|
| Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier Pią Lis 21, 2014 10:54 am | |
| Tego dnia, w którym to powiedziano jej, że jutro najprawdopodobniej ma się stawić do wyjścia... Tego dnia nie mogła nawet zmrużyć oka, a co tu dopiero mówić o zwykłym zaśnięciu. Była wręcz niczym osoba przeładowana energią. Jak najbardziej pozytywną, oczywiście, bo tego właśnie od niej oczekiwano i ku temu właśnie ją przystosowywano. A była... Cóż, miękką gliną w rękach tych wszystkich ludzi - takich, śmakich i owakich lekarzy przewijających się przez jej pokój od momentu, w którym trafiła do szpitala. Choć z początku nie było wcale tak dobrze, jednak teraz nie zwracała już na to uwagi. Inni też już najwyraźniej dali sobie spokój ze wspominkami, pozostawiając ją w praktycznie zupełnej niewiedzy dotyczącej tego, co było z nią niegdyś. Wcześniej, oczywiście, próbowano z nią rozmawiać na te głębsze tematy, lecz było to raczej mało wartościowe. Coś w rodzaju rzucania słowami, dosłownie jak piłeczkami, w ścianę w całości wykonaną z kauczuku. Tabitha gdzieś tam wykształciła sobie blokadę i... I to by było na tyle, bowiem nic tego ruszyć nie mogło. Mimo wszystko... Lekarze mogli swobodnie uznać ją za swoje kolejne cudowne osiągnięcie, co też jak najchętniej zrobili - oczywista oczywistość, wyzwalając jej osobę skrajnie pozytywną. Tabby, którą najprawdopodobniej mogłaby być, gdyby wydarzenia związane z rebelią i KOLCem nigdy nie miały miejsca. No i z jej siostrą, Igrzyskami, rodzicami, ogólnym rozgardiaszem... Jednym słowem - wszystkim. Jej negatywny charakter ukształtował w końcu cały szereg, niekoniecznie ze sobą spójnych, wydarzeń. Natura zaś została wepchnięta gdzieś tam głęboko pod spód. Teraz było już lepiej. Żarty, żarciki, róże masowo produkowane z kartek papieru, artystyczne malunki na ścianach oraz wszystkich innych możliwych powierzchniach płaskich. Był z niej najprawdziwszy w świecie promyczek, słoneczko, choć w dużym stopniu sprawiające też wrażenie naiwnej istotki. Ponoć byli z niej dumni, a ona odwdzięczała się za to promiennym uśmiechem i jeszcze większą pracą. Był tylko jeden spory problem. Gdzieś w tym wszystkim zatraciła samą siebie. Dosłownie zatraciła. Kompletnie się nie poznając i mając wrażenie, że Tabitha to nie ona, że ona to nie Tabitha. Ona była... Kimś. Co prawda nie wiedziała jeszcze, kim dokładnie, ale z pewnością nie Tabithą Gautier, nie siostrą poległej w Głodowych Igrzyskach trybutki - Amandy. Tyle wiedziała, uparcie przy tym trwając, a że jej lekarka nie widziała w tym najmniejszego problemu... Nie była Tabithą, Tabby, Ithy, T. czy też kimkolwiek w tym rodzaju. Była Słoneczkiem. I Słoneczko miało się stawić w odpowiednim miejscu tuż po śniadaniu, co też dziewczyna właśnie teraz zrobiła, podchodząc energicznym krokiem do kobiety siedzącej za ladą recepcyjną. - Dzień dobry! - Powitała ją z uśmiechem. Stara Tabby nigdy by tego nie zrobiła... Ona jednak tak, marszcząc przez moment nos, by wreszcie stwierdzić. - To mój ostatni dzień tutaj. Miałam odebrać swoje rzeczy. - Powiedziała, zastanawiając się, co ma jeszcze dodać. W końcu stwierdziła, oczywiście, że zapomniała o imieniu, więc automatycznie podała należące do jej lekarki - doktor Heeres. - Iiii... Helen. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier Pią Lis 21, 2014 10:44 pm | |
| Recepcjonistka - całkowicie siwa kobieta dobiegająca sześćdziesiątki - z całą pewnością nie przeżywała właśnie swojego wymarzonego dnia. Z palcami nerwowo postukującymi w klawiaturę i słuchawką telefonu wciśniętą między ramię, a groteskowo przekrzywioną głowę, sprawiała wrażenie, jakby chciała znaleźć się jak najdalej stąd. - Nie skarbie, nie w tej szufladzie, sprawdź w tej w kuchni. Nad ekspresem do kawy. NIE, NIE DOTYKAJ PAPIEROSÓW DZIADKA - trajkotała do słuchawki, wyrzucając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego i przelotnie zerkając na Tabithę, która podeszła do jej stanowiska. Kiedy dziewczyna się odezwała, kobieta pokiwała energicznie głową, choć trudno było stwierdzić, czy gest przeznaczony był dla pacjentki, czy może był reakcją na dziecięcy głos wydobywający się z słuchawki. - Skarbie zaczekaj chwileczkę, babcia jest w pracy - kontynuowała. Palce stukające w klawiaturę zatrzymały się na chwilę. - Helen? - upewniła się, zerkając na Tabithę, po czym wpisała imię w system. Zmarszczyła brwi, ale tylko na moment. - Ach, mam cię. Helen Favley, zaczekaj minutkę gołąbeczku. - Wstała zza biurka nieco zbyt energicznie, niechcący popychając kubek z kawą, który przewrócił się, pokrywając rozrzucone na blacie dokumenty ciemnymi plamami, ale kobieta zdawała się tego nie zarejestrować. Odsunęła szufladę oznaczoną literami E - H, by po chwili wyciągnąć z niej foliowy, przezroczysty woreczek, staranie opisany imieniem, nazwiskiem i numerem pacjenta. - Tu cię mam! Nie, to nie do ciebie Mikey - mruknęła, wracając z rzeczami do recepcji. Ze względu na sporą tuszę, poruszanie się w niewielkiej przestrzeni sprawiało jej spory problem. - Proszę, gołąbeczku, podpisz mi jeszcze tylko tutaj i będziesz wolna - powiedziała, podsuwając dziewczynie świstek papieru z potwierdzeniem odbioru, na którym, oprócz danych osobowych, znajdował się też okrągły, ciemny ślad po filiżance. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier Nie Lis 23, 2014 2:38 am | |
| Jedyną rzeczą, jakiej dziewczyna mogła tego dnia szczerze żałować, co jak najbardziej robiła, była nieobecność jej lekarki podczas ostatnich minut spędzanych w tym miejscu. Sama chętnie by na nią poczekała, pragnąc tak prawdziwie się z nią pożegnać, jednak było to chwilowo raczej niemożliwe ze względu na urlop, który prowadząca zaczęła tego ranka. Wychodząc bez pożegnania, czego ciemnowłosa, oczywiście!, nie miała jej za złe, ponieważ wszystkie takie motania były tutaj istnym sajgonem, jednak czego również szczerze było jej szkoda. Choć wewnętrznej pogody dziewczyny raczej nie były w stanie ruszyć negatywy tego typu, a przynajmniej - nie miały na tyle siły, by dogłębnie ją poruszyć, skoro i tak nakazano jej stawiać się na wizyty u psychologa. Zawsze więc mogła odwiedzać swych dobrych znajomych, czyż nie? Podejście tego typu, może trochę tchnącego dziecinną naiwnością, pozwalało więc prawie-że-byłej-pacjentce-szpitala zachowywać swe ociekanie radością oraz ten błysk w oczach wyrażający jej niesamowitą radość z wydostawania się wreszcie na świat, który dotychczas obserwować mogła tylko zza okna i to na dodatek takiego starannie zabezpieczonego. Oczywiście, na spacerze też raz czy dwa była, lecz jego ścieżka obejmowała sobą tylko teren ogrodzony dookoła budynku. To nie mogło równać się z wrażeniem wolności, jakiego teraz doznawała. Nareszcie będzie mogła odetchnąć pełną piersią! Podekscytowana tą wizją, pokonywała schodki w prawdziwie ekspresowym tempie, niby zatrzymując się grzecznie przy przeszklonych drzwiach prowadzących do recepcji i ruszając już w mniej zawrotny sposób, jednak nadal wręcz tchnąc energią, która ją rozpierała. Witając się w jak najbardziej uprzejmy i pozytywny sposób, jakiego przez ostatni po niej oczekiwano i do jakiego z początku dosłownie ją przymuszano, jednak nie mogąc powstrzymać tego odruchu, który nakazywał jej przenosić ciężar ciała z nogi na nogę i z boku na bok. Lewa, prawa, prawa, lewa, lewa... Nie przepadała za przeszkadzaniem ludziom, dokładnie tak! pozory myliły!, lecz w tym wypadku zwyczajnie nie potrafiła tego nie robić, bowiem rozpoczęcie wszystkiego na nowo tak straszliwie ją kusiło. Zwłaszcza przy tym fakcie, który dosyć jasno mówił, że poprzedniego "czasu wolności" zwyczajnie nie pamiętała. Była więc niczym dziecko wmawiające sobie, że otrzyma watę cukrową zamiast mgły je otaczającej. Dla niej wszystko było nadzwyczaj proste, a lekarze jakoś wyzbyli się chęci tłumaczenia jej, że świat nie jest bajką. Karmiąc ją wpierw dosyć silnymi lekami, by następnie zasypywać dodatkowo pozytywnymi gadkami, stworzyli zupełne przeciwieństwo dawnej Tabithy. Choć może właśnie inaczej - pozostawili niegdysiejszą Tabby bez tego wszystkiego, co ukształtowało jej charakter. Tabula rasa... Dar czy też przekleństwo? Była w końcu niczym dziecko. Ze zdolnością do logicznego myślenia oraz z możliwością kształtowania własnego zdania, jednak mimo wszystko dziecko. Nieprzystosowane do tego paskudnego świata i pozbawione kogokolwiek, kto mógłby się nim zaopiekować. Zadając sobie pytanie dotyczące kogokolwiek, choćby tego człowieka, o którym wspominał kilka razy psychiatra, a który miał być jej domniemanym narzeczonym, nie odnajdywała odpowiedzi. Przeszłość była dla niej tylko zbitkiem niepasujących do siebie obrazów, zaś ludzie z przeszłości tylko mglistymi postaciami. Miała matkę, miała też i ojca, a nawet siostrę... Bliźniaczkę? Chyba bliźniaczkę, jednak to i tak niezbyt się liczyło, bo nic więcej nie potrafiła o nich powiedzieć. Tylko tyle, że istnieli i że chyba nie przepadała za swymi rodzicielami, choć akurat było to tylko przelotne wrażenie. Co jeszcze? Kiedyś był przy niej ktoś poza tymi osobami i poza służbą. Jakiś chłopak? Nie jej chłopak. Jej przyjaciel. Jego jednak również nie była w stanie wyciągnąć z mgły, więc darowała to sobie po kilku próbach. Słuchając słów innych i z początku może faktycznie próbując odnaleźć siebie w obrazie, jaki przed nią tworzyli. To jednak nie była ona, więc... Więc i w tym przypadku zrezygnowała, postanawiając zwyczajnie cieszyć się tym, co miała w tej chwili. I nie zastanawiając zbytnio nad tym, że już niedługo wyjdzie sama pośród całkowicie nieznane jej osoby, będąc zmuszoną do radzenia sobie na własną rękę, bowiem ludzie ze szpitala ograniczą się tylko do przyjmowania jej na godzinną wizytę raz w tygodniu. Powracając jednak do rzeczywistości, dziewczyna przestąpywała z nogi na nogę w oczekiwaniu na reakcję ze strony zagadanej recepcjonistki, mimo wszystko przypominającej jej dobrą ciocię, a gdy ta pokiwała głową, z ust Tabby-Helen wydostało się ciche westchnięcie. Nie została zignorowana, to był jej szczęśliwy dzień. Na dodatek zaraz miała być wolna! Pokiwała energicznie, może nawet trochę nazbyt, głową, gdy padło pytanie ze strony starszej pani, a następnie dodatkowo potwierdziła swoją odpowiedź pełnym pewności tak, tak. W końcu ilu pacjentów wychodzących w tym okresie mogła mieć doktor Helen? Ha!, ilu ogólnie doktor mogła mieć pacjentów o wyglądzie odpowiadającym temu jej? Ona sama nie miała pojęcia, jak może się przedstawić, bo opisywaną jej wcześniej osobą w stu procentach nie była, więc zdała się na recepcjonistkę oraz lekarkę i ich papiery. Uśmiechając się szerzej, gdy ta pierwsza wygrzebała coś, co musiało najwyraźniej należeć do niej i gdy okazało się, że ona i lekarka mają takie same imię. Co za miła niespodzianka! Czekając dalej na swoim miejscu, choć już z mniejszą cierpliwością i z wyraźniejszym podrygiwaniem, obserwowała kobietę dosłownie ściśniętą w nadzwyczaj, przynajmniej jak dla jej rozmiarów, wąskiej przestrzeni. Wydając z siebie ostrzegawczy okrzyk, gdy kubek zachybotał się niebezpiecznie, jednak tym razem najwyraźniej została zignorowana. Zaś kawa... Rozlana. Widząc, że recepcjonistka najwyraźniej nie zauważa szkody, podeszła prędko do lady, rozglądając się za szmatą i jednocześnie starając się uratować papiery poprzez uniesienie ich w górę. Przynajmniej tych mniej zalanych i dających się jakoś odratować, choć i tak było ich za dużo. - Potrąciła pani kawę. - Stwierdziła, gdy starsza kobieta powróciła na miejsce, a następnie odłożyła pozbierane kartki w miejsce teoretycznie bezpieczne i bez kawy. Choć kobieta najwyraźniej miała talent nieomal równy jej własnemu. Talent do wypadków... Po tym pochyliła się nad, ukochanym przez kawę... a jakże!, potwierdzeniem, biorąc długopis w palce i składając na nim dosyć estetyczny podpis. Przynajmniej jej zdaniem... - Coś jeszcze? - Spytała przyjaznym, lecz lekko nieobecnym głosem, w myślach planując już czas tuż po wyjściu. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier Nie Lis 23, 2014 6:16 pm | |
| Kobieta zerknęła na Tabithę nieco nieprzytomnie, jakby dopiero teraz dostrzegając ociekające brązowym płynem dokumenty. - O drogi Losie! - wykrzyknęła cicho, podnosząc przewrócony kubek i odwijając z rolki kilka ręczników papierowych, które bynajmniej nie były w stanie naprawić szkód wyrządzonych przez kawę. Kiedy napój zabarwił również i ręczniki, zwinęła je (razem ze znajdującymi się pod spodem dokumentami) i bezceremonialnie wrzuciła wszystko do upchniętego pod biurko kosza. - Nie skarbie, to nie do ciebie - mruknęła do słuchawki, wracając do blatu i zerkając bez zainteresowania na podpisany przez dziewczynę wypis. Zabrała go z lady, zignorowała jednak odsuniętą szufladę z kartotekami, odkładając kartkę na bok i najwidoczniej mając zamiar uporządkować dokumentację później. Albo nigdy. - Umówiłaś się z lekarzem na wizyty kontrolne? - zapytała, podsuwając Tabicie foliowy woreczek ze zdeponowanymi przedmiotami, ale nie czekając na jej odpowiedź. - W takim razie to wszystko. Nie zapominaj o tych wizytach, robi się bajzel, jak pacjenci nie przychodzą... Każą mi się z nimi kontaktować... Kim ja jestem, opiekunką do dziecka?.. MIKEY, TYLKO NIE RUSZAJ KUCHENKI, BABCIA NIEDŁUGO BĘDZIE W DOMU. - Posłała dziewczynie ostatni, przepraszający uśmiech, po czym jak gdyby nigdy nic, odwróciła się do niej plecami, nie zwracając już na nią uwagi i zajmując się rozmową telefoniczną.
W torebce foliowej znajdują się: - dowód tożsamości wydany na nazwisko Helen Favley - kobietę, lat 22, zamieszkałą w Dzielnicy Wolnych Obywateli; zdjęcie przedstawia drobną, ciemnowłosą dziewczynę, o włosach nieco krótszych niż włosy Tabithy i lekko pulchniejszych policzkach, ale oprócz tego - całkiem podobną, - breloczek z dwoma srebrnymi kluczami (do mieszkania?), - kluczyki do samochodu, - portfel z kartą kredytową (niestety, bez zapisanego nigdzie PINu), rachunkiem ze stacji benzynowej, niewielką sumą pieniędzy w gotówce oraz zdjęciem nieznanego Ci, młodego mężczyzny, - okulary przeciwsłoneczne.
Przedmioty zostały dopisane do ekwipunku.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier Pon Lis 24, 2014 10:25 am | |
| Mogła śmiało powiedzieć, że aż nazbyt dobrze znany jej był ból związany z niezdarnością, choć własna nieporadność nie tyle ją bolała, co najzwyczajniej w świecie bawiła. Dodając tylko specyficznego, lekko czarnego humoru, który dosłownie w niczym jej nie przeszkadzał. Jasna sprawa, zawsze mogła przypadkowo zniszczyć coś przez swój naturalny talent, lecz to chwilowo jeszcze jej się nie zdarzyło, więc nie miała na co narzekać. Wszystkie dotychczasowe wpadki przynosiły bowiem jak najbardziej pozytywne, a co najmniej zabawne, skutki. Czego nie była w stanie powiedzieć już o sprawie związanej z niezdarnością starszej kobiety, która to zalała kawą znaczną większość, zapewne dosyć ważnych, papierzysk z biurka. Cóż, przynajmniej jakakolwiek reakcja ze strony Helen pozwoliła choć częściowo zminimalizować straty, co wywoływało znaczne zadowolenie dziewczyny. Ta bowiem lubiła być przydatna, wkładając serce nawet w zwykłe ratowanie dokumentów przed zalaniem. Choć nie miała też zbytnich wątpliwości i nie łudziła się również raczej, że papiery i tak zginą w akcji. Cóż, przynajmniej recepcjonistka zbytnio nie przejmowała się tym faktem, zajmując bardziej rozmową z chłopaczkiem, który najwyraźniej musiał być jej wnuczkiem, a przynajmniej tak to wyłapała Helen. Wcale nie podsłuchując z ciekawości czy robiąc coś w tym rodzaju, ponieważ... Tej rozmowy zwyczajnie nie dało się podsłuchiwać ze względu na jej naturalną głośność i dosłowne wwiercanie się słów w uszy kogoś, kto wcale aż tak znowu blisko nie stał. Zwyczajnie obawiając się całodziennego bólu głowy, chociaż i tak dopiero po dłuższej chwili, ciemnowłosa jeszcze mocniej zapragnęła opuścić nieszczęsną recepcję i wrócić do... Domu? Mieszkania? Nie miała pojęcia, gdzie tak właściwie znajdowało się i czym było jej lokum, jednak zbytnio się tym nie przejmowała. Jakoś je znajdzie, prawdą? W dokumentach powinien znajdować się adres zameldowania, zaś potem miało już zapewne pójść całkiem łatwo. Grunt to zachowywać pozytywne myślenie. Dokładnie tak jak jej to przykazywano. Podpisała więc wypis, otwierając już usta po to, by odpowiedzieć na pytanie zadane jej przez pracownicę recepcji, jednak prawie natychmiastowo zamykając usta bez jakiejkolwiek odpowiedzi, którą uznała za całkowicie zbędną, skoro i tak kobieta darowała już sobie słuchanie jej i najwyraźniej uznała, że odpowiedź byłaby twierdząca. Fakt faktem, że miała być dokładnie taka, więc przeszkadzanie w rozmowie nie miało tu zbytniego celu. Kiwając głową na żale wypływające jeszcze przez moment z ust kobiety, zabierając podsuniętą jej torebeczkę i pobieżnie przeglądając jej zawartość, by wreszcie odwzajemnić uśmiech z krótkim dziękuję bardzo, a następnie już ostatecznie pożegnała się, zabierając przedmioty osobiste i energicznym krokiem opuszczając budynek. |
| | |
| Temat: Re: Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier | |
| |
| | | | Recepcja szpitala psychiatrycznego, czyli ostatni dzień życia Tabithy Gautier | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|