IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Philippe Évreux

 

 Philippe Évreux

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Philippe Évreux
Philippe Évreux
https://panem.forumpl.net/t3257-philippe-evreux
https://panem.forumpl.net/t3259-philippe
https://panem.forumpl.net/t3258-philippe-evreux
https://panem.forumpl.net/t3262-philippe
https://panem.forumpl.net/t3260-philippe-evreux#51298
Wiek : 64
Zawód : Wysoki Kanclerz Instytutu Naukowego Państwa Panem
Przy sobie : telefon komórkowy, gram morfaliny (tabletka), antybiotyk (3 tabletki)
Znaki szczególne : garnitur z najnowszej kolekcji OUTFLOW; złoty sygnet herbowy na małym palcu lewej dłoni - grawerunek: lilia francuska otoczona wieńcem laurowym.

Philippe Évreux Empty
PisanieTemat: Philippe Évreux   Philippe Évreux EmptySob Mar 28, 2015 7:58 pm


* Philippe d'Évreux *
ft. *John Slattery*
data i miejsce urodzenia
*24 STYCZNIA 2219, KAPITOL*
miejsce zamieszkania
*Dzielnica Wolnych Obywateli*
zatrudnienie
*Wysoki Kanclerz Instytutu Naukowego Państwa Panem*
Rodzina


*Elliott-Étienne d'Évreux: ojciec Phila (i zresztą nie tylko jego); genialny umysł ścisły, choć jednocześnie człowiek nieco odseparowany od trosk świata, który im dłużej żył, tym bardziej odrzucał od siebie wszystkie myśli niezwiązane z jego badaniami. Nikogo nie informując, zamykał się w podziemnych laboratoriach Instytutu; spędzał tam tydzień lub dwa i zamyślony wracał do domu, nie udzielając żadnych wyjaśnień. Mimo wszystko, najprostsze ludzkie instynkty niełatwo wyplenić (chociaż Phil ma na ten temat nieco odmienne zdanie) i za czasów studiów zdarzyły mu się dwie "wpadki" w postaci niechcianych potomków, których istnienie zatuszował, by nie mogli zaszkodzić pozycji rodziny wśród kapitolińskich elit. Właściwie, jego słabość do kobiet sprawiła, że nawet w późniejszym okresie zdarzyło mu się parę razy "skoczyć w bok" - może to z przepracowania? Zmarł z przyczyn naturalnych.

*Katherine Évreux-Blackwood: matka Phila, córka ministra z czasów, które przeminęły; osóbka o złotym sercu... przynajmniej według jej tatusia. W rzeczywistości, kobieta o silnych zaburzeniach psychicznych, co najmniej niestabilna emocjonalnie. Potrafiła z nieznanej przyczyny przeszlochać cały dzień, z zaskoczenia wylać wrzącą zupę na usługującą przy stole awoksę, w gniewie wyrzucić stojące w salonie bezcenne popiersie z XVI wieku przez okno czy nawet bez słowa wstać i próbować wyjść w samej piżamie na miasto. Rodzina doskonale wiedziała o jej przypadłościach, jednak nikt nie podjął żadnych działań: mąż, a później też i starszy syn, rozwijali swoje kariery; postanowili poświęcić ją na rzecz własnych, nigdy niezaspokojonych ambicji - czy którykolwiek z nich kiedykolwiek ją w ogóle kochał? Małżeństwo między Kate a Elliottem było czysto politycznym zagraniem, które miało za zadanie polepszyć kontakty między dwoma familiami, jak i uzyskać poparcie rządu dla najnowszych projektów Instytutu, które wymagały potężnych zastrzyków finansowych. Lady Blackwood za swych najlepszych lat jaśniała wdziękiem i urodą, niczym świetlista gwiazda na niebie; w towarzystwie prezentowała się jako prawdziwa dama, na której skinienie do stóp mógł upaść cały świat; nie okazywała wtedy żadnych oznak swojego obłędu, a jednak z czasem coś w niej pękło. Dowiedziawszy się o romansach męża, zdradzona zarówno w sensie przenośnym, jak i dosłownym, porzucona przez najbliższych, zaszyła się w rezydencji, a ponure myśli jakie tam się wylęgły w jej umyśle doprowadziły ją do pierwszej próby samobójstwa. Lekarze zdołali ją uratować, a jednak jej czyn utwierdził tylko jej męża w przekonaniu, iż stała się osobą niepoczytalną. Aby przynajmniej częściowo odseparować ją od reszty kapitolińskiej śmietanki towarzyskiej, której powiedziano, iż pani Blackwood boryka się z poważnymi problemami zdrowotnymi - dobro rodziny, prestiż zawsze były najważniejsze - postanowiono wysłać ją do nadmorskiej posiadłości w Dystrykcie Czwartym. Spędziła tam następne piętnaście lat, otoczona tylko niemymi służącymi, zmuszonymi coraz bardziej wspomagać starszą panią w nawet najprostszych czynnościach. Zmęczona przeszłością i rutyną, w jakiej przyszło jej żyć, zmarła poza granicami Kapitolu. Ciało przetransportowano do stolicy i umieszczono w rodzinnym grobowcu.

*Benoît d'Évreux: wuj Philippe'a; o tyle istotny dla historii rodziny, iż jako doradca ówczesnego Rządu, był jednym z współtwórców Traktatu o Zdradzie. Zginął (od trucizny) w okresie, gdy Coriolanus Snow dochodził do władzy. Śledztwo umorzono.

*François d'Évreux: jedyny - z punktu widzenia prawa - brat Phillipe'a; znacznie młodszy od niego. Prawnik. Ojciec dwójki dzieci. Nagły zawał serca zakończył jego żywot na krótko przed wybuchem rebelii.

*Yvette d'Évreux: bratanica Phila. Mieszka w jego rezydencji, choć większość czasu spędza na mieście, włócząc się po galeriach handlowych, klubach i innych tego typu przybytkach. Burza rudych włosów, róż na policzkach, mocno podkreślone oczy i do tego krótka sukienka w jakieś modernistyczne wzorki - cała ona. W wolnym czasie maluje - całkiem zgrabnie jej to wychodzi; nawet myślała o studiowaniu tego kierunku na Uniwersytecie, jednak ostatecznie doszła do wniosku, że jeszcze będzie na to czas. Na ten moment jej jedyny dobrze wyuczony zawód opiera się na roztrwanianiu fortuny wuja, w czym jest niedoścignioną mistrzynią.

*Tobias d'Évreux: bratanek Phila. Zdaniem wuja: radykał zagrażający pokojowi w Panem. Trafił do KOLCa po tym, jak wraz z grupą ściganych listem gończym kryminalistów próbował odbić transportowanych do innego zakładu karnego więźniów politycznych. Obecnie zapewne działa wewnątrz Kolczatki, popełniając zbrodnie przeciw Jedynemu Słusznemu Państwu Panem. Po ostatniej rozmowie z nim, która zakończyła się poplamionym dywanem i kawałkami szkła na podłodze, Kanclerz Instytutu stwierdził, że nie uczyni nic w jego sprawie, dopóki tenże nie zjawi się u jego drzwi i otwarcie zacznie błagać o przebaczenie i wstawiennictwo u władz najwyższych. Z drugiej strony, fakt, iż jakiś kryminalista nosi jego nazwisko - a ponadto jest praktycznie jedyną osobą, która może przekazać to nazwisko dalej - przyprawia go o ból głowy.

Spokrewnieni:

*Elian Everhart: będzie w Relacjach, a w przyszłości i tutaj jakąś notkę zamieszczę.
*Emrys Everhart jak wyżej


Historia



D'Évreux
- za czasów Starego Kapitolu to nazwisko naprawdę coś znaczyło; przynajmniej pośród tamtejszych elit. Niewiele pozostało dziś rodów, które mogłyby się szczycić równie długą historią, bogatą tradycją, no i saldem bankowym o podobnej liczbie cyfr. Członkowie rodziny świecie wierzą (z wyjątkiem już wspomnianego Tobiasa) w to, że wywodzą się z jednego z najczcigodniejszych arystokratycznych rodów dawnej Francji (stąd też "Marquis" - "Markiz" przed imieniem Philippe'a; próżność typowa dla Kapitolu, nieprawdaż?), który musiał za czasów Wielkiej Rewolucji w obawie przed represjami ze strony zbuntowanych mas szukać azylu w krajach ościennych i ostatecznie wyemigrował do Ameryki Północnej. Tam, w kraju "wielkich możliwości", rodzina przystąpiła do odbudowy swojej fortuny, której solidną część została zmuszona pozostawić w ojczyźnie. Inwestowanie w spółki zarządzające koleją żelazną, której sieci w coraz większym tempie zaczęły pokrywać obszar Stanów Zjednoczonych, okazało się być dobrym pomysłem, w przeciwieństwie do paru innych, przez które znaleźli się niemal na skraju bankructwa. Tym, co jednak prawdziwie zrobiło z Évreuxów milionerów była firma chemiczno-farmaceutyczna, utworzona w porozumieniu z grupą zamożnych udziałowców niedługo po zakończeniu I Wojny Światowej. Rosnące zainteresowanie chemią przemysłową i zapotrzebowanie nań wynikające z następnej wojny totalnej, jak i czasów po niej, określanych mianem "zimnej wojny", pozwoliło na przekształcenie przedsiębiorstwa w potężną korporację, chociaż nie obyło się bez wsparcia pewnych, żądnych zysku, grup społecznych, odpowiedzialnych za to, co przyniósł wiek XXI. Zagłada absolutna. Gdy ostatecznie, niczym feniks z popiołów, ludzkość odrodziła się pod postacią państwa Panem, dawni magnaci, co jest zrozumiałe, próbowali przywrócić swe dawne źródła utrzymania, lecz w przypadku Évreuxów - i nie tylko ich - sprawa była o tyle trudna, iż większość wyspecjalizowanej aparatury i maszyn przepadła w kataklizmie. Po niemal pół wieku nieudolnych prób ustabilizowania sytuacji, utworzono koncern "Millenium Laboratories" na zasadach trustu z jedną, chociaż bardzo liczną Radą Nadzorczą, w której skład weszli też Évreuxowie. Firma szybko niemal zupełnie zmonopolizowała rynek farmaceutyczny i biochemiczny, rozbijając całą konkurencję w drobny mak, z wyjątkiem jednej firmy, która stała się jedyną przeszkodą na drodze do osiągnięcia całkowitej dominacji na rynku. Nie mogąc otwarcie wessać rywala, ani doprowadzić do jego upadku, Laboratoria podjęły wysiłek osiągnięcia wygranej na polu naukowym. Rozległe obszary badań wkrótce przyciągnęły uwagę ówczesnego rządu, który postanowił o przyznaniu koncernowi grantu naukowego, co w dłuższej perspektywie czasu umożliwiło na uzyskanie kolejnych patentów i ostateczne wyprzedzenie konkurenta. Ponury okres w historii Panem, znany jako "Mroczne Dni", po raz kolejny dokonał zniszczeń w infrastrukturze Laboratoriów, a jednocześnie zmusił władze Panem do przeprowadzenia reform, także w kwestii ekonomii. W ramach "gospodarki centralnie planowanej", znaczna część firm została wchłonięta przez państwo i przekształcona w publiczne. "Millenium Laboratories" postawiono w dosyć wygodnej pozycji: przemianowano je na Scientific Institute of Panem, którego organem zarządzającym pozostała Rada Nadzorcza, bogatsza o nowego członka w osobie Ministra Technologii i Cyfryzacji (lub wyznaczoną przez niego osobę). Pod nadzór Instytutu oddano wszystkie rządowe ośrodki badawcze, nakładając nań jednocześnie obowiązek przeprowadzania "badań zleconych" - dla przykładu, niesławny program zmiechów. Na czele rzeczywistej egzekutywy wewnątrz Instytutu stanęły trzy osoby: Dyrektor Generalny - odpowiednik prezesa w innych firmach; Dyrektor Naukowy - nadzorujący postępy w projektach badawczych, sprawujący bezpośredni nadzór nad laboratoriami; w zamyśle te dwie osoby miały zajmować się codziennymi sprawami i problemami Instytutu, mając na swoich plecach baczne spojrzenie Wysokiego Kanclerza, wybieranego dożywotnio przez Radę Nadzorczą i Prezydenta Panem we własnej osobie. Osobiście odpowiada on przed rządem za pracę całej instytucji, z urzędu wchodząc w skład Scientific Comittee for Advanced Technologies and Research bezpośrednio przy głowie państwa. W rzeczywistości na co dzień Kanclerz nie ma zbyt wiele pracy, czego dowodem jest to, iż ten obecny większość czasu spędza w laboratorium, obserwując pracę naukowców, ewentualnie przeprowadzając eksperymenty we własnym zakresie, lub wykorzystuje go na zajęcia pod tytułem "bankiet/bal".

Dzisiejszym Wysokim Kanclerzem jest zaś nikt inny, jak Professor Dr Marquis Philippe Rodrigue Clovis Severin d'Évreux, który sprawuje tę funkcję nieprzerwanie już od dobrych kilkudziesięciu lat, "prowadząc naukowy wymiar Panem ku świetlanej przyszłości" (funkcję tę załatwili mu: ojciec i wuj) Cóż można powiedzieć w kwestii jego najmłodszych lat? Genetycznie odziedziczył po ojcu wszystko, co najlepsze. Prima sort. Może nie dokonywał rachunków różniczkowych w wieku czterech lat, ale i tak wykazywał wybitną inteligencję względem swoich rówieśników czy nawet młodszego brata - Françoisa. Dalsze lata bardzo szybko upłynęły pod znakiem.. zresztą, kogo interesuje dokładne sprawozdanie z 64 lat jego kapitolińskiego życia? Żył sobie jak panicz, robiąc karierę jako naukowiec - automatycznie przysługiwało mu miejsce w Radzie Nadzorczej Instytutu i spory zysk z tego tytułu, jednak on sam, jak wcześniej jego ojciec, pragnął czegoś więcej... czegoś dokonać, coś zmienić. I teraz, wraz ze zbliżającą się jesienią jego życia, chyba może powiedzieć, iż mu się udało, choć tak wiele pozostało jeszcze do odkrycia.
Wspominanie dawnych lat jest pasjonującym zajęciem, jednak przemieśćmy się do czasów nieco bliższych teraźniejszości, bo to właśnie te są najistotniejsze. Jakim cudem książkowy przedstawiciel Starego Kapitolu nie tylko przeżył tę rewolucję, ale też ona sama nie zmieniła zbytnio jego trybu życia? Przez dłuższy okres czasu nie był on wcale zainteresowany poczynaniami Trzynastki - poinformowano go, iż wciąż istnieje, bowiem rząd myślał nad użyciem specjalnie wyhodowanego wirusa, jako broni biologicznej, która w skuteczny, a cichy sposób wybije wszystkich wrogów Panem na tamtych terenach; i ktoś oczywiście musiał pierwej ten zabójczy zarazek uzyskać (ostatecznie go nie użyto, ze względu na ryzyko rozniesienia się po całym Panem; przetestowano go w rejonie Jedenastki, gdzie nie dość, że wybił do nogi niemal całą osadę, to jeszcze prawie uciekł z terenu zamkniętego. Obecnie spoczywa w hermetycznym, stalowym pojemniku o temperaturze ciekłego azotu gdzieś w najgłębszych otchłaniach Instytutu). Dopiero w chwili, gdy Trzynastka rozbiła 74. Głodowe Igrzyska, a dystrykty kolejno powstały przeciw swoim "panom", Philippe ujrzał możliwość upadku ówczesnego rządu. Wynik starcia nie był jeszcze wtedy przesądzony, jednak ostrzeżenia płynące z przeszłości samego Panem - co zwycięzca robi z pokonanymi - zmuszały do rychłego opowiedzenia się po którejś ze stron. Kiedy dokładnie skontaktowały się z nim władze podziemnego dystryktu? On sam twierdzi, iż było to mniej więcej dzień lub dwa po odbiciu pozostałych trybutów przez rebeliantów - wcale niemałym zaskoczeniem było dla niego to, iż wśród jego najbliższych współpracowników krył się szpieg, który go wtajemniczył (od tamtego czasu zaostrzono wymogi "security clearance"). Trudno powiedzieć, co przekonało Phila, by wesprzeć sprawę Coin i jej ludzi - "marchewka" czy inny wariant: obietnica spotkania z plutonem egzekucyjnym po zakończeniu rewolucji w razie odmowy. W każdym razie, faktem jest to, iż przesłał on do siedziby dowództwa pani prezydent dane dotyczące m.in. informatycznych systemów osłony Kapitolu (korzystając z faktu, iż rządowi programiści i hakerzy korzystali z superkomputera Instytutu przy tworzeniu ich) i prowadzonych badań nad metodą osaczania. Początkowo, to nie były spokojnie przespane noce - ostatecznie zdradził Panem i dotychczasową władzę, a nawet przy całej jego przezorności i sprycie, w każdej chwili do jego posiadłości mógł wparować oddział Strażników Pokoju - zwłaszcza po tym, co stało się z legendarnym Flickermanem (Philippe zawsze lubił go, jako Mistrza Ceremonii) Los chyba jednak musiał mu sprzyjać, bowiem nic takiego się nie wydarzyło, a zbliżające się do Kapitolu oddziały Trzynastki zapowiadały koniec zmagań, a przez to też niepewności, w jakiej wielu ludzi w całym Panem zmuszone zostało żyć. Na okres walk wewnątrz stolicy, gdy wszędzie dokoła zaczęły śmigać kule, zamknął się z domownikami i rodzinami wyżej postawionych w hierarchii naukowców wewnątrz podziemnego centrum badawczego, zaprojektowanego niczym jeden, olbrzymi bunkier - by nic, co tam sobie nawet jeszcze dzisiaj drzemie, nie wydostało się na zewnątrz, ale też by nikt niepowołany nie dostał się do środka. Nie miał stamtąd faktycznie bezpośredniego wpływu na przebieg wydarzeń, obserwując wszystko na obrazach z kamer miejskich i zaciskając zęby z każdą kolejną krwistoczerwoną plamą rozchodzącą się, niczym fala, na holograficznej mapie Kapitolu - symbolizującą wstrząs, najczęściej spowodowany zawaleniem się któregoś z budynków w strefie walk. Nawet w momencie ostatecznego przejęcia władzy w Panem przez tych z Trzynastki, Phil wciąż nie był całkowicie przekonany do idei rewolucyjnej (i do dzisiaj nie jest), jednakże jego poparcie dla tejże oszczędziło mu przeprowadzki do KOLCa - przynajmniej na tamtą chwilę, bowiem niedługo po ustabilizowaniu sytuacji w stolicy, Coin przystąpiła do sądzenia żywych i umarłych. Pomijając już kwestię Igrzysk, zachowała się o tyle rozsądnie, iż doszła do następującego wniosku: piekarzy, sprzedawców, stylistów czy kelnerów nawet po osadzeniu wszystkich z dawnego Kapitolu w getcie wcale nie zabraknie, bowiem wkrótce nastąpią migracje ludności z dystryktów. Metropolia nie może jednak przetrwać bez lekarzy, a tych w dystryktach jak na lekarstwo; podobnie z naukowcami-teoretykami - w dystryktach tych nie było, bowiem większość po prostu sprowadzano do pracy w Kapitolu. Skutkiem tego, części elit naukowych przyznano ułaskawienie, automatycznie przydzielając ich do pracy na rzecz Nowego Panem. Jak dokonywano selekcji? Można się tylko domyślać, w oparciu o przykład Phila. W jego przypadku, sprawa była o tyle zawiła, iż następujące czynniki działały na jego niekorzyść: z formalnego punktu widzenia należał do grona wysokich rangą urzędników państwowych; był pośrednio odpowiedzialny za badania przeprowadzane na ludziach (hipokryzja, te eksperymenty wciąż się kontynuuje, z rozkazu rządu), program zmiechów (phi! Samorozrastający się pająk w czasie 76. Igrzysk z nieba nie spadł!), prace nad metodą osaczania (no.. prawda, chociaż w oparciu o te badania, powstał szereg innych sposobów manipulowania wspomnieniami... z których rząd mógłby skorzystać). Chociaż "za" przemawiał fakt, iż wsparł Trzynastkę (lepiej późno, niż wcale, czyż nie?), wyraźnie widać, że argumenty "przeciw" przeważają. W tej sytuacji Philippe zastosował ten sam wariant, co wielu innych popleczników dawnej władzy: sekreciki i mocno wypchany portfel. Bezwstydnie wsypał paru kolegów z dawnych lat, których wcześniej oczyszczono już z zarzutów (oni tak naprawdę to byli winni, a przecież nie możemy pozwolić, żeby w naszym kraju panowało bezprawie! Uświadomienie władz było obywatelskim obowiązkiem - każdy prawdziwy mieszkaniec Panem postąpiłby tak samo) i przekazał ładną, okrągłą sumkę na rzecz "odbudowy zniszczonych w czasie Wyzwolenia zabudowań na obszarze Kapitolu" (to, że połowa tej kwoty trafiła na konta paru członków nowego rządu... cóż, każdemu należy się zapłata za jego ciężką pracę). Ostatecznie, został uniewinniony; jego kartoteka wymazana; posada zachowana - w skład Instytutu włączono uczonych z Trzynastki, wymieniono Dyrektora Generalnego. I cóż... jak na razie Philowi żyje się całkiem wygodnie (ku chwale Jedynego Słusznego Państwa Panem!). Wszystko powoli wraca do normy (tylko trzeba się jeszcze dogadać z tą cholerną Trójką!), chociaż zniszczenia wojenne - między innymi w Czwórce, która zaopatrywała fabryki farmaceutyków w algi, zielenice, jakieś koralowce, itp. - znacząco zachwiały rynkiem. Produkcja leków spadła, a ceny poszybowały w górę. Obecnie Évreux powrócił do swoich badań, starając się zbytnio nie angażować w politykę (przynajmniej nie otwarcie), zwłaszcza po ostatnich Igrzyskach, które uważa za jedno, wielkie nieporozumienie (i zbrodnię rządu popełnioną na narodzie Panem). A teraz, gdy atmosfera w stolicy się ogrzewa, po której stronie stanie? Któż to może wiedzieć? Bez względu na wszystko, z pewnością będzie się trzymać swojej zasady:

Panem today, Panem tomorrow, Panem forever.


Charakter

Pragmatyk, elitarysta, egoista, hipokryta, arogant, chciwiec, obślizgły gad... jednym słowem: rodowity Kapitolińczyk z punktu widzenia statystycznego Dystryktczyka.

Opanowany, zimny i racjonalny - i to do bólu. Z równowagi co najwyżej wytrącić mogą go: ujemny bilans kwartalny Instytutu (co jest zjawiskiem wątpliwym) lub lufa pistoletu przystawiona do jego skroni. Prawdę powiedziawszy, sama myśl o tym drugim wzbudza u niego coś więcej, niż tylko lekkie odczucie niepokoju. Śmierć dotknie każdego - wcześniej czy później, czyż nie? A jednak to właśnie wizyta tego ponurego gościa, który beznamiętnie przerywa nici ludzkich żywotów, przeraża Phila bardziej, niż cokolwiek innego. Z tego też powodu cały czas przeznacza niemałe kwoty na badania zmierzające do odkrycia "cudownego sposobu na osiągnięcie nieśmiertelności", jak i podejmuje szereg innych działań, łącznie z przygotowaniem sobie kapsuły kriogenicznej. Jeśli ktoś zagwarantowałby mu, że wykąpanie się w krwi dziewic przedłuży mu żywot choćby o rok, nie zastanawiałby się. Wystarczy zagrozić mu śmiercią, a zaraz zacznie próbować się wykupić połową królestwa i ręką księżniczki. Gorzej, jak trafi na jakiegoś psychopatę... (podobnież w Kapitolu bezkarnie grasuje jeden)

Prawdziwy erudyta z krwi i kości. To jedno, co ojciec skutecznie w nim zaszczepił, to pęd do wiedzy -  rzeczywiste pragnienie, pożądanie. "Umysł ponad materią" jest w jego przypadku trafnym stwierdzeniem. Phil zdaje się reprezentować iście renesansowy nurt humanistyczny - oprócz rozległej wiedzy, wykazuje też pewną "ciekawość świata", co jest zresztą nieodzowne w pracy naukowca. W kwestii "królików doświadczalnych"... nie widzi potrzeby zadawania obiektom badawczym (za czasów Starego Kapitolu byli to zwykle osobnicy wini zbrodni przeciw państwu Panem) dodatkowego cierpienia, przeprowadzając większość eksperymentów po wcześniejszym wstrzyknięciu morfaliny - chyba, że jej działanie spowodowałoby, że wyniki będą niemiarodajne - okazując w ten sposób jakoby łaskę tym, z którymi ci z rządowych więzień tak grzecznie by się nie bawili. Niemniej jednak, nie każdy opuszcza podziemne kompleksy laboratoryjne o własnych nogach... lub żywym w ogóle. (Wiwisekcja nie jest przyjemna, nie?)

Gardzi przemocą fizyczną - wydaje się postrzegać ją jako wyjątkowo prymitywny sposób rozwiązywania problemów, choć dostrzega też zalety - szybkość i prostotę. On sam uważa się za przebiegłego manipulanta, pociągającego sznurkami marionetek ze swego, w miarę bezpiecznego, gabinetu, chroniony przez sprawowane przez siebie stanowisko. Jednocześnie, z jednej strony, rozum podpowiada mu, że wcale nie jest taki niezastąpiony, zaś z drugiej nie dopuszcza do siebie nawet myśli, że Prezydent może kiedyś dojść do wniosku, iż dni jego użyteczności dobiegły końca.

Niełatwo jest określić jego nastawienie do Głodowych Igrzysk. Wychowany w kulturze Kapitolu, widzi w nich źródło wspaniałej rozrywki i nigdy w życiu nie przegapiłby kolejnych rozgrywek. Rokroczne misterium życia i śmierci, ostatni taniec na Titanicu. Jednakże, w czasie studiów nad psychologią, jako domeną powiązaną z jego konikiem - neurologią - miał okazję przeprowadzać długie rozmowy z trybutami, zwycięzcami i członkami rodzin obydwu wcześniejszych grup. Widział cierpienie matek, gniew ojców i bezgraniczną nadzieję, którą oni dostrzegali tam, gdzie być jej po prostu nie mogło. Zwycięzca będzie tylko jeden. To podstawowa zasada. Trybuci różnie reagowali na wieść, iż dwudziestu trzech nie dożyje końca tygodnia. Niektórzy oblizywali się na myśl o zalewającej ich dłonie ciepłej krwi wypływającej z ciała innego trybuta, smakowali wizję jego ostatniego, błagalnego spojrzenia, nim ten zakończy swój żywot; inni łudzili się, że mają jakieś szanse; jeszcze inni po prostu obojętnie, jakby pogodzeni z losem, który ich czeka, odliczali dni i godziny do rozpoczęcia Igrzysk. Phil niespecjalnie współczuł trybutom - dostrzegał ten ogrom cierpienia powodowanego przez każde kolejne Igrzyska, jednak i tę kwestię przekuł w czysty fakt, jak zawsze, gdy występował u niego jakikolwiek konflikt natury etycznej: takie cierpienie istniało. Żadnych uczuć, żadnych emocji. "Raz ustanowione, Igrzyska muszą trwać. To jedyne słuszne w tym momencie stwierdzenie, bo opierające się na prawach logiki. Ogrom... negatywnych odczuć wywoływanych przez Głodowe Igrzyska jest straszliwy, przynajmniej z punktu widzenia ludzkiej moralności i psychiki, jednak odstąpienie od Traktatu o Zdradzie naraziło by system na upadek; naraziłoby całe Panem na upadek; na kolejne cierpienie. Igrzyska muszą trwać, dopóki nie znajdziemy innego rozwiązania." Prawdę powiedziawszy, przez pewien czas wierzył, że Nowe Panem z jego nową panią prezydent mogą przynieść kres Igrzyskom w subtelny sposób, który nie wywoła reakcji łańcuchowej. Jak widać, jego nadzieje okazały się płonne, co umocniło go w przekonaniu, iż Igrzysk nie da się po prostu znieść - ot tak. Swojego prawdziwego zdania nie wyraża jednak właściwie nigdy, mówiąc tylko to, co leży w jego interesie - zaś wiadomość, że jego przekonania kolidują z oficjalnym stanowiskiem obecnego prezydenta, zdecydowanie nie powinna  ujrzeć światła dziennego.

Kolczatka... Nie oszukujmy się: zwykli przestępcy, których jakoby szczytnym celem jest burzenie pokoju i porządku, zbudowanego z trudem, kosztem wielu żyć. Jakkolwiek ideały im przyświecające mogą być w istocie godne pochwały, to dobór środków nie jest do zaakceptowania. Ogółem, cały ten bunt jest niepotrzebny - należy się po prostu przystosować do nowej sytuacji. Phil z rozrzewnieniem wspomina czasy Starego Kapitolu, lecz nie uważa, żeby ten nowy zbytnio odbiegał od swego poprzednika... może z wyjątkiem sposobu ubierania się. O ile o Coin nie ma zbyt dobrego zdania, po tym wszystkim, co zrobiła, utrzymuje na razie neutralny stosunek do Adlera, czekając na rozwój wydarzeń. Każdą sytuację kalkuluje i przekłada na, w jego mniemaniu, logiczne wnioski: Bez względu na to, kto będzie przy władzy, nic się nie zmieni. Istnienie Panem związane jest z systemem - zniszczenie systemu oznacza zniszczenie Panem. Zatem, każda kolejna rewolucja, sprzeciw przeciw władzy, która sama wcześniej była rewolucją, tworzy nam błędne koło przyczynowo-skutkowe. Zresztą, rebelie wybuchają, gdy ludzie za dużo filozofują na nieodpowiednie tematy - czy nie byłoby wygodniej, gdyby masy trwały w słodkiej niewiedzy? Philippe to zdecydowany elitarysta, jak już wcześniej wspomniano - przekonany o wyższości Kapitolińczyków nad Dystryktczykami pod każdym względem (oczywiście, w obecnych realiach, ze zrozumiałych względów gorąco popiera politykę: "Kapitol dla każdego") Miejsce tłumów jest w fabrykach, w służbie Kapitolu - z wyjątkiem co bystrzejszych z Trójki i Piątki, dla których uzyskiwał w dawnych czasach pozwolenie na przybycie do stolicy i pracę w laboratoriach Instytutu.

Jeszcze w kwestii polityki: W pierwotnym założeniu Kanclerz miał być jakoby, z definicji sprawowanego przez siebie stanowiska - stojąc na czele tak potężnej instytucji naukowej - niezależny politycznie, działający według własnych przekonań, kierujący się dobrem państwa, a jednocześnie - jak każdy praworządny obywatel Panem! - wierny i posłuszny prezydentowi i jego ministrom. Bardzo chwalebny ideał, jednak mało rzeczywisty, bo i rozumienie sformułowania "dobro Panem" jest względne, co Philippe (i przy okazji połowa kapitolińskich urzędników)  do dzisiaj bez oporu wykorzystuje. Wspieranie reżimu Snowa zapobiegało chaosowi, który wywołałaby rewolucja. Kiedy płomień tejże na dobre objął już cały kraj, wtedy "racja stanu" przeskoczyła na stronę buntowników - usilne obstawanie przy starym prezydencie jest bezcelowe, gdyż tylko przedłużyłoby to konflikt i doprowadziło do posłania jeszcze wielu ludzi na Pola Elizejskie. Tak też, teraz ta sama logika nakazuje trwanie przy obecnym rządzie, dopóki z kalkulacji nie wyniknie, iż utrzymanie go przy władzy kosztowałoby Panem więcej, niż obalenie - gdzie istniałaby (marna, bo marna) nadzieja na lepszą przyszłość.



Ciekawostki



*Po ostatnich zdarzeniach w Kapitolu, zaczął wyraźnie obawiać się zamachu na własne życie, ewentualnie porwania. W pełni bezpiecznie czuje się tylko wewnątrz murów Instytutu.

*Ukończył studia doktorskie w Kapitolu na Uniwersytecie na kierunkach: "Medycyna" ze specjalizacją "Neurologia"; oraz "Chemia". Profesurę, zgodnie z tradycją przyjętą z rąk samego Prezydenta Panem, przyznano mu za "wybitny wkład w proces rozwoju nauk przyrodniczo-medycznych", co należy interpretować jako: "wybitnie rzetelne nadzorowanie procesu wymyślania i konstruowania coraz to ciekawszych i skuteczniejszych sposobów wykańczania boga ducha winnych trybutów"

*Kawa... coffee... café... coffeum... nazwa nie ma znaczenia. W pędzącym przed siebie Kapitolu ciężko jest niejednemu obyć się bez choćby filiżaneczki tradycyjnie parzonej kawy, z ziaren przywiezionych prosto z upraw (sztucznie utrzymywanych zresztą) słonecznego Dystryktu Jedenastego. Tak jest właśnie z Philem, który jednak nie wzgardzi też kieliszkiem wina dobrej maści. Nie radzimy jednak zapraszać go na piwo do jakieś zadymionej, brudnej spelunki - grozi nieprzyjemnościami.

*Zgodnie z postępującym wśród środowisk naukowych w Kapitolu trendem, wynikającym z prężnie rozwijającej się cybernetyki, poddał się zabiegowi wszczepienia trzech neuroimplantów. Stymulowanie i przywracanie sprawności nerwu wzrokowego i ośrodka wzrokowego w mózgu, osłabionych z powodu wieku, ale też późno wykrytej choroby, która dotknęła Phila w czasach młodości, a przez którą niemal zupełnie stracił możliwość odbierania świata tym zmysłem, to tylko jedno z ich zastosowań. Ponadto owe cudeńka, szczyt kapitolińskiej myśli technicznej, mają też polepszać pamięć, spowalniać procesy wiodące do obumierania neuronów, wspomagać proces neurogenezy. Cóż, tanie zabawki to nie są, a jednak naukowcy już pracują nad stworzeniem interfejsu mózg-komputer - to byłaby prawdziwa rewolucja. Na ten moment w zasadzie wszystko działa tak, jak zaplanowano, z wyłączeniem  nieprzyjemnego skutku ubocznego - migreny, objawiającej się stosunkowo rzadko, jednak zawsze w najmniej pożądanym momencie i z prawdziwie paraliżującą mocą. Jak dotąd jedynie rozwiązanie to systematycznie zaopatrywać się w odpowiednio silne tabletki przeciwbólowe.

*Regularnie, raz w tygodniu przyjmuje ściśle określony zestaw leków i suplementów, szumnie obwieszczany przez kampanię marketingową "Pigułkami Młodości", na które składają się, między innymi: silne antyoksydanty, kwasy tłuszczowe omega-3, wyselekcjonowane kultury bakterii (probiotyki), związki poprawiające pamięć, surowice odpornościowe, witaminy i mikroelementy. Wszystko to, wzbogacone o znaną jedynie laborantom substancję, która według badań miała znacząco spowolnić procesy starzenia u małp człekokształtnych, jeszcze za czasów Starego Kapitolu siało furorę wśród "klasy wyższej", która od dawien dawna próbowała oszukać Matkę Naturę na wszelkie możliwe sposoby (notka przy okazji: Phil nie żałował pieniędzy na operację plastyczną).

*W kwestii fizycznej kondycji i wszystkiego, co się z tym wiąże... należy ująć to w sposób następujący: próba wbiegnięcia na drugie piętro wywołuje u niego wcale niemałą zadyszkę, a czasami też atak natarczywego kaszlu - ufundujmy tablicę pamiątkową dla tego genialnego inżyniera, który wymyślił windy! Wbrew zaleceniom swojego lekarza (pomińmy fakt, iż sam będąc przedstawicielem owej profesji, doskonale wie, jak niezbędny do prawidłowego funkcjonowania organizmu jest sport), ostatni raz wykazywał jakąkolwiek regularną aktywność fizyczną w okresie studiów, a i nawet wtedy trudno byłoby go nazwać "entuzjastą sportu". Ćwiczenia, zawody i cała reszta tego tałatajstwa zabierają zbyt dużo cennego czasu, którego on po prostu nie ma; ponadto można coś sobie złamać, skręcić, nadciągnąć; nie ma w nich żadnej większej logiki... po prostu - zbędne. Ale jeśli ktoś, w przypływie jakiegoś ociemnienia, to polubił, droga wolna... ostatecznie to jego zmarnowane, pozbawione celu życie. Nie umie pływać, za to chętnie wygrzewa się w jacuzzi. Ach... i nie podawajcie do niego kluczy, piłki czy czegokolwiek w mniejszym lub większym rozmiarze - i tak nie złapie; refleksu to on za grosz nie ma.

*Ranking tworzony corocznie przez jedną z renomowanych kapitolińskich agencji prasowych umieszcza go w pierwszej setce najbogatszych obywateli Panem. Phil kocha otaczać się luksusem i nigdy go sobie nie żałuje, bez względu czy chodzi o wystawną kolację w najdroższej z kapitolińskich restauracji, ekskluzywne wakacje w Czwórce, czy może po prostu garnitur z najnowszej kolekcji OUTFLOW - za którego równowartość co najmniej dwadzieścia rodzin w Jedenastce mogłoby przeżyć przez rok w względnym dostatku. (Phi! Kto by się tam martwił jakimiś tarzającymi się w błocie bachorami z zewnętrznych dystryktów...)

*Jeden z Organizatorów 60. Głodowych Igrzysk - jedyny raz, kiedy opuścił jedną z najlepszych rozrywek, jakie Kapitol ma do zaoferowania - Bankiet Sponsorów. (Za czasów Snowa były lepsze!)

*Nie ma prawa jazdy... ba! W życiu nie siedział za kółkiem. Zwykle porusza się wynajętą limuzyną z szoferem. Nie... poduszkowca też nie pilotował. Ale może za to ci prędko wyjaśnić zasadę działania jego silników, a nawet systemów maskowania! Gorzej, gdyby miał tę wiedzę wykorzystać w praktyce - naprawić taki pojazd. Do pracy technicznej to on się zdecydowanie nie nadaje...

*Na małym palcu lewej dłoni, na modłę angielską, nosi charakterystyczny sygnet-rodzinną pamiątkę, warty na czarnym rynku czy gdziekolwiek indziej, niemałą sumkę (a nuż ktoś się pokusi). Grawerunek przedstawia lilię francuską, otoczoną wieńcem laurowym.

*Plotka głosi, jakoby jego ojciec babrał się w inżynierii genetycznej na krótko przed poczęciem Phila.


Ogółem: uroczy osobnik z tego Phila, prawda?



(Nie zagryźcie mnie za długość Karty, proszę. I'm newbie here!)


Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Philippe Évreux Empty
PisanieTemat: Re: Philippe Évreux   Philippe Évreux EmptySob Mar 28, 2015 8:30 pm

Karta zaakceptowana!

Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz alarm mieszkaniowy, gram morfaliny i talon na cofnięcie się w czasie do Starego Kapitolu zdobiony sztylet. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.

Uwagi: Prześwietna karta! Za długość nigdy nie gryziemy, a już zwłaszcza, gdy czyta się tak płynnie. Ten akcept będzie zapewne jednym wielkim słodzeniem, ale prawda jest taka, że Phil jest świetnie skonstruowaną postacią z przemyślaną historią, jego obecne położenie zostało dogłębnie wyjaśnione, pełniona funkcja również, nie mam się absolutnie do czego przyczepić. W karcie odnalazłam kilka smaczków, po których widać, że nie tylko Vademecum nie jest Ci obce, ale także przebieg 76. Głodowych Igrzysk, research do karty pierwsza klasa! ;)
Mam nadzieję, że odnajdziesz się w fabule i sprostamy Twoim oczekiwaniom, a przede wszystkim - że będzie Ci się tutaj dobrze grało! Zapraszam do fabuły i nie mogę się doczekać wątków Phila! Niech Los Ci sprzyja! <3

P.S Avatar powinien mieć wymiary 200x320 i trochę Ci go ucięło, w razie problemów zgłoś się w temacie z grafiką lub do mnie, chętnie coś wyczaruję.


Powrót do góry Go down
 

Philippe Évreux

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Philippe Évreux
» Philippe Évreux
» Philippe
» Gabinet Philippe'a

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-