|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Opustoszały plac zabaw Pią Maj 03, 2013 4:48 pm | |
| Zdezelowany, opuszczony i najczęściej po prostu creepy. Chociaż kiedyś zapewne stanowił źródło rozrywki dla kapitolińskich dzieci, to od czasów rebelii nikt się tu nie bawi. Większość sprzętów zjadła rdza, a te huśtawki, które wciąż trzymają się na uchwytach, skrzypią przeraźliwie przy nawet najlżejszym wietrze. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Opustoszały plac zabaw Czw Paź 16, 2014 11:07 pm | |
| |z eteru
Stresowałam się. Choć... to chyba zbyt delikatne słowo na określenie tego w jakim stanie były teraz moje myśli; chaos panujący w mojej głowie był gorszy nawet, niż ten, który towarzyszył mi podczas misji, wtedy przynajmniej wiedziałam na czym stoję, potrafiłam w miarę określić kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeńcem. Dzisiaj za to zupełnie nie miałam pojęcia co mnie spotka, nie wiedziałam z kim się mam spotkać, czy to działanie jest rozsądne, czy nie ryzykuje za bardzo powoli stawiając stopy na obcym dla mnie terenie. Skąpane w głębokich cieniach zbliżającego się zmroku obrzeża wzbudzały we mnie obawy, te zaś kąsały mój umysł z zaciętością większą od gończych os, zaciśnięte na ramionach plecaka dłonie drżały lekko. Zatrzymałam się na chwilę i odchrząknęłam cicho starając się zapanować nad sobą. W końcu, nie mogłam podejść do niego, do Pansy'ego, prezentując się jako chodzące nieszczęście, słabeusz bez charakteru, który ledwo radzi sobie ze świadomością, że ktoś ze świata może poznać jego sekret. W tej chwili zapewne uznałby mnie za osobę bezużyteczną i nienadającą się do współpracy i - w najlepszym wypadku – odesłał do domu, przed komputer, tam, gdzie zapewne było moje miejsce. Ta forma buntu oferowała pewne poczucie bezpieczeństwa, może i złudne, ale chwilami tak bardzo potrzebne. Z drugiej jednak strony miałam już dość bezczynności, miałam dość walki jedynie słowem, tak pustej chwilami. Chciałam zrobić coś co nie wiązało się jedynie z patetycznymi epopejami i metaforami ociekającymi ironią, jednak, o ile to możliwe, nie krzywdząc przy tym zbyt wielu dusz. Odchrząknęłam ponownie, trochę nerwowym gestem wygładziłam spodnie, po czym odetchnęłam głębiej i rozejrzałam się po okolicy. Plac zabaw znajdował się już w zasięgu mojego wzroku, wystarczyło przejść tylko parę kroków... Dasz sobie radę, do cholery jasnej. Jeszcze chwilę stałam bez ruchu zbierając w sobie siły, w końcu jednak zepchnęłam zbędne emocje na skraj umysłu i ruszyłam przed siebie. Mój wzrok skakał po każdym mijanym charakterystycznym szczególe, w myślach zaś powoli zaczął się układać plan ewakuacji na wypadek niepowodzenia. Co prawda, opuszczone tereny nie dawały zbyt wielkich możliwości w razie ucieczki, jednak... Siedzącego na huśtawce mężczyznę zauważyłam niemal natychmiast, czy to przez wyróżniającą się na tle ogólnej szarości miejsca jasną koszulkę, czy też przez moją wzmożoną uwagę, w sumie nie miałam pojęcia, jednak fakt, iż w końcu znalazł się w zasięgu mojego wzroku uświadomił mi jedno. Teraz nie miałam już szans na wycofanie się. Przyśpieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej mieć za sobą pierwsze chwile największej niepewności, po czym, gdy tylko się z nim zrównałam, usiadłam na wolnej huśtawce i w ciszy odepchnęłam się nogami, pozwalając by na chwilę świat zakołysał się bez mojej kontroli. - Nie wierzę, że to robię – parsknęłam w końcu, po przedłużającym się z mojej strony milczeniu, na chwilę zanosząc się śmiechem, naprawdę zszokowana tym co się dzieje. - Miło mi Cię poznać, Pansy. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Opustoszały plac zabaw Sob Paź 18, 2014 4:44 pm | |
| Nie nazwałby tego powtórką z rozrywki, bo na dobrą sprawę niewiele obchodziło go, kto tym razem wygra. Oczywiście miał swoje faworytki, brzmiało to komicznie, zawsze, ale faktycznie śmierć jednej z nich... nie, nie zabolała!, co to to nie, ale w jego serce wkradł się zawód, kujący, niewygodny dyskomfort, jakby od początku nie było jasne, że może liczyć tylko na jedną zwyciężczynię. I czy to miało jakieś znaczenie. Nie miało żadnego. Te słowa, pokraczne groźby które wypuszczał w eter, choć przecież liczył cichutko i naiwnie na to, że ktoś łapie jego złote sentencje, że ktoś bierze to do siebie, choć wówczas musiałby być skończonym idiotą, aby dać się porwać czemuś tak prymitywnemu i prostemu, ale miał nadzieję, że dzięki temu dosadnemu i w każdym calu zrozumiałemu. To było bolesne, niezwykle bolesne – zmagać się z rzeczywistością daleko tam, gdzie jego rzeczywistość się już skończyła. Czasem się dusił, ale nie było mu ciasno, przestrzeni było zbyt wiele, świat stał się nagle ogromny, niewyobrażalnie wielki i przestronny, a on nie potrafił się w nim odnaleźć. Wychował się wśród ciasnych i ciemnych uliczek przedmieścia, Kapitol oglądał przez jedno z najwyższych okien w ciemnym szkielecie-budynku, który piął się wyżej i wyżej, a teraz już nie istnieje. Potwór został zgładzony. W Kwartale miał jakiś cel, zmierzał do czegoś konkretnego, pełnił jakąś funkcję w tym falsyfikacie społeczeństwa. Teraz nie potrafił się nawet zaklasyfikować, błąkał się po ulicach niby dumny, czasem nawet obierał sobie jakiś tymczasowy cel, szukał miejsc, które mógłby pamiętać z przeszłości. Ale zawsze trafiał na ludzi, a oni byli najgorsi, kiedyś ich nienawidził, tych pawich pokrak, ich uśmiechów, tak ironicznych i z pozoru pobłażliwych, tak przerażających twarzy, że śniły mu się po nocach. Teraz zmienili tylko odzienie, ale nadal nic się nie zmieniło, tylko on dorósł i ma o wiele gorsze koszmary, niż w dzieciństwie. I częstsze. Choć trudno czasem odróżnić jawę od snu, te oba bieguny zlewają się w jedno. Czasem wyrywa się z tego transu, z tej pogoni za niczym, za samym sobą, który gdzieś przepadł, takie dni mu pomagały, uświadamiały, że służy czemuś. Nie wiedział czy to jest dobre, czy to jest złe, już nie chodzi o kwestię moralną, bo nigdy nie potrafił odróżnić dobra od zła, tej umiejętności odmówiono mu dawno temu, pozostały jedynie proste instynkty, ale rozchodzi się tu o coś tak błahego jak spotkanie, które ma służyć... czemu? Czemu właściwie? Kolejnej katastrofie, kolejnym ofiarom? Czy może nadal będą kontynuować ten pieprzony teatrzyk i udawać, że robią coś dla ludzi i że ci ludzie to zauważają a nawet cenią. Gówno prawda. Siedział na huśtawce, pojawił się już odrobinę wcześniej mając nadzieję, że zostanie mile zaskoczony. Może ekspresową egzekucją? Prawda? Nie, nie interesowało go to, bo o ile Verite troszczyła się o swoje życie, nie chciała zostać złapana, on działał bez skrupułów biorąc pod uwagę najgorsze ewentualności. Przestał liczyć na dobre zakończenia, przestał bawić się w wyznaczanie marzeń, które i tak szlag bierze. Od razu gdy się pojawiła, wyczuł dziwną energię, ale nie potrafił tego zdefiniować, jakby miał do czynienia z obcym obrazem człowieka. -Nie znasz mnie – stwierdził cicho, jakby do siebie, ale na tyle głośno, że usłyszała każde pojedyncze słowo, potem podniósł się, obrócił w jej kierunku i pchnął delikatnie huśtawkę spoglądając na dziewczynę i starając się wyczytać to, co ją dręczyło. Naturalnie... strach? Strach przed nim? Tyle razy widział to już, tyle razy spotkał się ze zdenerwowaniem, gdy dla niego to było coś tak naturalnego i prostego, że nie potrafił sobie wyobrazić, jakoby miał teraz skulić się w sobie i trwać tak, bo życie, bo ludzie, bo niebezpieczeństwo. Ty jednak jesteś popierdolony, Mathias. -Ale to nic – dodał z lekkim uśmiechem starając się ją ocenić, zaklasyfikować, nadal nie wiedział, z kim dokładnie ma do czynienia, z kim naprawdę ma do czynienia – Mieszkasz w Dzielnicy, więc albo jesteś szalona albo nie wiesz, że to nie zabawa, ale wiesz, bo się denerwujesz, ale może dlatego, że jesteś onieśmielona moją wybitną prezencją. Jest jeszcze jedna opcja: masz motyw. Ale ten mnie nie interesuje, bo to Twoja prywatna sprawa i staram się być profesjonalistą, więc się nie śmiej – pchnął mocniej huśtawkę spoglądając na dziewczynę z uwagą, czymś w rodzaju jawnego zainteresowania – Wypadłem znakomicie, teraz Twoja kolej. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Opustoszały plac zabaw Sob Paź 18, 2014 7:20 pm | |
| Odpychałam się dalej od podłoża, wprawiając huśtawkę w silniejszy ruch, starając się uspokoić jego rytmiką. Nie chciałam ulec zdenerwowaniu, nie chciałam zacząć zachowywać się jak mała zagubiona dziewczynka, która tak na dobrą sprawę nie wie co tu robi, która nie zauważył w jakim momencie jej zabawa stała się czymś zbyt realnym i teraz próbowała od tego uciec. Może i nie wyglądałam na taką, ba – na samym początku faktycznie tak się nie czułam, ale byłam w pełni świadoma i zdecydowana na to co robię. Mimo chwilowego wahania, które pojawiło się nie raz, tak jak dzisiaj, nadal wiedziałam, że nie chcę stać bezczynie i patrzeć jak to o co walczyłam rozpada się na drobne kawałki. Pisanie blogu nie było dla mnie jedynie pustym manifestem, było tym, co wpłynęło na kształtującą się chęć ponownego buntu, tym co sprawiło, że zachciałam działać w bardziej stanowczy sposób. I w końcu, tym co dzisiaj sprowadziło mnie na obrzeża, późnym popołudniem, gdy cienie wyciągały się już na ziemi niczym na łożach, szykując się do snu. Ciche stwierdzenie mężczyzny sprawiło, iż w końcu spojrzałam w jego stronę, na chwilę zatrzymując huśtawkę. Zmarszczyłam brwi rozważając jego słowa, z uwagą przyglądając się jego twarzy. Oczywiście, że go nie znałam, nigdy wcześniej nim nie rozmawiałam, moje informacje o nim ograniczały się jedynie do tych wysnutych podczas słuchania jego audycji. Oraz tego co mogłam się dowiedzieć podczas krótkiej próby złapania z nim kontaktu, Chociaż... Westchnęłam cicho, kiedy Pansy znalazł się tuż obok mnie, ponownie popychając huśtawkę, wreszcie – z nijakim zdumieniem - uświadamiając sobie czemu jego twarz, w tym chwilowym wcześniejszym przebłysku, wywołała we mnie jakieś niezrozumiałe odczucie, które zdusiłam w sobie nawet nim zdążyłam o nim pomyśleć, biorąc ją za kolejny przejaw stresu. Przyglądałam się mu, kiedy tak wypowiadał się, oceniając mnie na podstawie szczątkowych wiadomości o mnie, nawet nie przejmując się ty, że mogłyby one ugodzić w moją dumę. Brew uciekła mi do góry, gdy pozwolił sobie na mocniejsze pchnięcie, jednocześnie wbijając we mnie zainteresowane spojrzenie, swoimi następnymi słowami zachęcając mnie do wydania podobnego do niego wyroku. Ponownie opuściłam nogi, piętami hamując w piaszczystym podłożu, a gdy w końcu zatrzymałam się, wstałam powoli z huśtawki i odeszłam parę kroków, odwracając się do mężczyzny tyłem, z namysłem rozglądając się po otoczeniu. - Nazywasz się Mathias le Brun – zaczęłam po krótkiej chwili, mój głos był cichy i spokojny. - Jesteś jednym z terrorystów oskarżonych o wysadzenie w powietrze mostu podczas 75 Igrzysk Głodowych. Oczyszczony z zarzutów jedynie dzięki faktowi, że Twoja siostra zasiliła szeregi tryumfatorów. - Zawahałam się na chwilę, po czym odwróciłam w jego stronę i wbiłam mu spojrzenie prosto w oczy. - Również mogłabym stwierdzić, że jesteś szalony, w końcu już raz prawie Cię nie zabili za otwarte antyrządowe działania, jednak... Nawet gdyby, to nie jest coś do końca złego, szaleństwo może sprawić, iż bez wahania brniesz do przodu, nie zaś zastanawiasz się nad każdym swoim działaniem, walcząc przy tym ze strachem poniesienia konsekwencji swoich czynów, nie rozważasz za i przeciw, bojąc się, że ryzyko może przerosnąć twoje oczekiwania, nie przejmujesz się tym co pomyślą inni. - Pokiwałam głową, układając usta w dość zdystansowanym uśmiechu. - Zatem, Pansy, jesteś szaleńcem? Jesteś kimś zdeterminowanym? Czy po prostu dzieckiem, któremu ktoś odebrał to co miało i, które bezwładnie i bez planu próbuje się buntować? Zdusiłam w sobie chęć złapania głębszego oddechu, patrząc na nieznajomego poważnie. Chciałam by po tym co powiedziałam zrozumiał, że nie oceniam go za jego przeszłość, jak mogłoby to zrobić wielu, chciałam również by zauważył, że wcale nie ma przed sobą tak słabej istoty, jak pierwotnie może się wydawać. On chciał być profesjonalistą, ja również starałam się taką być, nie bawiłam się w bunt, a świadomie dążyłam do niego. |
| | |
| Temat: Re: Opustoszały plac zabaw | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|