|
| Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Nie Kwi 20, 2014 3:42 pm | |
| |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Nie Kwi 27, 2014 8:49 pm | |
| Niestety Bertram nigdy nie będzie potrafił sobie wyobrazić jak to jest żyć ciągle pod powierzchnią ziemi. Sam nigdy tam nie trafił, ale za to często przebywał w zamkniętych, dusznych i hałaśliwych pomieszczeniach. Tylko to byłoby na tyle jeśli chodzi o jakieś niecodzienne miejsca pobytu. Nie miał pojęcia jak to jest być zmuszonym do przestrzegania określonych reguł. Niby ojciec jakieś zasady na nim wymuszał, ale nigdy nie były one tak restrykcyjne jak w przypadku mieszkańców Trzynastki. Nie potrafił wczuć się tutaj w sytuację Vivian, a co za tym idzie, nie mógł jej zwyczajnie zrozumieć. - Tutaj ma... - przerwał wpół słowa, uważnie na nią spoglądając, Czy ona właśnie powiedziała to, co zdawało mu się, że usłyszał? No przecież cholera nie jest taki stary! Ma dopiero dwadzieścia osiem lat, a poczuł się tak, jakby wybiła mu już pięćdziesiątka na karku - Jaki Pan? Serio? - tylko dwa krótkie pytania zwieńczone delikatnym śmiechem. Miał nadzieję, że Vivian była zwyczajnie zawstydzona, a nie naprawdę uważała go za starego pryka, bo jego samoocena zostałaby "lekko" skopana. Kto miał lepiej? Nie jestem pewien, ale chyba Bertram. Widział słońce, deszcz, wiatr, ptaki, drzewa i fabryki. Tutaj chyba nie ma się co licytować, bo Darkbloom raczej wygrała. A co zaś tyczy się rebelii, to faktycznie nie stało się tak, jak z początku planowano. Prawda była jednak taka, ze Bertram nigdy nie wspierał tej idei wolności i braku ucisku. Sam go też za bardzo nie odczuł. Współpracował najpierw z jednym rządem, teraz z drugim. Z tą drobną różnicą, że teraz żyło mu się zdecydowanie lepiej. Dla niego ważne były interesy, a nie losy ludzi w innych dystryktach. Co zmieni wystawianie się na męczeństwo i robienie z siebie bohatera? Nic. Co natomiast zmieni dojście do władzy? Wszystko. Prosta kalkulacja, którą potrafiłoby wykonać nawet dziecko, a jakże prawdziwa. - Każde imię jest wyjątkowe, chociażby powtarzało się tysiąc razy. W końcu za każdym razem definiuje ono innego człowieka, czyż nie? - może i trochę zagłębiał się w filozofię, ale tak przecież było! W Kapitolu mogło być i milion Bertramów, a nie byłoby takiego drugiego jak on. Ha! Ta skromność i małe ego kiedyś go zabiją. Ja Wam to przepowiadam. Graveworth zapamiętywał jedynie nazwiska tych, którzy go intrygowali lub tych, z którymi robił interesy. Całkiem możliwe, że po tym spotkaniu zapamięta już Vivian, ale nie było mowy, żeby kojarzył ją z areną. Najwidoczniej wszelakie bronie zakupowane na jej potrzeby są księgowane pod innym nazwiskiem. W końcu byłoby dziwnym, gdyby to architekt odpowiadał za finanse i to jego nazwisko widniało właśnie przy fakturach. - Wściekły? Nie. Gdybym miał się przejmować każdym nadpobudliwym facetem, to długo bym nie pożył. Zresztą źle by to o mnie świadczyło. - spokojny ton głosu wcale nie zdradzał tego, co właśnie planował, a Jack dostanie za swoje. Nie chodzi już nawet o to, że zepsuł ten wspaniały wieczór. Ośmielił się podnieść rękę na Gravewortha, a to już dość duże przewinienie. Ten śmieć po prostu uderzył go w twarz. Bert jednak nie będzie sobie brudził rąk. Co to, to nie! - Żartujesz? = zapytał całkiem poważnie, po czym uśmiechnął się szeroko - Ja mieszkam na drugim piętrze w dokładnie tym samym budynku. - wyjaśnił szybko, widząc doskonale jak przygryza wargę. Bert trochę znał się na kobietach i wiedział co to może oznaczać. Jednak czy miał do tego nastrój? To jeszcze wyjdzie w praniu. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Sro Kwi 30, 2014 2:08 pm | |
| Wiatr powiał po raz kolejny, porywając długie pasma włosów Vivian; opadały teraz na jej twarz i ramiona, doprowadzając dziewczynę do szału. Przebywanie na dworze w pewien sposób dodawało jej pewności siebie; gdyby miała ochotę, mogłaby zacząć biec przed siebie, nie zwracając uwagi na nic, wpaść do domu po psa i umknąć gdzieś na obrzeża, choćby na chwilę, i odpocząć. - Przepraszam. – wypaliła szybko, rumieniąc się. Przeklęte maniery dobrze wychowanej dziewczynki, córeczki tatusia, nadal były głęboko zakorzenione w mentalności Vivian. Z doświadczenia wiedziała, że niektórzy przedstawiciele płci przeciwnej gotowi byli uderzyć kobietę za bezpośrednie zwracanie się do nich; dlatego też była wierna wpojonym przez ojca zasadom. Zatrzymała się, by poprawić włosy. Wiążąc warkocz, złapała się na dość bezczelnym wpatrywaniu się w twarz mężczyzny, który podarował jej swoją marynarkę. Gdy jej zwinne palce powoli rozdzielały pasma i splatały je powoli, uśmiechnęła się do Bertrama, lekko i słodko. Miał dobry gust, co mogła wywnioskować po delikatnym zapachu perfum, którymi przesiąknięta była marynarka, i pięknie wykrojone usta, co stwierdziła niejako z lekkim zdumieniem. Przystojny jak diabli, taki właśnie był. - Ciekawe podejście – rzuciła, wiążąc gumką warkocz. Przerzuciła go przez ramię i zbliżyła się do Gravewortha, nadal intensywnie patrząc mu w oczy. – Widzę, że napotkałam kogoś o wyrazistych poglądach, to dobrze. Cieszę się. Szczęście w nieszczęściu, jej twarz i nazwisko nie kojarzyły mu się z areną; wiedziała to, wyczytała z każdego sygnału, jakie wydawało jego ciało. Gdy ludzie orientowali się, z kim mają do czynienia, często odsuwali się i spoglądali na nią ze złością w oczach. Bertram jednak nadal szedł obok, dość blisko, być może nawet zbyt blisko. Nie przeszkadzało jej to. - Na Twoim miejscu oddałabym mu w boleśniejsze miejsce niż twarz – stwierdziła cicho, czując, jak na jej twarzy pojawia się szerszy, rozbawiony uśmiech. Mężczyźni. Było coś intrygującego w sposobie, w jaki toczyli spory, coś… poniekąd podniecającego. Dochodzili już do budynku, który wskazała. - Na drugim? Wygląda na to, że mieszkamy na tym samym piętrze, co za zbieg okoliczności… - urwała zdanie, uśmiechając się lekko. – Dobrze wiedzieć, zawsze miałam nadzieję na to, że trafię na jakiegoś uroczego sąsiada, który pomoże mi z cieknącym kranem… Podobały się jej jego oczy, ciepłe i tajemnicze, jakby jeszcze nieodkryte. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Pią Maj 02, 2014 12:12 am | |
| Wiatr, wiatrem, ale w powietrzu rozległ się teraz głośny śmiech Bertrama. Czy Vivian musiała być naprawdę tak słodko zabawna? Najpierw nazywała go per Pan, a później jeszcze za to przepraszała jakby znajdowali się w szkole podstawowej, a Bert był jej wychowawcą. Naprawdę nie było potrzeby, żeby trzymać się takich formalności. - No rozluźnij się troszkę. Chyba, ze Cię onieśmielam, to wtedy mogę Ci wybaczyć. - odpowiedział nadal uradowany, po raz kolejny się śmiejąc. Nie chciał, żeby Darkbloom odebrała to jak wyśmiewanie się z jej osoby. Po prostu był rad, bo dawno nie spotkał tak przezabawnej duszy. Naprawdę ciężko o taki typ człowieka w kapitolu, a tymczasem po Vivian wszystko było widać. Każde jej zmieszanie, zawstydzenie, a być może nawet i kłamstwo. W tej zepsutej dzielnicy pełnej kłamców, łgarzy i Bertramów nadal można znaleźć kogoś pokroju Viv. Naprawdę budująca informacja. Może gdyby Graveworth dowiedział się przez co tak się dzieje, to zmieniłby o tym zdanie, ale na razie nadal uważał to za urocze. Teraz jednak Bertram przystanął widząc, że jego rozmówczyni robi to samo. Wcale nie krępował się jej spojrzeniem, a może nawet wręcz przeciwnie? Przyjął to jako wyzwanie i sam również bezceremonialnie lustrował ją wzrokiem, jakby chciał znaleźć każdy, nawet najmniejszy szczegół, który mógł tu odgrywać jakąś rolę. - W moim zawodzie lepiej nie obnażać się z prawdziwymi poglądami. Ujawniam je nielicznym. - skwitował nadal z delikatnym uśmiechem, wcale nie przejmując się tym, że Vivian zmniejszyła odległość, która ich dzieliła. A może jej było zimno? Bert nawet objąłby ją ręką, ale jeszcze źle by to odebrała, a wieczór i tak dał mu już w kość. - To takie niehonorowe. Zresztą karczemne bójki nie różnią się zbytnio od walki dwóch psów. Nie chciałbym się zniżać do tego poziomu. Co innego, gdyby ten cios wymierzony został w Rory albo inna kobietę. - zasada dość prosta. Po co narażać się na uszczerbek nie tyle fizyczny, ale ten dotyczący reputacji, skoro można ze wszystkiego wyjść z twarzą? Dochodzili jest naprawdę niefortunnym słowem! To nie czas i miejsce, żeby go używać. No... Przynajmniej na razie, więc proszę tego nie marnotrawić. - Jak to się stało, że nigdy Cię nie spotkałem? - zapytał prosto z mostu. Naprawdę go to ciekawiło, bo przecież zawsze zapamiętywał urodziwe kobiety, a tej nawet nie spotkał. Los lubił być przewrotny. - Naprawię każdy cieknący kran, a i żadna nieprzetkana rura się przede mną nie uchowa. Hydraulik Bertram do usług. - ukłonił się delikatnie, niemalże zamiatając ręką po ziemi, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Niby czemu miałby nie pomóc damie w potrzebie? Przecież to żaden problem! Teraz nawet otworzył drzwi, żeby Vivian weszła pierwsza do budynku. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Pią Maj 02, 2014 8:52 am | |
| Kiedy usłyszała jego śmiech, przez moment była lekko… Zdziwiona. Śmiał się z tego, co powiedziała czy po prostu z niej? Nigdy nie umiała tego ocenić, a takie rzeczy zawsze miały wpływ na sposób, w jaki oceniała człowieka. Zbliżyła się i znowu spojrzała w jego oczy, bezczelnie i z zacięciem. No dobra, najwidoczniej śmiał się z… - Kwestia wychowania – stwierdziła ze spokojem. Kwestię rozluźnienia skwitowała milczeniem, lekko zaniepokojona własnymi reakcjami. Bertram jej nie peszył, ale te słowa… Były tak bardzo podobne do tego, co mówił Tim, że tylko westchnęła cicho, tłumiąc w sobie odruch odwrócenia się i zwiania na cmentarz, gdzie mogłaby zapalić kolejną świeczkę i siedzieć ze smutkiem wypisanym na twarzy. - To musi być bardzo interesujący zawód, prawda? - zapytała, uśmiechając się szeroko. Niesamowite, jak bardzo byli do siebie podobni w tej kwestii. Ona, zajmując pozycję w rządzie, uwarunkowaną przez dwie rzeczy: talent i pozycję tatusia (który nadal się nie odzywał, do diabła!), po prostu musiała trzymać swoje poglądy dla siebie. Zwłaszcza, że wśród rządowców na pewno były osoby skłonne sprzedać Coin każdą informację o tym, co, kto, gdzie zrobił, jak zrobił, z kim, co powiedział, ba!, nawet co pomyślał. To nie była bezpieczna zabawa, wręcz przeciwnie. Igrało się z ogniem, a od ognia łatwo można było spłonąć. Zastanawiając się nad tym, co będzie, niechcący zbliżyła się do Betrtama, tak, że gdy szli obok siebie, ich ramiona dzieliło zaledwie kilka centymetrów, może nawet mniej. - Jak…? – zaśmiała się. – Może przez to, że moja praca jest dość… zajmująca i co rusz coś mi zlecają – przerzuciła warkocz na drugie ramię, przechodząc przez drzwi, które dla niej otworzył. Bilans jej wiedzy o Bertramie w tej chwili zawierał się w tych słowach: miły, sympatyczny, uczynny, szarmancki, dobrze wychowany, bezpośredni, zawadiacki, o dobrym guście, przystojny. Cóż, wyglądało na to, że trafiła na naprawdę intrygującego sąsiada. – Teraz zastanawiam się, dlaczego wcześniej to ja nie natrafiłam na Ciebie. Gdy znaleźli się w środku, i jej towarzysz zamknął drzwi, Vivian zorientowała się, że w budynku jest znacznie cieplej niż się spodziewała. Dlatego też zsunęła z siebie marynarkę Bertrama i teraz trzymała ją w dłoniach, opuszkami palców głaszcząc materiał. Dość nieświadomie, zajęta była bowiem obserwowaniem go z lekkim uśmiechem. - Dobrze wiedzieć, nigdy nie radziłam sobie z hydrauliką – zaśmiała się, zastanawiając, co wybierze jej towarzysz, schody czy windę.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Sob Maj 03, 2014 2:44 pm | |
| Śmiał się, bo był szczęśliwy i nie miał tutaj zamiaru ani wyśmiewać Viv, ani tego co powiedziała. Po prostu go to rozbawiło i tyle. Ale dlaczego tak spoglądała w jego oczy? Czyżby miał tam muchę?! Nie no. Tak serio, to Graveworthowi to nie przeszkadzało. Mogła go nawet wziąć pod rękę i nie widziałby w tym nic złego. Westchnięcie? Czy to było westchnięcie? Bert doskonale zauważył ten odruch i tylko zmarszczył delikatnie brwi. Czyżby źle dobrał słowa? Po uprzednim przypomnieniu stwierdził jednak, że z nimi wszystko w porządku. Co takiego więc się stało> - Powiedziałem coś nie tak? - zapytał wprost, żeby mieć jasność. Na przyszłość najwyżej nie będzie popełniał takich gaf, a w rezultacie nikt nie będzie musiał wzdychać podczas rozmowy z nim. Profity dla obu stron. Rozmowa zaraz zeszła jednak na inne tory. Może to i dobrze? Po co w kółko dywagować nad czymś, co nie jest przyjemne? To wszystko miało być przecież luźną, miła pogawędką, dzięki której Bert miał lepiej poznać swoją sąsiadkę. - Jeśli chcesz spotykać się z wojskowymi, szumowinami i kłamcami, to jak najbardziej interesujący. Nie ma tam miejsca na prawdę czy emocje. Zwyczajna, chłodna kalkulacja i ekonomia. No i najważniejsze jest zrozumienie tego, że to nie Twoja broń zabija, a ludzie, którzy się nią posługują. - krótka charakterystyka zawodu polegającego na sprzedawaniu broni. Może i Bert się w tym momencie odsłonił, ale właśnie taki był w pracy. Daleko mu do uprzejmego i szarmanckiego mężczyzny kiedy chodzi o interesy. Tam panuje troszkę inna zasada i czasem trzeba uderzyć w stół, żeby zaprowadzić porządek. Jednak mimo wszystko Bert uwielbiał tę pracę. Mógł stawiać czoła wyzwaniom i pokazywać ważniakom, że tak naprawdę bez jego broni są niczym. Potrzebują jej do panowania nad tłumem, a tylko on ją posiada. Siłą mu jej nie zabiorą i dobrze to wiedzą. - To nie powód, żeby żyć tylko pracą. Wpadnij czasem na herbatkę. - odpowiedział niemalże natychmiast. Sam też miał dużo roboty, a jednak zawsze znajdował czas na to, żeby się zabawić. Gorzej z jego pracownikami, ale to już szczegół! Mogą przecież pracować gdzieś indziej jak im się okazyjne nadgodziny nie podobają. - Może dlatego, że jestem bardzo wstydliwy i nieśmiały? - śmiech po raz kolejny rozniósł się w powietrzu. Tak! Te dwie cechy najlepiej opisują Gravewortha. Przecież on głupieje, kiedy znajduje się przy nim kobieta i nie potrafi nawet z nią rozmawiać. Właśnie dlatego siedzi cały czas w mieszkaniu i Vivian nigdy nie widziała go na oczy. O to w tym wszystkim chodzi! A wybór był dość prosty. Nie będzie przecież kazał Vivian wchodzić po schodach po takim spacerze. Oczywiście, że wezwał windę. Chociaż ostatnio Bertram słyszał pewne plotki, ze wejdziesz raz z kobietą do windy, a za dziewięć miesięcy pojawia się Wanda. Miejmy jednak nadzieję, że to tylko urban legend, bo mężczyzna nie jest jeszcze gotowy na ojcostwo. - Jakby na to nie spojrzeć, składam bronie. Z rurkami i uszczelkami też sobie powinienem dać radę. - zagadnął z uśmiechem, wpuszczając Vivian do windy, a sam wchodząc zaraz za nią. Drugie piętro! |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Sob Maj 03, 2014 9:57 pm | |
| Wpatrywanie się w jego oczy, zwłaszcza tak intensywnie, miało pewną zaletę. Nie minęło kilka sekund, a pamiętała już ich kształt, długość rzęs, każdą plamkę na tęczówkach. Miała ochotę powiedzieć, że ma naprawdę ładne oczy – a to coś, co chyba nieczęsto zdarza się u mężczyzn. Bo czy tak naprawdę mężczyźni zwracają uwagę na swoje oczy? Być może, nie była pewna, ale coś jej podpowiadało, że Bertram tkwi w błogiej nieświadomości. - Brzmisz trochę jak mój ojciec i nieco jak mój kuzyn – uśmiechnęła się lekko, wzruszając ramionami. Zwykłe stwierdzenie, ot co, ale warte tej chwili, gdy się śmiał. Jeśli śmiech oddaje człowieka, musiała przyznać – była pod wrażeniem. Miał przyjemny dla ucha dźwięczny głos o wyjątkowo łagodnych tonach i barwie. Może tylko troszkę zbliżony do głosu Minchina, który uwielbiała… Potrząsnęła lekko głową. - Wojskowi, szumowiny i kłamcy… To brzmi tak, jakbyś mówił o mojej pracy – uśmiechnęła się lekko, wślizgując do windy i czekając, aż za nią podąży. – Ale muszę przyznać, że nie pamiętam, żebym spotkała Cię kiedyś w siedzibie Coin... – on odsłonił karty, zrewanżowała się więc tym samym. Nie powiedziała, kim dokładnie jest i jaką funkcję pełni na planszy do gry Almy Coin; póki co, założyła, że Bertramowi wystarczy lekka sugestia, że ma do czynienia z członkiem rządu. Zbladła jednak, gdy usłyszała wzmiankę o broni – ukryła to szybko pod kolejnym słodkim uśmiechem. - To brzmi jeszcze ciekawiej. I mądrze. Wydaje mi się, że ludzie niekiedy o tym zapominają. – odnosząc się do jego wypowiedzi o tym, że to nie broń zabija, lecz osoba, która się nią posługuje, myślała o Timie. O krwi, spływającej z rany, o jasnych włosach, których końcówki miały tę nieprzyjemną barwę, o klęczącej w śniegu Ashe, gdy razem zacierały te ciemnoczerwone plamy krwi… Ashe. Powinna z nią porozmawiać, może wie coś o Nicku? - Lubię herbatę – mrugnęła porozumiewawczo i przycisnęła przycisk oznaczony cyfrą 2. Nie przejęła się specjalnie, gdy nie zareagował – dozorca budynku uprzedził ją, że takie rzeczy mogą się zdarzać. Przycisnęła przycisk windy kolejny raz i jeszcze jeden, a między jej brwiami pojawiła się leciutka zmarszczka zniecierpliwienia. Co z tego, że była już w budynku, nadal było jej zimno i potrzebowała dwóch rzeczy: kąpieli i zakopania się pod kołdrą. Jego słowa o wstydliwości i nieśmiałości wywołały u Vivian szeroki uśmiech i, naturalnie, cichutki chichot. – Nie chcę być bezczelna, Bertram, ale nie wyglądasz na takie niewiniątko, za jakie się podajesz. – stanęła naprzeciw niego i powoli, jakby niepewnie, uniosła dłoń i poprawiła kołnierzyk jego koszuli. - Kiedyś zaprojektowałam arsenał – wyszeptała niemalże wprost do jego ucha, po czym odsunęła się. Po raz dziesiąty chyba nacisnęła przeklętą dwójkę i nieomal syknęła ze złości. Czemu ta winda nie chce ruszyć? |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Sro Maj 07, 2014 5:42 pm | |
| Oczy, jak to oczy. Rzadko kiedy mężczyzna zwraca uwagę na swoje zalety. Wbrew pozorom faceci są czasem bardziej zakompleksieni niż kobiety, ale zwyczajnie się do tego nie przyznają i nikt o tym nie wie. Czy Bert miał jakieś kompleksy? Ależ oczywiście! Nigdy jednak nie rozpatrywał swoich oczu jako jakieś zalety. Błoga nieświadomość mu za to wcale nie przeszkadzała. Wiedział, że nadrabiał czymś innym i mu to pasowało. Nie musiał tego dokładnie nazywać. Ważne, że działało na kobiety. - Nie jestem pewien czy to dobrze. W końcu jestem jeszcze dość młody. - odparł z uśmiechem, który coś wcale nie chciał schodzić z jego twarzy. Nie wiedział czy to przez alkohol, który wcześniej spożywał czy też przez to, ze rozmowa szła całkiem dobrze. No i musiał przyznać, że Vivian była naprawdę miła. Może nie robiła tego specjalnie, ale Graveworth czuł się momentami nawet kokietowany. Wrodzona umiejętność kobiet z rodziny Darkbloom? Być może! - Siedziba Coin, co? Alma, Melanie, rządowcy. - powiedział pod nosem, delikatnie akcentując to ostatnie. Na moment zapodział się gdzieś i jego uśmiech. Bertram wydawał się jakby zamyślony, ale zaraz już mu to przeszło - Przychodzę tam głównie w sprawach biznesowych. Nie oczekuję na spotkanie, nie każą mi siedzieć na korytarzu. Wchodzę, rozmawiam i wychodzę. Może to za to. Zresztą nie każdy w rządzie jest taki, prawda? - zapytał jeszcze, delikatnie szturchając Vivian. Oczywiście, że miał ją na myśli. Skoro mówiła o siedzibie Coin z taką swobodą, to pewnym było, że musiała zajmować jakieś miejsce w tamtejszych strukturach. Bertram cieszył się jednak, że kobieta nie jest przesiąknięta tym całym zepsuciem, które tam panuje. I mówi to facet, który oczywiście w żadnym wypadku nie jest zepsuty. Skąąd! - Gdybym o tym zapomniał, to nie mógłbym spać po nocach. Zresztą producenta noży nigdy nie obwiniają o to, ze kogoś zadźgano. Z takimi jak ja jest trochę inaczej. - Bert nie zauważył zbladnięcia Vivian, więc dalej kontynuował temat. Całkiem możliwe, że ta wpadka jest jego pierwszą dzisiejszego wieczoru! Z pewnością się jednak poprawi, bo wbrew pozorom nie jest człowiekiem idealnym i ciężko byłoby od niego wymagać, zeby wiedział wszystko o przeszłości rozmówcy. - Więc jesteśmy umówieni. - proste stwierdzenie, którego nie ma jak zanegować. Przecież wtedy Vivian wyszłaby na niegrzeczną, prawda? No, a Bertram zawsze napije się w przyjemnym towarzystwie chociażby herbatki. Chociaż inne napoje są przez niego preferowane o wiele bardziej, ale nie zamierzał się na razie z tym odkrywać. - Huh? A więc mi nie wierzysz? - zagadnął z wyraźnie wymalowanym zadowoleniem na twarzy. Czyli jednak kobiety postrzegają go za takiego, na jakiego się kreuje? Bardzo dobrze! Oznacza to, że jego wizerunek nadal jest niewzruszony, a o ten trzeba bardzo dbać. Darkbloom zrobiła jednak coś, co go zaskoczyło. Kiedy prawie szeptała mu do ucha, miał ochotę położyć dłonie na wcięciu w jej talii, ale się powstrzymał. Za wcześnie Graveworth, za wcześnie! Zamiast tego spojrzał na kobietę lekko zadziornie, wcale nie będąc zdziwiony tym, co mu powiedziała. Skoro pracowała w rządzie, a teraz jeszcze zaprojektowała arsenał, to wniosek był jeden - architekt. Może i by do tego nawiązał, ale Vivian wcisnęła pewien guzik, po którym Bert nie mógł nie zareagować. Teraz to on nachylił się do jej ucha. - A ja wypełniłem go po brzegi. - powiedział bez ogródek, jakby właśnie rozmawiał o pogodzie. Może był tu podtekst, może i też nie! Całkiem możliwe, że to po prostu autor jest zbyt zboczony i widzi je wszędzie. Niemniej jednak Bertram przeszedł do akcji. On i jego złote paluszki, które potrafiły sprawić cuda. Tak samo było i tym razem, chociaż w grę wchodziła pięść. Mężczyzna uderzył nią mocniej w cały panel, dwójeczka się zaświeciła, a winda ruszyła - Magia. - skwitował z wyraźnym zadowoleniem i uśmiechem na twarzy. Coś takiego już mu się zdarzało! Nic więc dziwnego, że potrafi to naprawić. Co prawda w sposób, który jest niepodobny do projektanta i inżyniera, ale grunt, że działa. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Pią Maj 09, 2014 2:11 am | |
| - Porównanie nowo spotkanego człowieka do członka rodziny jest raczej… przejawem stosunkowo uzasadnionej sympatii do danej osoby – powiedziała, uśmiechając się lekko. Uśmiech, jaki pojawił się na jego obliczu, był bardziej intrygujący, niż przypuszczała, a lekko wygięte wargi przywodziły jej na myśl coś… kuszącego. Nie wiedzieć czemu, zaczęła zastanawiać się nad rzeczami zgoła innymi, niż dotychczas. - Przebywanie w siedzibie bywa… Męczące. Ale chyba w każdym miejscu tak bywa, prawda? – szybko skorygowała swoje słowa, dorzucając do tego naprawdę niewinny uśmiech. – Czasem czuję się cudownie, kiedy stamtąd wychodzę; nikt nie patrzy mi na ręce, nie chodzi za mną, nie sprawdza wszystkiego dookoła, kiedy pracuję nad projektem. Mówiła prawdę, po raz pierwszy od dawna wyrażając wprost swoją skrywaną niechęć do przebywania w miejscu, w którym kiedyś mieszkała. Nie wspomniała o tym, że zajmowała – wraz ze zmarłym ukochanym – małe mieszkanie na drugim piętrze siedziby Coin, które opuściła w pośpiechu, zostawiając meble tak, jak stały. Może po prostu było za wcześnie na tego typu rozmowy, może nie do końca dawała wiarę temu, że może mu zaufać… Ale coś kryło się w tych oczach, w które tak chętnie spoglądała. - Pomimo tego, że Trzynastka nigdy nie brała udziału w Igrzyskach, niektórzy z nas uczyli się, jak należy walczyć. – „niektórzy”, raczej większość, może nawet znaczna większość. – Dlatego rozumiem, jak to jest. Mój przyjaciel uparcie powtarzał mi, że nie powinnam igrać z bronią, bo mogę od niej zginąć… Ale ciężko było przetrwać całą rebelię pod ziemią, potem przez chwilę w innym dystrykcie, siedzieć w miejscu zamiast towarzyszyć innym, którzy walczyli. Zaraz… Przyjaciel?! Czy naprawdę tak powiedziała o mężczyźnie, który skradł jej serce, uczynił z niej swoją ukochaną i oswajał ze światem? Miała piętnaście lat, gdy go poznała, i od tamtej pory kochała Tima, miłością najpierw płochą i strachliwą, potem głębszą i bardziej złożoną. Należała do niego tak, jak on należał do niej, była mu wierna i oddana, zasypiała u jego boku i budziła się, oddawała mu się całym swoim istnieniem, kochała go… A teraz nazwała go przyjacielem. Pustym, suchym słowem, które nie oddawało w pełni tego, co istniało między Minchinem a nią. Co się ze mną dzieje? Być może to kwestia alkoholu, który nadal krążył w jej organizmie, a może czegoś zupełnie innego; Viv jednak nie umiała powstrzymać cichego, słodkiego chichotu, który wyrwał się jej, gdy Bertram potwierdził ich przyszłe spotkanie i zapytał, czy mu nie wierzy. Prawdę powiedziawszy, nie dbała o to. Była lekko wstawiona, nieco zmęczona i rozbawiona, a Bertram stanowił naprawdę wyborne towarzystwo. - Nie, dlaczego? Wierzę Ci – uniosła dłonie w obronnym geście. – Jesteś uroczy, niewinny, słodki, szarmancki, sympatyczny, kulturalny, charyzmatyczny… Mam wymieniać dalej? – posłała mu ukradkowe spojrzenie spod długich rzęs. Winda nadal nie chciała ruszyć, pomimo tego, że nacisnęła przycisk jeszcze raz. Wreszcie odsunęła się i oparła o ścianę windy. Nie miała ochoty spierać się z maszyną, najwyżej wejdzie po schodach na drugie piętro i rzuci się na swoje łóżko, zaśnie i obudzi się nad ranem, oczekując tego, co nadejdzie. Kiedy jego oddech delikatnie, niemalże czule musnął ucho rudowłosej, drgnęła nieco, zaskoczona. Przez jej ciało przebiegł leciuteńki, niedostrzegalny wręcz dreszczyk, mieszkanka zdziwienia, zadowolenia… i jakiejś dziwnej tęsknoty, której nie rozumiała. - Jeśli przemycałeś broń do Trzynastki – wyszeptała, ponownie się do niego przysuwając. – to muszę przyznać, że faktycznie, wypełniłeś go po brzegi, Bertram… Czy w tych słowach krył się jakiś niezwykły podtekst, który miał być ich małą, słodką tajemnicą? Vivian niemalże przygryzła wargę. Niemalże nie zwróciła uwagi na pięść, którą rąbnął w panel windy, sprawiając, że ruszyła. Była za bardzo zajęta wpatrywaniem się w towarzysza; na jej ustach błąkał się delikatny, poniekąd czuły uśmiech. - Widzę, że lubisz czynić cuda – chociaż wcześniej związała włosy, teraz zaczęła wyciągać z warkocza pojedyncze, rude pasma, długie prawie do bioder. Powoli, jedno za drugim, aż znowu opadały na jej jasny sweter. Spuszczając wzrok, dostrzegła na rękawie maleńką plamkę krwi, pamiątkę po Gerardzie. Chciała wzruszyć ramionami, ale nie była pewna, jak odbierze to ten szarmancki przystojniak, który właśnie… No cóż, sprawił, że uparta winda ruszyła i właśnie zatrzymała się na drugim piętrze. - Cóż… Wygląda na to, że jesteśmy na miejscu…- gdy drzwi windy otworzyły się, rudowłosa postąpiła krok naprzód, a potem następny. – To był… Miły wieczór. Naprawdę. Bertram spełnił swoją obietnicę – odprowadził ją do domu całą i zdrową – jeśli nie liczyć obrażeń, które podarował jej pan Ginsberg. O dziwo, Vivian nie trzęsła się ze strachu, gdy myślała o nim, najwyżej czuła… Lekki acz niepewny spokój. Ważne było jednak to, że była już tylko kilka metrów od swojego nowego domu, gdzie mogła zaszyć się w spokoju i odpocząć. - Więc… Dobranoc? – posłała mu zaciekawione spojrzenie i celowo przygryzła wargę; powoli, wręcz zmysłowo. Już miała się odwrócić i ruszyć w stronę swojego mieszkania, gdy nagle… Po prostu straciła równowagę i wpadła wprost w ramiona Bertrama. Alkohol czy zwykłe potknięcie?, tego nie mogła określić. Wiedziała jedynie, że ją trzymał, a jej dłonie były niemalże splecione na jego karku, czuła jego zapach i ciepło jego skóry pod opuszkami palców. Uniosła głowę i zorientowała się, że jego usta były dość blisko jej policzka. Tłumiąc westchnienie, delikatnie pocałowała Bertrama w policzek. - Przepraszam… I dziękuję – szepnęła, uśmiechając się. Po raz pierwszy od dość dawna wcale nie miała ochoty myśleć o Timie; rozważała raczej to, że jego usta są… Stanowczo za blisko. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Pią Maj 09, 2014 11:54 pm | |
| - Sympatii? Są różne rodzaje sympatii. Darzysz mnie jakąś szczególną? - podniósł lewą brew do góry, a wraz z nią uniósł się również lewy kącik ust. Oczywiście, że żartował! Może i wiele panien zakochiwało się w nim od pierwszego wejrzenia, ale nie sądził, żeby Vivian była jedną z nich. W niej było coś innego, czego nie potrafił wytłumaczyć. Uśmiechał się jednak dalej, jakby nieświadomie kusząc Darkbloom i przekonywać ją do siebie coraz bardziej. Niech wpada w jego ramiona, niech wpada. - Nie w tym, w którym naprawdę chce się być. Dlaczego więc nie rzucisz tej roboty? Jestem pewien, że znajdziesz sobie kolejną w mgnieniu oka. Utalentowana, piękna i bystra. Przecież to idealna pracownica. Nikt by Ci nie odmówił. - proste, logiczne i skuteczne. Przy okazji oczywiście odniósł się do aparycji Vivian, która swoją drogą była naprawdę nienaganna. Ciężko znaleźć dwie przyjaciółki, które są tak samo piękne. Zazwyczaj jedna z nich robi za tę brzydszą, jednocześnie podwyższając wartość estetyczną drugiej, a tu proszę! Mamy taką Rory i Vivian. Aż ciężko się zdecydować, naprawdę. A jeśli jeszcze trzeba nawiązać do określonych miejsc, to Bertram nie posiadał jakiegoś szczególnego, w którym nie lubił przebywać. Ot wszystkie to zwyczajne pomieszczenia do których można wejść, wyjść, a nawet przez nie przejść. Nic szczególnego, co mogłoby wpływać na jego odczucia. - Od wszystkiego można zginąć. Nawet widelec niewłaściwie trzymany może stać się przyczyną czyjejś śmierci. Zbytnio nie doceniał broni. Zresztą selekcja naturalna zrobi swoje i odsieje tych, którzy broni w ręce mieć nie powinni. - zaczął dość obojętnie, bo co go mogli obchodzić ludzie, którzy zwyczajnie nie zasłużyli na to, żeby w ręku trzymać broń? - Coś o tym wiem. Zajmowałem się nie tylko dilerką. - a dokończył tak, żeby nie zdradzić wszystkiego. Może i nie rozprowadzał tylko broni, ale też nie zabijał każdego po kolei. Po prostu miał swoje zajęcia, które podczas rebelii musiał wykonać. I właśnie dzięki nim znajduje się teraz w Dzielnicy Rebeliantów, a nie w jakimś dystrykcie czy KOLCu. Odpowiedni dobór stron to podstawa, a Bertram potrafił je nawet zmienić w trakcie zabawy, jeśli miało mu to przynieść jakieś określone korzyści. Wszystko dla sztuki! - Przystojny, inteligentny, zaradny, pewny siebie i ambitny? Nie, dziękuję. Nie chcę się tutaj zarumienić jak panienka szczególnie, że takie słowa wychodzą z Twoich ust. Nie każ mi ukrywać policzków. - odparł rozbawiony, kręcąc bezradnie głową. Nie miał do niej siły. Nigdy nie znosił jakoś za dobrze komplementów, a jeśli te były jeszcze całkowicie szczere, to naprawdę miał wielki problem z zachowaniem się. Starał się to jednak ukrywać najlepiej jak potrafił i pozostało mieć nadzieję, że tym razem również mu się to udało. No, albo Vivian tego nie zauważyła co wyszłoby na jedno = korzyść dla niego. No, ale skupmy się na czymś jeszcze przyjemniejszym, bo najwyraźniej kobieta włączyła się do jego gry i to całkiem sprawnie. - A skoro tak, to może czas na kolejny? - zaproponował całkiem śmiało, mając oczywiście nadzieję, że ostatnimi dniami Vivan przeglądała plany jakiegoś magazynu i będzie mogła podzielić się informacjami gdzie może złożyć broń większego kalibru. Od tak, dla zabawy! No, ale nie wyglądało an to, żeby Vivian miała poprzestać tylko na tym podtekście. Szykowało się o wiele więcej zabawy, niż z początku myślał. Czyżby rudowłosa nie była jednak aż tak grzeczna? - Lubię kiedy te cuda sprawiają ludziom przyjemność. - odparł zapatrzony w falujące włosy Darkbloom. Zawsze uwielbiał kobiety, które nie obcinały się na krótko, a w dodatku dbały o swoje włosy. Uważał je za wizytówkę kobiety, więc zawsze powinny być utrzymane w doskonałym stanie, a braku takiego Vivian nie mógł zarzucić. - Cała przyjemność po mojej stronie. Całkowicie zmazałaś nieprzyjemne wrażenie stworzone przez tamtego delikwenta. Dziękuję, - ukłonił się delikatnie i przepuścił Vivian pierwszą. Znajdowali się już na swoim piętrze, więc najwyższy czas iść do swoich mieszkań. Bertramowi nawet przez głowę nie przeszedł pomysł, żeby dzisiejszy wieczór skończyć razem. Tak było jednak tylko do czasu, bo w pewnym momencie ciało Darkbloom zbliżyło się niebezpiecznie blisko do niego samego. Była niesamowicie słodka i zanim Bertram się obejrzał, jego ręce już delikatnie obejmowały Vivian. Na moment zaniemówił i po prostu wpatrywał się w jej oczy, ale nagle coś się w nim ruszyło. - Nie masz za co. - krótkie zdanie, zakończone delikatnym pocałunkiem w czubek nosa, ale to tyle, na co mógł sobie pozwolić - Odezwij się do Rory, że dotarłaś. Pewnie się martwi. - dodał jeszcze, żeby przywołać jakoś Vivian do zdrowych zmysłów. Przecież nie tak dawno temu flirtował z jej przyjaciółką, a ta chce go teraz zdobyć! Nie, nie, nie. To byłoby niewłaściwe i własnie dlatego Graveworth delikatnie, ale powoli odsunął się od rudowłosej. Nie mogą sobie pozwolić na więcej. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Sob Maj 10, 2014 1:03 am | |
| - Mogłabym… Gdybyś się o to bardzo postarał. – odpowiedziała wymijająco, zakładając pasmo włosów za ucho. Mógł udawać niewiniątko, jednak jak na dłoni było widać, że jest świadom uroku, jaki roztacza. Zresztą, chyba tylko ktoś ślepy by tego nie dostrzegł… Czyżby chciał, żeby i ona wpadła w jego ramiona, jak zapewne każda inna kobieta na tym świecie? Gdy usłyszała, co powiedział, spojrzała na niego krzywo. Naprawdę, nie lubiła gadek o tym, że jest jakaś śliczna, urocza czy coś w ten deseń. Czuła się wtedy dziwnie, poniekąd nieprzyjemnie. Zwłaszcza, gdy mówił jej to ktoś obcy, kto chyba ją uwodził. - Nie sądzę, żeby ktoś zatrudnił mnie, biorąc pod uwagę to, co ostatnio zrobiłam. I zapewne nawet mój wygląd by nie pomógł. – westchnęła cicho, odwracając wzrok. Sposób, w jaki na nią patrzył… To było nietypowe, chociaż – nie ukrywajmy – znała to spojrzenie. Słyszała o tym, że niekiedy mężczyźni porównują dwie poznane do siebie kobiety… dajmy na to przyjaciółki, i wybierają jedną z nich. A Bertram…? Nie wiedziała, czy o tym właśnie myślał, ale miała nieprzyjemne wrażenie, że porównuje ją do Carter, z którą przecież wcześniej flirtował. Czy naprawdę pomyślała o Timie wyłącznie jako o przyjacielu? Po tym wszystkim? Po tym, jak umarł w jej ramionach? Po tym, co razem przeżyli? Przyjaciel. Jedno proste słowo, które może pasowało do Nicka, ale nie do Minchina, który był… Kimś więcej. - Wiedział, co mówi – syknęła, patrząc Bertramowi w oczy. – Walczył. Dowodził Strażnikami Pokoju. Był dobrym, honorowym człowiekiem, który znał swoją broń i szanował ją tak, jak swoich podwładnych. – w jej oczach pojawił się jakiś cień, jakby nuta smutku. – I zmarł na moich oczach. Więc nie mów mi o broni i o tym, co może zrobić. Nie jestem dzieckiem. Może Ty nie masz na rękach krwi, ale ja ją mam… Uniosła głowę wyżej, patrząc mu hardo w oczy. Czy rozwiązał już tę małą łamigłówkę, związaną z jej obecnością w rządzie? On był tylko jakimś sprzedawcą broni, ona – tylko zwykłym architektem, który projektuje dla rządu różne ciekawe rzeczy. Ale Graveworthowi musiała wystarczyć tylko wiedza o jej zawodzie i o arenie. Choćby ją torturował w sposób gorszy od metod Gerarda, nie powiedziałaby mu nic o tym, nad czym pracowała już od jakiegoś czasu. - Usiłuję być szczera, ale jeśli to Cię razi – zaśmiała się – mogę zacząć kłamać… Ciekawe, czy jestem w tym dobra. – instynktownie włączyła się do jego gry, pozwalając, by to on ustalał zasady i kierował nią. To była tylko niezobowiązująca rozmowa dwojga sąsiadów, którzy poznali się w barze. Przesunęła dłonią po szyi, przywołując na usta lekki, nieco nieobecny uśmiech. - Czemu nie… Zawsze miałam ochotę zbudować naprawdę duży arsenał. Z halami treningowymi. Gra w podteksty? To było proste, wręcz dziecinne. Spodziewała się czegoś lepszego, czegoś bardziej intrygującego, niż takie leciutkie zabarwienia rozmowy. Gdyby była tu Magnus, z pewnością rzuciłaby jakąś uwagę o tym, że Bert niewątpliwie odwołuje się do swoich… hm, atrybutów, i z miejsca ugasiłaby jego zapędy jedną celną ripostą. Jednak czy Vivian naprawdę chciała, żeby Eva była tutaj…? - Sąsiad, będący jednocześnie cudotwórcą. Aż prosisz się o to, by zaprosić Cię na ślub i wesele mojej przyjaciółki. Przydałoby mi się towarzystwo kogoś tak… Wyjątkowego. – wypaliła, posyłając mu znaczący uśmiech. – I cieszę się, że chociaż trochę poprawiłam Ci dzisiejszy wieczór… Pochwycił ją szybko i zwinnie; kiedy poczuła jego dotyk, zarówno silny, jak i delikatny, nieomal uśmiechnęła się po raz kolejny. Był… niespodziewanie cudowny, z tymi wyrazistymi oczyma i sympatycznym uśmiechem. Vivian miała wrażenie, że czuje wyraźnie ciepło, które z jego palców wnika w jej ciało i sprawia, że czuje się odrobinę mniej zagubiona. - Złapałeś mnie. – szepnęła cicho, z trudem zwalczając pokusę pocałowania go. Prawdę powiedziawszy, miała ochotę to zrobić; jeden, niezobowiązujący ich do niczego pocałunek, który Bertram mógłby zwalić na karb wdzięczności panny Darkbloom; jeden pocałunek, może obietnica następnych, ale raczej nie za bardzo; jeden pocałunek, nic wielkiego. Właśnie miała zamiar to zrobić… Kiedy facet, którego miała ochotę pouwodzić, wylał na jej głowę kubeł zimnej wody, wspominając o Rory. - No tak. – nim się obejrzał, puściła go i odsunęła się na odległość około półtora metra, jakby chcąc pozostać poza zasięgiem jego ramion. – Rory. To… zabolało. Spotkali się, byli dla siebie mili, ba!, może nawet nieco flirtowali… I w chwili, w której mogliby całować się jak szaleni, on wspomina o dziewczynie, którą podrywał ze dwie godziny temu. O jej najlepszej przyjaciółce, którą… cóż, najwidoczniej to pannę Carter preferował, nie Vivian, która stała przed nim, niespokojna i niemiło zaskoczona. - Właściwie… Dziwi mnie, że za nią nie poszedłeś. Kobiety chyba lubią, gdy płeć przeciwna się za nimi ugania, nie wiem, czy wiesz. Zrobiła to. Przekroczyła próg windy i stała na korytarzu. Z dala od niego i jego uroku, któremu najpierw biernie uległa, a teraz usiłowała wyrwać się spod jego władzy. To było tak oczywiste, że po prostu tego nie dostrzegła. A przecież widziała, jak stał z Rory, jak ich ciała przylegały do siebie, a jego oddech muskał jej ucho i splątane rude loki panny Carter. Widziała, jak na nią patrzył. Naprawdę, Vivian, byłaś aż tak głupia, by uwierzyć, że wolałby towarzystwo Twoje od Rory? Że wolałby pocałować Ciebie i to z Tobą napić się wina? Jesteś aż tak naiwna…? Najwidoczniej była. Przypomniała sobie, jak Tim pewnego razu przyznał się, że podobały mu się obie, Vivian i Rory. Obie rudowłose, obie miłe i urocze… A jednak to ta druga wygrywała. Odwróciła się plecami do Bertrama i przeszła w stronę drzwi od swojego mieszkania. Miała zamiar otworzyć je i zatrzasnąć przed mężczyzną, zaszyć się w swojej sypialni i spać. Zapomnieć. Zrezygnowała z tego zamiaru i wróciła do korytarza przy windzie; usiadła na schodach i wypiła łyk wody z butelki, którą miała przy sobie. - Dlaczego nie poszedłeś za Rory, co? Atmosfera między Wami była naprawdę gorąca. Nie żałujesz…? |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Nie Maj 11, 2014 5:18 pm | |
| - Naprawdę kusząca propozycja. - skoro wymijająco, to on też nie da jednoznacznej odpowiedzi. I z tym urokiem to nie przesadzajmy! Z pewnością nie każda kobieta wpadnie od tak w jego ramiona. Będzie musiał trochę się napracować, a pewnie i zdarzą się takie, które odporne będą na jego urok. W końcu nic w tym trudnego nie ma. Wystarczy, że się nie spodoba i wszystko pozamiatane. A mogła się krzywić, ale Betram z kolei lubił mówić to, co widział. Oczywiście czasem musiał zacisnąć zęby i schować swoje uwagi głęboko w... głęboko gdzieś, ale tym razem nie odczuwał takiej potrzeby. Lepiej, żeby Vivian się do takich komplementów przyzwyczaiła, bo Graveworth podejrzewał, że będą one jeszcze dość częstym elementem rozmów tej kobiety z przedstawicielami płci brzydszej. - Nie będą spoglądać na Ciebie przez pryzmat jednego czynu. A i aparycja zawsze pomaga w kontaktach międzyludzkich. Co do tego jestem pewien. - prosta zasada "jak Cię widzą, tak Cię piszą" sprawdzała się tutaj jak najbardziej. I nie. Nie porównywał Vivian i Rory, bo nie da się tego zrobić po kilkudziesięciu minutach rozmowy z jedną i z drugą. Najwyraźniej panna Darkbloom miała tutaj jakieś kompleksy, które wychodziły na wierzch, ale w tym przypadku trafiła kulą w płot. Bertram nawet nie myślał o takich pierdołach, a co dopiero miałby się nimi zajmować. I zaczęło się. Bliżej nieokreślony ładunek złości i żalu został wystrzelony w stronę Gravewortha. Jednakże on tylko uniósł do góry jedną brew i spojrzał pytająco na Vivian. Może i miała związane z bronią jakieś przeżycia, ale to nie powód, żeby tak reagować. Mały minus, panno Darkbloom, mały minus. - On nie żyję, a ja żyję nadal. Różnica dość widoczna, a przy tym całkiem wymowna. Nie zamierzam się jednak sprzeczać. Przykro mi z powodu Twojej straty. - zakończył zdanie wyuczonym sloganem, który brzmiał trochę bezuczuciowo, ale co zrobić? Przecież nie będzie mu naprawdę przykro z powodu kogoś, kto zginął od broni, a na dodatek jeszcze wcale go nie znał. To dość logiczne, że jako człowiek zdystansowany nie poczuje nawet małej dozy smutku. Każdego dnia giną dość pokaźne sumy ludzi, więc czym się tu przejmować? - Zazwyczaj Ci, który wydają się najbardziej pokojowi, mają na swych rękach najwięcej krwi. - dodał jeszcze, żeby wyjaśnić parę kwestii, a może nawet w celu przybliżenia swojej postaci. Jednakże było to także ostrzeżenie mające na celu uświadomić Vivian zepsucie ludzi Kapitolu. Chociaż... Biorąc pod uwagę, że sama pracowała dla Coin mogło wydawać się to niepotrzebne. W jej siedzibie było więcej żmij niż we wszystkich lasach świata. Smutna prawda. - Próbujesz mi wmówić, że takie usta potrafią sączyć kłamstwa? Chciałbym to usłyszeć. - wyzwanie, wyzwanie, wyzwanie! Ciekawe czy Vivan je podejmie? No i oczywiście czy sam Bertram będzie skłonny spijać te kłamstwa prosto z jej ust. Widząc ich kształt, strukturę i sposób w jaki je wygina naprawdę ciężko byłoby się temu oprzeć. - Może kiedyś będziesz miała okazję. - i koniec gry! Może i byłoby coś bardziej intrygującego, pociągającego, gdyby Bertram naprawdę miał na celu poderwanie Vivian. W tym momencie były to jednak tylko małe, niezobowiązujące aluzje dla umilenia chwili. Graveworth nie łączył z tym faktem niczego więcej, bo i po co? Nie lubił wdawać się w romanse z kimś, kto mieszka za blisko. W razie zdrady lub zerwania atmosfera nie robi się najmilsza, a ta w miejscu zamieszkania jest najważniejsza. - Wyjątkowego? Postaram się na nim być, ale nic nie obiecuję. - odpowiedział, nie będąc do końca pewnym co też Darkbloom planuje. W końcu wyjście na ślub z kimś, kogo poznało się niedawno z pewnością nie jest czymś normalnym. A może Bertram jest psychopatą, który biega z nożem, a w mieszkaniu ma pełno przekrojów? Tak! Dokładnie takich o jakich myśli Ashe? Trzeba się nad tym dwa razy zastanowić, bo nie będzie miło. A jeden pocałunek mógł być dla nich zgubny. Nigdy nie wiadomo kto by go widział i do czego by on prowadził. Właśnie dlatego Bertram chciał użyć tej niezbyt miłej, ale jakże skutecznej taktyki i wspomniał o Rory. Liczył, że dzięki temu opanują z Vivian buzujące hormony i zwyczajnie rozejdą się do swoich domów. Nie przypuszczał jednak, że kilka słów może mieć aż tak dobry skutek. Może nawet przesadził, ale cel osiągnięty. Teraz spojrzał tylko pytająco na Darkbloom jakby zupełnie nie wiedział co się stało i wcale nie było w tym jego winy. Udawanie wychodziło mu całkiem dobrze, więc może i rudowłosa w to uwierzy? Miał nadzieję! Nie trafiła jednak kompletnie z tym porównywaniem obu pań. - Nie lubię wchodzić w czyjeś romanse, a wydawało się, że Rory zna tego całego Jacka o wiele lepiej niż mnie. Nie można ganiać za spłoszonym zającem przez całe noce. - konkretna odpowiedź i w sumie zgodna z prawdą. Czemu miałby biegać za kobietą, którą znał tylko przez kilkadziesiąt minut? Co prawda było w niej coś, co do siebie przyciągało, ale to nie w stylu Bertrama. Jeśli coś z tego ma być, to przecież Panna Carter jeszcze wróci. Jeśli jednak Bert miał być tylko drogą do odegrania się na tym całym Jacku, to najwyraźniej nie było im pisane spędzić wieczoru. Nie można przecież wiecznie płakać nad rozlanym mlekiem. To niezdrowe i odwadnia. Bertram ruszył za Vivian dopiero wtedy, kiedy ta usiadła na schodach. Sam jednak nie miał zamiaru się przyłączać. Oparł się ramieniem o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Atmosfera zrobiła się lekko grobowa i szczerze mówiąc Bert najchętniej udałby się już do siebie, ale nie wypadało zostawiać Viv na korytarzu. W końcu miał ją odprowadzić. - Przyznaję, że ciężko spotkać taką kobietę jak Rory, ale najwidoczniej nie wolała mnie. Gdyby tak było, to nie wybiegałaby z baru. - podzielił się swoimi spostrzeżeniami, chociaż nie spoglądał na rozmówczynię. Jego wzrok utkwił na ostatnich schodkach na samym dole. Graveworth nie był typem człowieka, który zakochuje się od pierwszego wejrzenia, więc niepisane było mu uganianie się za kotami w worku. Zresztą to wszystko potoczyłoby się za szybko. Kompletnie nie w jego stylu, kompletnie. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Wto Maj 13, 2014 11:25 pm | |
| Wbrew pozorom, Vivian nigdy nie czuła się dobrze w towarzystwie mężczyzn. Ojciec, Tim i Nick – to byli ci trzej, którzy dawali dziewczynie jako takie poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Każdy inny przedstawiciel płci przeciwnej był dla niej kimś obcym, kogo niekoniecznie chciała poznać. Ale podobno ludzie są na to skazani – na poznawanie innych, nawet wtedy, jeśli tego nie chcą. Gdzie powinna umiejscowić Bertrama, jeśli chodzi o jej własną, osobistą i nadzwyczaj prywatną hierarchię ludzi? Z jednej strony był obcy, poznała go stosunkowo niedawno i już przyszyła mu lekką łatkę podrywacza i uroczego gościa – lekką, ponieważ przecież dopiero co się poznali i tak naprawdę nie mogła oszacować go jako człowieka po tak krótkim czasie, nawet gdyby chciała; z drugiej strony, podobał się jej, nie tylko z aparycji, ale i z charakteru. W dodatku, nie był głupi – przez jego wypowiedzi wyraziście przebijał się obraz inteligentnego człowieka, świadomego swojej wartości. Zimno i obojętność. Tylko tyle mogła wyczuć w jego głosie, gdy mówił, że mu przykro. „Przykro mi z powodu Twojej straty”, to chyba najbardziej oklepany slogan świata, wypowiadany tylko wtedy, gdy należy, wymuszony i nic nieznaczący. Mimo to jednak skinęła głową, gdy usłyszała te słowa, padające z ust Gravewortha, i spuściła obojętnie wzrok. Mimo chwilowej niechęci, musiała przyznać, że jej zaimponował, a te słowa, nawet jeśli nieszczere, coś dla niej znaczyły. - Z moimi ustami jest coś nie tak? - zapytała przekornie, uśmiechając się lekko. Doprawdy, sposób, w jaki błądził wzrokiem po jej ustach, był bardzo interesujący. I ta delikatna, intrygująca wzmianka o spijaniu z nich czegoś! Zupełnie, jak gdyby chciał się przekonać, do czego jest zdolna. – Może nie kłamstwa, sądziłam, że prędzej zaproponowałbyś jakiś wykwintny trunek… – podobała się jej ta delikatna gra, przekorna i zarazem intrygująca, pełna subtelnych podtekstów i pokus. Może za ostro zareagowała na wzmiankę o Rory, to fakt… Ale to sprawiło, że mogła ochłonąć. Oparła plecy o chłodną ścianę i westchnęła, słuchając Bertrama. Jego głos, mimo całej tej sytuacji, pozostawał cudownie spokojny; wystarczyło, by Viv zamknęła oczy, i mogła wyobrazić sobie jakiś potok w górach, szemrzący cicho i płynący spokojnie własną, wytyczoną przez naturę drogą. W jej umyśle powstawał już szkic takiego widoku, tworzony powoli i mozolnie, z niebywałą precyzją. Kto wie, może gdyby wspomniała o tym Lennartowi, byliby w stanie wspólnie stworzyć taki pejzaż? - Nie wiem, skąd go zna – powiedziała cicho. – Ale nie wierzę w tę bajkę o tym, że jest jej kuzynem. Zresztą, chyba nikt w to nie wierzy. Mój kuzyn w życiu nie walnąłby faceta za taką sytuację, bez przesady. I… Rory nie jest spłoszonym zającem. Jest myśliwym. To porównanie było najtrafniejsze. Rory i spłoszony zając mieli ze sobą tyle wspólnego, co Vivian z osobą pokroju Finnicka Odaira – widzieli się raz, i tyle. Nic więcej. A Carter była jak łowca, który zaczaja się na niewinną sarenkę w zagajniku. Piękna, zmysłowa, zwinna i niebezpieczna, gotowa zawrócić w głowie każdemu mężczyźnie, jaki pojawi się na jej drodze. Czasami, gdy Darkbloom obserwowała rudowłosą przyjaciółkę, miała wrażenie, że flirt jest dla Rory czymś tak naturalnym, jak oddech czy sen. W jednej chwili słodka i niewinna, w drugiej – kusicielka, za którą płeć przeciwna wodziła oczyma z pożądliwymi uśmiechami wypisanymi na obliczach. Zresztą… Podejrzewała, że Rory z dziką chęcią wróci do flirtu z Bertramem. - Jesteś pewien, że nie wolała Ciebie? – mruknęła, okręcając pasmo włosów na palcu. – Raczej zdenerwowało ją to, że była między Tobą a Jackiem, między młotem a kowadłem. Niektóre kobiety tego nie lubią. Miała ochotę roześmiać się, wstać i zostawić Bertrama na korytarzu, jednak to byłoby za bardzo niekulturalne i dokładnie odwrotne do tego, czego nauczył ją ojciec. Jednak czym byłoby życie bez odrobiny gry, w którą się wplątali? Podniosła się i przysunęła do mężczyzny, po czym delikatnie, nieśpiesznie pocałowała go. Kilka sekund, pocałunek lekki jak muśnięcie skrzydeł motyla… i na powrót stała obok, uśmiechając się i mierzwiąc swoje długie włosy. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Pią Maj 16, 2014 7:28 pm | |
| Nigdy nie czuła się dobrze w towarzystwie mężczyzn, a jednak szła obok Betrama. No i miał wrażenie, że jej to wcale nie przeszkadza. Nawet się jeszcze z tego cieszyła. Czy wobec tego Gravewortha można potraktować jako przypadek obalający uprzedzenia i stereotypy? Dobrze, że mógł sobie utrwalić tylko takie przeświadczenie, bo komplementy, które wymienione sa dalej z pewnością by go nie ucieszyły. Nie jest ani interesujący, ani przystojny. Nigdy być nie próbował i nie zamierza. Jest po prostu sobą i wolał, żeby ludzie właśnie tak go postrzegali. Nie zgodziłby się również z łatką podrywacza. Może i lubił kobiety, ale nigdy nie zamierzał dawać im jakichś górnolotnych deklaracji, kiedy jasno wiedział, że ich nie dopełni. Starał się być ostrożny w słowach i pewny w gestach po to, aby uniknąć nieporozumień wszelakiego rodzaju, które były zwyczajnie zbędne. Dlatego proszę go tutaj nie szykanować! To porządny chłopiec, który kiedyś się ustabilizuje, o. Nie mógł się zdobyć na nic innego, bo też niczego nie czuł. Trudno wcielić w słowa emocje, kiedy zwyczajnie się ich nie ma. Dlaczego miał przejmować się stratą osoby, którą dopiero poznał? Dlaczego miało go w ogóle obchodzić istnienie Tima czy Toma. Przecież dla niego to kolejny człowiek, którego nigdy nie poznał. Następny zmarły, który na ziemię już nie wróci i nie należy robić sobie z tego powodu wyrzutów. Wspominać tak, ale rozpaczać już nie. - Naprawdę muszę na to odpowiadać? Wydawało mi się, że doskonale wiesz. - odparł, nie tłumacząc się przy tym nawet przez moment. W końcu nie może jej od tak powiedzieć, że go interesują. Wyszedłby na podrywacza! - Czerwone wino, dobry rocznik. Niemniej jednak widzę, że masz dość... wyszukane sposoby delektowania się trunkiem. - zwrócił się do niej po raz kolejny, delikatnie unosząc z zaciekawienia brew. Nie mógł zaprzeczyć, że sobie teraz takiej wersji nie wyobraził, bo właśnie to zrobił. Była może tylko inna sceneria, a przede wszystkim dość nietypowa charakteryzacja. No, ale to już są szczegóły! Za ostro? No może troszkę, ale Berta cieszyło to, że skutek jest jeden - Vivian odwidziały się wszelakie romanse z nim w roli głównej. Dzięki temu miał czyste sumienie i nie było co do tego żadnych wątpliwości. Graveworth nie wiedział jednak jak bardzo się jeszcze myli, ale spokojnie... Życie go jeszcze o tym uświadomi nie raz, a nawet dość niedługo. - Widzisz? Właśnie dlatego za nią nie poszedłem. Musi ją coś z tym Jackiem łączyć, tego jestem pewien. Nie umiem jednak powiedzieć dlaczego wobec tego rozmawiała ze mną w barze. A co do zająca... - powiedział, na moment się zatrzymując i uśmiechając delikatnie pod nosem - I lew stanie się zającem, kiedy trafi na odpowiedniego myśliwego. - pozwolił sobie nawet na mały żart, żeby rozluźnić atmosferę. Sam przecież przyznał, że nie jest podrywaczem, więc ta wypowiedź jak najbardziej nie może się do niego odnosić. Sprawia tylko takie mylne wrażenie, że właśnie przyznał się do swojej "zbrodni". Może na to nawet złożyć przysięgę! - Jestem tego pewien. Gdyby było inaczej, to jednego z nas by spławiła. Tymczasem może i była zła na Jacka, ale to nie był rodzaj urazy, który trwa długu. Oni się pogodzą szybciej, niż myślisz, - i kolejny wywód Bertrama jakby ten miał co najmniej doktorat z psychologii. Prawdą jest jednak, że znał ludzi całkiem dobrze i orientował się mniej więcej jakie jego zachowanie i słowa przyniosą skutek. Trzeba jednak przyznać, że zawsze zdarzą się osoby, które go zaskoczą. Nie inaczej było w przypadku Vivian, która przecież przed chwilą wydawała się zdenerwowana, a teraz szykowała się do czegoś dziwnego. Nim Bertram się obejrzał, na swoich wargach już czuł usta rudowłosej i mimowolnie oddał pocałunek. Po wszystkim po raz kolejny się uśmiechnął, aby spojrzeć na Vivian niczym na małe, rozkapryszone dziecko. Na pewno mu się podobało, ale nie chciał tego otwarcie przyznawać. - To chyba już na dobranoc? - zapytał, cały czas rozbawiony. Niestety, ale nie brał na poważnie tego pocałunku. Miał nadzieję, że sama Darkbloom też. Nie uśmiechało mu się romansowanie z sąsiadką. Przecież zawsze może z niego wyniknąć dość nieciekawa atmosfera, a tej z pewnością starali się uniknąć. Nie ma co psuć przyjemności z pocałunki jakimiś zatargami, prawda? |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom Pią Cze 20, 2014 12:42 pm | |
| Obcowanie z Bertramem było jak czytanie książki przy lampce wina w chłodny wieczór. Otwieranie woluminu tuż po delikatnym pogładzeniu okładki palcami, nieśpiesznym, w poszukiwaniu zdobień i tłoczeń. Kilka sekund, poświęconych karcie tytułowej, istniejącemu bądź nie wstępowi, jakiejś przedmowie. I długa chwila, w czasie której poszczególni ludzie zastanawiają się, czy warto kontynuować lekturę… Warto, panie Graveworth?, pomyślała, odsunąwszy się od niego tuż po pocałunku. Nie miała zamiaru przeciągać tego, czy odwlekać w nieskończoność; to był kaprys, wykorzystanie chwili, bez określenia ciągu dalszego. Wystarczyło, że Bertram odwzajemnił ten pocałunek, równie delikatnie, jak ona. Chwilę później patrzyli sobie w oczy; on z czymś na kształt rozbawienia, ona ze spokojem. Wszelkie negatywne uczucia, jakie mogła czuć rudowłosa, powoli mijały, rozpływały się w przestrzeni. - Może być na dobranoc, jeśli Ci to odpowiada – obdarzyła go uśmiechem i na powrót przysiadła na schodach, tylko na moment, żeby poprawić rozwiązane sznurowadła. Cały czas uśmiechała się lekko, tylko troszkę żałując, że nie może wniknąć do umysłu Bertrama Gravewortha i poznać jego myśli. – Tylko czy nie obrazisz się za taką formę pożegnania? – dodała z cichym śmiechem. Zaledwie dokonała kilku nieznaczących poprawek, wstała i ze stoickim spokojem otworzyła drzwi od swojego mieszkania, śmiejąc się cicho, gdy pies wybiegł na korytarz, kręcąc się dookoła niej i zaciskając szczęki na jej nadgarstku. - Już, już – pogładziła lśniącą sierść na łbie zwierzęcia i zamknęła drzwi. Obserwowała, jak jej pupil podchodzi do mężczyzny, z którym dopiero co się całowała. - Chcesz nam towarzyszyć? – zapytała, uśmiechając się zadziornie, gdy zwierzę zbiegło po schodach w dół.
|
| | |
| Temat: Re: Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom | |
| |
| | | | Bertram Graveworth i Vivian Darkbloom | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|