Uwielbiałam zapach książek. I nowych i tych starych. Przywoływał dobre wspomnienia, te, które miałam - wszystkie przeżyte przygody w czasie ich czytania. Wszystkie życia, których nie mogłam posiąść na własność, jedynie dzielić z bohaterami.
Przez chwilę mogłam poczuć się jak normalna dziewczynka, która o coś dba i coś czuje. Zazwyczaj wszystko to kończyło się razem z zamknięciem książki.
Przerzuciłam kolejną stronę pożółkłego już egzemplarza
Alicji w Krainie Czarów, leżałam wygodnie na wysokim łóżku okrytym wieloma warstwami pościeli, trzymając nogi na ścianie. Czułam się prawie jak księżniczka na ziarnku grochu, gdzieś z resztą w stosie książek przykrywających podłogę miałam zbiór baśni. Teraz jednak byłam zbyt zaabsorbowana czymś innym.
Odwrócone do góry nogami cyferki elektronicznego zegara, który nijak nie wpasowywał się w charakter mojego pokoju, wskazywały już parę minut po dwunastej. Jakby od niechcenia schyliłam się po pilot, który pochłonęła czarna dziura pod łóżkiem, gdzie pogrzebałam sterty innych nieużywanych i niepotrzebnych rzeczy. Gdzieś tam musiało też być moje serce.
Włączyłam w końcu telewizor, drugą ręką wciąż trzymając zawieszoną w powietrzu
Alicję. Pogłośniłam dźwięk odruchowo, nie mając zamiaru śledzić wzrokiem Dożynek, gdzieś tylko jeszcze żyła we mnie dziecięca ciekawość, pytająca się, jak okropne pluskwy wylosują ludzie, z pośród których paru względnie mi imponowało. Co w moim przypadku, nazwane inaczej, oznaczało dość silną sympatię.
Alma Coin właśnie schodziła z podium po wygłoszeniu swojej mowy i mogłam prawie pokusić się o powiedzenie, że byłam rozczarowana ominięciem jej. Było coś tak lodowo pięknego w tej kobiecie, każdym jej pozbawionym uczuć spojrzeniu i wyuczonych na pamięć ruchach, że ilekroć widziałam ją na szklanym ekranie telewizora, pragnęłam być nią i zostać kolejnym uzurpatorem przyszłości.
Widok kwartalnego dworca przykryła plansza z paroma pustymi okienkami na zdjęcia moich dawnych
krewnych, a samo losowanie potoczyło się już szybko; nigdzie też nie usłyszałam nazwiska swojej siostry, ale nie odetchnęłam nawet z ulgą. Czyżby przez ten rok jej los zaczynał mi obojętnieć? A może z góry byłam na to przygotowana i oczekiwałam od świata jawnego zadośćuczynienia, za oddzielenie mnie od mojej ludzkiej cząstki.
Na powrót skupiłam się na zapisanych drobnym maczkiem słowach i żachnęłam się cicho na naiwność głównej bohaterki, czekając na jak najszybszy powrót Królowej Kier.
Wyłączyłam już całkowicie swoją uwagę i mogłam przysiąc, że nawet nie słyszałam odczytywanych nazwisk. Nie słyszałam też tego jednego, które wyjątkowo mnie obchodziło na tle pozostałych i nieistotnych. Dopiero leniwie podciągnęłam książkę do góry i zerknęłam bez większego zainteresowania na ekran. Zobaczyłam uśmiechniętą dziewczynkę, o burzy jasnych włosów okalających jej delikatną twarz. W oczach jednak narastał gniew i najprawdopodobniej obmyślała 1001 sposobów na efektowne zabicie fotografa.
Pandora Rouse.Wykonałam pełnego gracji i zaskoczenia fikołka... i wylądowałam z hukiem na podłodze. Podniosłam się zaraz energicznie, odgarnęłam z twarzy kosmyki zmierzwionych od upadku włosów.
-
O cholera - wydusiłam z siebie, zakrywając usta dłonią i niemrawo wpatrując się w ekran, gdzie wyświetlał się już wizerunek nieznanego mi chłopca. -
Cholera, coś takiego - tym razem
przekleństwu udało się wydostać z moich ust z o wiele większą łatwością.
Nie miałam pojęcia jak się zachować. Ze wszystkich przemyślanych sytuacji, odegranych ról, gier pozorów i przybieranych masek, żadna nie miała sprawdzić się w tym spektaklu. Powinnam zatańczyć z radości czy może uznać, że była to pomyłka i moja przygoda kończy się właściwie w tym miejscu, zanim zdążyła się zacząć? Oparłam się o szafkę nocną stojącą za moimi plecami i przytrzymałam krawędzi, aby nie upaść z wrażenia. Kąciki moich ust drgnęły parę razy bezwiednie, aż w końcu rozochocone uniosły się w pełnym i złośliwym uśmiechu.
Nigdy nie wygrałam niczego na loterii, tym bardziej w takiej, w której nie brałam udziału.
Oderwałam się od szafki i zawirowałam na palcach dookoła pokoju, a zaraz za tym zawtórowała mi moja delikatna sukienka i atłasowe zasłony zawieszone w oknach. Każde Igrzyska potrzebowały swojego socjopaty. Ja oprócz nienawiści nosiłam w sobie jeszcze wyrafinowany styl i grację.
***
Leżałam płasko na łóżku z wyciągniętymi na bok ramionami i znudzoną miną, obserwując obłoczki przesuwające się za oknem. Niczym Jezus na krzyżu, czekający na swoje zbawienie.
Książki rozbudziły moją wyobraźnię i teraz wypatrywałam listu, posłańca z serenadą albo chociaż osobistego telefonu z gratulacjami od Pani Prezydent. Dlaczego kiedy w moim życiu trafiały się krótkie epizody budzące głęboko schowane we mnie szczęście, nie było obok nikogo, kto mógłby cieszyć się razem ze mną?
Zachichotałam mimowolnie, rozbawiona swoją własną myślą, uświadamiając sobie, że w towarzystwie innych byłabym zapewne jeszcze bardziej marudna.
I oto moje wybawienie nadeszło razem z rozbrzmiewającym dzwonkiem do drzwi, którego dźwięk jeszcze parę razy przetoczył się echem po przestronnych korytarzach.
Zeskoczyłam z łóżka i uraczyłam swój pokój przeciągłym spojrzeniem, pozbawionym jednak zbędnych sentymentów. Mimo swojej natury byłam wdzięczna, że przypadkowy błąd systemu pozwolił obudzić się uśpionym we mnie emocjom, dlatego teraz przez krótką chwilę nie musiałam wcale udawać swojego podekscytowania.
Podbiegłam jeszcze tylko do jednej z szuflad i z jej dna wydostałam mały, ale ostry sztylecik - w sam raz do zabawy w Ośrodku - i uświadamiając sobie, że moja sukienka nie ma przecież kieszeni, wsunęłam go za gumkę od majtek. Wygładziłam jeszcze dłońmi materiał rozłożystego dołu i wyprzedzając lokaja zbiegłam na sam dół domu, prosto do wejściowych drzwi.
Postarałam się okiełznać zbyt szeroki uśmiech, zastępując go niewinnym i subtelnym. Uchyliłam je w końcu i zlustrowałam Strażników Pokoju udawanym, zaniepokojonym spojrzeniem, doprawionym zmarszczonymi brwiami i ustami, wygiętymi w malutką podkówkę.
-
Dzień dobry Panom, obawiam się, że moich rodziców nie ma w domu - obejrzałam się przez ramię, upewniając, że naprawdę oprócz służby nie ma w tej wielkiej posiadłości nikogo, kto mógłby zatrzymać moją podróż po tęczy ku przygodzie i sławie. -
Czy mogę jakoś pomóc?