Marsz wydawał się być całkiem przyjemny i orzeźwiający. Ostatnie dni, mimo nie najszczęśliwszych wydarzeń podbudowały dziewczynkę. Odzyskała znaczną cześć sił. Hope przez dłuży czas utrzymywała jeden obrany przez siebie kierunek. Najwidoczniej spod Rogu musiała zawędrować bardzo na wschód, ponieważ zachód wydawał się być… przynajmniej na tamten moment, nieograniczony. Wiedziała, że niedługo będzie musiała zmienić drogę i z całego serca cieszyła się z kompasu. Zapewne nie miała aż tylu sponsorów, by mogli jej coś takiego zafundować… sama nawet nie umiałaby o to prosić. Aerozol i gaśnica były dość nietypowe i na pewno drogie. Jeszcze nie wiadomo, co mogło się wydarzyć.
Nagle poczuła delikatne ukłucie w klatce piersiowej. Wspomnienia. Kto by pomyślał, że nawet po tak krótkim czasie stawały się aż tak bolesne. Najbliżsi jej ludzie nie żyli… no może z małym wyjątkiem. Choć, czy ta osoba była bliska? Ale wcale nie napawało jej to optymizmem. I tak musiała spotkać się twarzą w twarz ze śmiercią. Wydawać się mogło, że śmierć, szczęście i życie chciało z niej zadrwić. Nie do końca wiedziała w jakiej kolejność i naprawdę nie miała ochoty się nad tym zastanawiać.
Zabij lub bądź zabity…Wszystkie myśli rozwiał obraz ukazujący się przed jej oczami. Pokaźnych rozmiarów most ze stali. Niemalże w idealnym stanie. Po co na arenie taka konstrukcja?
Mosty. Mosty. Po co ludzie budowali mosty?Przez jej umysł natychmiast przewinęła się odpowiedź - pułapka. Jednak po chwili przypomniała sobie sytuację sprzed pięciu dni. Wielkie odliczanie, wybuch, rzeź pod Rogiem i arena. Właśnie, arena. Była zbudowana dość charakterystycznie. Budynek szkoły, a po dwóch stronach wycinki Kapitolu. Po jednej stronie, którą wybrała - zniszczony, brzydki Kapitol; natomiast po drugiej stronie, piękno i prawdziwość stolicy. Czyżby znajdowała się już na wysokości Rogu?
Granica.Była pewna. Może to głupie, bo ostatnio niczego nie zdawała się być tak samo pewna, jak tego, że znajdowała się na swoistej granicy. Zerknęła na kompas… pójście na zachód oznaczało przejście przez most. Mimo, że nie czuła się do tego przekonana, chciała to zrobić. Może po drugiej stronie znajdowało się coś lepszego.
Bacznie rozglądając się dookoła podeszła bliżej wejścia na most. Jej uwagę przykuło miejsce pod mostem… coś jakby na kształt obozu. Czyli przed nią już ktoś tutaj był. Dostrzegła jeszcze kila strzałek wybitych w ziemię i niepewne weszła na konstrukcję. Oby nikt jej nie dostrzegł.
Maszerowała równym krokiem do czasu, gdy jakaś niewidzialna siła ją zatrzymała. Krew. Czerwona smuga zaschniętej niegdyś cieczy ciągnęła się aż do barierki… Hope chciała odwrócić wzrok, ale jej mózg przetrawiał informację… Ktoś zginął na tym moście.
Ciszę przeszył głuchy wystrzał. Flickerman dygnęła i obejrzała się za siebie, odrywając wzrok od upaćkanej na czerwono powierzchni.
Zabawne, już tylko piątka.Poprawiła plecak i jeszcze szybszym krokiem ruszyła przez siebie.