|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Limuzyna nr 4 Nie Wrz 14, 2014 12:07 pm | |
| |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Limuzyna nr 4 Nie Wrz 14, 2014 3:41 pm | |
| // z lobby, gdzie nie ma postu. <33
Na początku z trudem stłumiłam chęć ucieczki. Dźwięk trzaskających migawek aparatów przypominał mi dźwięk wystrzału z karabinu do tego stopnia, że ledwo powstrzymałam się od automatycznego odruchu skulenia albo ucieczki. Szybko mrugałam oczami, próbując pozbyć się sprzed powiek oślepiającego światła fleszy i jednocześnie nie wyglądać idiotycznie, co pewnie przyniosło nie najlepszy skutek. Kiedy tylko zbliżyłam się do wejścia, naparła na mnie olbrzymia fala dziennikarzy, zupełnie odcinając mnie od świata zewnętrznego. Jeden z nich złapał mnie za ramię, w pierwszym odruchu ujęłam go za dłoń i tak, jak uczono mnie i sama uczyłam innych na szkoleniach, chciałam pogruchotać mu kości palców, przed czym powstrzymałam się w ostatnim momencie i zluzowałam chwyt, tylko lekko poklepując go po wierzchniej części dłoni. Próbując nie dostrzegać jego przerażonego spojrzenia, uśmiechnęłam się czarująco do reszty dziennikarzy i ujęłam poły sukienki, jednocześnie rozpoczynając w miarę możliwości elegancki pół-bieg w niebotycznie wysokich szpilkach. Słyszałam skierowane w moją stronę pytania, ale nie odwracałam się, żeby odpowiedzieć, zgrabnie wymijając skierowane w moją stronę mikrofony. Nie, nie uważałam, że te Igrzyska zapowiadały się wyjątkowo interesująco. Nie, nie bawiłam się świetnie, wracając do dawno porzuconej pracy. Nie, nie sądziłam, że uczenie przyszłych trybutów, w tym pochodzących z Kwartału spiskowców, było z mojej strony przejawem ogromnej wielkoduszności. Nie, nie, NIE. Nie przestając się uśmiechać i wciąż powstrzymując się od użycia przemocy, udało mi się wreszcie dotrzeć do lobby, a tam wychylić kieliszek szampana (od czasów wybuchu na moście nienawidziłam jego smaku) i uspokoić się trochę. Przeczekałam całe zamieszanie w kącie pomieszczenia. Starałam się unikać ciekawskich spojrzeń, niemalże maksymalnie wciskając się w ścianę i mocno ściskając w dłoni nóżkę kieliszka. Musiałam powrócić myślami do dawnych czasów, kiedy jeszcze bankiety były dla mnie czymś przyjemnym, nie tylko straszliwie nużącym obowiązkiem. Musiałam przypomnieć sobie, jak trzeba było się zachowywać, ile swobody wkładać w gesty, jak prowadzić nieszczere, na pozór miłe rozmowy. To przecież nie mogło być aż takie trudne. W drodze do limuzyny zapaliłam papierosa, starając się szybkim krokiem przemierzyć drogę od lobby do jej drzwi. Byłam już przygotowana na ewentualnych kolejnych ciekawskich dziennikarzy i fotografów, więc uśmiechałam się zalotnie, posyłając dookoła powłóczyste spojrzenia spod podkreślonych powiek, postukiwałam elegancko szpilkami i z gracją prezentowałam krótką, czarną sukienkę z tysiącami lśniących brylancików, nie przestając wykrzywiać w uśmiechu pomalowanych czerwoną szminką ust. Przy samej limuzynie zdecydowanym tupnięciem zgasiłam resztki tlącego się papierosa i z pomocą szofera wsiadłam do środka, poprawiając ułożone w miękkie fale włosy i po raz ostatni uśmiechając się uroczo. Kiedy tylko zniknęłam w bezpiecznym wnętrzu limuzyny, z westchnieniem opadłam na wygodne siedzenie, przyjęłam kolejny kieliszek szampana, którego sam widok budził we mnie obrzydzenie, i czekałam na kolejnych pasażerów z nadzieją na spotkanie kogoś, kogo znałam i kto mógłby pomóc mi uczynić bankiet chociaż trochę bardziej znośnym.
Ostatnio zmieniony przez Sonea Hastings dnia Nie Wrz 14, 2014 6:05 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Limuzyna nr 4 Nie Wrz 14, 2014 5:53 pm | |
| bilokacja, po spotkaniu z Noah
Jestem przerażona. I nawet nie próbuję wmawiać sobie, że jest inaczej – stawiane przeze mnie, nieco chwiejne kroki i dłoń zaciśnięta kurczowo na kopertówce bezlitośnie zdradzają wzbierającą we mnie panikę. Odnoszę wrażenie, że jeszcze chwila, a potknę się o własne nogi, wpadnę na kogoś lub rozedrę sukienkę, choć wcale nie zdziwiłabym się, gdyby wszystkie te nieszczęścia wydarzyły się jednocześnie, upokarzając mnie na oczach rządowych osobistości i głodnego sensacji tłumu dziennikarzy oraz fotoreporterów, czających się za barierką. To byłoby bardzo typowe. Nie potrafię jednak powstrzymać się od wymyślania jednego czarnego scenariusza za drugim – tak jakbym chciała przygotować się przez to na najgorsze – mimo że z ledwością udaje mi się utrzymać na ustach szeroki, fałszywie szczery uśmiech. Czuję się niebywale głupio, rozdając go każdej, napotkanej wzrokiem osobie, lecz skoro wszyscy wokół mnie robią to samo, chyba w pewnym stopniu jestem usprawiedliwiona. Ignorując więc drżenie mięśni twarzy, uśmiecham się dalej, błagając w myślach, aby dystans dzielący mnie od limuzyny w końcu zaczął się zmniejszać. Błysk fleszy coraz bardziej męczy moje oczy i z trudem powstrzymuję się od zasłaniania ich dłonią, powoli żałując, że nie zostałam w domu. Rozglądam się nerwowo za każdym razem, gdy poczuję na sobie czyjeś natarczywe spojrzenie, jednak na szczęście śledząca mnie para oczu szybko znajduje sobie kogoś ciekawszego. W barwnym tłumie kobiet i mężczyzn, śmiało pozujących przed fotoreporterami oraz chętnie udzielających wywiadów, czuję się po prostu żałośnie mała i bezbronna. Mam wrażenie, że zupełnie nie pasuję do tej błyszczącej układanki, której i tak bezskutecznie próbuję być częścią. A jednak robienie dobrej miny do złej gry jest chyba jedynym, co może mnie w tym momencie uratować. Obiecałam sobie, że przynajmniej spróbuję zdobyć sponsorów dla Pandory i Matthew, chociaż szczerze wątpię, bym miała w sobie wystarczająco charyzmy, a przede wszystkim odwagi. Staram się jednak nadrobić braki wyglądem. Ciemno-turkusowa sukienka, którą mam na sobie, szeleści cicho przy każdym kroku, a jej delikatny materiał ciągnie się za mną niczym tren sukni ślubnej. Stąpam ostrożnie, uważając, by na niego nie nadepnąć, co skończyłoby się najpewniej utratą równowagi i popisowym upadkiem wprost na chodnik. Po raz pierwszy od dłuższego czasu odważyłam się założyć buty na wysokim obcasie – który i tak bez wahania zmieniłabym na płaską podeszwę najbardziej znoszonych trampek, jakie mam w szafie – a nawet poświęciłam kilka godzin, by doprowadzić swoje włosy do ładu, upinając je w elegancki kok na czubku głowy. Jednak największym wyzwaniem wciąż jest dla mnie makijaż - co chwila muszę powstrzymywać się od nerwowego przygryzania dolnej wargi, wiedząc, że nałożona na usta warstwa różowej szminki mogłaby tego nie przetrwać. Gdy w końcu docieram do limuzyny, rzucam odległym drzwiom zacisznego lobby ostatnie, tęskne spojrzenie, a gromadzących się przy barierce dziennikarzy obdarzam nieco zmęczonym uśmiechem - na więcej już mnie nie stać. Następnie wsiadam szybko do środka, uważając na sukienkę, po czym przechodzę na sam tył i siadam ostrożnie w fotelu. Dopiero teraz zauważam, że nie jestem sama w limuzynie – niedaleko mnie siedzi jakaś ciemnowłosa kobieta. Obdarzam ją przelotnym uśmiechem, bo podobnie jak ja nie wygląda na zbyt szczęśliwą, po czym bez większego zainteresowania zaczynam wpatrywać się w okno. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Limuzyna nr 4 Nie Wrz 14, 2014 8:36 pm | |
| tak samo jak Pani u góry, bilokacja po spotkaniu <3
Zawsze dostrzegałem coś zachwycającego w blasku fleszy. Szczególnie w nocy, albo chociaż w wieczornej atmosferze, kiedy światło zaczynało się już przedzierać przez ciężką kurtynę, opadającego na miasto mroku. W dystryktach może nie wydobywałoby się z nich tyle czaru - zresztą nigdy nie wydawały mi się pasować, do rustykalnego klimatu Czwórki - ale tutaj, w Kapitolu, gdzie na niebie przytłoczonym wiecznie jaśniejącymi neonami i ulicznymi lampami, nie było widać nawet pojedynczej - wciąż walczącej o swoje miejsce - gwiazdy, to właśnie błyski fleszy kradły ich rolę. Przedzierały się i przełamywały ciemność, i nie mogłem im tego odmówić - błyszczały dokładnie tak jak rok czy dwa temu, jeszcze przed rebelią - może jedynie z odpowiednią dla tych czasów domieszką propagandy i hipokryzji. W każdym razie, teraz zdawałem się być tym jednie przytłoczony. Nie umiałem powiedzieć, co takiego dokładnie się zmieniło, ale moje pokłady charyzmy, których byłem świadomy jeszcze podczas swoich Igrzysk, nagle wyparowały. To znaczy, nie tak nagle, nie było ich tutaj już od dłuższego czasu; z tym że na co dzień było to trudniejsze do zauważenia. Do samego momentu wyjścia z mieszkania i jeszcze chwilę, jaką zajęło mi przejście tych paru przecznic, wmawiałem sobie, że kiedy wmieszam się w tłum, odzyskam też kawałek tego starego blasku; ale zamiast unosić się bez wysiłku na powierzchni, czułem się, jakbym tonął, a ciasno zawiązana na szyi muszka wcale nie pomagała mi pozbyć się tego duszącego mnie w gardle uczucia. Rzecz w tym, że nie było w tym niczego nowego. Tak samo wyglądała prawie każda moja próba brylowania w towarzystwie. Tak samo wyglądały moje nadzieje, a później samopoczucie na prawie każdym bankiecie czy przyjęciu, na którym byłem zmuszony się pojawić, tym razem jednak odezwało się we mnie jednak inne, i dziwnie obce, uczucie. Zaczynała mi dokuczać moja samotność, odzywała się głośniej niż robiła to na co dzień. Nie miałem przy sobie osoby, którą mógłbym trzymać za rękę przez resztę wieczoru, kim mógłbym się pochwalić, której mógłbym odpalać kolejnego i kolejnego papierosa, z hipokryzją martwiąc się o szkody na zdrowiu, a pod koniec bankietu zarzucić na ramiona marynarkę i odprowadzić pod drzwi, decydując się na spacer pod bezgwiezdną kopułą. Chyba nadeszła najwyższa pora, abym przyzwyczaił się, że w tym świecie szczęście zawsze zawiera jakieś kruczki. Zatopiłem dłonie w kieszeniach spodni od smokingu, odnajdując w nich paczkę papierosów, ale ostatkami siły woli odmówiłem sobie do nich prawa jeszcze na krótką chwilę i przebijając się przez tłum dziennikarzy i innych gości, wsiadłem do limuzyny. Szybko obrzuciłem wzrokiem jej wnętrze i niemal odetchnąłem z ulgą, na zbawienny widok Cypri, chociaż i tak spodziewałem się zastać ją gdzieś na bankiecie. Nie wiedziałem, jak długo mogłem się jej trzymać, aby nie być dla niej ciężarem, ale przez chwilę byłem wdzięczny, że chociaż przez część wieczoru, nie byłem skazany jedynie na swoje mizerne towarzystwo. Uśmiechnąłem się lekko do niej, a potem do siedzącej nieopodal ciemnowłosej dziewczyny i usiadłem obok przyjaciółki. - Wyglądasz świetnie - zagadnąłem - Prawie udało Ci się mnie oszukać, że chcesz tu być - i zaśmiałem się krótko. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Limuzyna nr 4 Nie Wrz 14, 2014 9:15 pm | |
| |
| | |
| Temat: Re: Limuzyna nr 4 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|