IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Margaritka Butterfield & Even Irving

 

 Margaritka Butterfield & Even Irving

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptySob Sie 09, 2014 1:14 pm







Wspólny salon, dwie oddzielne łazienki i dwie sypialnie - oto komponenty apartamentu trybutów. Ośrodek znajduje się pod ziemią, ale dzięki wykorzystaniu nowoczesnej technologii okna w pomieszczeniach są w stanie ukazywać rzeczywisty obraz sprzed głównego wejścia.
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyPon Sie 11, 2014 2:57 pm

/KOLC/
Szok przyćmił jego zmysły i panowanie nad własnym ciałem. Odebrał mu nawet chwilowo klarowność umysłu, będącą punktem zaczepienia Evena we wszystkich chwilach, które sprawiały, że zatracał swe poczucie bezpieczeństwa oraz kontrolę nad dotykającymi go wydarzeniami. Miał wrażenie, że stał się pionkiem na szachownicy rządzących. Desperacko pragnął odzyskać władzę nad swym życiem. Zdolność podejmowania własnych decyzji. A przecież w igrzyskowym teatrzyku nie było miejsca na niezależność i pokazywanie wszystkim, że ma ich w dupie. Musi grać tak, jak tego zapragnęli. Wczuć się w swoją rolę, by oczarować setki widzów. By to inni poczuli się zszokowani tym, co potrafi i do czego jest zdolny. Karty musi odkrywać powoli. Musi też zdecydować się, jaki scenariusz wybierze spośród kilku, które zaczął sobie tworzyć w drodze do pociągu. Musi też... Musi. Musi?
Lekko drżącymi od nadmiaru emocji i natłoku myśli dłońmi otworzył drzwi od toalety. Z tego wszystkiego chyba nawet nie zaprzątał sobie głowy zamykaniem ich za sobą. Myślał tylko o tym, by znaleźć się absolutnie sam, odizolowany od spojrzeń innych i odkręcić kurek z lodowatą wodą. Tak też uczynił, po czym przemył twarz lodowatą cieczą. Niemal poczuł, jak naczyńka krwionośne krzyczą, zwężając się z prędkością światła. Oparł się dłońmi na krawędziach porcelanowej umywalki i powoli podniósł głowę, spoglądając w swoje lustrzane odbicie. Za drugą stronę gładkiej tafli. Z twarzy ściekała mu woda, a krople spadały na koszulę. Moczyły jego ubranie, tworząc asymetryczne wzory z emanujących chłodem plam.
Even z lustra odwzajemnił spojrzenie. Miał zlepione rzęsy, który skleiły się w ciemne trójkąty. Pod oczami zarysowywały mu się niezdrowe cienie, kontrastujące z niemal chorobliwie białą cerą. Czarne jak dwa węgielki oczy przyciągały jednak całą uwagę.
Przymknął powieki, by uwolnić się od tego obrazu. Zimna woda otrzeźwiła go. Miał teraz chwilę spokoju, by wymyślić, w jaki sposób wygra te igrzyska. Nie zamierzał tego marnować. Przede wszystkim musiał przestać upierać się przy działaniu w pojedynkę. Silny sojusz był niezbędny, by przeżyć pierwsze dni. To wiązało się z obserwacją innych i odkrywaniem ich słabych punktów. Powinien też pozostać w cieniu, nie demonstrować swych mocnych stron – aż do odpowiedniego momentu.
Rozpisywał sobie w myślach listę banałów, o których pomyśli zapewne większość trybutów, ale pomagało mu się to uspokoić i poczuć, że ma coś do powiedzenia w tej całej pozornie patowej sytuacji. Nim pokaże się innym i skrzyżuje z nimi swe spojrzenie... Da sobie jeszcze kilka minut na ochłonięcie. I na zwizualizowanie kilku pomysłów.
Szyderczy uśmiech wyrysował się na jego twarzy, gdy wymyślił, jak przyciągnąć uwagę organizatorów w czasie jednego z najważniejszych punktów poprzedzających zabawę na arenie – w czasie oceniania umiejętności. Otworzył oczy, raz jeszcze spoglądając na siebie w lustrze. Tym razem dostrzegł w swym spojrzeniu błysk, który skądś znał. Pierwszy raz zobaczył go, gdy podjął decyzję, że jest w stanie zabić swą rodzicielkę i zamienić życie swojego ojca w piekło. Ale czy mógł wygrać igrzyska? Cóż, jednego był pewien, nie podda się walkowerem.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyPon Sie 11, 2014 7:31 pm

/cholera wie skąd, skądś na pewno

Cudowne Igrzyska, powtarzające się co roku (teoretycznie, w końcu Coin jest nowatorką), prześladujące każdego zwycięzcę niczym ich własne cienie. W końcu wygrana sprawia, że musisz wsiąść do pociągu, który jedzie donikąd i z powrotem. Dwa razy. Rose naprawdę poważnie zastanawiała się nad tym, czy aby dobrze zrobiła wygrywając. Mogła przecież usiąść na dupie i czekać na wolę bożą, niech się dzieje co chce, w końcu los miałby piękne pole do popisu. Jednak ludzie byli głupimi istotami, którzy rwali się do życia, zażarcie walczyli do ostatniej kropli krwi, by móc po raz ostatni łapczywie wziąć oddech. Pytanie: po co? Co było tak wartościowego w ich egzystencji, by być gotowym żyć nawet bez rąk i nóg? Co jest fajnego w drodze przez mękę, którą dostajemy w zamian za możliwość oglądania okrucieństwa, wszędzie szerzącej się zarazy zwanej głupotą oraz innych równie nieuleczalnych chorób, które nękają ten rozpadający się świat? Rose nie znajdowała żadnej logicznej odpowiedzi na te pytania. Może poza tą, która pasowała do jej celu życiowego - przeżyć swoje i w ostatni dzień stwierdzić, czy było warto. W końcu nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca.
Naprawdę miała gdzieś tę całą szopkę wokół jakże szumnych Igrzysk, w których nie ma absolutnie nic fascynującego. Może psychopaci czy sadyści znajdą w tym coś, co połechtałoby ich ego choć przez jedną, ulotną chwilę, ale Rose przechodziła obok nich tak obojętnie jak obok kałuży. Dzień jak co dzień, ktoś umiera, co za różnica ile ma lat i w jaki sposób. Zresztą sami sobie zapewnili całą tę masakrę, gdyby nikt nie zbijał pionków, królowa nie musiałaby wykonywać ruchów. Niektórzy nie potrafili się uczyć na błędach, choć to była zdolność niezbędna do życia bez zbędnych zagrożeń. Garroway też czasem nie potrafiła wyciągnąć wniosków ze swoich porażek, ale jej niepowodzenia nie były wykonywane na taką skalę. Może była skrzywdzona psychicznie, ale nie była głupia.
Weszła do apartamentu, zatrzaskując za sobą drzwi i nie przejmując się, że dźwięk rozszedł się echem po całym pomieszczeniu. W skali od jeden do wyjebane, miała bardzo wyjebane. Zazwyczaj czuła jakąś emocjonalną więź z losem trybutów, nawet jeśli była tak cienka jak pajęcza nić, ale teraz chyba naprawdę ją to nie ruszało. Weszła do salonu, ale nie zastała tam nikogo. Mimo to, wcale nie poczuła potrzeby sprawdzenia sypialni czy łazienki. W końcu sami przyjdą. Zamiast tego opadła na kanapę, której biały kolor cudownie kontrastował z jej czerwoną sukienką. Prawie jak krew na śniegu. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne i odłożyła je na stolik, przy okazji sięgając po pilot. Stukając obcasami o podłogę, skakała z kanału na kanał, w sumie nie wiedząc, czego właściwie szuka. Po prostu chciała czymś zająć sobie czas, w oczekiwaniu na swoich trybutów, którzy przy odrobinie szczęścia może ją choć trochę zaskoczą.
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyWto Sie 12, 2014 6:14 pm

Dziewczyna, z którą miał dzielić salon i mentorkę nie pojawiła się jeszcze. A przynajmniej nie usłyszał żadnych odgłosów, które by na to wskazywały. Może zagubiła się w czasoprzestrzeni albo postanowiła dokończyć swego żywota, skacząc z dywanu na podłogę? Wcale zadowolony z takiego obrotu sytuacji Even wyszedł w końcu z łazienki, po czym udał się po prostu do swojego pokoju. Po co silić się na konwersację i fałszywe uśmiechy, skoro i tak będzie musiał za niedługo zabić swoją współlokatorkę? Ewentualnie po prostu ucieszy się, gdy ktoś albo coś uczyni to za niego. Zresztą nie był już dzisiaj w stanie zrobić czegokolwiek produktywnego. Sama perspektywa zbliżających się treningów i konieczności zawierania sojuszy wyczerpała go psychicznie. Przydałby mu się przyspieszony kurs socjalizacji.
Z braku laku i innych czynności do wykonania rozsiadł się w pozycji półleżącej na nieprzyzwoicie wygodnym dywanie z przyjemnie pachnącej pościeli i przymknął powieki, relaksując się choć przez chwilę.
Nienawidził jakiegokolwiek okazywania słabości. Dlatego też zagryzł zęby, gdy natrętna, nieustannie powracająca myśl o walce arenie nie chciała zniknąć. Kiedy zacisnął mocniej powieki, znowu pojawił się burgund. Zaczął tańczyć z drobinkami światła, przejął nad nim kontrolę. Czuł zapach strachu, metaliczny posmak krwi i niepokój wynikający z niepewności. Nienawidził organizatorów i rządzących. Za wszystko. To akurat przychodziło mu z łatwością. Ze złością przejechał wierzchem dłoni po oczach, kamuflując ślady zbrodni – uronione ze złości kilka samotnych  łez.
A przecież mógł coś zrobić, cokolwiek. Chociażby uciec z KOLC-a, jak planował to setki razy. W obecnej chwili już nic nie może. Jest za późno. Jak on teraz w ogóle…? Skulił się, przyciągając nogi do siebie, poszukując pozornego ciepła. Nikt nie działał bezinteresownie. Nawet ten beznadziejnie szaro-bury materiał koszuli miał jakiś interes w tym, że Even go ubierał. Bezczelnie wysysał z niego ostatnie strzępki ciepła, a chłopak mógł żyć w iluzji chwilowego komfortu.
Bezsilna złość zawładnęła nim zdecydowanie zbyt szybko. Nic mu to nie da. Powinien myśleć konstruktywnie. Ale bał się balansowania na granicy śmierci. Samotnej śmierci na oczach milionów. Nie pamięta już, kiedy samotność tak bardzo mu doskwierała. Zawsze pragnął jej i pożądał. Wiódł swoje życie na krawędzi normalności, często bywając po tej drugiej stronie. Indywiduum swoistego rodzaju. Ale teraz, gdy dowiedział się, że być może zostało mu tak niewiele czasu... Że z każdą sekundą zbliża się do śmierci… Poczuł się jak dziecko we mgle.
Dlatego też uparcie wrócił do rozmyślania i planowania swej strategii. Nie przewidział tego, że ktoś albo coś może mu w tym tak szybko przeszkodzić. Wyrwał się z chwilowego otępienia, gdy usłyszał czyjeś kroki i mało subtelne trzaśnięcie drzwiami.
Chwilę później westchnął ciężko, zmuszając się do porzucenia wygodnego łóżka oraz alienacji na rzecz integrowania się ze swą przyszłą ofiarą bądź mentorką. Miał cichą nadzieję, że to jednak jego opiekunka. Przydałoby się omówić z nią kilka szczegółów. A przede wszystkim upewnić się, że pomoże mu na arenie, urabiając sponsorów.
Cóż, to chyba jego szczęśliwy dzień. Po wygraniu w igrzyskolotka udało mu się poprawnie wytypować, kto zaszczycił go swą obecnością. Zbliżył się do wyraźnie znudzonej kobiety, przerzucającej bezmyślnie kanały. Z pewnością go usłyszała; nie starał się bowiem tłumić odgłosu swych kroków. Po prostu (może nieco zbyt) intensywnie i bezczelnie oceniał ją, kontrastując w myślach jej wygląd w rzeczywistości z wyobrażeniem, opartym na relacjach w telewizji i zamglonym przez upływ czasu.
- Rosemary Garroway – powiedział bardziej do siebie niż do niej, pozwalając sobie usiąść naprzeciwko kobiety. Skinął głową, jej pozostawiając decyzję, czy zechce przywitać się poprzez wyciągnięcie dłoni. - Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli uda mi się pobić Twoją rekordową liczbę zabitych trybutów... – dodał po chwili, nie przerywając lustrującego ją spojrzenia. Wyglądała naprawdę niewinnie. Gdyby spotkał ją przez przypadek na ulicy... Nie pomyślałby, że może mieć aż tyle krwi na swych rękach.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyWto Sie 12, 2014 11:32 pm

W tym roku nie miała zamiaru nikogo niańczyć, bo do tej pory używała swojego macierzyńskiego instynktu i wszyscy padali jak muchy. Nie chodziło tu o jej życie; to nie były jej dzieci. Przestała czuć się za nie odpowiedzialna, bo żadne z nich nie było nigdy warte jej uwagi. Rose była wyjątkową zwyciężczynią, rekordzistką, jedną z najokrutniejszych. Nie była mistrzem strategii, jedyną drogą do zwycięstwa było dla niej wyrżnięcie kogo się da. Zabić, zanim ktoś zabije ciebie. Wystarczyło wiedzieć jak się to robi i nie zawahać się, bo wątpliwości prowadzą do przegranej. Co z tego, że ktoś będzie płakać? Co z tego, że osoba, której krew właśnie spływa po twojej twarzy miała rodzinę? Ty też ją masz. Czy ktoś by się przejął, gdyby to twoja posoka tworzyłaby teraz kałużę tuż obok twoich stóp? Nie. Więc co to za różnica, kto umrze? Każdy kiedyś odejdzie. Ludzie odchodzą i przychodzą, ktoś się rodzi, ktoś umiera. Taka jest kolej rzeczy. Życie jest krótkie, ulotne, a w dzisiejszym świecie wiele ludzi chce nas go pozbawić. Więc dlaczego mamy być gorsi? Dlaczego nie możemy po prostu być szybsi i wziąć udział w cudownym rytuale naturalnej selekcji? W tej rzeczywistości przeżyją tylko najsilniejsi. Nie ma zwycięzców, są tylko ci, którzy przetrwali. A w byciu silnym nie ma nic złego. Dopóki się umie pływać, morze krwi nigdy nie stanie na przeszkodzie.
Gdyby tylko ujawniła komuś te wszystkie myśli, które sprawiają, że jej socjopatia jest oczywista, byłoby źle. Bardzo źle. Zbyt wiele poświęciła dla opinii publicznej. Za długo pracowała nad tym złudnym wrażeniem niewinnej dziewczyny, którą los zapędził w kozi róg i zmusił do popełnienia jakże okrutnych czynów. Ci wszyscy, którzy uwierzyli w jej skruchę i żal za swoimi ofiarami, tę udawaną depresję oraz wyrzuty sumienia, byli bandą głupców. Ale cóż się dziwić, były momenty, kiedy grała swoją rolę tak dobrze, że powoli sama zaczęła w to wszystko wierzyć. Serce jej się krajało, kiedy dzieciaki ginęły na arenie, bo ona nie pomogła im w odpowiedniej chwili. Kiedy to się zmieniło? Czyżby w końcu królewicz na białym koniu przyjechał i pocałunkiem obudził naszą królewnę ze snu? A może to było uderzenie, a rolę królewicza przejęła rzeczywistość? Dobrą być nie popłaca. Karą za dobroć będzie pogarda. Oto, gdzie zawiodła ją droga dobrych chęci. Na skraj wytrzymałości psychicznej, przez którą musi się uciekać do tak głupich rzeczy jak alkohol lub, co gorsza, przyjaciele. Nie rozumiała jak mogła znosić towarzystwo ludzi, przecież oni byli odrażający. Banda kretynów czekająca, aż ktoś wszystko zrobi za nich. Bierni idioci, pragnący gwiazdek z nieba. Szkoda, że pomylili niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. Jedyne co im pozostało, to się w tym stawie utopić, zanim ktoś im w tym pomoże.
Kiedy usłyszała czyjeś kroki błyskawicznie wyłączyła telewizor. I tak mało obchodziła ją treść, którą miał do przekazania. O wiele bardziej ciekawiło ją, czy w tym roku również dostała chłopaka wyniszczonego jakąś chorobą, czy z innym paskudztwem, dajmy na to z sumieniem. Albo dziewczynkę, która ledwo sięga głową ponad stół i nadal jest jej przykro, że dwa lata temu nazwała koleżankę z ławki głupią. Bo Rosemary miała wybitne szczęście co do trybutów, którzy na wygraną szans nie mieli.
- We własnej osobie. - odparła, odwracając powoli głowę w jego kierunku i wodząc za nim, aż usiadł. Nie wyciągnęła dłoni, ale również skinęła głową. Słysząc jego kolejne słowa, uniosła zaskoczona brwi i zrobiła wyraźnie zadowoloną minę. Może nawet się lekko uśmiechnęła, a może to była gra świateł. W końcu Garroway i uśmiech do siebie nie pasują. - Wręcz przeciwnie. O ile jesteś do tego zdolny. W końcu gadać każdy potrafi. - powiedziała beznamiętnym tonem, rozkładając ramiona na oparciu kanapy. Wielu chciało ją pobić, naprawdę, ale dużo osób cierpi na bardzo smutną przypadłość, zwaną "wyrzuty sumienia" i na nieszczęście ataki tej choroby pojawiały się w tak nieodpowiednich momentach, że aż były śmiertelne. Bo po akcji następuje rekcja - nie ma się co dziwić, jeżeli ty nie wykonasz ruchu, to ktoś inny to zrobi. - Udowodnij mi, że powinno mi choć raz przejść przez myśl, że jednak warto ci pomóc wygrać. - powiedziała tajemniczym tonem, po czym posłała mu enigmatyczny uśmiech. Może jej zła passa w końcu została przerwana i będzie dumna ze swojego trybuta? Czas pokaże, kto będzie miał więcej krwi na swoich rękach.
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyCzw Sie 14, 2014 4:57 pm

/przepraszam, że czekałaś tak długo./
Wątpliwości... w pakiecie z wyrzutami sumienia. Słodkie, niewinne, niemal nieskalane grzechem dziecię, którym kiedyś był. Tak potwornie naiwne stworzenie, wahające  się nieustannie, gdy musiało uczynić coś 'złego'. Z natury niezdolne do nieprawości. Drżenie rączki, oczekiwanie kary, wymierzenia sprawiedliwości przez ojca - nożyczek wbitych w skórę albo wyrzeźbionego żyletką uśmiechu na plecach. Czyste przerażenie, niepewność, zaprzeczenie, nieumiejętność kłamania i krzywdzenia innych. Granica pomiędzy tym stanem zacierała się powoli. Sumienia wyrzekał się stopniowo, oddając go kawałek po kawałku. Obserwował świat uważnie. Przez szczelinę w drzwiach i podłodze. Spod stołu. Zza szafy czy też kotary. Widział niczym nieuzasadnioną krzywdę. Brutalne akty przemocy, symfonię stworzoną przez znęcającego się nad żoną, a później synem, mężczyzny o dwóch twarzach. W końcu granica między tym, co dobre, a tym, co rzekome złe... Po prostu zniknęła. Tak jak i wszelkie wyrzuty sumienia. Liczyło się tylko to, by przetrwać. By zatańczyć niebezpiecznie blisko swego prześladowcy i wymknąć mu się w ostatniej chwili. By zebrać siły i zaatakować wtedy, gdy będzie pewien, iż uzyskał przewagę i że zakończy ich odwieczny wyścig tu, teraz. A z ofiary stanie się predatorem.
Byłby więc w stanie zrozumieć jej czyny. Ją prawdziwą. Nie dziewczynkę, w którą się wcielała, lecz właśnie prawdziwą Rose. Nie kupiłby skruchy i fałszu, widząc w jej oczach tak desperacką wolę przetrwania. Nota bene, dobrze mu znaną. Ale pewnie zrozumiałby, że dla świętego spokoju musiała udawać. Stała się w końcu bożyszczem tłumów. Gwiazdką Kapitolu; jedną z tych, którzy świętowali wiktorię i doznali największego zaszczytu, a potem przez całe swe życie musieli niańczyć ludzi, na którym losie - nie oszukujmy się - w ogóle im nie zależało.
- Nie będę Ci niczego udowadniał – pozwolił sobie na przejście na ty. Różnica wieku, która ich dzieliła, nie była aż tak wielka, by bawić się w konwenanse i używanie formy grzecznościowej. Rozsiadł się wygodniej na kanapie, niemal zapadając się w poduszkach siedzeniowych i oparł obie ręce na jej oparciu. To chyba wystarczający dowód na to, że nie czuł się niekomfortowo w tej sytuacji – wyglądał tak, jakby zaprosił starą znajomą na herbatkę. Już abstrahując od tego, że nie brał udziału w takich rytuałach. - Jeśli jesteś tak inteligentna, jak osoba, za którą Cię mam, to nie zajmie Ci dużo czasu przekonanie się, że w końcu trafił pod Twoje skrzydła ktoś, kto nie posra się ze strachu na sam widok krwi i wyciągniętych na wierzch flaków. Oraz nie zadrży mu ręka przy pieszczeniu ostrzem noża łabędziej szyi czternastolatka. Wiem, do czego jestem zdolny i co potrafię. W tym momencie potrzebuję najbardziej... pomocy... – ostatnie słowo monologu ledwo przeszło mu przez gardło, ale nie czas teraz na zadzieranie nosa, więc po prostu przełknął dumę i kontynuował. - ...w wyeliminowaniu moich słabych stron. Przede wszystkim daleko mi do osoby, która łatwo zawiera nowe kontakty. A bez dobrego sojuszu nie wyobrażam sobie przeżycia pierwszych dni na arenie. Czy ktoś przykuł już Twoją uwagę? - zapytał, szczerze zainteresowany. Chciał porównać swoje typy z osobami, które być może zwróciły jej uwagę. Później i tak pewnie zmniejszy się liczba potencjalnych sojuszników, gdy Even zobaczy na treningach, na co ich stać.
Przesunął się na krawędź sofy, zmniejszając dzielący ich dystans. Dobrze, że nie musiał bawić się w podchody, udając nieśmiałego chłopczyka z KOLC-a, zniszczonego przez los, w, o zgrozo!, obecności swojej współlokatorki. Postanowił rozmawiać z Rose szczerze, mając nadzieję, że odpłaci mu się za to w odpowiednim momencie, gdy naprawdę będzie tego potrzebował – na arenie.
Swoją drogą, naprawdę ciekawe, gdzie podziała się w tym czasie ta kolorowowłosa. Czyżby zrezygnowała z pomocy mentora i jakiekolwiek walki? Cóż, Irving oczywiście nie pogniewałby się, gdyby tak się stało. Im więcej słabeuszy, tym lepiej dla niego.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyCzw Sie 14, 2014 8:22 pm

ależ spoko <3

Rose chciałaby, żeby teraz jedynym strachem jaki ją prześladował, była obawa przed karą, kiedy coś przeskrobała. Bycie naiwnym dzieckiem było takie wygodne, świat wydawał się taki wielki, a jakiekolwiek zmartwienia odległe. W istocie, błogosławieni ci, którzy żyją w słodkiej niewiedzy, których nie dotykają żadne troski, bo po prostu o nich nie wiedzą. Tęskniła za tym, bo to była zbyt krótka chwila, by mogła się nią nacieszyć. Za szybko dorosła, świat odebrał jej dzieciństwo, które dzisiaj jest jej jedynym szczęśliwym wspomnieniem. Czy właśnie to sprawiło, że dziś była osobą bez skrupułów, zimną i wyrachowaną? Gardziła słabościami, bo była z nich zbudowana, więc nie chciała sobie o tym przypominać, patrząc na załamania innych. Wolała płakać w samotności niż z kimś, nie oczekiwała współczucia i pocieszających słów. Pragnęła zmian, ale wiedziała, że nic się nie zmieni. Przynajmniej nie na lepsze. Więc mogła sobie doskonale dać radę samodzielnie, pozbywając się tych, którzy wchodzą jej w drogę. Udając, że nigdy nie została, nie jest, ani nigdy nie będzie zraniona. Uczucia były niemodne w kraju, w którym wysyła się dzieciaki na śmierć, by raz do roku wyśmienicie się bawić i tracić pieniądze, obstawiając, które z nich przetrwa tę rzeźnię.
Ale ona przeżyła, choć wielu w nią wątpiło. Tak dużo ludzi myślało, że jest tylko głupiutką dziewczynką, która z własnej woli idzie na śmierć. Śmiali jej się w twarz lub, tak jak jej brat, patrzyli z pogardą. Jednak mimo to wszytko postanowiła im pokazać, że może być kim tylko chce. Wtedy pragnęła być najlepsza, a zostanie mordercą nie stawało jej na przeszkodzie. Nic oprócz dwudziestu trzech dzieciaków nie mogło jej wejść w drogę. Wierzyła, że wygra, a wiara przenosi góry.
Wysłuchała jego słów, patrząc świdrującym wzrokiem ciemnych jak noc oczu wprost na niego. Jej twarz nie zdradzała, czy aprobuje jego podejście, czy może jest dla niej skrajnie głupi i nie wyszła jeszcze jedynie z grzeczności. Nie należała do wylewnych osób, które jednają sobie ludzi swoją barwną osobowością. Określała swój charakter jako czarny, bo nie było ciemniejszego koloru.
- Cóż. - powiedziała, a na jej twarz wpełznął wyraz zadowolenia. Lub zwycięstwa. - Dopiero powiedziałeś, że nie będziesz mi niczego udowadniał. Ale właśnie to zrobiłeś. - prawie się uśmiechnęła, jednak zdecydowała, że nie będzie grać samolubnej divy, której wydaje się, że potrafi wyjść z tarczą z każdej walki. Nie obchodziło ją też jak się do niej zwracał; to nie była rzecz, która ją ruszała. Było jej nawet wygodnie, bo chłopak bardzo przypominał jej ją samą. Z jednej strony jej się podobało, a z drugiej strony było to trochę przerażające. Czyżby trafił swój na swego?
- Widzisz, ja też nie jestem dobra w szukaniu nowych przyjaciół. Ale mam paru starych i tak się składa, że również są mentorami. A jeżeli chodzi o twoje słabe strony, mogę poradzić ci jedno. Jeżeli ktoś szydzi z twoich słabości, bądź z nich dumny. Uczyń je swoją tarczą, a wtedy już nikt nie będzie mógł cię zranić. - podzieliła się z nim tymi samymi słowami, jakie powiedział do niej ojciec, gdy była mała. Wiedziała, że to się sprawdza, dzięki takiemu myśleniu jeszcze nie zwariowała. Miała problem z szukaniem przyjaciół? Znalazła zalety w samotności i stała się samodzielna jak nikt inny. To nie było trudne, wystarczyło nie bać się ludzi, bo są tacy sami jak my, o ile nie gorsi. Każdy ma problemy, a jeżeli ktoś wyśmiewa nasze, to znaczy, że nie potrafi sobie poradzić ze swoimi. - Nikt nie przykuł mojej uwagi. Ale za to zauważyłam osoby, które mają jakiekolwiek szanse na przeżycie. Co powiesz na Amitiela? Wydaje się być pewny siebie. Poza tym... Pandora? Nie znam ich za bardzo, ale wydają się wiedzieć, czego chcą. A ty, masz jakiś pomysł?
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyCzw Sie 14, 2014 10:10 pm

Samotność, o której tak dużo myślała, równie często zaprzątała jego myśli. Dumnie określał się mianem samotnego z wyboru, jakby miało to podkreślić ogrom tej rzekomej niezależności. Even uważał, że może śmiało nazywać się mianem kreatora, bo to przecież on uformował swoje życie, wyręczając przeznaczenie od pilnowania właściwego toru jego egzystencji. Od pewnego momentu, w którym do tego dorósł. A wtedy? Matkę spisał na straty, nadając jej śmierci wymiar symboliczny. Rzekłabym, że nawet niemal sakralny. Pomogła mu się odrodzić. Dokończyć proces metamorfozy syna.  I swym ostatnim tchnieniem wydała wyrok na ojca Irvinga, zgodnie z planem Evena pozbawiając swojego okrutnego męża wszystkiego, na czym mu zależało.
Kariera? Odhaczone.
Sława? Też.
Pieniądze? Również.
I najważniejsze - możliwość znęcania się nad swoją rodziną? Definitywnie i ostatecznie. Już nigdy, przenigdy, więcej.
Niech ten skurwiel zgnije w swojej prywatnej namiastce piekła.
O dziwo nikt z ich dalekich krewnych nie zatroszczył się o syna skazanego za wyjątkowo brutalne morderstwo człowieka. Zresztą Even miał to gdzieś. Jak większość osób czy rzeczy, z którymi miał styczność. A przynajmniej taką przybrał pozę, na każdym kroku pokazując, jaki to on nie jest inny, samodzielny, wielce inteligentny, jak to on nie gardzi innymi i niczego się nie boi. Lubił myśleć, że naprawdę ma nad wszystkim kontrolę. Że z każdej opresji potrafi sam się wybawić. Że to nie takim jak on przytrafiają się różne wypadki. Że los nie może z niego zakpić. Nie jest jego pieprzoną igraszką, prawda? Cóż, po dzisiejszym dniu powinien złożyć reklamację do wszechświata. I dostać kurewsko wysokie odszkodowanie.
Ale na przekór wszystkiemu wierzy w te brednie mocno. Pozwalało mu to przetrwać trudniejsze momenty. Chwyta się kurczowo myśli o zwycięstwie nad własnymi słabościami. Sądzi, że to świat powinien dopasować się do niego, a nie on do świata. I patrzy na wszystko przez pryzmat siebie. W wydaniu egocentrycznego dupka. Trudno więc mówić, że nie okazuje uczuć. Stara się tego nie robić. Tafla pozostaje gładka, choć pod jej pozornym spokojem kryje się prawdziwy chaos i wichry sprzeczności. Targa nim cała paleta różnorodnych emocji, ale w momentach takich jak ten potrafi skoncentrować się na najważniejszym celu i zapomnieć o całej reszcie. A przynajmniej stara się to zrobić. Musi.
- To tylko czcze słowa, które równie dobrze może wydusić z siebie nawet największa pizda. Udowodnić ci cokolwiek mogę dopiero tam, na arenie – odparł, nie czując się zobligowany do powściągania się od używania języka powszechnie uważanego za kaleczący uszy dam. Miał prawo być wkurwiony. Nie na co dzień zostaje się wybranym do stoczenia walki na śmierć i życie. Zresztą, rzadko kiedy powstrzymywał się od stosowania inwektyw i mało kurtuazyjnego języka, do czego – z bólem serca – będzie musiał się teraz przyzwyczaić. Przynajmniej na wizji.  
- Brzmi to niemal jak cytat z księgi, którą czcili nasi antenaci. "Jeśli już trzeba się chlubić... Będę się chlubił z moich słabości", mniej więcej – zacytował Biblię, przypominając sobie lekcje historii starożytnej, na której o tym wspominali. Miał wrażenie, że minęły już lata świetlne od czasu, gdy po prostu chodził do szkoły i nie robił nic więcej. Zaintrygowany okrucieństwem Boga ze Starego Testamentu pochłonął tomiszcze w dość szybkim tempie. Do poduszki. Nikt nie mówił, że jest normalny.
Gdy wymieniła osoby, które według niej miały szansę na przeżycie, rzucił jej lekko zaskoczone spojrzenie. Naprawdę mieli ze sobą dużo wspólnego. Nawet w podobny sposób patrzyli na świat i wyciągali wnioski. Oby tylko nie okazały się daleko idące bądź zupełnie nietrafione.
- Przyjrzę im się na treningach. Tak jak kilku innym osobom i jeszcze wrócimy do tej rozmowy, dobrze? – zapytał czysto retorycznie, ucinając na ten moment temat. Kwestia ewentualnych sojuszników musi na razie poczekać. Even nie dostał jeszcze szansy, by przyjrzeć się dokładnie każdemu ze szczęśliwej dwudziestki trójki. A trochę czasu do odliczania na arenie zostało.
Jedyne, czego był pewien, to to, że miał sporo pytań. Za dużo, by zadać je wszystkie, więc po prostu zamilknął, mając nadzieję, że Rose przejmie inicjatywę i poprowadzi rozmowę, skupiając się na najistotniejszych według niej kwestiach.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptySob Sie 16, 2014 3:30 pm

przepraszam za zwłokę :c

Ona z kolei dumnie określała się skrajną socjopatką, która miała również w sobie wiele z introwertyczki. Była w swoim mniemaniu również mizantropką i w sumie wszystko się zgadzało tylko dlatego, że tak długo to sobie wmawiała, że aż w końcu taka się stała. Własnoręcznie skrzywiła sobie swój pogląd na świat i teraz mogłoby się wydawać, że jest z tego szalenie zadowolona. Oduczyła się jak funkcjonować w społeczeństwie, czuła się ultra niezręcznie w towarzystwie i wyglądała na wiecznie ponurą, głównie dlatego, że spotkania z ludźmi budziły w niej niepokój i raczej nieprzyjemne uczucia. Jednak była często zmuszona do przebywania wśród nich oraz, co gorsza, do interakcji z nimi, co obrzydzało ją na samą myśl. Nie chciała wychodzić z domu, bo za drzwiami byli oni, istoty, które choć nazywają się ludźmi, są pozbawione jakiegokolwiek człowieczeństwa. Postrzegają to jako dodatkową, nieprzydatną kończynę, którą trzeba amputować. Im szybciej, tym lepiej, w końcu życie stało się wyścigiem szczurów, dzieci tracą dzieciństwo na rzecz "lepszej" przyszłości, której nadzieją karmią ją ich rodzice oraz cała reszta, a dorośli wstydzą się pomagać, choć sami tego oczekują. Świat był kolebką hipokrytów i ignorantów, a przejawy innych uczuć były piętnowane, karane odrzuceniem oraz dziwnymi spojrzeniami, często wypełnionymi pogardą.
I chociaż kiedyś zabójstwo wydawało jej się straszną rzeczą, dzisiaj traktuje to jak chleb powszedni, który wcale nie przeszkadza, a jedynie pomaga. W końcu pozbycie się raz na zawsze kogoś, kto tak bardzo nam przeszkadza, jest jak odwiecznie oczekiwana ulga. Oczywiście na miejsce jednego wroga przyjdzie kolejny, najważniejsza jest równowaga, ale wtedy można się uciec do morderstwa po raz kolejny. Skoro po drugiej stronie jest lepiej, tak jak sami mówią, to nie ma się czego bać, prawda? To wręcz wyświadczenie przysługi, a to dobry uczynek. Jeżeli komuś tęskno za kimś martwym, to niech do niego dołączy, tam jest fajniej, będą razem, w końcu w to wierzą. I chociaż Rose nie wierzyła, to i tak zawsze liczyło się to, co myślą ludzie. Demokratycznie postanowili być idiotami, więc ona nie ma zamiaru ich wyprowadzać z błędu. Ale też nie ma zamiaru do nich dołączać, bo nie warto iść za stadem jak te barany.
- Nie każdy potrafi tak obrazowo wyrazić chęć wyrżnięcia każdego co do nogi. - jego język wcale jej nie kaleczył, bo choć wyglądała na damę, wcale nią nie była. Sama klęła jak szewc, jednak teraz jakoś nie czuła do tego potrzeby. Nie rozumiała zresztą czemu przekleństwa dla innych były tak obraźliwe, przecież czasem trzeba dać upust swojemu gniewowi, a lepsze są takie słowa niż przemoc fizyczna.
- Tak, jeszcze było takie piękne: "błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Nie wiem, kto spisywał takie bujdy, ale musiał mieć świetny ubaw. - słyszała wiele głupstw w tym stylu, ale jakoś nie znała ani jednej osoby, która w zamian za bycie dobrą dostała to, czego chciała. Chyba, że pragnęła śmierci lub traktowania jak śmieć, który przydaje się tylko do wyzysku, w takim wypadku to faktycznie działa. Szkoda, że Rose ma większe ambicje, gdyby nie to, może byłoby jej lżej i po prostu wierzyłaby w to wszystko jak inni.
- Jasne. - odpowiedziała krótko, po czym milczała przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy faktycznie powinna brnąć dalej w interesowanie się chłopakiem. W końcu jednak się odezwała, bo wydawał jej się dziwnie podobny do niej samej, a jej ciekawość dała górę. - Masz jakieś umiejętności, które się mogą przydać? - zapytała, odwracając głowę w jego stronę i wbijając w niego ciemne spojrzenie. Nawet gdyby nigdy nie miał styczności z zabijaniem, zawsze mógł się tego nauczyć. Rose wiedziała o tym z autopsji, w końcu była karierowiczką. I choć powszechnie nazywa się to umiejętnością walki, wszyscy wiedzą, że to po prostu wiedza na temat "jak jebnąć, żeby przeciwnik się nie podniósł". Zasłona utkana z eufemizmów wcale nie czyniła tego łagodniejszym.
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptySob Sie 16, 2014 4:49 pm

/nie ma sprawy. ;] trochę krócej, bo chyba powoli musimy kończyć. :D]
Nie każdy potrafi tak obrazowo wyrazić chęć wyrżnięcia każdego co do nogi.
Cóż, nie sposób się z tym nie zgodzić. Ale przecież było wiele osób, które dobrze rokowały i mówiły niekoniecznie zbyt elokwentnie, ale bardzo przekonująco o tym, jakie to zabijanie na arenie nie będzie dla nich łatwe. Osób, warto zaznaczyć, które nigdy wcześniej nie miały czyjejś krwi na swych rękach... Często myślały, że zabicie przypadkowego człowieka to nic trudnego. I to prawda, to nic trudnego, jeśli znajdujesz się w dziesięciu procentach ludzkości, zwanych - w ramach szufladkowania wszystkiego, co tylko się da - psychopatami. Ale wśród dwudziestu czterech osób... ilu może kryć się nastolatków, których można określić tym mianem?
Trybuci zabijają, bo muszą. Mało kto odczuwa prawdziwą przyjemność, rozwalając czyjąś głowę o kamień albo po prostu wbijając nóż na lewo od mostka, starając się trafić w serce, prawda? W pewnym momencie wyzwala się w nich ekscytacja tym, co dokonali. Tym, że przetrwali. Tym, że są bliżej do zwycięstwa o jednego trybuta. Ale wyrzuty sumienia - raczej prędzej niż później - dopadną w końcu ich do tak niedawna niewinne umysły i zaczną zjadać trybuciątka od środka.
On natomiast... On nie odczuwał niesamowitej radości, wpatrując się w puste oczy swej pierwszej ludzkiej ofiary. Śmierć matki była po prostu konieczna do zrealizowania jego planu. Była powinnością, to wszystko.
Jak będzie na arenie? Myślę, że podobnie. I tym razem będzie to prawda - zostanie zmuszony do zabijania, by przetrwać ku uciesze gawiedzi. Dlaczego więc miałby czuć się winny?
- Jakże ciekawy byłby świat, w którym Chrystus zszedłby z krzyża i objął władzę nad ludzkością jako miecz w ręku ich Boga. Świat tortur i prześladowań, niemal niczym nieróżniący się od naszego zbrukanego krwią Eldorado - powiedział cicho, balansując na granicy słyszalności. Być może nawet bardziej do siebie niż do niej. Czasem nachodziło go na tym podobne rozmyślania, ale nigdy nie przypuszczał, że znajdzie się w tej dość irracjonalnej sytuacji. On jako trybut gaworzy sobie z mentorką, słynną Rosemary Garroway, o absurdalności wiary ich przodków.
- Cóż, nawet więcej niż kilka - odparł mało skromnie, na chłodno kalkulując swoje szanse. - Jedną trzecią swojego dzieciństwa spędziłem w różnych dystryktach. Na łonie natury. Polowałem na zwierzęta - i niektórych ludzi -  ale byłem też zmuszony, by po prostu tam przetrwać - nie miał ochoty na wyjaśnianie, w jakich okolicznościach, co i jak. Ani tym bardziej z kim. Więc posługiwał się ogólnikami. - Pułapki, strzelanie z łuku i broni palnej, flora i fauna Panem oraz dość szeroka wiedza o anatomii oraz przyrodzie. To również nie jest mi obce.
- Ale wolałbym się skupić na reszcie moich słabych stron. Nie znam się na elektronice i bombach. Hm, jak widać na załączonym obrazku - daleko mi do muskularnego i rosłego gościa. Dlatego też z walką z innym chłopakiem może być problem. Nigdy nie trzymałem w dłoni miecza. A nożem mogę kogoś co najwyżej wypatroszyć. Marna szansa, że rzucając trafię do celu. To chyba tyle z tych najważniejszych - przerwał w końcu monolog, wypowiedziany niemal na jednym wdechu i ponownie skoncentrował uwagę na Rose. - Na co powinienem zwrócić szczególną uwagę na treningach według Ciebie?
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyNie Sie 17, 2014 3:00 pm

Było też wiele osób, które nie rokowały wcale, a potem dziwnym trafem wygrywały Igrzyska. I często wcale nie dlatego, że świetnie ukrywały swoje umiejętności, ale dlatego, że uśmiechnął się do nich los lub sponsor. Rosemary miała do czynienia z wieloma trybutami i naprawdę mogła łatwo stwierdzić, kto sam nie wie co mówi, a kto jest pewny siebie w odpowiednim stopniu. W końcu nadmierna pycha zabija zbyt często, by móc ją zlekceważyć albo zaakceptować. Dopóki zauważa się swoje słabości, a mimo to wierzy się w możliwość wygranej, jest o co walczyć. Niewiele jest osób, które zauważają swoje prawdziwe wady. Zbyt wiele ludzi wymyśla jakieś błahostki i wyolbrzymia je, robiąc z siebie sierotę godną pożałowania, która łaknie współczucia i troski. Robią to tylko dlatego, by zapomnieć o prawdziwych defektach, a może nawet po to, by je zatuszować. Bądź co bądź, wiele z nich jest na tyle paskudnych, że dotychczasowi przyjaciele odnajdując je, spierdzielaliby gdzie pieprz rośnie. Tylko garstka osób mówi otwarcie o swoich słabościach, próbuje nad nimi pracować i najważniejsze - pomimo posiada ich, dąży do swojego celu. Dopiero teraz jakiś trybut w oczach Rose mógł się zaliczyć do tej wąskiej grupy.
Arena wyzwala wiele demonów utkwionych w dziecięcych ciałach. Nic nie wiadomo, ktoś kto wcześniej wydawał się być uroczą osóbką, może zamienić się w potwora jedzącego ciała swoich towarzyszy niedoli. Każdego roku można było doczekać się nowych niespodzianek. Czasem wydaje ci się, że widziałeś już wszystko i nic cię nie zaskoczy, ale wtedy pojawia się trybut z wyjątkowo zadziwiającym pomysłem na siebie, a twój światopogląd po raz kolejny lega w gruzach. Mordowanie się nawzajem jest najmniej dziwne i zaskakujące, więc mało kto zwraca na to uwagę. Może dlatego naród ludzki cierpi na chroniczną znieczulicę, która sprawia, że przelana krew dwudziestu trzech dzieciaków spływa po nim jak po kaczce.
- Kojarzysz historię o Sodomie i Gomorze? Myślę, że właśnie tak. - odpowiedziała mu równie cicho i tylko zastanawiała się, kto odwróciłby wzrok na płonące Panem, tylko po to by zamienić się w metaforyczny słup soli. Z miejsca wiedziała, że na pewno nie byłaby to ona, bo nic ją tu nie trzyma.
Była naprawdę mile zaskoczona chłopakiem, więc nawet nie próbowała ukryć tego za kamiennym wyrazem twarzy, który zdawał się przylgnąć do niej na zawsze. Uniosła brwi i patrzyła na niego zaciekawionym wzrokiem, co jakiś czas potakując głową.
- Jest lepiej niż sądziłam. - wyznała otwarcie, nie przejmując się, że jawnie pokazała swoje poprzednie zamiary mienia swoich trybutów tam gdzie słońce nie doświeca. I bynajmniej nie w szafie. - Gdyby nie fakt, że w tych Igrzyskach już nie ma Zawodowców, mogłabym cię do nich zaliczyć. Nie wiem czy przyda ci się umiejętność strzelania z broni palnej, choć kto wie, w tamtym roku jakimś cudem się pojawiła. Ale wiedza, których chaszczy nie żreć pomimo przyjaznego wyglądu bardzo się przydaje. Tak samo strzelanie z łuku. Co do siły fizycznej, to się nie przejmuj, czy ja ci wyglądam na siłacza? - zapytała odchylając się lekko, jakby chciała dać Evanowi lepszy widok. Na pierwszy rzut oka było widać, że Rose nie należy do muskularnych osób, jej mięśnie napędza tylko i wyłącznie adrenalina wymieszana z gniewem. W starciu z rosłym mężczyzną miała szanse tylko dlatego, że wiedziała jak wykorzystać siłę swojego przeciwnika. - Myślę, że powinieneś poćwiczyć uniki. Wiesz, jak zrobić, żeby biegnący na ciebie trybut całkiem przypadkiem wyjebał się na pysk. A potem dostał nożem w plecy. Z kolei elektronika nie wydaje mi się aż tak ważną umiejętnością, ale zawsze możesz coś poćwiczyć. Masz na to trzy dni. - nie była do końca pewna, czy jej przypuszczenia się sprawdzą, w końcu teraz Igrzyska były pod dyrygenturą Coin, nie Snowa. Garroway należała do starej generacji zwycięzców, których uczono, że bardziej wyszukanej techniki nie znajdą na arenie, jedynie czysty survival. Nie miała pojęcia czego spodziewać się po Almie. - A co do rzucania... Strzelanie z łuku też wymaga niezłego cela. Pizganie nożami nie jest trudne, wystarczy nauczyć się techniki i mieć trochę siły. Spróbuj, a nuż ci się uda.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyPon Sie 18, 2014 10:37 am


Ceremonia Otwarcia rozpoczęła się. Korzystając z nieobecności trybutów, w ich apartamentach pojawiają się Strażnicy Pokoju, którzy otrzymali nakaz przeszukania kwater i skonfiskowania wszystkich rzeczy osobistych, które udało się dzieciakom przemycić do Ośrodka. Telefony, używki, pamiątki i wiele innych rzeczy - tego nie zastaną już po powrocie do pokoi.


Wasze ekwipunki zostają wyzerowane z przedmiotów materialnych, pozostają jedynie podwyższone szanse i wszelakie kursy. Mentorzy i pracownicy Ośrodka mogą pomagać Wam w uzyskaniu potrzebnych rzeczy. Do Zwycięzcy Igrzysk ekwipunek powróci oczywiście w stanie nienaruszonym.
Prosimy o zaktualizowanie pola Przy sobie.
Powrót do góry Go down
the victim
Even Irving
Even Irving
https://panem.forumpl.net/t2375-even-irving
https://panem.forumpl.net/t2403-irving#34171
https://panem.forumpl.net/t2401-even-irving#34151
https://panem.forumpl.net/t2402-wiwisekcja-przeszlosci#34152
Wiek : skończona osiemnastka.
Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem.
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę.
Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving EmptyPon Sie 18, 2014 1:51 pm

/dokończenie wątku na szybko, bo płaszczyzna czasowa trochę się rozjechała.
Porozmawiali jeszcze przez chwilę o najważniejszych kwestiach. Wliczając w to nieszczęsną paradę. Irving nie odzywał się już zbyt wiele, pozwalając wypowiedzieć się Rose na temat najlepszej taktyki oraz planu treningowego. Prawdopodobnie i tak zrobi wszystko po swojemu, ale nic nie stało na przeszkodzie, by dowiedzieć się czegoś od zdecydowanie bardziej doświadczonej w tych sprawach mentorki. Pożegnał się z nią i poszedł do swojego pokoju. Następnego dnia czekała go ceremonia otwarcia. Czas zacząć uprawiać mentalną prostytucję, by zyskać jakichkolwiek sponsorów.
/zt - dla Evena i Rose/
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Margaritka Butterfield & Even Irving Empty
PisanieTemat: Re: Margaritka Butterfield & Even Irving   Margaritka Butterfield & Even Irving Empty

Powrót do góry Go down
 

Margaritka Butterfield & Even Irving

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Margaritka Butterfield
» Margaritka Butterfield
» Tabitha i Amanda Gautier oraz Margaritka Butterfield
» even irving
» Even Irving

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Ośrodek Szkoleniowy :: Kwatery Trybutów-