IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Valerius Ian Angelini

 

 Valerius Ian Angelini

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPią Sie 08, 2014 6:31 pm

Valerius Ian Angelini 2bc1269ddcbe6112894d043afc60e195
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPią Sie 08, 2014 6:37 pm

Pogwizdywał wesoło pod nosem, obchodząc swoje niewielkie, jeśli porównać je z jego domem, mieszkanie. Siedziała mu w głowie pewna piosenka z czasów jego młodości, którą to namiętnie męczył i męczył, wystukując w pewnym momencie jej rytm na jednej z szafek, by zaraz kontynuować nucenie i iść dalej.
Wydawał się być całkiem pozytywnie nastawiony do życia, mimo że niedługo znów miał toczyć bitwę ze swoimi własnymi nocnymi upiorami. Nocne upiory... Te to potrafiły zrobić z nim wszystko, począwszy od uśmiechów po rzucanie się na łóżku z jednego boku na bok i marzeniu, by w końcu zasnąć. Czasem miał problemy z zasypianiem przez te podłe myśli, jednakże ani mu się śniło brać jakiekolwiek środki nasenne. Nigdy, przenigdy, dobranoc. Albo też i nie, o ile miał nie zasnąć...
Upewnił się, że alarm włączony, zgasił ostatnie światła i poszedł do sypialni, gdzie... No tak... Świetnie wiedział, co znów go czeka i nie spieszyło mu się. Nie było jednak co zwlekać. Za kilka godzin miał mieć to z głowy. Na cały dzień, więc wziął głęboki wdech i wsunął się do łóżka. Powitała go miła chłodna kołdra. Przytulił się do poduszki i zamknął oczy.
Przed oczami zaraz pojawił mu się dzisiejszy dzień. Nie działo się nic ciekawego. Jedynie wygrał zakład z kumplem, powłóczył się po KOLCu z przydzielonym mu partnerem, który, tak na marginesie, był strasznym gburem, ukarali kilka osób za bazgranie po ścianach i wrócili na obiad... Nuuuda.
Pamiętał, że raz przeszli nieopodal domu Tabithy. Miał nadzieję ujrzeć ją gdzieś kątem oka, ale nigdzie jej nie widział. Oczywiście odczuł zawód, ale może to i lepiej, że się nigdzie w pobliżu nie kręciła? Jeszcze by go dostrzegła w tym służbowym wdzianku i rzuciła się na niego z pięściami. Gdyby mógł mieć nadzieję na buzi-buzi, to może by ryzykował jeszcze jednym spacerem przez te okolice, a tak... Po prostu nie chciał jej robić więcej kłopotów. Zaś zobaczyć ją jeszcze raz miał okazję, bo przecież zamierzał do niej wpaść na dniach, by dopełnić umowy, którą zawarli. Za uratowanie mu tyłka, on „poślubia” Amandę i wyciąga z tego miejsca. Potem zaś koniec. Nie znają się.
A znali przecież się świetnie! Na tyle, by ona mogła swobodnie go znienawidzić i swą nienawiść pielęgnować każdego dnia, jak jakiś niezwykły i wrażliwy gatunek rzadko spotykanego i bardzo drogiego kwiatka. Kwiatka, który w sumie rujnował mu wszystko, ale co mógł na to poradzić? Walczył o nią, ale, mimo że na początku myślał, że coś jednak między nimi nadal jest, nic w niej tak naprawdę już nie kwitło, prócz tego rzadkiego okazu nienawiści. Bardzo wybujałego. Ech... Może też powinien bawić się w ogrodnika?
Z myśli pełnych panny Gautier na szczęście przeszedł w sen, w którym oboje spędzali beztrosko czas na jakiejś polanie. Tabby jakoś nie zdawała się go nienawidzić, choć wiedział, że jej nastawienie niedługo się zmieni i zobaczy te jej ogromne oczka pełne nienawiści... Obawiał się, że wolał się obudzić, co oczywiście nie będzie mu dane.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPią Sie 08, 2014 8:59 pm

/kilka dni po wydarzeniach z mieszkania, dzień przed odwiedzinami u Fransa

Wieczory należały do jej ulubionych pór w całej dobie. Nie te jakoś specjalnie późne, bo wtedy zaczynały nachodzić ją niezbyt respektowane przez nią myśli oraz wizje dosyć marnej przyszłości, jaka w tej chwili się przed nią rysowała i to dosyć wyraźnie. Tabby, zarówno ta stara jak i nowa wersja, uwielbiała ten wczesny wieczór. Ten specjalny, choć przecież z pozoru tak prozaiczny, moment, w którym słońce zaczynało zachodzić, na niezbyt długą chwilę barwiąc swymi promieniami domy i dachy. Wtedy nawet te największe rudery w KOLCu potrafiły wyglądać naprawdę pięknie.
Chociaż... Fakt faktem, że te już od początku zadbane budynki, przyciągające sobą wzrok człowieka w nawet najpaskudniejsze dni, zyskiwały wtedy też na tyle dużo uroku, by móc dalej swobodnie przyćmiewać swą urodą zniszczone kamienice i brudne rynsztoki. Tabitha jednak przez większość czasu nie miała zwyczajnie nawet okazji, by być w tej bardziej zadbanej części Kwartału, bowiem to zdecydowanie nie było miejsce dla osób jej podobnych.
Jej osobiście ledwo starczało na życie w niewielkim i zagraconym mieszkanku, w którym zimą było przeraźliwie wręcz chłodno, a latem często można się było poczuć jak kurczak w piekarniku. I to nie była nawet kwestia złej regulacji klimatyzacji lub szwankującego ogrzewania, których tak w sumie nawet w mieszkaniu nie było, ale zwyczajnie lokalizacji i stosunkowo marnego budownictwa.
Nie to, co w miejscach takich jak te, które postanowiła dzisiaj odwiedzić. Nie zamierzała wcale kończyć swojego obchodu tam, gdzie teraz zamierzała się pojawić, jednak okoliczności jakoś same ją do tego tchnęły. Okoliczności, a właściwie kartka wyrwana ze starego zeszytu, jaka całkowicie przypadkiem weszła w jej posiadanie.
To właśnie ten całkowicie zwyczajny kawałek papieru sprawił, że przypomniała sobie słowa wypowiedziane kilka dni wcześniej przez napastnika i postanowiła powęszyć trochę w celu ich potwierdzenia lub też zaprzeczenia im. Jakoś bez większego zastanawiania wiedziała bowiem, że jej były przyjaciel nigdy osobiście by się niczego nie dowiedział. I nie było ważne, jak głęboko by szperał i ile wysiłku wkładał w poszukiwania, bowiem to był KOLeC. A KOLeC rządził się swoimi własnymi prawami, które mimo wszystko nie były w większości przychylne Strażnikom.
Ona sama też zdecydowanie nie była, ale jak już postanowiła dać się wciągnąć zaciekawieniu tą całą sprawą i zaczęła wtrącać w nią nos... Nawet ona automatycznie stwierdziła, że rzeczą dosyć głupią będzie pominięcie w niej głównego zainteresowanego. Raczej i tak kiedyś wyszłoby na jaw to, że wiedziała i mu nie powiedziała, a wtedy z pewnością byłby na nią piekielnie wręcz wkurzony. Jej samej może i to nie ruszało, ale za to jej nieprzyjaciel mógłby wykorzystać znajomość jej największej słabości, a na skrzywdzenie w jakikolwiek sposób Amandy zwyczajnie nie mogła pozwolić.
Nie postanowiła jednak przekazać zdobytych przez siebie informacji po ludzku. O nie! Nie miała najmniejszej ochoty na to, by bezpośrednio konfrontować się z Angelinim i to na dodatek na jego własnym gruncie. Wiedziała bowiem, jak ostatnim razem zareagowała na jego świadome towarzystwo i nie chciała powtórki z rozrywki.
A że życie w KOLCu nauczyło ją co nieco, postanowiła po raz kolejny wykorzystać zdobyte umiejętności w praktyce. No i też kilka kontaktów, które mogły pomóc jej w tak zwanym bezbolesnym poradzeniu sobie z zaistniałą sytuacją. I dzięki temu mogła teraz stać sobie na balkonie przy, całe szczęście!, lekko niedomkniętych drzwiach, obserwując wszystko i jednocześnie pozostając niezauważoną. Przynajmniej przez właściciela mieszkania.
Stała tam naprawdę długo, nudząc się przy tym niemiłosiernie i psiocząc na wszelkie siły, które ją tu zaciągnęły. Wczesny wieczór zdążył przejść już w ten nadzwyczaj późny, gdy wreszcie usłyszała nucenie, niegdyś naprawdę za nim przepadała, a następnie zobaczyła ruch i do jej uszu doszedł dźwięk świadczący o tym, że właściciel mieszkania właśnie położył się spać. Ona też miała na to niezmierną ochotę, ale oczywiście w swoim własnym łóżku i w samotności.
Odczekała jeszcze dłuższą chwilę, dając Angeliniemu czas na zaśnięcie i to oby jak najgłębsze, a następnie cicho wsunęła się przez otwarte drzwi balkonowe do mieszkania, uśmiechając się przy tym pod nosem na myśl o tym, że w niektórych przypadkach Valerius mógł sobie wsadzić w dupę nadzwyczaj beznadziejny system alarmowy, który dało się dosyć łatwo obejść, jeśli się tylko znało odpowiednie sztuczki. A ona jak najbardziej je znała.
Podeszła bliżej do łóżka, pochylając się nad śpiącym, by sprawdzić czy śpi na tyle mocno, by mogła w spokoju zająć się przyjętym przez siebie celem, lecz jej wzrok przykuło coś stojącego na szafce nocnej. Mimowolnie to uniosła i zamarła, wpatrzona w zdjęcie, które przedstawiało wszystko to, co niegdyś ją radowało. Moment pełnego szczęścia, który uchwycony był na fotografii. Jednej z nadzwyczaj wielu fotografii, których obecność w pokoju zauważyła dopiero teraz.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySob Sie 09, 2014 4:05 pm

- Piknik! Nie wierzę... To ty umiesz robić kanapki?! Ty i kanapki? Nieee... Czy przygotowała ci je gosposia? To musiała być gosposia - krzyknęła na start, przekomarzając się z nim. Szła w jego kierunku uśmiechnięta od ucha do ucha, beztroska, z radością i miłością wymalowaną w tych czekoladowych mądrych oczkach, które teraz starały się udawać kpinę. Z jego osoby, oczywiście.
Nieco speszył się, słysząc taki komentarz z jej ust. Liczył... W sumie nie wiedział, na co liczył, ale jednego był pewien: przesadził z tym piknikiem. Niedługo miał usłyszeć opieprz z tego powodu i słowa, które znów miały... Po prostu to przesłucha i przejdzie z tym do porządku dziennego, bo przecież to nie było znowu nic takiego strasznego, ot zwykła codzienność, rutyna i to niezbyt istotna. Czyż nie? Musiał tylko to przetrwać możliwie jak najbardziej obojętnie. Pełen luz.
Zacisnął wargi, oczekując zwrotu akcji, ale nic się złego nie stało. Może dziś los mu sprzyjał? Może i był tak łaskawy, by obdarować go dziś sielankowymi scenami? Miło z jego strony. W sumie nie powinien był, nawet w snach, non stop teraz oczekiwać tej Tabithy, która go nienawidziła. Nie powinien też o tym myśleć, skoro wszystko szło po jego myśli, tej kochanej.
Westchną szczęśliwy, przytulając się do niej i wdychając jej słodki zapach. Zapach jego spokoju. Przy niej nie musiał się niczym przejmować. Wyciszała go, rozwijając swoje plotkarskie macki. Paplała i paplała, a on słuchał i słuchał. Lubił jej słuchać i dzięki temu w pewnym momencie dostrzegł kompletną zmianę tematu jej wykładu... Jakby przełączył stację z nadawanym programem, w którym prowadzącą też była Tabitha Gautier. O dziwo, temat ten teraz dotyczył zasłonek. Ich zasłonek, bo, rozglądając się wokół, stwierdzał, że znajdowali się w jego tymczasowym mieszkaniu w KOLCu. Mieszkali razem. Byli razem... Przez te kolejne sceny, które przepełnione były miłością i ich wspólną codziennością. Takie zwykłe i takie niezwykłe jednocześnie...
Jedynym gwałtownym aktem w tych scenach było uderzenie drzwi od balkonu o ścianę. Namierzył powód hałasu dość  wolno, zważywszy na to, że przebudził się w rzekomym śnie, zostawiając za sobą scenę ich dwójki zmywającej naczynia. Przetarł leniwie twarz, kręcąc głową i patrząc na drzwi. Powinien był je zamknąć. On, albo Tabby, która stała tuż obok, trzymając w rękach ich wspólne zdjęcie.
Ponownie pokręcił senną głową, starając się nie zamknąć ciężkich powiek. Przypomniało mu się, co przedstawiała dokładnie ich fotografia, więc uśmiechnął się półprzytomnie. Taaak, to było to wspólne selfie, na którym oboje wyglądali jak zmoknięte kaczki, które próbowały zatuszować fakt bycia mokrym dzikimi uśmiechami. Uwielbiał ten moment. Był dowodem na to, że kiedyś faktycznie go lubiła... Teraz nienawidziła i pewnie niedługo znów miała go nienawidzić też w snach.
- Taaabby – szepnął, patrząc na te jej przerażone oczka. Chyba w dzisiejszym śnie nie chciała mu tego wszystkiego mówić. Świetnie ją rozumiał. On też tego nie lubił, tej całej gadki o nienawiści i trzymaniu się z daleka.
Uniósł się leniwie z łóżka i przyciągnął ją do siebie, całując bez jakichkolwiek słów czy ostrzeżenie, co zamierza zrobić. Ot zwykły gest, którego oboje potrzebowali w tej chwili. Wiedzieli, co nastąpi, ale wcale nie musiało to wszystko tak się skończyć. Mogła odpuścić i udawać, że wszystko jest dobrze. Z tęsknotą odsunął się od niej, kończąc ten delikatny pocałunek. Wcale nie chciał tego robić, ale ni mógł przedłużać... Nie teraz. Potem miało być jeszcze gorzej.
- Tabby, wiem... Ciiicho. Dzisiaj już mnie nie prześladuj, bo chcę choć jednej spokojnej nocy. Nie zasługuję na wolne, ale... Wpadnij... Nie jutro! Za kilka dni, proszę, i zostaw otwarte drzwi... Znów wróci Julka. Obiecała. Umie latać. Zdolna... A Ty kochana... Chyba że bardzo dziś chcesz... Wolałbym, gdybyś przemilczała… – Mruczał zaspany, z każdym słowem coraz bardziej zbliżając swą ciężką główkę ku poduszce. Aż w końcu westchnął, przytulając do niej policzek. – Może jutro? Chodź, prześpimy się z tym. Ponarzekamy sooobie jutro. Idź spać. Jutro też upieczemy ciasto… – Mruczał dalej, mówiąc coraz wolniej i mniej przytomnie, póki nie zamilknął, zasypiając. Uśmiechnął się przez sen, widząc ich zdjęcie przed swoimi oczkami… Nie, nie zdjęcie. To był ten dzień, w który je zrobili. Śmiali się!
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyNie Sie 10, 2014 3:15 am

Dlaczego jeszcze trzymał ich zdjęcie, skoro tamta przyjaźń nic tak naprawdę dla niego nie była warta? Oprawioną w zdecydowanie drogą ramkę fotografię, którą trzymała teraz w swych dłoniach, a która przedstawiała ten wspaniały moment pełen szczęścia, jaki wtedy przeżyli. Gdy jeszcze jej głowa pełna była ideałów i myśli o tym, jak bardzo cenna była dla niej ich przyjaźń.
Przyjaźń, której dla Angeliniego tak naprawdę nigdy nie było. W jego mniemaniu ona zwyczajnie nie istniała, a Tabitha była zapewne tylko kolejną panienką z tysiąca podobnych istotek, które praktycznie nieustannie kręciły się koło niego, zabiegając na wszelkie sposoby o jego uwagę.
Zastanawiała się po tym wielokrotnie nad tym, czy aby cokolwiek z tego, co jej mówił było prawdą. Czy kiedykolwiek dane jej było spoglądać na tego całkowicie prawdziwego Valeriusa, a nie sztuczny obraz, jaki sam sobie malował? Udowodnił jej nadzwyczaj wyraźnie i boleśnie, jak bardzo wiarygodna może być gra pozorów oraz to, jak wielkim zakłamaniem może być. Pokazał jej to w całkowicie niespodziewanym momencie, gdy nie była na to ani trochę przygotowana i gdy mogło to zaboleć ją najbardziej.
Zaboleć i spowodować prawdziwy natłok paskudnych myśli w jej głowie, których istota sprowadzała się głównie do jednego pytania, kluczowego nawet. Czy kiedykolwiek był przy niej sobą tak, jak ona była przy nim praktycznie przez cały czas?
A może tylko grał tak wyśmienicie? I cała przyjaźń z nią była czymś w rodzaju żałosnej gierki rozpuszczonego dzieciaka, któremu najzwyczajniej w świecie się nudziło lub który z kimś się o coś założył?
Wcześniej doszła do wniosku, że może faktycznie nigdy nie było między nimi niczego prawdziwego, lecz teraz do jej serca ponownie wkradły się wątpliwości. Dlaczego wciąż jeszcze trzymał te wszystkie zdjęcia?
W zamyśleniu pogładziła palcem szklaną szybkę osłaniającą jedną z najszczęśliwszych chwil w całej ich przyjaźni, jaka uchwycona została na tej fotografii. Nie mogła powstrzymać nieobecnego uśmiechu, jaki wymalował się na jej wargach, gdy w myślach powróciła do tamtego okresu. To był taki piękny i beztroski czas...
Wciąż pamiętała wszelkie tamte uczucia, jakie jej wtedy towarzyszyły. Tamte motylki w brzuchu, jakie miała już na sam widok Valeriusa. Zadawane sobie cicho pytania o to czy powinna powiedzieć mu, co czuje, jak i również o to, jaka jest w jego oczach. Czy mieliby jakąkolwiek szansę, gdyby wtedy zdążyła powiedzieć to wszystko, co przecież tak wielokrotnie wymawiała do lustra, gdy była całkowicie sama?
Może teraz wszystko byłoby całkowicie inne. Amanda mogłaby cieszyć się swoim puchatym króliczkiem w normalnym domu, a sama Tabitha byłaby szczęśliwa u boku człowieka, który przecież był dla niej kiedyś wszystkim. To by było takie...
Nie zdążyła jednak nawet teraz dokończyć rozmyślań nad tamtymi, tak bardzo innymi, wersjami wydarzeń, bowiem nagle coś głośno huknęło. No, może nie jakoś specjalnie głośno, jednak dla niej brzmiało to co najmniej jak nagły wystrzał z karabinu w zupełnie cichym miejscu. Aż podskoczyła do góry, rozglądając się z przerażeniem, by zauważyć wreszcie obiekt, jaki spowodował tamten hałas. Drzwi balkonowe... Nie pomyślała o zabezpieczeniu ich przed czymś takim. Jednak to nie to przyciągnęło jej uwagę.
Tym czymś był ruch na łóżku, który zauważyła kątem oka. Obróciła wzrok, napotykając zaspane spojrzenie Valeriusa i wyciągając powietrze w bijącym nadzwyczaj szybko sercem. Przełknęła ślinę, przygotowując się na trudną rozmowę, jednak zamiast niej... Została nagle przyciągnięta do mężczyzny i pocałowana przez niego tak, że prawie ugięły się pod nią nogi. Przytrzymała się szafki, gdy wreszcie ją puścił, mrugając przy tym bardzo intensywnie i zupełnie nie mając pojęcia, co ma powiedzieć w tym wypadku.
Jednak bardzo szybko doszło do niej, że Angelini tak naprawdę się nie obudził i było to tylko senne zachowanie. Oraz bredzenie, które przyjęła w milczeniu i z ciągłym szokiem na twarzy. By wreszcie się ogarnąć i zachować mniej więcej tak, jak to mogła zrobić Tabby z jego snu. Pomijając rozbieranie się i uprawianie z nim dzikiego seksu, oczywiście, bo erotycznych snów odgrywać nie miała najmniejszego zamiaru.
Za to pochyliła się odrobinę z, miała nadzieję, że odpowiednio łagodnym, uśmiechem na twarzy i poklepała powoli Valeriusa po włosach, odzywając się beznadziejnie wręcz czułym tonem.
- Zaraz się położę, kochanie. Zostawię tylko uchylone drzwi dla naszej małej Julki i sprawdzę czy mamy wszystko do jutrzejszego ciasta. Upieczemy sernik z truskawkami. Julka go pokocha. Widzisz ten jej słodki uśmiech na widok świeżych truskawek? Zobacz go i śpij już. Jutro czeka nas długi dzień. - Miała szczerą nadzieję, że gra odpowiednio dobrze, by się nie zorientował i wziął ją tylko za kolejny element dobrego snu. I faktycznie, ponownie przyłożył policzek do poduszki i zasnął jak dziecko, a ona wreszcie odstawiła zdjęcie, by zacząć robić to, co do niej teraz należało. Jednak nie na długo, gdyż ponownie usłyszała hałas. Tym razem nie ryzykowała, pospiesznie wsuwając się do dużej szafy i zostawiając tylko niewielką szparkę, by obserwować.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyNie Sie 10, 2014 2:22 pm

Z chwilą, gdy przytulił twarz do poduszki, było oczywiste, że już nic więcej nie powie i pójdzie grzecznie dalej spać, prowadzony do krainy snów delikatnym głosem Tabithy. Jedynie mruknął jej ledwo słyszalne „dobrze” i pozwolił płynąć nocnym marzeniom, których nurt dyktowały obietnice, które od niej usłyszał. Tak szczere, tak pożądane i tak bardzo przez niego kochane wizje, które pragnął spełnić.
Za chwilę miała do niego dołączyć. Miała wtulić się w jego pierś, by on mógł ją zamknąć w swych silnych ramionach i wdychać jej piękny, bliski mu zapach. Istota łagodności, która należałaby do niego, a on należałby do niej.
Już za chwilę, za moment. Musiała jedynie dopilnować kilku rzeczy, by jutrzejszy dzień był równie niesamowity, co dzisiejszy, co wczorajszy i wszystkie wcześniejsze, by znów swobodnie mogli się cieszyć swoją bliskością, opiekując się też Julką, piekąc ciasta, razem sprzątając, się śmiejąc, oglądając jakiś nudny film.
Tak, też sądził, że Julka pokocha świeże truskawki. Musiał po nie skoczyć z samego rana na targ, by były jak najświeższe. Najświeższe truskawki dla jego małej księżniczki. Wszystko, byleby się wyszczerzyła szczęśliwa. Świetnie znał ten jej przeuroczy uśmiech, który miał ponownie zaszczycić ich dwie skromne osoby. Potem pewnie pojawiłby się potok słów i dziecięcych pytań, na które starałby się odpowiadać jak najzabawniej, by usłyszeć też jej śmiech. Taki szczery, niewinny i julkowy.
Tylko czemu miał wrażenie, że jak Tabby pójdzie do kuchni, to zniknie i nie wróci? Czemu był święcie przekonany, że to koniec happy endów na dziś i ona odejdzie, zostawiając go bez pretensji, ale też samego? Wiedział. To działo się za każdym razem. Wychodziła. Czy to przed wyznaniem nienawiści, czy po nim, ale wychodziła, zostawiając go samego, a pustka była chyba jeszcze gorsza od słuchania tego wszystkiego... W sumie sam nie wiedział, co było gorsze. Czy słuchanie jej pretensji, czy poczucie bycia samemu po tym, gdy spędzałeś z nią przed chwilą te wszystkie miłe chwile...
Zniknęła za drzwiami już dawno. Nic nie słyszał z kuchni, żadnej krzątaniny. Odeszła. Nie było jej, a on został sam. Samiuteńki w pustym mieszkaniu. Gdzieś na dole słyszał rozmowę dwóch ludzi. Nic poza tym.
Otworzył oczy, patrząc na powiewającą na wietrze firankę, potem na zegarek, który wskazywał godzinę. Nie satysfakcjonowała go. Niedawno się położył, a miał wrażenie, jakby spał już naście godzin. Ech, przed nim jeszcze wiele więcej paskudnych godzin i snów, a już miał dość..
Zwlekł się z łóżka, odrzucając kołdrę i na samą bieliznę ruszył do łazienki. Drzwi balkonowe stały otworem, a w sypialni było gorąco, jakby znajdował się w saunie. Tęsknił za swoim domem i klimatyzacją. W KOLCu, mimo że to była ta lepsza część dzielnicy, zawsze coś nie działało, się psuło i ogólnie... Sprzątaczki chyba nawet podkradały jedzenie z lodówek. Wolał nie korzystać z ich usług, bo kto wiedział, co mu przyniosą do mieszkania. Czemu ten świat musiał być taki popaprany? Czemu nie można było nikomu ufać? Czemu zdradzało się ludzi, których się kochało?
Spojrzał na lustro, które przedstawiało jego zmęczoną twarz. Miał dość tych wspomnień, tych snów. To co, że bywały też te dobre! One uświadamiały mu boleśnie, co stracił. I to bezpowrotnie. Na zawsze. Do końca jego parszywego życia.
Ochlapał się co nieco zimną wodą, złapał po drodze butelkę świeżo otwartej wody z lodówki, której się napił i z ciężkim westchnięciem, odstawił ją na szafkę nocną obok zdjęcia, na które nie miał ochoty teraz patrzeć. Nie teraz. Nie w tej chwili. Nie może... Nie spojrzy!
Spojrzał, a jak spojrzał, to też musiał wziąć w dłonie ramkę, która chroniła jego skarbek. Pacnął tyłkiem na łóżku, by popatrzeć chwilę na zdjęcie, jak głodny na chleb, na który go nie stać. Wspominał, że było kretynem? Był kretynem, zostawił ją, a potem zdradził. Z.D.R.A.D.Z.I.Ł. Nawet głodni i bezdomni nie mogli go uchronić przed tym słowem, tym czynem i świadomością, że ona go nienawidziła.
Wstał, odstawiając zdjęcie na jego zacne miejsce tuż obok lampki, zegarka i teraz też wody, by po chwili zanurkować w łóżku. Kretinus zdrajcus – powinien sobie zamówić taką plakietkę na drzwi.
Patrzył przez chwilę na okno, powiewające firanki i oświetlający je blask księżyca, by zaraz odwrócić się do nich plecami. Nie powinien był tego robić. Na regale stało jeszcze więcej zdjęć. Jego i Tabby. Kretinus zdrajcus masochistus.
- Kretyn - szepnął i zamknął uparcie oczy, by nie patrzeć i by zasnąć.. Jutro czekał go kolejny dzień w pracy. Musiał się wyspać.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyNie Sie 10, 2014 3:48 pm

Robiła w całym swoim życiu różne rzeczy. Niektóre zwyczajnie durne, inne nadzwyczaj głupie, a jeszcze kolejne tak zupełnie skrajnie beznadziejne, choć nie ma co - i dobre jej się tam w historii przewijały. Jednak tutaj... Miała nadzwyczaj nieprzyjemne wrażenie, że ponownie trafiła na coś mega idiotycznego, bowiem z każdą mijającą sekundą zaczynało się robić coraz dziwniej i bardziej dziko.
Już od samego początku, gdy tylko weszła, a właściwie to się wślizgnęła, do mieszkania Angeliniego, wszystko zaczęło zmierzać w jak najgorszym kierunku. Czuła to całą sobą, a jednak mimo tego nie chciała rezygnować z tego zadania, jakie sobie tak skrupulatnie wyznaczyła. Wiedziała bowiem, że to, jak by się oceniała po rezygnacji... To było już znacznie gorsze od tego, jak czuła się teraz.
A czuła się jak jakiś wybitnie niemile widziany intruz, który na dodatek mógł zostać przyłapany na gorącym uczynku dosłownie w każdej chwili. Choć przecież nie robiła niczego złego. Ha! Mogłaby nawet rzec, że w jej planach było robienie tylko czystego dobra, które może i nie pasowało do jej obecnej relacji z Valeriusem, ale przed którym zwyczajnie nie potrafiła się powstrzymać.
To było zdecydowanie silniejsze od niej. Pragnienie zrobienia raz czegoś, co pokazałoby mu, że Tabitha Gautier nie jest aż tak złą osobą, jak to by się mogło zdawać po ich ostatnim spotkaniu. Sama nie miała bladego pojęcia, dlaczego chciała udowadniać to akurat jemu. Był przecież kimś, kto wywoływał w niej niemożliwy do opanowania gniew już samym faktem swojego istnienia, życia i oddychania.
Tymczasem zachowywała się jak jakaś wielce dobra panienka, która nie dość, że dźwigała go rannego i pozwoliła mu przez jakiś czas przebywać w swoim własnym mieszkaniu, zszywając jego ranę i nie dając mu się tym samym tak zupełnie wykrwawić, to jeszcze teraz chciała przekazywać mu starannie przez siebie zdobyte informacje.
Rzeczy z pewnością będące dla niego czymś na wagę złota albo nawet i o wartości od tego jeszcze większej. Rzeczy niezwykle trudne do wyciągnięcia od dostatecznie poinformowanych mieszkańców KOLCa, z których zdobyciem z pewnością miałby nie lada problem. Ludzie żyjący w Kwartale nie gadali bowiem od tak, a ich rozmawianie ze Strażnikami to już była zupełna abstrakcja. Niewielu było takich, którzy wychylali się poza niewidzialną granicę obustronnego milczenia w sprawach ważnych i ważniejszych.
A informacje przez nią zdobyte, nie z odgórną myślą o szczęściu Angeliniego, bo z czystej ciekawości Tabithy, z pewnością miały status co najmniej poufnych i to takich nadzwyczaj, jeśli brać pod uwagę realia Kwartału, gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzieli, ale gdy przychodziło co do czego - nikt nic nie widział i nikt nic nie słyszał. No, o ile osoba potrzebująca nie dysponowała odpowiednim towarem na wymianę, a to też w dużej mierze zależało od tego kim była. Niektórzy zwyczajnie mieli mikroskopijne szanse na dowiedzenie się czegoś. I do tej grupy w większości należeli członkowie rebelii.
Lecz nie o tym zamierzała teraz myśleć. To był czas na działanie, myślenie o różnych dziwach mogła zaś zostawić na jakąś późniejszą chwilę. I faktycznie, wyczucie czasu z tym miała praktycznie idealne, bowiem wyjście z zamyślenia pozwoliło jej na odpowiednio szybką reakcję, która obejmowała sobą szybkie wsunięcie się do szafy Angeliniego i ukrycie przed jego wzrokiem.
Który już zaledwie kilka sekund później był bardziej rozbudzony niż wcześniej. W tym momencie z pewnością w żadnym razie by nie była w stanie mu wmówić, że jest tylko elementem jego snu. Stała więc w miejscu, obawiając się nawet wyraźniej poruszyć, by przypadkiem czegoś nie schrzanić i nie ujawnić swojej obecności.
Odetchnęła dopiero głębiej i z wyraźną ulgą dopiero wtedy, gdy Valerius opuścił pokój. Wciągnęła głęboko powietrze, wdychając charakterystyczny zapach jego koszul, który sprawił, że podejrzanie zakręciło jej się w głowie, odsuwając od siebie jedną z nich jak najdalej od siebie, bo opadała jej na twarz. A przynajmniej taki miała zamiar, bowiem złapała się na tym, że trzyma koszulę, która w którymś momencie musiała spaść z wieszaka, w ręce i patrzy się na nią, zupełnie jednak nie zwracając uwagi na to.
Później zresztą też nie miała okazji zastanowić się nad powodem, dla którego wciąż trzymała koszulę. Kolejne dźwięki spowodowały jej ponowne zamarcie i tylko oczy Tabby śledziły wszystko, co działo się w pokoju. Usta zaś nie mogły nie uśmiechnąć się dziwnie na widok, jaki z początku zafundował jej Angelini. Wyśmienity i z pewnością sprawiający, że miałaby na Valeriusa ochotę, gdyby nie fakt, że był jej wrogiem. Ta informacja wszystko niszczyła. Choć popatrzeć zawsze mogła, prawda?
Popatrzeć i na moment jeszcze bardziej skamienieć. W tej chwili, w której na twarzy byłego przyjaciela odmalowały się tak wyraźne uczucia, w chwili wzięcia przez niego fotografii, którą trzymała chwilę wcześniej we własnych dłoniach. Nie mogła poradzić nic na to, że w sercu poczuła jakiś rodzaj bolesnego ukłucia, gdy tak na to wszystko patrzyła. To wyglądało naprawdę realnie, ale przecież nie mogło takie być. Zwyczajnie nie mogło. Złapała się na tym, że przez dłuższą chwilę wstrzymuje już oddech, patrząc tylko.
Aż wreszcie zobaczyła, że Valerius kładzie się znów do łóżka, choć nim jeszcze zauważyła, że najwyraźniej ponownie stara się zasnąć, do jej uszu dotarło ciche słowo, cichutki szept, który sprawił, że ukłucie ponownie się pojawiło. To było takie dziwnie smutne, a przecież... No nieważne, odczekała dłuższą chwilę w swojej kryjówce, nasłuchując oddechu Angeliniego, a gdy ten uspokoił się i zrobił bardziej równomierny, jak najciszej wyślizgnęła się z szafy.
Wiedziała doskonale, jak głęboki potrafił być sen jej dawnego kumpla. Nie raz zdarzyło mu się przysnąć w tych leniwych chwilach podczas ich pikników i wtedy nie mogła w żaden sposób go dobudzić. Nawet głośne gwizdy nie działały. Miała nadzieję, że to się w nim nie zmieniło, bowiem do jej głowy wpadła myśl, której zwyczajnie nie szło z niej wywalić. A myśl ta przeszła w czyny, gdy Tabby minęła drzwi do kuchni. Zdecydowanie nie powinna być tutaj za długo, ale zwyczajnie nie potrafiła się powstrzymać.
Zaś po skończeniu tej impulsywnie rozpoczętej roboty, ponownie zajrzała do sypialni, upewniając się co do tego, że właściciel mieszkania wciąż smacznie sobie śpi. Najwyraźniej jej działania nie były nazbyt głośne i dobrze, bo przecież starała się uparcie, by tak właśnie było. Tym razem przeszła już do docelowego miejsca, nie bez żalu, wyciągając z kieszeni spodni wściekle czerwoną szminkę, którą niegdyś ukradła jakiejś kobiecie. Nie bez żalu, ale za to dodatkowo z satysfakcją, bowiem to wszystko jawiło jej się jako coś prawdziwie zabawnego. Podeszła do lustra, wycierając je i malując usta, by wreszcie wykręcić szminkę trochę bardziej i zrobić z niej użytek, pisząc nią po powierzchni zwierciadła. Kosmetyk był raczej całkiem dobrej trwałości, więc już widziała te trudy Valeriusa w zmywaniu go...

Delilah Morgan, wróżka. Chatka na obrzeżach. Nie sposób nie zauważyć. Pytaj ludzi.
Dziękuję za upojny pocałunek. Więcej nie skorzystam.
xoxo, T.

PS Masz naprawdę chujowy system alarmowy.

Więcej nie marnowała czasu, już i tak było na tyle późno, by zacząć się spieszyć. Przymknęła drzwi do łazienki, ponownie wchodząc do pokoju i udając się w stronę drzwi balkonowych. Wolała jednak takie wyjście od paradowania przez drzwi wejściowe. Zdecydowanie.
Już miała wychodzić, gdy coś przyciągnęło jej wzrok. Wydała z siebie ciche westchnięcie, podchodząc do szafki nocnej i ostrożnie wyciągnęła jedno ze zdjęć z ramki, odstawiając ją, a fotografię wsuwając sobie do kieszeni. Wtedy też jej wzrok spoczął na bluzce, w którą była ubrana, a właściwie - na plamie widniejącej na środku tejże bluzki. Musiała ubrudzić się jeszcze podczas pierwszego zajęcia.
Zdecydowanie nie mogła tak tego zostawić, bo resztki honoru nakazywały jej wyglądać jako tako, a że miała przecież niedaleko całą szafę... Wyciągnęła z niej koszulę, którą wcześniej trzymała i założyła ją na siebie, wzruszając ramionami. Angelini i tak miał stanowczo za dużo ubrań.
Zaledwie kilka minut później, przemykała się już ulicami w stronę domu.

[z/t]
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPon Sie 11, 2014 8:52 pm

Ach!, było ciasto z truskawkami, którego zapach wciąż pamiętał jego nosek! Ach!, była też rozchichotana buźka Julki! I Tabby... Była też z nim Tabby, prawie nie odstępując go na krok. A może to on nie odstępował jej? Nieistotne. Ważne, że byli ze sobą blisko i ani im się śniły jakiekolwiek kłótnie, ani żale, objawiające się w męczących go koszmarach.
Zjedli spokojnie obiad, na deser mieli ciasto. Potem przenieśli się przed telewizor, gdzie wraz z Julką oglądali jakiś film przyrodniczy. Choć bardziej skupiali się na różnych zabawach i bezsensownych rozmowach oraz żartach, niż na wyświetlanych obrazom.
Uwielbiał tę chwilę, mimo że była jedynie fikcją podsuwaną mu przez mózg. Julka siedziała na kolanach Tabby taka roześmiana i zadziorna. Non stop wyskakiwała z kolejną zaskakującą go reakcją, gestem czy słowem. Non stop była tą samą niesamowitą czteroletnią dziewczynką, jaką zapamiętał. Ten uśmiech... Miał ochotę złapać ją w swoje ramiona i wyściskać za wszystkie te lata, które im zabrano. I sprawić, by się śmiała w niebogłosy. Był mu on tak miły...
Tak samo jak Tabitha, która siedziała wraz z nimi. Bez jakichkolwiek pretensji, na każdym kroku wyznawała mu, że go kocha i że kocha jego małą Julcię. Taka lekka, beztroska i jakby nieświadoma tego, że ją zdradził, że brał udział w rebelii... Że zawiódł i go znienawidziła.
I jak na jakiś magiczny sygnał, uśmiech na jej twarzy zgasł i spojrzała na Julkę, wyszczerzając się złowieszczo. Julka, gdy podniosła na niego wzrok, też nie emanowała już radością. Była wściekła, a łapki zamiast w soku od truskawek, miała we krwi.
- Julko, Valerius był niegrzeczny, czyż nie? Julko, co zrobimy z twoim niegrzecznym braciszkiem? – Spytała niewinnie dziewczynki. Nie chciał słyszeć odpowiedzi, nie chciał jej słyszeć!
Obudził się na szczęście, gdy już otwierała swe czerwoniutkie usteczka. Obudził się i na sam początek dnia cisnął poduszką przez pokój w akcie zdenerwowania. Co mu szkodziło! Ot, bezsensowny  czyn na początek bezsensownego dnia! I chciał się, cholera, wyspać! A miał jeszcze godzinę do budzika... Godzinę, której zdecydowanie nie miał już ochoty wykorzystywać, a to za sprawą... Czemu... Czemu to musiała być Julka?
Złość minęła szybko, pozostawiając już teraz jedynie załamanego człowieka, któremu odchodziła chęć na cokolwiek. Kiedyś rano wstawał gotowy do działania i przeżycia kolejnego dnia, kolejnego rozdziału w swoi typkiem życiu, kolejnej przygody, a teraz? Teraz rzadko takim wstawał. Teraz był tym typkiem, którego się wstydził i którego nie chciał pokazywać światu. Mogliby go zmiażdżyć, gdyby okazał choć cień słabości.
Nie, nie był słaby. Był silny! I takim właśnie chciał się pokazać! Pokazywać! Zwłaszcza przy Tabithcie... Musiał w końcu do niej iść i zabrać Amandę z KOLCa, ale jakoś.... Gdy teraz już wiedział, że ma go za zdrajcę, za złego człowieka, że go nienawidzi, to jakoś nie potrafił do niej pójść, jak gdyby nigdy nic i normalnie rozmawiać. Wstydził się nawet przed nią stanąć, a co dopiero cokolwiek powiedzieć. Musiał to jednak zrobić. To samo tyczyło się wstania z łóżka.
Zerknął raz jeszcze na zegarek i... Coś mu tu nie pasowało. Miał wrażenie, że czegoś mu brakowało i zaraz też olśniło go, co. Ramka! Ramka stała pusta i bez tego zdjęcia, które tak bardzo kochał. Co on, do cholery, z nim zrobił? Chyba nie wyrzucił w nocy, nie mogąc zasnąć? Co robił wieczorem? Chyba nie spalił zdjęcia? Nic wczoraj nie pił...
Obrócił głowę, by zerknąć na inne zdjęcia, ale one stały na swoim miejscu. One tak, ale to jedno już nie. Zerwał się z łóżka, pędzikiem idąc do kuchni, gdzie też miał zamiar przegrzebać cały kosz, byle tylko je znaleźć. Byłby kretynem do kwadratu, jeśli ono tam leżało...
Leżało tam ciasto? Halucynacje? Co robiło ciasto na jego blacie kuchennym i czemu tak mile i kusząco pachniało truskawkami? Może to był kolejny sen? Dałby sobie rękę uciąć, że to było ciasto, które mu się dziś śniło i ciasto, którego kawałek kiedyś przyniosła Tabitha. Robili taki mini piknik... Tabitha? Nieee, nie mogło jej tu być. To było wykluczone.
Wzbraniał się przed ukrojeniem sobie kawałka. Kto wie, skąd się ono tu wzięło? Jednakże dość szybko pękł i skosztował, a wraz z pierwszym kęsem przyszły do niego wspomnienia... Wspomnienia i plany.
- Ech, to było to – powiedział do siebie, patrząc na ciasto nadal zaskoczony. Dałby sobie ręce uciąć, że to było to same ciasto zrobione przez te same dłonie. Tylko że ta wizja była bardzo nierealna... Jakaś popieprzona wizja, w której Tabby jest jakimś szpiegiem, który zakrada się do jego mieszkania, by upiec mu ciasto. Musiał znaleźć realne wytłumaczenie, a zanim to zrobi, powinien się ogarnąć do pracy. Potem dopiero mógł sobie pozwolić na myślenie.
Ruszył do łazienki, myśląc non stop o tym cieście... Odwiedziny w łazience zmieniły jego życie. Właściwie Tabby znów zmieniła jego życie. I naprawdę ją w nocy pocałował, co było... Oszalał.

[z/t]
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyWto Sie 12, 2014 12:34 am

//bezpośrednio po dworcu

Jakoś zdołał nieść Tabby, jakoś dotarł na swoje piętro, jakoś zdołał otworzyć drzwi, przejść przez nie i zanieść ją do swojej sypialni, gdzie delikatnie ułożył ją na łóżku i dla bezpieczeństwa przykuł do łóżka. Jakoś. Pewnie lepiej by było, gdyby chodziło tu o niemoc związaną z siłą, jednakże on z każdym krokiem coraz bardziej odczuwał beznadziejność swojej sytuacji. Stał w miejscu, metaforycznie oczywiście, bo właśnie zamykał drzwi swojego mieszkania na klucz i zaraz bez słowa poszedł do łazienki przemyć twarz.
Stał w miejscu, które było cholernie beznadziejne. To były pieprzone Igrzyska, z których miało wyjść jedno żywe! JEDNO! I CO?! Miał wybierać między swoją ciężarną siostrzyczką, którą nie tak dawno zdążył poznać, od której to dowiedział się jako pierwszy i prawdopodobnie jedyny o jej ciąży, bo nie miała nikogo innego i którą pokochał, bo była ostatnią cząstką jego rodzin, a Amandą?! Nie byle jaką Amandą, a siostrą Tabithy, którą to kochała, bo była jej siostrą bliźniaczką, a która zniknęła jej z oczy na kilka lat, za którą ta bardzo tęskniła i... Świetnie znał jej ból związany z rozstaniem z siostrą, mimo że jak się poznali, było już kilka lat po tej stracie i mogła się jako tako do tego przyzwyczaić. Nie mógł wybierać. Nie potrafił. Obie panny były mu ważne. Wszystkie trzy, bo, znając Tabby, miała mieć w zamiarze zrobić wszystko, byle tylko wyciągnąć Amandę z tego gówna. Znając go, miał zamiar zrobić wszystko, by wyciągnąć obie panie z tego. Tylko jak?! Zabicie Coin by coś dało, bo był na to gotów? Cokolwiek, byle tylko je wyciągnąć. Mógł nawet zginąć. Serio. Za nie zawsze. Dla Tabby, dla Delilah, dla Amandy i innych trybutów też. Te Igrzyska nie powinny były się wydarzyć. Już nigdy żadne.
Nawet nie wiedział kiedy, ale po przemyciu twarzy chłodną wodą, nie pozbywając się służbowych ciuchów, zabrał butelkę jakiegoś słabego wina z kuchni i pił, patrząc przez kuchenne okno na KOLeC. Na ten popierdolony Kwartał, którego nie powinno tu być, do cholery! Co ta baba wyprawiała?! Mówiono mu, że rebelia będzie wyzwoleniem, a nie widział tu żadnego wyzwolenia! Żadnego, kurwa, wyzwolenia! Miał zorganizować rebelię rebelii?! Nie nadawał się na przywódcę... Poza tym kto za nim by poszedł w bój?! Był nikim, chcącym w końcu być kimś, a który prawdopodobnie nigdy nim nie zostanie! Miodzio.
Wychylił do końca butelkę i odstawił, by zaraz wziąć inną z nieco lepszym i droższym alkoholem, który przywiózł do KOLCa ze swojego domu. Prywatna i dobrze chroniona kolekcyjka ojca. Cóż, jeśli mógł wychlać jego drogocenny alkohol, to się z tego faktu cieszył. Miał nadzieję, że dawno już gryzł ziemię... Zabrał mu matkę, przez co został sam. Sam, dopóki nie poznał Delilah.
Złapał jeszcze dwie szklanki i zaciskając wargi ruszył do sypialni. Nie miał pojęcia, jak długo będzie jeszcze działać środek, więc usiadł sobie ciężko na progu, opierając się o framugę drzwi. Zapewne miał jeszcze sporo czasu, nim będzie musiał się użerać z Tabby, więc... Nalał sobie pełną szklankę alkoholu, którego nazwy nawet nie czytał i zaczął myśleć o Delilah i jej dziecku, które prawdopodobnie się nie narodzi oraz o Amandzie, której uśmiech zgaśnie na wieki. Uśmiech, który przypominał mu Julkę...
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyWto Sie 12, 2014 2:24 am

Powoli wybudzała się z wizji, która tak bardzo cieszyła jej serce. I która teraz wyglądała dla niej nadzwyczaj realistycznie. Było w niej dosłownie wszystko, czego potrzeba jej było, by mogła uznać to za coś jak najbardziej realnego.
Letni wiaterek poruszał powoli źdźbłami traw na łące, sprawiąc, że ta przypominała wielkie i falujące spokojnie morze. Morze, którego faktycznie nie było nigdzie w pobliżu, ale za to skutecznie zastępował je sporych wielkości zbiornik wodny sztucznie zbudowany przez ludzi.
Zbiornik wypełniony wodą, która w tej chwili unosiła niewielką łódkę. Tabitha bardzo wyraźnie czuła jej miarowe kołysanie. Tak bardzo leniwe i usypiające. Sprawiające sobą, że aż miała ochotę wygodniej rozłożyć się w łódeczkę, opierając się przy tym o osobę, którą kocha. Z jakiejś dziwnej przyczyny, wiedziała, że ta osoba też darzy ją dokładnie takim samym uczuciem, przez co czuła się bezpiecznie w tych silnych ramionach, które już po chwili ją objęły.
Był środek dnia, słońce świeciło jasno na błękitnym niebie tylko z kilkoma chmurkami przelatującymi powoli. Było ciepło, jednak łódka zdawała jej się przyjemnie chłodna. I... Pachnąca? Świeżym praniem i czymś jeszcze, co mieszało się z tym wyraźnym zapachem. Czymś, co wiedziała dobrze, że powinna znać i rozpoznawać, jednak tego nie robiła.
Uniosła się tylko w górę, czując, że coś jest zdecydowanie nie tak. Rozejrzała się dookoła i... I w tym momencie dotarło do niej z całą swoją siłą, że to wszystko nie jest rzeczywiste i że ma przed oczamo tylko kolejną sielską wizję, jaka nie miała mieć nigdy nic wspólnego z jawą. W tym samym momencie poczuła też ból głowy, który dosłownie rozłupywał jej czaszkę na pół. No i jej połówki na połówki, i połówki połówek na jeszcze następne połówki... Dosłownie rozsadzając jej głowę.
Chciała przekręcić się na drugi bok, by skulić się w pościeli i poczekać aż ten paskudny napad minie, jednak próba przewrotki zakończyła się piekącym bólem w nadgarstkach i wrażeniem, jakby coś spływało jej po jednym z nich.
Wtedy to też po raz pierwszy dotarło do niej jakoś to, że zdecydowanie nie była w swoim domu i nie spała też w swoim własnym łóżku. Ani Amandy, ani na kanapie, podłodze czy jakimś cudem u Margaritki. Nie była w swoim mieszkaniu, zdecydowanie, niezaprzeczalnie. Nawet nie mogła w nim być, bowiem...
Właśnie! Co? Co się stało? Jak przez mgłę pamiętała, że szły gdzieś z Amandą. W jakieś miejsce, które napełniało ją wstrętem. Mandy była podekscytowana jak mały szczeniaczek, skakała i paplała radośnie, podziwiała tłum ludzi stojących... Właśnie! Gdzie?
Musiała sobie przypomnieć, bo to zdecydowanie było ważne. Musiała też otworzyć oczy. Najlepiej już teraz, od razu. Co też powoli zrobiła. Uchyliła wpierw jedną, a następnie i drugą powiekę, zamykając je szybko, gdy ostre światło uderzyło w jej oczy. Nie zdążyła zbyt wiele zauważyć. Ha! Nie zdążyła praktycznie nic zauważyć, jednak utwierdziła się tylko w przekonaniu, że coś było stanowczo nie tak. Gdyby tylko głowa jej tak mocno nie bolała... I to światło. Było złe, ale przecież nie mogła wiecznie pozostawać z zamkniętymi oczami.
Więc wreszcie zmusiła się do ich otworzenia, kierując swój wzrok na nieprzyjemnie bolące i mokre miejsce na jednym z nadgarstków. Na którym wyraźnie widoczne było zranienie od... Kajdanek? W pełnym szoku, spojrzała również na drugą rękę, która, a jakby to tak inaczej!, też była uwieziona. I wtedy właśnie do Tabby zaczęły dochodzić te wszystkie rzeczy, które wcześniej jej umykały.
Igrzyska, losowanie, imiona jej znajomych wyświetlane na tablicy pokazującej przyszłych trybutów, imię Amandy... Mandy! Co się z nią stało?! Miały o siebie wzajemnie dbać, obiecały to sobie. A ona zawiodła! Zamiast z Mandy, była gdzieś w niewiadomym miejscu.
Które stało się jej już znane, gdy ponownie uniosła wzrok. Sypialnia Valeriusa i jego łóżko, na którym była uwieziona za pomocą dwóch par kajdanek. Zaś ich właściciel najwyraźniej postanowił zrobić użytek z podłogi, no i sporych ilości alkoholu. Spojrzała na niego wściekle.
- Te kajdanki to wstęp do jakiejś chorej gry łóżkowej, w której jestem twoją sexniewolnicą? - Parsknęła. - Nie prosiłam cię o pomoc, więc możesz ją sobie zabrać i iść z nią do diabła. Tylko racz mnie wcześniej wypuścić. To moja siostra, cholera! - Starała się mówić chłodno i opanowanie, jednak ostatnie zdanie wyszło jej nad wyraz jęcząco i płaczliwie. I faktycznie... Było wstępem do przeraźliwego napadu płaczu, jaki nastąpił już zaledwie kilka sekund po nim. Nie przejmowała się uwięzieniem w mieszkaniu wroga ani zranionym i krwawiącym nadgarstkiem. To nie miało teraz znaczenia. Nie tak wielkiego jak jej siostrzyczka.


Ostatnio zmieniony przez Tabitha Gautier dnia Wto Sie 12, 2014 9:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyWto Sie 12, 2014 8:39 pm

Z każdym kolejnym łykiem, z każdą kolejną sekundą, czuł się coraz gorzej. Patrzył przed siebie, próbując zaistniałą sytuację jakoś ogarnąć swoimi myślami, ale na nic zdawały się jego wysiłki. Nie miał szans. Żadnych szans. Żadnych cieni czy iskierek! Nic nie mógł poradzić na to, by te Igrzyska się nie odbyły. Kompletnie nic, a świadomość tego sprawiała, że w sercu czuł...
W sercu czuł chłód, może nawet lód, który zaczynał chłonąć kolejne części jego ciała i myśli. Stawał się powoli kimś, kim zdecydowanie nie chciał być. Nie chciał brnąć w to dalej, by zobaczyć, co ku temu osiągnie i jak silny będzie. Nie chciał, a jednak cała jego psychika brnęła ku destrukcji... Destrukcji – tak to właśnie mógł nazwać. Miał wrażenie, że Valerius Ian Angelini umierał, by zastąpiło go coś bezdusznego, bezmyślnego i brutalnego. Obawiał się tego, obawiał się siebie i oczu Tabithy, które miałyby na niego patrzeć... Jak? Jakie uczucia by się na nich malowały?
Zapewne jeszcze gorsze niż teraz. Nienawidziła go teraz z całego serca, a potem miała na niego patrzyć z jeszcze większym obrzydzeniem, wskazując na niego palcem, by go zabrali, by go zamknęli lub zabili! By żył z dala od niej, by zgnił, bo niszczył jej życie. Niszczył wszystko, co kochała... Wszystko! Czyż nie tak było?! Zabrał jej rodziców, a teraz nawet zabraniał jej ratować Amandę. Potwór – miała rację, był potworem. Szkoda tylko, że nie jakimś w stylu Quasimoda. Wtedy może byłby cień nadziei, a tak... Pełno zdrajców.
Delilah i Amanda nie zasługiwały na to, by tam być. Żadne z tych dzieciaków. Nic nie zawiniły światu, który skazywał ich na to wszystko... Zmuszał do kłamstw, zabijania innych, nawet przyjaciół, nakłaniał do robienia pułapek, udawania dobrych znajomych, sojuszników... Sojuszników, którzy  oczywiście mieli stać się wrogami. Szybciej niż to by przewidzieli. Ten ból, krzyki i krew...
Siedział, uderzając co i rusz głową o futrynę. Myślał, że mógł coś na to poradzić, ale nie mógł nic. Niemoc go niszczyła, a alkohol sprawiał, że czuł się jeszcze podlej. Przez niego też uśmiechnął się gorzko, gdy usłyszał grzechot swych kajdanek, którymi przykuł Tabithę do swojego łóżka. Drugi gorzki uśmiech, gdy wstał, by do niej powoli, niczym drapieżnik, podejść i usłyszał tekst o sexniewolnicy. Nienawidziła go! A on ją kochał! Kochał idiota!
Zachichotał jeszcze bardziej gorzko, z tym niebezpiecznym błyskiem w oku, słysząc o niechcianej pomocy. Przez alkohol, te wszystkie uczucia, świadomość utraty w niedalekiej przyszłości bliskich mu osób oraz niechęci dziewczyny do niego, nie czuł się sobą. Czuł się złym, zimnym, czuł się skurwysynem, bo taki też był! Jego słodka natura, którą zatruwał resztę.
- Twoja siostra, a moja niedoszła żona! To uznaj sobie, że ci nie pomagam, a cię porwałem i przetrzymuję. Może teraz lepiej? Godzisz się na to?! – Spytał pełnym jadu głosem, stawiając butelkę i szklanki na szafce nocnej. Oba kryształy uderzyły o siebie, przerywając ciszę brzdąknięciem. Zaraz do nich dołączył szloch dziewczyny. Wtedy też coś w nim pękło... Znów. Nawet nie potrafił być na nią zły.
Usiadł obok na łóżku, nie mogąc na nią patrzeć. Nie mógł na nią patrzeć przez siebie. Zranił ją. Czuł kolejną porażkę, bo nigdy więcej nie powinna ronić żadnych łez, nie przez niego. A to się działo!, przez co westchnął ciężko i napełnił obie szklanki mocnym alkoholem. Zaraz też sięgnął do kieszeni spodni po kluczki i uwolnił jej jedną rękę, w którą zaraz wcisnął jej szklankę.
- Pij. Zrobi ci się lepiej. Gównianie super – stwierdził delikatniejszym głosem, garbiąc się i pijąc swoją porcyjkę. Wzrok miał wlepiony w ich wspólne fotografie, zdjęcia z Julką i matką. Stracił w sumie wszystkie trzy, choć Tabby na szczęście jeszcze żyła. Jeszcze. Nie wiadomo, jak długo. A co miał powiedzieć o Amandzie i Delilah? One pewnie jeszcze krócej. Ich fotografii nawet nie miał.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyWto Sie 12, 2014 10:45 pm

Parsknęła na Valeriusa wściekle, nienawidząc go w tej chwili bardziej niż kogokolwiek kiedykolwiek. Był chory! Tak straszliwie niezdrowo popieprzony, że nie mógł choć na chwilę przerwać tych swoich gierek mających na celu zmianę jej życia w jeszcze większe piekło na ziemi, by dać jej chociaż obronić jej własną siostrę. Osobę, która niczym nigdy nie zawiniła, a która była teraz tylko kolejnym obiektem, jaki służył do wymiany ich wzajemnego gniewu.
- Mogę się założyć, że nawet jej na tę żonę nie chciałeś! - Wydarła się na niego, szlochając. Łzy leciały jej nieopanowanie z oczu, a jad w głosie Angeliniego tylko napełniał coraz większy gniew, jaki zaczynał nią na powrót targać.
Obiecała sobie niegdyś, że już nigdy więcej nie będzie wdawać się z nim w czcze dyskusje. Zwłaszcza w tej chwili, w której zagrożone było życie jej ukochanej siostrzyczki, a każda sekunda zwłoki mogła świadczyć o coraz większym poddawaniu się. Tabitha zaś ani myślała się poddawać.
Może w innym wypadku taka opcja wchodziłaby w grę, zwłaszcza po solidnym niepowodzeniu i przy zagrożeniu mającym zaszkodzić jej bliskim, lecz teraz Tabby nie miała już przecież bliskich, którym mogłoby coś grozić przez jej działania. W chwili obecnej miała tylko swoją małą Mandy, której mogło grozić coś przez tak zwany brak jej działań.
I to właśnie się liczyło, nie wymysły Valeriusa i jego chęć powstrzymania jej przed zrobieniem czegoś głupiego. Jakoś wcześniej nie pałał chęcią pomocy jej i jej rodzinie. Dlaczego więc teraz tak nagle postanowił bawić się w wielce dobrą osobę, której zależało na jej bezpieczeństwie? Przecież doskonale wiedziała, że nigdy mu na niej nie zależało. Po co więc próbował jej mydlić tym oczy? Jaki miał cel? No, poza całkowitym pogrążeniem Amandy i zniszczeniem ostatniej więzi, jaka jeszcze trzymała ją na tym świecie i broniła przed całkowitym szaleństwem. Choć teraz była go niewątpliwie bliska.
- Nie, nie godzę się na to, cholerny skurwysynie! Nie masz prawa mnie tutaj przetrzymywać! Wypuść mnie! Natychmiast! Bo nie ręczę za siebie! Może i przez ciebie jestem pieprzoną dziwką, ale nie uprawnia cię to do robienia ze mnie swojego więźnia! Puszczaj mnie! Teraz! Nie będziesz za mnie decydował! Nie jesteś moim sumieniem! Nawet własnego sumienia nie masz! - Darła się, rzucając na łóżku i praktycznie nie zauważając tego, że rani sobie tym nadgarstki do krwi. Już nie tylko jeden z nich, a oba.
Jakby zupełnie nie zauważała, że plami pościel Angeliniego swoją krwią, która wypływała z jej ran dosyć obficie. W tym nagłym ataku furii, jaka na dodatek przemieszana była z żałością i przeraźliwym smutkiem, mało co do niej dochodziło. Zachowywała się jak osoba oszalała z rozpaczy i tak też właśnie się czuła.
Zupełnie jak ktoś, komu nagle odebrano wszystko, by zostawić go w zupełnej pustce, bez jakichkolwiek perspektyw, bez kogokolwiek, kto mógłby choć próbować podnosić na duchu. Biały pokój, który wypełniony był tylko pustką. Choć... Czy dało się powiedzieć, że pustka była w stanie cokolwiek wypełnić? Nie, raczej nie, ale to w tej chwili nie miało zbytniego znaczenia. Ważniejsze było bowiem to, że właśnie tak się czuła.
Jak osoba siedząca w pustym pokoju, nawet bez drzwi i okien, zewsząd otoczona tylko obezwładniającą bielą. Wrzeszcząca, lecz niesłysząca, a przynajmniej nie swój własny głos, jak również i nie żadne dźwięki, jakie mogłyby dochodzić do niej z zewnątrz. Zupełna cisza wwiercająca się w jej uszy i doprowadzająca ją do powolnego szaleństwa, które teraz zaczynało objawiać się w jej zachowaniu. Które zmieniło się na spokojniejsze dopiero w momencie, gdy opuściły ją siły, a stało się to nadzwyczaj szybko, co w sumie nie było zbyt dziwne. Nie przy utracie krwi, tym całym wrzasku, płaczu i wyrywaniu się jednocześnie.
Po tym mogła już tylko łkać cicho ze spuszczoną głową, której nie uniosła nawet w momencie, w którym Valerius uwolnił jeden z jej nadgarstków. Wtedy tylko skrzywiła się z bólu, który ponownie zaczęła zauważać. Piekący i przeraźliwy, ale jednak w jakiś sposób radujący jej zbolałą duszę. Dzięki niemu wiedziała przynajmniej, że wciąż żyje i nie zapadła się jeszcze gdzieś głęboko w swą studnię rozpaczy. Choć może i tak...? A myśl o tym, że ona żyje, gdy Amanda już niedługo będzie zmuszona o swe życie walczyć... Powodowała, że łkała jeszcze bardziej, mając zupełnie dość.
Uniosła wzrok w górę, patrząc wpierw na szklankę z alkoholem, którą po chwili uniosła do ust, wypijając za jednym razem całą jej zawartość, a następnie na Valeriusa, wyciągając rękę, by ponownie nalał jej trunku. Milczała, przygnieciona tym wszystkim, potrzebująca oparcia, gdy jej jedyne wsparcie samo jej teraz potrzebowało.
- Boli... - Szepnęła, upodabniając się tym samym do małego dziecka, które ktoś skrzywdził i które nie miało już na tyle siły, by samo sobie z tym poradzić. - Przytul mnie. Nic nie mów. Tylko mnie przytul, potrzebuję tego. - Dodała, patrząc na byłego przyjaciela zapłakanymi oczami, z których wciąż leciały kolejne łzy. Dolna warga drżała jej nieustannie, a wraz z nią i reszta ciała Tabby.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySro Sie 13, 2014 2:10 am

Non stop pieprzył coraz bardziej ich relacje, zamiast cokolwiek naprawiać. Kretyn. Nie odbudowywał zniszczonego budynku ich przyjaźni, a za to stał sobie z młotkiem i natrętnie w niego uderzał, krusząc powoli i boleśnie kolejne jego mury. Kretyn. Nienawidziła go jeszcze bardziej, gdy miał wrażenie, że zaczyna już coś dobrego wschodzić na horyzoncie. Kretyn. Sam był sobie winien. Kretyn. Zranił ją, zdradził ją, teraz nadal ranił i nawet używał względem niej przemocy. On! Krety. Co on, do cholery, sobie myślał? No co? Co takiego, skoro to robił?! Czy nie mógł... Czy ona...
Ich relacje były popieprzone tak bardzo, że miał już tego dość. Relacja Tabby – Valerius przedstawiała się jako chaotyczna waga, która sama nie był pewna, czy jest między nimi miłość czy nienawiść. Wahała się, nie dając mu jasnej odpowiedzi, której potrzebował. Gdy już myślał, że ją posiadł, to odbijała w druga stronę. To było nieskończone balansowanie między nadzieją a bólem, a do tego teraz dodatkowo dochodziły 76. Igrzyska Głodowe, które miały mu zabrać ludzi, których kochał, a których znał tak krótko , o wiele za krótko.
Nie miał teraz sił na nic, wiedząc, że jest do kitu. Ranił Tabithę, nie mógł pomóc Delilah i Amandzie, nikomu nie mógł. Jedynie miał możliwość siedzenia i patrzenia, jak giną ludzie, bo on walczył... Oni wszyscy walczyli za nic, za mamidła, którymi karmiła ich Coin i jej przydupasy, a przez to wszystko bezpowrotnie stracił Tabithę i jej miłość, która teraz płakała na jego łóżku, raniła sobie dłonie i nienawidziła go.
- Losie... Tabby... – Zaczął, ale zamilknął, wpatrując się w roześmianych bliskich na fotografiach. Po nich wszystkich miały zostać kartki papieru lub marne wspomnienia. Nic więcej. Nawet po jego kochanej Tabby. – Przepraszam – szepnął ze ściśniętym gardłem, powstrzymując łzy. Nie chciał tu teraz przy niej płakać. Nie byli już przyjaciółmi tak jak kiedyś, a... Teraz chyba najbardziej potrzebował tego. Egoista. Go nie było, gdy ona potrzebowała.
Pokiwał głową, myśląc o swoich błędach, które nie miały mu zostać wybaczone. Nigdy.
Nalał się kolejnej szklanki ojcowego alkoholu. Sobie też, by wychylić zaraz zawartość własnej szklanki duszkiem. Potem odstawił szkła, by sięgnąć kolejnej kajdanki i uwolnić jej drugą dłoń.
- Cholera, Tabby...Przepraszam – szepnął, pierwszy raz patrząc jej w oczy. Zaraz speszył się i zamiast mówić, wbrew jej rozkazowi, odrzucił swoje buty gdzieś w kąt i położył się tuż za nią, by objąć ją w milczeniu ramionami. Potrzebowała tego, on też tego potrzebował. Nie potrafił też milczeć, bo to...
- Nie wiem, co zrobić – powiedział załamanym głosem, wtulając twarz w jej plecy. – Moja siostrzyczka... Jest w ciąży. Moja jedyna rodzina... Nie mam nikogo więcej, a Mandy... Widziałaś?  Widziałaś to? Jej uśmiech jest podobny do uśmiechu Julki... Mojej małej Julki – zamilknął, nie mogąc już nic z siebie wydusić. Nie mógł stracić ani jednej, ani drugiej, ani Tabby, która chciała się pakować wprost pod broń strażnika. – A ty... Nie możesz robić niczego pochopnego. Nie możesz się narażać. Wyślij mnie. Zrobię wszystko, ale nie idź na śmierć. Nie ty. Wszystko, byle nie ty. Proszę – poprosił zrozpaczony, delikatnie biorąc sobie jej zranioną rękę w dłoń. Chyba powinien to opatrzyć... Tylko gdzie wcisnął apteczkę?
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySro Sie 13, 2014 3:14 am

Wychyliła kolejną szklankę alkoholu, starając się choć trochę uspokoić, bo przecież doskonale wiedziała, że w takim stanie psychicznym nie jest możliwe, by zrobiła coś dobrego. A pomóc siostrze chciała za wszelką cenę. Nie tylko ze względu na to, że obiecały sobie kiedyś dbać o siebie nawzajem, nie tylko ze względu również na to, że obiecała sobie opiekować się Amandą, ale z powodu czegoś jeszcze. Czegoś, co sprawiało, że czuła się na siłach, by pójść na Kapitol nawet z gołymi rękami, bo jej siostra potrzebowała obrony, Mandy potrzebowała żyć długo i w pełni szczęścia, a sama Tabitha też nie widziała swojego życia bez swej siostrzyczki.
Była jednak jeszcze na tyle rozumna, aby zdawać sobie sprawę z tego, że samo uczucie siły nie wystarczało na to, by cokolwiek wywalczyć i zmienić, ona sama nie była zbyt liczącą się w świecie personą, a jej obecny stan psychiczny nie pozwalał na podejmowanie zbyt dużych kroków. Stan psychiczny, no i fizyczny również, bo nadgarstki bolały ją wręcz piekielnie, krwawiły niemiłosiernie i najwyraźniej również zaczynały puchnąć. Jednym słowem - porażka.
Jedna wielka porażka, która zaczęła rozwijać swe macki już chyba od momentu jej narodzin, aby raz na jakiś czas się ujawniać i teraz wreszcie chcieć zagarnąć ją zupełnie. Ją samą i przy okazji też wszystkie osoby, na których jej zależało. Może nie kiedykolwiek zależało, bowiem Valerius z pewnością miał po raz kolejny skorzystać ze swoich kocich zdolności i spaść na cztery łapy, jednak w większości.
A ona naprawdę tego nie chciała. W jej zamiarze było tylko zapewnienie szczęścia osobom, które jak najbardziej na nie zasługiwały. Zaś wychodziło na to, że największe zło dla niej przeznaczone nie uderzało jakoś specjalnie w nią samą, a zamiast tego waliło w osoby z jej otoczenia, których to nieszczęście było dopiero ciosem dla Tabby. Strasznie skomplikowane i jak najbardziej porypane, co tylko sprawiało, że miała jeszcze bardziej dość wszystkiego.
Chciała wyjść na powietrze tak jak teraz siedziała, zupełnie nie przejmując się zawrotami głowy, krwią kapiącą z ran, potarganymi włosami i innymi takimi. Miała ochotę stanąć gdzieś na środku jakiejś sporej przestrzeni i najzwyczajniej w świecie zacząć się drzeć. Wywrzeszczeć te wszystkie pytania i żale, całą swoją wściekłość i rozpacz.
Przy odrobinie szczęścia może byłoby to podczas jakiejś burzy, która mogłaby spowodować, że trafi ją piorun. Przynajmniej wtedy nie musiałaby się tym wszystkim katować i mogłaby odejść z tego świata, co może sprawiłoby, że jej najbliższych wreszcie opuściłoby cholerne fatum niszczące im życie. A ona nareszcie popadłaby w ten słodki stan nieświadomości i braku zmartwień o przyszłość, o Amandę, o Margaritkę i wszystkich tych, na których nawet po części i nieświadomie jej zależało.
Ta wizja wydała jej się nagle nad wyraz zabawna. Tak zwyczajnie absurdalna, no bo przecież musiała opiekować się Mandy i nie mogła jej od tak zostawić dla śmierci, że aż przeraźliwie wręcz roześmiana. Choć Tabby się nie śmiała. Ona tylko rozmasowała świeżo uwolniony nadgarstek, rozmazując sobie przy tym krew po skórze, no i już sama nalała sobie pełną szklankę alkoholu. Na tyle nim wypełnioną, że musiała upić odrobinę, by w ogóle móc podnieść ją z szafki bez rozlewania płynu.
Odwzajemniła valeriusowe spojrzenie prosto w oczy, zauważając nagle, jak ładnie odbijało się w nich światło. Dosłownie niczym miniaturowe iskierki, a i jej własne odbicie też się tam znajdowało. To było całkiem urocze, jeśli miała być szczera. No i sprawiło, że uśmiechnęła się nieznacznie, bo nie mogła zwyczajnie powstrzymać niespodziewanego napadu lekkości. Wszystko było takie lekkie. Jej ciało, jej głowa, jej myśli...
Mimowolnie wtuliła się w Angeliniego, gdy ułożył się za nią i objął ją ramionami. To też było nadzwyczajnie miłe. No i nie czuła jakoś gniewu. Za to coś w rodzaju motylków w brzuchu już tak. I, o dziwo!, nawet jej to teraz nie przeszkadzało. Czuła się beztrosko. Wypiła kolejną szklankę alkoholu, wyciągając dłoń i powoli przeczesując palcami włosy Valeriusa. Były zaskakująco miękkie. Zupełnie jak kocie futerko, co sprawiło tylko, że jeszcze chętniej je mierzwiła, wyciągając drugą rękę po butelkę i tym razem pociągając już solidnego łyka wprost z niej.
W zupełnym milczeniu wysłuchiwała tego wszystkiego, co wychodziło z ust Vala i co zadziwiająco wyraźnie do niej przemawiało. Dokładając jej tylko niechęci do Almy Coin będącej, a jakże inaczej!, głównym problemem i powodem tego wszystkiego. Posyłania na Arenę osób, których nie powinno tam w żadnym razie być, niszczenia ostatnich więzów rodzinnych, ochładzania relacji... Dosłownie całego największego zła ostatniego czasu.
- Kochasz mnie... - Stwierdziła po usłyszeniu końcówki jego monologu, marszcząc brwi, jakby sama nie rozumiała sensu swoich słów. I faktycznie tego nie rozumiała. Ona tylko stwierdzała fakt, który uznała teraz za istniejący i warty wspomnienia. - Ty mnie kochasz... - Powtórzyła, jeszcze bardziej marszcząc brwi w wyrazie konsternacji, by wreszcie zupełnie impulsywnie obrócić się i przygnieść mężczyznę do łóżka całym swoim ciężarem, a następnie bez wahania złączyć jego usta ze swoimi. Czuła się tak przyjemnie i beztrosko pijana. A może naćpana? W końcu przedtem jeszcze ją odurzył... Nieważne zresztą. Zdecydowanie bardziej wolała zająć się całowaniem... Które musiała przerwać, gdy zranione nadgarstki dały o sobie wyraźnie znać. Skrzywiła się z niezadowoleniem.
- Muszę to opatrzyć. - Stwierdziła, wciąż się krzywiąc, by już po chwili ponownie się uśmiechnąć z prawdziwymi diablikami w oczach. - A później chcę, byś mnie przeleciał. Zawsze tego chciałam, wiesz? Tylko zazwyczaj... Jakoś tak, no. - Wzruszyła ramionami, całując go ponownie. - To gdzie ta apteczka?
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySro Sie 13, 2014 3:56 pm

Faktycznie gotów był spełnić wszelkie jej polecenia, jeśli przekonałoby ją to ku pozostaniu w bezpiecznym miejscu i nie wychylaniu się. Stracił już zbyt wiele, by nadal uważać na swoje kroki i działać ostrożnie. Ktoś właśnie zmusił go do tego, by zaniechał niektórych nauk matki i rzucił się bezmyślnie na swych wrogów, jeśli tylko zażyczyłaby sobie tego Tabitha. Ech, Tabitha, która, patrząc na ich aktualne relacje, rozkazałaby mu wszystko, co mogłoby go zniszczyć, z uśmiechem satysfakcji na twarzy.
Nie obchodziło go to. Mógł umrzeć. Nie miał już, co stracić, a jeśli istniała nadzieja, by jego kochane dziewczyny odzyskały wolność, to jego własna śmierć jawiła mu się tu jako coś godnego. Mógł nawet umrzeć ze świadomością, że nadal jest zdrajcą, byle tylko ten koszmar się skończył.
Kochał ją. Naprawdę ją kochał, co teraz raczyła stwierdzić. Nic nie mówił, a za to sięgnął po butelkę, którą trzymała i sam napił się prosto z gwintu. Zamknął swe usta, by przypadkiem nie wyrzucić słów, które pojawiły się natrętnie w jego głowie. Kochasz mnie... Ty mnie kochasz... A ona go nienawidziła, odkrywając w tej chwili jego największą prawdę i największą słabość jego nędznego życia. Tak, kochał ją. Mogła to sobie wykorzystać przeciwko niemu, ale ją kochał. Zrobiłby wszystko, byleby nie pakowała się żadne kłopoty.
Przewidywał najgorsze. Czekał na jakieś wyśmianie czy potoku słów nienawiści skierowany prosto w jego kierunku, jednakże... Ona zupełnie go zaskoczyła. Pchnęła go na łóżko i pocałowała. Tak prawdziwie, czule i ona! Ona pierwsza...
Alkohol i ta chwila jakoś nie pomagały mu myśleć. Co się właśnie działo i czemu oni...? Nie wiedział, nie miał pojęcia, nie potrafił o tym myśleć, za to poszedł jakoś za impulsem i sam wziął czynny udział w tym szaleństwie. Jego dłonie same odnalazły drogę ku jej biodrom i pewnie szedłby dalej, gdyby nagle nie przerwała, przypominając mu o apteczce i tym samym o rzeczywistości. Pozwolił się zatracić... Jak w snach. To był sen? Koszmarny, ale też miły, sen?
- Ja też cię chciałem przelecieć, ale nie uważasz, że jesteśmy pijani? – Spytał, uśmiechając się. Właśnie dotarł do niego sens jej słów, który był tak absurdalny i niepasujący do Tabby, że... Jednak bardzo pasujący, a zdanie zmienić pozwolił mu jej kolejny pocałunek. Krótszy i obiecujący naprawdę coś więcej. Za moment, co było takie dzikie. I nienormalne. Gdzie nienawiść?
- Nie zwiejesz, gdy tylko po nią pójdę? – Spytał, głaszcząc ją po policzku i z ciekawością  patrząc jej w oczy. Nie miał pojęcia, czy mówiła prawdę, czy chciała go spławić, by następnie wyskoczyć przez balkon. – W sumie nieistotne jak odpowiesz, bo i tak zrobisz swoje. Jednak proszę, nie rób niczego głupiego, bo pobiegnę za tobą wszędzie z całym arsenałem środków usypiających – pogroził, zsuwając się z łóżka. Wstał nieco niepewnie, ale drogę do łazienki pokonał w miarę stabilnie. Właśnie tam ostatnio widział apteczkę, o czym mu się przypomniało w pewnym momencie.
W sumie nie miał pojęcia, co się z nim działo, ale... Miał wrażenie, że mieszają się w nim dwa sprzeczne stany. Z jednej strony miał ochotę zapaść się pod ziemią, zniknąć, zapłakać się na śmierć, a z drugiej strony miał ochotę się śmiać bez powodu, prawić jej komplementy i pić! Dużo pić, co robił, bo to też pomagało przy tej pierwszej stronie.
Wrócił do Tabby, zajmując się jej ręką, co nie wychodziło mu za bardzo. Nie miał żadnego kursu pierwszej pomocy, ani żadnych większych doświadczeń z oczyszczaniem ran i zakładaniem opatrunków. Zakłopotany postanowił wziąć jeszcze jeden łyk całkiem zacnego trunku. Może powinien otworzyć też drugi? Nie pił za często, ale co mu to szkodziło teraz? Teraz jego życie wisiało na włosku.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySro Sie 13, 2014 7:59 pm

Nawet pierwszy lepszy konował, a nawet o tych w miejscu takim jak Kwartał Obrony Ludności Cywilnej było dosyć łatwo, raczej uprzedziłby ją przed skutkami picia alkoholu na chwilę, właśnie - jak długą?, po tym jak Angelini podarował jej wycieczkę w świat nieprzytomnych wizji po uśpieniu jej za pomocą bliżej niezidentyfikowanego narkotyku, a przynajmniej niezidentyfikowanego dla niej samej, bo on raczej miał świadomość tego, co jej podał.
Ona niestety już nie, co poskutkowało zapomnieniem się i wypiciem całej zawartości pierwszej szklanki pełnej alkoholu, a następnie i kolejnych, które dawały dosyć dziwne efekty w połączeniu z odurzaczem. Dziwne i z pewnością mające wywołać niepokój u tej części Tabithy, jaką ta była na co dzień, ale w tym momencie zupełnie nieprzemawiające do tej części Tabby, jaka wygrywała dzięki sporym ilościom trunku zmieszanego z, wciąż raczej obecnym we krwi, środkiem odurzającym.
Później z pewnością miała pluć sobie w brodę przez to, co teraz wyprawiała, jednak akurat w tej chwili jak najbardziej jej się to podobało. Od dawien dawna nikt nie tulił jej z taką czułością. Nawet Mandy robiła to w całkowicie inny sposób, czego w sumie nie można było nazwać rzeczą jakoś specjalnie dziwną, bowiem były dla siebie przecież tylko i wyłącznie rodziną. Jak najbardziej zdrową w relacjach.
Z Valeriusem zaś sprawa miała się praktycznie całkowicie inaczej. Nie łączyło ich pokrewieństwo ani nie byli obecnie w zbyt bliskiej relacji. Ha! Na co dzień uznawała go za swojego największego wroga przez to, co niegdyś zrobił. To właśnie on był powodem jej ciągłego lizania ran, które przecież wedle wszelkich praw powinny kiedyś wreszcie się zagoić, a uparcie trwały na swym miejscu.
Przynajmniej były na nim do tej chwili, bo teraz jakoś ich nie czuła. Nie czuła i nie myślała o nich, bowiem zdecydowanie wolała zajmować się czymś innym, o wiele słodszym i bardziej przez nią pożądanych. Bo tak, w tej właśnie chwili miała naprawdę dużą ochotę na powolne kosztowanie swojego wroga. I to bynajmniej nie w potrawce po uduszeniu go.
Gdyby tylko nie te jej ranne nadgarstki, które krwawiły i bolały niemiłosiernie, przeszkadzając jej we wcielaniu w życie wizji, jaka to wpadła jej do głowy i usilnie nie chciała wylecieć. A sama Tabby w sumie też nie miała najmniejszego zamiaru jej w tym wylatywaniu pomagać, bowiem jak najbardziej jej się podobała. Była wręcz znakomicie pyszna i nie miało znaczenia nawet to, że zdecydowanie nie powinna sobie pozwalać na kontynuowanie tego wszystkiego z Angelinim. Z kimś innym może i tak, ale z nim nie.
Tylko… Tutaj pojawiał się mimowolnie podsuwany przez jej umysł argument, że wcale nie chciała nikogo innego. Valerius Ian Angelini był jej pierwszą i jedyną, przynajmniej na chwilę obecną, miłością, a to jednak miało dosyć wyraźny wpływ na postrzeganie tego wszystkiego. Musiała sobie szczerze powiedzieć, że wciąż jednak istniała ta drobna słabość, jaką miała w stosunku do tego faceta. No dobrze, może i nawet wcale nie aż taka znowu drobniuteńka, a trochę większa.
Na tyle duża, by Tabby nie zastanawiała się zbyt wiele nad tym, co robi i raz za razem powracała do całowania ust mężczyzny. Wciąż jednak nie mogąc całkowicie się temu oddać przez nieopatrzone rany. Z czego w żadnym razie nie była zadowolona i co irytowało ją nad wyraz mocno. A w połączeniu z jej obecnym stanem… Nie należało to do zbyt miłych uczuć.
Zmarszczyła brwi na dźwięk jego słów o przelatywaniu. Z początku nie docierało do niej zbytnio ich znaczenie, jednak już po chwili wywróciła teatralnie oczami, uśmiechając się przy tym zadziornie i rozpinając trzy górne guziczki koszuli, którą miała na sobie.
- Chciałeś… Już nie chcesz? – Wymruczała, całując go głęboko, a jednak stanowczo za krótko, przytulając po tym głowę do jego piersi i wodząc palcami jednej dłoni po materiale jego koszulki. Pochyliła się nad trzymaną przez Valeriusa butelką i pociągnęła z niej solidny łyk alkoholu, który przyjemnie zapiekł ją w gardle. – Jak dla mnie, jesteśmy odpowiednio pijani i samotni… – nachyliła się nad uszkiem Angeliniego, korzystając z tego miękkiego i kuszącego tonu, jakim nęciła swych klientów – … by uprawiać dziki seks bez zobowiązań, tu i teraz. Nie chcesz tego? Już mnie nie chcesz? – Spytała, przesuwając powoli swą dłoń.
Do czasu aż ta ponownie jej nie zapiekła i nie dała znać o nagłej potrzebie opatrzenia. Bardziej nawet pilnej od uwiedzenia byłego kumpla i pocieszenia się nim. A to przecież w tej chwili było jej główną myślą.
- Przysięgam na niedorzeczność mojej pracy, że nie ucieknę przy pierwszej lepszej okazji. – Stwierdziła, marszcząc w skupieniu brwi, by nie dać się tak zupełnie pokonać chęci bablania o wszystkim i niczym, a zamiast tego wydusić z siebie chociaż kilka w miarę składnych zdań. – Lecę na darmowe bandaże, więc tak łatwo nie odpuszczę. – Powiedziała w końcu, rozkładając się leniwie na łóżku i przymykając oczy.
W takiej też właśnie pozycji czekała na powrót Angeliniego, obserwując bez słowa jego starania w opatrywaniu jej ran. Normalnie pewnie sama by to sobie zrobiła, jednak teraz czuła się stanowczo zbyt dziwnie, by choćby próbować.
- Dziękuję, kochanie. – Szepnęła, uśmiechając się niezbyt przytomnie. Nim się obejrzała, jej powieki całkowicie opadły, a ona sama zapadła w sen.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyCzw Sie 14, 2014 1:44 am

Wygrywała chyba ta druga strona, która miała coraz większą ochotę na to dzikie pieprzenie się bez zobowiązań, czym kusiła go Tabby. Oj, nie powinna mu mruczeć do ucha takich rzeczy, gdy był w takim stanie. Nie powinna go tak kusić, bo potem miała żałować i obwiniać go jeszcze bardziej. On tu był mężczyzną, był starszy i to na niego zawsze były zwalane wszelkie winy.
Mimo to prędko wrócił z apteczką i zaczął oczyszczać jej rany, by zaraz zakładać niezbyt perfekcyjne opatrunki. Nie dość, że nie miał kwalifikacji, to wcześniejsze wino i aktualny mocno alkohol, nieźle na niego podziałał. Nie miał pojęcia, skąd ojciec to wytrzasnął, ale miało swojego kopa. Nie często się upijał, a teraz właśnie taki się czuł, bo taki też był.
- Nie ma za co – odpowiedział jej, odkładając na meble obok apteczkę z niedbale wciśniętą w nią resztą bandaży. Trochę miał wyrzutów sumienia, że ją skuł. Choć też sama była sobie winna. Mogła się tak nie szarpać... Ale to ona! Nie mogłaby.
- Tabby – mruknął, wracając do niej. Zdawało mu się, czy zasnęła? A może straciła przytomność... Czy tej krwi nie było tu za dużo? Te plamki jakby rosły, mimo że opatrzył rany. – Tabby? – Powtórzył, zbliżając się do niej na łóżku i bezmyślnie całując w usta, zamiast obudzić ją szarpaniem.
- Zasnęłaś – szepnął oskarżycielsko, przechodząc do bardziej pobudzającego pocałunku. Oj tak, milusi kotek zamieniał się w dzikiego kotka, który miał ochotę schrupać w tej chwili swoją małą i senną Tabby. Mogła mu nie szeptać tych kuszących słów... I nie dotykać go w ten delikatny i obiecujący sposób. Teraz nie było już odwrotu, zwłaszcza jako Tabitha zaczęła mu wyglądać na jego żonę, jak w ostatnich snach. – Chcesz mnie takiego tu zostawić? Samego? I niezaspokojonego? – Zapytał szeptem, kąsając drapieżnie jej wargi i skórę ząbkami. – No, Tabby... Pokaż mi, co potrafisz, kochanie! – Dodał pomiędzy pocałunkami, wsuwając łapki pod jej bluzkę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyCzw Sie 14, 2014 3:19 am

Nie zdołała nawet zauważyć momentu, w którym jej oczy zamknęły się same z siebie, a ona sama odleciała do krainy snów, za to chwilę powrotu do rzeczywistości odczuła nadzwyczaj wyraźnie. No i nęcąco, nadzwyczaj nęcąco, chociaż nawet w tym stanie lubiła sobie pogrywać, co objawiło się w dłuższym trzymaniu oczu zamkniętych i udawaniu śpiącej niż było to potrzebne.
Cóż mogła powiedzieć na to, że taki rodzaj słodkiej pobudki nadzwyczaj mocno jej się podobał i, przyznajmy szczerze, działał na nią wręcz oszałamiająco. Na tyle nawet, że zatrzymała się na dłuższą chwilę przy myśli o tym, jak to by było, gdyby ktoś fundował jej takie pobudki codziennie. No dobrze, nie ktoś, bo reagowała w ten sposób chwilowo tylko i wyłącznie na Valeriusa, no i nie tylko codziennie, a kilkanaście/dziesiąt/set razy dziennie, lecz cała reszta zgadzała się dosłownie w każdym calu.
Ten mężczyzna był dosłownie wszystkim, co było jej teraz potrzebne do wykreowania sobie tej pijackiej wersji szczęścia, która niewątpliwie miała być w tym momencie jej potrzebna. Zaćmiony umysł sprawiał nawet, że łasa była na możliwość powiedzenia, że może nawet nie tyle, co potrzebowała pocieszenia ze strony tego dużego faceta tylko w tym momencie, a może i powinna ukraść go sobie na dłużej. Bowiem jednego była praktycznie stuprocentowo pewna, przynajmniej teraz, zdecydowanie nie będzie żałować pójścia do łóżka z kimś takim.
Z kimś, kto nawet teraz troszczył się o nią jak o jakąś osobistą wersję wymarzonej księżniczki. Kto może nie potwierdził jej słów dotyczących odkrycia, że ją kocha, ale kto wyraźnie dawał znaki tego. I kto był wręcz przepełniony namiętnością, której uspokojenie należało w tej chwili zdecydowanie do niej. To właśnie ona mogła swobodnie decydować o tym czy podejmie się zaspokajania i kosztowania jego gorącej krwi, a przecież sama też należała do typu właśnie takich ludzi!, czy może jednak nie da mu posunąć się dalej. Choć w ostatnią możliwość dosyć mocno wątpiła, bo wiedziała co nieco o nim i o sobie samej.
Zwykła i jak najbardziej trzeźwa Tabitha z pewnością wykorzystałaby aktualną wyraźną słabość Valeriusa do niej w celu jak największego pogrążenia go, jednak ta obecna nie miała najmniejszego zamiaru tego robić. Ona delektowała się powoli jego pożądaniem, rozpalając swoje własne coraz bardziej i bardziej.
- A ty mnie obudziłeś. - Odpowiedziała mu również szeptem, uśmiechając się przy tym zmysłowo i otwierając wreszcie oczy.
Spojrzała powoli w oczy Valeriusa, unosząc dłoń i gładząc go po policzku, by jednocześnie w pełni wykorzystywać swą podzielną uwagę i włączać się niespiesznie w wymianę pocałunków. Skubnęła ząbkami dolną wargę mężczyzny, pociągając ją lekko i patrząc na niego zadziornie.
- Przecież wiem, że nie dasz się tak zostawić. - Stwierdziła tak zwyczajnie z uśmiechem na ustach, całując jego wargi.
Czuła się lekko i beztrosko, tak zupełnie bez problemów na głowie i miała naprawdę wyśmienity humor, nawet jeden z najlepszych w ostatnim czasie, jednak skrzywiła się wyraźnie, gdy Valerius wykorzystał tekst, jakim obdarowywała ją znaczna większość jej klientów. Różnica w tym była tylko taka, że zamiast cizi czy innej lali, on użył pieszczotliwego zwrotu kochanie.
Zależało mu na niej. Nie była dla niego tylko zwykłą panienką do towarzystwa, którą można było wykorzystywać do woli. Teraz to wiedziała, choć nigdy szczerze nie potwierdził tego, że ją kocha. A chciała to usłyszeć, naprawdę mocno. Chciała poczuć się bezinteresownie kochana i doceniana. Normalnie uznałaby to za zwykłą stratę czasu czy też głupotę, ale teraz czuła się znacznie inaczej.
- Kim dla ciebie jestem, Vally? - Spytała po chwili wahania. - Nie chcę być dla ciebie kurwą, chcę... - spojrzała na fotografie stojące na szafce, ich fotografie - ... naprawdę chcę móc cię kochać. Nie wiem tylko czy potrafię. - Spojrzała na jego dłonie wkradające się pod jej bluzkę, a następnie już na samego Vala, całując go niespiesznie.
A gdy w jej oczach ponownie rozbłysły diabelskie ogniki, wyplątała się z objęć Angeliniego, zeskakując z łóżka i robiąc coś, czego nigdy nie zamierzała przed nim robić. Powoli i zmysłowo kołysząc się i bez pośpiechu zsuwając z siebie ubranie, by wreszcie pozostać tylko w samej bieliźnie. Z obiecującym wiele uśmiechem, usiadła na łóżku, by zarzucić sobie swój szal na szyję i na czworakach przysunąć się do mężczyzny. Jednym ruchem ściągnęła szal, wykorzystując go wreszcie, by zarzucić na Valeriusa i pociągnąć za końce do siebie, dając mu tym samym znak. Przyciągnęła go do siebie, muskając językiem jego język i nachylając się do jego uszka, by skubnąć wargami płatek i szepnąć.
- Choć do mnie, kochanie. Nie daj mi czekać i pozwól zapewnić sobie niezapomnianą noc...
Potrzebowała pocieszenia i ukojenia, a wybierając towarzystwo właśnie swoej byłej miłości,  zwyczajnie wiedziała, że to też otrzyma. Jakże żałowała, że nie mógł być prawdziwie jej. Nawet teraz, nawet w tym stanie, cóż, wyraźnie zdawała sobie sprawę z braku choćby nadziei na wspólną przyszłość. Więc poddawała się chwili, zwyczajnie nie chcąc myśleć.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPią Sie 15, 2014 12:14 am

Uwaga! Ostrzegam, że niektóre paczałki mogą poczuć się zgorszone.
Czy to się działo naprawdę? Czy to wszystko było jak najprawdziwszą prawdą, która postanowiła ukoić jego bolączki w ten podły dzień? Podły dzień, który niósł wraz ze sobą tyle bólu i cierpienia. Ostatnio non stop cierpiał, mając wciąż złe dni, które dzielnie starały się, by czuł się jeszcze gorzej, by czuł się jeszcze większym gnojem i zdrajcą, by jeszcze bardziej czuł się samotny. Delilah i Amanda na Igrzyskach Głodowych były już przegięciem... Ale co, jeśli wylosowano by też Tabithę? Je wszystkie trzy?
Nawet teraz nie potrafił przestać myśleć o utracie swojej najdroższej i najukochańszej, w chwili, gdy ponownie wszelkie wnioski z obserwowania jej zachowania się zmieniały. Zwłaszcza teraz. Zwłaszcza, bo miał wrażenie, że ona jednak go kocha, że liczy się dla niej i to właśnie z nim chce być.
Czyż nie szukała właśnie w jego ramionach? Jego ramionach! Obejmował ją, głaskał, lekko ściskał, budząc ją pocałunkiem. Wiedział już, że się zbudziła, a mimo to uparcie trwała z zamkniętymi oczkami, sprawiając, że on jeszcze bardziej przedłużał i napełniał pocałunek jeszcze większą intymnością.
Pragnął jej, jej obecności, dotyku i tej wredności, która nakazywała mu przycinać na każdym kroku. Już od tak dawna marzył o niej i tęsknił za nią, że teraz, gdy to właśnie się działo, miał wrażenie, że jest najszczęśliwszym facetem na całym świecie. Kochał ją. Tak bardzo ją kochał, że teraz, mimo tego wszystkiego, czuł się świetnie.
Przerwał pocałunek i zaczął wpatrywać się z miłością w te jej czekoladowe oczka, które się otworzyły i zaszczyciły go swoim urokiem. Uwielbiał uczucia, które się w nich malowały oraz uśmiech, który pojawił się na jej wargach. I jej dłoń na jego policzku... Delikatna, zmysłowa, ciepła. Pewnie zamknąłby oczka, skupiając na niej wszelkie zmysły i niedowierzając, że to ma miejsce, gdyby ponownie nie zaczęła wymieniać z nim pocałunków i zadziornie kąsać jego wargi.
Wyszczerzył się szeroko, gdy usłyszał jej słowa. I po chwili zmarszczył czoło, gdy zauważył jej skrzywienie się. Nie miał pojęcia, skąd się ono wzięło, ale miał nadzieję, że więcej się nie pojawi i to prawdopodobnie z jego powodu. Pewnie powiedział coś nie tak, bo jego gesty chyba jak najbardziej jej się podobały. Między innymi dlatego ucieszył się, gdy zapytała go o to, kim ona dla niego jest. Mógł jej zrekompensować w ten drobny sposób wszelkie winy przynajmniej w drobnym procencie. Potrzebowała tego, a on jej chciał to powiedzieć już od dawna.
- Nie martw się tym, kochana. Nie teraz. Zrobiłem wiele złego, mam tego świadomość i jestem gotów znosić to tak długo, póki mi nie wybaczysz. Nie jesteś kurwą, nie byłaś nią, ani nią nie będziesz. Nigdy. Nawet tak o sobie nie myśl... Jesteś najdroższą memu sercu Tabithą, której bez zawahania oświadczyłbym się tu i teraz, gdybym tylko wiedział, że mnie już kochasz. Tak, zrobiłbym to, bo jesteś jedyną kobietą, z którą mógłbym szczęśliwy spędzić resztę życia. Nikt inny, tylko ty, Tabby. Kocham cię już od dawna i tak już pozostanie do końca mych dni. Jesteś moją osobistą niewyleczalną chorobą, która będzie mnie nękać do końca – stwierdził, śmiejąc się chwilę beztrosko przez porównanie Tabby do choroby. – Kocham cię, to prawda – dodał, wsuwając dłonie pod jej koszulkę. – Jesteś mi bardzo bardzo bliska i ważna. Naprawdę zrobię wszystko, co tylko sobie zapragniesz, bylebyś była bezpieczna. Gotów jestem nawet o to błagać – szepnął, całując ją powoli.
Gdy nagle zerwała się z łóżka, to obawiał się, że zacznie przetrząsać jego mieszkanie w poszukiwaniu pierścionka zaręczynowego lub ucieknie z dala od niego i jego „bajek”, jednakże ona... Heh... Nigdy nie podejrzewałby starej swojej przyjaciółki o takie sceny! Tabby i prywatny striptiz dla niego? Uuu...! Pewnie by zagwizdał i krzyczał, gdyby był starym Valeriusem. Aktualny czekał grzecznie na nią w łóżku, mając na nią jeszcze większą ochotę i głodny chłonąc widok rozbierającej się ukochanej. Sam pozbył się koszulki, gdy skradała się do niego po łóżku.
Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie i zaczął ponownie całować, porywając ją pod siebie. Teraz było inaczej, teraz całował ją jak opętany, jak głodny. Chciał ją poczuć jeszcze bliżej siebie, w jeszcze bardziej odważny i intymny sposób. Zdjął z niej naprędce stanik, nie przestając kąsać jej warg. Zsunął się niespiesznie po linii żuchwy ku szyi, gdzie zaczął obsypywać ją powolnymi pocałunkami, a rączkami zsuwając ostatni skrawek jej odzienia, odkrywając delikatną kobiecość, którą to zaraz się zajął swoimi paluszkami.
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPią Sie 15, 2014 2:59 am

Spojrzała na Valeriusa z niesamowitym, przynajmniej jak na nią samą, ciepłem w oczach i uśmiechem pełnym delikatności, gdy tak obdarowywał ją monologowymi zaczątkami, które napełniały jej serce trudnym do określenia uczuciem. Ciężkim do nazwania, lecz z pewnością należącym do tych jak najbardziej dobrych i czułych. Miękkich jak dotyk jego włosów przy spotkaniu z jej dłonią.
Śniła, zdecydowanie po raz kolejny miała jeden z tych niewątpliwie cudownych snów, w których nie był obecnym Angelinim, a ona nie była pełną nienawiści Tabithą. Teraz wszystko należało dokładnie do tego, czego tak bardzo jej było potrzeba. Spokoju, czułości, wyraźnego uczucia i... Niewyprasowanych koszul?
Jak przez dziwaczny rodzaj mgły, przypomniała sobie o ich niedawnym minięciu się gdzieś w centrum Kwartału i tym, że jego niezbyt wyprasowana koszula przyciągnęła wtedy jej uwagę. Jaka była z niej kobieta, jeśli pozwalała na to, by jej najdroższy musiał nosić niedoprasowane ubrania?! Zdecydowanie kiepska, a przecież wszystko teraz mówiło jej, że jednak była jego kobietą. Więc powinna o to zadbać. Zdecydowanie! Niech tylko przestanie jej tak szumieć w głowie...
No i niech tylko fakty uporządkują się jakoś w jej głowie, bowiem szczerze już zaczynała się gubić. Nie to, że jej to akurat teraz jakoś słabo pasowało czy ją irytowało, jednak niewiedza była niewątpliwie niewygodna. Praktycznie tak samo jak i pełnia sprzeczności oraz niedopowiedzeń.
Śniła? Nie śniła? Wszystko jak najbardziej wskazywało na to, że to był kolejny sen, lecz Vale wydawał się naprawdę realny. Ale przecież miewała nad wyraz realistyczne sny i to w większości właśnie o nim. Co przynosiło tylko kolejne pytania. Tym razem o to, kim tak naprawdę był dla niej akurat w tym śnie i kim ona była dla niego.
- Wciąż. - Poprawiła go odruchowo, obsypując pocałunkami linię jego szczęki. - Nie już kochasz, bo to raczej niezgodne z prawdą. Czy wciąż, czy jeszcze...? Jeszcze. - Szepnęła, przerywając na chwilę valeriusowy monolog.
- Moich też, Vale. To niezaprzeczalnie niewyleczalne, ale... Czy jest tu się czym martwić? - Uśmiechnęła się pod nosem, kosztując całą sobą obecności Valeriusa i podziwiając ten wyjątkowy sen. Taki lekki, choć z pewnością jednocześnie dosyć głęboki. - Mandy miałaby rację, gdyby to wszystko działo się naprawdę. - Stwierdziła niespodziewanie, marszcząc nieznacznie brwi, by po chwili zachichotać z lekkością. - Obdarowałaby mnie tym swoim epickim wyszczerzem, gdyby wiedziała, jak straszliwie blisko potwierdzenia jej teorii jestem. Byłaby roześmiana jak mało kiedy, gdyby doszło do niej, że stary i uparty osiołek wciąż ma słabość i wciąż nie może nic z tym zrobić. No, nic prócz chęci wiecznego lenienia się w wygodnym łóżku i delektowania obiektem swoich słabości, który kocha. Tak bardzo by się śmiała. - Paplała radośnie bez większego ładu i składu. - Uwielbiam twój uśmiech. No i kocham ten śmiech. Brakowało mi go. Brakowało mi wszystkiego, co kocham w tobie, wiesz? - Błyskawicznie wręcz skakała z tematu do tematu. - Nie chcę cię oddawać Amandzie. Chcę chociaż raz mieć na wyłączność moje szczęście, które kocham. - Stwierdziła wreszcie, mrużąc oczy i znowu przeskakując w inny temat, choć z pewnością powiązany.
Tym razem bowiem z jej ust zaczęły wychodzić słowa dotyczące jej siostry i tego, że Tabby chciała by ta była w pełni szczęśliwa, ale sama też chciała taka być. A przynajmniej to szło od biedy wywnioskować z jej gadaniny, którą przerywało tylko słodkie obdarowywanie się wzajemnie pocałunkami i pieszczotami. Jednak bardzo szybko Tabitha zupełnie ucichła, dochodząc jednak do wniosku, że zdecydowanie bardziej woli całowanie od nawijania. Na dodatek to wszystko tak straszliwie ją kusiło...
Aż wreszcie poddała się niezmiernej chęci zadowolenia swojego prawie że kochanka i skorzystania ze swoich pokazowych umiejętności, co zdecydowanie zadowoliło obie strony. A pożądanie i wyraźny głód w oczach Valeriusa... Rozpalały ją do końca, uwalniając dziką kotkę, jaką gdzieś tam była. Kotkę przysuwającą się powoli do swojego kocura, by zapewnić im wszystko to, czego teraz potrzebowali.
Przylgnęła do mężczyzny, upajając wzrok widokiem jego nagiej i rozpalonej skóry. Przyciągnięta mocniej i ułożona pod nim na zaskakująco miękkim materacu łóżka, raz po raz kosztowała jego wygłodniałego języka, samej będąc jednak chwilowo wyjątkowo delikatną.
Uniosła dłoń, gładząc powoli opuszkami palców jego poliszki, twarz, skronie, by wreszcie pociągnąć go bardziej na siebie i zacząć bawić się jego czupryną. Był dla niej takim wspaniałym widokiem, słodkim i znajomym, a jednocześnie też dzikim oraz zdecydowanie rozpalającym. Zwłaszcza przy jego staraniach, by zapewnić jej pełnię przyjemności. Tych wszystkich kąsających pocałunkach, które przyprawiały ją o jeszcze większe zawroty głowy i jednoczesnym pozbyciu się resztek jej ubrań...
Powiodła ręką niżej, poddając się pieszczotom kochanka i jednocześnie wreszcie robiąc to, co zrobić zdecydowanie powinna. Niespiesznie gładząc dłonią pokaźną wypukłość na jego spodniach, by wreszcie osobiście przekonać się o tym, jak bardzo nie przechwalał się, mówiąc wtedy w jej mieszkaniu, że może ją zadowolić. Spojrzała w oczy Valeriusa, a jej wzrok zdecydowanie pełen był chęci do spędzenia z nim nie tylko tej jednej nocy, a gdy niespiesznie zsunęła za pomocą nóg jego spodnie...
Objęła go czule, dodatkowo przyciągając do siebie w pasie nogami i zamieniając role, by doprowadzić ich do tarzania się wspólnie po łóżku, śmiejąc się przy tym i wymieniając z nim namiętne pocałunki.  Dosłownie nie mogąc nacieszyć się tym uczuciem bliskości ciał i zmysłów, wspólnym pragnieniem siebie nawzajem.
Dawała im tylko krótkie przerwy na zaczerpnięcie oddechu, sprawiając, że ich usta były praktycznie nierozłączne i coraz to bardziej gorące, żądne jeszcze więcej i więcej... Oderwała się na chwilę od jego ust i przenosząc odrobinę niżej i prowokująco liżąc jego szyję aż po podbródek, by po chwili wrócić do spragnionych ust. Jej dłonie zaś powoli gładziły jego plecy i te potworne blizny na nich. Dowód tego, ile dla niej poświęcił. Kochał ją. Nawet jeśli był to tylko kolejny sen, a niewątpliwie był, nie mogła tego tak pozostawić.
- Zostań ze mną. Nie chcę się budzić. I ja też, Vale, ja też cię kocham. Dlatego nie chcę pobudki... - Wyszeptała błagalnie.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyPią Sie 15, 2014 10:44 pm

- Może wciąż... – Stwierdził, uśmiechając się do niej z miłością wymalowaną w każdej komórce jego ciała. Każda pragnęła jej dotknąć. – Biorąc pod uwagę twoją oporność, upartość i lekką jędzowatość, to wciąż – zauważył, a na jego buźce pojawił się teraz łobuzerski uśmieszek. Wyglądał jak Valerius z pierwszych lat szkoły średniej.
Miział swoją kochaną Tabithę, milcząc i słuchając jej słów, które... Och, były dla jego ucha słodkie niczym miód i dawały mu stuprocentową pewność, że ona go kochała, mimo że próbowała to zakryć składnią zdań, mówieniem o Amandzie i przekonaniem, że śni. Paplała i paplała, chcąc prawdopodobnie podświadomie, by ponownie się pogubił w tej paplaninie. Na szczęście, bądź jej nieszczęście, wyłapywał mniej więcej, o co jej chodzi. Może pijany był, ale rozumiał i prawie wszystko miał też pamiętać następnego dnia. Nie mogła się już wyprzeć miłości do jego zacnej osoby. Kooochała go!
Nie miał pojęcia, co jest najbardziej urocze z tego wszystkiego, ale chyba właśnie fakt, że go kochała. Czuł się, jakby faktycznie miłość dodała mu skrzydeł. Miał wrażenie, że u jej boku może osiągnąć wszystko. Musiał jedynie rozwinąć skrzydełka i lecieć... Lecieć i realizować swoje pragnienia, marzenia, cele. Mógł to porównać z uczuciami, które towarzyszyły mu przy rodzicach, jednakże wtedy to było o stokroć słabsze. To zaskakiwało go intensywnością.
Uwielbiał też to jej przeświadczenie, że śni. On już odrzucił tę myśl dawno temu. To wszystko działo się naprawdę i właśnie przez to śmiał się bez powodu, co powiedziała, że kocha. Kochała go! Kochała jego śmiech. I robili to wszystko realnie... Świetnie wiedział, że w rzeczywistości przyniósł ją tu z dworca, położył na łóżku, upili się, a teraz... Teraz mieli się pieprzyć, co w sumie już realizował wraz z nią. Pozbyli się reszty jego ubrań i wszedł w nią, całując ją, jak nie całował nigdy jeszcze żadnej kobiety. W sumie przy Tabithcie czuł wiele więcej, niż tylko swojego potworka w gaciach. Przy niej czuł się przede wszystkim na miejscu.
- Wiesz co? – Mruknął do jej uszka, pieprząc się z nią. – Tak naprawdę, to nie śnisz. Na serio... To wszystko. Się dzieje – obwieścił jej, uśmiechając się szeroko i cmokając ją w usta. – Cieszę się, że mnie kochasz. Ja też cię kocham i będę ci to mówił każdego ranka, jeśli... Wyjdziesz za mnie, Tabby? Pierścionka potem poszukamy. Powinien być w sumie w tym pozłacanym pudełku na regale... Teraz odpowiedz – mówił jak najbardziej serio, kąsając ponownie jej szyję i pieszcząc łapkami jej cycki. Takie mięciutkie, delikatniutkie i tabithowe. Jak tu ich nie kochać?! Jak jej nie kochać całej?
W międzyczasie doprowadzał swoje kochanie do pierwszego orgazmu... Oczywiście nie chciał jej zostawić przy pierwszym lepszym swoim lub jej. Chciał, by dobrze zapamiętała tę noc, o ile cokolwiek mogła zapamiętać pijana. Cóż, wtedy ewentualnie jej przypomni. Naprawdę ją kochał. I gotów to był powtarzać każdego wieczoru. Choć oświadczyć, to chciałby się oświadczyć raz i ostatecznie...
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySob Sie 16, 2014 1:54 am

- Eej! – Przekrzywiła głowę, patrząc na niego z niezbyt dobrze odgrywaną urazą, spod której praktycznie wydzierało się rozbawienie.
Była w tej chwili tak bardzo lekka i rozchichotana, jak zupełnie nie ona! I najlepsze w tym wszystkim było chyba to, że wcale jej te roześmianie w tym momencie nie przeszkadzało, a nawet tylko jeszcze bardziej ją rozluźniało. Zupełnie jakby tego właśnie od jakiegoś czasu potrzebowała, by nie zmienić się w jakąś zupełnie ponurą i snującą się bez celu wściekłą bestię. Pełen relaks i to jeszcze w ramionach osoby, z którą czuła się jakoś dziwnie świetnie, co było tylko kolejnym powodem do całkowitego pogrążenia się w zadziwieniu.
- Wcale nie jestem jędzowata! Jestem… Uszczypliwa, o! Dokładnie tak! Jestem tylko zwyczajnie uszczypliwa. – Zaprotestowała, chwytając w ząbki jego wargę i delikatnie ją nimi ciągnąc, by wreszcie przejść do rzeczy i raz jeszcze głęboko go ucałować. Oderwała się od jego ust dopiero po chwili, zarumieniona, roztrzepana i z roziskrzonymi oczami, no i z kolejnym protestem na końcu języka. – Nie jestem też oporna. O nie! Czy widzisz jakiś upór w tym, co teraz ze mną wyprawiasz? A mogłabym ci się uparcie opierać! I pewnie bym to zrobiła, gdybyś tak dobrze nie całował… – Zamruczała, kosztując ponownie valeriusowych pocałunków.
Praktycznie nigdy się nie upijała i teraz musiała przyznać, że było to naprawdę genialne uczucie. No dobrze, przynajmniej do czasu czekającego ją niewątpliwie kaca, ale i tak było jej nadzwyczaj miło i przyjemnie. Zwłaszcza w obliczu tego, z czym musiała się zmierzyć na trzeźwo. Po wypiciu solidnych ilości alkoholu podsuniętego jej przez Angeliniego, to wszystko jakoś uleciało.
Choć przez krótką chwilę nie musiała się martwić o przetrwanie następnego dnia, o siostrę i jej radzenie sobie na nadchodzących wielkimi krokami Igrzyskach, o swoje wybitnie porypane uczucia w stosunku do Valeriusa, o problemy pieniężne i te z mieszkaniem… Teraz to jakby zupełnie ją opuściło. Nie myślała o tym, nawet mimowolnie i mimochodem, więc mogła odrobinkę połudzić się, że to wszystko naprawdę zniknęło i nie miało już nigdy powrócić. Że wszystko samo się naprostowało, a ona nie musiała męczyć się, by o to zadbać.
Zwłaszcza przy takim towarzystwie, jakie teraz miała, wciąż święcie przekonana o tym, że tak naprawdę smacznie sobie śni, a wszystko to jest sennym wytworem jej wyobraźni. I to chyba przez te przekonanie tak łatwo jej było dopuścić do siebie to wszystko, co działo się teraz między nimi.
A to było takie słodkie, kochane i jednocześnie też w pewnym sensie nad wyraz drapieżne. Można by nawet rzec, że momentami aż dzikie, co w żadnym razie jej nie przeszkadzało, a tylko dodawało przyjemności tym chwilom, które i tak przecież miały już sobą wiele do zaoferowania. Jej kochanek miał wiele do zaoferowania i ona z wielką chęcią z tego czerpała. Brała z tego garściami i…
… i była brana. Tak otwarcie. Z dzikością i namiętnością, gorącem wręcz buchającym od ich rozgrzanych ciał, które nieustannie się dotykały, będąc tak blisko siebie. Byli z Valeriusem niewątpliwie bliziutko. Nie tylko w sensie cielesnym, ale też duchowym. Po raz pierwszy od dawna, praktycznie od ich początkowego rozstania, czuła się tak naprawdę dobrze. Jakby była właśnie na swoim miejscu. W domu… Był jej bezpieczną przystanią, gdy wszystko dookoła waliło się coraz bardziej. Był przy niej teraz, a ona… Kochała go. Całym sercem i całą duszą, no i przyznajmy szczerze – ciałem również.
- Powiedziałbyś tak też, jeśli byłbyś moim snem, więc pozwól mi. Pozwól mi nie robić sobie zbytnich nadziei, bo gdy się wreszcie obudzę… Nie chcę się zawieść. Jeśli zaś mówisz prawdę i nie jesteś tylko moim słodkim snem, obudzę się szczęśliwa i wtedy odważę się uwierzyć. Teraz pozwól mi się sobą delektować i nie budź mnie. Chcę tu zostać. Z tobą. – Wyszeptała, przymykając oczy i gładząc jego włosy oraz szyję, by jednocześnie idealnie zgrywać ich ruchy.
A gdy do jej uszu dotarły kolejne słowa i to jedno pytanie, które sprawiło, że jej serce zaczęło bić o wiele szybciej… Z racji swojego aktualnego stanu i tej niecodziennej wrażliwości, zwyczajnie nie potrafiła powstrzymać łez napływających do jej oczu. To było takie nieprawdopodobne. Teraz doskonale wiedziała, że śni i nie chciała końca tego snu. Chciała za to, by trwał on już wiecznie.
- Tak… – Wyszeptała, dodając już głośniej i kończąc kolejnym pocałunkiem. – Tak, wyjdę za ciebie, Vale. I nie potrzeba mi nawet głupiego pierścionka. Chcę tylko ciebie. Aż ciebie.
Jego dotyk, jego pieszczoty i pocałunki, jakie z nim wymieniała. To wszystko było aż nazbyt cudowne, by być prawdą, zwłaszcza w ostatnim okresie, jednak chwilowo nie w smak było jej myślenie o tym. Znacznie bardziej wolała poddawać się temu i dawać z siebie wszystko, co tylko mogła. On dał jej wszystko z siebie, więc i ona się przed tym nie wzbraniała.
Przesunęła dłonie wzdłuż linii jego pleców aż do tego jego zgrabnego tyłeczka, chwytając zań i mocniej przyciskając ich biodra do siebie, a jednocześnie też wyginając się w nieznaczny łuk. Wciągnęła głęboko powietrze, uśmiechając się z satysfakcją, gdy wypełnił ją jeszcze bardziej, jeszcze wyraźniej. Przesunęła swoje wargi niżej, skubiąc delikatnie wargami jego obojczyk.
- Kocham cię. – Powtórzyła, wodząc palcami jednej dłoni po tych straszliwych bliznach na plecach jej kochanego. Tak długi czas, tyle cierpień i niedopowiedzeń było między nimi, a jednak byli tu i teraz. Choć przecież w snach wszystko należało do rzeczy o wiele łatwiejszych niż w rzeczywistości.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptySob Sie 16, 2014 11:07 pm

Chyba wszystko szło pijacko w dobrym kierunku. Bardzo zacnym i kochanym. Pijany happy end normalnie, gdyby nie mieli jeszcze na przyszłość pewnych problemów... Jednakże przyszłość zamierzał zostawić teraz na przyszłość, a teraz-teraz zająć się teraźniejszością i doprowadzeniem Tabby do kompletnego wycieńczenia. Jej i w sumie też siebie, bo oboje byli w łóżku tacy dzicy, drapieżni i szaleni, że jedno dorównywało drugiemu, a te drugie próbowało za wszelką cenę przebić te pierwsze, przez co... Nigdy nie uprawiał bardziej szalonego seksu.
Czuł się niesamowicie! Wyjątkowo, kochanie, zmęczony. To wszystko dzięki Tabitcie, która wyśmienicie wypełniła mu tę pustkę w życiu i resztę tego paskudnego dnia. Nie musiał myśleć o tych wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach, a za to mógł rozkoszować się jej bliskością i miłością. Zaręczyła się z nim! Powiedziała tak!
Między innymi dlatego zaraz po tym, gdy wycieńczeni, spoceni i spleceni ze sobą, opadli na łóżko, kończąc dzisiejsze igraszki, resztkami sił wyplątał się z jej objęć, całując ją raz jeszcze przelotnie i podszedł do szafki, gdzie stało wspomniane wcześniej pudełko. Otworzył wieczko i wyciągnął z wnętrza mniejsze pudełeczko z pierścionkiem, który otrzymał rzekomo po babce, matce ojca, by zdobił dłoń jego wybranki. Cóż, nie mógł powiedzieć, że była to pierwsza lepsza biżuteria. Wyglądała na coś drogiego, choć się nie znał.
Podszedł do łóżka i przyklękając na podłodze, wsunął pierścionek na drobną dłoń Tabby. Potem wstał, wrócił do łóżka i przyciągnął ją do siebie, całując długo i namiętnie.
- Kocham cię – szepnął, kończąc pocałunek. – Bardzo się cieszę, że tu jesteś ze mną, moje uszczypliwe kochanie. Jesteś wielka – dodał, przyciągając ją jeszcze bliżej do siebie. Puścił ją na moment jedną ręką, by ją okryć, choć zaraz objął z powrotem. Na koniec zaś obdarzył ją jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie pojawiły się na jego wargach...
W takiej oto pozie, przytulony do poduszki i Tabby, zasnął dość szybko. Dzisiejszej nocy nic koszmarnego związanego bezpośrednio z dziewczyną nie męczyło go w snach, choć śniło mu się, że go wylosowano na trybuta i zmuszono do zabijania niewinnych. Nic go nie dręczyło innego, prócz sceny losowania i każdej sceny, w której mordował. Stał też z nożem nad martwymi ciałami Amandy i Delilah, przez co się obudził pierwszy. Normalnie pewnie spałby dłużej od jego towarzyszki, która...
Uśmiechnął się szeroko, wspominając wczorajszą noc. Na razie z głowy wyrzucił obrazy ze snu i fakt, że Igrzyska naprawdę się działy. Postanowił odłożyć to na później, teraz myślał o wczorajszym współżyciu, wyznaniach i oświadczynach. Tabitha naprawdę miała na palcu pierścionek zaręczynowy, który to miał przy sobie, gdy szedł się z nią spotkać... I gdy to nie dotarł na miejsce. Pierścionek, który był materialnym dowodem na to, że ją kochał, kocha i będzie kochał. Na wieki.
Cmoknął swoją księżniczkę delikatnie w czółko i wysunął się jeszcze bardziej delikatnie z łóżka. Nie chciał jej zbudzić, bo tak słodko i smacznie spała. Poza tym postanowił przygotować sobie i jej swój specjał na kaca, który z pewnością miał jej dolegać, a dodatkowo też zająć się śniadaniem. Nie mógł jej podać zwykłych kanapek lub nudnej jajecznicy bez jakichkolwiek dodatków. Chciał w sumie jej zaimponować, co miał nadzieję, jej się spodoba. W sumie jajecznica nie była takim złym pomysłem, choć powinien coś do niej dorzucić... Chyba najlepiej mu wychodziła z tego wszystkiego.
Chwilę potem już szedł ze szklanką podejrzanej cieczy w kierunku sypialni, by przywitać swoją narzeczoną... Żeby jej nie przerazić zbyt wielką golizną, a przy okazji by się nie poparzyć przy smażeniu, wcisnął na siebie na szybko jedynie fartuszek. Może miało jej się to wydać urocze? Albo tandetne. Wolał i chciał wyjść na uroczego. I kochanego...
- Cześć, skarbie - przywitał się z uśmiechem, podchodząc do jej łóżka i siadając na jego skraju. - Obudziłaś się w sam raz na śniadanie. Chyba doszły cię zapachy z kuchni - dodał beztrosko z uśmiechem. Wspominał, że był niebiańsko szczęśliwy?
Powrót do góry Go down
the civilian
Helen Favley
Helen Favley
https://panem.forumpl.net/t2318-tabitha-gautier
https://panem.forumpl.net/t2322-tabbstytutkowe-biznesy
https://panem.forumpl.net/t2319-tabitha-gautier
Wiek : 20
Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove'
Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie
Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi
Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyNie Sie 17, 2014 3:08 am

Nie na co dzień zdarzały jej się tak szalone rzeczy. Może i ostatni okres aż obfitował w najróżniejsze, w większości nadzwyczaj nieprzyjemne, dziwactwa, lecz to było chyba jednym z największych. Całkowicie zaprzeczające jakiejkolwiek logice, jak i również jej dotychczasowemu zachowaniu oraz poglądom dotyczących wszystkiego tego, co związane było w jakikolwiek sposób z rebelią. A przecież Valerius zdecydowanie był kumulacją wszystkich rzeczy, jakie dosłownie nie dawały jej żyć. Przynajmniej zazwyczaj nie dawały, bo teraz…
Teraz to zdecydowanie ich wspólne działania dawały jej nadzwyczaj wiele, odbierając też nieustannie jakieś rzeczy. Mniej lub bardziej jej potrzebne i przez nią pożądane. Jak dla przykładu cała ta nienawiść do byłego najlepszego przyjaciela, rozsądek, trzeźwe myślenie, nagle zwalające się na nią coraz to większe problemy, wściekłość wraz z rozpaczą, ale i też oddech oraz siły, które coraz bardziej się wyczerpywały.
Do tego nawet stopnia, że osunęła się bezwładnie na materac łóżka, gdy po raz kolejny tej nocy doprowadzili się na sam szczyt. Oddychając głęboko i ledwo mając jeszcze na tyle sił, by się poruszyć, wtuliła się w cieplutki bok mężczyzny, którego już od jakiegoś czasu mogła zwać swoim narzeczonym. Swoim! Narzeczonym! Przyszłym mężem nawet! Co było tak bardzo abstrakcyjne, że aż nadzwyczajnie niesamowite, no i jakoś łatwe dla niej do przyjęcia.
Zwłaszcza w momencie, w którym Valerius zostawił ją na chwilę samą w łóżku, z czego skorzystała poprzez wygodniejsze rozłożenie się na wręcz niebiańsko mięciutkim piernacie, całując ją wcześniej przelotnie i powoli podchodząc do szafki, by grzebać w niej w poszukiwaniu czegoś. Czegoś, co najwyraźniej na dłuższą chwilę pochłonęło większość jego uwagi, wcale nie była zazdrosna o mebel!, pozwalając jej samej cieszyć oczy smakowitym ciałem Angeliniego. Serio, jeszcze moment, a zaczęłaby się bezczelnie ślinić!
Zamiast tego jednak, Tabby po raz kolejny utraciła zdolność oddychania, zagapiona w zgrabny tyłeczek swojego kochanka. Naprawdę, choć już wcześniej nie zabroniła sobie korzystania z pysznych widoków, nie mogła oderwać wzroku od Valeriusa. Po raz kolejny tego wieczoru przez jej głowę przeleciała myśl o tym, że przechwałki w jej mieszkaniu rasowymi przechwałkami z pewnością nie były, bo nie było w nich nic na wyrost. Za to jej mężczyzna był jak najbardziej wyrośnięty i to w każdym tego słowa znaczeniu.
Oblizała językiem wargi, opuchnięte od niedawnych gorących pocałunków, nie spuszczając spojrzenia pociemniałych oczu z ukochanego i uważnie śledząc to, co robił. Dlatego nie była zaskoczona, gdy podszedł do niej, choć przyklęknięcie na jedno kolanko zdecydowanie wydało jej się słodkie, wsuwając pierścionek na jej palec, by wreszcie powrócić do łóżka i, zaborczo przyciągając ją do siebie, pocałować.
Włączyła się całą sobą w ich pełne uczuć cmoknięcie, wtulając się w jego pierś i  wzdychając marzycielsko, gdy na moment ją puścił. Uniosła dłoń, patrząc na pierścionek pobłyskujący delikatnie w smudze latarnianego światła, jakie wpadało do pokoju z ulicy. Nigdy nie widziała czegoś piękniejszego. Nie tylko ze względu na sam niesamowity urok starej, lecz wciąż zapierającej dech w piersiach, biżuterii. Ta cała sytuacja, ta cała chwila. Nigdy nie myślała, że przyjdzie jej doświadczyć czegoś takiego i teraz nie potrafiła nic poradzić na to, że miała łzy w oczach.
- Jest piękny… – Wyszeptała, ponownie wtulając się w swoje kochanie i patrząc w jego oczy z uczuciem. Podsunęła się delikatnie, muskając w pocałunku jego wargi. Nie pospiesznie, nie gwałtownie, z pełnią spokoju, delikatnie niczym skrzydła motyla. – Ja też. I dziękuję, najmilszy. – Szepnęła jeszcze, odwzajemniając jego uśmiech i, wtulając twarz w pierś Valeriusa, zamknęła oczy, ziewając cicho. Wystarczyła tylko chwila, by zmógł ją sen i by zasnęła niewinnie niczym dziecko.
Nie pamiętała, by cokolwiek jej się śniło. Budząc się powoli późnym rankiem, praktycznie od samego początku wiedziała, że coś jest nie tak. Nie potrafiła tylko jasno określić, co to tak właściwie było. Jej mózg, poza nadzwyczajnym łupaniem w głowie, wysyłał jej bardzo jasne sygnały, które mówiły jej, że dawka światła w pomieszczeniu była stanowczo zbyt duża. Za jasno! Za jasno! – praktycznie zdawały się wołać wszystkie komórki w jej ciele. Nawet te całkowicie niezwiązane ze światłem.
Przekręciła się na bok, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę, że powinna była już dawno spaść ze swojego wąskiego łóżka i witać się z podłogą. Tymczasem jej lekko obolałe ciało natrafiło tylko na kolejną porcję podejrzanej miękkości i zdecydowanie nietypowego dla jej domu zapachu. To tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że w swoim mieszkaniu zdecydowanie nie była. Jeśli zatem nie była u siebie, to gdzie?
Chcąc nie chcąc, choć tutaj zdecydowanie lepszym wyrażeniem byłoby nie chcąc nie chcąc, zmuszona była do uchylenia powiek, które tak strasznie jej ciążyły. Otworzyła więc jedno, a następnie i drugie oko, by już zaledwie po kilku sekundach wytrzeszczać je nie gorzej niż ściskana żaba. To był sen. To musiał być sen. Patrząc na to, że czuła się i jak najbardziej była całkowicie naga, śpiąc sobie dotychczas smacznie w łóżku w mieszkaniu jej największego wroga… To musiał być sen. Musiał! Cholera jasna! W co ona się wrobiła?
Musiała zwiewać i to jak najszybciej. Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań, gdyby tylko brak łupania w głowie był obecny, zauważając je złożone w nieudolną kosteczkę na krześle w rogu sypialni. Nim jednak zdołała się zebrać w sobie i podnieść z łóżka, by zrobić te kilka kroczków ku swoim rzeczom, usłyszała kroki w korytarzu i stukanie szklanki. Profilaktycznie zamknęła oczy nim właściciel mieszkania pojawił się w pokoju, udając, że wciąż śpi, by „obudzić się” dopiero w odpowiednim momencie.
Czyli mniej więcej tym, kiedy podszedł do niej, pieszczotliwie nazywając ją skarbem i uśmiechając się do niej. Nie odwzajemniła uśmiechu, nawet nie próbowała. Zsunęła tylko spojrzenie niżej, zauważając jego nagość maskowaną tylko skromnym fartuszkiem przepasanym w biodrach mężczyzny. Przy okazji też poruszyła się gwałtownie, sycząc z nieoczekiwanego bólu.
Jej wzrok prawie natychmiast powędrował w stronę ogniska, a właściwie – ognisk, bólu, którymi okazały się jej nadgarstki, które osłonięte były bardzo prowizorycznymi opatrunkami i obwinięte dodatkowo bandażami. Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że kompletnie nie pamiętała ostatnich kilku, a może kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu?, godzin. Były dla niej zupełnie jak wyrwane z życiorysu, białe plamy, luki w pamięci, przez które swobodnie mogłoby przejechać całe wojsko ustawione w szeregu.
- Ty… – Wyskoczyła gwałtownie z łóżka, zmuszając tym samym Valeriusa do odsunięcia się choćby o krok i kołysząc lekko, gdy próbowała złapać równowagę, bowiem zdecydowanie nie wzięła pod uwagę własnego osłabienia przy tym wyskoku.
No nic, stanęła wreszcie w miarę pewnie na ziemi, choć najbezpieczniej to by się czuła chyba na czterech, przy okazji mimochodem zerkając na swoje ręce i zauważając zdecydowanie wartościowy pierścionek na swoim palcu. Wciągnęła gwałtownie powietrze i zmarszczyła oskarżycielsko brwi, unosząc swoje spojrzenie na Valeriusa, by już po chwili podejść do niego i ze wściekłością stuknąć go jednym palcem w sam środek piersi. Nagiej piersi, która z pewnością by ją kusiła, ale jednak nie przy czymś takim.
- Ty. – Syknęła ponownie z wyraźnym oskarżeniem w głosie. – Co to ma wszystko znaczyć? Tłumacz się. – Rozkazała, taksując go spojrzeniem od samego czubka głowy po koniuszki palców u stóp. – Ale wpierw idź się ubierz, bo nie mam zamiaru gadać z kimś, kto tak wyraźnie okazuje, jak bardzo, khym, cieszy się na mój widok.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini EmptyNie Sie 17, 2014 11:37 pm

Szczęśliwy, szczęśliwy i szczęśliwy. Chyba jeszcze ani raz w życiu nie miał tak beztroskiego i radosnego poranka. Czyż słońce nie świeciło jakoś jaśniej? Nawet nie wiedział, że w Kwartale ćwierkały jakiś ptaki za jego oknem. A jednak! Ćwierkały, osładzając mu jeszcze bardziej to życie. Choć, musiał przyznać, nic tak go nie słodziło intensywnie swą słodkością jak Tabitha, która spała sobie jeszcze smacznie, gdy wchodził po cichu do swojej sypialni.
Szkoda, że się obudziła, bo wtedy mógłby patrzeć na ten cudowny spokojny obraz... Choć jej przytomność również napawała go radością. W sumie nawet większą, bo była tu, obecna i z nim. Naga! Choć chyba nie popierała już swych wczorajszych słów, przez co zmarszczył czoło. Nie przeszkadzało mi to jednak w podziwianiu, w myślach oczywiście, jej kobiecego ciała.
Odstawił szklankę na bok, chcąc do niej podejść. Zrobiła to jednak za niego. Sama pokonała tę drobną odległość, robiąc tych kilka kroków w jego  kierunku. I chyba zwalała  na niego winę za to wszystko, co w sumie było jego winą. Przyniósł ją tu wczoraj. Sam i wbrew jej woli.
- Tabby, spokojnie. Nie denerwuj się tak. – powiedział do niej spokojnie, chcąc położyć dłonie na jej biodrach, ale na chwilę zaniechał tego. – Krótkie streszczenie: Wczoraj przyniosłem cię tu... Potem się namiętnie kochaliśmy, w międzyczasie ci się oświadczyłem, a ty powtórzyłaś kilkakrotnie „tak”, teraz jesteś moją zacną narzeczoną, co mnie bardzo jara i uszczęśliwia, moja kochana narzeczono... – Uśmiechnął się szeroko, przybliżając się do niej jeszcze bardziej. Jej piersi musnęły jego kusząco zbudowaną klatkę. Wiedział, że to się jej w nim podoba. I nie tylko to. – Myślę też, że z chęcią bym powtórzył niektóre momenty... A może nawet wszystkie – mruknął, zbliżając swoje wargi ku jej wargom. Tak niebezpiecznie blisko i denerwująco powoli,  by nagle pocałować ją delikatnie i ująć w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
- Choć będziemy musieli nieco to przełożyć... Śniadanie. Stygnie – szepnął, w trakcie pocałunku. Jego dłonie już ponownie zadomowiły się na jej nagim ciele, krążąc sobie po nim bez pytania. Oczywiście musiały zsunąć się na jej pośladki, by je delikatnie ścisnąć. Były na swoim miejscu. Te same, zachwycając go ponownie swym jestestwem i jestestwem ich pani.
- Kocham cię, Tabby – mruknął. Ten pocałunek był taki kuszący... Tak bardzo go zachęcał do kolejnych doznań z Tabithą, ale śniadanie. Nie słuchał jednak głosu rozsądku, a za to przygryzał te mięciutkie wargi ukochanej, łapkami męcząc jej tyłek.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Valerius Ian Angelini Empty
PisanieTemat: Re: Valerius Ian Angelini   Valerius Ian Angelini Empty

Powrót do góry Go down
 

Valerius Ian Angelini

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Valerius Ian Angelini
» Valerius Ian Angelini
» Valerius Ian Angelini
» Valerius Angelini i Catrice Tudor
» Miranda Angelini

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje-