|
| Pandora Rouse & Matthew Turner | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Pandora Rouse & Matthew Turner Sob Sie 09, 2014 1:17 pm | |
| |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Wto Sie 12, 2014 5:52 pm | |
| Rzadko kiedy napadały mnie lęki. Zazwyczaj wszystko przyjmowałam z chłodną obojętnością i mało co potrafiło mnie wzruszyć, czy wywołać jakąkolwiek reakcję. O strachu w ogóle nie wiedziałam zbyt wiele - może tylko tyle, że był formą obrony, ale nawet jeżeli to teraz na niewiele miało się to zdać. Wzdrygnęłam się lekko kiedy zrozumiałam, że tegoroczny Ośrodek Szkoleniowy nie znajduje się na powierzchni, a głęboko pod nią. Nienawidziłam zamkniętych pomieszczeń, pozbawionych możliwości ucieczki i jakby było niewystarczająco - pogrzebanych pod ziemią. Budziła się we mnie głęboko ukryta klaustrofobia, czy jakaś jej odmiana do której też nie zamierzałam się przyznać, nawet przed sobą. Zadygotałam lekko, jadąc w dół windą, przygryzłam dolną wargę i przymknęłam oczy, próbując się wyciszyć. Przyroda zawsze miała na mnie kojący wpływ, szum wiatru, otwarte i przestronne polanki, słońce muskające moją skórę. Wtedy było mi najbliżej do szczęścia i wolności. Teraz budziły się we mnie wszystkie drapieżne instynkty i gdyby nie sztuka opanowania własnych nerwów, już od kilku chwil drapałabym Strażników Pokoju, uderzała w drzwi windy, a ostatecznie padła zrezygnowana na podłogę błagając, żeby jednak mój udział w tej nieprzygodzie był wynikiem szybko naprawionego błędu w systemie. W końcu jedynie zacisnęłam drobne piąstki, wpijając paznokcie w ich wewnętrzną stronę i pozwalając bólowi na przejęcie moich emocji. Wzięłam kilka głębszych wdechów, a powietrze zadrżało w moich płucach - nienawidziłam, kiedy dochodziło do konfrontacji z moimi niedoskonałościami, bo zazwyczaj z góry wykluczałam ich istnienie. Byłam dzieckiem Nowego Kapitolu, osobą, która miała uosabiać wszystkie cudowne zmiany i szanse dane nam przez Panią Prezydent - tymczasem jednak zamknięta w te betonowo-stalowej puszcze traciłam kontakt z moją odważną stroną i stawałam się wiotka jak gałązka, uginająca się pod najmniejszym podmuchem wiatru. Jeden ze Strażników uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i chyba chcąc dodać mi otuchy, ale jedynie skrzywiłam się w odpowiedzi, co w tej chwili i tak było sporym osiągnięciem, kiedy nadal paraliżował mnie lęk. Jak na zbawienie rozbrzmiał dźwięczny brzdęk zatrzymującej się windy. Postawiłam parę zbyt chwiejnych i niepewnych kroków przed siebie, aby sprawiać dobre wrażenie. Usłyszałam za sobą wskazówki Strażnika, jak dojść do apartamentu, a kiedy w końcu zniknęli za ponownie zamykającymi się drzwiami winy, w mgnieniu oka odwróciłam się na pięcie i puściłam przed siebie we wskazanym kierunku, prowadzona strachem. Minęłam parę drzwi z nazwiskami innych trybutów, chociaż żadne z nich nic mi nie mówiło - i w końcu poślizgnęłam się i złapałam najbliższej klamki. Przytrzymałam się jej jeszcze przez chwilę - w obawie że roztrzęsione nogi wciąż mogą się zbuntować, zawieźć mnie i odesłać na podłogę. Przeklęłam cicho pod nosem i zaraz rozejrzałam nerwowo po korytarzu, trzepiąc przy tym na boki kaskadami jasnych włosów - aby upewnić się, czy nikt przypadkiem nie był świadkiem moich złych manier. Puściłam się w końcu mojego wybawiciela. Strzepnęłam dół sukienki, poprawiłam złotą opaskę, którą jeszcze dzisiejszego ranka ukoronowałam swoją głowę i powołując się na stary sprawdzony sposób wzięłam kolejny wdech. - Cholera, Panda weź się w garść - szepnęłam krótko do siebie i zacisnęłam zęby. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami miałam spędzić w tej trumnie jeszcze przynajmniej tydzień i nie mogłam pozwolić, aby moje własne niedociągnięcia stanęły na drodze. Nacisnęłam klamkę i bez pukania weszłam do pokoju - nadal pustego jak się okazało, ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero po chwili, bo coś zupełnie innego przykuło mój wzrok. Okna, duże i zapewne fałszywe, ale chciałam pozwolić oszukiwać się tej cudownej iluzji. Uśmiechnęłam się mimowolnie od siebie i wybuchnęłam histerycznym śmiechem, a zaraz potem przewróciłam oczami w odpowiedzi na swój chwilowy moment słabości. Przejechałam opuszkami palców po meblach i obeszłam cały pokój dookoła. Potrzebowałam jeszcze raz uświadomić sobie, jak wiele przestrzeni mnie otaczało. Powietrze zresztą też było niczego sobie, teraz kiedy wreszcie pozwoliłam sobie na zrezygnowanie z buntu i dopuściłam bardziej racjonalne myślenie. Usiadłam w końcu na kanapie i kołysałam odruchowo w tył i w przód, wpatrując w swojej beżowe lakierki. Potrzebowałam skorzystać z tej samotności, póki wciąż mogłam się nią napawać, nie wiedziałam w końcu kiedy zostanie mi odebrana. Kilka chwil na ponowne ostudzenie umysłu, przećwiczenie dialogów i wczucie się w role; ta dziewczynka przed chwilą, to nie byłam ja. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Sro Sie 13, 2014 2:32 pm | |
| // recepcja.
Wchodząc do windy, prawie trzęsę się ze złości. Choć korytarz za mną jest zupełnie pusty, spodziewam się, że zaraz ujrzę zmierzającego w moją stronę Victora - naiwnie pewnego, iż cichy głos, załamane spojrzenie i wzrok wbity ze wstydem w podłogę zdołają cokolwiek zmienić. Na wspomnienie jego twarzy, na której malowało się tyle fałszywej skruchy, czuję się niemalże tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Przez lata ta sama twarz wykrzywiona była w pogardliwym uśmiechu skierowanym w moją stronę, a te same usta nie szczędziły słów, które miały mnie tylko jeszcze bardziej upokorzyć. Nie mogę pozbyć się tego wspomnienia, by zastąpić je fałszywym obrazem innego. Ostatnie kilka minut uświadomiło mi, ile kłamstw było do to tej pory w moim życiu. Kiedy drzwi windy zasuwają się w końcu z głośnym zgrzytem, a wciąż pusty korytarz znika mi z oczu, wzdycham głęboko i opieram się o jedną ze ścian. Wciskam odpowiedni guzik, oznaczony smukłą cyfrą 1 i stojącym zaraz obok niej minusem, po czym zamykam oczy, wsłuchując się w cichy, miarowy szmer. Z trudem jednak powstrzymuję w sobie odruch osunięcia się na kolana - i tym razem wygrywam. Widocznie gniew, który wcale jeszcze we mnie nie osłabł, nie pozwala mi na okazanie słabości, nawet jeśli jestem sama. Wiem, że ta chwila spokoju nie potrwa długo. Apartamenty trybutów znajdą się zaledwie poziom niżej, ale potrzebuję choć minuty, by zebrać myśli i nie pozwolić im na powracanie wciąż do tematu brata i rodziców. Chciałabym udawać, że nigdy nie przeszłam przez drzwi recepcji i nie zauważyłam Victora, jednak zdaję sobie sprawę z tego, jak małe mam pod tym względem szanse. Z zamyślenia wyrywa mnie sygnał przychodzącej wiadomości, który rozbrzmiewa w windzie niemal hałaśliwie. Zrezygnowana, otwieram oczy i wyciągam z kieszeni telefon, rzucając szybkie spojrzenie na wyświetlacz. 1 nowa wiadomość od: Cordelia. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie zignorować smsa, lecz ciekawość, czego takiego może chcieć od mnie panna Snow, w końcu zwycięża. Przebiegam wzrokiem po kilku linijkach tekstu, zatrzymując się na przedostatnim zdaniu. Czuję, jak o moje policzki uderza fala gorąca, nie mogę uwierzyć w to, co czytam - litery rozmazują mi się przed oczami, jakby zapisane były atramentem, a ktoś właśnie wylał na nie wodę. Sens zdania jednak szybko do mnie dociera, powodując kolejny przypływ złości. Dzieciaki z Dzielnicy jako trybuci. Zaciskam palce na obudowie telefonu tak mocno, jakbym chciała je w niej zatopić. Od samego początku wiedziałam, że ten dzień nie będzie wcale przyjemny, ale nie sądziłam, jak bardzo w ciągu zaledwie kilku minut zdołam znienawidzić Almę Coin. Nie mogę zrozumieć, dlaczego dzieci ludzi, którzy ją poparli i stali przy niej murem podczas rebelii, teraz mają odpowiadać za to, co stało się prawie dwa tygodnie temu na Placu Wyzwolenia. Podobno wraz z nadejściem nowej władzy koszmar Głodowych Igrzysk miał się skończyć, jednak po roku czasu wciąż trwa i staje się nawet straszniejszy niż ten za rządów prezydenta Snowa. Wzburzona, z opóźnieniem zauważam, że winda już dawno się zatrzymała, a przed sobą mam wąski, dobrze oświetlony korytarz. Po obu jego stronach widnieje szereg drzwi oznaczonych tabliczkami z imionami i nazwiskami trybutów, pośród których od razu natrafiam wzrokiem na tę właściwą. Z westchnieniem wychodzę z windy i podążam nieśpiesznym krokiem ku drzwiom, choć gdy łapię za klamkę, naciskając ją powoli, ogarniają mnie wątpliwości. Przez moment pragnę po prostu wydostać się z ośrodka, wrócić do domu i udawać, że nigdy się tutaj nie znalazłam. Biorę jednak głęboki wdech, po czym wchodzę do pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka wydaje się być puste, lecz szybko zauważam jasnowłosą dziewczynę, siedzącą na kanapie i kołyszącą się w tył i w przód. - Widzę, jak to robisz na arenie - mówię, zanim udaje mi się ugryźć w język i opanować wciąż niesłabnącą złość po spotkaniu z Victorem. Wiem, że blondynka jest moją trybutką i powinnam okazać jej w tym momencie wsparcie, lecz chyba powoli wraca do mnie stary nawyk - wyżywanie się na ludziach, którzy niczym mi nie zawinili. - I już słyszę armatę. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Czw Sie 14, 2014 6:56 pm | |
| Za nic w świecie, nie byłam nigdy tak wdzięczna, jak za ciszę. Pozwoliłam jej się pochłonąć, próbując wyłapać szmer stłumionych rozmów z sąsiednich pokoi, abym mogła przyznać sobie prawo do narzekania, na świat, który mnie otacza - ale do moich uszu nie dotarło nic, poza szumem własnej krwi, zjawiskowo pokonującej trasę, wewnątrz mojego ciała. Wpadłam w sadzawkę swoich myśli, a na powierzchni nie było niczego, czego mogłabym się złapać i wydostać z jej odmętów. Dopiero teraz, tonąc w ciszy i błogosławionej samotności, mogłam chłodno przekalkulować wszystko, co zdarzyło się tego dnia - a wszystko przewróciło się w ciągu paru godzin do góry nogami; nie miałam pojęcia, czy aby wybiła już pierwsza. Rozrywek brakowało mi odkąd tylko pamiętam i dopiero teraz przyłapałam się na tym, jaka byłam roztrzęsiona i przejęta. Splotłam ze sobą dłonie i strzeliłam palcami. Otchłań myśli pozostawiła mnie wpatrującą się w stojący przede mną, sterylnie czysty stolik; wszystko zresztą było tak samo niegodne uwagi - w pokoju pozbawionym książek i ludzi. Oboje uwielbiałam studiować, nawet jeżeli w jednym przypadku zawsze kończyło się to wynikiem pełnym rozczarowania i pogardy. Nie potrafiłam pozbyć się uciążliwej gonitwy myśli, która jedynie mnie rozpraszała. Powędrowałam ku moim rodzicom, wyobrażając sobie, jak po całym dniu pracy wracają do pustego domu. Krzyczą z progu, abym wyszykowała się na uroczysty bankiet, z okazji Dożynek; a spotykając się z milczącą odpowiedzią otwierają drzwi mojego pokoju i wpadają w gniew, sądząc, że na pewno po raz kolejny uciekłam przez okno, raniąc przy tym swoje nogi o specjalnie posadzonym na dole krzew róży. Moja porcelanowa skóra była już oznaczona dziesiątkami drobnych blizn, skrywanych jednak idealnie po białymi rajtuzkami. Pomyślałam też o mojej siostrze, zastanawiając się, czy widziała Dożynki, czy w ogóle przejęła się moim wylosowaniem. Mogłam też założyć się, że nie podzielała mojego entuzjazmu. Z nas dwóch zawsze była tą rozsądniejszą, bardziej potulną i dobrą. Gdybym tylko wygrała, mogłabym postarać się o jej przeniesienie do Dzielnicy Rebeliantów. Może to jeszcze zdołałoby uratować moją zepsutą duszę. I pomyślałam też o sobie, o wszystkich trybutach, którzy z pewnością planowali pozbyć się już pod rogiem krucho wyglądającej czternastolatki. Wszystkich osiłków i zadufane w sobie panny. I wreszcie dopuszczając do siebie racjonalne myślenie, dotarło do mnie, że wcale nie będzie tak prosto - że moja cudownie rysująca się w wyobraźni przygoda, wcale nie będzie piękna; ale chciałam ubrudzić sobie dłonie. Musiałam od czegoś zacząć, póki co byłam na dole drabiny społecznej i wiekowej, dyskryminowana ze względu na płeć i pochodzenie. Wszystko jest jednak tymczasowe, tak jak i to. Mogłam przyrzec, że wszystkie te myśli, wszystkie osoby i wszystkie prawdopodobne wizje przyszłości uderzyły we mnie w jednej chwili tworząc chaotyczny kolarz, z pracy nad którym wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Podskoczyłam z miejsca, jak przyłapana na gorącym uczynku i wbiłam swój wzrok w stojącą w progu dziewczynę, ściągając nerwowo brwi. Cypriane Sean. Z pewnością była moją mentorką i musiałam przyznać, że nie spodobała mi się ta wizja. Podczas 74. Igrzysk była co prawda jedną z moich ulubionych, kibicowałam jej zażarcie, bo Zawodowcy zawsze imponowali mi swoją bezdusznością, a ona na dodatek odznaczała się psychopatycznymi zapędami, którymi ja sama bym nie pogardziła - fakt pozostawał jednak taki, że nie wygrała. Gdyby zawody nie zostały przerwane, mogła zginąć nawet kolejnego dnia. Jak mogłam zaufać komuś takiemu, kiedy chodziło o moje życie? Zacisnęłam w podenerwowaniu usta słysząc jej słowa i opadłam z powrotem na kanapę. Zgarnęłam pasemka włosów za uszy i potarłam skronie, próbując pozbyć się powoli uderzającego w nie bólu głowy. - Jestem chora - odparłam cicho, strojąc smutną minę i podnosząc zganiony wzrok na dziewczynę. Zaraz jednak zachichotałam lekko przesłaniając usta dłonią. - Nie doceniasz mnie, panno Sean - dodałam po chwili, nie będąc pewną, jak powinnam się do niej zwracać, skoro dzieliło nas zaledwie parę lat różnicy. Wolałam jednak przezornie nie robić sobie wrogów, wśród ludzi, którzy mogli utrzymać mnie przy życiu. Póki co. - Nikt nie docenia, ale może po raz pierwszy znajdą się w tym jakieś korzyści - uśmiechnęłam się delikatnie opierając brodę na dłoni. - Nam obu będzie żyło się wygodniej, jeżeli będziemy po tej samej stronie. Pozbycie się zwątpienia byłoby dobrym początkiem. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Pią Sie 15, 2014 4:47 pm | |
| Nie od dzisiaj wiem, z jak wielkim trudem przychodzi mi trzymanie języka za zębami w chwilach złości, niezależnie od tego, ile wysiłku w to wkładam. Niechciane słowa zawsze jakimś cudem znajdują drogę do ust, rozbrzmiewając ironią i gniewem, a mnie pozostaje jedynie żałować, że cokolwiek mówiłam i starać się wydusić z siebie ciche, niemal za każdym razem sprawiające kłopot przepraszam. Jednak wcale nie uczę się na błędach - wciąż robię, a dopiero później myślę. Nie ośmielam się przerwać głuchej ciszy, która zapadła w pokoju po moich słowach. Choć jestem zła na siebie, że zaczęłam naszą znajomość właśnie w taki sposób, nawet najmniej wyraźne przepraszam byłoby teraz ponad moje siły. Myśli kłębią mi się w głowie niczym rój wściekłych pszczół i mimo że staram się je opanować, jedyne, na co udaje mi się zdobyć, to odwrócenie wzroku i wbicie go z irytacją w podłogę, jakby to ona ponosiła winę za cały dzisiejszy dzień. Któraś część mnie z uporem usiłuje usprawiedliwić moje słowa i może w jej argumentach jest choć trochę racji – mam prawo być rozdrażniona i zdenerwowana. W ciągu zaledwie kilkunastu minut spadła na mnie cała lawina problemów, z której nawet nie potrafię znaleźć wyjścia i wcale nie wygląda na to, bym miała na nie w najbliższym czasie natrafić. Chciałabym po prostu zamknąć oczy i znów je otworzyć, po czym stwierdzić, iż wszystko jest tak jak dawniej – w udawanym porządku – jednak dobrze wiem, że jeśli mrugnę, nic takiego się nie stanie. Ale chyba wciąż się łudzę, dobrze mi to wychodzi. W końcu z wahaniem odrywam wzrok od podłogi i przenoszę go na Pandorę, niepewna tego, jak dziewczyna zareaguje na moje słowa. Zerwawszy się z miejsca, blondynka marszczy równe brwi i zaczyna świdrować mnie spojrzeniem swoich piwnych oczu, które przypominają mi nieco oczy lalki. Choć wcześniej widziałam tylko czubek jej jasnowłosej głowy, dopiero teraz zauważam, że dziewczyna wygląda na młodszą ode mnie o kilka lat. Zaciskam nerwowo wargi, zawzięcie ignorując nagłe, nieco bolesne ukłucie w sercu. Przez gniew powoli przebija się cień wstydu, przelotne uczucie zakłopotania, które natychmiast próbuję odpędzić, wmawiając sobie, że im więcej będzie we mnie nieustępliwości, tym lepiej na tym wyjdę. Prawda jest jednak taka, iż na miejscu Pandory prawdopodobnie też kiwałabym się w przód i w tył, zastanawiając, czy za tydzień będę martwa, czy może umierająca. O czymkolwiek myślała dziewczyna, siedząc w absolutnej ciszy i czekając na mnie, te same myśli prędzej czy później pojawiłyby się i w mojej głowie, gdybym została dzisiaj wylosowana. Nie mogę winić jej za to, że padła ofiarą systemu Coin. Spotkanie z Victorem uświadomiło mi, iż pod wieloma względami sama nią jestem. Mimo to marszczę brwi, lekko poirytowana, gdy Pandora posyła w moją stronę smutne spojrzenie, po czym chichocze, jakby powiedziała coś naprawdę zabawnego. Słucham jej w milczeniu, powstrzymując w sobie chęć oparcia się z rezygnacją o ścianę i zamknięcia oczu. - Ja też jestem chora. Nawet bardzo poważnie – burczę, choć bardziej do siebie niż do blondynki. - Na to wszystko, co się wokół mnie dzieje. W słowach dziewczyny jest jednak sporo racji i nie mogę się z nią nie zgodzić. Patrząc przez chwilę na Pandorę, dochodzę do wniosku, że musi być jedną z najmłodszych trybutek, co mimo wszystko może faktycznie przynieść jej sporo korzyści, jeżeli tylko dobrze wykorzysta przed potencjalnymi sponsorami talent do robienia smutnych min. Wzdycham głęboko, po czym grając na zwłokę, podchodzę nieśpiesznym krokiem ku fotelowi i opadam na niego. Odgarniam z twarzy włosy, szukając jednocześnie odpowiednich słów, choć z niepokojem odkrywam w głowie pustkę. - Dobrze, nie doceniłam cię – odzywam się w końcu, nie mogąc wymyślić niczego lepszego. Dopiero teraz wyraźnie czuję ciężar spoczywającego na mnie obowiązku i z każdą chwilą odnoszę coraz większe wrażenie, że zwyczajnie go nie udźwignę. - Ale nie jestem jedyną osobą, która w ciebie zwątpi. Chociaż tak jak powiedziałaś, możesz to wykorzystać. Robię krótką pauzę, przenosząc wzrok na Pandorę. - Chyba pominiemy przedstawianie się sobie, prawda? – pytam, po czym przechodzę od razu do rzeczy. - Nie wiem, czy jesteś z dzielnicy, czy z Kwartału, ale musisz przygotować się na to, że rząd odpuści sobie wyjaśnienie sprawy i dzieci rebeliantów wezmą udział w Igrzyskach. Jeśli tak się stanie, przestraszona nastolatka ze łzami w oczach, mimo wszystko dumnie stawiająca czoła przeciwnościom Losu, może zdziałać zaskakująco wiele, a szczególnie wzbudzić w sponsorach litość. Na tym powinno nam, jako drużynie, wyjątkowo zależeć. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Pią Sie 15, 2014 8:50 pm | |
| Kiedy ma się czternaście lat, nieskażoną doświadczeniem życiowym buzię, a większości ludzi dosięga się z ledwością do ramienia - nietrudno wtedy, o pogardę ze strony innych, starszych. Lekceważące podejście do mojej osoby towarzyszyło mi praktycznie od zawsze, ale co było przykre, a po latach stało się w pewien żałosny sposób nawet zabawne, to to, że zazwyczaj te przykrości napotykałam ze strony przedstawicielek tej samej płci. Jeszcze kiedy byłam trochę młodsza i żyłam w świecie bardziej obiecujących iluzji, myślałam, że wszystkie dziewczęta są potajemnie powiązane nicią porozumienia, czymś na wzór sojuszu. Że istnieje specjalna wspólnota i coś takiego, jak kobieca solidarność. Jednak mieszkałam w żeńskim domu komunalnym, a krótko po tym poszłam do takiej samej szkoły; i nie potrzebowałam rebelii ani wojny, żeby uświadomić sobie, że świat wcale nie jest taki, jakim go sobie wyobrażamy. Nigdy nie natrafiłam na coś takiego, jak dziewczęce zjednoczenie, które na celu miałoby nasze wspólne dobro. Teraz mogłam jednak podziękować swojej mentorce, za przypomnienie o tym. Chociaż nie podzielałam jej podenerwowania, to mogłam je chociaż zrozumieć. Życie musiało dać jej w kość przez ostatni rok i ostatnią rzeczą, jaką chciała robić, było przypominanie sobie własnych Igrzysk. Nikt nie lubi myśleć o swoich porażkach. Jednak to, że rozumiałam, nie znaczyło wcale, że usprawiedliwiałam jej zachowanie. Jej tytuł mówił o tym, że powinna być tutaj dla mnie, a póki co byłyśmy jedynie przeciwko sobie. Zaś dopiero gdzieś w tle ważyły się losy mojego przetrwania. Świetnie. Z wyuczoną gracją założyłam lekko nogę na nogę i przygładziłam materiał rozłożystej sukienki, aby przykrywała moje kolano. To nie na mój wiek, takie ekscesy. - Nie jesteś chora, tylko zmęczona - uśmiechnęłam się pogodnie ale i może zbyt zuchwale. - Ja z kolei jestem chora, zmęczona i skazana na śmierć, więc jeżeli pozwolisz, to zdaje się, że wygrałam ten konkurs na największe nieszczęście - przechyliłam na bok głowę i splotłam ze sobą dłonie. Nie spuszczałam wzroku z dziewczyny, obserwując jej ruchy. Nadal nie usiadła, więc było jej o wiele bliżej do drzwi, niż do mnie - wciąż mogła wyjść i zostawić mnie z niczym, poza wiedzą, którą sama zdobyłam z przeczytanych książek. Do tej pory wydawało mi się, że było tego całkiem sporo, ale podręcznikowe wiadomości nie mogły całkowicie zapewnić my wygranej. Nadal ważyłam o połowę mniej od reszty, wzrostem przypominałam raczej małego i złośliwego chochlika, a moja siła też pozostawiała wiele do życzenia. Poza tym, nie chciałam wiedzieć, ile ciekawostek o słabościach ludzkiej anatomii jest po prostu fikcją literacką. Przy życiu mógł utrzymać mnie więc tylko spryt, urok osobisty i wątpliwa zwinność. Potrzebowałam Cypriane i wszystkich jej bogatych znajomych, o ile takowych posiadała. Jeżeli nie, to powinna szybko nadrobić towarzyskie zaległości. - Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się zostać - obserwując jak blondynka w końcu usiadła na fotelu, powiedziałam z prawie idealną dykcją i bardziej przyjaznym uśmiechem, od którego rozbolały mnie policzki. Nienaganne maniery były jedną z moich niewielu zalet. - Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić - wzruszyłam ramionami, opuściłam zganiony wzrok na swoje dłonie i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. Szczerość zdawała się być teraz w cenie, ale będąc przyzwyczajoną do wiecznych kłamstw, nie potrafiłam się na nią zdobyć z niewymuszoną łatwością i z trudem starałam się to ukryć. - Czy wyglądam, jakbym mogła być z Kwartału? - odpowiedziałam z niemałym oburzeniem, zanim udało mi się ugryźć w język, zaraz jednak wzięłam szybki i prawie niezauważalny wdech i wydech, a potem przybierałam ten sam uśmiech, jakby nigdy nie zszedł z mojej twarzy. - Przepraszam - dodałam pospiesznie i zaczęłam nerwowo bawić się palcami, szukając zastępczego tematu, kiedy w końcu udało mi się złapać jej słów, mając nadzieję na jak najszybsze zatarcie tego nieprzyjemnego wspomnienia. - Możesz mnie nazwać chorą psychicznie albo po prostu głupią, ale właśnie na to liczę - spoważniałam, w duchu jednak ciesząc się, że ktoś jest wstanie potwierdzić moje nadzieje, na występ w Igrzyskach. Właśnie tego potrzebowałam. - Lubię aktorstwo, ale nie wiem, na ile uda mi się grać na arenie. Nie chcę wiecznie udawać ofiary, nie jestem nią. |
| | | Wiek : 19 Przy sobie : kurs pierwszej pomocy Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Pią Sie 15, 2014 9:51 pm | |
| Wiadomość o organizacji igrzysk była sama w sobie dość zaskakującą informacją, ale fakt, że został wybrany na trybuta całkowicie zburzył jego w miarę spokojne życie. Oczywiście w Kwartale nie można było mówić o szczęśliwej egzystencji, ale z pewnością wolał to od walki na arenie, w imię jakichś zasad, które wymyśliła sobie nowa władza. Najpierw wygnali ich z Kapitolu burząc idealnie zaprojektowane miasto i w jego miejsce tworząc nowe, które hucznie nazwano lepszym i wspanialszym. Rzeczywistość jednak nieco zweryfikowała te zapędy, a nowa stolica okazała się być znacznie bardziej podobna do tej, na której gruzach powstała. Właściwie nie pamiętał za wiele od chwili, gdy na ekranie dostrzegł swoje imię i nazwisko. Wszystko to, co działo się później było jak surrealistyczny obraz, który obserwował z boku. Wsiadł do pociągu. Jak długo jechali? Czy w tym czasie ktoś coś do nich mówił? Może padły jakieś wskazówki, a on idiota je zignorował. Musiał wziąć się w garść, przecież głupotą byłoby dać się zabić w chwili, gdy wydawało się, że jakoś będzie w stanie ułożyć sobie życie. Miał dobrą pracę, mieszkanie ze szczelnym dachem i w zasadzie to wszystko czego do szczęścia potrzebował. Może poza motocyklem. Umieszczenie Ośrodka Szkoleniowego pod ziemią było całkiem rozsądnym rozwiązaniem patrząc z perspektywy władz. Nikt nie chciał, żeby jacyś przeciwnicy klasy rządzącej (którym w tej chwili Matt kibicował bardziej niż kiedykolwiek) postanowili zorganizować jakąś akcję dywersyjną. Dla trybutów byłoby lepiej, gdyby jednak ktoś rzucił się na ten pomysł, ale z pewnością pieski Coin dość solidnie zadbały o 'bezpieczeństwo' budynku jak i samych uczestników igrzysk... Podróż windą była niezwykle intrygująca dłużąc mu się niemiłosiernie. Chciał już postawić stopę na odpowiednim piętrze, pociągnąć za klamkę i rzucić się na łóżko, które przez te kilka dni miało być jego własnym. Miejmy nadzieję, że nie ostatnim. W końcu drzwi dźwigu otworzyły się, a jego oczom ukazał się korytarz, na który chwilę później wyszedł. Ruszył przed siebie dokładnie lustrując napis na każdej tabliczce. Tym razem dokładnie wiedział, że na jednej z nich będzie widniało jego nazwisko, ale mimo wszystko na jej widok zrobiło mu się niedobrze. Czyli to nie błąd... Westchnął i stanął pod odpowiednimi drzwiami, za którymi toczyła się jakaś rozmowa. Słyszał jakieś głosy, kobiece, dwa albo trzy, ciężko powiedzieć, bo nie przysłuchiwał się im zbyt długo. W końcu miał prawo wejść tam w każdej chwili, co też uczynił. - Nie przeszkadzam? - zapytał jeszcze w progu z charakterystycznym dla siebie nieco zaczepnym tonem, tym razem próbował w ten sposób ukryć wszelkie swoje obawy. Znał się na strzelaniu z łuku i miał ogólne pojęcie na temat przetrwania, ale nigdy nie sądził, że będzie musiał kiedykolwiek te umiejętności wykorzystywać. Poza tym zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nie były to zdolności, które gwarantowałyby, nie tyle wygraną, co zwykłe przeżycie. Trzeba było działać, a czas zdawał się uciekać tak szybko jak nigdy dotąd. - Omawiacie taktykę? - domyślił się, że o to musiało chodzić, choć równie dobrze mogły rozmawiać o pogodzie. Zdawało mu się jednak, że temat igrzysk będzie cieszył się większą popularnością. - Mam jedną: nie dać się zabić - uśmiechnął się ponuro. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Sob Sie 16, 2014 10:49 am | |
| Obserwując kątem oka Pandorę, z każdą chwilą odnoszę coraz większe wrażenie, że pomimo dobrych chęci – a przynajmniej wymuszania ich na sobie – cały czas dostrzegam w dziewczynie coś niesamowicie irytującego, co wciąż mnie dekoncentruje. Wodzę wzrokiem po jej idealnie ułożonych blond lokach, porcelanowej twarzy niezdradzającej żadnych zbędnych uczuć i sukience, której nawet najmniejszy skrawek nie jest pognieciony – i choć głupio mi to przyznać, sama czuję się aż niezręcznie w swoich wiekowych, spranych dżinsach oraz lekko wiszącym na mnie swetrze. Nie wspominając już o tym, że wełna, z jakiej go wykonano, pruje się nieco przy rękawach, co nieudolnie staram się zamaskować, bez przerwy je podwijając. Zirytowana, odgarniam jeszcze raz włosy na plecy, chcąc ukryć tym samym fakt, jak wiele kołtunów kryje się w jasnych falach, które z pewnością wyglądałyby znacznie korzystniej, gdybym trochę o nie zadbała. Zaraz jednak upominam się w myślach, że moje zachowanie jest co najmniej dziwne. Powinnam skupić się na tym, by przekazać Pandorze jak najwięcej cennych wskazówek, a zamiast tego, lekko zmieszana, uświadamiam sobie, ile typowej dziewczęcej zazdrości skrywam w swoim spojrzeniu. Natychmiast próbuję uciec wzrokiem i wbić go w pierwszą lepszą napotkaną rzecz. Nie mam pojęcia, kiedy stałam się taka pusta. Nie krzywię się, gdy Pandora posyła ku mnie pogody uśmiech, w którym mimo wszystko widnieje coś fałszywego, jednak moment później jestem tego bardzo bliska. - Biedactwo – odzywam się po chwili milczenia, kręcąc głową i przybierając smutną minę, bardzo podobną do tej, która malowała się chwilę temu na twarzy blondynki. - Naprawdę mi ciebie żal. Ale pociesz się, że wszystkie twoje problemy skończą się, kiedy tylko jakiś osiłek skręci ci kark na arenie. Jak będziesz miała trochę szczęścia, to stanie się to szybko. Zawsze trzeba szukać tych jasnych stron sytuacji, nie sądzisz? Opuszczam powoli kąciki ust, pozwalając swoim słowom rozbrzmieć w pomieszczeniu. Nadal w pewnym sensie jest mi wstyd, że zamiast gorączkowo myśleć, w jaki sposób mogłabym przedłużyć Pandorze życie, wdaję się z nią w głupie kłótnie, ale nic na to nie poradzę. Chyba nie mogę zepsuć tego dnia jeszcze bardziej. Oburzenie w głosie blondynki uświadamia mi pomyłkę. Dziewczyna faktycznie nie może pochodzić z Kwartału, wyglądając niczym żywa lalka zdjęta właśnie ze sklepowej wystawy, jednak w KOLCu znajduje się zbyt wiele bliskich mi osób, bym nie przejęła się słowami Pandory. Mrużę oczy, posyłając jej zimne spojrzenie i zmuszam się do skinięcia sztywno głową, gdy słyszę, jak przeprasza. - Wydaje mi się, że jeśli szybko nie opanujesz czegoś więcej niż strojenia smutnych min, możesz przestać udawać ofiarę i naprawdę się nią stać. Niezależnie, jakie zdanie ma na ten temat twoje ego – mówię, zagłębiając się w fotelu. Już otwieram usta, by powiedzieć coś jeszcze, jednak zamykam je z powrotem, kiedy rozlega się cichy dźwięk otwierających się drzwi. Do pokoju wślizguje się wysoki szatyn, na oko starszy i od Pandory, i ode mnie. Matthew Turner. Nie mam wątpliwości, że jest moim trybutem, choć nie pytam, gdzie się wcześniej podziewał. Pzewracam tylko oczami, słysząc jego pytanie. - Tak, omawiamy taktykę – mówię szybko, wybijając palcami rytm na oparciu fotela. - Nieco bardziej skomplikowaną niż nie dać się zabić, ale dziękuję za cenną uwagę. Milczę przez chwilę, zastanawiając się nad tym, co zaraz powiem. Jestem jedną z niewielu osób, na których Pandora i Matthew mogą polegać, i dopiero teraz orientuję się, że moje słowa albo pomogą im przetrwać, albo pozostawią w głowie jeszcze większą pustkę. - Jutro będzie miała miejsce Parada i Ceremonia Otwarcia – zaczynam, zbierając wszystkie myśli i układając je rozważnie w głowie. - O tego, jak się zaprezentujecie, będzie zależało, ilu sponsorów spojrzy na was z zainteresowaniem. Pokażcie im, że tworzycie drużynę. Potem zacznie się szkolenie trwające trzy dni. Postarajcie się odwiedzić każde stanowisko i zapamiętać jak najwięcej, bo wątpię, że na arenie znajdzie się biblioteka, w której w razie czego zlikwidujecie braki w wiedzy. Skupcie się na tym, co wychodzi wam najlepiej, ale ćwiczcie też gorsze strony. Zawierajcie sojusze, jednak tylko wtedy, gdy jesteście pewni, że pozostali trybuci wbiją wam nóż w plecy raczej pojutrze niż jutro. Po szkoleniu odbędą się pokazy indywidualne przed Organizatorami, podczas których będziecie mieli okazję zaprezentować swoje atuty. A jeśli się wam to nie uda, zawsze pozostaje nadzieja, że zdobędziecie serca publiczności, udzielając później wywiadów. To one poprzedzać będą dzień, w którym traficie na arenę. Milknę na chwilę, pozwalając sobie na głębszy wdech. Kątem oka obserwuję twarze Pandory i Matthew. - A tam już nie będę mogła wam pomóc – kontynuuję cichym głosem. - Na samym początku zacznie się walka przy Rogu Obfitości, ale lepiej nie bierzcie w niej udziału, jeśli nie chcecie szybko zginąć. Złapcie najbliższy plecak, może nawet broń, o ile będzie gdzieś blisko, a potem uciekajcie. Znów milknę, powracając myślami do własnych pierwszych chwil na arenie. Wówczas ucieczka była ostatnim, na co bym się zdecydowała, lecz teraz jest chyba najlepszą radą, jaką mogę dać swoim trybutom. Może nie popełnią tych samych błędów co ja. - Po prostu nie dajcie się zabić – dodaję jeszcze, rzucając nieco cieplejsze spojrzenie najpierw Matthew, a potem Pandorze. |
| | | Wiek : 14 Zawód : mała miss Przy sobie : krótki mieczyk, mały zestaw bandaży i plastrów, tabletki do uzdatniania wody, paczka z jedzeniem, kompas, trzy noże i super-widelec z zastawy, pieczeń i parę owoców, świeczka x2 Obrażenia : siniak z tyłu głowy, naderwana małżowina
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Sob Sie 16, 2014 7:34 pm | |
| Czasami zdarzało mi się miewać wspaniałe dla ludzkości momenty, w których nienawidziłam trochę mniej. Nie wiem, skąd się brały, może byłam zmęczona ciągłym zduszaniem w sobie gotującej się złości do wszystkiego, co się rusza i wchodzi w poją przestrzeń osobistą; może zapominałam na chwilę o swoim odwiecznym obowiązku, na który skazała mnie moja matka. Z miejsca nie dopuszczałam do siebie myśli, że to moja dziecięca – i może nieco bardziej niewinna – strona domaga się głosu. Wykluczałam tą wersję, bo oczywiście nie przekładała się na prawdziwe życie – nie miałam dziecięcego, wewnętrznego alter ego. To musiałaby być jakaś kpina. Nie był to wcale jeden z tych litościwych dni dla otaczających mnie ludzi. Bawiłam się, szydziłam, żartowałam złośliwie i stroiłam nadęte minki, wciąż pamiętając o niedużym sztylecie, ukrytym schludnie pod dolną częścią sukienki. W swojej porywczości chciałam, przy którymś z lekceważących słów podskoczyć, wyciągnąć nożyk i udowodnić mojej nadąsanej mentorce, której para leciała z uszu, że nie jestem taka głupia, za jaką mnie uważa. Ale to jedynie potwierdziłoby jej teorię. Siedziałam więc nadal z wyuczonym uśmiechem, może zbyt bardzo kipiącym fałszywością, i delikatnie kołysałam nogą, założoną o drugą. - Nie dopuszczam do siebie możliwości swojej śmierci – odparłam z taką lekkością, jakby mówiła o sprawie zupełnie błahej. – Brud jest w kiepskiej kondycji, parę dni dobrego jedzenia i seria przysiadów tego nie zmienią, a Rebelianci z kolei cierpią na wieczne kryzysy egzystencjalne, więc z taką motywacją do przeżycia nie wróżę im długiej kariery – spójrz tylko na siebie, dodałam w myślach i zaśmiałam się przez nos. Moje słowa na pewno kiedyś mnie zgubią, ale z trudem trzymałam język za zębami. Zresztą wystarczyło na mnie spojrzeć, żeby wiedzieć, że oprócz nich nie miałam wielu tajnych broni. Chciałam już podnieść się z miejsca i rozprostować nogi. Przejść dookoła pokoju i poznać zawartość wszystkich szafek i szuflad. Znaleźć coś, co mogłabym dodać do mojej kolekcji ostrych przedmiotów. Noże z zastawy stołowej i jeszcze-nie-stłuczone kieliszki. Coś, co mogłabym przemycić na treningi i może wykorzystując element zaskoczenia, wbić to i owo w tętnicę przeciwnika. Im mniej nas pod rogiem, tym większe szanse na moje cudowne przetrwanie. Chciałam znaleźć jakąś książkę, włączyć muzykę albo chociaż poznać inne charaktery. Cokolwiek. Ta prowadząca donikąd rozmowa po prostu zaczynała mnie już nudzić. I wtedy, jak przybywający mnie wybawić rycerz, próg apartamentu przekroczył drugi trybut. Wyprostowałam się mimowolnie i podniosłam na niego swój wzrok z błagalną nadzieją, wyczekując, aż powie, że jestem potrzebna gdzieś indziej. A gdy tylko książę przemówił, zostałam wyrzucona z mojej pięknej bajki i uderzyłam z hukiem o twardą podłogę. Zgięłam się w pół i oparłam twarz na kolanach, śmiejąc się histerycznie do własnych nóg. Może to jednak nie był zły moment, na wyciągnięcie mojego sztyleciku? Głupota ludzka zmusza przecież to stanowczych i awaryjnych działań. Przekleństwo cisnęło się na moje usta i mogłam je nawet wydusić z siebie, bo i tak nikt by go nie usłyszał, gdyby złapał je materiał mojej sukienki. Podniosłam się w końcu energicznie, a moje włosy z perfekcją opadły na moje plecy. Podśmiewałam się jeszcze lekko, ale nie dbałam w tym momencie o maniery. Miałam do czynienia z prostą Rebeliantką i chłopakiem z Kwartału – nie było tutaj mowy o wykluczeniu społecznym, ze względu na moje złe zachowanie, byłam ponad nimi wszystkimi. W końcu podniosłam na niego swój wzrok, uniosłam brwi z pożałowaniem i przejechałam językiem przez rząd górnych zębów. - Nie powinieneś przy mnie zdradzać tego wybitnego planu, jeszcze Ci go ukradnę – żachnęłam się z przejęciem, mówiąc takim tonem, jakby właśnie wyjawił mi wielką tajemnicę, a ja przecież nie byłam godna zaufania. – Ale teraz na poważnie, masz skłonności samobójcze? Bo nie chcę obudzić się rano i zobaczyć Cię wiszącego na którejś klamce – co innego, jeżeli sam to upozoruję. Palcami rozmasowałam czoło i skronie, zastanawiając się, co takiego zrobiłam, że świat tak mnie pokarał. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego pokoju, wskoczyć pod koc i zostać tam aż do jutra, najlepiej całkowicie unikając kogokolwiek. Nie chciałam spoufalać się z mentorami ani trybutami. Sojusz był koniecznością, ale od tego miałam urok osobisty, który potrzebował oczywistego odpoczynku, po wymęczeniu rozmową z tą dwóją. Najlepiej pełne dwadzieścia cztery godziny w Spa i zero krzątających się obok pasożytów. Potrzebowałam też słownika i to jak najszybciej, nie znałam wystarczająco wielu ładnych przekleństw, aby przetrwać cały ten tydzień. Podparłam głowę dłońmi i westchnęłam w końcu ze zrezygnowaniem przysłuchując się słowom Cypriane i delektując chwilą bierności w rozmowie. Skinęłam parę razy od niechcenia i próbowałam zapamiętać co ważniejsze wskazówki, chociaż nie usłyszałam nic odkrywczego. - Nie mam więcej pytań – podsumowałam koniec jej monologu, zastanawiając się, czy to może ukróci moje cierpienia, chociaż słowo ‘drużyna’ nadal irytująco rozbrzmiewało w mojej głowie. |
| | | Wiek : 19 Przy sobie : kurs pierwszej pomocy Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Sob Sie 16, 2014 8:45 pm | |
| Już w progu dało się wyczuć napiętą atmosferę panującą w pokoju, nie musiał się nawet odzywać, czy robić cokolwiek, by poczuć się jak intruz zaburzający doskonale współpracujący zespół. Na początku nie wiedział jeszcze, że to niezwykle błędne przekonanie, ale szybko jego wątpliwości rozwiała dalsza wymiana zdań pomiędzy obiema dziewczynami. Właśnie! Dopiero teraz uderzyło go, że jest z całej trójki najstarszy. Nawet mentorka wyglądała na młodszą od niego, co wcale nie poprawiło mu i tak już podłego samopoczucia. - Ale i tak w końcu wszystko sprowadza się do tego, by nie dać się zabić - odpowiedział krzywiąc się lekko. Może i było to dość uproszczone myślenie, ale przecież to wszystko prawda. Wygra ten, kto ostatni padnie martwy, a w chwili gdy przeniósł wzrok na młodszą dziewczynę od razu poczuł się lepiej. Jeśli reszta uczestników będzie równie młoda to z pewnością będzie miał jakąś przewagę, bo czy dzieci mogą mu jakoś strasznie zagrozić? - Nie - zaprzeczył - Nie planuję samobójstwa. Ktoś tę decyzję podjął za nas wszystkich, gdy postanowił zorganizować kolejne igrzyska - więc tak musiały czuć się te wszystkie osoby biorące w nich udział. Nie zdawał sobie sprawy, że to, co na Kapitolu wyglądało na dobrą zabawę dla sporej części tych dzieciaków było po prostu opóźnioną karą śmierci. - Nie zamierzam dawać im satysfakcji i wyeliminować się samodzielnie - w ogóle nie brał pod uwagę przegranej. Przynajmniej na razie tak sobie wmawiał, załamanie przyjdzie w nocy, gdy już dotrze to wszystko do niego. Powinien się wyspać, ale jak spać ze świadomością, że za kilka dni stanie się naprzeciwko kilku innym losowo wybranym osobom w walce na śmierć i życie? Dotąd zdążył zrozumieć jedno - żadna z obecnych w pokoju pań nie pałała optymizmem, a jedna z nich wręcz mu groziła. Chyba. Dosyć to wszystko było pokręcone i może widział to, czego tak naprawdę nie było? Niemniej będzie musiał na nią uważać, nawet jeśli są razem w 'drużynie'. Nic więcej już nie powiedział przysłuchując się wypowiedzi mentorki. Odniósł wrażenie, że dziewczyna zna się na rzeczy, ale mogło być to mylne odczucie. W tej chwili niczego nie był pewien, a już zwłaszcza tego jak się powinien z tym wszystkim czuć. Kiwał tylko głową dając do zrozumienia, że rozumie co się do niego mówi, choć tak naprawdę docierało do niego tylko część tego, co mówiła. - Czyli wracamy do starych, dobrych zwyczajów starego Kapitolu? - zapytał z wyraźnie wyczuwalną ironią w głosie prychając na koniec - Tego, który jest taki okropny i niedobry... - dodał splatając na klatce piersiowej ręce - Nic już mnie zaskoczy - oparł się o ścianę tuż obok drzwi wejściowych. Stąd miał dobry widok na obie dziewczyny. - Pieprzona Coin... - mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do ogółu. Było mu już obojętne, że takie komentarze nie uchodziły za mile widziane - To będzie parodia igrzysk - dodał po chwili wciąż wyraźnie podirytowany. Westchnął, gdy znowu zapadła cisza, którą po jakimś czasie przerwała druga trybutka. - Ja też - znał aż za dobrze specyfikę igrzysk, wprawdzie od strony kapitolińczyka, ale czy mogły się aż tak bardzo różnić od tego, do czego przywykł? Wkrótce pewnie przekona się jak bardzo, ale na razie jeszcze żył w słodkiej nieświadomości. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Nie Sie 17, 2014 12:48 pm | |
| Nawet nie wiem, w którym momencie moja dłoń bezwiednie wędruje do czoła, pocierając je z roztargnieniem, jakby miało to choć trochę złagodzić ból głowy - tępe pulsowanie pojawiło się prawdopodobnie w przerwie między jedną porcją jadowitych słów Pandory a drugą. Chociaż przez chwilę odnoszę wrażenie, że zaraz zerwę się z fotela i uduszę dziewczynę jej własnymi, idealnymi blond lokami, mimo wszystko ograniczam się tylko do posłania kolejnego lodowatego spojrzenia w stronę małej miss. Może Pandora stwierdzi – bez wątpienia złośliwie usatysfakcjonowana – iż dałam w ten sposób za wygraną, jednak wraz z nasilającym się bólem głowy tracę chęci na wdawanie się z nią w dyskusję. Niech cieszy się złudnym zwycięstwem. Powoli uświadamiam sobie, że wszystko, o czym teraz marzę, to aspiryna, szklanka wody i kilka minut drogocennej ciszy, której nie przerywałby ani ociekający fałszywą słodyczą głos blondynki, ani ironiczne odpowiedzi Matthew. Przysłuchując się ich słowom, stopniowo pozbywam się wszelkich wątpliwości - tych dwoje raczej nie przypadło sobie do gustu. Z jednej strony to ja odczuwam przez to złośliwą satysfakcję, a z drugiej rośnie we mnie obawa, czy skacząc sobie co chwila do gardeł, zdołają zdobyć jakiegokolwiek sponsora. Chyba pozostaje mi jedynie liczyć na to, że Matthew udzieli się niewątpliwy talent aktorski Pandory. Wzdycham cicho, po raz kolejny unikając pokusy zamknięcia oczu. Moje własne słowa – bardzo zubożała wersja podręcznika do przetrwania Igrzysk – hałaśliwie szumią mi w głowie i przez moment zastanawiam się nawet, czy to one nie powodują przypadkiem jej bólu. Nie mam pojęcia, na ile okażą się przydatne, ale mimo niechęci do swoich trybutów, staram się, by przekazać im przynajmniej fragment wiedzy. Wciąż jest we mnie żal za to, co stało się z Lorin, dziewczyną, której byłam mentorką i z którą zamieniłam jedynie kilka gniewnych słów, po czym pozwoliłam, by zginęła na arenie. Chociaż tak naprawdę nie stało się to z mojej winy, cały czas nie mogę pozbyć się myśli, że gdybym ze strachem nie uciekła wówczas od swoich obowiązków, trybutka mogłaby pożyć dłużej i wygrać wraz z pozostałymi. Może właśnie dlatego ignoruję gniew oraz zmęczenie, z czymś na kształt determinacji znosząc wszystkie słowa Pandory i Matthew, choć najchętniej wrzasnęłabym na nich, że nie obchodzi mnie, czy zginą za tydzień, czy może jeszcze dzisiaj – co zresztą i tak byłoby kłamstwem z mojej strony. - To nie ja podjęłam decyzję o zorganizowaniu Igrzysk – odzywam się w końcu, kierując wzrok na Matthew. - I wcale nie czekam z utęsknieniem, aż oboje zginiecie, ale przez chwilę byłam tego nawet bliska. Posyłam w przestrzeń krzywy uśmieszek. - I paradoksalnie, pieprzona Coin jest w tym momencie jedyną osobą, która może nas zjednoczyć, a przynajmniej ułatwić współpracę. Nie tylko wam pani prezydent zalazła za skórę – dodaję, znów wzdychając. Podnoszę się z fotela i szybkim krokiem podchodzę do drzwi, nie mogąc jednak powstrzymać się od rzucenia Pandorze ostrzegawczego spojrzenia. Nie musimy się lubić, ale jakakolwiek forma sojuszu między nami mogłaby okazać się bardzo przydatna – pomijając fakt, że gdy wyjdę, dziewczyna bez wątpienia znajdzie sobie nową ofiarę, którą siłą rzeczy będzie musiał zostać Matthew. Poniekąd trochę mu przez to współczuję. - Bawcie się dobrze, kochani – mówię fałszywie wesołym głosem, naciskając klamkę i uciekając szybko na korytarz. Aspiryna, szklanka wody i cisza. Nigdy dotąd tak bardzo nie pragnęłam tych trzech rzeczy.
// zt dla wszystkich, prawda? <3
Ślę gorące pozdrowienia z polskiego busa. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner Pon Sie 18, 2014 10:37 am | |
| Ceremonia Otwarcia rozpoczęła się. Korzystając z nieobecności trybutów, w ich apartamentach pojawiają się Strażnicy Pokoju, którzy otrzymali nakaz przeszukania kwater i skonfiskowania wszystkich rzeczy osobistych, które udało się dzieciakom przemycić do Ośrodka. Telefony, używki, pamiątki i wiele innych rzeczy - tego nie zastaną już po powrocie do pokoi.
Wasze ekwipunki zostają wyzerowane z przedmiotów materialnych, pozostają jedynie podwyższone szanse i wszelakie kursy. Mentorzy i pracownicy Ośrodka mogą pomagać Wam w uzyskaniu potrzebnych rzeczy. Do Zwycięzcy Igrzysk ekwipunek powróci oczywiście w stanie nienaruszonym. Prosimy o zaktualizowanie pola Przy sobie.
|
| | |
| Temat: Re: Pandora Rouse & Matthew Turner | |
| |
| | | | Pandora Rouse & Matthew Turner | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|