Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Dominic Terrain Nie Maj 05, 2013 3:34 pm | |
| Dominic TerrainChris Colfer IMIĘ: Dominic NAZWISKO: Terrain DATA URODZENIA: 14 lipca 2257 r. MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Kapitol ZAJĘCIE: Redaktor naczelny "Capitol's Voice"Wszystko zależy, co rozumiemy przez słowo "rodzina", bawimy się w ideologie piękna i miłości, czy szare, pospolite życie. Bo choć słownik uparcie twierdzi, że "rodzina" to innymi słowy "małżonkowie i ich dzieci; ogólniej też: osoby związane pokrewieństwem i powinowactwem", ktoś inny może definiować to jako zbiór tych, których łączy miłość, nieważne, czy mają wspólne nazwisko. Zostawmy jednak piękno i poematy za sobą. Dominic cierpiałby zarówno na brak krewnych, jak i tej duchowej rodziny, bo żywych przyjaciół bądź takich, którzy tymi przyjaciółmi nie są tylko, gdy im się opłaca, mógłby policzyć na palcach jednej dłoni. Nie ma zatem rodziny? Jakie to smutne. Tak dla zasady wypadałoby jednak przytoczyć wszystkich Terrainów, którzy być może żyją. Być może. Zacznijmy od tej stereotypowej strażniczki domowego ogniska, które już dawno, nieupilnowane, pochłonęło tę rodzinę, ostatecznie zabijając resztki ciepła w relacjach. Może i Elisabeth nie była złą matką, a jej rola nie ograniczała się do zajścia w ciążę i urodzenia syna, ale nie wydawała się być też całkowicie przygnębiona, gdy ten wyprowadził się z domu praktycznie najszybciej, jak tylko mógł. Może i przez pierwsze lata życia starała się go wychować, może i przez następne była jednym z niewielu oparć. Coś jednak poszło nie tak, skoro w pewnym momencie stracili kontakt, żeby spotykać się jedynie wtedy, gdy któreś z nich z przerażeniem przypomniało sobie o tym, że drugie miało kilka dni temu urodziny, a parę grzecznościowych słów przez telefon wymieniali - w najlepszym wypadku - raz na miesiąc. Podobnie sprawy mają się przy Edgarze, ojcu Dominika. Wprawdzie nigdy nie mieli ze sobą aż dobrych kontaktów, a mały Nick zdecydowanie wolał zwierzać się matce, niż jemu, jednak nie można powiedzieć, że się nie szanowali. Nawet jeśli oczkiem w głowie mężczyzny była jego młodsza córka, nie syn, a dodatkowo zawsze coś mu nie pasowało w jego pierworodnym i nie szczędził krytyki, czy to dotyczącej jego wyborów życiowych, czy nie takiego koloru butów, jaki byłby idealny. Relacja z najmłodszą w rodzinie Terrainów, Amandą, wydaje się najlepsza. Bo choć Nick nie widywał się w ostatnich latach z tą osiemnastolatką zbyt często, nie mógł wyrzucić z pamięci wszelkich związanych z nią dobrych wspomnień. Zresztą nie tyle, co nie mógł - nie chciał. Nawet jeśli rozpamiętywanie wszystkiego miałoby go boleć bardziej, niż gdyby po prostu sobie odpuścił. W końcu może to jego wina, że kochana siostra - w trakcie gdy on może pławić się w luksusach w tej lepszej części Kapitolu - musi głodować w getcie, albo - jeszcze gorzej - jej truchło zdążyło już dawno zgnić w przydrożnym rowie. Only the lonely know the way I feel tonight. Długa. Nudna. Prawie szczęśliwa. Czy na tych słowach mogę skończyć? Co prawda historia człowieka wpływa na jego charakter, zachowania, wybory, ale czy jest jednocześnie na tyle ważna, aby każdy musiał ją znać? Równie dobrze wystarczyłoby: 1. Urodził się. 2. Żyje. 3. Zginie. Rozwińmy jednak punkty, skoro wszyscy nalegają i kręcą nosami. Pierwszy miał miejsce 14 lipca dwadzieścia sześć lat temu, gdzieś koło południa. Ponoć było przeklęcie gorąco. Drugi? Zaczął się właśnie w tym samym momencie. Trzeci? Kiedyś na pewno przyjdzie na niego czas. Może za niedługo, w momencie, gdy Nick wpadnie pod samochód, podetnie sobie żyły, utopi się w stawie, zostanie zabity przez przypadkowego terrorystę na ulicy. Może za parę lat, kiedy umrze przez przewlekłą, wycieńczającą go chorobę, zatrucie toksynami, przedawkowanie leków przeciwbólowych. Może za kilkadziesiąt, ze starości, trzymając za rękę osobę, którą kocha. Jego dzieciństwo można zaliczyć do najzwyklejszych. Był niespotykanie grzecznym dzieckiem, wprost uwielbianym przez opiekunkę, która niemal bez przerwy towarzyszyła mu przez kilka pierwszych lat życia, podczas gdy rodzice w tajemniczych celach i okolicznościach znikali z domu. Potem poszedł do szkoły. Na początku był beznadziejnym uczniem, który wyłączał się na lekcjach, pozwalając myślom błądzić i nie skupiać się na tym, na czym powinny. Dopiero z czasem wykształcił swoją cierpliwość i skupienie, choć przez długi czas nikt nie zauważał jego potencjału. Z miesiąca na miesiąc otrzymywał coraz lepsze stopnie, jednak nigdy nie starczyło mu odwagi ani pewności siebie, aby być aktywnym na lekcjach, zdobyć podziw nauczycieli i wysunąć się na czołówkę klasową. Pomimo tego nikt nie może zaprzeczyć, że już od małego Dominic był inteligentnym chłopcem. W końcu przyszedł czas na szkołę średnią, czyli okres, który Nickowi kojarzył się głównie z glanami, ćwiekami i włosami postawionymi na żel. To właśnie wtedy chłopak zaczął się buntować, choć sam nie wiedział, dlaczego. Być może miało to związek z pojawieniem się w jego życiu Michaela, któremu udało się go wprowadzić w towarzystwo rebeliantów i oprowadzić po kanałach. Tak, mowa właśnie o niejakim Michaelu Levittouxie, który wkrótce został jego chłopakiem, chociaż po paru latach ten związek rozpadł się tak szybko i niespodziewanie, jak się zaczął. Gdzieś w okolicach osiemnastego roku życia Nick doszedł do wniosku, że buntowanie się nie ma sensu, bo oni - grupa nastolatków - i tak niczego nie zmienią. Wmówił sobie, że zaakceptował sytuację polityczną w Panem, po czym, ignorując głos sumienia, postanowił żyć normalnie i wybrał się na studia dziennikarskie, skoro pisanie od zawsze było jego pasją i marzeniem. Zdobył staż, a potem jakąś drobną pracę w Capitol's Voice, najważniejszej gazecie w Kapitolu. Nie ma co ukrywać, że duży wpływ na to miał pękaty portfel rodziców i gdyby nie to, że byli ważnymi ludźmi w stolicy, mógłby co najwyżej stać pod budynkiem redakcji i modlić się, aby ktoś go zauważył, chociaż do tego i tak nigdy by nie doszło. Jednak jak stało się, że zaledwie dwudziestopięcioletni osobnik został redaktorem naczelnym? No cóż - po tym, jak dawna i szanowana redaktorka odeszła na emeryturę, na krótki czas fotel szefa zajął pewny siebie pyszałek (warto wspomnieć, że krewny Snowa), który zarządził obcięcie budżetu, by zmodernizować swoje już bardzo zmodernizowane biuro. Wtedy też zwolnił połowę pracowników, w szczególności tych, którzy długi czas siedzieli w tej branży - głównie po to, aby nie urządzili buntu lub nie zdecydowali się pozbawić go pracy. Zostawiając tylko niewyszkolonych i przerażonych młodych dziennikarzy, mógł być pewny swojego bezpieczeństwa, szczególnie że popierał go przecież prezydent. W ten sposób najstarszym i najbardziej doświadczonym pracownikiem, którego nie zwolniono, był właśnie Dominic. Tak więc gdy w kanałach znaleziono zwłoki pyszałkowatego redaktora (przypadek czy zemsta?), tymczasową pieczę nad gazetą przejął przerażony wizją kierowania magazynem Terrain. Z początku miał pełnić tę funkcję maksymalnie przez tydzień, do czasu, w którym zostanie opanowana sytuacja i na redaktora naczelnego wybrany ktoś odpowiedni, z pewnością starszy. Nick okazał się jednak doskonałym zwierzchnikiem, więc został na swoim stanowisku nieco dłużej, niż przewidziano. Co jeszcze? Swojego czasu Dominic wydał książkę o 71. Igrzyskach Głodowych, w której opisał losy jednej z trybutek, Jane, pochodzącej z biednego dystryktu. Mocno przeżył jej śmierć, lecz gdy okazało się, że krwawa powieść odniosła sukces, zdecydował się znowu napisać coś o uczestnikach igrzysk, tyle że tym razem - siedemdziesiątych czwartych. Konkretniej o parze z Trzeciego Dystryktu, Chantelle Pourbaix i Samuelu Quillinie. Książka nigdy nie została skończona. Prace zostały przerwane, gdy laptop z dokumentem tekstowym nazwanym "szkic_książki" został zalany kawą w momencie rozpoczęcia 74. Igrzysk Głodowych, kiedy Dominic był zbyt zajęty modleniem się o to, aby Sam przeżył rzeź pod Rogiem niż tym, aby dbać o wydanie książki. A potem wybuchła rebelia i nikogo nic już nie obchodziło. Wkrótce było tylko gorzej. Co prawda jego wyprawa do Trzynastki miała być jednym z najlepszych momentów jego życia, jednak bańka idylli została szybko przebita. Wszystko działo się tak szybko. Owszem, spotkał Sama, ale ten wkrótce zapadł w śpiączkę, a Dominic - może w wyniku szoku, a może tego, co stało się w kuchni, gdzie był o krok od podcięcia sobie żył kawałkiem rozbitego talerza - odkrył, jak gorzkie jest brzmienie słowa "amnezja". W ten sposób Nick wyrzucił z pamięci ostatni tydzień. Potem zaczął rozmazywać mu się następny. Pierwszy miesiąc, drugi. Najświeższe wspomnienia zostały zastąpione wielką, czarną dziurą. Po upływie dłuższego czasu z głowy wyleciało mu ostatnie pół roku życia, całe 74. Igrzyska i wiele ważnych, poprzedzających je wydarzeń. Wojna się skończyła (albo i nie), Dominic wrócił do Kapitolu. Znów został redaktorem naczelnym, poznał Charlesa. Nic ciekawego. O, i dowiedział się o małej, malutkiej rzeczy, która odebrała mu chęć do życia, ale to chyba nie jest aż tak ważne, żeby o tym mówić, prawda? Dominic kiedyś słyszał teorię, że człowiek - jakkolwiek nie zapierałby się rękami, nogami czy Bóg wie czym jeszcze - i tak pozostanie taki sam do końca życia. Zaprzeczenia nic by tu nie zdziałały, bo jeśli urodzisz się zły, złym umrzesz. Jeśli pierwsze lata życia przemierzysz z uśmiechem, nigdy nie zniknie on z twojej twarzy. Co za bezsens. Przed sobą macie człowieka, którego charakter przez ostatnie pół roku zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. No, może i te "sto osiemdziesiąt" to o jakieś siedemdziesiąt za dużo, ale nie można zaprzeczyć, że Dominic po rebelii i Dominic przed rebelią to dwaj różni ludzie. Ktoś śmiał się kiedyś, że mężczyzna dzieli się na dwie osobowości - Doma i Nicka, pogodną, ostatnimi czasy nieco umierającą, oraz tę ponurą część, która ma ostatnio okazję rozkwitać i paradować przed wszystkimi w całej swej okazałości. Nikt nie zauważył, kiedy to się stało. Nagle Dominic, jeszcze w Trzynastym Dystrykcie, pewnie w momencie, w którym doznał amnezji, przestał się uśmiechać, sporadycznie tylko parskał wymuszonym lub histerycznym śmiechem. Na odrobinę sympatii wysilał się wyłącznie w towarzystwie najbliższych, poza tym wybierając milczenie, ewentualnie ignorowanie tych, którzy zdecydowanie zbyt dużo mówili. Jedyna jego cecha, która najpewniej nigdy nie zniknie, to skrytość. Nienawidzi narzucać się innym ze swoimi problemami, preferując rozwiązywanie ich w pojedynkę. Kiedy jednak nie może już sobie z czymś poradzić, wyżala się jednej, jedynej osobie, grożąc jej chwilę po tym, że jeśli komukolwiek powie, zadźga ją widelcem. Biedna Jasmine. Nie potrafi zrozumieć agresji. Przede wszystkim fizycznej, bo tę psychiczną i on zaczął wykorzystywać, co nie zmienia faktu, że dalej się nią brzydzi. Jednak jego system wartości i wewnętrzny kodeks moralny uległy radykalnej zmianie. A może tylko on tak utrzymuje, a gdzieś w środku dalej jest tak wrażliwy, jak niespełna rok temu? Kłamstwa i niedopowiedzenia traktuje jak największe zło, sam jednak przestał zauważać, kiedy nagina prawdę. Bądź inaczej - nie chce zauważać. Przy tym zdaje sobie sprawę, że jeśli byłby nieskazitelny pod tym względem, to byłby też bardzo bez głowy, szczególnie dlatego, iż Coin wydaje się mieć na nią chrapkę. Bo tak jakoś wyszło, że Nick nawet przestał udawać, iż ją popiera. Zaczął otwarcie rozpowiadać, że pomimo tego, co mówią artykuły w gazecie, nad którą sprawuje pieczę, on nie popiera żadnej ze stron. Ani byłych rebeliantów, ani - tym bardziej - nowych. Nie snuje też wizji o idealnym państwie, bo wie, że teraz, po tym wszystkim, co przeszło Panem, będzie tylko gorzej. Egoistycznie ma nadzieję, że do czasu jego śmierci będzie jeszcze dało się żyć. A raczej mało prawdopodobne, aby w tym krótkim czasie w kraju coś zmieniło tak drastycznie, prawda? Nawet jeśli ostatnio w ciągu roku dotychczasowy świat Nicka wywrócił się do góry nogami. Pomimo tego, że w środku wciąż jest tym przeklętym romantykiem, co rozkleja się nad każdym melodramatem i książką z wątkiem miłosnym, zaczął to ukrywać i utrzymywać wersję, że po tym wszystkim nie wierzy już w miłość. Nie umie jej zdefiniować, to fakt, i nie jest pewien, czy sam umie kochać. Ale chciałby umieć, bardziej niż potraficie sobie to wyobrazić. Zupełnie oduczył się asertywności, pozwalając wszystkim robić ze sobą, co tylko chcą; jest mu to całkowicie obojętne. Utrzymuje, że cierpienie pod każdą postacią przypomina mu, że żyje i jest jego najnowszym uzależnieniem, co też nie jest prawdą - jak każdy normalny człowiek, choć jemu do normalności wiele brakuje, nie lubi cierpieć. Ale żeby nie było, że po tych kilku miesiącach nie ostały się już żadne jego dobre cechy - jest bardzo kreatywny, uzdolniony pisarsko i ma tysiąc pomysłów na minutę, co niesamowicie przydaje się w jego pracy. Nawet w krytycznych sytuacjach, gdy nikt nie ma siły myśleć, on zawsze głęboko zastanowi się na sytuacją, choć niekiedy przeszkadza mu w tym tak zwany "głos serca", którego czasem nie umie czy nie chce nie słuchać. Jest niezwykle wytrzymały psychicznie. Może to i jedna z niewielu pożytecznych cech, którymi do tej pory może się pochwalić. Razem z poczuciem humoru, choć teraz nieco sarkastycznym. » Jedynym zdrobnieniem, jakie toleruje, jest 'Nick'. » Uwielbia truskawki, szczególnie te w czekoladzie. » Kiedyś palił, a nawet po rzuceniu przez kilka lat zawsze w kieszeni marynarki nosił paczkę papierosów, aby w chwili stresu móc się nią bawić. Ów stres jednak zwyciężył i jakieś dwa miesiące temu wrócił do tego niezbyt eleganckiego nawyku i choć czasem potrafi wypalić całą paczkę w jeden dzień, z reguły ogranicza się do sporadycznego zapalenia, zazwyczaj nawet raz na kilka dni. Co i tak wywołuje szewską pasję u tych paru osób, które wciąż się o niego troszczą. » Swoją samotność stara się zabić towarzystwem zwierząt, które uwielbia. Ma papugę Stephana i kotkę Daisy... a raczej to one mają jego. » Ma niemal alergię na tłumy, a z każdym dniem - pomimo tego, że kiedyś uwielbiał towarzystwo innych - coraz bardziej odizolowuje się od ludzi. » Od kilku miesięcy wyznaje zasadę "co cię nie zabije, to cię wzmocni". A raczej "i tak śmierć wyciąga już po mnie rękę, po co przejmować się dbaniem o życie i jego długość". » Cierpi na pnigofobię, czyli paniczny lęk przed uduszeniem się. » Pomimo nienawiści, którą darzy przedmioty ścisłe, posiadł umiejętność szybkiego liczenia w myśli. » Oduczył się odmawiać; jego asertywność w czasie kilku tygodni cofnęła się do poziomu raczkowania. » W dalszym ciągu stroni od alkoholu, ale nie powinno sprawiać problemu zmuszenie go do napicia się. Przynajmniej jeśli sprzyjają okoliczności. » Osiem miesięcy temu spotkała go nieszczególnie przyjemna amnezja, przez co wyrzucił z pamięci prawie pół roku... i kilka ważnych dla niego osób. » Co zabawne, choć całkiem odciął się od przeszłości, wciąż ma takie samo hasło do laptopa, jak ponad pół roku temu. Nawet jeśli laptop jest inny. Odkrył to przypadkiem - zapisał je kiedyś w telefonie, a niedawno odnalazł i stwierdził, że takie litery są łatwe, ba, nawet za łatwe do zapamiętania. Dodatkowo nikt z żyjących nawet by się nie domyślił, że wybrał akurat ten wyraz. A raczej imię. |
|