|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Daisy Daignault Sro Wrz 03, 2014 11:05 pm | |
| |
| | |
| Temat: Re: Daisy Daignault Sob Wrz 06, 2014 5:27 pm | |
| | czasoprzestrzeń
Daisy nudziła się niemiłosiernie. Mogłaby przysiąc, że złośliwa Alma Coin rozpuszcza w powietrzu jakiś środek nasenno-marazmowy, sprawiający, że wszystkie korytarze i pokoje Ośrodka znajdowały się w strefie bezkresnego uśpienia. Kiedy budziła się rano miała dziwne wrażenie, że w jej sypialni zalega gruba, ciężka mgła, rozwiewająca się jednak po kilku powolnych mrugnięciach. I po intensywnych wspomnieniach poprzedniego wieczoru, spędzonego - a jakże! - w towarzystwie Alexandra. Jej prywatnego rycerza, dzielnie stawiającego czoła wszelkim dziewczęcym strachom. Swoim idiotycznym poczuciem humoru odsuwał od Daisy myśli o śmierci, bólu i innych niedorzecznych głupotkach, jednocześnie swoimi silnymi ramionami zagarniając ją do siebie i chroniąc przed zabójczym dla Daignault myśleniem. Uwielbiała jego towarzystwo; nie musiała się starać i zgrywać kogoś, kim nie była; nie musiała używać trudnych słów i zakładać okularów, by wydać się jeszcze mądrzejszą. Alex akceptował ją taką, jaka była, nie wspominając ani słowem o arenie albo treningach. Te stawały się już przeszłością, chociaż Daisy spędziła dwa popołudnia na przeglądaniu grubych tomiszczy z fotografiami kwiatków i ziół. To ją uspokajało; lubiła też zerkać do lustra i zachwycać się swoim inteligenckim wyglądem: naprawdę było jej do twarzy z grubym tomiszczem na kolanach. Chętnie zrobiłaby sobie całą sesję zdjęciową, ale niestety - zabrano jej telefon i...musiała zbierać się na pokazy. Podekscytowała się ekstremalnie, kiedy ktoś po raz pierwszy rzucił hasło o występach. Od razu skojarzyła to z pokazami mody, z długim wybiegiem i jej jeszcze dłuższymi nogami. Żyć nie umierać; nie zdążyła jednak radośnie odliczać dni (a raczej godzin) do tej szalonej szansy zaprezentowania się Alexandrowi jako gwiazdka Kapitolu, bo już objaśniono jej, że to raczej ekshibicjonistyczny pokaz siły a nie wdzięku. Mina nieco jej zrzedła, nie dała się jednak zdołować i naprawdę wzięła sobie do serca słowa o przygotowaniu się do tego ważnego dnia. Robiła więc co w swojej mocy. Podczas gdy inni w pocie i znoju machali toporkami i upuszczali krwi dzikim zwierzętom, Daisy malowała paznokcie, układała włosy i korzystała z oferty last minute w ośrodkowym SPA. Kompletnie nie obawiała się swojego pokazu; Alexander logicznie powiedział jej, że przecież nie mogą jej zabić ani uszkodzić, wierzyła mu więc święcie, pojawiając się w korytarzu przed halą treningową kilkanaście minut przed rozpoczęciem swojego pokazu. Większość trybutów - spoconych i z triumfem w oczach - mijała ją z wyraźną pogardą; ci, którzy jeszcze czekali, traktowali ją podobnie, wytrzeszczając oczy na jej złoty, króciutki kombinezonik (pewnie dlatego, że wyglądała na nagą; materiał zlewał się z jej skórą wręcz idealnie) i pofalowane włosy. Wszyscy byli zdeterminowani, sportowi, dojrzali i jacyś tacy...triumfujący, ale Daisy przyjęła to tylko lekceważącym prychnięciem, siadając tuż przed drzwiami i wyciągając przed siebie długie nogi. Zamiast przypominać sobie informacje o roślinkach albo planować spektakularne wystąpienie, wolała przyglądać się swoim paznokciom u stóp, zastanawiając się, czy nie lepiej było pomalować je na pomarańczowo. Orange is the new black? Gdzieś o tym czytała. Nie mogła sobie jednak przypomnieć tytułu magazynu i prawie przegapiła swoją kolej; przekroczyła więc drzwi do sali treningowej nieco zaaferowana, przystając dopiero przed szybą, oddzielającą ją od grona jakichś dziwnych ludzi. Gdyby była wśród nich Alma Coin pewnie Daisy zareagowałaby kompletnie inaczej, ale teraz czuła się kompletnie swobodnie, poprawiając włosy i posyłając widzom szeroki, filmowy uśmiech. - Nie powinnam się przedstawiać, zna mnie każdy, ale pewnie pochodzicie z tych nor pod ziemią w Trzydziestce, bez dostępu do telewizji i wody, więc.. - zaczęła bardzo sympatycznie i wręcz współczująco, w końcu zostawiając swoje złote włosy samym sobie i jeszcze poszerzając nieskazitelnie białe szczerzeni zębów. Jak na tak tragiczne przygotowanie do pokazu czuła się fenomenalnie; w końcu nuda ustąpiła miejsca jakiejś aktywności, w końcu Alexander obiecał spotkać się z nią na całą noc i w końcu mogła ubrać się w coś innego niż szarobury dres. - Daisy Daignault, aktorka, tancerka, piosenkarka, modelka a także autorka tomiku wierszy o upływie czasu. Został umieszczony na opakowaniach nowego serum przeciwzmarszczkowego. Och, byłam też najmądrzejszym uczniem w trzeciej klasie. Dostałam nawet statuetkę talentu matematycznego - przedstawiła się na jednym wydechu, akcentując każde słowo wręcz przesadnie i przemilczając fakt, że większość znanych jej osób mówiła, że niestety Di zatrzymała się intelektualnie na poziomie owej genialnej trzeciej klasy. O takich rzeczach wolała nie wspominać, dygnęła więc jak profesjonalistka - od drugiego roku życia występowała w reklamach; maniery nie ulegały przedawnieniu - i rozejrzała się po sali treningowej. Pustej, nigdzie nie było przystojnej twarzy trenera, westchnęła więc tylko, ruszając do stanowiska strzelniczego. Stwierdziła, że najlepiej prezentuje się z łukiem, podniosła więc jeden z przygotowanych narzędzi zbrodni, zerkając do dalekiego lustra i ustawiając się tak, by lepszy profil mogli widzieć oceniający ją ludzie. O ile w ogóle ją obserwowali; właściwie nie zwracała na to uwagi; uczucie, jakie płonęło w jej dziewczęcym, marysuistycznym serduszku, czyniło z niej najbardziej optymistyczne dziecko świata. Z takim też nastawieniem naciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę. Jedną, drugą, siódmą - wszystkie poszybowały wysoko ponad tarczą, na co Daisy zareagowała perlistym chichocikiem. - Ups - Nie widziała obok siebie kolejnej porcji strzał, odłożyła więc łuk i ruszyła pozbierać groty. A właściwie pobiegła. A właściwie pognała, z całych sił i z całą szybkością, w pięknym poślizgu łapiąc wszystkie i w tym samym nienormalnym i zabójczym tempie powracając na miejsce. Bez żadnej zadyszki naciągnęła łuk ponownie i - upewniając się, że dalej wygląda jak amazonka - powtórzyła strzeleckie szoł...Równie nieudane, chociaż..spektakularne. Strzały nie trafiły bowiem w tarczę (chyba nikt nie był zaskoczony) tylko w ścianę za nią. Nie wszystkie jednak; trzy zabłąkane uderzyły w plątaninę kabli, podtrzymujących ekran stanowiska ćwiczeń logicznych. Elektryczne przewody zaiskrzyły, wielka tablica rozbłysła i zaczęła powoli chylić się ku upadkowi. Na samą Daisy, która w ostatniej chwili umknęła niezbyt wesołemu przygnieceniu. Od którego była o włos; dosłownie - pierwszą rzeczą po zwinnym odskoczeniu było poprawienie fryzury i...instynktowne zanurkowanie w dół. Kątem oka zauważyła, że spadająca tablica uszkodziła także stojak z dziwnymi zaostrzonymi kijkami (to te...oszczepy?), mijającymi właśnie jej głowę. Powinna pogratulować sobie genialnego refleksu i zwinności; wszystkie niebezpieczne kostki domina ominęła z wielką gracją, w końcu podnosząc się z podłogi z jeszcze szerszym uśmiechem, otrzepując spodenki kombinezonu. - Specjalnie strzeliłam w te kable - podsumowała z rozbrajającym, kłamliwym samozadowoleniem, mając nadzieję, że nie każą jej teraz sprzątać tego bajzlu. Zerknęła jeszcze kontrolnie na paznokcie - zero obdartego lakieru! sukces! - przyjmując postawę małej bohaterki. Naprawdę nie zamierzała kreować się na łaknącą krwi wariatkę ani odstawiać szalonego spektaklu, w którym zaprezentowałaby swoje wszystkie trzydzieści zdolności mordowania, strzelania i grania w szachy. Perfekcyjny wygląd był oczywistością, ale przekształcenie się w maszynkę do zabijania w ciągu kilkudziesięciu godzin pozostawał daleko poza zasięgiem złotej Daisy. Gotowej na wszystko, chociaż najchętniej wróciłaby do pokoju by niespokojnie czekać na opowieści Alexandra o jego pokazie. Pełnym siły i klasy, tego była równie pewna jak swojej prezencji w tej chwili - zarumieniona, piękna i kompletnie bezużyteczna arenowo Daignault w pełnej krasie. Brakowało tylko numeru konta i prośby o wysyłanie smsów o treści POMAGAM. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Daisy Daignault Sob Wrz 06, 2014 6:14 pm | |
| Choć Organizatorzy uprzejmie skinęli Daisy głowami na powitanie, po ich minach widać było, że i strój dziewczyny, i jej słowa nie przypadły im do gustu. Któryś mężczyzna prychnął nawet, wykrzywiając pogardliwie usta, a siedząca obok niego kobieta szybko go uciszyła. Kiedy pierwsze trzy strzały nie trafiły do celu, na sali panowała jeszcze cisza, lecz wraz z kolejnymi chybieniami rozlegały się pojedyncze, ledwo tłumione chichoty. Śmiech urwał się jednak gwałtownie w momencie, gdy Daisy trafiła w plątaninę kabli. W pomieszczeniu rozbrzmiał głośny huk, kiedy tablica zwaliła się na podłogę, a jeżeli pannie Daignault zależało na przyciągnięciu uwagi Organizatorów, mogła cieszyć się z efektu - kilka osób wstało, natomiast mężczyźnie, który obdarzył ją wcześniej pogardliwym uśmiechem, wyrwało się głośne przekleństwo. - To było... powalające - odezwał się po chwili, już opanowanym głosem. - Miejmy nadzieję, że takim samym talentem wykażesz się przy następnym zdaniu. Kiedy mężczyzna ucichł, przez moment znów zapanowała cisza. Przerwało ją dopiero ciche bzyczenie, które zdawało się dobiegać gdzieś z okolic sufitu. Przez niewielkie, znajdujące się w nim otwory, w szybkim tempie wydostawała się chmara owadów podobnych do os, tyle że znacznie od nich większych. I w równie szybkim tempie owady te zbliżały się do Daisy. |
| | |
| Temat: Re: Daisy Daignault Sob Wrz 06, 2014 6:54 pm | |
| Pogardliwe śmiechy towarzyszyły Daisy przez całe życie, przywykła więc do ignorowania ich; zresztą, skupiała się wyłącznie na niesamowitym pokazie a nie na kokietowaniu oglądających ją ludzi. Zerkała na nich przez ramię, owszem, ale czysto kontrolnie, dalej z szerokim uśmiechem na złotych ustach i w szampańskim nastroju. Kiedy mężczyzna skomentował jej wyczyn znów dygnęła teatralnie, kompletnie nie wyłapując w jego tonie ironicznej dwuznaczności. Naprawdę zrobiła dużo więcej niż zamierzała, chociaż odrobinę żałowała, że nie zaprezentowała im produkcji stuprocentowo roślinnej odzywki do włosów. Czytanie o ziołach naprawdę się opłacało i była już kosmetycznie przygotowana na trudy i znoje Areny bez salonów SPA i drogerii. Uzyskanie naturalnego rozjaśniacza do włosów mogłoby zrobić większe wrażenie niż biegłość w niszczeniu wszystkiego, czego dotknęła, ale nie było już powrotu i mogła tylko dalej stać w pozie oczekującej aplauzu gwiazdki (bądź talentu matematycznego). Miała naiwną nadzieję, że naprawdę jej przyklasną i wypuszczą ją wolno, jednak wiadomość o jakimś tajemnym zadaniu nie zepsuła jej doskonałego humoru. Pokiwała tylko energicznie głową, rozglądając się po pomieszczeniu w oczekiwaniu na kolejne wyzwanie. Należące oczywiście do kategorii tych modowych, nie oczekiwali chyba po ślicznej piętnastolatce rzucania nożami i informatycznego niszczenia przeciwników. Przez krótką chwilę stała z tym pięknym uśmiechem miss Panem na buzi, nieco irytując się opieszałością w opowiadaniu o zadaniach; zanim jednak postanowiła zwrócić uwagę organizatorom (pierwszy grzech ładnych dziewcząt - nigdy nie pyskuj sędziom w konkursie piękności!), usłyszała tuż nad sobą dziwny dźwięk. Trzepot skrzydeł? Od razu uniosła głowę i na widok wielkich owadów jej buzia przyjęła kształt idealnego, wręcz komiksowego kółeczka. Wyrażającego nie czystą panikę, raczej zafascynowanie dziecka, po raz pierwszy stykającego się tak bezpośrednio z dziką zwierzyną. Daisy wychowała się pod kloszem lamp i zachwytu Kapitolu, gdzie jedynym kontaktem z pierwotną (powiedzmy) naturą było głaskanie drogiego futrzanego płaszcza matki. Co prawda fruwające nad nią owady nie wyglądały jak milusie szynszyle, ale i tak Di była pod ich wielkim wrażeniem. Najchętniej wyciągnęłaby rękę, żeby złapać za pasiasty ogon jedno ze zwierzątek, ale coś (nie, nie rozsądek; raczej głos Alexandra) podpowiadało jej, że w zadaniu nie chodzi o udomowienie tych straszydeł i nadanie im imion. Zwłaszcza, że gdy podleciały nieco bliżej ich brzęczenie przestało przypominać początek ulubionej dubstepowej piosenki i wydawało się wręcz groźne. Naiwnie jednak dalej wpatrywała się w nie z uśmiechem...do momentu, w którym skrzydło owada musnęło jej policzek. Nie było to przyjemne, ba, wręcz ją obrzydzało i poczuła nieprzyjemne pieczenie. Syknęła wręcz obrażona, na całe szczęście...wpadając w otchłań względnej paniki. Gdyby pozostawała spokojna pewnie zaczęłaby szlochać i zwijać się w pozycję embrionalną - irytacja i napięcie dodawały jej otuchy i być może pomagały łączyć zerwane neurony w plastikowym mózgu, bo Di od razu wzięła się do prób zniszczenia wrogiego nalotu. Oczywiście po uprzednim poprawieniu włosów i wsunięciu ich za kaptur kombinezonika - nie chciała, by obrzydliwe osy wpełzły jej między kosmyki. To ochronne działanie zabrało jej jednak kilka cennych sekund i z otworów w suficie wylewało się coraz więcej owadów, popychając Daisy do szybszego rozwiązania problemu. Podyktowanego zdrowym rozsądkiem: zamiast biec do stanowiska łuków i próbować zestrzelić owadzi rój...podbiegła do najbliższego stanowiska. Pirotechnicznego; pokręciła się przy nim tylko odrobinę drugiego dnia treningów. O czym przypomniała sobie dopiero po trzecim rzuconym granacie - nieodpalonym. Pewnie trafiła najbliżej fruwające osy, ale ciężkie kule spadły na ziemię. Nie wybuchając. No tak, należało wcisnąć odpowiedni guzik i...o to chodziło; kolejne trzy granaty albo inne wybuchające zabawki (Daisy nie przywiązywała zbyt dużej wagi do fachowego nazewnictwa) rozbłysły w powietrzu z ogłuszającym hukiem. Di zabolały bębenki i aż skuliła się za blatem stanowiska, rzucając jednak kolejne bomby bez większego sensu. Jedna wybuchła tuż przy otworze przy suficie, trzy - w pobliżu stanowiska z pierwszą pomocą, a dwie uderzyły z impetem w szybę, oddzielającą widzów. Tego jednak Daisy nie widziała, ukryta za blatem i szalenie skupiona na naciskaniu odpowiednich przycisków i szybkim pozbywaniu się granatów, bombek i całej reszty atrakcji. Takich jak flary i...sztuczne ognie, odbijające się po pomieszczeniu. Znów kierując się niezwykłym instynktem uniknęła poparzenia przez flarę i przeczołgała się na drugą stronę blatu. Polowanie z armaty na komary zakończyło się jednak wraz z końcem amunicji; sala dalej była jednak pełna dymu, odbłysków i skwierczących kabli. Cud, że Daisy nie zrzuciła sobie granatu na głowę, ale widocznie głupi czasem miewa szczęście a mądry - tak jak Di - ma je zawsze.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Daisy Daignault Sob Wrz 06, 2014 8:02 pm | |
| Wszystko wyglądało na to, że rzucone przez Daisy granaty - mniej lub bardziej fortunnie - zdołały zabić lub odgonić osy. W osnutym dymem pomieszczeniu panowała cisza, a na podłodze, kilka metrów przed dziewczyną, można było dostrzec leżące w bezruchu ciałka owadów. Na tym jednak szczęście panny Daignault się kończyło. W pewnej chwili dziewczyna mogła poczuć delikatne łaskotanie na swojej prawej dłoni, a już w następnej silny ból przeszył jej palec wskazujący. Okazało się, że jedna z os ocalała i - widocznie chcąc się zemścić - użądliła Daisy. Ręka dziewczyny zaczęła puchnąć; nie minęło nawet kilka sekund, a była już trzy razy większa niż normalnie. Jad osy, oprócz zawrotów głowy i silnego bólu prawej dłoni, spowodował również halucynacje - panna Daignult mogła nagle stwierdzić, że czuje nieprzyjemny zapach spalonych włosów i rosnące z każdą chwilą ciepło tuż przy swojej głowie. Jej długie blond fale płonęły. |
| | |
| Temat: Re: Daisy Daignault Sob Wrz 06, 2014 8:42 pm | |
| Wybuchowy spektakl jakiego stała się autorką pewnie wywołałby u Daisy okrzyki zachwytu, ale czuła się nieco ogłuszona. Hałasem, dymem i całą, niezbyt przyjemną, atmosferą hali treningowej. Nawet jej filmowy, szeroki uśmiech odrobinę przygasł i postronny obserwator nie miał już dostępu do jej migdałków i gardła, eksponowanych w nienaturalnie wielkim rozdziawie usteczek. Spierzchniętych; oblizywała je więc odruchowo, zachowując się bardzo odpowiednio do swojego wieku. Była przecież zaledwie piętnastoletnim dzieckiem a nie szkoloną przez lata zabójczynią, nie okazującą uczuć. Oczywiście potrafiła grać i to doskonale - inaczej nie zostałaby twarzą dziecięcej kolekcji śpioszków - jednak w chwili kryzysu plastikowa maska nieco odpadała. A chyba miała do czynienia z takowym kryzysem - dym gryzł ją w oczy, palce bolały od wyrzucania ciężkich bomb i posiniaczyła sobie kolana od rzucania się na podłogę i czołgania przez parkiet zasypany truchełkami owadów. Mechanicznych; powinna zwrócić na to uwagę i zachwycić się jeszcze bardziej dziką zwierzyną, ale zanim zdążyła się wyprostować i oczekiwać kolejnej porcji oklasków, coś niemiło ukłuło ją w dłoń. Prawą; podniosła ją do góry i przyjrzała się dokładnie, nie widząc jednak żądła...chociaż może nie powinna ufać swoim zmysłom, bo w głowie zaczynało się jej kręcić coraz mocniej. Pewnie od dymu; dość sensownie pozostała na ziemi, nie dlatego jednak, że znała przepisy przeciwpożarowe, ale po prostu nie mogła na razie zerwać się na równe nogi, rozkojarzona bólem i...deformacją ślicznych, szczuplutkich paluszków? Aż sapnęła z niedowierzania, mrugając zawzięcie, kiedy jej dłoń nadęła się do niedorzecznych rozmiarów. Dobrze, że nie nosiła pierścionków, inaczej pewnie znów przeżyłaby największy dramat życia i została inwalidką bez prawej ręki. Pulsującej bólem, tak mocnym, że do oczu napłynęły jej łzy. Nie, nie spłynęły jednak samotnym strumieniem po jej złotej buzi, zatrzymane dość gwałtownie przez całkiem inny bodziec. Bardziej niepokojący od odcięcia kończyny, potwornego bólu czy innych atrakcji. Włosy. Coś działo się z jej pięknymi włosami, coś złego, przerażającego i...ten zapach wyczuła nawet w kłębach elektronicznego dymu a gorący powiew tuż przy głowie otrzeźwił ją już całkowicie. Z przejmującym wrzaskiem zerwała się na równe nogi, wydając z siebie tak wysoki pisk, że aż rozbolało ją gardło. Nie zwracała jednak na to uwagi, zaczynając histerycznie przesuwać zdrową ręką po głowie. Zachwiała się gwałtownie - dym i jad utrudniał jej zachowanie równowagi i trzeźwego osądu - nie rozumiejąc co się właśnie dzieje. Nie czuła płomieni, ale...przecież się paliła. A właściwie jej włosy. Znów ponowiła przenikliwy wrzask i przechyliła głowę do przodu, padając na kolana i przyklepując otwartą dłonią tlące się (czy aby na pewno?) kosmyki, zduszając je do brudnej ziemi i z pewnością niszcząc działania drogich odżywek. Cóż, w takim przerażeniu nie liczył się wygląd a w ogóle utrzymanie na głowie blond loków, mieniących się gorejącym złotem nawet w zadymionym półmroku. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Daisy Daignault Sob Wrz 06, 2014 9:00 pm | |
| Jeszcze przez około minutę Daisy zdawało się, że jej włosy płoną, jednak gdy czas ten minął, ogień oraz zapach dymu i spalenizny zniknęły. Zawroty głowy również ustały, co nie mogło niestety dotyczyć bólu prawej ręki - ta spuchła jeszcze bardziej, pokrywając się szpetnymi bąblami wypełnionymi ropą i krwią. - Pokaz dobiegł końca, dziękujemy - rozległ się żeński głos. Należał on do kobiety, która wcześniej uciszyła siedzącego obok niej mężczyznę. Na jej twarzy malował się lekki wyraz politowania, jednak Organizatorka próbowała zamaskować go całkiem przekonywującym uśmiechem. - Wynik zostanie ogłoszony wieczorem. Możesz opuścić salę.
Jesteś wolna, powodzenia z włosami w SPA. :D |
| | |
| Temat: Re: Daisy Daignault | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|