IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
pokój Fenrisa

 

 pokój Fenrisa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the pariah
Fenris Rhein
Fenris Rhein
https://panem.forumpl.net/t2037-fenris-rhein#26195
https://panem.forumpl.net/t2061-back-to-black
https://panem.forumpl.net/t2060-fenris-rhein
https://panem.forumpl.net/t2062-fenris
Wiek : 20 lat
Zawód : pan do towarzystwa
Przy sobie : morfalina, zdobiony sztylet, prezerwatywy

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyNie Mar 30, 2014 7:04 pm

biuro pracownika fizycznego, kiedyś wkleję tu fociaksa
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyPon Kwi 21, 2014 7:23 pm

tylko dla widzów dorosłych!

Płacenie za seks wydawało mu się najbardziej plugawą formą niewolnictwa i wyzysku, więc po pierwsze: pasowało idealnie do Kapitolu, gdzie już mieszkańcy dotarli do kresu poznania i nie mogli spełniać kolejnych kaprysów; i po drugie: przyprawiało go o gęsią skórkę. Doprawdy niczego w swoim obecnym życiu nie żałował, ale zdarzyło się mu westchnąć (prawie romantycznie) za czasami, gdzie na porządku dziennym było posiadanie swoich niewolników z obrożami na szyi (bardzo namiętne), nagich i zawsze chętnych do zaspokajania najdzikszych pragnień swoich panów.
Którzy dotychczas korzystali z biednych i uciśnionych (jaka szkoda, ze nie chrześcijan), a także wysoko urodzonych, gotowych rozłożyć nogi na pstryknięcie ich palców, a konkretnie dwóch - wskazującego i kciuka dłoni osoby, która właśnie siała zamęt w mieście. Pewnie dlatego tym razem, wybrał zupełnie inny sposób zaspokajania swoich potrzeb i od kilku tygodni (trzech? czterech?) zjawiał się, szastając bezterminową przepustką do Kwartału i znikając w objęciach (tak bardzo niedosłownie) rosłego Murzyna, który miał podejrzane imię, wielkie usta (docenił po pierwszym obciąganiu) i sławę triumfatora Igrzysk.
Szwendało się ich za dużo po Panem, najchętniej rozstrzelałby wszystkich, urządzając najpierw orgię, która przeszłaby do historii. Powoli wysuwał całkiem śmiałe roszczenia w kierunku swojej teściowej i mało brakowałoby, a stałby się faktycznie psem, który chce zagryźć swojego właściciela. Jak na razie, był jedynie uniżonym sługą Pani Prezydent (jasne) i nie robił niczego, co mogłoby pogrążyć jego narzeczoną albo przedstawić w złym świetle. Z tego też powodu również znalazł się tu, podwieszając na pierwszej randce Fenrisa (tak się nazywał) u sufitu i żałując bardzo dotkliwie faktu, że linka się poluzowała i musiał dopłacić za straty, które poniosła dziwka.
Mało wyraźne, wyglądał tak samo podczas drugiego spotkania, które było już bardziej cywilizowane (oprócz śladów na szyi i sinego ramienia) i mógł przysiąc, że z całej gromady kapitolińskich świń rządowych to ten chłopak stał się kimś w rodzaju milczącego powiernika. To w nim gubił cały stres, związany z balansowaniem na cienkiej linii zadowolenia Almy Coin i to on nareszcie mógł doświadczyć nieco delikatniejszego traktowania, kiedy zamiast spoliczkować go na wstępie, przycisnął go do swojego ciała. I nareszcie przeżywał zwielokrotniony orgazm, myślami będąc daleko, w czasach starożytnych, gdzie kazirodztwo było na porządku dziennym, a taki chłopiec mógł stać się jego po wykupieniu go od poprzedniego pana.
Teraz miał go tylko na godziny, zwykle siedział (metaforycznie) tu sporo, czując się prawie jak w domu, w tym pokoju dziwki, która teraz tak naprawdę była najbardziej zagrożoną osobą w Panem
To był moment, zacisnął palce na jego tętnicy, odsuwając go w sam raz na potężny orgazm, który z całą pewnością nie ułatwił mu oddychania. Wyglądał inspirująco w tonacji black&white, z jego upośledzonym zmysłem artystycznym działy się cuda, bo znowu miał ochotę sprawić, czy do twarzy byłoby mu w krwistoczerwonym, może powinien przedstawić go swojej narzeczonej, by mogli pobawić się razem?
Odetchnął zamroczony, opadając na łóżko i dając mu wreszcie łaskawie złapać oddech. Mieli przed sobą jeszcze cały wieczór, więc Gerard nie musiał się śpieszyć z morderstwem. W afekcie, przecież był roznamiętnionym, bogatym klientem, który tracił ciężko zarobione pieniądze na chłopca, którego mógł otrzymać w więzieniu za darmo. Zdecydowanie starzał się, dojrzał i nie umiał tego powstrzymać.


Ostatnio zmieniony przez Gerard Ginsberg dnia Pon Kwi 21, 2014 11:09 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the pariah
Fenris Rhein
Fenris Rhein
https://panem.forumpl.net/t2037-fenris-rhein#26195
https://panem.forumpl.net/t2061-back-to-black
https://panem.forumpl.net/t2060-fenris-rhein
https://panem.forumpl.net/t2062-fenris
Wiek : 20 lat
Zawód : pan do towarzystwa
Przy sobie : morfalina, zdobiony sztylet, prezerwatywy

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyPon Kwi 21, 2014 7:51 pm

Rebelia nie oszczędziła nikogo. Fenris doskonale o tym wiedział, nie był przecież (już nie) naiwnym dzieckiem, pretensjonalnie oskarżającym wszystkich dookoła o nieszczęście, jakie na niego spadło. Ucierpieli Kapitolińczycy, ich wcześniejsze ofiary, ich późniejsi oprawcy; możnaby pokusić się o filozoficzne i socjologiczne stwiedzenie, że na terytorium Panem nie było w tej chwili osoby niedotkniętej szaleństwem Coin albo jej poprzednika. Każdy człowiek kogoś stracił i każde pojedyncze życie uległo znaczącej modyfikacji. Na gorsze, tego niedawny paniczyk Rhein był stuprocentowo pewien. Pesymizm? Zdecydowanie nie. Taka perspektywa tylko wzmagała jego wewnętrzny optymizm (realizm magiczny?) , pokazujący, że wcale nie znalazł się w najgorszym z możliwych miejsc i że nie jest jedyną istotą, wstającą codziennie z nieprzyjemnym uczuciem, kładącym się cieniem na całym ciele. Sekundowe zmrożenie, ból i...i już można było rozpocząć dziękczynne rozmyślania. Podnosił się przecież nie z lodowatej ziemi a z ciepłego i wygodnego łóżka a w perspektywie miał w miarę syte śniadanie. Którego nie musiał wykopać spod dzikiego drzewa gdzieś w górach. Nikt też nie czyhał na jego życie z nożem, nikt nie podpalał jego tymczasowej kryjówki i...chyba jasnym było, że prawdziwe piekło, do którego Fenris porównywał swoje życie, znajdowało się na Arenie sprzed dwóch lat.
Nie, nie budził się z płaczem, nie stał się zdziwaczałym pijakiem czy seryjnym zabójcą. Od dziecka wyznawał rozkoszny pacyfizm i nawet w trudnej sytuacji życiowej kierował się zasadą make love not war. Tak było łatwiej, kiedyś - nawet przyjemniej. Wolał kłaść po sobie uszy i nie robić problemów, zyskiwał dzięki temu wartości materialne i trwałego kompana u swojego boku. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Snow odsunąłby go od mentora, gdyby tylko wykazał chociaż odrobinę buntu. Myślał o tym ostatnio za dużo, wsłuchując się w wiadomości płynące zza muru. Z lepszej strony Kapitolu Almy Coin.
Przychodziły stamtąd nie tylko złe informacje; częściej spotykał się z bogatymi kobietami i strażnikami, odwiedzającymi najlepszy burdel w KOLCu zadziwiająco często. Fenris miał ręce pełne roboty (dosłownie?) , przez jego łóżko przewijały się kolejne dziesiątki bezimiennych ciał, jego własny organizm zaczynał się buntować a sam Rhein - obojętnieć. Dawniej sprawiało mu to nawet pełną satysfakcję, mógł czerpać z tego pełne korzyści, ale z każdym kolejnym miesiącem spędzonym w tym miejscu dystansował się coraz bardziej. Czysta praca fizyczna, pieniądze z ręki do ręki, cennik wiszący na drzwiach, krzywa półka z lubrykantami. Ból mięśni, tarcie, pot, czasem krew, ruchy frykcyjne i w końcu gwałtowny koniec. Szybki prysznic i...i od nowa. Wpadł w etap wypalenia zawodowego - ta profesjonalna nazwa zawsze go bawiła, chociaż ostatnio w końcu zaczęło dziać się coś innego.
Przyszedł kilka tygodni temu; rosły, zadbany, długie włosy, szorstkie dłonie, niekiedy niepokojąca wyobraźnia, która jednak pozwalała (o grotesko violatorska) Fenrisowi powrócić do nieskrepowanego optymizmu. Już nie patrzył beznamiętnie w obdrapaną boazerię na ścianie, chwiejąc się w rytm żałosnych pchnięć, nie myślał o Barcie wyginając niewygodnie kark i nie nudził się wręcz depresyjnie, starając się nie rozpłakać z zażenowania, kiedy jakiś klient masturbował się do jego stóp. Wolał cierpienie aktywne, przyśpieszające bicie serca: takie serwował mu nieznajomy, także dziś, kiedy bawił się nim doskonale. Nie miał kiedy myśleć o czymś głębszym i filozoficznym, walcząc o głębszy oddech.
Który w końcu dotarł do jego płuc, chrapliwie. Nie skarżył się jednak - nie miał jak, gardło piekło go niemiłosiernie - będąc tak profesjonalnym jak tylko można być na kolanach, zupełnie nago, z twarzą zalaną najbardziej upadlającym płynem. Wstał więc chwiejnie, sięgając nieco po omacku po wodę i starając się na szybko przeliczyć otrzymaną kwotę na godziny. - Dziś zostajesz dłużej? - spytał ochryple, odkładając butelkę i wsuwając się na niego, pewnie, prawie dominująco, opierając dłonie po obu stronach jego głowy. Impertynencja, zbytnia pewność siebie a może po prostu typowa dla Fenrisa swoboda. Podniósł więc dłoń z zamiarem przetarcia twarzy, wpatrując się w półmroku w jasne oczy hojnego klienta. - Właściwie nigdy nie pytałem. Strażnik, rządowiec, zagubiony rebeliant, handlarz bronią czy może znudzony życiem nauczyciel? - rzucił pytająco, ocierając się o niego powoli.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyPon Kwi 21, 2014 8:25 pm

Nie żył polityką. To było dość irracjonalne stwierdzenie, zwłaszcza dla osoby, który tworzył nowy rząd Pani Prezydent i bił czołem w jej kierunku jakby była antycznym bóstwem, zjadającym serca swoich najbardziej gorliwych wyznawców; ale Ginsberg nie był religijnym fanatykiem, a trzeźwo myślącym hedonistą, który nad sprawy wagi państwowej przekładał swoje własne wybujałe potrzeby. Powinien zaspokajać je w bardziej wyszukanym towarzystwie - swojej narzeczonej albo córki (?) - ale nie narzekał, poniewierając jedną z dziweczek i zapominając na długie godziny o tym, kim jest i skąd się tu wziął. Poprawka, skąd wziął się tu ten chłopiec, który był pewnie o dwie dekady młodszy, całkiem sprawny (doświadczenie z Kapitolu?) i bez żalu znosił niedogodności. Gerard był szalenie skromny, sądził, że jest jednym z jego najmniej wyszukanych klientów, a fetysze związane z samookaleczeniem albo łaszeniem się mu do stóp, były na porządku dziennym (nocnym?) dla tego dzieciaka o ustach żaby drzewnej, która wyginęła kilkadziesiąt lat temu. Ewentualnie w wyniku mutacji stała się wytrawnym narzędziem do zaspokajania go i wyładowania napięcia wszelakiego, którym wręcz pulsował.
Czuł, że pewnego dnia, po prostu, eksploduje, nie był przecież niezniszczalny - musiał mieć jakieś wady - a wrogowie już ostrzyli oszczepy. Pewnie dlatego był tak szalenie dyskretny i nie spoufalał się z człowiekiem, którego rżnął w każdej pozycji. Właściwie to było naturalnie, tylko idioci rozmawiają ze swoją zabawką i nadają jej imiona. Przedmioty pozostawały cudownie martwe, mógł rzucić nim o ścianę, a pewnie przeprosiłby go na kolanach za niesubordynację. Coraz częściej zauważał, że im bardziej jest podły i bezczelny, to ludzie lgną do niego jak muchy, zwabione w pułapkę starą jak świat. Na szczęście, Fenrisowi nie groziło nic takiego - bawił się z nim dobrze, poczynał sobie coraz bardziej śmiało i jeszcze pozostawiał sowite napiwki, nie pytając nawet, czy ma choroby weneryczne. Zawsze używał prezerwatyw, to była całkiem miła odmiana po próbach zajścia w ciążę przez żonę, a następnie przez córkę. Tu nie groziła im podobna ekstrawagancja.
Jego Murzyn na godziny pozostawał bezpieczny, jeśli nie wliczać przypadkowej śmierci przez uduszenie albo inwencji twórczej Ginsberga, która mogła zakończyć się wizytą w więzieniu i rżnięciem go oparciem metalowego krzesła, na przykład.
Uśmiechnął się rozkosznie do tych wizji, pewnie chłoptaś pomyślał, że szczerzy się do niego i złapał go mocno za nadgarstki, kiedy sięgnął po chustkę, żeby się wytrzeć.
- Nie ma mowy. Tak wyglądasz bardziej inspirująco - zauważył, Gerard Ginsberg, krytyk sztuki z zawołania, który wdychał właśnie nozdrzami zapach swojej spermy, unoszącej się w tym dusznym pokoju i przeżywał na nowo erekcję w stanie upodlającej dla każdego mężczyzny pozycji na jeźdźca. Niestety, bywał tradycjonalistą, więc spoliczkował go delikatnie (i czule?), przewracając go na plecy.
Pewnie nie był pierwszym klientem, którego drapała ta obrzydliwa pościel. Czasami marzył (a raczej planował), że porwie go z tego okropnego miejsca i zaadoptuje, by spełniał jego zachcianki także po ślubie i nie rujnowało go to finansowo. Zamiast tego jednak usiadł na nim, pozwalając mu się o niego ocierać (bardzo adekwatne do zawodu) i wykręcając mu ręce do tyłu.
- Skąd te pytania? - zapytał podejrzliwie, przejeżdżając zębami po jego karku i zastanawiając się, który kręg trzeba by było złamać , by na zawsze był kaleką, gotową spełniać tylko czyjeś życzenia. Właściwie nie różniłoby się to od tego, co przeżywał teraz, z tym, że to było uwiązanie psychiczne i nic dziwnego, że Fenris jak każdy pies próbował nawiązać wieź z panem.
Szkoda tylko, że trafiła kosa na kamień i miał do czynienia z kimś żałośnie milczącym i niepotrafiącym wykrztusić z siebie słowa. Nie z powodu wrodzonej nieśmiałości - ta Gerardowi nigdy nie doskwierała - ale z powodu ostrożności i pewnej wyższości, która rzucała się w oczy wraz z jego zdecydowanymi ruchami.
- Wszystkim naraz - odpowiedział jednak grzecznie, nie mijając się ani trochę z prawdą. Przebierał się w maskach wszelakich, dopasowywał je do okazji, pod tym względem byli do siebie tak bardzo podobni. Z tym, że Ginsberg nie sprzedawał swojego ciała komuś, kto fantazjował o rozłupaniu mu czaszki ostrym narzędziem zaraz po seksie, który jednak rozpoczynał bardzo powoli. Był zbyt wyrafinowany, by brać go pośpiesznie.
Powrót do góry Go down
the pariah
Fenris Rhein
Fenris Rhein
https://panem.forumpl.net/t2037-fenris-rhein#26195
https://panem.forumpl.net/t2061-back-to-black
https://panem.forumpl.net/t2060-fenris-rhein
https://panem.forumpl.net/t2062-fenris
Wiek : 20 lat
Zawód : pan do towarzystwa
Przy sobie : morfalina, zdobiony sztylet, prezerwatywy

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyPon Kwi 21, 2014 9:09 pm

Uśmiech nieznajomego mógłby go przerazić albo wywołać koszmary gorsze od wspomnień z Areny, ale Fenris nigdy nie był strachliwy. Dzielnie stawiał czoła wszystkiemu i wszystkim z tym samym entuzjazmem, z jakim oddawał się bogatym mieszkańcom Kapitolu. Nie tylko fizycznie, najpierw przecież zaprzedał im swoją duszę. Nieskalane dziecko z ulubionego dystryktu, przystojne, silne, perfekcyjnie wykreowane przez pozostającego w cieniu mentora. Teraz nieco wstydził się swojej niepewności sprzed lat, kiedy to naprawdę przygotowywał się na śmierć. Niemożliwą, był przecież medialnym produktem z wyższej półki: ładną, inspirującą czarną błyskotką, którą każdy chciał mieć obok siebie. Najpierw platonicznie, potem musiał starać się nieco inaczej, ale przecież dalej czuł się zwycięzcą. Iluzja rozdawania kart i dominowania trwała naprawdę długo, nadwyrężyła się tylko przy utracie Bartholomew'a i potem topniała w oczach po każdym razie w tym dusznym pokoju.
W którym seks przestał sprawiać przyjemność a stał się nudnym obowiązkiem. Gdyby chociaż bolało - miałoby go wtedy jakiś sens, poświęcenie, coś nie pozwalałoby mu zasnąć w trakcie. Do tej pory trafiał jednak na mężczyzn przeciętnych, zachwyconych czymś, co może byłoby ekstremalne dla żony a nie dla wyuzdanego chłopca. Zapadającego się w marazmie i wypływającego na powierzchnię nieco masochistycznej ekscytacji wyłącznie przy ulubionym kliencie z wyższej półki. Nie przeszkadzało mu w nim nic, nawet ostry zapach krwi, który czasem unosił się z jego ubrań ani zbyt intensywne doznania, jakimi go obdarzał. Był prawie wdzięczny za każdy bodziec wywołujący wyładowania elektryczne. Potem co prawda cierpiał, ale przynajmniej mógł wycierać teatralne łzy w grube pliki banknotów. Z których niedokładnie rozliczał się z panem i władcą Violatora - sprawiedliwość była przereklamowana.
Tak samo jak samcza dominacja rodem z taniego erotycznego opowiadanka (wolał cięższe lektury na dobranoc), uśmiechnął się więc tylko dość sarkastycznie, kiedy lądował twarzą w zmiętej i niekoniecznie świeżej pościeli. Tak, nawet w tak teoretycznie upadlającej sytuacji mógł pozwolić sobie na ironiczny dystans. Już nie obojętny a palący, wywołujący dreszcze na jego karku. A może to zasługa jego dłoni i ust, policzek nawet go nie zapiekł a wygięte łokcie nie zatrzeszczały. Wszystko było w najdoskonalszej harmonii i dalej mógł się pod nim poruszać, starając się nie zetrzeć z twarzy białego płynu.
- Lubię poznawać moich...towarzyszy. Wtedy lepiej wiem jak ich zadowolić - odparł zupełnie szczerze, zgodnie z starą, dziwkarską prawdą. Inaczej obsługiwało się napakowanego testosteronem strażnika, inaczej wprowadzało się w nastrój nieco wycofanego fetyszystę. Fenris nie znał się jeszcze na wszystkich typach, stawiał pierwsze pewne kroki w tym przyszłościowym biznesie, ale już mógł odgrywać znudzonego. Chociaż nie tym razem, czasami bywał uczciwy - albo po prostu wietrzył idealną okazję. Nieznajomy zostawiał mu coraz więcej, starał się więc coraz bardziej, widząc kolejną dawkę morfaliny wpływającą do jego żył. Teraz także takową by nie pogardził, ale właściwie wystarczała mu bliskość mężczyzny za swoimi plecami. - Lekarzem też jesteś? - spytał, odruchowo zastanawiając się, czy nie zmienić sposobu płatności. Wtedy posiadanie stałego klienta z dostępem do stałych zapasów byłoby jak złapanie Almy Coin za nogi. I wrzucenie jej do kadzi z wrzątkiem. Przykładowo, nie miał przecież za złe pani prezydent swojego położenia. Sam wybrał taką drogę i sam biegł nią do celu. Wyginając się pod mężczyzną jeszcze bardziej, ulegle, starając się pobudzić jego ciało. - Czego sobie dzisiaj życzysz? Może podyskutujemy o polityce? - zaproponował lekko, przysuwając się do niego ekstremalnie blisko, prowokacyjnie i wręcz niecierpliwie, starając się wyprostować ręce. I jednocześnie poruszać w dosłownie prymitywny i poddańczy sposób.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyPon Kwi 21, 2014 11:08 pm

Ne miał aspiracji do tego, by stać się dla tego chłopca potworem z szafy/spod łóżka czy jakąś marą, którą trzeba prędko zamieść pod dywan i o niej zapomnieć. Był może zbyt pewny siebie, ale nie mógł pozwolić sobie na układ, w którym Fenris czułby się odrobinę lepszy - choćby z powodu monet sypanych na łóżku zamiast płatków róż - i zachowywał się zupełnie tak jakby to jemu płacono i łaskawie zgadzałby się brać tę najgorszą dziwkę. Czasami wyobrażał sobie, że jako zapłatę wepchnie mu do gardła woreczek z pieniędzmi, ale hamował się doskonale - nie mógł przecież pozwolić sobie na straty w ludziach, kiedy w Kapitolu coraz głośniej szeptano o jego śmiałych poczynaniach.
Tak tłumaczył sobie swoją stosunkową oziębłość, która powoli zaczynała go uwierać, to nie było w jego stylu - oddawać się lekturom i słuchać muzyki, wyciskając siódme poty na treningach i zaimprowizowanych polowań, byle by tylko znaleźć się jak najdalej od domu. Dobrze wiedział, w czym (w kim) tkwi przyczyna i chętnie wyrwałby ten powód własnej słabości raz, a porządnie; ale tej świętości nie zamierzał skalać nigdy. Pewnie dlatego tak się szarpał i lądował tutaj, czując obrzydzenie do wnętrza, charakteru przejściowego tego chłopca na godziny i swojej chęci na więcej, która całkiem sprawnie czyściła mu pamięć ze wszystkiego, co polityczne, uczuciowe (narzeczona?) i związane z jego rodziną w jednej, świętej osobie, która pewnie znowu będzie włóczyć się po klubach i oddychać głęboko wolnością. Aż się zadławi, a miłościwy Ojciec odpuści jej wszystkie grzechy.
Jak i temu zbyt ciekawskiemu chłopcu - jeszcze nie wiedział, że milczenie według Gerarda Ginsberga jest diamentem - i dlatego uniósł go boleśnie za kark do siebie, ocierając się jego ciałem tak, że zapłonął z elektryczności. fFzyka i chemia były jego królowymi, chętnie biłby im pokłon teraz, gdy miał pod sobą idealnie wilgotne ciało, broniące się przed traktowaniem w ten sposób. Niepotrzebnie, chętnie wbiłby się w niego już teraz, ale prowadzili dyskusję, a używał tak mało słów, że rozmowa była dla niego niemal sferą sacrum.
- Widzisz - szepnął mu do ucha, nie puszczając go o milimetr, wygłodniały prymityw, który chciał mu przekazać bardzo ważną cechę ich znajomości. - Ja sam ci pokażę, co masz robić, żeby mnie zadowolić. Nawet jeśli to będzie ostatnia rzecz w twoim życiu - dodał bardzo lojalnie, puszczając go i uderzając w tyłek, obserwował dokładnie jego ciało - każde znamię, pręgę na ciele, sporo ugryzień; najchętniej zapłaciłby sporo, żeby Fenris znajdował się za szklaną szybę (nago) i był eksponatem, którego nie można było dotykać.
To było staroświeckie podejście, teraz każdy usiłował coś przeżyć i był niemal wzruszony, że ten młodzieniec wije się pod nim tak jakby sprawiałoby mu to przyjemność. Śladową, złapał go za uda i przysunął do siebie, do klęku, zastanawiając, czy jego kręgosłup wytrzyma czy naprawdę zostanie kaleką, zdanym na jego łaskę i niełaskę.
- Ty w ogóle odczuwasz jeszcze orgazm? - zapytał troskliwie, łapiąc go mocno za nadgarstki i wchodząc w niego w tej niewygodnej pozycji, sporo bólu, sporo możliwości dokopania mu i wszystko w zasięgu ręki naczelnika, który byl dziś najbardziej apolitycznym człowiekiem w całym Panem. Pewnie dlatego nie był ostrożny w żadnym calu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Fenris Rhein
Fenris Rhein
https://panem.forumpl.net/t2037-fenris-rhein#26195
https://panem.forumpl.net/t2061-back-to-black
https://panem.forumpl.net/t2060-fenris-rhein
https://panem.forumpl.net/t2062-fenris
Wiek : 20 lat
Zawód : pan do towarzystwa
Przy sobie : morfalina, zdobiony sztylet, prezerwatywy

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptySro Kwi 23, 2014 8:44 am

Wszystkie pytania pozostawały bez odpowiedzi, ale Fenris nie zniechęcał się milczeniem po drugiej stronie stołu rozmów. Często sądził, że zrobiłby doskonałą karierę w jakimś kapitolińskim biznesie, prowadząc długie negocjacje i wyszukując w teoretycznym przeciwniku słabych punktów. Jeszcze dwa miesiące temu bawił się w podobne psychologiczne wojenki podjazdowe ze swoimi klientami, ale znudziło mu się to dość szybko. Albo po prostu był podatny na marazm, nuda szybko wypływała niczym mgła pod drzwiami i pozwalał jej przejąć nad sobą kontrolę.
Dlatego ożywczy kontakt z długowłosym mrukiem z lepszej części stolicy traktował jako łaskę Losu. Kolejną, po popchnięciu go w ramiona doświadczonego (i uroczo nieporadnego w innych kwestiach) mentora, zwyciężeniu Igrzysk i otrzymaniu dachu nad głową razem z względnym bezpieczeństwem. Uśmiech nie schodził mu więc z twarzy nawet podczas najbardziej bolesnego rytuału, któremu poddawał się z radosną niecierpliwością niewyżytej dziweczki spod elektrycznej latarni. Mało przejmował się takimi niegodnymi etykietami, sam przecież jedną z nich przybił sobie do drzwi i do własnego ciała, zapraszając wszystkich do korzystania z uroków bezceremonialnej gościny.
Może faktycznie cierpiał na lekką megalomanię, widząc w sobie kogoś wygrywającego nawet w upadlającej roli, w brudnym i zakurzonym pokoju, będąc nakręcaną, nieco zużytą zabawką jakiegoś znudzonego Rebelianta, który przed kilkoma miesiącami odebrał mu piękny apartament, przyjaciół i dawne wystawne życie. Mógłby poderżnąć mu gardło jak temu smutnemu chłopaczkowi z Czwórki albo pięknej blondynce z Szóstki, ale Fenris unikał krwawej zemsty. I jednak nie był idiotą, mierzył siły na zamiary i pozbycie się (na pewno nieudolne, to inna, militarna kwestia) kogoś, kto gwarantował mu doskonały zarobek byłoby naprawdę niedorzeczne.
(P)oddawał się mu więc z fantazją graniczącą z pedalską finezją, nie skarżąc się na żaden brutalniejszy ruch czy poniżające uderzenie. Miewał gorszych, prymitywnych klientów, którymi on sam się brzydził, ale nieznajomy nie należał do tej kategorii. Mógł więc z czystym sumieniem i jasną wizją morfalinowej orgii przed sobą spełniać wszystkie jego żądania. I grzecznie odpowiadać na pytania, także w niewygodnej, bolesnej pozycji. Dopiero teraz wygięte łokcie zaczęły mu doskwierać, nie równały się jednak z dyskomfortem innego rodzaju, przez który zagryzł wargi, powstrzymując się od jęku. Przyjemności, powiedzmy; nie był przecież płaczliwym chłopcem a profesjonalistą, który w pracy zachowuje się perfekcyjnie, bez okazywania słabości. I oznak bólu, promieniującego, ale do zniesienia, odetchnął więc nieco spokojniej, próbując mimo wszystko ustawić się wygodniej. Bezskutecznie, wyprostował się więc odruchowo, oblizując swoje spuchnięte, jeszcze słone wargi. - Oczywiście, inaczej bym tutaj nie pracował - odparł nieco nonszalancko, o ile o takiej formie w ogóle mogła być mowa w określonej sytuacji. I pozycji.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyCzw Kwi 24, 2014 8:16 pm

Nie zamierzał go zanudzać lub co gorsza, zacząć traktować jak przyjaciółkę, która poklepie go po główce w przypadku kryzysu – inna sprawa, że takich nie miał – doskonale zdawał sobie sprawę, że Fenris jest dziwką na godziny i jedyne czego od niego potrzebuje to ciało, wygięte w pozycji, która sprawiała, że tracił zmysły.
Na trzeźwo, nigdy nie był typem człowieka, którego namiętność zaślepiała na tyle, by pozwolił się kontrolować bądź zniewalać. Być może jako dziecko naczytał się smutnych biografii wielkich wodzów, którzy tracili pozycję i władzę przez kobietę (wówczas), a może w kościach czuł, że lepiej jest zachować dystans. Nawet nie z powodu ważkich informacji państwowych (tych na pewno nie szeptałby mu do uszka), ale z powodu tego, że jeśli chciałby rżnąć kogoś naprawdę bliskiego (wręcz kazirodczo), to zostałby w domu. Potrzebował dystansu, więc zjawił się tu, czując jak zaczyna przeżywać intensywnie każdy ruch, przyprawiający go o dreszcze. Czysta endorfina, która galopowała przez żyły do jego układu nerwowego i wyostrzała mu zmysły. Zawsze myślał, że będzie na odwrót – seks kojarzył mu się z otumanieniem – ale za każdym razem przeżywał na nowo eksplozję doznań, którą teraz nasilała się z każdym idealnym pchnięciem.
Nie chodziło o umiejętności Fenrisa – pewnie w Kapitolu szkolili go wytrwale, rozciągając go za pomocą wszelakich dóbr technologicznych i nie tylko – ale o samego Gerarda, który lubił uważać się za kwintesencję mężczyzny, znaczącego szlakiem zębów swoją własność i pragnącego wygiąć go jeszcze mocniej, nie zastanawiając się nad strukturą kostną jego ciała.
Ładnego, opalonego słońcem, nic dziwnego, że pozostawał tak zużyty, czekając już tylko na śmieszną śmierć w burdelu w wyniku zarażenia kiłą lub spotkania z niebezpiecznym klientem (ewentualnie Gabriel mógłby urządzić sobie ucztę zmysłów). Pomyślał ze smutkiem, że to ich pewnie ostatnie spotkanie – nie lubił dokańczać czegoś po kimś innym, nawet jeśli danie było tak smaczne – ale uśmiechnął się szeroko na jego odpowiedź. Poddańczą, bardzo jak dziwka, nie tak jak kiedyś tłumaczył mu Ralf, mając te swoje piętnaście lat i broniąc się przed ukochanym tatusiem. Przez rok, potem błagał go sam i tak samo było z Maisie, jak to dobrze, że to dziecko (nie)szczęścia postanowiło uchronić się przez zepsuciem.
Na próżno, jego klient nie lubił sprawiać komuś przyjemności, zupełnie jakby ten fakt miał go pozbawić własnej, której bronił jak lew. Dlatego teraz uderzył go z całej siły w twarz, próbując nie wpatrywać się w własną, karzącą rękę. Bardzo ojcowskie, chyba naprawdę za nią tęsknił, a raczej za jej błaganiem o rżnięcie, kiedy dodawała do tego nieporadnie tato. Romantyzm kontrolowany, roztarł krew z jego nosa po usta, w których na chwilę zatrzymał palce i powoli przesunął na oślep palce na jego szyję, wyczuwając galopujące tętno.
Zachwiane, chętnie dokończyłby dzieła, ale wolał pieprzyć go na granicy jego zemdlenia i bólu, przypominając sobie starą prawdę życiową, w której cierpienie uszlachetniało. Z dziwki w świętą? Dawne religie znały takie również przypadki, szkoda, że cel był tak bardzo prozaiczny.
- Nie zasłużyłeś na przyjemność – odrzekł pomiędzy pchnięciami, rozrywając mu ucho zębami i sycąc się znowu feerią barw.
Powrót do góry Go down
the pariah
Fenris Rhein
Fenris Rhein
https://panem.forumpl.net/t2037-fenris-rhein#26195
https://panem.forumpl.net/t2061-back-to-black
https://panem.forumpl.net/t2060-fenris-rhein
https://panem.forumpl.net/t2062-fenris
Wiek : 20 lat
Zawód : pan do towarzystwa
Przy sobie : morfalina, zdobiony sztylet, prezerwatywy

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyCzw Kwi 24, 2014 9:57 pm

Nigdy nie uważał się za poddańczego masochistę, wręcz przeciwnie, koronował się w myślach na króla każdego wyimaginowanego zamku, w jakim przyszłoby mu żyć, gdyby odziedziczył fortunę i pieniądze po rodzicach. Oczywiście nie życzył im śmierci, kochał ich dość pragmatycznie, tak samo jak kochał pracę w perfumiarskiej branży i...tak jak samego siebie. Nie mógłby więc robić czegoś, co sprawiałoby mu ból czy dyskomfort, cenił wygodę i luksusy, od zawsze otaczał się idealnie wyciosanymi, przygotowanymi i błyszczącymi przedmiotami, doskonale pasującymi do jego karnacji i nastroju danego dnia.
Przeszłość, wszystko to pozostało za zamkniętymi granicami z dystryktem pierwszym, nie miał przy sobie teraz niczego cenniejszego niż morfalina. Żadnych błyskotek, kaszmirów i innych dóbr luksusowych. Chociaż...przecież nie narzekał, jak na standardy Kwartału mógł uważać się za bogacza, śpiącego w dość niezłej pościeli - brudnej, posklejanej niekiedy spermą i śliną, ale zawsze oddzielała go od chłodu. I biedy, mijając umierających z głodu Kapitolińczyków czuł się często zażenowany, zwłaszcza kiedy rozpoznawał w przerażonych twarzach kogoś, kto jeszcze niecały rok temu kupował go raz na tydzień, obsypując prezentami. Wszystko się zmieniało, dawny świat stawał na głowie i tylko Fenris wydawał się niezwykle stateczny, zajmując się tym, co wychodziło mu najlepiej.
I wiązało się z najmniejszym poświęceniem; oczywiście mógł zostać tragarzem, sklepikarzem albo kimś równie beznadziejnym, ale nigdy nie czuł się jakimś bohaterem czy herosem. Wolał pracę na stanowisku: nie obchodziła go opinia nikogo, już dawno stracił kontakt z osobami, na których mu naprawdę zależało. Nie wiedział, czy jego rodzice żyli a Bart...wolał o nim nie myśleć, wyrzucił go ze swojego umysłu definitywnie, zawzięcie zmywając wspomnienia idyllicznego roku, który razem spędzili. Najpierw chciał go wykorzystać, potem - sam nie wiedział kiedy - stał się dla niego kimś najbardziej istotnym i...wybrał prawdziwą rodzinę. Doskonale czuł jeszcze gorzki smak odrzucenia, który właściwie pomógł mu przeżyć. I wybrać określoną ścieżkę, dzięki której mógł pozwalać sobie na marnowanie pieniędzy (narkotyki nie były rozsądne, wiedział o tym od dawna, ale czasy się przecież zmieniły). W końcu ciężko na nie pracował, dosłownie, zwłaszcza zaspokajając wybrednego klienta.
Wiedział, że nieznajomy nie jest przeciętny i nie zadowalają go półśrodki. Mimo wszystko jednak nie znieczulał się przed jego wizytami, chcąc pozostać trzeźwym - idealna zabawka na godziny, zupełnie przytomna, czysta i gotowa na wszystko. Takie poświęcenie się opłacało, dlatego nie skarżył się władzom Violatora na niszczenie własności burdelu. Nie był przecież smętnym, płaczliwym chłopcem. Wolał zacisnąć zęby i po prostu poddać się jego ruchom, przymykając tylko lekko oczy. Z bólu, przecież nie z przyjemności. Na którą zasłużył czy też nie, to nie było już takie istotne, liczyło się tylko opanowanie bodźców. Kiedyś sobie z tym nie radził, teraz po prostu odseparowywał ból od całości, zamykając go gdzieś w podświadomości i nie pozwalając sobie na widoczną słabość. Nikt nie chciałby marzącej się i marudzącej dziwki. Fenris był przecież przyzwyczajony do ostrzejszego traktowania, dlatego nawet nie syknął, kiedy poczuł kolejną porcję bólu i uderzenie w twarz. Otrzeźwiające, wybijające nieco z rytmu, ale dalej wyginał się pod nim, oblizując dokładnie jego palce i wręcz żałując, że opuściły jego usta. Musiał wtedy zagryzać swoje wargi niemalże do krwi, żeby nie krzyknąć, kiedy zęby Gerarda rozrywały jego skórę. Dopiero wtedy drgnął niespokojnie, widząc złoty kolczyk leżący na pościeli i spiął się jeszcze bardziej. Przestając w końcu odzwierciedlać jego ruchy i próbując wyprostować się choć trochę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa EmptyPią Kwi 25, 2014 1:45 pm

Pod tym względem dogadaliby się wyśmienicie, bo Gerard jak nigdy inny na świecie cenił siebie samego, inwestował w siebie i nareszcie ufał samemu sobie, nie pozwalając zbliżyć się nikomu i srogo karząc tych, którzy zapomnieli o tej jedynej zasadzie postępowania z Ginsbergiem. Być może, był człowiekiem, pozbawionym zasad moralnych, a wartości uważał za zbytnią ekstrawagancję (popierając Nietzschego o ich nieprzystawalności do obecnego świata), ale nikt nie mógł mu odmówić dyskrecji. Takiej, która mu się opłaca - oczywistym było, że przyłapanie Fenrisa na gorącym (w świetle prawa Panem) uczynku zakończyłoby się prędkim donosem i nakazem aresztowania.
Czasami nachodziły go zabawne pragnienia, by podrzucić mu coś przewrotowego, może oskarżyć o działalność przeciwko Coin za pomocą tego kiepskiego bloga (w myślach dopadał realnego autora sam, wyrywając mu dłonią narządy płciowe) i obserwować, jak biedne czarne dziecię zostaje wepchnięte wprost pod maszynę systemu, który nie wybacza. Przemieliłby go bardzo dokładnie, szczerze wątpił, czy po takim akcie (nie)łaski byłby w stanie zaspokajać jakichkolwiek klientów. Może takich, którzy lubują się w turpizmie albo są nekrofilami z powołania. Całkiem kusząca perspektywa, którą czyścił mu orgazm, nadchodzący prędko.
W innych okolicznościach (bez stawek za godziny) pewnie torturowałby go jeszcze dotkliwiej, zastanawiając się, kiedy zacznie wyć z bólu albo błagać o morfalinę, ale chodziło tylko o wyżycie się, zrzucenie zbędnych emocji z ramion i całkowite wypranie umysłu przed spotkaniem służbowym, na które był już gotowy. Zawsze wiedział, że krew oczyszcza, ale powoli zaczynał być jej fanatykiem i do szału doprowadzały go krople wędrujące po brudnej pościeli (szkoda, że już nie biała) i niknące w zagłębieniach jego kości.
Wielka szkoda, że nadal były one całe, nie zamierzał się już dziś nad nim pastwić, ale dźwięk łamanej kości zapewniłby mu całkiem przyjemny rytm pracy, która nigdy nie była traktowana przez niego jak podły obowiązek. Był pasjonatem, wysączał z drugiego człowieka całą energię i witalność, pozostawiając wiecznie młodym. A przynajmniej tak sobie wmawiał, dostrzegając na skroniach pierwszy siwy włos o poranku. Żadna panika, uznanie, że już dojrzał i że musi spłodzić dziedzica. Czysta pragmatyka, która nie przeszkadzała mu teraz zachwiać się nad nim, sięgając po złoty kolczyk.
Zwolnił pchnięcia, odwracając w dłoni metal i przejeżdżając nim po jego żebrach. Boleśnie, znowu do jego krwi i potu.
- To zabawne. Twoi przodkowie, ci z Afryki walczyli o wolność i zrzucenie kajdan, a ty sam dajesz się znaczyć jak krowa - zauważył, ściskając w dłoni ten maleńki symbol zniewolenia. - Kupię ci obrożę - obiecał bardzo poważnie i złowieszczo, próbując powstrzymać chęć udławienia go przedmiotem w ręce. Na próżno, wepchnął mu w usta kolczyk, składając ostatni, pośpieszny pocałunek na jego ustach.
Śpiący Książę?
Coś w tym stylu, zamachnął się, by uderzyć w jego przeponę i wywołać bezwarunkowy odruch połknięcia, ale zamiast tego usłyszał telefon od dobrej wróżki. Przynajmniej taką miał nadzieję, bo Gerardowi Ginsbergowi nie powinno się przerywać i osoba, która się do tego przyczyniła, mogła nie wyjść cało z przesłuchania. Dlatego nacisnął przycisk bez słowa, zakładając spodnie i lekceważąc wymiotującego chłopca.
Powinien się cieszyć, ktoś właśnie ocalił mu życie. Naczelnik wątpił, że jest mu ono do czegoś potrzebne w tym miejscu, ale prymitywni ludzie cenili je nade wszystko.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

pokój Fenrisa Empty
PisanieTemat: Re: pokój Fenrisa   pokój Fenrisa Empty

Powrót do góry Go down
 

pokój Fenrisa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Pokój #2
» Nikola Tesla i Eva Magnus
» Pokój nr 5
» Pokój nr 12
» Pokój #1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto-