrywała się w wyłączony telewizor, próbując ignorować myśli cisnące się do głowy i czekając na sąsiada.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Re: Libby Randall Czw Kwi 10, 2014 11:31 pm | |
| Ten dzień od samego początku zapowiadał się pechowo. Biorąc pod uwagę, że Cassian zasnął nad ranem, a obudził się jeszcze przed południem to i tak sukces, że nie popełnił jeszcze większej gafy. Gdy próbował ogarnąć sytuacje i kręcił się po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś, a raczej kogoś jego młodsza siostra zawitała w domu. A to dało początek mało przyjemnej i nieco kompromitującej rozmowie, a raczej monologowi. Rozumiejąc, że nie ma co nawet próbować rozwiązać tą całą sprawę zajął się sprawdzaniem testów, ale to go jeszcze bardziej dekoncentrowało. Miał wrażenie, że każda praca jest taka sama, w kółko przewijały się te same argumenty. Jego rozkojarzenie doprowadziło do kolejnej sytuacji, której powinien się tego dnia wstydzić. Jednak nie było nawet mowy o czerwienieniu się, gdy wiadomość przypadkowo trafiła do Libby. Mężczyzna jak zawsze próbował obrócić całą sytuacje w żart, a raczej nadać jej potrzebnego kolorytu. To nie robiło z Cassa niedojrzałego człowieka. Po prostu różnie zachowywał się w sytuacjach życiowych. Z jednymi radził sobie lepiej, a z niektórymi gorzej. Jako nauczyciel świetnie odnajdywał się w swojej roli. Jako brat też nie szło mu całkiem nieźle. Jako opiekun kulał na jedną nogę – czytaj: Ariel – ale druga trzymała się dobrze. Jako adorator/kochanek/chłopak/mężczyzna próbujący utrzymać odpowiednie stosunki z kobietami leżał na powierzchni ziemi albo nawet i znajdował się kilka metrów pod nią. Dlatego też w tej sytuacji musiał zrobić coś, by naprawić to, co omyłkowo popsuł – czytaj: wyobrażenie w oczach Libby o miłym, ułożonym sąsiedzie, który trochę za często przychodzi po cukier i czasem słucha za głośno muzyki – zamieniając je w coś, co jeszcze nie był pewien jak wygląda, ale na pewno było gorsze od poprzedniej wizji. Ostatnia wiadomość od kobiety sprawiła, że z chęcią rzucił wypociny swoich uczniów i udał się do łazienki, by ulepszyć się po ubiegłej nocy. Nie musiał szykować się zbyt szczególnie, ale nie chciał swoim niechlujstwem zaminusować u uroczej sąsiadki z ogromnymi zapasami cukru. Oprócz niej w budynku mieszkała jeszcze jedna kobieta, którą znał Cass, ale na oko miała ona jakieś siedemdziesiąt lat, nie słyszała na jedno ucho, poruszała się z liczną aparaturą, która ułatwiała jej życie i mimo iż była ciepłą, radosną i towarzyską kobietą, to sama próba wytłumaczenia jej, że Cass nie jest jej wnukiem, który zmarł podczas rebelii zajęłaby więcej czasu niż udanie się do sklepu. Tak więc, świadomość iż Libby jest ostatnią deską ratunku w wielu jego trudnych sytuacjach – nawet nie próbował prosić starszą panią z dołu, by kiedykolwiek przypilnowała bliźniaków, bo mogłoby to dla niej skończyć się zawałem – sprawiła ruszył do mieszkania kobiety, bo przecież chodziło tylko i wyłącznie o korzyści, które wynikały z tej przyjaznej relacji. Nic więcej mu nie chodziło po głowie. Nic. Naprawdę nic takiego. Dla niego nic takiego. Był mężczyzną. Ze spokojem zapukał do drzwi, może zbyt mocno, ale to był jego znak rozpoznawczy. - Witam sąsiadkę. – Uwielbiał ją tak nazywać. Nie mógł mówić do niej po prostu Libby, musiał wskazywać na status, który ich łączył. – Zainwestowałem w słodzik, ale szybko wylądował w koszu. Naprawdę starałem się, żebym nie musiał już zawracać ci głowy, bardzo się starałem – powiedział od razu, by wywołać uśmiech na jej twarzy. Chciałem na wszelki wypadek rozluźnić, panującą atmosferę. - Można? – zapytał, wskazując brodą na wnętrze mieszkania, jednocześnie dokładnie, badając wzrokiem twarz znajomej. – Mogę wpaść później, jeśli to problem. Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Stało się coś? |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Libby Randall Pią Kwi 11, 2014 8:36 pm | |
| Dlaczego to wszystko musiało się tak skomplikować? Miała wrażenie, że przez jej głowę przetacza się cała defilada pytań. Kiedy próbowała skupić się na jednym, pojawiało się kolejne, potem następne i tak w kółko. Nie była w stanie sobie tego uporządkować, co frustrowało ją jeszcze bardziej. Tłumaczyła sobie, że to szok. Że może za dużo zdarzyło się w tak krótkim czasie. Musi się z tym wszystkim przespać – dopiero potem przyjdzie moment na uporządkowanie. Ale pomimo tych usilnych starań, wciąż myślała o całej sytuacji. Co najpierw? Szok, zdziwienie. Niedowierzanie. Jak to możliwe, że o sobie nie wiedzieli? Że się nie spotkali, nie słyszeli o istnieniu drugiego? Może i Panem było duże, ale czy przy tych wszystkich unowocześnieniach takie sytuacje nadal były niewykluczone? Możliwa jest sytuacja, że możesz żyć tuż obok swojego brata, nie wiedząc nawet, że to on. Już samo to zakrawało na jakąś płytką mydlaną operę. A jednak tak było, cholera, tak było. Później pojawiła się radość. Może i nie okazała mu tego jakoś szczególnie mocno, ale inaczej nie potrafiła. Nie należała do ludzi wylewnych, którzy będą ściskać każdego znajomego, który stanie na ich drodze. Jednak to dobre uczucie szybko zastąpił strach. A czego tak naprawdę bała się Libby? Dlaczego zakończyła spotkanie, które mogło przecież trwać całe lata? Odpowiedź była prostsza niż może się wydawać: przeszłość. Nie lubiła tego słowa. Nie, ona wręcz nie mogła go znieść. Jak ognia unikała rozpamiętywania tego wszystkiego, co było, ale skupianie się wyłącznie na rzeczywistości też nie było możliwe. Nie ważne, jak bardzo by próbowała, nie potrafiła odpędzić się od minionych wydarzeń. Gdzieś w trakcie rozmowy zdała sobie sprawę z przepaści, która ich dzieli. Tym kanionem bez dna była właśnie przeszłość. To bez znaczenia, czy spędziliby ze sobą na tej ławce rok czy dwa. Nigdy nie udałoby im się do końca zapełnić tej pustki. A prawda była też taka, iż ona sama obawiała się ją wypełnić. I nie chodziło tylko o uczucia czy że po prostu nie lubiła się komuś zwierzać. Nie wyobrażała sobie wysłuchania go – kim był, co robił wcześniej. Nie wyobrażała sobie widzieć w jego oczach kogoś innego niż kiedyś. Nie wyobrażała sobie teraz wywrócić swojego życia do góry nogami. Jednak najbardziej nie chciała widzieć, jak jego świat pęka na pół i przeobraża się w coś zupełnie innego. A wszystko przez nią. Gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi, zdała sobie sprawę, że powoli kręci głową. Zamrugała powiekami, odłożyła poduszkę i podeszła do drzwi. Wzięła oddech i otworzyła drzwi. W drzwiach stał nie kto inny, jak sam Cassian Joshua Waters. Zapomniałam, zapomniałam, zapomniałam… – powtarzał głos w jej głowie. – Słodzik jest niezdrowy – skwitowała szybko. – A przynajmniej gorszy od zwykłego cukru. Jak chcesz sobie osłodzić życie, poczytaj dzisiejsze gazety. – Rzuciła, nadal nie wpuszczając go do środka. Nie dlatego, że nie chciała, ale nie pomyślała o tym. Dopiero, gdy zapytał, czy może wejść, opamiętała się. Chciała odsunąć się na bok i go przepuścić, ale wtedy wypowiedział kilka magicznych słów, które podziałały od razu. Zaśmiała się, próbując ukryć zmieszanie. – Nawet jakbym zobaczyła, chyba najlepiej zrobi mi towarzystwo kogoś żywego, nie sądzisz? Wchodź, wszystko w porządku. – Otworzyła szerzej drzwi, a kiedy w końcu minął próg, poszła do kuchni, aby włączyć wodę. Zerknęła przez okno, cały czas próbując zebrać się. W swoim mniemaniu była beznadziejna – musiała się szybko uspokoić i skupić na luźnej rozmowie. Zerknęła na gościa, wyjęła ciastka, cukier i postawiła na stole. Po chwili wróciła z dwoma ciemnymi napojami w kubkach. Usiadła na krześle, posyłając mu ciepły uśmiech. – No to czekam na wyjaśnienia. – Na szczęście przypomniała sobie cel ich spotkania. – Czy będę nachalna, pytając kim jest Susie? – Puściła do niego oko, a po chwili upiła łyk kawy. Wreszcie nadarzyła się prawdziwa okazja, żeby na moment odetchnąć od samej siebie.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Re: Libby Randall Pią Kwi 11, 2014 10:55 pm | |
| Przyglądał się uważnie kobiecie, jednocześnie próbując domyślić się z czego może wynikać jej rozkojarzenie i obecny humor. Może nie była smutna, to raczej byłoby złe słowo na opisanie jej stanu. Cass zauważył jednak, że uśmiech też nie towarzyszy jej tego dnia i nawet jego jakże głębokie żarty, nie potrafiły go wywołać. Oznaczało to, że musiało się coś wydarzyć. Cassian nie miał zamiaru wkroczyć do jej domu, uwalić się na kanapie i zrobić wywiad środowiskowy, bo mogłoby to wydawać się przynajmniej niestosowne, ale stwierdził, że zbada tę sprawę. Wcześniej chciał, by kobieta na chwilę zapomniała o problemie zawracającym jej głowę i stwierdził, że uraczy ją swoją opowieścią, w której może odnaleźć elementy zarówno tragiczne jak i komiczne, które może na chwilę zajmą jej myśli. - Wiesz, moja jakże dojrzała i inteligentna siostra stwierdziła ostatnio: „Towarzystwa się nie wybiera, towarzystwo wybiera ciebie”. Więc, idąc tym tropem nie miałabyś nic do gadania jeśli ktoś nie z tego świata chciałby nawiązać z tobą jakieś bliższe stosunki. Ale zawsze w takim przypadku możesz zawołać swojego ulubionego sąsiada… znaczy mówię o sobie – przerwał na chwilę, by mieć pewność, że Libby rozumie, ze wspomina o sobie. Posłał jej ciepły uśmiech i rozejrzał się po pomieszczeniu, wchodząc do środka. – Który chętnie wpadnie w takim przypadku i wystraszy wszystkie duchy oraz zjawy. Podobnież moje interpretacje niektórych powieści są w stanie doprowadzić każdego do wariactwa, więc z nimi też bym sobie poradził. Zajął miejsce przy stole i dokładniej przyjrzał się pokojowi. Mieszkanie dużo mówiło o jego właścicielu, a ponieważ Libby mieszkała sama to oznaczało, że jej dom po części odzwierciedlał to jakim jest człowiekiem. Nie była to jego teoria, on by na to nie wpadł. Wymyśliła to pewna jedenastolatka z kółka dyskusyjnego. - Będziesz tak nachalna, że droga sąsiadko, przekraczasz w tej chwili wszelkie granice przyzwoitości i wchodzisz na tereny tematów, o których nie da się dyskutować z czystej uprzejmości. Naprawdę nie spodziewałem się tego po tobie, Libby – Cały czas mieszał dokładnie cukier w herbacie, musiał bo inaczej te cztery łyżeczki białego proszku nie rozpuściłyby się. Może to trochę dużo, ale to przynajmniej tłumaczyło jakim cudem tak szybko jego zapasy się skończyły. Gdy wypowiedział jej imię, uniósł wzrok by spojrzeć jej prosto w oczy. Zawsze nawiązywał w tym momencie kontakt wzrokowy. Po chwili obdarzył ją jeszcze szczerym uśmiechem który stopniowo wygasł z jego twarzy, co oznaczało że czas odłożyć żarciki na bok i zająć się czymś na poważnie. - Susie to moja dawna znajoma. Spotkaliśmy się jakiś czas temu i postanowiliśmy odbudować nasze relacje. Przyjaźniliśmy się… albo nie, pomagaliśmy sobie w trudnych sytuacjach. I wczoraj spotkaliśmy się na jednej z takich „terapii reanimacyjnych”. Susie jest naprawdę zwariowaną osobą, która teraz praktycznie pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc gdy znajdzie chwilę to daje upust swoim wszystkim pragnieniom. – W tej chwili przerwał swoją opowieść. Chwycił kubek w dłonie i napił się jeszcze gorącej herbaty, która parzyła go w język, ale nie dał tego po sobie poznać. Badał reakcje Libby i dopiero po dłuższej chwili kontynuował. - Jej wczorajszym pragnieniem było poznanie z bliska Moon River, co w ostateczności skończyło się taplaniem w błocie i wodzie. Takim oto sposobem wylądowaliśmy w moim domu, do którego było bliżej. Susie wrzuciła rzeczy do prania, pożyczyła coś od Ariel. Swoją drogą mam nadzieje, że ona nie zauważy, że zniknęły jej spodnie i bluzka. Rano tak śpieszyło jej się by uciec, że nawet się ze mną nie pożegnała i nie zabrała swoich wszystkich ubrań. A to dopiero wywołało prawdziwy huragan w postaci poczucia niezrozumienia i zażenowania Ariel Waters. – Znowu urwał swoją wypowiedź. Wytłumaczył się z Susie, a to było najważniejsze, bo nie chciał żeby pomiędzy nim, a Libby istniały jakieś nieporozumienia, ale z drugiej strony sprawy z siostrą bardziej zawracały mu głowę. Nie uważał jednak, że powinien pojawiać się ot tak i to wszystko wywlekać, by zajmować swoimi problemami głowę Libby, która i tak już wydawała się wystarczająco przytłoczona. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Libby Randall Sob Kwi 12, 2014 10:39 am | |
| Na początku odrobinę zdziwiła się jego wypowiedzią, ale gdy tak spojrzał jej w oczy i się uśmiechnął, zrozumiała, że to żart. Odpowiedziała mu również uniesieniem kącików ust, ale w myślach strofował samą siebie. Przez to wszystko była jakoś głupio rozkojarzona. Jeśli dalej będzie się tak zachowywać, Cass pomyśli, że nie chce jego towarzystwa. Albo gorzej – że naprawdę coś jest nie w porządku i zacznie się martwić, nie daj Boże, wypytywać. Dlatego właśnie zebrała resztki skupienia, które jeszcze gdzieś tam w niej zalegały i słuchała uważnie o niejakiej Susie, powoli pijąc kawę. Co sobie pomyślała, gdy dostała takiego sms-a? A no co sobie mogła pomyśleć – wszyscy wiedzą. Zresztą założę się, że ci wszyscy pomyśleliby tak samo na jej miejscu. To zabawne, jak pod tym względem wyobraźnia ludzka jest wypaczona. Dwuznaczność pewnych sytuacji nie umyka nikomu, nawet najbardziej sprawiedliwym i choćby nie wiem, jak bardzo się starali i zaprzeczali, każdy ma jakieś dziwne skojarzenia. Nie ma się więc czemu dziwić, że przy wyrażeniu „terapia reanimacyjna” wymsknął jej się chichot. Cassian jest nauczycielem, który chyba świadomie używa metafor, prawda? Tak czy tak wysłuchała całej historii, nawet nie pozwalając sobie na drgnięcie, gdy mówił o Moon River. Podparła twarz dłonią, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. – Urocze. – Pokiwała powoli głową. – No i prawdziwy zbieg okoliczności z tą bielizną. Nie wiesz, w czym wyszła? Miała przy sobie zapasowy stanik czy też pożyczyła od twojej siostry? – Nie było sensu dłużej ukrywać śmiechu. Cała ta sytuacja nadal ją śmieszyła – nie ważne, jak bardzo racjonalnie usiłował się wytłumaczyć sąsiad. – W porządku. Nie żebym Ci nie wierzyła, ale po prostu to wszystko złożyło się i zabrzmiało trochę w inny sposób niż wyglądało naprawdę. – Już się trochę uspokoiła. Powoli mieszała łyżeczką w swoim napoju, chociaż nie dodała ani odrobiny cukru. Zastanawiało ją jeszcze jedno, a konkretnie siostra chłopaka – I mówisz, że Ariel nie przyjęła tego za dobrze, mimo twoich prób tłumaczenia. Ile ona ma tak naprawdę lat? Miała okazję już nie raz spotkać się z młodszymi Watersami, ale nigdy nie wypytywała żadnego z dzieciaków o jakieś ogromne szczegóły. Gdy opiekowała się nimi, nie unikała rozmowy, ale nigdy nie wpadło jej do głowy, aby zapytać ich o to. Zresztą z drugiej strony nie wymagali tak ciągłego zwracania na nich uwagi – byli dość duzi i chodziło o to, żeby nic im się nie stało. Spojrzała na przyjaciela i pomyślała sobie, że dobrze, iż obydwoje się wspierają. Konkretnie tutaj wprowadziła się niecały rok temu, zaraz po rebelii. To wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż teraz. Nie mogła przyzwyczaić się, że po tylu latach mieszkania pod ziemią, znów, patrząc przez okna, widziała niebo. No i też nie mogła przyzwyczaić się do ludzi. Nie znała nikogo ze swoich nowych sąsiadów. W sumie nawet nie zamierzała zawiązać z żadnym jakiejś szczególnej znajomości, nie licząc wymieniania uprzejmości, gdyby się spotkali. Nie wiedziała, w którym momencie wprowadził się tu Cass. Nie zwracała szczególnej uwagi na takie rzeczy, wierzyła, że każdy ma swoje życie i jak ona nie zamierzała się wcinać do czyjegoś, tak nikt inny nie zachowa się w ten sposób oprócz niej. A jednak tutaj okazało się inaczej. Już nawet nie pamięta, jak to się stało, że zaczęli ze sobą rozmawiać. Okazało się, iż łączy ich więcej niż by przypuszczali. Potem te rozmowy powtarzały się coraz częściej, aż w końcu kiedyś zapytał ją, czy nie mogłaby popilnować reszty jego rodziny. Libby zwykle nie miała zwyczaju odmawiać nikomu, więc zgadzała się za każdym razem, kiedy ją o to poprosił. Tym sposobem zawiązała się między nimi silna nić porozumienia. I mimo że nadal nie chciałaby go dopuszczać do swoich problemów, była szczęśliwa, że jest z nią. – No dobrze, a co słychać u Ciebie tak ogólnie? Jak w pracy? – zapytała, sięgając po jedno z ciastek leżących na stole. Na jakiś czas zapomniała o spotkaniu z Malcolmem. Przynajmniej znów zachowywała się jak dawniej. Pomyślała jeszcze, że może kiedy mogłaby też poszukać czegoś dla siebie. Ale to chyba nie nastąpi szybko. Nie była w stanie sobie wyobrazić, że nadawała się do innego zawodu niż pilot. Jednak czy mogłaby tak przejść przez życie, nie chwytając się już żadnego zajęcia? No chyba, że rozpętałaby się nowa rebelia…
|
| | | Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Re: Libby Randall Sob Kwi 12, 2014 1:47 pm | |
| - Libby! Naprawdę nie chcę zagłębiać się w kwestie dotyczące bielizny ani mojej siostry ani Susie! Wolę żyć w błogiej nieświadomości, jak moja znajoma rozwiązała ten problem – odpowiedział jej z szerokim uśmiechem na twarzy. Wcześniej nie wpadł nawet na to, że tą część ubrania też wypadałoby zmienić. Chociaż z drugiej strony nie musiała ona ucierpieć podczas tego niewinnego wypadku. Rozumiał, że całość brzmi jak trochę niesamowita historia, ale trzeba znać Susie, żeby mieć świadomość, że w życiu może się naprawdę wszystko zdarzyć. Cassian też był wesołym, roześmianym i często żartującym człowiekiem, ale tak naprawdę dopiero przy Susie się rozkręcał. - W tym roku skończy piętnaście. Choć mam wrażenie, że jest starsza i nie tylko mi tak się wydaje, to jest główny problem. – Mężczyzna odstawił pusty kubek i przez chwilę jeszcze milczał. Trudno mu było opowiadać o relacjach z Ariel, bo… tak naprawdę ich nie było. Z każdym dniem oddalali się od siebie, a on nie potrafił nic na to poradzić. Miał świadomość, że dziewczyna jest w ciężkiej sytuacji i musi być silna, a to jej sposób na radzenie sobie z problemami, ale mimo to chciał, żeby ich kontakty wyglądały inaczej. – Nie lubię jej znajomych, nie chodzi mi o koleżanki z klasy tylko o jej „towarzystwo”. Są od niej trzy, cztery lata starsi i są na tym etapie, że myślą, że są dorośli i wiedzą wszystko o życiu. Największym problemem był pewien chłopak. Nie jestem zacofany i nadopiekuńczy, wiem, że to ten okres w jej życiu, gdy dostrzega, że mężczyźni ją interesują, ale niekoniecznie musiał interesować ją on. Pochodzi z jedynki, przez cztery lata był trenowany do Igrzysk, w których na szczęście nie wziął udziału, miesiąc temu skończył osiemnaście lat i rzucił szkołę. A gdy do niej chodził, był znany z tego, że inni albo się go bali albo podziwiali. Nie wiem, co gorsze. Ariel nie może zrozumieć, dlaczego zabroniłem się im spotykać i jest na mnie obrażona. Więc, gdy wróciła dziś rano od koleżanki to zrobiła mi wykład na temat tego, że ja mam ją uczyć odpowiedzialności, a sam sprowadzam do domu obce kobiety pod ich nieobecność. Powiedziała, że ma nadzieje, że to nie była jej wychowawczyni, której trzeba ocierać ślinę z brody, gdy się na mnie patrzy. Swoją drogą to naprawdę miła kobieta. A potem zamknęła się w pokoju i nie dała mi tego wyjaśnić. Choć pewnie nawet nie wiedziałbym jak to zrobić. Razem z Susie stwierdziliśmy, że nie będziemy mówić dzieciakom, gdy się spotykamy, bo odnieśliśmy wrażenie, że Ariel chciałaby nas zeswatać, a my wiemy, że do tego nigdy nie dojdzie. Po prostu moja siostra bardzo ją lubi i chyba brakuje jej drugiej kobiety w domu, bo nie oszukujmy się nie ma z nami łatwo. Przerwał swoją wypowiedź, bo miał wrażenie, że mówi już za długo. Prócz tego w kółko powtarzał się o tych samych osobach. Ale tak już miał i nie mógł tego zmienić. Killian ostatnio zwrócił mu uwagę, by porozmawiali od czasu do czasu o kimś innym niż Ariel. Niestety jego młodszy brat był jego jedynym źródłem informacji na temat tego, co dzieje się w życiu jego siostry, więc to był ich główny temat do rozmów. Susie narzekała, że w kółko opowiadał o swojej ulubionej uczennicy i sąsiadce. Z koli przy Libby nie mógł przestać wspominać o siostrze i znajomej. Już nie wiedział, czy chodziło o jego gadatliwość czy chęć dzielenia się swoimi przeżyciami z innymi ludźmi. Na szczęście suchość w gardle dała mu znać, że czas się przymknąć choć na chwilę, by dać kobiecie możliwość ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Skierował wzrok w kierunku okna i przez chwilę się w nie wpatrywał. Wyglądał na zamyślonego i zbyt poważnego jak na siebie. Jednak to był ten moment, w którym naprawdę nie było mu do śmiechu. - Nie wiem, jak mam do niej dotrzeć. Ani prośbą ani groźbą nie działa. Ja po prostu nie chce, żeby w jakiś sposób zmarnowała sobie życie. Najśmieszniejsze jest to, że gdy chciałem być z nią szczery i jej o tym powiedziałem, to ona stwierdziła bym się nie przejmował, bo pogadanki na temat tego czym jest miłość a czym seks to ona miała w szkole, a zresztą nie jest idiotką. A na koniec dodała bym zainteresował się swoim, bo to ja je marnuje i niedługo stuknie mi trzydziestka. Ona ma talent do odwracania każdej sytuacji, każdej rozmowy w ten sposób bym po niej czuł się jeszcze gorzej niż przed nią… Może masz jakiś pomysł. Jesteś kobietą, wiem że to nieco infantylny sposób myślenia, ale dzięki temu masz z nią więcej wspólnego niż ja. Może, wiesz jak można by do niej dotrzeć – zapytałem w końcu. Nie wiem jaki Ariel miała stosunek do Libby, na pewno jej nie nie lubiła. Nigdy nie wyrażała się o niej w sposób negatywny, a to uwielbiała robić, więc mogłem nawet się domyślać, że przynajmniej toleruje naszą sąsiadkę. - W pracy jak w pracy. Na szczęście ją lubię, nie wliczając sprawdzania klasówek, dlatego ich często nie robie. I myślę, że dlatego dzieciaki mnie lubią. Ogólnie bez większych problemów. Lubię pracę z dziećmi, a jeśli chodzi o innych nauczycieli to też jakoś odnajduje z nimi wspólny język. Nawet z wychowawczynią Ariel, która mówi sylabami, gdy przychodzę porozmawiać z nią na temat zachowania mojej siostry. Nie narzekam. A u ciebie się coś zmieniło? Cały czas zajmujesz się… nic nie robieniem i czekaniem, aż zostaniesz wezwana. Z jednej strony to bardzo wygodne, ale z drugiej można zwariować tak, nie mając żadnego zajęcia. I chyba wolałbym żebyś nie dostała żadnego wezwania, bo to nie oznaczałoby nic dobrego. A ty nie myślałaś o tym, żeby się czymś zająć nie masz żadnych innych zainteresowań. Tylko tam czujesz się dobrze – powiedział i wskazał głową na niebo. Uśmiechnął się przez moment i wstał, kierując się do okna. Wyjrzał na zewnątrz i rozejrzał się po ulicy. Dzień jak co dzień, można by pomyśleć. Miał już wracać do stołu, gdy zobaczył jak jego siostra opuszcza budynek. Wcześniej nawet go tym nie poinformowała. Westchnął tylko pod nosem i ściągnął brwi, zerkając w dół. - Chyba wczorajsze szaleństwa mi nie wyszły na dobre. Coś mi się wydaje, że czeka mnie weekend z Małą Jane – mruknął widocznie niezadowolony, ale pozwolił sobie tylko na chwilę słabości i gorszego humoru. Wymusił uśmiech i skierował się z powrotem do stołu. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Libby Randall Pią Kwi 18, 2014 11:30 am | |
| Libby, jak to miała w zwyczaju, zawsze najpierw wysłuchała do końca czyjejś relacji i dopiero potem zadawała pytania. Albo zwyczajnie milczała i tylko kiwała głową, zastanawiając się. Znała Ariel na tyle, na ile tamta dawała jej się poznać. Zawsze wydawała jej się w porządku, choć, prawdę mówiąc, ciężko dobrze poznać kogoś, gdy łączą ich takie relacje, jak między dziewczyną a panią Randall. Zresztą w tym przypadku sporo było związanego z kwestią dojrzewania. I pewnie z tym, że siostra Cassa jest jedyną kobietą w tamtym domu. Po cichu westchnęła i potarła czoło. Ale wtedy mężczyzna kontynuował swój wywód. Słuchając, obserwowała go uważnie. Widziała, że to wszystko jest dla niego skomplikowane i że w tej chwili nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Przynajmniej nie sam. Na początku, gdy zrozumiała, o co ją prosi, zastanawiała się, czy nie odmówić. Nie za bardzo podobało się jej, że miałaby wchodzić w czyjeś życie rodzinne z butami, kiedy sama w tej sferze nie dopuszczała do siebie nikogo. No i bała się, jak zareaguje na to jego siostra. Ale wtedy pomyślała, że gdyby ona znalazła się w takiej potrzebie, Cas by jej nie odmówił. Co ci szkodzi spróbować? – Myślę, że mogłabym spróbować coś wymyślić – powiedziała w końcu, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. – Oczywiście nie gwarantuję, że nastąpi cud. No i zanim jednak to by nastąpiło, myślę, że powinniście porozmawiać jeszcze raz, ale gdy emocje opadną. Jesteś pedagogiem, wiesz, że w tym wieku ona potrzebuje uwagi. – W tej chwili pomyślała o sobie, gdy miała 15 lat. Już po chwili wyrzuciła z głowy to wspomnienie i spojrzała mu w oczy.- Wszystko się ułoży. – Poklepała go po przyjacielsku po ręce, a potem odchyliła się w krześle. Kiedy on odpowiadał na jej kolejne pytanie, dotarło do niej, że już wie, dlaczego między innymi może im się tak dobrze rozmawiać. Jego wypowiedzi były długie, zdania rozbudowane. Mówił dużo, ale przy tym interesująco i nie dało się nie chcieć wysłuchać go do końca. W przeciwieństwie do niej. Ona była typem słuchającego, który rzadko kiedy wtrącał coś od siebie. Wolała zachowywać myśli tylko do swojego wglądu, a jeśli już otworzyła usta, mówiła krótko. Chyba dzięki temu ta rozmowa zachowywała równowagę. – Wiesz, że gdybym znalazła pracę, nie mogłabym pomóc ci przy rodzeństwie – odpowiedziała powoli. – Zresztą, pomimo wszechobecnej nudy, jest mi tak całkiem dobrze. – Do czasu. – Z jednej strony chciałabym być potrzebna i znowu latać. Pod tym względem jestem trochę jak ptaki, których prawdziwym miejscem do życia jest niebo. Ale masz rację: jeśli Coin by mnie wezwała to by znaczyło, że Panem czekają kolejne nieszczęścia. – Ostrożnie zerknęła na swoje dłonie. Ile krwi na nich było? Zacisnęła je w pięści, a potem rozluźniła. To właśnie najbardziej ja przerażało. Była przydatna do zabijania. Poza tym Rząd nie widział z niej pożytku. – Oczywiście, że myślałam o czymś innym! Czasem wyobrażam sobie, że otworzyłabym swój mini biznes i robiła wycieczki nad Kapitolem. Oczywiście samolotowe. Niestety wiem, że w obecnej sytuacji by to nie przeszło. Zresztą to byłoby trochę głupie – czy dzisiaj kogokolwiek interesowało jeszcze coś takiego, jak zwiedzanie? Zauważyła, że jej przyjaciel wstał i podszedł do okna. Wykorzystała to, zabrała obydwa kubki i wyniosła do kuchni. – Co się dzieje? – zapytała, w odpowiedzi na jego słowa. Chciała podejść do niego i sprawdzić to, o czym mówił, ale już po chwili Cas uśmiechnął się i wrócił do stołu. – Masz ochotę napić się jeszcze czegoś? – Również wróciła, siadając naprzeciw niego. Przed nimi zostały tylko ciastka. – Może teraz coś zimnego? – Spojrzała uważnie przed siebie i wtedy coś przyszło jej do głowy. – Zapomniałam o tym cukrze. – Szybko podniosła się, otworzyła odpowiednią szafkę i wyjęła opakowanie. Następnie postawiła je przed mężczyzną, uśmiechając się. – Następnym razem nie krępuj się. Jak już mówiłam – słodzik to zło w czystej postaci.[/b]
Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Pią Cze 27, 2014 1:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Re: Libby Randall Pią Kwi 18, 2014 10:32 pm | |
| - Jestem pedagogiem, ale uwierz mi, że z jedenastolatkami, które nie są twoimi siostrami rozmawia się naprawdę prościej… Trzeba, by tutaj pomyśleć jak można by przypadkiem doprowadzić do twojego spotkania z moją nieuchwytną siostrą. Coś mi się zdaje, że za jakieś… - przerwał i spojrzał na zegarek. – Trzy godziny, czeka mnie z nią jedna z kolejnych rozmów. Spróbuje ją przeprowadzić najłagodniej jak się da, ale zapewne moje starania spełzną na niczym. Więc, może wpadniesz do nas dziś na kolacje? Nic wielkiego, pewnie odgrzeje lazanię i wtedy Ariel albo się nad nami zlituje i sama coś przyrządzi albo nie. I wydaje mi się, że Killian miał dziś nocować u kolegi to nawet lepiej, będziemy tylko w trójkę. Cassian wyglądał na zamyślonego. Kobieta nie zdążyła mu jeszcze odpowiedzieć, a on już widział w swoich myślach jak mógłby wyglądać ten wieczór. Wierzył w wytworzenie się jakiejś magicznej więzi pomiędzy kobietami. Wtedy słowa Libby dotarłyby do Ariel, a ona zaczęła zachowywać się jak normalna nastolatka i nie traktowałaby go jak intruza w jego własnym domu. Zastanowił się przez chwilę nad swoimi myślami. Właśnie pomyślał o swojej uroczej sąsiadce i małej siostrzyczce jako o „kobietach”. Libby się do tego kwalifikowała, ale Ariel. Złe myślenie, złe. - Ale oczywiście to tylko propozycja. Zrozumiem, jeśli masz coś istotniejszego dziś w planach. Szczególnie, że wydajesz się bardzo… skołowana. – Przeniósł wzrok na dziewczynę i zaczął się jej przyglądać. Zazwyczaj nie miał problemów z rozszyfrowaniem ludzi, ale z nią miał problem. Libby cały czas miała ten sam wyraz twarzy, nieco obojętny, który mówił „Jest okay, nic się nie dzieje”. Choć tak naprawdę było widać, że coś musiało się dziać. Trzeba było więc zacząć działać. Cass podniósł się powoli i pokuśtykał do niej. Zajął miejsce, ale tym razem obok niej. By móc lepiej dostrzec jej reakcje. - Zostawmy, więc moją niesforną, wymykającą się z domu siostrę. I sprawy tak ważne jak cukier. Za który oczywiście dziękuję – powiedział ze szczerym uśmiechem, który powoli wygasł z jego twarzy. Pojawiła się na niej powaga. Nie wiedział, o co dokładnie może chodzić, ale dostrzegał, że coś jest nie w porządku. Do tej pory on zrzucał na kobietę swoje zmartwienia. Wiedział, że Libby nie lubiła się dzielić swoimi sprawami, ale chciał pokazać, że może mu zaufać. A jeśli nie chciała nawet nic mówić to chciał po prostu z nią pobyć. - Coś się wydarzyło, prawda? Tylko nie kłam, bo w ciągu kilku lat swojej pracy już wielokrotnie wciskano mi różnego rodzaju ściemy i je od razu rozpoznaje. Może uprzykrzał ci się ten chłystek z góry? Nie, to nie to – powiedział i zaczął się wpatrywać w nią jakby próbował wyczytać z jej twarzy, o co mogło chodzić. Jednak nie dochodził do jakichkolwiek sensownych wniosków i zostało mu tylko czekać, na jej odpowiedź. Dobrze i zaraz mogła wyrzucić go z mieszkania, stwierdzając że nie powinien się mieszać w jej sprawy, ale wierzył, że tego nie zrobi. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Libby Randall Sob Kwi 19, 2014 10:09 pm | |
| Słysząc zaproszenie, uśmiechnęła się. - Oczywiście, chętnie wpadnę. Spróbuję pomóc, ale naprawdę niczego nie obiecuję. W końcu nie jestem dla niej nikim bliskim, ale zwykłą sąsiadką. Nie musi chcieć mnie wysłuchać, mam nadzieję, że bierzesz to pod uwagę. - Tak, niestety. To chyba była największa luka ich "planu". Jednak Libby już zdecydowała się spróbować. Najwyżej Ariel trochę zdenerwuje się rozmową i nie będzie kontynuować tematu. Ale prędzej czy później musiałaby dojść do tego, co ona mogłaby jej powiedzieć, prawda? Zresztą oprócz chęci pomocy, kusząca była też wizja spędzenia wieczoru w miłym towarzystwie. Bo właśnie to należało do wad mieszkania samej - brak towarzystwa przy posiłkach, gdzie w normalnym domu powinna zebrać się cała rodzinka: może zrelacjonować przebieg dnia albo po prostu podzielić się swoimi myślami? Nawet zwyczajnie porozmawiać. Często brakowało jej kogoś, z kim mogłaby usiąść, zjeść posiłek i pomówić o błahostkach. No ale nie przyznałaby się do tego. Nie chciała się do nikogo wpraszać. Wiedziała, że to właśnie prawdziwy czas dla rodziny, czasem jedyny, jaki w ciągu dnia można znaleźć. Jednak kąciki ust lekko drgnęły, gdy mężczyzna wspomniał o jej skołowaniu. Na początku chciała udać, że tego nie słyszała, ale on już ruszył do przodu, aby zająć miejsce obok. Poczuła, że napinają się wszystkie mięśnie. Ale ja okropnie lubię rozmawiać o twojej siostrze – przemknęło przez głowę Libby, gdy Cas zaczął swoją wypowiedź. Wolę twoją siostrę niż mojego brata. Pomyślała jeszcze, że to nienormalne, iż oboje mają w tej samej chwili problemy z rodzeństwem. Może nawet to sprawka jakiejś siły wyższej, która nakazałaby, aby pomogli sobie wzajemnie. I ona jak najbardziej chciałaby to zrobić – przecież wspiera go i obiecała rozmowę. Nie uśmiechało się jej tylko, że miałaby zacząć zwierzać się Watersowi. Nie patrzyła na niego, kiedy mówił. Zacisnęła usta, jednocześnie rysując palcem szlaczek na obrusie. Zastanawiała się nad czymś. W końcu już i tak widział, że nie wszystko gra. Byłaby głupia, gdyby teraz zaczęłaby wciskać mu, że mu się przywidziało. No i nie lubiła go okłamywać. Z drugiej strony bardziej nie lubiła dzielić się z kimś swoimi przeżyciami. Zwykle, kiedy ktoś zaczynał te tematy, mówiła, iż nie będzie kontynuować. Gdy takie sytuacje się powtarzały, bywało, że coś w niej pękało i zaczynała krzyczeć. Kwestia rodziny była jednocześnie tą najdelikatniejszą i najtrudniejszą. Kilka godzin temu nawrzeszczała na własnego brata, myśląc, że udaje jej brata. Kompletna głupota. – Tak, wydarzyło się coś – zaczęła cicho i uważnie dobierając słowa. Nadal tkwiła przy swoim przekonaniu. – Nie ważne co, ale mam w głowie okropny chaos. Przejdzie mi, kiedy tylko poukładam sobie pewne sprawy. – Zebrała w sobie siłę, żeby spojrzeć na niego i lekko się uśmiechnąć. Chciała mu dać znak, że wszystko w porządku. – Dzięki za troskę, ale i tak na razie nie mogę powiedzieć, o co chodzi. Sama dam sobie z tym radę. W domyśle ostatnich dwóch zdań było „Nie pytaj, bo i tak nie mogę teraz o tym mówić”. Nie robiła tego tylko dlatego, że nie chciała. Gdzieś tam w środku czuła strach przed tym wszystkim. Wydawało jej się, że nie zwyczajnie nie byłaby w stanie mu opowiedzieć tego, co się dziś zdarzyło. Nie potrafiłaby znaleźć słów, choć przecież chodziło o te najzwyklejsze.
Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Pią Cze 27, 2014 1:27 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 27 Zawód : Nauczyciel Przy sobie : telefon komórkowy, pendrive, laptop, leki przeciwbólowe, paczka prezerwatyw (3 sztuki), żywność x2 , stała przepustka do KOLCa
| Temat: Re: Libby Randall Pon Kwi 21, 2014 11:49 am | |
| Pokiwał tylko głową, słysząc jej odpowiedź. Nie oczekiwał nie wiadomo czego, ale nadzieje mógł mieć. Nie chciał jednak, żeby kobieta czuła się obciążona tą całą sprawą. Posłał, więc jej łagodny uśmiech, mając nadzieje, że dzięki temu podejdzie do tej całej sprawy ze spokojem i brakiem niepotrzebnej paniki. Miał jednak odczucie, że pomimo chęci ze strony Libby narzuca się jej. Wybrał chyba nieodpowiedni moment na wchodzenie w czyjeś życie ze swoimi zabłoconymi butami. Jej kolejne słowa tylko potwierdziły jego przekonania. Jednak nie dawał po sobie poznać jakiegokolwiek zaniepokojenia. - Rozumiem. Ale w razie czego, wiesz gdzie jestem – powiedział na wszelki wypadek. Domyślał się, że i tak w razie kłopotów Libby do niego nie przyjdzie. On dawał jej większy kredyt zaufania niż ona jemu. Nie mógł tego w żaden sposób zmienić, kobieta sama musiała się do niego przekonać. Nic na siłę. Jego noga znów dawała o sobie znać. Mimo iż był młody, pełen życia i energii to czasem czuł się jak stary dziadek. Nie było to przyjemne uczucie. Skwasił nieco minę i westchnął pod nosem, dodając. - Chyba będę już uciekał. – Czuł, że jest tutaj już trochę za długo. Libby na pewno potrzebowała czasu dla siebie. Wstał, więc powoli z krzesła. Wziął paczkę cukru i ruchem głowy podziękował jej, po czym pozwolił odprowadzić się do drzwi. - W takim razie do wie… - Chciał powiedzieć, a wtedy usłyszał dźwięk wiadomości. Przeprosił ją, ale stwierdził, że lepiej sprawi, o co chodzi. Wyjął komórkę i szybko przeczytał treść wiadomości. Ponownie westchnął tylko pod nosem i odłożył komórkę. - Z moich planów chyba nici. Ariel napisała, że spędzi wieczór z Killianem i jego kolegą. Co prawda muszę jeszcze to sprawdzić. Mówi się trudno, czeka mnie sprawdzanie klasówek. – Mimo wszystko za koniec uśmiechnął się do kobiety. Chyba nawet tak było lepiej, bo miała więcej czasu dla siebie. A musiała sama poradzić sobie ze swoimi problemami, więc to było najlepsze wyjście. - Dziękuję za pomoc i cukier, oczywiście. Trzymaj się – dodał na odchodne.
/zt. chyba, że autorka ma jeszcze ochotę coś dodać |
| | |
| Temat: Re: Libby Randall | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|