|
| Christina Annesley & Previa Benner | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Christina Annesley & Previa Benner Sob Sty 03, 2015 6:46 pm | |
| Czas akcji: nie dalej niż tydzień po odwołaniu Reiven Ruen ze stanowiska Dowódcy Strażników Pokoju, a tym samym +/- siedem dni po obarczeniu obowiązkami Christiny Annesley; godziny szczytu. Miejsce akcji: Siedziba Strażników Pokoju; korytarz. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Christina Annesley & Previa Benner Sob Sty 03, 2015 7:39 pm | |
| - Benner. - Ech? - otworzyła jedno oko, a wtedy blade, ostre światło jarzeniówek ukłuło ją prosto w mózg. - Ech! - ponownie zamknęła powieki i obróciła językiem w obolałych ustach. Poczuła smak powolnej śmierci i rozkładu. - Ech. - spróbowała nieco uchylić drugie oko i skupiła wzrok na mrocznym kształcie, który się nad nią unosił. Kształt się przybliżył, a żarówka ozdobiła jego krawędzie lśniącymi sztyletami. - Benner! - Słyszę, do diabła! - spróbowała usiąść, a świat zakołysał się jak okręt podczas sztormu. - Ach! - zauważyła, że leży na hamaku prowizorycznie rozciągniętym między dwoma filarami świetlicy. Usiłowała opuścić stopy, ale zaplątała się w siatkę i niemal spadła, próbując się uwolnić, aż w końcu znieruchomiała w pozycji siedzącej, walcząc z przytłaczającymi mdłościami. - Pierwszy oficer Forrest. Cóż za radość. Która godzina? - Czas do pracy. Skąd masz te buty? Zdziwiona Benner opuściła wzrok. Miała na nogach idealnie wypolerowane czarne buty desantowe ze złoconymi zdobieniami. Odbicie jarzeniówek w skórze nosków było tak jasne, że nie dało się na nie patrzeć. - Ach. - uśmiechnęła się pomimo bólu, gdy niektóre szczegóły poprzedniej nocy zaczęły wypływać z mrocznych szczelin jej umysłu. - Wygrałam je... od oficera... nazwiskiem... - mrużąc oczy, popatrzyła na stalowy, wypolerowany filar, do którego przywiązano jej hamak. - Zapomniałam. Forrest pokręcił z niedowierzaniem głową. - W tej dywizji wciąż jest ktoś na tyle głupi, żeby grać z tobą w karty? - Cóż, to jedna z licznych zalet wojska, przyjacielu. Wielu ludzi opuszcza dywizję… a to oznacza, że na ich miejsce pojawia się mnóstwo nowych graczy, czyż nie? - Owszem, Benner, masz rację. - pokrytą bliznami twarz Forresta rozjaśnił kpiący uśmieszek. – I tak się składa, że zupełnie nowy Dowódca Strażników Pokoju cię wzywa. - O nie. - O tak. - Nie, nie, nie! - Wstawaj, Benn… Pierwszy oficer Forrest nie zdołał dokończyć (dobrej) rady – Previa Benner wylądowała z hukiem na posadzce, ruszając ku rozwartym szeroko drzwiom świetlicy niczym lwica rzucająca się na bezbronną antylopę. Zaskoczone spojrzenia Strażników odprowadzały ją aż do najbliższego zakrętu, kiedy to opuściła zasięg ich wzroku w rozpiętej bluzie od munduru, z potarganymi włosami, czerwona jak burak i rozwrzeszczana. Nie dało się ukryć – w ostatnich tygodniach Previa Benner nieustannie krzyczała… ale tym razem najwyraźniej miała konkretny cel. Owa celowość pochłonęła ją zresztą na tyle, iż nie zauważyła podążającego jej śladem Forresta, który najwyraźniej doskonale wiedział, co wydarzy się za kilka chwil. Benner ruszyła w stronę biura Dowódcy, zmieniła zdanie, zatoczyła się i ryknęła sama na siebie, po czym zaczęła się mocować z guzikiem, ze złością odtrącając pomocną dłoń. Zebrani w świetlicy i pomniejszych jednostkach Strażnicy Pokoju zaczęli wypadać ze swoich pomieszczeń i rozbiegli się na wszystkie strony jak ptaki wypędzone z zarośli. Chaos gwałtownie się rozprzestrzeniał, biorąc początek od drżącej z wściekłości Previi i zarażając całą siedzibę. Benner potrząsnęła pięścią na jednego ze zdezorientowanych Strażników i jednocześnie bez powodzenia usiłowała zapiąć mundur – tym razem jednak jej głos artykułował jasny, wyraźny i… nader obrazowy komunikat. - Oto idealny przykład funkcjonowania armii... hierarchii, w której każdy sra na głowę osoby znajdującej się poniżej! – poznaczona bliznami, zaskakująco drobna dłoń dźgnęła powietrze oskarżycielsko, wskazując oddalone (i wciąż zamknięte) drzwi Dowódcy Strażników Pokoju. - Uwielbianemu dowódcy naszego regimentu, pani starszej oficer Annesley, właśnie sra na głowę generał armii! Annesley zaraz nasra na swoich współpracowników, a wkrótce lawina gówna spłynie niżej. Za minutę albo dwie pierwszy oficer Forrest ustawi swe obnażone pośladki nad moją niewinną głową i zgadnijcie, co to oznacza dla was! – stojący najbliżej Benner młodzieńcy (którzy – sądząc po gładkich, pucowatych buźkach – jeszcze nie używali brzytwy) przez chwilę milczeli… … po czym jednej z nich niepewnie uniósł dłoń. Previa prychnęła wściekle, ruszając z właściwą sobie determinacją do windy prowadzącej ku głównemu wyjściu. - To miało być pytanie retoryczne, tępy łbie! – chłopak spłonił się niczym dziewica na widok fallusa i po chwili wahania opuścił rękę. - Za karę będziesz niósł mój plecak do Dzielnicy Rebeliantów, ponieważ ja, Previa Benner, nie przyjmuję rozkazów od smarkuli, która nawet nie powąchała smrodu latryn w zrujowanej rebelią Dwójce! Zwyciężczyni Sześćdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk odwróciła się nagle na płaskim obcasie, wbijając spojrzenie w pokaźny już tłumek Strażników Pokoju. - Ty tam, Ladderlugger. – starannie obgryziony, nierówny paznokieć ze szlaczkiem zdrapanego lakieru wskazał rumianego blondyna z pokaźną nadwagą sugerującą, że chłopiec korpus zasilił wyłącznie dzięki wpływowej mamusi. - Lederlingen, pani podoficer. - Wszystko jedno. Słyszałam, że lubisz zgłaszać się na ochotnika, kiedy dowódca Annesley poprosi o przyniesienie papieru toaletowego. Otóż oświadczam, że właśnie zgłosiłeś się do niesienia mojego drugiego plecaka. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Christina Annesley & Previa Benner Sob Sty 03, 2015 8:43 pm | |
| Tron ze złota. Prywatna limuzyna z szoferem. Służbowa willa z basenem. Delegacje w luksusowych kurortach dystryktów. Ekipa striptizerów na telefon. Panowie do towarzystwa na każde zawołanie. Sztab wizażystek i speców od PR. Cotygodniowe spotkania na czerwonym dywanie, bankiety, gale, blask diamentów, woń luksusowych perfum. Dziwki, koks i wodospady alkoholu. Pierdolisz, Annesley. Odpychając się mocno od biurka, zakręciła się na obrotowym fotelu. Przynajmniej to im się udało. Fotel. Nie był skórzany, nie bądźmy śmieszni, ale stał, a to już coś. Nie chwiał się. I doskonale przyprawiał o mdłości. Sprawy miały się tak: tydzień temu wezwano ją na dywanik do Coin. Rzuciła wszystko, bo przecież jak pani woła, to pani ma. Porzuciła swoich pilotów (och, pewnie, nie przypominała sobie, by składali w jej ręce jakieś tam akty własności, ale kto by się tym przejmował? uwielbiała ich, oni uwielbiali ją, prosty układ), porzuciła poduszkowce, na tę szczególną okoliczność zmieniła nawet mundur na czysty, nienoszący śladu smaru i... Tak, mamo. Oczywiście, mamo. Nie ma problemu. Zajmę się nimi, z wielką chęcią. O nic się nie martw. Będzie cudownie. Oczywiście. Jak najbardziej. Dowódca Strażników Pokoju, oficer Annesley. Czyż to nie brzmi dumnie? Nie. W zasadzie nie. Brzmi chujowo. Wiecie, co się robi, kiedy czegoś się nie chce? Odmawia. Po prostu. Tylko, hej, to nie do końca tak. Trzeba wiedzieć, kto prosi, proponuje, żąda. Bo jednym odmówić można, innym zaś można, ale nie warto. I Almie, proszę sobie wyobrazić, nie warto było odmawiać. Przynajmniej Chris - jej się to nie opłacało. Jeszcze. Więc choć panna Annesley szczerze, ale to naprawdę szczerze nienawidziła myśli o pierdoleniu się ze Strażnikami - umówmy się, żadne dyplomatyczne określenia w stylu zajmowania się nimi czy opanowania ich nie miały teraz miejsca w jej słowniku - to radośnie przytaknęła, przyklasnęła, wzięła odznakę, nowy mundur i jak na skrzydłach pomknęła na posterunek... Nie. Nie było tak. Wzięła posadę. Po prostu. Bez słodziutkich uśmiechów i tupania nóżkami z podekscytowania. Mówi się, że najgorsze są początki. Zaczynał się więc pierwszy dzień dowodzenia, a Annesley wyobrażała sobie, jak skręca karki po kolei każdemu z rozbawionych, szczerze uradowanych kolegów z hangaru. Jeden po drugim, oddają żywot w imię jej awansu, męczennicy. Tracą rączki, którymi poklepują ją po plecach (po plecach! to trochę wyżej niż tam, gdzie wam się wydaje!) i te cudne usteczka, z których teraz leje się potok gratulacji. Oczka też tracą, za te wszystkie pełne rozbawienia, porozumiewawcze spojrzenia. Byli pilotami. Byli lepsi. Doskonale wiedzieli, w jakie gówno wrzucona została Chris (i z jakim rozmachem!) i niezmiernie ich to bawiło. Potem z kolei dzień drugi, trzeci i czwarty. Tup, tup, tup, korytarzami posterunku. Wygodny mundur wymieniony na ten niepraktyczny, biały, którego nie tknęłaby palcem, gdyby nie musiała. To khaki (czy inne moro) kojarzyło jej się z euforią, z posiadaniem rodziny (tej jedynej, która się kiedykolwiek liczyła, męskiej), z basenem testosteronu i niepisanym porozumieniem między nią a kolegami. Z tym, że była ich, a oni jej. Z tym, że było fajnie. A biel? Co z bielą, tym radosnym, niewinnym kolorem, symbolem czystości? To jakieś kpiny. Był jeszcze dzień piąty i szósty, kiedy po kolei wzywała do siebie swych nieszczęsnych podwładnych i wreszcie - dzień siódmy, wisienka na torcie. Na myśl o zbliżającym się spotkaniu niemal drżała z podniecenia. Podoficer Previa Benner. Nie bawiła się w przeglądanie akt tych, których nie musiała, i och, papiery Benner należały właśnie do tej kategorii. Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, to zdaje się, że zaraz, już za moment wszystko się miało wyjaśnić. Miłość, drodzy koledzy, i wzajemne poszanowanie, oto, co jest podstawą efektywnej współpracy. Zatrzymała fotel równie gwałtownie, jak przedtem puściła go w ruch. Odznaka przy łańcuszku zawieszonym na szyi, luźne spodnie, szeroki pas, ciężkie buty, kurtka niedbale narzucona na białą bokserkę, outfit godzien Perfekcyjnej Pani Domu. - Czy mi się wydaje, Benner, czy pomyliłaś drogę? - Żadnego tam otwierania drzwi z rozmachem, tupania jak rozjuszony byk, szarżowania na podoficer z żądzą mordu w oczach. Kulturka, pełna kulturka. Zatrzymała się na progu swego biura, oparła ramieniem o framugę, głos podniosła tylko na tyle, by przedrzeć się przez gwar panujący na korytarzu. Choć, zdaje się, to ostatnie było niepotrzebne. Przecież i tak wszystko ucichło. Jedni, ci młodsi, wciąż z mlekiem pod nosem, robili już w gacie, inni, starzy wyjadacze, czekali na pokazówkę. I w jednym, i w drugim przypadku zabrakło im, zdaje się, słów. Cicho. Spokojnie. Bezpiecznie jak przed najsroższą, kurwa, burzą, tajskim monsunem, japońskim tsunami. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Christina Annesley & Previa Benner Sob Sty 03, 2015 10:14 pm | |
| Cała zabawa z komórkami rządowymi polegała na drobnych, z pozoru nic nieznaczących oszustwach. Nagięcia prawdy, półsłówka, kilka linijek wykreślonych z akt – i oto człowiek zaczyna nowe życie, czysty jak łza, skuteczny jak chloroform, mdlący jak woń kapryfolium w samym środku lata. Sprawa w przypadku zwycięzców Igrzysk była nieco trudniejsza… ale nie oznacza to, że niemożliwa – wszystko zaś dlatego, że ludzie z czasem zapominali. Era tryumfatorów z aren odrzucona została w kąt. Krwawe łaźnie przy Rogach Obfitości były tematem tabu, godnym potępienia incydentem historii. Trwające dniami, a nawet tygodniami zmagania trybutów stały się plamą na białym mundurku sprawiedliwości. Tak, ludzie zapominali. Ale nie zapominali zwycięzcy. Choć chcieli… do diabła, jak bardzo chcieli zapomnieć! Jedynym ratunkiem była dla nich amnezja. Niepamięć. Zapomnienie. Gdyby sprzedawano je w pigułkach, ha! Wyobraźmy to sobie! Gdyby można było zakupić lekarstwo w najbliższej aptece, wraz z paczką prezerwatyw i witaminą C na przeziębienie! Błękitne opakowanie z kremowym napisem „Amnezja - wspomnieniom wstęp wzbroniony! Zażywać pod nadzorem dorosłych, przed spożyciem skontaktuj się ze swoim lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu!” Jedna tabletka, jedna, malutka pigułka i milkną działa, zagłuszane są armatnie huki. Demony wojny, opite krwią jak bąki, wpełzają w swoje leża. Ale nie, nie ma Amnezji na bolączki duszy, nie ma pigułek, czopków ani syropu, a Ci, którzy przetrwali, nie zaznają wybawienia. Rozdarte wybuchami ciała, śmiertelne krzyki wrogów, pomordowani koledzy. Chcą wrócić! Wyłamać zamknięte na kłódkę furtki wspomnień. A może ty także już nie żyjesz? Co, Benner? Dla tryumfatorów Igrzysk każdy dzień był taki sam: nadchodziła mgła, a wraz z nią upiory przeszłości. Dlatego czasami lepiej nie pamiętać. W to, że Previa Benner była (mocno i nieodwołalnie) nienormalna nikt nie śmiał wątpić. Wystarczyła jedna rozmowa, jedno spojrzenie, jedna minuta spędzona w jej towarzystwie, w tej duszącej, gęstej atmosferze głęboko tłumionego szaleństwa, by wiedzieć, by przekonać się, że zdrowe zmysły postradała na długo przed własnymi Igrzyskami… … a mimo to dostała tak czyste świadectwo zdrowia psychicznego, o jakim człowiek może tylko marzyć. Specjaliści donieśli, że nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowana polityką czy też normami społecznymi jakiegokolwiek Dystryktu, lekarze zaś i psychologowie wyrazili zgodną opinię, iż cierpi na zaawansowaną depresję maniakalną, której okresy krytyczne zbiegają się w czasie z pełniami księżyca, nie stanowi to jednak choćby najmniejszego zagrożenia dla społeczeństwa, ale… …ale gdy dossier Benner znalazło się przed obliczem kadrowca Strażników Pokoju rządu Almy Coin, ów gotów był zrazu napisać na marginesie „Zabić", lecz wówczas przyszło głębsze zastanowienie. W Nowym Panem istnieje znaczne zapotrzebowanie na usługi katowskie nie dlatego, że przeciętny mieszkaniec Dystryktów bądź Kapitolu jest człowiekiem okrutnym — aczkolwiek stolica wydała kilku największych okrutników współczesnego świata — lecz dlatego, iż zadawanie śmierci stanowi instrument polityki. Ludzie sprzeciwiający się Państwu są przeciwnikami Państwa, a Państwo nie ma miejsca dla wrogów. Jest do zrobienia zbyt wiele, aby tracić na nich cenny czas, w związku z tym, jeśli sprawiają stałe kłopoty, po prostu się ich eliminuje. W kraju o populacji sięgającej dwustu tysięcy można spokojnie pozwolić sobie na wymordowanie kilki tysięcy rocznie. Jeśli — jak to się stało podczas dwóch największych czystek — w ciągu jednego roku musi zginąć jeszcze więcej, strata również nie jest wielka. Kwestią poważną jest natomiast niedobór katów. „Życie" kata jest bowiem krótkie. W pewnym momencie kat zaczyna mieć dość swojej roboty. Jego dusza zaczyna od niej chorować. Po dziesięcio-, dwudziesto-, stukrotnym wysłuchaniu przedśmiertnego rzężenia istota ludzka, jakkolwiek zwyrodniała, zaraża się, może przez proces osmozy z samą śmiercią, wirusem śmierci, który wkrada się w jej ciało i pochłania je niczym rak. Owładają wówczas katem melancholia, alkohol i okropne poczucie znużenia, które zasnuwa mu oczy szkliwem, zwalnia ruchy i niweczy dokładność. Widząc te oznaki, pracodawca nie ma innego wyjścia, jak tylko stracić kata i poszukać jego następcy. Kadrowiec Strażników Pokoju uświadamiał sobie ten problem i nie tracił z pola widzenia nie tylko potrzeby poszukiwań wyrafinowanych skrytobójców, lecz także zwykłych rzeźników. I oto miał człowieka, co więcej - kobietę, która wydawała się w obu formach zabijania ekspertem bez reszty oddanym swemu rzemiosłu i, jeśli wierzyć lekarzom, wprost dla niego stworzonym. W ten sposób ludzie zaczęli nagle postrzegać Previę Benner jako coś pośredniego między gladiatorem, sumieniem narodu i Łazarzem wskrzeszonym przez Pana. Choć najłatwiej byłoby ją po prostu wykluczyć z życia społecznego. I uniknąć tym samym wybuchu tykającej w niej bomby. Pomyśleć jednak, że zapłon uruchomić miał nie kto inny jak Christina Annesley. Całkiem nieświadomie… za to z całkowitą skutecznością. Na twoim miejscu bym tego nie robiła. Benner zamarła w bezruchu, powoli, niemal leniwie przesuwając wzrok z Ladderluggera (Lederlingera?) na swoją przełożoną. To nie jest groźba ani ostrzeżenie. Ja nie grożę ani nie ostrzegam. To proste stwierdzenie faktu. Drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie przy akompaniamencie charakterystycznego piknięcia, jednak tym razem nikt nie wsiadł do środka. Na twoim miejscu bym tego nie robiła. Nie pakowałbym się w tą historię. Jasne, wydaje się atrakcyjna, egzotyczna, pociągająca. Po prostu fajna. I zapewne taka jest. Mechanizm odjechał równie cicho, co się zjawił – Previa nawet nie zauważyła, gdy drzwi zamknęły się z powrotem, odcinając Strażników Pokoju od świata zewnętrznego. Ale nie dla Ciebie. Nie dla Ciebie, Annesley. - Człowiek myślący to nie zawsze myślący człowiek. – kąciki ust Benner podskoczyły nieznacznie do góry, gdy ruszyła spokojnie w stronę dowódcy Strażników; zgromadzeni w korytarzu mundurowi rozsunęli się na boki, tworząc wąski szpaler między Christiną a Previą, zupełnie jakby lada moment tą samą drogą miał przejechać czołg. Wypełniony martwymi ciałami. - Homo sapiens oznacza potencjalną zdolność myślenia, ale nie zawsze możność myślenia. – Benner wsunęła kciuki za biały pasek i zatrzymała się w połowie drogi między windą a gabinetem Annesley. – Mówiąc prościej, w przeciwieństwie do szanownej pani oficer nie mam problemu ani z określeniem kierunku obranej przez siebie ścieżki, ani tym bardziej z rozpoznaniem… i zastosowaniem instynktu samozachowawczego. Instynkt samozachowawczy i Previa? Zabawne. Była na pieprzonym szczycie swojej góry, była głównym wykonawcą własnej woli, była pewna swojej pozycji. Ku czemu jeszcze mógłby zmierzać? Dalszym awansom? Większej forsie? Kolejnym złotym pamiątkom? Ważniejszym ofiarom? Lepszej technice? Na pozór nie bardzo było się już o co bić. Chyba… chyba że na horyzoncie zjawi się człowiek, który zechce zburzyć porządek świata Bennerówny i którego ta sama Bennerówna będzie musiała zlikwidować, zanim przypadnie jej w udziale supremacja absolutna nad własną wolą. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Christina Annesley & Previa Benner Sob Sty 03, 2015 11:00 pm | |
| Jedynka, Dwójka i Czwórka, dystrykty zawodowców. Ten ostatni - to także dystrykt Christiny. Urodzeni tam mieli większe szanse, by przetrwać na Arenie - dzień, dwa, trzy, może dłużej, może niemal do końca, a może nie niemal, tylko rzeczywiście, aż do finału, gdy poza nimi nikt już nie ustanie na nogach. Urodzeni tam mieli - w teorii - znacznie mniej powodów do obaw podczas Dożynek, bo nawet, gdyby zostali wybrani, nie byli od ręki skazani na porażkę, to jeszcze nie był koniec, a początek; byli faworytami, tymi, na których się płaciło, tymi, których życia były cenniejsze od innych. Mogli wejść na Arenę licząc jeszcze na to, że z niej wyjdą - i walcząc o to, bo przecież umieli, potrafili. Byli dumni, byli przygotowani, byli... Nie byli. Chris nie była. Zawsze się bała. Zawsze, gdy losowano nazwiska, zawsze, gdy czekała na wyrok. Zawsze, gdy na podwyższenie wychodził ktoś inny. Odprowadzała spojrzeniem tych, których znała lub nie - i oddychała z ulgą. Nie żałowała ich. Dziękowała za to, że żyje. Że jeszcze trochę, jeszcze rok. Tylko ile tak można? Nie tak długo, jak mogłoby się zdawać. To znaczy, Annesley tak nie mogła. Nie mogła tak, że od Dożynek do Dożynek, a w międzyczasie - nuda. Szarość, monotonia, której nie sposób przełamać. Stąd Trzynastka. Szczeniacki zryw - gdy Gavina już było, bo poszedł na Igrzyska, bo przeżył, bo znikł, gdy byli pozostali dwaj bracia, których porzuciła od ręki - ekspedycja życia lub ekspedycja w poszukiwaniu życia. Znalazła je? Znalazła, dlaczego miała nie znaleźć. Przecież było inne życie. Inne, niby lepsze. Te, które doprowadziło ją tutaj, do tej chwili i do całej garści innych chwil, z których część wyrzuciłaby do śmieci, a inne zachowała w albumie. Nie, Annesley daleko było do Benner. Można by je porównywać, zestawiać, szukać cech wspólnych lub różniących je - tylko po co? Były inne. Nadchodziły z przeciwnych stron, ścierały się na granicy, sprawienie, by jedna podlegała drugiej było błędem. Było niedopatrzeniem w świętym planie Coin. O tym, że Previa była narzędziem śmierci, wiedział każdy. To przecież było oczywiste, wystarczyło spojrzeć. Wystarczyło patrzeć, jak się porusza, posłuchać, jak się wypowiada. Wystarczyło wypuścić ją przeciw ludziom. Była jak pies, przegłodzony ogar, wierna bestia, której można odpiąć smycz... Nie, łańcuch właściwie, bo przecież szarpała się i walczyła z więzami. Może więc nie jak pies była, a tygrys, dzikie zwierzę, które ktoś kiedyś chciał oswoić, ale nie wyszło, więc balansowano teraz na granicy. Setki różnych układów, niewielkich propozycji, ofert przyjmowanych lub odrzucanych. Ostrożny taniec mający sprawić, że Benner zostanie. Że nie wyrwie się, nie ugryzie karmiącej jej ręki, że będzie - bo przecież była potrzebna. Chris nie była z tych, które by się oszukiwały. Wiedziała, że Previa coś znaczy. Że skoro została, skoro ją zatrzymano, to tak ma być. Rząd bez rzeźnika? Nie bądźmy śmieszni, każdy monarcha miał swojego kata, każdy prezydent - zabójcę na zawołanie. Od setek lat wszystko wygląda dokładnie tak samo, nie ma co robić scen, wzniecać buntów, to i tak przecież do niczego nie doprowadzi. Jest kilka zasad, których się nie neguje, nie podważa, po prostu nie warto. Tylko, że to męczy. Stać, patrzeć. Słuchać. Znosić to wszystko i próbować trzymać się złotego środka. Trudno w tym o motywację, o silne przekonanie, które pozwalałoby wciąż tańczyć, wciąż szukać dróg, rozwiązań, ustępstw, kompromisów. Powinna się bać? Tego, że nieopatrzne słowo rozdrażni bestię? Że ostrze może okazać się obosieczne? Że wdając się w starcie, może je przegrać? Na bogów, nie. Nie bała się tych, wśród których żyła, a Benner była przecież nieodłącznym elementem krajobrazu, w jakim poruszała się Chris. - Aha. - Nie kryła znużenia, nie kryła irytacji. Gdyby chciała robić za wychowawcę, zatrudniłaby się w przedszkolu. Gdyby chciała użerać się z ludźmi z problemami, zajęłaby się resocjalizacją. Niczego podobnego nie uczyniła, a i tak rzucono ją przeciw dokładnie takiemu wyzwaniu. Wyzwaniu, które coraz trudniej było znosić, które po prostu... Walczyła o to, by nie dać się sprowokować. Zawsze. Jedną z pierwszych nauk z Trzynastki było to, że jej drażliwość zbyt szybko doprowadzić może do łatki histeryczki. Starała się więc, naprawdę. Tylko, cholera, to nie było łatwe. - Świetnie. To skoro już ustaliłyśmy, że pani podoficer myśli, a pani oficer nie, i że jedna umie się zachować a druga nie, może przejdziemy dalej i zajmiemy się robotą? - rzuciła oschle, nie ruszając się z miejsca. Nie miała ochoty na takie spięcia. Chciała po prostu iść do domu, zjeść, wyspać się. To proste potrzeby, dlaczego więc ich realizacja była jednym wielkim torem przeszkód? - Chyba, że pani podoficer woli sobie tu podumać nad tym, jak bardzo jest skrzywdzoną. Wnioski o zwolnienie przyjmujemy w pokoju numer trzy, jakby nie patrzeć.... - Uśmiechnęła się lekko, niby sympatycznie, ale hej, znali ją tutaj, sympatii w pracy po Annesley nie należało się raczej spodziewać. - ...Dokładnie w tym kierunku, w którym pani podoficer przed chwilą zmierzała.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Christina Annesley & Previa Benner Nie Sty 04, 2015 2:39 pm | |
| Zabijanie ludzi nieodłącznie wiązało się z rolą zawodowca, z życiem dzieciaka w Dystryktach, z codziennością, w której niejednokrotnie śmierć była jedyną możliwością przetrwania kolejnego dnia. Być może Previa Benner w głębi serca (zakładając rzecz jasna, że je posiada) nie znosiła swego piętna, więc kiedy już musiała kogoś zlikwidować, robiła to szybko i sprawnie, po czym natychmiast o zapominała o krwawym incydencie… … ale nikt nie jest na tyle naiwny, by rzeczywiście w to uwierzyć. Wystarczyło przypomnieć sobie Sześćdziesiąte Czwarte Głodowe Igrzyska. Wystarczyło obejrzeć urywki. Krew, śmierć, przemoc. Wyzuta z wszelkich zasad, tradycji, moralności. Cholerna szumowina, odpad z piekła! Panie i panowie, przed wami Previa Pierdolona Benner! Miała prosty wybór – zabić… albo dać się zabić. Jak niebywała przepaść dzieliła ciało pełne życia i puste zwłoki! Jest człowiek, nie ma człowieka. A zresztą! Ludzie zabijają się cały czas, jak świat długi i szeroki. Choćby samochodami. Roznoszą choroby zakaźne, chuchają innym bakteriami prosto w twarz, zostawiają zapalone kuchenki gazowe, wypuszczają tlenek węgla w zamkniętych garażach. Na przykład, ilu ludzi ma związek z produkcją bomb wodorowych, poczynając od górników wydobywających uran, a kończąc na akcjonariuszach tych kopalni? Czy istnieje ktoś, kto - choćby tylko statystycznie - nie ma żadnego związku z zabójstwem bliźniego? Dzięki podobnemu tokowi rozumowania Benner na arenie podchodziła do śmierci równie chłodno jak chirurg. Trudno, stało się i kropka. Żal nie przystoi zawodowcowi, gorzej - zżerałby niczym robak jego duszę. A to, że widowiskowo dekapitowała przeciwników, to, że smak ich krwi, woń przerażenia, wrzask rozpaczy stanowił dla Benner dziwny, makabryczny rodzaj napędzającego do działania paliwa, to nic. Zupełnie nic, ponieważ Previi nie interesowali ludzie — nawet własna rodzina. W jej słowniku nie miały też miejsca kategorie „dobra" i „zła". Neutralność psychologiczna i fizjologiczna uwalniała ją od brzemienia bardzo wielu ludzkich emocji, sentymentów i pragnień, zaś neutralność seksualna jednostki to esencja oziębłości. Urodzić się z czymś takim to rzecz zaiste cudowna. Martwy był w niej również instynkt stadny. Previa była solistką, ale – o ironio - nigdy nie była samotna, bowiem mimo wszystko potrzebowała choć strzępków ciepła ludzkiego towarzystwa. W tym wszystkim najzabawniejszy był fakt, iż człowiek jako istota był dlań pionkiem na szachownicy, a samą Benner interesowały wyłącznie jego reakcje na ruchy innych pionków. By przewidzieć owe reakcje, co stanowiło zasadniczy zrąb jej obowiązków, należało rozumieć cechy osobowe. Podstawowe instynkty były zawsze takie same: samozachowawczy, płciowy i stadny — w takim właśnie porządku. Temperamenty bywały sangwiniczne, flegmatyczne, choleryczne lub melancholijne. Temperament jednostki określa w znacznej mierze stosunek między siłą jej emocji a sentymentów. Charakter wynika w wielkim stopniu z wychowania, a także — cokolwiek innego twierdziłby Pawłow i behawioryści — z cech charakterologicznych rodziców. No i, rzecz jasna, życie i zachowanie ludzi warunkują po części ich fizyczne zalety i ułomności. Z pomocą tych właśnie elementarnych klasyfikacji chłodny umysł Previi analizował kobietę stojącą w drzwiach gabinetu dowódcy. Benner dokonywała podobnego podsumowania może już po raz setny, ale teraz, wobec czekających ich dni, tygodni, miesięcy albo – o zgrozo – lat wspólnej pracy, odświeżenie pamięci miało sens choćby po to, by nie przyniosło zaskoczenia nagłe wtargnięcie w ich partnerski układ pierwiastka ludzkiego. Oczywiście, Christinę Annesley musiała charakteryzować silna wola przetrwania, w przeciwnym bowiem razie nie zostałaby jedną z najbardziej wpływowych kobiet w państwie, a z pewnością budzącą największą niechęć. Jej kariera, przypomniała sobie Benner, zaczęła się od momentu ucieczki z Dystryktu Czwartego do Trzynastki, gdzie też pięła się powoli, lecz konsekwentnie po drabinie władzy, przeżywając kryzysy, przeżywając konflikty, przeżywając — ponieważ nie formowała aliansów i nie łączyła się z frakcjami — wszelkie czystki, by wreszcie po zwycięstwie Rebelii i przejęciu władzy przez Almę Coin, uchwycić splamionymi krwią dłońmi szczebel tak nieodległy od szczytu, że pozwalający zająć stanowisko Dowódcy Strażników Pokoju. Benner nawet nie musiała nawet słuchać, by doskonale znać treść padających słów. Miała za sobą niejedno, podobne starcie. Co więcej, planowała większość z nich i miała je uporządkowane w pamięci jak niezliczone gambity szachowe. Dzięki temu, głucha na dźwięki, przyglądała się badawczo twarzy tej anemicznej, rażąco nieapetycznej kobiety i rozmyślała bez emocji, jak długo utrzyma się na stanowisku — i jak długo będzie z nią musiała pracować. - Sądzę, że pani oficer powinna potowarzyszyć mi w drodze do pokoju numer trzy. – powoli, z naciskiem wyartykułowane słowa odbiły się echem od zimnych ścian korytarza, na krótki moment przerywając ciężką, ołowianą ciszę. Previa uśmiechała się do Annesley delikatnie, niemal z sympatią, jednak nic nie wskazywało na to, by miała zamiar ruszyć się z miejsca – wciąż trwała na swej pozycji sztywno i nieruchomo, nieodgadniona jak antypatyczna papuga. Nienaturalnie bursztynowe, niemal żółte jak u zwierzęcia oczy spoglądały ze śmiertelnym spokojem na dowódcę Strażników Pokoju… … ale pod tą chłodną maską, głęboko w machinie umysłu Benner kipiała krew, zaś cieniutka, sina żyłka na prawej skroni pulsowała w tempie przeszło dziewięćdziesięciu podrygów na minutę. Ci z mundurowych, którzy znali Previę choć odrobinę lepiej (lub sądzili, że znają), porównywali jej taktykę do człowieka spożywającego rybę. Najpierw ściągała skórę, potem wyjmowała ości, na koniec pożerała. - Przy odrobinie szczęścia i dla dobra nas wszystkich podpisze swoją zgrabną rączką wypowiedzenie, po czym jeszcze dzisiaj wróci do hangaru… Stanowczy, energiczny półobrót, zamaszysty, niemal teatralny ruch dłonią – nie minęła sekunda, a Benner już zachęcającym gestem wskazywała Annesley drzwi, na których w świetle jarzeniówek nieśmiało lśniła liczba naturalna następująca po dwa i poprzedzająca cztery. - … gdzie jest jej miejsce. |
| | |
| Temat: Re: Christina Annesley & Previa Benner | |
| |
| | | | Christina Annesley & Previa Benner | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|