Wiek : 55 lat Zawód : autor kryminałów erotycznych Przy sobie : butelka alkoholu, pendrive, nóż ceramiczny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe
Temat: Bartholomew Crow Pią Mar 28, 2014 6:28 pm
*Bartholomew Crow*
ft. *Colin Firth*
data i miejsce urodzenia
*23.04.2228 r., Dystrykt Pierwszy.*
miejsce zamieszkania
*Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej*
zatrudnienie
*autor kryminałów erotycznych, dawniej mentor*
Rodzina
*Cynthia i Alaric Crow - rodzice, żadnego dramatu nie było. Niech spoczywają w pokoju.
Daphne Crow - zmarła żona, na kołku powiesiła próbę ratowania ich małżeństwa (dosłownie)
Lucy Crow - siedemnastoletnia córka.*
Historia
* *Z całego bogactwa historii Panem - te wzloty i upadki, ta wielka wojna jądrowa, ta mityczna Trzynastka - zawsze egoistycznie interesowały mnie moje własne, którym poświęcałem się bez reszty, namiętnie (jakie to zgodne z tematem), będąc kreatorem doskonałym, stwórcą tak pełnym, że nie było nikogo kto śmiałby wątpić, że cokolwiek co tworzę to autopsja, przeżycia własne, wydanie ciągle poprawiane, bo nie starczyłoby rozdziałów. Cóż, na pewno srodze się mylili. Tak, słyszałem o trybutach, którzy po Igrzyskach zostają utrzymankami - smutna kolej rzeczy, przemielenie jednostki buntowniczej i pracowniczej na swoje plastikowe podobieństwo, koniecznie ze szminką na ustach. Mnie taki los nie spotkał i nie po raz pierwszy dziękowałem Matce - Naturze za geny pełne mądrości i sprytu, acz pozbawione urody. Mogłem po zwycięstwie wrócić do rodziców - kolejne zaskoczenie, umarli naturalnie ze starości, gdy przyszła na nich pora - i kupić im sporo błyskotek za to, co przeszli, kiedy ich nieporadny dzieciak, lat piętnaście męczył się na arenie. Byłem przekonany, że nawet oni nie wierzyli, że wrócę z tarczą, a nie na tarczy. Na szczęście, ojciec zmarł na zawał rok później i nie mogłem się obwiniać, że to z powodu zaskoczenia nad ciamajdowatym synem, który wygryzł dziurę wielkości łokcia swojej rywalce. Inne historie chowałem w sobie głęboko, przelewając na papier tylko szczegóły anatomiczne moich kolegów z sojuszu. Zerwanego, w ogólnej polityce dzieciaków liczyło się przetrwanie, a ja spośród nich miałem coś, czego nie dało się wyćwiczyć - wartki umysł i wyobraźnię, która pozwoliła perfekcyjnie wczuć się w przeciwnika. Ze wszystkich błyszczących i prognozowanych zwycięzców do domu wracałem ja. Nie będę kłamać, mówiąc, że żałowałem tego. Nienawidziłem Kapitolu i tej otoczki fałszu, którym pokrywano wszelkie niedociągnięcia (bunty), ale znowu miałem, dla kogo żyć. Modelka, pewnie w innym wypadku mógłbym opisywać tylko szerokie rozstawienie jej nóg, ale jako triumfator Igrzysk mogłem jej zaimponować. Nie jako autor powieści, tę rolę zbywano równie łatwo co moje niedawne, dystryktowe położenie. I tak nijak nie pasowałem do nich - nie dałem się przerobić, zmarszczki niedługo zaczęły orać moją twarz, a seksualne perwersje były mi znane jedynie w teorii. Nie znaczyło to, że byłem smutnym, nudnym pisarzem, który szuka wyładowania... Nie, właściwie tak właśnie było. I pewnie cieszyłbym się nadal z córki, hołdował żonie, gdyby nie śmierć jednego z bardziej znaczących mentorów, który miał sprawować opiekę nad trybutem. Pamiętam, że po mnie przyszli i załamali ręce, że jestem cholernie niemedialny, zapaliłem papierosa i wpierdoliłem Strażnikowi Pokoju. Nie wiem, jakim cudem żona wybłagała łaskę dla mnie, a ja dostałem Murzyniątko w swoje ręce. Duże usta, to rzuciło mi się w oczy podczas pierwszego spotkania. Nie dawałem żadnych szans temu dzieciakowi i już powoli zacząłem marzyć o butelce (a raczej o szyjce w jego wargach?), próbując odciąć się od tego grubą linią. Byłem tylko pisarzem, umiałem opisać pieszczenie erekcji na tysiąc sposobów, a nie sprzedać kogoś na śmierć. Dużo czasu zajęło zanim zorientowałem się, że to właśnie to dziecko potrzebuje - ulepiłem nowego bohatera, herosa na miarę tamtych Igrzysk, takiego, który nie wstydzi się sięgnąć po trofeum... i po mój rozporek na dzień przed walką na arenie. Nie muszę mówić o tym, co czuje mężczyzna, który przez lata pozbywa się swojej niechcianej seksualności i chowa ją do szuflady jak wiersze, bo łatwiej posługiwać mu się prozą? Wziął mnie, rozsmakował mnie i po raz pierwszy drżałem o bezpieczeństwo kogoś kto nie nosił mojego nazwiska. Po zakończeniu szepnął mi na ucho, że przecież mówił, że wygra. Zdradziłem żonę dokładniej tydzień później, świętując zwycięstwo i krzycząc mu w twarz, że już nigdy więcej go nie tknę. Byłem tak bardzo kiepski w dotrzymywaniu obietnic, może, dlatego teraz tak bardzo ciężko powstrzymać się od alkoholu? Tournée Zwycięzców przerodziło się w emocjonalną huśtawkę - zmieniały się układy naszych ciał (ja w nim, on we mnie); nasze nastroje (kłótnia-seks-wena) i Dystrykty (Kapitol przywitał nas jesienią i moim stanowczym NIE). To i tak było za późno, czułem to nie tylko w kościach, ale w spojrzeniu żony, która chyba podejrzewała zbyt wiele. Wytrzymała wszystko - zdradę, Rebelię, zabiło ją chyba umieszczenie w getcie, gdzie kosmetyczka była abstrakcją. A może zauważyła, że zbyt długo wpatruje się w twarz Fenrisa? Po jej śmierci nastąpił regres - nie piszę, już nie umiem; moja córka została dziwką; ja ledwo wiążę koniec z końcem, drukując pornograficzne, podziemne ulotki. Usiłuję przetrwać. Bez niego, bez niej, co za różnica. Nie ma już w moim życiu ważniejszego bóstwa niż butelka, która ostatnio gości w mojej kieszeni coraz częściej. Czasami myślę, że mógłbym zaprzedać nawet Lucy za nią, ale potem znowu widzę Fenrisa, z którego w gniewie ściągam koszulkę i jest lepiej, spokojniej. Szczęście to przecież tylko pojęcie abstrakcyjne - umiem je doskonale opisać.* *
Charakter
*Wyrwany z kontekstu bywa przeraźliwie niezrozumiały - uznany za nudnego, nijakiego, bezbarwnego, szarego robaka i pijaka, który przypomina bohatera Dostojewskiego. Jego córka również zaprzedaje się za chleb, tata natomiast usiłuje przetrwać za pomocą butelki, którą opróżnia z wdziękiem. Daleko mu przecież do uzależnionego gnoja, który sterczy na rogu ulicy i zaczepia przechodniów. Jest dość elegancki, na pewno szarmancki i sympatyczny - ciężko znaleźć w obecnych czasach takiego dżentelmena - i nie peszą go pytania o wykonywany zawód. Nie jest też jednak zastraszonym i wycofanym staruszkiem, ciężko wzbudzić w nim emocje, ale jeśli komuś się uda to miota się histerycznie, niszcząc wszystko to, co chwilowo nie znajdzie się w jego wizji świata. Megaloman doskonały, cóż, ciężko znaleźć drugiego takiego przeczulonego na swoim punkcie i skupionego na swojej wyobraźni, ale Bart (nie lubi pełnego imienia od dziecka) stąpa twardo po ziemi. To tragedia dla człowieka jego pokroju - w innych czasach mógłby po prostu oddawać się w nieskończoność pasji (a ta jest jego całym życiem), a nie martwić o chleb i o przeżycie. Dość prozaicznie, nic dziwnego, że stracił wenę i teraz funkcjonuje w smutnej szarości dnia powszechnego, gdzie najwyższą cnotą (a może jedyną?) jest umiejętność niepowtórzenia błędu żony i nieoddania się w meandry szaleństwa ze sznurem na szyi. Jego charakter to przecież tylko okruchy normalności, jak to dobrze, że potrafi kreować się na nowo, wedle potrzeb, uniwersalna maszynka do egzystowania w miejscu gdzie zebrało się zbyt wielu hedonistów na metr kwadratowy, a najgorszy kryje się za rogowymi okularami, czekając na możliwość wyrwania się stąd i życia na swój rachunek. Póki, co jednak tutaj przetrwał, wchłonął tak wiele historii, że płuca niedługo mu się rozpadną od palenia papierosów, a usta już do reszty pozostaną suche bez pocałunków. Przecież był i jest (ale czy będzie?) nieuleczalnym romantykiem, który jak Pigmalion stworzył idealną rzeźbę. Ta ożyła sama, bogowie już dawno wymarli, więc nic dziwnego, że została rozdzielona ze swoim stwórcą. Od tamtej pory, egzystencja Barta zamieniła się w jedną wiadomą - od urodzenia po śmierć, uparcie usiłując przetrwać, bo może pewnego dnia znowu zacznie pisać, a picie znudzi się mu na tyle, by spróbować uzależnić się od czegoś mocniejszego. Pesymista? Cóż, i tak nalewają mu do połowy szklanki, więc druga połowa jest żałośnie pusta. .*
Ciekawostki
* - pije, stosunkowo niewiele, ale często, można mówić o uzależnieniu, on nie nazywa tego w ten sposób;
- od czasu zwycięstwa w Igrzyskach ma przeraźliwą fobię na punkcie dziennikarzy i telewizji;
- nikt nie wie, że przyznał się żonie do romansu i jest przekonany, że to właśnie przyczyniło się do jej śmierci;
- nie trenuje, nie zna walki wręcz, jest kompletnym zerem, jeśli chodzi o wydolność fizyczną;
- jedyną aktywnością, do której pała niewątpliwą sympatią jest seks;
- biseksualny, nie interesuje go obecne prawo Panem, nie wyobrażał sobie związku z mężczyzną, więc nigdy nie przyznał się do swoich preferencji;
- obecnie w stanie zupełnego braku weny, co skutkuje (niestety) histerią, gniewem i w najlepszym wypadku wyrzuceniem przez okno;
- pan pechowiec, zawsze coś zwali, upuści, wyleje;
- niepozorny, ale groźny, jakie to szczęście, że polityka to domena, do której się wcale nie miesza;
- od dwóch lat nosi na stałe okulary, zauważa siwe włosy i sprzedaje swój talent - Rebelia nie dla wszystkich była łaskawa.*
Mathias le Brun
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
Temat: Re: Bartholomew Crow Sob Mar 29, 2014 1:35 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz butelka alkoholu, pendrive i laptop. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym wademekum.
Uwagi: Zachwycam się, zachwycam! Witaj tato wśród żywych, życzę miłej i OWOCNEJ gry, mam nadzieję, że zostaniesz u nas na dłużej!