IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Sabriel Angelica Terodi

 

 Sabriel Angelica Terodi

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the pariah
Sabriel Terodi
Sabriel Terodi
https://panem.forumpl.net/t1654-sabriel-angelica-terodi#21227
https://panem.forumpl.net/t1664-sabiskowe#21333
https://panem.forumpl.net/t1665-sabriel-terodi#21368
https://panem.forumpl.net/t1733-zawilosc-dziejow
Wiek : 25
Zawód : Lekarz pierwszego kontaktu|Profesjonalny złodziej
Przy sobie : fałszywy dowód tożsamości, stała przepustka do Dzielnicy Rebeliantów

Sabriel Angelica Terodi Empty
PisanieTemat: Sabriel Angelica Terodi   Sabriel Angelica Terodi EmptyNie Sty 26, 2014 10:03 pm


*Sabriel 'Sabi' Terodi*
ft. Lyndsy Fonseca
data i miejsce urodzenia
14 marca 2258 Kapitol
miejsce zamieszkania
Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej
zatrudnienie
Zawodowy złodziej - to nieoficjalnie, oficjalnie lekarz pierwszego kontaktu
Rodzina

Tobias Terodi - Opowiem wam historię o małej dziewczynce, która przelała wiele łez stojąc nad grobem brata. Święcie przekonana o jego śmierci wałkowała w głowie od nowa, raz po raz, każdą wspólnie spędzoną chwilę. Wspominała to jak bardzo kochała jego uśmiech, jak lubiła tonąć w jego objęciach. Wiele razy stała, patrząc na krzywo związany krzyż, pamiętając o jego trosce. I nie ważne co by się nie działo, nie ważne jaka by nie była pogoda, zawsze, tego samego dnia tygodnia, o tej samej porze, pojawiała się nad prowizorycznie usypanym kopcem, z kwiatkiem w ręku, a lata mijały, powoli zaśmiecając dziurę w jej sercu wszystkim co tylko było możliwe. Jednak nigdy nie zapomniała. Nie wyrzuciła z głowy wspomnienia jego uśmiechu. I, mimo że wiele innych rzeczy się zatarło, nie potrafiła, i nie chciała, wymazać z głowy wyrazu jego twarzy z tych paru chwil, kiedy ostatni raz widziała go na oczy.
Opowiem wam historię o dużej dziewczynce, która, mimo że minęło niemal dwadzieścia lat, nadal nie wie, że od dawna żyła w błędnym przeświadczeniu, że jest na świecie sama. Że nikt z Terodich, oprócz niej, nie przeżył. Historię o kobiecie zatraconej w innej już rzeczywistości, niekoniecznie dobrej. O utraconych nadziejach, odrzuconych zasadach i złamanych obietnicach, złożonych wiele lat temu nad nędznym, małym kopcem.

Historia


Każdy no­si w so­bie i za­wiłość dziejów, i możliwą, a nies­pełnioną od­mianę swe­go losu.
Jan Parandowski


Rodzimy się po to by stworzyć historię. Rozpocząć opowieść o życiu, o jego pięknie, o cierpieniach, które mu towarzyszą. Rodzimy się, nie do końca świadomi, że właśnie przydzielono nam pewną rolę do odegrania, wrzucili brutalnie w scenariusz, którego sami nie wybraliśmy. Zmuszeni od pierwszych minut swobodnego oddechu do grania na scenie nieznanego nam jeszcze teatru. I dopiero gdzieś po drodze, z czasem, zdajemy sobie sprawę, że nie uczestniczymy w zamkniętym spektaklu, że, tak naprawdę, dano nam więcej możliwości. Ponieważ, po części, każdy z nas jest reżyserem, scenarzystą. Każdy z nas jest twórcą. A tym co nas ogranicza, nie jest wcale założony dawniej plan, jedynie nasze własne bariery, strach przed nowym, przed próbami. I, czasem, po części, drobną barierę stanowią cudze opowieści. Ale i z nimi można sobie poradzić.
Zatem... Opowiem wam pewną historię. Historię, która zaczęła się chłodnego poranka, dnia czternastego marca roku 2258 wraz z przyjściem na świat małej dziewczynki. Nie będzie to historia o wielkiej miłości, ani o niesamowitych cudach. Nie będzie mówić o niesamowitym szczęściu, ani o spełnianiu marzeń, a raczej o smutku i o tym ile czasu zajmuje ludziom dojście do najprostszej prawdy, zrozumienie tego, że mają ster w swoich rękach. Zatem... Jeśli nie lubisz takich historii lepiej zapomnij i nie brnij w to co tutaj jest nieuniknione.


- I co o nim sądzisz, kotku?
- Jest piękny, tatusiu.
Dziewczynka zacisnęła silniej piąstki na połach marynarki trzymającego ją na rękach mężczyzny i wbiła spojrzenie lśniących radością oczu w małego kuca, leniwie machającego ogonem. Zafascynowana przyglądała się jak zwierzę powoli, z niczym nie naruszanym spokojem, przeżuwa siano, jak rytmicznie odsłania krawędź masywnych, silnych zębów. Westchnęła przeciągle, gdy zwierzę parsknęło, po czym obróciła główkę w stronę twarzy ojca.
- Czy coś się stanie, jak go pogłaszczę? - wyszeptała zafrasowana, prosto w jego ucho
.


Jak większość tego typu historii i ta ma dobry początek. I choć spowity jest on mgłą i chłodem, dość silnym jak na tą porę roku, wszystko to ukryte było za szybą, odcięte od właściwych wydarzeń. Nic nie zakłócało szczęścia rodziny, która tego właśnie dnia uzyskała nowego członka. Małą, jak się miało okazać, wesołą i rezolutną dziewczynkę. O urzekającym wejrzeniu i uśmiechu.
Sabriel szybko stała się oczkiem w głowie w rodzinie. Ciężko jej było odmówić uroku, ciężko było zaprzeczyć temu, że była kochanym dzieckiem, nie sprawiającym problemów - a przynajmniej nie więcej niż takie, które wręcz leżały w obowiązku małej ludzkiej istotki. Była bardzo pojęta, chętnie się uczyła, spijała wręcz zachłannie każde słowo spływające z ust jej rodzicieli, którzy od samego początku sali się dla niej wzorem do naśladowania. Zaś starszy brat był  dla niej największą tajemnicą, zagadką którą próbowała pojąć swoim dziecięcym umysłem. Bo nie mogła zrozumieć czemu tak mało czasu z nią spędza, nie potrafiła wyjaśnić czemu, gdy uśmiechała się do niego radośnie i prosiła go o uczestniczenie w zabawie ten, najczęściej, odmawiał usprawiedliwiając się nauką. Kochała go niesamowicie, więc czasem była wręcz zbytnio upierdliwa, starając się zwrócić jego uwagę na siebie, jednak nigdy nie mając żadnych nieodpowiednich zamiarów.
Niestety, każda sielanka ma swój koniec, więc i cudowne życie Sabriel, prędzej czy później, musiało dojść do końca.


- Musimy iść Sabriel.
Szept był natarczywy, ale ona nie chciała go słuchać. Drżała. Bała się ruszyć. Bała się, że tamci na nią spojrzą, że się obudzą i zrobią im krzywdę. Skuliła się mocniej.
- Sabriel.
Jego przyśpieszony oddech załaskotał ją w ucho, ręka szarpnięciem zmusiła do ruchu. Posłusznie wstała i zrobiła parę kroków.
- Tak, bardzo dobrze.
Ruszyła się znowu, krok za krokiem. Uciekali.


Rodzina Terodich mimo życia w Kapitolu potrafiła się odciąć od całego zepsucia panującego w stolicy, nigdy nie należeli oni do ludzi popierających igrzyska, nie potrafili karmić się cudzym cierpieniem. I może to właśnie przysporzyło im wrogów. Zbytnie wybijanie się w poglądach, indywidualność kształtująca się wśród jednostek, w końcu, mogły zaszkodzić ogólnie panującemu systemowi. Dlatego należało je wyciszyć.
I tak się właśnie stało i w tym przypadku. Sabriel nigdy do końca nie dowiedziała się jak wszystko się potoczyło. Zapamiętała tylko krzyki. Dużo huku. A potem tych ludzi. Wyglądali groźnie, przerażali ją. I trzymali w uścisku jej brata. Zabrali ją z domu, zaciągnęli do obcego miejsca, nakazali milczeć, grozili, że zabiją ją i Tobiasa, gdy tylko spróbują uciec. Zastraszyli ją skutecznie, wcisnęli każdy rodzący się dźwięk w głąb gardła, sparaliżowali każdy jej mięsień swymi ciężkimi spojrzeniami.
Nie chciała jeść, strach odebrał jej apetyt. Niewygodne łóżko, na którym ich położono, uniemożliwiło jej zaśnięcie. Wtulała się, więc w brata marząc o tym by wszystko się skończyło. Wierząc, że w pewnym momencie pojawią się ich rodzice i ich zabiorą. Bo nie chciała uwierzyć, że oni już nigdy nie wrócą.
Z odrętwienia, jednej nocy, wyrwał ją właśnie Tobias, od dłuższego czasu czekający na dobrą okazję.  Korzystając z twardego snu porywaczy okradł ich z tej odrobiny jedzenia jaką znalazł i wyprowadził siostrę na wolność.


- Tutaj?
- Yhm...
Otworzyła szerzej oczka ze zdumienia i rozejrzała się niepewnie dookoła, zaciskając ustka w wąską linie. To nie był dom, to miejsce nie wyglądało nawet przyjaźnie. Jednak... Podniosła głowę i spojrzała na brata, po czym zacisnęła palce na jego dłoni.
- Boje się - przyznała szeptem, jakby chcąc by ten fakt nie dotarł nigdzie dalej. To miała być ich mała tajemnica.
- Wszystko będzie dobrze, Sabriel.


Sabriel nigdy nie zastanawiała się skąd Tobias mógł znać takie miejsca jak tamto. Opuszczony blok, ruina na obrzeżu Kapitolu, w której schronienie znalazło wielu  ludzi miał stać się i ich domem. Schronili się w jednym z wolnych mieszkań, gdzie Tobias spróbował stworzyć choć namiastkę normalnego życia. O to też nigdy nie pytała. Skąd bierze jedzenie, jak zdobył dla niej ciuchy. Przyjmowała wszystko, ciesząc się niesamowicie z najmniejszej rzeczy, jakby każda z nich była darem o niesamowitej wadze.  
Dwa miesiące trwała ich walka o przetrwanie w świecie, którego tak na dobrą sprawę nie znali. Wśród ludzi zgoła nie podobnych do tych, którzy otaczali ich wcześniej. Pozbawieni luksusów, do których przywykli, które wcześniej uważali za coś najnormalniejsze w świecie mieli przed sobą niemałe wyzwanie. Jednak radzili sobie, a wszystkie wydarzenia zbliżały ich do siebie coraz bardziej, by w końcu utworzyła się między nimi więź, o którą wcześniej nikt nie mógł ich podejrzewać. Mieli tylko siebie i nie pozwolili sobie o tym zapomnieć.
Mimo tego jak bardzo nieprzyjemny mógł zdawać się ich los Sabriel naprawę była szczęśliwa. Mimo obdartych ciuchów, mimo doskwierającego czasem głodu (na który nie zwykła się skarżyć), uśmiechała się często, opowiadała bratu historyjki które dawniej zasłyszała od dorosłych. Zdawało się, że w tej strasznej sytuacji odnalazła małą idyllę.
Wszystko, jednak, zmieniło się pewnego dnia, kiedy to Tobias nie wracał zbyt długo jak na mniemanie Sabriel. Kiedy to dziewczynka wzięła do rączki ich wspólne zdjęcie i postanowiła go poszukać...


- Kogoś szukasz, kochanie?
Podniosła wzrok znad zaciskanej w ręku fotografii i spojrzała nieufnie na kobietę. Miała ładne oczy. i piękny uśmiech. Cała wręcz promieniowała chęcią pomocy i dobrocią. Dziewczynka przestąpiła z nogi na nogę i zacisnęła na chwilę usta. Obiecała Tobiasowi, że nie będzie rozmawiać z obcymi, jednak... To była inna sytuacji. Teraz nie wiedziała gdzie jest Toby. A tak bardzo chciała go do siebie przytulić.
- Szukam mojego braciszka - powiedziała zatem nieśmiało i wyciągnęła zdjęcie w stronę obcej dla niej osoby. - To on - dodała, wskazując na jedynego chłopca na obrazku. Wciągnęła na chwilę gwałtownie spojrzenie, po czym wbiła błagalny wzrok w oczy kobiety, jedną rączką łapiąc jej dłoń. - Wyszedł dzisiaj rano z bloku i nikt nie wie, kiedy wróci. A ja wtedy spałam. I on już powinien być. Chyba. Ja chcę go po prostu przytulić - wyrzuciła z siebie w ekspresowym tempie, jakby bojąc się, że nei starczy jej czasu na wyjaśnienie.
- Och... Biedne dziecko - zacmokała kobieta i przykucnęła przed nią. - A ktoś dorosły nie może Ci pomóc? - upewniła się.
- Ale my jesteśmy sami, tylko my, od dawna, nie ma mi kto pomóc!
Kobiecie zabłysły oczy, spojrzała na chwilę w przestrzeń, po czym potaknęła, powoli, uśmiechając się zadowolona.
- Zatem chodź, znajdziemy twojego braciszka!


To był jej największy błąd, zaufanie osobie, która wydawała się wręcz zbyt wylewna wobec takiego dziecka. W końcu większość ludzi zachowywało dystans, zazwyczaj częstując ją nieufnym spojrzeniem, traktując jak małą złodziejką, którą, zresztą, z czasem nauczyła się być. I właśnie to powinno zapalić lampkę alarmową w jej głowie. Jednak była wtedy dzieckiem, naiwnym dzieckiem, które chciało wierzyć w dobroć tej kobiety. Któremu nie zależało na niczym tak jak na odnalezieniu brata. Dlatego zacisnęła palce na wyciągniętej kobiecej dłoni i pozwoliła poprowadzić się w nieznane sobie zaułki, w ulice których nigdy nie widziała na oczy. I dlatego też zapytana o miejsce zamieszkania odpowiedziała bez namysłu, poproszona o to by poszła z kobietą gdzieś, gdzie będzie mogła spokojnie poczekać na powrót brata tylko potaknęła.
A potem znalazła się w obcym dla siebie budynku, otoczona przez nieznanych jej ludzi, którzy patrzyli na nią w sposób który ją przerażał. Którzy łapali ją za podbródek, przekazywali z rąk do rąk i śmiali się, komentując jej wygląd, jej pełne paniki pytania o to, gdzie jest jej brat.
A potem pojawił się on.


- Jest za ładna na awoksę - powiedział stanowczo, delikatnie ujmując jej twarz w dłonie. - Spójrzcie, to istny skarb - dodał, wodząc badawczym spojrzeniem po jej twarzy. - Jak Ci na imię, Wróbelku?
Nie odpowiedziała, jedynie pokręciła głową przestraszona, a po policzkach popłynęły jej łzy.
- I widzicie coście narobili? Teraz mała pomyśli, że jesteśmy niegościnni - mruknął z niezadowoleniem. Przypominał kota, dumnego, nieokiełznanego i niezadowolonego kota. - Wróbelku, nie przejmuj się nimi. Nic Ci nie zrobią.
- Gdzie jest mój brat? - wypaliła, patrząc w jego błękitne oczy. Było w nich coś uspokajającego i strasznego zarazem. Podsunęła mężczyźnie pod nos zdjęcie, nie wypuszczając go jednak z ręki. Nie chciała go stracić - Ta pani powiedziała, że pomoże mi znaleźć brata! To on. Dziś rano wyszedł jak spałam i już go nie widziałam.
Mężczyzna przyglądał się chwilę zdjęciu z namysłem, po czym skinął głową i przyciągnął dziewczynkę do siebie. Pogłaskał ją po głowie uspokajająco, delikatnie pocałował w czoło. Zachowywał się niemal jak tata.
- Poszukamy go, Wróbelku. A teraz chodź. Na pewno jesteś głodna. Mam w kuchni resztę budyniu czekoladowego. Co powiesz na to, by zjeść go i opowiedzieć mi trochę o Twoim braciszku? To pomoże nam go szukać.
Przez chwilę milczała patrząc na niego. Bała się, a on wydawał się taki miły.
- Dobrze - powiedziała w końcu i potaknęła, przybierając minę pełną udawanej pewności siebie. - A na imię mam Sabriel.


Ojciec. Tym właśnie z czasem stał się dla niej ten błękitnooki mężczyzna, nowym Ojcem, opiekunem... Ale nigdy tatą. Był jej przewodnikiem, jej oparciem, jej wzorem, tym dzięki któremu przetrwała najgorsze, a zarazem tym, przez którego podstawy jej życia zostały zrujnowane... i zbudowane od początku.
Barthomolew miał dar, potrafił przekonać Sabriel do tego by została u niego, by czekała, w czasie kiedy jego ludzie będą kontynuować poszukiwania. Zapewnił ją, że ich mieszkanie jest cały czas obserwowane, a ona, dla swego własnego dobra, powinna zostać tam gdzie było ciepło, bezpiecznie, gdzie nie musiała martwić się o jedzenie. Z dnia na dzień koił jej zszargane nerwy opowieściami, z każdą chwilą oplatał ją coraz bardziej sznurem z urokliwych słów. Szybko i łatwo zdobył oddanie dziecka, a następnie pielęgnował je wiernie by mieć pewność, że gdy wcieli już swój plan do końca mała nie spróbuje uciec. I się nie pomylił.
W dniu w którym ogłosił dziewczynce, że jej brat nie żyje miał już jej serce w garści. Usypał więc prowizoryczny kopiec niedaleko swojej posiadłości, symbol przedwczesnej śmierci i wykorzystał żałobę młodej istotki by związać ją na stałe ze sobą.
Początkowo była ledwo kaprysem, ozdobą w jego kolekcji, jednak z czasem Bart nauczył się doceniać jej zdolności. Z każdym mijającym miesiącem coraz bardziej cenił sobie talent do mówienia Sabriel. Jej słodki, urzekający głos, historie snute w taki sposób, iż nie sposób było w nie nie uwierzyć. Zauważył w niej potencjał, jednak nie do tego, co mogłoby się zdawać właściwe dla młodej kobiety.
Postanowił nauczyć ją kraść.
Zrobić z niej jednego ze swoich ludzi.


- To będzie twoja próba.
- Coraz częściej mi je szykujesz, Ojcze.
Bart zatrzymał się i spojrzał jej prosto w oczy. Jego własne, o kocim wejrzeniu, rozszerzyły się nieznacznie, na jego ustach zatańczył drapieżny uśmiech.
- Dobrze wiesz, Wróbelku, że są one niezbędne.
Sabriel skinęła głową i ponownie wbiła wzrok przed siebie. Rękoma nerwowo poprawiła kołnierz  płaszcza. Dawno nigdzie nie wychodziła z Ojcem. I tak naprawdę dawno nie miała szansy wypróbować tego co się nauczyła w taki sposób. A dziś były jej urodziny, musiała się więc w szczególności postarać. W końcu... nie co dzień kończy się trzynaście lat.
- Co mam zabrać? - spytała w końcu, ponownie przenosząc wzrok na swojego towarzysza.
- Och tego, Wróbelku, bez problemu domyślisz się na miejscu


Barthomolew dbał o jej edukacje, w każdym jej aspekcie, zapewnił jej indywidualnych nauczycieli, czasem zabierał poza Kapitol by dotrzeć do innych fachowców. Kreował przy tym jej drugą tożsamość, Angeliki, dziewczyny z drugiego dystryktu, której część rodziny, kiedyś, przywędrowała do stolicy.
Sabriel zatem zapoznawała się z matematyką, zagłębiała historię państwa i każdego z dystryktów jako jednostki, czytała książki będące dziedzictwem ich czasu, jednak, przede wszystkim, dbano o jej sprawność fizyczną. Uczyła się podstaw sztuk walk, dużo czasu spędzała pływając i biegając. Wszystko by wyrobić w niej jak najlepsze odruchy, by wyszkolić jej mięśnie, zadbać o szybkość i zwinność, które zostały jej dane na samym początku. Nikt nie próbował na zmuszać ją do wysiłków ponad jej możliwości, nie kład nacisku na siłę, która nie była jej największym atutem.
Dopiero kiedy nadszedł czas studiów Bart postanowił wypuścić swojego Wróbelka ze złotej klatki, pozwolił jej na uczestniczenie na normalne zajęcia.
W zasadzie, wtedy nie miał się już czego obawiać. Dziewczyna zbyt głęboko siedziała w ich przestępczym półświatku by się wycofać.


- Musiałeś to robić?
Milczał patrząc na nią tym kocim wzrokiem. Chwilami naprawdę miała go dość, zbyt przeszywało, sprawiało wrażenie, iż jest w stanie dostrzec każdy sekret ukryty w zakamarkach duszy. Polowało na tajemnice, które wolałaby nie ujawniać.
Brakowało mu tylko cholernego ogona.
- On nie stanowił pieprzonego zagrożenia!
- Wyrażaj się, Wróbelku - mruknął przeciągle, przenosząc wzrok na okno. W leniwym tonie krył się cień groźby, co dziwne, nie skierowanej do niej. - Ten chłoptaś wiedział za dużo. Domyślał się. Próbował cię dzisiaj śledzić.
- Och...
Z jej ust wyrwało się krótkie westchnienie, opadła bezsilnie na fotel. Czyli miała racje. Dobrze jej się zdawało, że widzi u Tima podejrzliwe spojrzenie.
- Wróbelku, nigdy nie możesz zaufać nikomu poza nami. Nigdy nie możesz się zakochać. To pociągnię cię na dno.
O dziwo, w jego oczach pojawiła się troska.


Żyjąc z Bartem i jego ludźmi Sabriel nauczyła się wiele, jednak nic nie zapadło jej w pamięć mocniej niźli wydarzenie z tamtym chłopakiem. Bo wtedy to, tego wieczoru, doszła do wniosku, że dawno została skazana na samotność. Najpierw odebrano jej rodzinę. Potem szansę na przyjaźń i miłość. Bo każde wyższe uczucie zdawało się być dla niej zagrożeniem. Każda nowa osoba mogła odkryć, iż pod postacią studentki medycyny, a potem już oddanej swej pracy lekarki, kryje drugie ja, bardziej tajemnicze, igrające sobie z władzami, szydzące z większości zasad. I jeśli naprawdę nie chciała stracić przykrywki, jeśli chciała uniknąć więzienia, jego smutnych cel, zdemaskowania prawdy o swoim życiu, musiała trzymać innych na dystans. Tak było łatwiej. Tak prościej było kontrolować życie.


- Rebelia, Coin - mruknęła zdziwiona, wyglądając przez okno. - Jak sądzisz... jak to wszystko się skończy?
- Na pewno niczym dobrym dla nas.
- Dlaczego?
- Spójrz na nich, już utworzyli to getto. Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej czy jakoś tak... Zaraz zaczną zabijać naszych.
Jego głos był kwaśny, ręka zacisnęła się w pięść.
- KOLeC - mruknęła.
- Słucham..?
- Ludzie mówią na to KOLeC. I wiesz... może to jest nowa szansa dla nas..?
Cisza która zawisła między nimi zdawała się wręcz nieprzyjemna. Ciężka, kleista jak melasa. Ale Sabriel się tym nie przejęła, myślami była zupełnie gdzieś indziej. W zasadzie, miała pewien plan.
- Czy ktoś Ci już mówił, że jesteś wariatką..?


Ciekawostki

* Czuje się winna "śmierci" swojego brata.
* Po rozłące z bratem została jej jedna pamiątka, zdjęcie, które wzięła ze sobą, gdy poszła go szukać. Ma je do tej pory. Mocno przetarte, wymięte. Nosi je najbliżej serca jak zdoła i wścieka się niesamowicie, gdy ktoś próbuje je ruszyć.
* Choć kradnie zawodowo, stara się jak najmniej zaszkodzić innym swoim zachowaniem. Nigdy nie tknęła by nawet palcem ludzi biednych, którzy po kradzieży nie mogliby się podnieść na nogi.
* Ma nietypowy akcent, trochę przypominający włoski.
* Rzadko kiedy śmieje się tym swoim prawdziwym, najszczerszy śmiechem.
* Gdy budzi się w nocy przez jakiś zły sen, nuci pod nosem melodie z dzieciństwa, choć już nie pamięta w jaki sposób ją poznała.

Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Sabriel Angelica Terodi Empty
PisanieTemat: Re: Sabriel Angelica Terodi   Sabriel Angelica Terodi EmptyPią Sty 31, 2014 10:15 pm

Cóż mogę rzecz: wszystko wydaje mi się w porządku, postać rozbudowana, skomplikowana. Taka jaka powinna być! C:

Leci akcept! Miłej gry! < 3
Powrót do góry Go down
 

Sabriel Angelica Terodi

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Tobias Terodi
» Sabriel Kent
» Sabriel Kent
» Tobias Terodi
» Tobias Terodi

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-