Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Sonea Hastings Sob Sie 24, 2013 8:13 pm | |
| Sonea HastingsAnna Christine SpeckhartIMIĘ: Sonea Elizabeth NAZWISKO: Hastings DATA URODZENIA: 26 lipca 2263 MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Dzielnica Rebeliantów/ KOLC ZAJĘCIE: trenerka rekrutów na żołnierzy/ sekretarka w Violatorze Tak naprawdę to strasznie nie lubię o nich mówić. Ale dobrze, niech Ci będzie. Skoro już zadałeś sobie trud, żeby przyjść tutaj i mnie wysłuchać, zasługujesz przynajmniej na całą, nieokrojoną historię. Więc rodzina. Wyglądamy tak szczęśliwie na tym zdjęciu, nie sądzisz? Najszerzej jak zwykle uśmiecha się matka. To ta po prawej, w tej jasnej, różowej koszuli. Miała na imię Philippa, ale wszyscy mówili na nią Pansy. Była piękna, nie sądzisz? Prawdziwy człowiek pośród Kapitolińczyków, bez operacji plastycznych, bez kosmicznych farb do głosów i bez fantastycznych strojów. Właśnie to wyróżniało ją w tłumie, chociaż nie miała przecież wyjątkowo oryginalnej urody. Ot, jasne włosy w niedbałym, szybko skręconym koku, szarobłękitne łagodne oczy i wysokie kości policzkowe. Bardziej jednak liczyło się to, co było w jej środku. Jaka była, jak traktowała innych. A traktowała wspaniale- była łagodna, delikatna, zawsze gotowa do wysłuchania i pomocy drugiemu człowiekowi, do tego inteligentna, a rozmowa z nią była czystą przyjemnością. Pracowała jako nauczycielka w szkole baletowej, uwielbiała swoją pracę. Odeszła podczas wojny, jako przypadkowa ofiara... a przynajmniej tak lubili to nazywać. Ten wysoki mężczyzna w okularach to mój ojciec, ale o nim naprawdę nie chcę rozmawiać. Nie warto. Bywał w moim życiu sporadycznie i nigdy nie odegrał w nim ważniejszej roli. Nigdy nie chciał córki, marzył o synu- i podejrzewam, że dzień mojego przyjścia na świat był najgorszym dniem w jego życiu. Miał na imię Richard, był naukowcem, pracował w laboratorium i to właśnie pracy poświęcił całe swoje życie. Pracy i mojemu bratu. Odszedł nagle, niespodziewanie. Któregoś dnia po prostu wyszedł z domu, a następnego dowiedzieliśmy się, że zbombardowano część Kapitolu, a jego znaleźli przygniecionego zniszczonym filarem. Ten jasnowłosy chłopak z rękami w kieszeni spodni to mój brat, Casper. Nawet tutaj musiał pokazać swój stosunek do świata. Od dzieciństwa taki był, wiesz? Arogancki gnojek, mały anarchista, zawsze miał gdzieś wszystko i wszystkich. Ale mimo tego zawsze go kochałam, bo wkońcu był tylko moim małym braciszkiem, o którego chciałam się troszczyć. Teraz tylko on mi pozostał i zrobię wszystko, że pozostał ze mną jak najdłużej. A ta dziewczyna, która mruży oczy ze śmiechu, ta tutaj, w błękitnej sukience- to jestem właśnie ja. I to o mnie będzie dalsza część tej historii. Jesteś gotowy, żeby jej wysłuchać? Co można powiedzieć o pierwszych latach mojego życia? Pewnie teraz będzie sztampowo, bo przecież przyszłam na świat w zwykły,letni dzień, który chylił się już ku końcowi, byłam pierwszym dzieckiem, pielęgniarki powtarzały z zachwytem, że będę piękną panienką... bla, bla, bla. Stek bzdur. Jako dzieciak byłam wesoła, ciekawska i szybko się uczyłam. Szczególnie na własnych błędach. Byłam przeciwieństwem tych wszystkich grzecznych, małych dam, które urządzały swoim pięknie poprzebieranym lalkom podwieczorki z herbatką albo sadziły kwiatki w doniczkach. Myślę, że moja matka chciała, żebym była jedną z nich. Zapisała mnie nawet na lekcje baletu i nauczyła szyć, ale ja... no cóż, mówiąc wprost- miałam to głęboko w nosie. Mimo dwóch grzecznych warkoczyków z kokardkami na końcach i sukieneczki z fartuszkiem i falbanką, zamiast siedzieć i udawać wzorową córeczkę, wolałam łazić po drzewach albo ganiać się z chłopcami z sąsiedztwa i strzelać do nich z pomarańczowego, plastikowego pistoletu na wodę. Szybko dorastałam; wychowywała mnie głównie matka, bo ojciec zaszywał się w swoim laboratorium i rzadko kiedy wystawiał nos spoza jego drzwi, nie wspominając nawet o zainteresowaniu córką. Pamiętam, jak bardzo chciałam to zmienić. Jak bardzo starałam się być dla niego równocześnie córką i synem, którego tak pragnął. Opuściłam balet, zaczęłam chodzić na lekcje szermierki, odnosiłam w tym spore sukcesy... Ale jego to i tak nie obchodziło. Wkrótce na świat przyszedł mój brat, Casper, a wtedy całkowicie już usunięto mnie w cień, więc ćwiczyłam już tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji. Było przedszkole, potem szkoła. Jako czternastolatka postanowiłam już, co chcę robić. Uwielbiałam sport, uwielbiałam adrenalinę, jaką dawała walka- a szermierka nie miała już przede mną tajemnic, nie mogła mnie już niczego nauczyć, więc zrezygnowałam. Postanowiłam, że zostanę żołnierzem. Na znak obietnicy wytatuowałam sobie na karku kluczyk. Kiedy powiedziałam matce o moich planach, wpadła w furię. Skończyłyśmy temat olbrzymią kłótnią i już nigdy do niego nie wracałyśmy. Jedynym wsparciem okazał się Casper, ten Casper- nieidealny syn, który tak bardzo zawiódł ojca. Do szkoły chodził wtedy, kiedy chciał, zaczął palić, pić i imprezować, w nocy jeździł po mieście motocyklem i rozbijał się po ulicach, nie zważając na nic ani na nikogo. Ale był mi bliski, a ja byłam bliska mu, mówiliśmy sobie o wszystkim i to on wspierał moją decyzję aż do końca. Po skończeniu szkoły udałam się do szkoły wojskowej. Byłam już bliska zostania żołnierzem, kiedy przeszkodziła mi w tym kontuzja, na tyle poważna, że odmówiono mi wstąpienia do wojska. Zamiast tego otrzymałam propozycję szkolenia rekrutów, na którą radośnie przystałam. Byłam twarda, energiczna i bezlitosna, a przynajmniej tak mówili o mnie rekruci, których szkoliłam. Mimo tego ja lubiłam ich, a oni mnie, nasza współpraca zwykle kończyła się łzami przy pożegnaniu. Kochałam to, co robiłam. Przeważnie miałam kontakt ze swoimi byłymi uczniami, nawet wtedy, kiedy wyjeżdżali na front. I to właśnie jeden z nich w liście wspomniał mi o rebelii, a potem, po przyjeździe, o Dystrykcie Trzynastym. Ryzykowałam więcej, niż bym sobie tego życzyła, ale nienawidziłam Snowa i Igrzysk- więc zaczęłam cichą współpracę z Trzynastką. Szkoliłam część ich żołnierzy, których do mnie przysyłano, podsyłałam im broń i żywność, zdradzałam informacje za jedną, ogromną cenę- kiedy przyjdzie rebelia, moja rodzina uniknie egzekucji. Zgodzili się. Przy wybuchu powstania moje plany wzięły jednak w łeb. Rodzice odeszli podczas zamieszek, zostałam tylko ja i Casper, który zmienił się nie do poznania- stał się agresywny, złośliwy, znikał z domu bez uprzedzenia i unikał kontaktu ze mną jak ognia. Potem dowiedziałam się, że rabował i mordował rebeliantów za drobne pieniądze i pod koniec rebelii, mimo moich łez i próśb, został wtrącony do KOLCa. Wtedy podjęłam jedną z najtrudniejszych decyzji mojego życia. Zaczęłam grać na dwa fronty, co było cholernie ryzykowne. Miałam piękne mieszkanie w Dzielnicy Rebeliantów, wciąż szkoliłam kadetów z dawną werwą i korespondowałam z prezydent Coin. Z drugiej strony jednak udawałam się do KOLCa ze stałą przepustką z wymówką szukania rekrutów, żeby wkońcu zacząć tam pomieszkiwać. Ktoś musiał pilnować Casa, który stał się bezlitosną maszyną bez uczuć. Założył swój gang i okradał, a czasem też mordował cywilów. Niekiedy potrafiłam temu zapobiec, niekiedy nie, jedno było pewne- starałam się. Dla zachowania pozorów zatrudniłam się w Violatorze jako sekretarka, dostałam tam pokój, żebrałam na ulicach. Nikt nie miał pojęcia o tym, kim jestem. O tym, że jestem rebeliantką. Swoje kilkudniowe zniknięcia tłumaczyłam rodziną w Kwartale i biedną matką i ojcem, którymi musiałam się opiekować. Casper znikał częściej ode mnie i nigdy nie pytał, więc nigdy nie musiałam go okłamywać. Jeszcze nie. Żyłam na krawędzi, każdego dnia bojąc się, że wszystko zniszczę. Jednak ta maszyna jakoś się kręciła, a kłamstwa pozostały niezauważonymi. I zrobię wszystko, żeby tak pozostało. Sonea ma silny charakter. Może dlatego niektórzy nie potrafią jej polubić. Z natury jest jak żywe srebro, pomimo rozerwania na wiele miejsc, w każdym i tak jest jej pełno. Nigdy nie kończy jej się energia, której przeważnie ma w nadmiarze, a nawet, jeśli brakuje jej energii- z pewnością nie można powiedzieć tego samego o pomysłach. Ale nie tryska optymizmem, co to, to nie. Jest osobą pogodną, ale w żadnym razie nie radosną. Zbyt wiele przeżyła i zbyt wiele przeżywa na codzień, pracując i pilnując brata jak czterdziestolatka, chociaż przecież jest dwa razy młodsza, żeby dodatkowo silić się na wieczną radość bez powodu. Jej decyzjami rządzi intuicja i wrodzony spryt, chociaż często też zdarza jej się działać impulsownie, bez wcześniejszego przemyślenia danego tematu. Jest inteligentna i oczytana. Do tego ma duże, wręcz wybujałe czasami poczucie humoru, które często nabiera ostrego wydźwięku. Lubi się śmiać, chociaż ostatnimi czasy ma na to znacznie mniej czasu i okazji. Lubi poznawać nowych ludzi; jest sympatyczna i ciepła, co sprawia, że większość nowych znajomych pała do niej sympatią od pierwszej rozmowy. Humorzasta, przez co nieco trudna w obyciu. Kiedy ma zły dzień, jest zimniejsza od samej Królowej Lodu, chociaż na codzień bardziej przypomina wybuchowy żywioł ognia. Nigdy nie robi nic na pół gwizdka- każdą okazję wykorzystuje do cna, każdą pracę wykonuje do końca, i tym podobne. Ma ogromny temperament i łatwo się denerwuje, przez co też łatwo się z nią pokłócić. A kłótnie są naprawdę wybuchowe- często kończą się rzucaniem talerzami i trzaskaniem drzwiami, ale Sonea szybko zapomina, o co tak właściwie poszło i od razu wybacza albo sama przeprasza. Jest wręcz nadmiernie troskliwa, z tego powodu lubi mieć nad wszystkim i nad wszystkimi kontrolę. Jest dość łagodna i nie lubi krzywdy innych, więc stara się pomagać wszystkim dookoła. Dobra z niej przyjaciółka i wspaniała parterka... ale przede wszystkim groźny wróg, i dlatego lepiej pozostać z nią w pokojowych stosunkach. W grupie najczęściej przybiera pozycję dominującego lidera albo jego najbliższego doradcy. Jest skrupulatna i cierpliwa, nic nie przeszkodzi jej w dotarciu do celu, jeśli już się uprze. Kiedy natrafia na trudności, często traci nad sobą kontrolę, krzyczy, kopie, płacze i grozi samej sobie, że się podda, ostatecznie jednak zawsze brnie dalej. Jest doskonałą kłamczuchą- kłamie tak często i tak płynnie, że sama czasem zatraca granicę między prawdą a fikcją. Niegdyś była marzycielką, ale po wojnie stwierdziła, że marzenia to niepotrzebna i bezsensowna strata czasu. A propos czasu- jest idealnie punktualną osobą, w świecie rebeliantów piastuje zbyt ważne stanowisko, żeby się spóźniać. Zwykle dużo mówi, jest świetną obserwatorką, co sprawia, że jej historie są barwne i ciekawe, więc ludzie zazwyczaj lubią jej słuchać. Sama też uwielbia słuchać, może nawet bardziej, niż mówić. Wiele przeciwieństw, prawda? Ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. -Od roku jest uzależniona od papierosów. Wielokrotnie próbowała rzucić nałóg, ale zwykle kończyło się to sięganiem po kofeinę albo cukier, co też nie było najlepszym wyjściem, więc na razie dała sobie z tym spokój. -Kiedy miała siedemnaście lat, wytatuowała sobie na karku mały, zdobiony kluczyk. -Potrafi wykonywać poprawnie kilkanaście figur baletowych i zna kilka lepszych układów wymyślonych przez jej matkę, jednak od czasu trafienia do KOLCa unika tańca jak ognia. -Posiada trzy pamiątki po swojej rodzinie- jedno jej zdjęcie, złoty medalion na cienkim łańcuszku, należący wcześniej do jej matki, który teraz cały czas nosi na szyi, i klucze do ich dawnego, teraz zbombardowanego, domu. -Kiedy się zdenerwuje, klnie jak szewc... tyle, że po francusku. -Zawsze używa tych samych perfum o zapachu lawendy i wanilii, przez co wszystkie należące do niej rzeczy są nimi przesiąknięte. -Uwielbia czytać. -Często zdarza jej się nieświadomie nucić przy pracy, i strasznie zawstydza ją wypominanie tego. -Jest uczulona na owoce morza. -Uwielbia zapach konwalii i świeżej trawy. |
|