IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Valerius Ian Angelini - Page 3

 

 Valerius Ian Angelini

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyPią Sie 08, 2014 6:31 pm

First topic message reminder :

Valerius Ian Angelini - Page 3 2bc1269ddcbe6112894d043afc60e195
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyNie Wrz 14, 2014 12:59 am

Kompletnie nie mógł złapać ostatnio nikogo, kto mógłby mu załatwić tę jedną przepustkę. Znajomi jego matki, który w dzisiejszym rządzie kręcili się gdzieś na wysokich stanowiskach, nagle gdzieś wyparowali. Pewnie związane to było z igrzyskowy szumem, ale czy naprawdę wszystkich musiało wywiać? A ci, którzy nie siedzieli teraz wysoko w hierarchii, na nic mu się zdawali. Jakiś pech, który nie chciał go uparcie opuszczać, non stop niszcząc jego nadzieję. To wcale nie wpływało na jego samopoczucie i postrzeganie świata. Stawał się coraz bardziej mniej racjonalny.
Otworzył drzwi, czując w powietrzu coś, co zdecydowanie pachniało mu kolacją i... To rzecz, która rozwiała jego totalne zmęczenie po tych wszystkich obchodach, dobicie przez próby załatwienia Tabby przepustki, próby, które nadal nimi pozostawały i jeszcze ten niesmak, który był skutkiem kłótni z kumplem o zastąpienie go dziś wieczorem. Cholera, nie zamierzał nadal pozwalać się wykorzystywać. Gdy nie miał do kogo wracać, to proszę bardzo, a gdy wyobraźnia podsuwała mu obrazy, w których wraca do mieszkania, w którym nie będzie sam, a w którym tym razem też będzie czekała na niego jego narzeczona. Znaczy jego ex-narzeczona i jednocześnie przyszła narzeczona.
- Wróciłem, kochanie! – Krzyknął, udając telenowelowego gogusia, który wracał z pracy do swojej ukochanej. Chyba nie powinien był podczas bezsennych nocy oglądać telewizji. – Czuję, że Tabitha I Wspaniała nawiedziła moją kuchnię! – Dodał, odwieszając na wieszak swoją kurtkę Strażnika, której Tabby nienawidziła. Jak i reszty jego ubioru Strażnika, o czym go informowała na każdym możliwym kroku. Pewnie gdy przekroczy próg kuchni również.
- Jak ci minął dzień? – Spytał, wchodząc do pomieszczenia i czekając na uwagi na temat jego ubioru. Może też na całusa. Sam nie chciał wyskakiwać od siebie z takim gestem, bo nadal podświadomie czekał na zmianę stosunku Gautier do jego osoby. – Mam dla ciebie ciekawą propozycję i może ci się nie spodobać – stwierdził, nadal czekając na przywitanie ukochanej. Dobry, neutralny czy zły humor? Sam był ostatnio rozbity przez te całe Igrzyska, a jeszcze te problemy z otrzymaniem przepustki. Czemu nic nie wychodziło, gdy naprawdę mu zależało? Bo jakby nie mógł być jakimś generałem... Chciał być generałem! Ale był za młody, za mało doświadczony i blablabla.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyNie Wrz 14, 2014 2:37 pm

Dowcipy dowcipami i swoją drogą, lecz naprawdę miło było choć udawać cukierkowo normalny związek z cyklu tych, jakie występowały raczej tylko w telenowelach. Po tak długim czasie spędzonym samotnie, choćby przygotowywanie zwykłej kolacji zdawało jej się być czymś wyjątkowo dobrym i godnym wykonania. Gdyby tylko osoba ta praktycznie na każdym kroku nie przypominała jej, w jakim zawodzie pracuje... Wtedy byłoby chyba jeszcze lepiej, a ona sama przestałaby wreszcie poganiać go dłonią z nad patelni, by poszedł się czym prędzej przebrać. Strażników nie tulimy.  
Może to i było dosyć nieciekawe podejście, zwłaszcza przy zalążkach nieśmiałej miłości do tego człowieka, który był przecież kimś znacznie więcej niż paskudnym Strażnikiem, lecz wciąż nie potrafiła wyzbyć się całej gamy uprzedzeń związanych z jego zawodem. Wiedziała zbyt dobrze, że nie powinna tego okazywać, bowiem sama pracowała w dużo bardziej uwłaczajacym fachu, wciąż jednak... Nie. Zwłaszcza teraz, przy Igrzyskach, w których członkowie tej grupy raczyli pomagać.    
To jednak było tylko jedną stroną całej sprawy, zaś druga... O drugiej raczej słyszeć nie chciała, więc tak jakby uporczywie jej unikała, obracając się teraz na piętach w stronę Valeriusa, ocierając niedawne łzy i posyłając mu całusa na odległość.
- Hej, najdroższy. - Uśmiechnęła się lekko żałośnie, ruchem ręki odgarniając włosy z czoła i śmiejąc jakby przepraszająco. Wskazała ręką na cebulę i rozgarnęła ją nożem po tacce. - Kiedyś sprawi, że zapłaczę się na śmierć.  
To mówiąc, przeszła w stronę kuchenki, by dorzucić składnik na patelnię, a gdy to zrobiła... Tym razem podeszła do Valeriusa, celując w niego oskarżycielsko łyżką i jednocześnie nastawiając się do pocałunku, który to też szybko między nimi zaistniał. Po nim ponownie zabrała się za kręcenie po kuchni.  
- Długo i tęskniąco. Jak każdy dzień w KOLCu bez ciebie, ale za to kolacja z pewnością będzie wyjątkowa. - Stwierdziła, mieszając energicznie zawartość garnka z zupą. - Z chęcią wysłucham tego, co tam masz mi do powiedzenia, ale wpierw pogadaj z łazienką i garderobą. - Spojrzała na niego kątem oka, uśmiechając się z czułością. Było jej tak dobrze, gdy miała przy sobie jego towarzystwo. - Mam alergię na zapaskudzone czymś strażnicze ciuchy, wiesz. - Stwierdziła, doskakując do niego zwinnie, by pacnąć mu odrobinę sosu na koszulę i uśmiechnąć się niczym rasowe niewiniątko. Miał aż za dużo zapasowych ciuchów. - A teraz to właśnie jest zapaskudzone..
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyNie Wrz 14, 2014 5:09 pm

Czyż nie wyglądała cudownie jako ta kurka domowa, o którą ostatnio się tak sprzeczali? Płakała, co nieco go to zabolało, ale na szczęście była to wina jedynie cebuli. Przynajmniej starał się to sobie właśnie wmówić, przy czym też zdusić żal do siebie i Kapitolu, a za to zwrócić uwagę na inne, przyjemniejsze rzeczy. Jak na przykład odgarnięcie przez nią niesfornych włosów z czoła. Bardzo go ten gest rozczulił. Stała tam taka drobniutka, w fartuszku i walczyła z cebulą, która to niestety zwyciężyła... Pierwszą bitwę, bo zapewne ostateczną miała wygrać Tabitha, gdy niecne warzywo wpadnie do garnka. Lub na patelnię. Kobieta jego życia była kulinarnym geniuszem i w końcu każdy produkt jej ulegał. To niesamowite, co ona wyprawiała w kuchni i przynajmniej jajka już nie drżały, gdy przestępował próg pomieszczenia.
- To ja jej nie pozwolę, byś zapłakała się na śmierć. Następnym razem to ja kroję cebulę – stwierdził, obserwując jej wprawne ruchy ręką. Sam pewnie już dawno porozrzucałby pokrojony składnik po całej szafce, podłodze i pewnie też coś znalazłoby się w innych pomieszczeniach. Ona zaś wszystko utrzymywała na jednej tacce, póki nie przesypała zawartości na patelnię. Równie zgrabnie i zręcznie.
Mistrzyni kuchni. Może powinien  zainwestować oszczędności w restaurację dla niej? O ile chciała pracować, bo sam z chęcią by ją utrzymywał... Miał jednak wrażenie, że ona nadal do takich dam o czystych rączkach nie należała i wolała pracować niż być jakąś wymalowaną cizią siedzącą na tyłku, która wykładałaby mu plusy i minusy nowego lakieru do paznokci. Wdzięczny był Gautier, że nie zamęczała go takimi rzeczami. Może właśnie za bycie taką prostą, naturalną osóbką ją kochał.
I te całuski też kochał oraz świadomość, że nadal go kochała. Pocałunek nie należał do ich rekordowych, ale sprawił, że po ciele Angeliniego rozlało się przyjemne ciepło i ta dodająca skrzydeł myśl, że jest tym, którego kocha jego wybranka. Miał ochotę objąć ją i już nie wypuszczać ze swoich ramion, gdyby nie fakt, że jego kuchenna tancerka już leciała ku garnkom. Kuchenny skrzat, który chyba polubił jego kuchnię. Miał nadzieję, że starą kuchnię też polubi.
Rany, i doczekał się też uwagi na temat swojego ubioru, co spowodowało szeroki uśmiech na jego twarzy. Po chwili ten uśmiech się jeszcze bardziej rozszerzył, gdy zauważył paskudną plamę na swoim mundurku, a na wargach Tabby tę niewinność.
- Uuu... Niedobrze. Niedobrzeniedobrzeniedobrze. Ja ci zaraz pokażę zapaskudzoną czymś kurę domową – stwierdził, podchodząc do dziewczyny z wyciągniętymi niecnie łapami przed sobą, ale widząc solidną łyżkę w jej dłoni, wyprostował się, a tym samym zaniechał. – Zaraz wracam. I ty będziesz prała te wszystkie zapaskudzone ubrania, więc mi to rybka, skarbie. I prrraaasooowaaałaaa też będziesz – zauważył, mrugając okiem do swej kurki i prędko też mykając z kuchni, by przypadkiem sos nie wylądował na środku jego czoła.
Wziął posłusznie szybki prysznic, ubrał się jeszcze szybciej w coś innego niż strażnicze ubrania, które akurat wylądowały w koszu na pranie i wrócił do kuchni. Dżinsy i zwykły t-shirt raczej nie miały przypominać jej o jego zawodzie, więc chyba nie musiał się bać kolejnych plam. Rany, ona była niemożliwa! Mógł założyć koszulę jeszcze jutro, a tu plama z sosu. Zapewne ciążka do zmycia, choć tak do końca nie ogarniał tych plam...
- Jestem już niewinnym obywatelem Panem - powiedział, wchodząc z rękoma w górze. Podszedł do niej, by objąć ją już legalnie w pasie i ucałować raz jeszcze. – Tylko mi nie uwal przypadkiem przepustki... Przepustki... Właśnie. – Westchnął, siadając na parapecie okna i patrząc na swą ukochaną.
- Znów nie mogłem nikogo złapać, ale to nie istotne, bo cię stąd wywożę z czy bez. Jutro po mojej pracy. To ta sprawa i teraz... - Westchnął ciężko, zabierając się do wypowiedzenia na głos jeszcze gorszych kwestii, które mogły wszystko między nimi popsuć. Albo polepszyć. - Pytanie, czy zechcesz mieszkać w moim starym domu, czy mam ci szukać oddzielnego mieszkania... I czy – zaczął, wyciągając z kieszeni pierścionek zaręczynowy – wciśniesz go z powrotem na palec, czy może choć zawiesisz na szyi? Nie chciałbym, by się zgubił, a wolałbym, by zamieszkał przy tobie – zakończył swą myśl, patrząc na nią niepewnie. Z nadzieją chyba też. To były spore kroki, a ona nadal chciała wszystko przemyśleć, poczekać, upewnić się.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyPon Wrz 15, 2014 9:38 pm

- Wciąż możesz swobodnie zapomnieć o zrobieniu ze mnie kury domowej. To ty w tym związku wyglądasz pysznie w fartuszku. - Stwierdziła pospiesznie, zauważając jedno z tych jego jasno mówiących spojrzeń.
Zaś w połączeniu z jej obecnie wykonywaną czynnością, cóż, zwyczajnie nie dało się tego odebrać w inny sposób. Myślał o niej jako o gosposi, zaś ona pozwolić mu na to nie zamierzała. Kim jak kim, ale kurką domową z pewnością się nie narodziła i kompletnie nie nadawała się do tej roli. Może i faktycznie gotowanie było tym, co kochała, co ją odprężało i co jej wychodziło, lecz na tym zdecydowany koniec historii, w której dalej zapędzać się już nie chciała.
Poza tym była w stanie przetrwać nawet te wszelkie sytuacje związane z radioaktywną jajecznicą wybranka, która nawet po usmażeniu zdecydowanie należała do tworów żywych, byleby tylko móc oglądać go w tym jego uroczym fartuszku. Pokazał jej go raz i już kaplica, nie chciała odpuścić mu ponownego narzucenia go na siebie w sposób równie uroczy, co poprzednio. O ile stroju Strażnika ścierpieć nie potrafiła, o tyle we wcześniej wspomnianym… Cóż, jej były, a zarazem też przyszły, narzeczony wyglądał jak ktoś wart grzechu.
Ba!, w pewnych momentach była nawet skłonna stwierdzić, że nie tyle wart był grzechu, co właśnie tym grzechem był. Sprowadzając niewinne kobiety na drogę występku już za pomocą samego swojego wyglądu. A było co podziwiać, nawet w tej chwili, mimo niezbyt chrupable ciuszków, jakie miał na sobie. Choć była praktycznie stuprocentowo pewna, że już niedługo tych ubrań mieć na sobie nie będzie. I nie, nie chodziło jej przy tym wcale o własnoręczne zdejmowanie ich z niego, bowiem na to miał jeszcze przyjść czas, a jak najszybsze posłanie go do łazienki niczym niegrzecznego dzieciaczka przed obiadem.
I… Dobra, to faktycznie było zachowanie godne kury domowej, gosposi czy innej takiej, lecz nie zamierzone. Jak najbardziej mimowolnie odwalała to wszystko, zupełnie nie zastanawiając się nad tym. A przynajmniej do czasu, w którym myśl ta wleciała jej do głowy, nie chcąc opuścić tego miejsca, choć zaciszem to ono zdecydowanie nie było. Teraz praktycznie przez cały czas Tabitha toczyła zacięte walki ze swoimi własnymi myślami, tłukąc się z nimi niczym prawdziwa wojowniczka. A i tak naturalnie skazana była na porażkę.
Dlatego też zdarzało jej się popłakiwać od czasu do czasu, co tym razem prawie wyszłoby poza jej świadomość, docierając do ukochanego mężczyzny, lecz jakoś udało jej się zwalić to na krojenie cebuli. Co zaliczało się chyba do najgenialniejszych pomysłów ostatniego okresu, bowiem dodatkowo mogła jeszcze wymigać się w przyszłości od kolejnego krojenia tego paskudnego warzywa, od którego jej oczy robiły się czerwone i łzawiące, zaś nos natychmiastowo zatkany. Pokiwała więc niewątpliwie energicznie głową, uśmiechając się słodko do Valeriusa.
- Czyżbyś był bohaterem w swoim własnym domu? – Spytała, śmiejąc się cichutko niczym eteryczna panieneczka, którą przecież zdecydowanie nie była. – Więc wiedz, że uprzejmie nie odmówię, bo naprawdę nienawidzę tego… Czegoś. – Ostatnie słowo wypowiedziała już z czymś w rodzaju nieskrywanej odrazy, mieszając cebulę na patelni.
Myśl o prowadzeniu własnej restauracji z pewnością wywołałaby na jej ustach choćby nieznaczny uśmiech, bowiem zdecydowanie by ją pokochała, jednak… Czy się nadawała? Zapewne już po kilku chwilach jasno stwierdziłaby, że nie. Może i uwielbiała gotować i miała jakieś tam zapędy przywódcze, przedtem była nawet osobą dominującą we wszystkim, lecz na tym nie dało oprzeć się dobrego biznesu. Poza tym pozostawała też kwestia jej aktualnego rozbicia robiącego z Tabby prawdziwą sierotkę.
I to było niedobre. Bardzo, ale to bardzo paskudne, jak i destrukcyjne. Choć fakt faktem, że trzymała się jeszcze na tyle, by móc pozwolić sobie na drobne łobuzerstwo raz na jakiś czas. Tak jak pacnięcie ukochanego drewnianą łyżką zamoczoną w obecnie przygotowanym sosie. Wiedziała, że spierze się dosyć łatwo, miało się przecież te przegenialne kwartałowe sposoby na pranie bez podstawowych środków czyszczących, więc mogła sobie na coś takiego pozwolić. Ze śmiechem i ogólnym zadowoleniem, które najwyraźniej udzieliło się też jej kochanemu.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, gdy zaczął podchodzić do niej i rzucił nagle niepewne spojrzenie na łyżkę w jej dłoni. Jakby faktycznie miała zamiar pacnąć go nią po czole, co kuszące może i było, ale guza mu na być już nie chciała. Po czym, bez słowa komentarza do jego tekstów o praniu, pognała go z kuchni. Chciała go utulić, zaś obecny strój jej do tego nie zachęcał. No i był teraz zupełnie brudny.
Zakręciła się w kuchni, słysząc dźwięki prysznica w łazience i uśmiechając się przez to pod nosem. Te wszystkie rzeczy wyglądały tak… Domowo. Radośnie i prawie zupełnie szczęśliwie. Gdyby tylko nie ta cała sytuacja z Igrzyskami, choć po części to właśnie ona sprawiła, że byli teraz na powrót razem. Nucąc pod nosem, obróciła się w stronę drzwi do kuchni, wpadając w ramiona ukochanego i unosząc się odrobinę na palcach, by ucałować go już zupełnie chętnie.
- Winnym mieszania mi w głowie, obywatelu Panem. – Mruknęła, uśmiechając się i cmokając go ponownie, dopóki nie usłyszała dźwięku kipiącej wody. Jęknęła z niezadowoleniem, wyślizgując się z ramion Angeliniego i pędząc ratować kolację. Zdecydowanie działał na nią rozpraszająco.
- Nie narazisz się tym nikomu? To w pewnym sensie zupełna samowolka, a nie chcę, by ci się coś stało. – Powiedziała, przelewając wodę z makaronem na durszlak i obracając się na chwilę ku ukochanemu, by obdarzyć go uważnym spojrzeniem. – Nie będziesz miał z tego powodu niepotrzebnych problemów?
Po tym zabrała się ponownie za przygotowywanie kolacji, przynajmniej aż do momentu, w którym to postanowił spytać ją o coś niewątpliwie istotnego i to nie tylko na chwilę obecną, ale też dla ich wspólnej przyszłości. Nie mogła powiedzieć, że się nad tym już wcześniej nie zastanawiała i że nie miała gotowej odpowiedzi na taką właśnie ewentualność. Odstawiła więc tylko makaron na bok i odłożyła łyżkę, by przetrzeć ściereczką dłonie i spokojnym krokiem podejść do mężczyzny.
- Praktycznie już mieszkamy razem i kocham cię, więc chyba możemy pozwolić sobie na taki drobny kroczek w większe zaangażowanie. Choć osobiście wolałabym odciąć się od przeszłości i zacząć odkładać na jakieś całkowicie nowe lokum. Z naszą własną atmosferą i historią. – Stwierdziła, patrząc mu w oczy i uśmiechając się pocieszająco, by przestał tak wyraźnie obawiać się tego wszystkiego, co też ona powie. Wzięła go za rękę, wyciągając ją jednocześnie, aby mógł osobiście wsunąć na jej palec pierścionek. – Śmiało, panie narzeczony.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyWto Wrz 16, 2014 1:53 pm

Zmarszczył nos, słysząc syczenie wody i niechętnie puścił swoją kuchenną księżniczkę, by kontynuowała swe dzieło. Obowiązki wzywały i póki nie skończy się ten chaos, nie powinien chyba jej zajmować sobą, bo jeszcze spaliliby mieszkanie, a wraz z nim połowę Kwartału. Choć może warto było go poświęcić, by pobyć z nią chociaż chwilkę dłużej? Kobieta jego życia warta była wszystkiego.
Jeśli o niego chodziło, to mógłby tak stać godzinami, mając ją w ramionach i wymieniając te niewinne pocałunki. Byli razem! Tak prawdziwie, szczerze i kochanie. Tabitha Gautier – kto by pomyślał, że to się tak potoczy? Po opuszczeniu jej domu był pewien, że to już koniec i nic nie uratuje ich dobrych relacji, a tu taki niefart to zrobił. Igrzyska, które nie powinny się odbyć. Właściwie gwałtem uprowadził ją z dworca, wbrew jej woli przywiózł do siebie i nawet skuł, by nie uciekła, a mimo to właśnie stała tu, gotowała dla ich dwójki i go kochała. Go! Pana zdrajcę...
Nadal nie mieściło mu się w głowie to, jak mógł jej to zrobić. Pierwszą zdradę rozumiał. Bał się o rodzinę, której wyidealizowany obrazek jeszcze wtedy miał w głowie i nie chciał, by cokolwiek ich szczęściu zagroziło. Choć gdyby wiedział, że matka ma jeszcze inną rodzinę, a ojciec jest takim sukinsynem, to z pewnością odpuściłby poświęcanie swojego szczęścia dla ich bezpieczeństwa. I druga zdrada... Tej kompletnie nie rozumiał. Jak mógł tak bardzo zranić Tabby przez czyny jej ojca? Zachował się jak dupek. Ba!, gorzej niż dupek i już do końca życia miało go to prześladować. I dobrze. W każdej mierze na to zasługiwał, na wieczne poczucie winy i nienawiści do samego siebie oraz własnych uczynków. Kretynem był.
Teraz przynajmniej ona wybaczyła mu ten błąd i była tu z nim, mimo wszystko. Powstrzymała go przed głupotą i została, przyznając się do swoich prawdziwych uczuć, choć nie miała żadnych podstaw, by zmienić tor z nienawiści na miłość, a mimo to to właśnie zrobiła, zmieniła tor. Jakby nie było, to wszystko przemawiało przeciwko jego osobie. Jego skarb... Teraz był tu z nim.
- Nikt nie powinien zwrócić mi uwagi, a ciebie ukryjemy. Jestem w trakcie łapania kogokolwiek z bliższych znajomych matki, z tych o wysokich stanowiskach i powinienem prędko załatwić ci papierki, ale nie chcę już czekać. Po cichu cię wywiozę, co powinno pójść gładko, bo... - Westchnął ciężko, zakłopotany drapiąc się po głowie. – Znany jestem z nienawiści do mieszkańców Kwartału, ale napomnę, że nie znęcam się nad nimi jak inni. Papiery zaś postaram się załatwić jak najszybciej. Przez te Igrzyska jest wszędzie straszny chaos. Po prostu nie martw się o mnie – stwierdził pewnie, choć ryzyko było spore, ale nie tak spore, jak w przypadku innych.
- Ostatecznie mogę sprzedać stary dom. Masz rację, powinniśmy odciąć się od przeszłości. Jeszcze te nowości związane z matką... – Przyznał. Postanowił jednak odłożyć przemyślenia o tym na później. Teraz pragnął zakończyć jeszcze inną sprawę.
- Jak miło, moja narzeczono – stwierdził, łapiąc ją za delikatne kobiece dłonie i wkładając na paluszek jej pierścionek. – A buziaka dostanę? – Spytał w pełni już szczęśliwy. Niesamowicie radowało go to, że miał tak cudowną narzeczoną, którą była jego mała i kochana Tabby.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyWto Wrz 16, 2014 11:43 pm

To… Zabolało, choć miała szczerą nadzieję, że nie dała tego po sobie poznać. Jednak myśl o tym, że jej własny mężczyzna musiał zdecydowanie zapracować czymś na opinię człowieka nienawidzącego mieszkańców Kwartału, cóż, była niczym wymierzenie jej mocnego policzka. Ba!, kopnięcie prosto w splot słoneczny, gdy i tak już praktycznie leżała przez inne nieprzyjemności.
Z całego serca pragnęła wierzyć w to, że Valerius naprawdę nie jest tak złym człowiekiem, za jakiego miała go jeszcze nie tak dawno temu. Tymczasem teraz dowiadywała się o nim dosyć nieciekawych rzeczy, które wywiercały w jej sercu dziurę raczej trudną do załatania. Owszem, była mu niezmiernie wręcz wdzięczna za szczerość związaną z przyznaniem jej się do opinii i powiedzenie jej tego prosto w twarz, lecz zdecydowanie wolałaby, by nie było co mówić.
- Co takiego robiłeś... robisz? – Spytała, przełykając ślinę i mimowolnie blednąc w oczekiwaniu na odpowiedź, której tak naprawdę chyba wcale nie chciała słyszeć.
Nie mogła jednak pozostawić tego wszystkiego ot tak, bez jakiegokolwiek komentarza. Zbyt dobrze wiedziała bowiem, że nadszedłby kiedyś ten moment, w którym zaczęłaby ponownie zastanawiać się nad tym, co takiego wyprawiał jej ukochany. To zaś mogło przynieść tylko jeszcze większe zniszczenia, a może nawet całkowite załamanie w ich związku, a tego w żadnym razie nie chciała. Naprawdę, ale to naprawdę pragnęła teraz spokoju i miłości.
- Muszę wiedzieć, Vale. Obiecuję, że przełknę wszystko. – Powiedziała poważnie, całkowicie odbiegając od niedawnej lekkości w zachowaniu i bawieniu się słowami.
Teraz była wręcz śmiertelnie stanowcza i nie miała najmniejszego zamiaru spuszczać z tonu aż do momentu, w którym postawiłaby na swoim, otrzymując odpowiednio satysfakcjonującą odpowiedź. Zaś o tą z pewnością łatwo nie było, co widziała w oczach szatyna. Biorąc głęboki oddech, uśmiechnęła się do niego delikatnie, wspierająco w swej prostocie. Naprawdę nie chciała, by czuł się źle. Ona tylko pragnęła znać odpowiedź i upewnić się w tym, że jej ocena nie była pomyłką.
To było paskudne zagranie, wiedziała o tym. Zdecydowanie nie powinna wątpić w kogoś, z kim coraz bardziej chciała spędzić resztę życia, jednak coś w niej zwyczajnie nie dawało jej odpuścić w kilku rzeczach. Ten przypadek zawierał najwyraźniej właśnie jedną z nich.
Nie poganiała go więcej, w spokoju oczekując na słowa płynące z jego ust. Nie sądziła, by coś w tym momencie było w stanie zmienić jej decyzję, zaś ta zawierała w sobie przecież faktyczne zaręczenie się z Angelinim, wyjazd z Kwartału u jego boku i prawdopodobnie wspólne zamieszkanie, które nie wydawało jej się już aż tak złym pomysłem. W końcu i tak spędzali ze sobą wyjątkowo dużo czasu, czasem nawet ze stwierdzeniem, że było go stanowczo zbyt mało.
- Kocham cię i dlatego nie przestanę się o ciebie martwić. Przynajmniej do czasu aż zażegnamy jakoś aktualne niebezpieczeństwo i będziemy mogli skupić się na naszych siostrach i sposobie wydostania ich z wybitnie paskudnej sytuacji. – Pogładziła go wierzchem dłoni po policzku, sadowiąc mu się na kolanach, by wreszcie złożyć pocałunek na tych niesamowicie zmysłowych wargach. – Takiego buziaka? – Mruknęła, wplatając palce w jego, wciąż za krótką!, czuprynę i ponownie miziając wargi. – Czy może jeszcze innego? Co, kochanie?
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptySro Wrz 17, 2014 8:04 pm

Znany jestem z nienawiści do mieszkańców Kwartału – pół zdania, które mogło zniszczyć jego przyszłość i sens ostatnich dni, mogło zniszczyć jego silną osobę i resztę jego życia. Powiedział to głośno, nie myśląc za wiele i mając nadzieję, że to zdanko zniknie pod natłokiem reszty słów. Nie zginęło. Wgryzło się w kochanką główkę Tabby, która teraz nie zamierzała mu odpuścić. Chciała się dowiedzieć, co i jak, a on. Patrzył na nią, nie wiedząc, co mógłby powiedzieć. Bał się, że cokolwiek by nie powiedział, to ona zaraz rzuci w niego fartuchem, obróci się napięcie i wyjdzie. Jej wyjście oznaczałoby ten jego definitywny koniec. Nie miałby już niczego.
Te jej przeszywające go oczy, które się bały, bały się, co też takiego usłyszy z jego ust. Czy będzie potrafiła żyć ze świadomością, że jej narzeczony to morderca? Czy będzie potrafiła żyć wraz z nim wiedząc, że zabił jej ojca i innych Kapitolińczyków? Że ich torturował, nie okazując jakichkolwiek uczuć, ba!, starając się je wyciszyć i pozwolić zaćmić umysł zemstą?
Odwrócił twarz, nie mogąc jej patrzeć prosto w oczy. Zawiódł. Ten jeden dzień i te inne, które po nim nastąpiły, sprawiły, że nie miał się już za takiego, jak przed rebelią. Tamten Valerius umarł i mimo że teraz próbował się mamić, że się nie zmienił , to tak naprawdę zmienił się. Miała rację, mówiąc, że oboje się zmienili. Nie byli tymi samymi ludźmi, co wtedy, przed rebelią, gdy jeszcze się przyjaźnili nieświadomi tego, że świat jest jeszcze większą suką.
- Tabby – powiedział. Głos mu się mimowolnie załamał, zdradzając wszelkie jego uczucia. Zawiódł ją, matkę i siebie. Stał się kimś, kogo one, i nawet on, się brzydziły. – Tabby, byłem głupi – powtórzył, starając się przywołać swoje emocje do posłuszeństwa. Nie powinna się nad nim litować. Powinna trzasnąć drzwiami i odejść? Nie...
Wzrok usilnie wlepiał w okno, patrząc na Kwartał. Brudne i zaniedbane szare miasto, do którego powstania się przyczynił, patrzyło teraz na niego dumnie i uśmiechało się, wiedząc, że zemsta właśnie pukała do jego drzwi. Nie odwrócił jednak wzroku od tych zniszczonych dachów. Patrzył, nie potrafiąc patrzyć Jej w oczy, te mądre i kochające oczka.
- Do rebeliantów dołączyłem jeszcze jak rodzice żyli. Nie mieli o tym pojęcia, a ja nie chciałem im nie mówić. Nie wiedziałem, jakby zareagowali, a zwłaszcza ojciec. Pomyślałem jednak, że jeśli rebelianci wygrają, to uda mi się uratować rodzinę, zaś jeśli przegrają, to ojciec uratuje mnie. Rodzina, w której jedno mogło pomóc drugiemu. I jednocześnie chciałem, by ten cyrk się skończył... – Przerwał, wzdychając ciężko i starając się nie uronić ani jednej łzy. Był twardy, był cholernym Strażnikiem. Nie okazywał słabości. Nie powinien czuć też żalu z powodu tego, co się stało, a mimo to olbrzymia gula rosła w jego gardle.
- Każdego dnia przeklinałem twojego ojca, a wkrótce do tego przeklinania doszedł mój. Nie rozumiałem, jak mógł wycelować broń w matkę i strzelić. Starałem siebie oszukiwać, że nie widział mnie tamtego dnia, ale spojrzał mi prosto w oczy, potem odwrócił wzrok na... Strzał sprawił, że oddałem się rebelii całym sobą, przekonany, że nie mam już nikogo. Wściekły byłem na Vincenta i Johna... I wcale nie chcę się usprawiedliwiać. Sam obrałem drogę, sam podejmowałem decyzję, a w dzień rebelii działo się dużo, a by okazać lojalność musiałem nawet zabijać. Zabijałem wielu i... Byłem Kapitolińczykiem, więc musiałem, chciałem, po prostu to robiłem. Po rebelii zaś ogarnąłem się, ale nie zmieniłem nastawienia. Zacząłem szerzyć pieśni nienawiści, by dostać się do KOLCa, cię odszukać i przeprosić. Wtedy, podczas rebelii... Tak niewiele brakowało, bym cię złapał i porwał z dala od tych ludzi... Wiem, to bardzo źle o mnie świadczy. Bardzo...
- Przepraszam cię, Tabitho – szepnął, odwracając się do niej. – Przepraszam cię mocno. – Nie potrafił jej powiedzieć tego najgorszego. Nie potrafił tego zrobić. Nie potrafił i nie potrafił też patrzeć jej w oczy, gdy pod celownik brana była jego porażka.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyCzw Wrz 18, 2014 12:30 am

Nie zamierzała wychodzić. Cokolwiek by usłyszała, jakkolwiek byłoby to paskudne i bolesne, nie miała zamiaru opuszczać swojego jedynego szczęścia. Kochała go, czyż nie? Naprawdę, ale to naprawdę mocno pragnęła z nim być, ułożyć wspólną przyszłość pełną choć odrobiny tej beztroski, jaka była wcześniej między nimi. Owszem, bała się tego, co Vale ma jej do powiedzenia. Autentycznie obawiała tego, że okaże się potworem z tych najstraszliwszych koszmarów, jakie kiedykolwiek jej się śniły.    
To jednak była jej druga połówka. Wiedziała to chyba praktycznie od momentu, w którym zaczęli się przyjaźnić. Podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie on jest Tym Jedynym. On, nikt inny. I czyż nie powinna trwać przy nim teraz niezależnie od tego wszystkiego, co usłyszy? Choćby było to niesamowicie wręcz bolesne i trudne do przełknięcia?
Przecież to właśnie relacja z nią po części popchnęła go w kierunku obecnego strażnikowania. Gdyby nie jej ojciec, zapewne mogliby wieść teraz inne życie. Niby niekoniecznie nawet wspólne, jednak wszystko mówiło jej, że byli ze sobą głębiej powiązani. Większość realistów zapewne byłaby skłonna nazwać to wymysłami wielce zakochanej panienki, lecz ona i tak naprawdę wierzyła w takie rzeczy. Przeznaczenie popychające ich ku sobie niezależnie od wszystkiego.
Mimo wszystko, chciała jednak dowiedzieć się tego, co sprawiło, że zasłużył sobie na taką a nie inną opinię. Oczywiście, mogła zawsze popytać u innego źródła, lecz to byłoby chyba nie fair w stosunku do niego oraz siebie samej.
Poza tym znacznie lepiej było przyjąć to wypowiedziane szczerze przez główną osobę w tym siedzącą, z całym podejściem Vala i znajomością okoliczności. Nie chciała szpiegować, bowiem to... Tylko jeszcze bardziej by wszystko zniszczyło. Tego była stuprocentowo pewna.  
- Ciiiichutko, kochanie. Nie obawiaj się. - Powiedziała, podchodząc do niego bliżej i biorąc go za rękę, którą ścisnęła na znak, że jest przy nim i mimo wszystko jest przy nim, tuż przy jego boku. - Możesz powiedzieć mi wszystko, przecież wiesz. Wciąż jestem tą samą Tabby, jaka była przy tobie nad jeziorem, marząc o całowaniu tych warg, którymi teraz zawładnęłam. Może tylko trochę starszą i bardziej zgorzkniałą. - Powiedziała szeptem, starając się jakoś go pocieszyć. Zaczynała coraz bardziej żałować, że w ogóle poruszyła ten temat.  
- Kocham cię. Ko. Cham. Cię. Nic tego nie zmieni. - Stwierdziłaz przekonaniem w głosie, plując sobie w brodę za krzywdzenie ukochanego.
To go bolało, a mimo wszystko nie pominął tego tematu, ciągnął go dla niej. Usilnie starając nie załamać i być silnym. Nie musiał być przy niej siłaczem ukrywającym swoje uczucia, grającym w jakąś chorą i ciężką grę. Chciała prawdziwego Valeriusa.
- Nigdzie się nie wybieram. Przepraszam, kochanie, nie powinnam była ciągnąć tego tematu. To już przeszłość, mało ważna w obliczu tego wszystkiego, co między nami.
Wysłuchując tego wszystkiego, co miał jej do powiedzenia, wciąż pozostawała w tym samym miejscu. No, po chwili tylko siadając mu na kolanach, by móc być jeszcze bliżej. Był taki ciepły i wspaniały, jej własny, kochany. Nie komentowała niczego póki sam nie skończył, nie miała nawet słów na to wszystko, nie chcąc przy okazji też niczego zepsuć.
Wbrew temu wszystkiemu, co myślała na samym początku, wcale nie odczuwała do niego żalu czy innych złych uczuć. Wręcz przeciwnie, czuła się tak, jakby faktycznie to wszystko rozumiała, jakby pływała w oceanie zrozumienia, przebaczenia.
Był jej narzeczonym, jej ukochanym, jej kochankiem. Jakże mogłaby go teraz odtrącić? Po tym wszystkim, co przez nią przeszedł, co dla niej zrobił. Nie była okrutna w odbieraniu mu, jak i również sobie, tej ostatniej deski ratunku, jaką była ich relacja.
Nie mogła pozwolić mu na dołowanie się, cierpienie z powodu wydarzeń zamierzchłych. Teraz liczyła się chwila obecna, a w chwili obecnej Tabitha postanowiła zrobić coś, co podpowiadało jej serce. Szalonego, patrząc z jej dotychczasowego punktu widzenia, ale równie słodkiego.
Przejeżdżając opuszkami palców po policzku i linii jego szczęki, zamknęła mu usta pocałunkiem tak różnym od zwyczajowej namiętności. Długim i niesamowicie wręcz czułym, pełnym oddania. Miała z nim wyjechać, zamieszkać wspólnie, tak? Dlaczego więc nie...
- Czerwiec to dobry miesiąc na ceremonię, nie sądzisz? - Powiedziała, patrząc mu w oczy z uśmiechem na ustach. - Dlaczego by nie przypieczętować tego...? - Wyszeptała, dotykając jego serca dłonią z pierścionkiem. - Choć kurką domową nie zostanę, musiałbyś mnie chyba wrobić w brzuch i przywiązać w kuchni, bym siedziała w domu. - Roześmiała się, patrząc na niego po chwili z łobuzerskim błyskiem w oczach. - Wrabiać się nie dam, ale zawsze można... Obiad nie boi się podgrzewania...
Kochała i zamierzała poślubić cchoćby dziś, tego była pewna...
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptyPią Wrz 19, 2014 11:58 pm

Bliskość Tabithy jeszcze bardziej rozdzierała jego serce. Świadomość, że dotyka dłoni, dzięki której przecież zabił jej ojca, sprawiała, że czuł się jeszcze większym złem niż normalnie, jeszcze bardziej czuł tę granicę między sobą a Tabithą, która przez ostatnie dni prawie że się zatarła. Prawie się zatarła. Miał nawet wrażenie przez jakiś czas, że jej kompletnie nie było. Teraz zaś wisiała mu przed nosem jako gruba czarna linia, której nie mógł przeoczyć. Burzony mur budował się na nowo. Cegiełka po cegiełce.
W dodatku ten jej głos, pełen miłości, nakłaniający go do zwierzeń i zapewniający, że mimo wszystko nie zmieni do niego stosunku, że cokolwiek wypłynie z jego ust, nie obróci to jej uczuć o sto osiemdziesiąt stopni. Zmieniłaby je. Znienawidziłaby go ponownie, gdyby ta jedna informacja przeszła mu przez gardło. Na jego szczęście lub nieszczęście, nie potrafiła. Dlatego kontynuował dalej, nawet się nie zająknąwszy. Jakby matka wychowała go na rasowego kłamcę, a nie człowieka dobrego, który działał w prawdzie, nic nie zatajał i był jak najbardziej szczery. Sama szczerość.
I naprawdę pragnął wierzyć, że nadal jest tą prawie beztroską dziewczyną, którą poznawał z każdym dniem coraz bardziej nad brzegiem spokojnego jeziorka. Wtedy wszystko wydawało się być łatwiejsze, mimo że ich serca oblewały się w bólu i żałobie. Smutne, czyż nie? Wtedy byli dziećmi, a teraz? Mówiła mu „kocham”, gdy on... Nie miał pojęcia, ile wytrzyma i czy wytrzyma. Straszna choroba pojawiłaby się w jego duszy, gdyby choćby zaczął, a gdyby ona... Nie, nie teraz, może kiedyś, albo wcale. Tak miało być najlepiej. Dla ich dwójki. Tak, usprawiedliwiaj się.
Powiedział wszystko, pomijając tę największą zbrodnię i siedział, zaciskając wargi. Czekał na jej reakcję, na odtrącenie, na oznakę obrzydzenia w jej oczach, ale nic takiego nie ujrzał. Mógłby przysiąc, że widział w nich zrozumienie, na co kompletnie nie zasługiwał, co nie było dla niego. Nie dla niego. Dla kogoś za to, kim nie był i nigdy nie będzie, a kogo ona w nim widziała. Dobrze ci tak. Będziesz powoli gnił we własnych wnętrznościach.
Gdy go pocałowała, musiał pogrzebać ogromne wyrzuty sumienia, by nie zorientowała się, że to nie wszystko i że nie jest spięty przez tych kilka zdań. Jak ostatni drań na świecie, objął ją, bardziej przytulając do siebie i całując jej wargi. Oszust. Zdrajca. Morderca.
- Tak, czerwiec to świetny miesiąc, by uwiązać pewną upartą pannę do niesamowicie przystojnego faceta – stwierdził beztroskim głosem, łapiąc ją za nos i obracając niespodziewanie do siebie tyłem. Przez myśl mu przeszło: kłamca, ale zbył to, obsypując jej szyję pocałunkami. – Kochana i niesamowita jesteś – mruknął. – Znajdziemy ci jakieś ciekawe zajęcie, psotko – szepnął jej do uszka, niegrzecznie łapiąc je w ząbki. Nie zasługujesz na nią i nigdy nie zasłużysz. Cokolwiek byś zrobił. Musiał przyznać, że się z tym zgadza.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 EmptySob Wrz 20, 2014 2:02 am

Nie miała pojęcia, co mu siedzi w głowie. Już dawno utraciła zdolność odczytywania jego najskrytszych myśli i pragnień, choć… Czy kiedykolwiek tak naprawdę ją miała? Teraz zaczynała sądzić, że to po prostu była zasługa Valeriusa, tego dawnego chłopaczka będącego kimś, z kogo twarzy czy też zachowania dało się czytać niczym z otwartej księgi. Teraz to się zmieniło, więc nie mogła już powiedzieć zbyt wyraźnie, co się tam mu o czaszkę obija.
Chociaż wiedziała jedno – nie było to zdecydowanie nic dobrego lub choćby nawet neutralnego, była to jakaś czysta tortura, którą właśnie ona po części wywołała, powołała do życia. I naprawdę, ale to naprawdę mocno tego żałowała. Chciała tylko i wyłącznie szczęścia Vala, nie jego pogrążania się w smutku, wyrzutach sumienia przepełnionych już zupełną irracjonalnością lub też innych takich rzeczach. Pragnęła choć namiastki prawdziwej normalności.
- Kocham cię. – Powtórzyła śpiewnie, starając się poprawić mu humor pocałunkami. – Ty mój niesamowicie skromny facecie, który wcale nie afiszuje się swą urodą bardziej ode mnie. Trzeba wreszcie sprawić, by cię zniszczyły moje obiadki, Vale. Ta figura jest zdecydowanie zbyt apetyczna. – Stwierdziła, dodatkowo tycając go palcem prosto w sam środek klatki piersiowej.
Roześmiała się, gdy złapał ją za czubek nosa i odwrócił plecami do siebie, by zaatakować całuśnie jej szyję, którą wygięła w satysfakcji. Uwielbiała, gdy to robił, skubiąc ją jednocześnie wargami i drażniąc tym swoim lekkim zarostem. Oblizała wargi, obracając się do niego z powrotem w równie niespodziewany sposób, aby objąć jego nogi swoimi i przyciągnąć za koszulę ponownie do siebie. Kąsając, miziając, zapraszająco muskając językiem, zniżając wargi do jego szyi oraz torsu, który odsłoniła przy okazji za pomocą kilku zwinnych ruchów palcami, i powracając znów do ust.
- Ty też jesteś. – Wyszeptała kusicielsko, dosłownie wijąc się pod jego dotykiem, pomrukując cicho i mając wrażenie, że zaraz rozpadnie się od tego gorąca. – W tej chwili interesuje mnie tylko jedno niesamowicie ciekawe zajęcie… – Szepnęła, zsuwając się z jego kolan. – Kolacja. Zaraz nam wystygnie.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Valerius Ian Angelini

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Valerius Ian Angelini
» Valerius Ian Angelini
» Valerius Ian Angelini
» Valerius Angelini i Catrice Tudor
» Miranda Angelini

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje-