Wiek : 21 Zawód : kasjerka Przy sobie : dokumenty, gaz pieprzowy
Temat: Jess Highway Pią Maj 02, 2014 5:48 pm
Jessica Highway
ft. Rose Leslie
data i miejsce urodzenia
Kapitol, 4 maja 2262
miejsce zamieszkania
Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej
zatrudnienie
Kasjerka w sklepie
Rodzina
Całkiem przyjemnie, przynajmniej jak dla mnie, grzejące słońce, puszka chłodnego piwa w ręku, waniliowy papieros w drugiej dłoni. Zaciągnęłam się dymem rozkoszując się chwilą, wreszcie wolna od durnych, narzuconych przez środowisko zasad. Z dala od domu, rodziny i ciągłego, pełnego zniechęcenia spojrzenia bliskich. Westchnęłam i przymknęłam oczy, podsuwając Ashe papieros pod nos w trochę pytającym geście. A gdy ten zniknął z mojej ręki uśmiechnęłam się wesoło i wygodniej rozsiadłam na ławce parkowej. Zapowiadało się miłe popołudnie. - Wyobrazisz sobie, że moi rodzice dalej naiwnie wierzą, że mój kochany braciszek jest tak dobry i uczynny? - spytałam, po dłuższej chwili milczenia, sięgając ponownie dłonią w stronę fajki, podglądając ledwo zza uchylonej powieki czy wędruje ona w dobrym kierunku. - Ponoć ma stanowić wzór cnót wszelakich dla mnie i sprowadzić mnie do odpowiedniego poziomu - zaśmiałam się i upiłam łyk napoju. Bąbelki gazu przyjemnie połaskotały moje gardło. - Uważają, że to dzięki temu, że jesteśmy dwujajowymi bliźniakami. Wiesz, ta sama data urodzenia, ale wszystko inne zupełnie odmienne. O świecie, wyobrażasz sobie co by było gdyby dowiedzieli się o jego numerach? - Wreszcie otworzyłam oczy i odwróciłam twarz w stronę koleżanki uśmiechając się rozbawiona. - Padli by chyba na zawał, gdyby dowiedzieli się, że bywa o wiele gorszy ode mnie. Zamilkłam na chwilę, zamyśliwszy się odrobinę. Rick zdecydowanie nie pasował do schematu jaki przypisali mu rodzice, nie był ani grzecznym chłopcem, ani ułożonym dyplomatą. Lubił bójki, lubił wypić i, jakby nie patrzeć jako pierwszy z naszej dwójki sięgnął po inne używki. Dzięki niemu poznałam smak papierosów, trawki i innych podobnych temu przyjemności. Widać jednak sam fakt, iż pracował wystarczył by zamydlić rodzinie oczy. Właśnie, pracował. Moje usta ułożyły się w pełnym politowania wyrazie, brwi uciekły do góry, a oczy zapłonęły złośliwie, gdy ponownie skupiłam uwagę na towarzyszce. - Ciebie też uważają za wzór - rzuciłam, przeciągając delikatnie słowa. Ta myśl niezmiernie mnie bawiła, jednakże, w tym momencie, postanowiłam zachować pozorną powagę. - A co, czyżbyś miała mi coś do zarzucenia? Prawie się roześmiałam porzucając moją pozę, prawie, bo zawarta w zdaniu ironia pozwoliła mi się uchwycić mocniej moich wcześniejszych postanowień. Odwróciłam wzrok w stronę alejki - co zdecydowanie pomagało w zachowaniu powagi - i ponownie upiłam łyk piwa, po chwili namysłu oferując je również Ashe. - Jeśli komukolwiek miałabym cokolwiek zarzucać to ślepotę moim rodzicom - odparłam wyjątkowo spokojnym tonem i wzruszyłam ramionami. - Jedno i drugie udaje, że nie widzi jak się nawzajem zdradzają, nie dostrzegają tego co robi ich syn, doszukują się problemów tam gdzie ich nie ma, ideałów w martwym i niedostępnym dla perfekcji świecie. Oczywiście, bez urazy. Czasem zastanawiam się czy to nie przykład jakieś niesamowitej głupoty która zakorzeniła się w nich te dwadzieścia lat temu w dniu ich ślubu. Ale, w sumie, w Kapitolu wszystko jest możliwe... - W końcu parsknęłam śmiechem kręcąc z niedowierzaniem głową. - Tutejsi rodzice nie mogą się chyba pochwalić zbytnio opiekuńczym podejściem, nie sądzisz? Zerknęłam na dziewczynę i niemal natychmiast westchnęłam w duchu widząc jej minę. Nie był to przejaw irytacji, krzywy uśmiech Ashe wzbudził we mnie raczej silne poczucie nieodpowiedniego doboru słów i tematu. - Wolałabym, żeby moi też nie mogli. Ale na szczęście teraz mogę tę ich opiekuńczość wyłączyć czerwoną słuchawką. - Ach, ta zbawienna technologia - mruknęła, skinąwszy głową. - Wypijmy za nią - dodałam po chwili, pociągając zdrowego łyka piwa i ponownie podsuwając puszkę pod nos kompanki, z kieszeni torebki wyciągając papierosy, tym razem już po jednym dla każdej z nas.
Historia
- Przegrałaś. Cichy szept i satysfakcja wyginająca jej usta w subtelnym uśmiechu. Westchnęłam i skinęłam głową odkładając karty, tak na dobrą sprawę w sumie zadowolona. Ona mogła ze mną wygrywać. Przekrzywiłam lekko głowę i spojrzałam na nią zaciekawiona czekając na wyrok. Jest przegrana, jest kara. - Co by Ci tu kazać zrobić - mruknęła, przeciągając słowa. Była rozbawiona, widziałam to dokładnie, w każdym jej geście, w każdym drgnięciu delikatnych warg. Jej oczy błyszczały łobuzersko, we mnie zaś, z każdą nową iskierką, narastała niecierpliwość. To śmieszne, wręcz ironiczne, jak bardzo potrafiła wyciągnąć mnie z mojego własnego teatru, w jak sprytny sposób postawić na nowej scenie zmuszając do grania w sztuce, której zasad nie znałam. Chociaż domyślałam się ich... Przymknęłam oczy i zacisnęłam lekko usta, choć, poza zniecierpliwieniem i na mojej twarzy odbiło się rozbawienie. Chyba właśnie za to ją polubiłam. - Jeden mały pocałunek nikomu nie zaszkodził, prawda? - Jej głos zabrzmiał melodyjnie, gdy wymawiała te słowa. Uniosłam jedną brew do góry i wyprostowałam się powoli, przyglądając się jej uważnie zza zmrużonych powiek. Wystudiowany uśmiech, palce, które delikatnie przejechały po jej dłoni, doskonale panowałam nad gestami, mimo błogiej przyjemności rozlewającej się po moim umyśle. -Iii, historia. Historie też nam nie szkodą, nie sądzisz? Tym razem dwie brwi podjechały do góry, moje palce przestały krążyć, paznokcie nie drażniły już jej skóry. Proszę, jednak udało się jej zaskoczyć mnie. - Wszystko zależy od tego... Jaka historia? - spytałam zatem, cofając rękę, opierając podbródek na zaciśniętej pięści. - Historia twojego życia - wyjaśniła. Teraz to ona znalazła się blisko mnie, jej pełen satysfakcji uśmiech zdominował moje pole widzenia. - Ale to będzie jako drugie - dodała cicho, jednakże twardym i zdecydowanym tonem. Uśmiechnęłam się. Nie musiała mnie prosić dłużej o wywiązanie się z umowy, zresztą, nie musiała w ogóle. Ale pozwoliłam by na ten krótki czas, w momencie w którym przegrałam, ona miała pełną władzę nad sytuacją. Cofając głowę uśmiechnęłam się, puściłam jej perskie oczko, po czym rozciągnęłam na podłodze. Przez chwilę zastanawiałam się od czego zacząć moją opowieść, jak połączyć ją w spójną całość, te klika teatrów i scen, na których odgrywałam swoje rolę, w większości sama sobie będąc reżyserem. - Nie muszę Ci chyba mówić, że urodziłam się tutaj, w Kapitolu. Pewnego wiosennego popołudnia, po prostu znudziliśmy się z bratem czekaniem w łonie matki i wypchaliśmy się na ten świat o miesiąc za wcześnie rządni wrażeń i imprez, na które zresztą nie musieliśmy długo czekać. W tym tkwi urok życia wśród szych i bogaczy. Nie masz pojęcia jak szybko nauczyliśmy się cenić dobrą zabawę, nie mieliśmy nawet dziesięciu lat, gdy wraz z dzieciakami znajomych, na jednym z tych wystawnych przyjęć, spiliśmy się totalnie, ale, oczywiście, rodzice nie mieli nam tego za złe. Rick zaświecił tylko oczkami, zapewnił, że to nie nasza wina i rodzice natychmiast o tym zapomnieli. W sumie, przestali się nami interesować pozostawiając niańce na głowie dwa wymiotujące i skacowane dzieciaki. Uroczo, czyż nie? Póki opiekowała się nami niańka byliśmy w miarę... grzeczni. O ile tak można nazwać fakt, iż po tamtej imprezie dość regularnie piliśmy już alkohol. Ale wiesz, nie spiliśmy się więcej, nie chcieliśmy narobić biednej kobiecinie problemów. Za to poznaliśmy przyjemność wynikającą z korzystania z innych używek. Wiesz, pierwszy raz zapaliliśmy w moje dwunaste urodziny, siedząc w ogrodzie ze starszymi kumplami Ricka, którzy śmiali się złośliwie na widok naszych min. Ale, w sumie, to było fajne. Wtedy jeszcze próbowaliśmy się kryć, po wypaleniu papierosa czy wypiciu piwa natychmiast łapaliśmy za gumy. Potrafiłam wyrzuć całą paczkę tego miętowego cholerstwa byle tylko pozbyć się zapachu. Po dwóch latach jednak znudziło się to nam. Z imprezy urodzinowej jednego ze znajomych wróciliśmy wcięci, chwiejnym krokiem, mówiąc dość nieskładnie. Rodzice się wściekli... - zamilkłam na chwilę, po czym parsknęłam śmiechem. Wspomnienie ich min niesamowicie mnie bawiło. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo parskali i krzyczeli na nas, że zepsujemy im opinię, że tylko marnujemy ich czas. Chyba nigdy nie śmiałam się tak jak w tamtym momencie. Oczywiście, Rick uśmiechnął się, zrobił niewinną minę i jemu odpuścili. Doszli do wniosku, że to ja sprowadzam go na złą drogę. A my uznaliśmy, że to nawet dobrze, lepiej by jedno z nas zachowało względy rodziców, a skoro mój kochany braciszek od najmłodszych lat potrafił ich okręcić dookoła palca to.. czemu nie? Ja zostałam tą złą, demoralizującą, a on był ideałem. Nie zaprzeczę, dzięki swojej pozycji nie raz uratował mi skórę. Ponownie zamilkłam, usiadłam i ręką sięgnęłam w stronę stolika. Złapałam jeden z papierosów, z kieszeni wyciągnęłam starą i podniszczoną już zapalniczkę, jeden z nielicznych śladów przeszłości , po czym odpaliłam fajkę i zaciągnęłam się mocno dymem. Skrzywiłam się, gdy poczułam ten sztuczny, nie podobny do dawnego, waniliowy smak. Tęskniłam za czasami, gdy tytoń był naprawdę porządny. Jednak nie mogłam marudzić, jedyną alternatywą były normalne papierosy, by zdobyć te i tak musiałam się wiele natrudzić. W Kwartale ciężko było o takie rarytasy. - Potem już wszystko poleciało z górki. Coraz więcej imprez, więcej alkoholu, fajek. - Uniosłam wspomnianą rzecz do góry i wypuściłam powoli dym. - A, przede wszystkim, coraz więcej zabawy. Mój brat zadbał o to żebyśmy się nie nudzili. Załatwiał trawkę, czasem nawet morfalinę - ale to dopiero jak skończyliśmy szesnaście lat. Powiem ci, to niezłe gówno, mocno trzepie, ale nie tknęłam tego więcej niż raz, Rick trochę więcej się przy tym pobawił, ale... na szczęście przestał. Może chlać ile dusza zapragnie, ale wpadnięcie w ciąg mogłoby się dla niego źle skończyć. W sumie to, dla mnie też, zbyt wiele mogłoby się wtedy wydać. Swoją drogą! Oprócz momentu w którym rodzice zobaczyli nas tak zalanych po imprezie jeszcze tylko raz udało mi się ich aż tak wyprowadzić z równowagi. - Wargi uciekły mi do góry na wspomnienie chwili. Pięknie ozdobiony stół, ślicznie ubrani goście i ten szok na twarzach wszystkich zebranych. - Spróbuj sobie to wyobrazić. Wystawna kolacja, szanowni goście, wszyscy wystrojeni, rozmawiający o jakiś ważnych sprawach. I ja, wystawiona niczym laleczka na pokaz, usilnie przekonywana do ulegnięcia urokowi syna jednego z szacownych gości, oświadczająca na głos, iż na dobrą sprawę wolę dziewczyny. - Zaśmiałam się ponownie, odwracając twarz w stronę uroczej dziewczyny. W powoli narastającym półmroku poświata od żarzącego się papierosa, przechodzącego powoli do jej ręki i zbliżającego się do kształtnych ust idealnie podkreśliła jej błyszczące oczy. - Rodzice nie odzywali się do mnie po tym incydencie przez dwa miesiące. Dwa miesiące, w ciągu których mogłam odpocząć od ich beznadziejnych uwag i niemrawych prób sprowadzenia mnie na właściwą drogą. W zasadzie, nigdy nie przejmowali się mną, nie w takim rodzicielskim kontekście. Liczyli się tylko z tym, że psułam im opinię. Nawet teraz, kiedy tkwią w KOLCu zadzierają dumnie głowę i próbują udawać, iż mają się czym szczycić. Uniosła brwi do góry, popalając papierosa, zaś jej oczy rozbłysły od szyderstwa. Widać nasze spojrzenie na tę sytuację nie było zbytnio różne. - Proszę bardzo, oto zatem historia mojego życia. Skinęła głową, po czym uśmiechnęła się zalotnie podając mi resztę fajki. Roześmiałam się na ten widok.
Charakter
- Twoja matka twierdzi, że sprawiasz problemy wychowawcze. - Moja matka we wszystkim widzi problemy. - Usta rozciągnęły mi się w wystudiowanym uśmiechu, brew zawędrowała odrobinę w górę. W zasadzie bawiłam się przednio. - Oczywiście poza kwestią zdradzania ojca, ale, cóż począć, takie czasy. Teatralne westchnięcie, wywrócenie oczami, jakbym mówiła o niewinnej rzeczy której można tylko pobłażać. Zaskoczona mina kobiety miło połechtała moje ego. Rozciągnęłam się wygodniej na fotelu, palcem lewej dłoni wodząc po świeżo lakierowanym drewnie biurka. Mój wzrok spoczął na chwilę na tych deskach noszących za sobą znamiona niesamowitego talentu. Nie mogłam nie poczuć silnego szacunku do artysty. Westchnęłam ponownie, gdy cisza się przedłużała i zastukałam zniecierpliwiona paznokciami. - Jestem ciekawa o cóż takiego mnie oskarża, proszę mnie oświecić. Gładki ton, delikatne wygięcie warg, to był teatrzyk, moja scena. - O nadużywanie jej zaufania, niedotrzymywanie słowa, nieposłuszeństwo, zbytnią rozwiązłość w sprawach używek. I, o ile się nie mylę, nie są to czcze oskarżenia. - Och, świecie! Żyjemy w Kapitolu. Gdybym w tym momencie miała wymienić ludzi, młodych ludzi, którzy tego nie robią wystarczyłoby mi na to palców u jednej ręki. Dla potwierdzenia moich słów uniosłam dłoń, tą którą do tej pory wystukiwałam niecierpliwie staccato i rozchyliłam palce. Pięć osób, nie byłam nawet pewna czy znam chociaż dwójkę moich rówieśników, która unikałaby podobnych imprez czy używek, co dopiero pięć. Gest ten podkreśliłam ponownym uniesieniem brwi do góry, tylko chwilowym, po czym wzruszyłam ramionami i powoli opuściłam rękę. Wróciłam do wystukiwania subtelnego rytmu. - To, że inni tak robią nie oznacza, że ty też musisz. Jesteś inteligentną dziewczyną, Jessico, powinnaś o tym wiedzieć. - Pani też jest inteligentną kobietą, a jednak zdaje się pani nie dostrzegać, iż wszelkie prawione przez panią morały są mi, lekko mówiąc, obojętne - odparłam grzecznym tonem. Nawet spojrzałam na nią niewinnie. Matka próbowała tego na mnie od dawna, rzucała mnie na pożarcie kolejnym to ludziom, psychologom, doradcom osób młodych, jakby licząc, że któraś z tych sesji zmieni moje nastawienie. Jakby nie wiedziała, że to nie ja jestem tutaj ofiarą, że nie skulę się i nie potaknę bez słowa, przerażona samą perspektywą krytycznych uwag. Nie wiedziała, że tak naprawdę, prześwietnie bawię się na każdym z tych spotkań i w sumie, chyba tylko dlatego, pozwalałam się na nie zaciągać. Niezmiernie bawiły mnie kolejne to próby rozłożenia mojego charakteru na czynniki pierwsze, szukania w nim jakiś punktów zaczepnych, które pozwolą na wyciągnięcie mnie z tego 'niedobrego towarzystwa. A najśmieszniejsze były próby odwołania się do mojej moralności i inteligencji. - Dlaczego więc nadal tutaj siedzisz? Po lekkim drżeniu ukrytym w głosie kobiety poznałam, że udało mi się ją wyprowadzić z równowagi. Cóż za niefortunny zbieg okoliczności, można by w końcu pomyśleć, że osoby takie jak ona powinny mieć niekończący sie zapas cierpliwości. Tego w końcu wymagał jej zawód. - Bo mnie to bawi - przyznałam szczerze. Uśmiechnęłam się przy tym drapieżnie i wyprostowałam w krześle, chciałam mieć jak najlepszy widok na twarz specjalistki. - Nie jest pani pierwszą osobą, która próbuje mnie zmienić, rozgryźć moje zachowanie. Każda poprzednia dochodziła do ciekawych wniosków, rzadko bliskich rzeczywistości. Jestem ciekawa jak pani sobie poradzi. No proszę, śmiało. Milczała, jakby zbita z tropu, ja zaś poczułam silne ukłucie zawodu. Naprawdę? Tak łatwo zamierzała się poddać? Westchnęłam i wywróciłam oczami, w sumie gotowa zrezygnować już z tego teatrzyku. Współaktor nawalił, zapomniał swojej roli, a ja nie zamierzałam pomagać mu dostosować się do sytuacji panującej na scenie. Nim jednak zdążyłam podnieść się z fotelu, czy chociażby sięgnąć po leżący niedaleko kobieta rozchyliła usta, wyraźnie gotowa by coś powiedzieć. Natychmiast całą uwagę skupiłam na jej osobie, ponownie, uśmiechając się delikatnie. Ba, nawet trochę zachęcająco. - Sądzę, że nie jesteś złą dziewczyną, że ta pogarda i kpina skierowana w stronę ludzi, którzy winni być twoimi autorytetami wynika głównie z jakiś przeżyć, które zostawiły na tobie piętno. Może to twój sposób na radzenie sobie z faktem, że twoi rodzice się zdradzają, może to próba zdobycia uznania wśród rówieśników, nie jestem jeszcze tego pewna. Ale, na pewno, nie bez powodu utrzymujesz tą arogancką maskę, nie bez powodu odcinasz się od obowiązków i rodziny szukając pocieszenia w zabawie i alkoholu. Wydajesz się zagubioną owieczką, moja droga, owieczką, która błąkała się tak długo, iż zapomniała, że pasterz nie zrobi jej krzywdy, a jedynie zaprowadzi do reszty stada. Zamilkała. A ja poczułam, że zawód, który obudził się we mnie chwilę wcześniej, wrócił teraz wzmocniony wielokrotnie. Przyglądałam się jeszcze chwilę kobiecie, zastanawiając się, jak to możliwe, iż - ponownie - trafiłam na osobę tak ograniczoną i wypaczoną w postrzeganiu świata. Niektórzy ludzie zdecydowanie woleli karmić się kłamstwem. Westchnęłam, po czym podniosłam się z fotela, zgarnęłam bez słowa torebkę i ruszyłam w stronę drzwi. Ściągnęłam z wieszaka płaszcz i narzuciłam go na ramiona, zapinając guziki w milczeniu. Dopiero gdy byłam gotowa do wyjścia, gdy moje palce zacisnęły się na wyciągniętej z torebce zapalniczce, usta na filtrze waniliowego papierosa, dopiero gdy poczułam ten przyjemny smak na języku, a obłok dymu wzbił się w stronę nieskazitelnie białego sufitu pozwoliłam sobie na spojrzenie w stronę kobiety. Szkoda, wypadła nawet słabiej niż inni. - Zawiodę panią. Ja po prostu robię to co lubię - rzuciłam na pożegnanie, po czym wyszłam z pomieszczenia. Naprawdę szkoda.
Ciekawostki
*Jest lesbijką, nie oznacza to jednak, że dawniej nie próbowała też przekonać się czy naprawdę nie pociągają jej faceci. *Pali, ale tylko wtedy, gdy uda jej się zdobyć waniliowe papierosy, normalnymi zbyt się brzydzi. *Stara się zachować swego rodzaju klasę, mimo iż mieszka w KOLCu. *Najbardziej liczy się ze zdaniem swojego brata bliźniaka. *Uwielbia czekoladę. *Ceni sobie przyjaźń.
Ashe Cradlewood
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
Temat: Re: Jess Highway Sob Maj 03, 2014 4:19 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz zapalniczkę, paczkę papierosów (mogą być waniliowe xD) i gaz pieprzowy. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym wademekum.
Uwagi: Aww, ładna karta. <3 Bardzo fajnie przemyciłaś rodzinę, biografię i charakter w sytuacjach codziennych, przez co mimo, że jest długa, czytało się ją szybko. c: