|
| Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: #5 Czw Sie 22, 2013 5:59 pm | |
| // #19 - most
Krok po kroku, kuśtykając na jedną nogę doszliśmy do małego budyneczku w ustronnym miejscu. Prezentował się on zupełnie niepozornie, na co jeszcze bardziej wskazywał ogromny szyld z wypisanymi tłustymi literami 'apteka'. Możliwe że tutaj mógłbym zaradzić coś na paraliż, poszukując jakichś pokrętnych książeczek, a na dodatek to było najodpowiedniejsze miejsce na zatrzymanie się. Z pewnością lepsze niż most, na którym każdy z nas był wystawiony na atak jak na patelni. Po kilku konfliktach zdecydowaliśmy dostać się do środka. Butelka jodyny nie była jeszcze aż tak zużyta, a rzeczy w tej aptece wydawały się podejrzane jak cholera, więc wolałem dotykać jak najmniej rzeczy i zacząłem przeglądać dokumenty za ladą. Na dodatek - żaden lek nam nie pomoże, skoro nie pomógł do tej pory. Poza tym posiadam w zanadrzu niewiadomego pochodzenia maź, olej, cokolwiek to jest. - Szukasz czegoś konkretnego? - jeśli jest nadzieja że otruje się chociaż trochę, osłabi się, a wtedy będziemy mieli... równiejsze szanse. Nie znalazłem nic za ladą, co pomogłoby mi przywrócić siebie do normalnego stanu. Trudno, najwyżej połażę trochę z wykałaczką przed śmiercią. |
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: #5 Czw Sie 22, 2013 6:31 pm | |
| 19
Nie była zadowolona, że musiała iść w dalszą wędrówkę z Bookerem zwłaszcza, że została przy tym samym zmuszona do zostawienia Amandy. Miała wielką ochotę zamienić się z Florianem miejscami, posadzić Bookera na plecach tego małego cyrkowca i wysłać ich w podróż na kraniec świata. Jednak oczywiście chłopak, jak chłop, uparty był i wyszło tak, jak jej się cholernie nie podobało. I z każdym kolejnym krokiem, kiedy patrzył na kuśtykającego i ledwo podążającego jej i tak ślimaczym tempem Bookera, miała ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem, postawić mu złośliwie nogę i pójść dalej. Ale wiedziała, że oboje, w jakimkolwiek stanie był chłopak, mają większe szanse na przeżycie. Najwyżej, jeśli najdą ich jakieś kłopoty, rzuci się do ucieczki, jak za starych dobrych czasów. W końcu dodarli do apteki i Lorin przyjrzała się jej bez przekonania. Na początku nie była pewna, czy powinni tam wchodzić, dopóki chłopak był w takim stanie, a nie innym, a zresztą... powoli zbliżał się wieczór, więc gdzieś musieli przenocować, prawda? Miała ochotę jeszcze się sprzeczać, ale pozwoliła mu wejść do środka. I wtedy złośliwa półkula jej umysłu dała jej wskazówkę, aby... Miała już wejść, ale błyskawicznie cofnęła się i zatrzasnęła drzwi z głośnym trzaskiem. Gdyby był w pełni sił, na pewno udałoby mu się naprzeć na nie z odpowiednią siłą i je otworzyć, ale... teraz to ona miała przewagę. -Nie dosyć, że kaleka to jeszcze głupi - rzuciła w stronę drzwi zdając sobie sprawę z faktu, że chłopak wszystko słyszy - Jak ci mija czas kotecku? |
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: #5 Czw Sie 22, 2013 7:26 pm | |
| Trzask. - Nie dosyć, że kaleka to jeszcze głupi. Drzwi zatrzasnęły się, a za nimi, w jednej sekundzie, przed wzrokiem mignęła mi Lorin. Zrobiła to najwyraźniej z całej swojej mikrej siły, bo zrzuciła z półki w pobliżu drzwi kilka butelek z lekarstwami, fiolek, pudełek i innych pierdółek. To nie był w sumie wyczyn, półeczka była lekko nadpróchniała. Jeśli uważała się za chytruskę, była w błędzie jak stąd do KOLCa. Nigdy nie była mi potrzebna, przeciwnie, przytargałem ją tutaj żeby ją wykończyć, jednak nie trafiliśmy w odpowiednie miejsce, w aptece nie było odpowiedniego otoczenia ani broni. Była okazja żeby ją otruć, jednak ona nawet nie weszła do środka, o czym nawet się nie zorientowałem. Weszła we mnie chwila zawahania, jednak nie było trudne do odkrycia, co Lorin zrobiła naprawdę. Wyszła na zewnątrz bez jedzenia, bez lekarstw, kryjówki przed Trybutami ani dachu nad głową. Zostawiła mnie w przysłowiowym Przylądku Nadziei rannego Trybuta, nawet jeśli nie mogę się stąd wydostać. - Zamknęłaś się na zewnątrz schronienia. - odezwałem się w kierunku drzwi. Nie chciało mi się ich wywarzać ani używać nic w pomieszczeniu, żeby się wydostać. Wystarczyła drobna gra słów; nie mówiąc już o niesprawnej nodze, która utrudniłaby wydostanie się. Co tu więcej mówić? To wystarczy, żeby uruchomiła swój drobny mózg do pracy, zwany przez nią i niektórych 'instynktem przetrwania'. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #5 Czw Sie 22, 2013 8:06 pm | |
| Booker
Pudełka, buteleczki i słoiki, które przy trzaśnięciu drzwiami spadły na podłogę, zaczęły najpierw niepokojąco drżeć, a z ich środka dochodziło bzyczenie, szuranie i inne nieprzyjemne odgłosy. Wydawało się, że delikatny ruch obudził to, co się w nich kryło. Dopiero po chwili z ich wnętrza zaczęły wypełzać karaluchy i podobne im stworzenia, jednak parokrotnie większe, od tych spotykanych poza areną. Czy to jedyna rzecz jaką zmodyfikowali w nich naukowcy? Z kolei jeżeliby rzucić się do pierwszej lepszej drogi ucieczki - drzwi - okazałoby się, że zostały zatrzaśnięte. |
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: #5 Czw Sie 22, 2013 10:43 pm | |
| Zakładam że nie ma tak łatwo i okien nie ma, ewentualnie mają kraty, laser albo wbudowany karabin, co nie?
- ... Pod mostem było lepiej. Apteka z owadami niewiadomego pochodzenia, naprawdę? Lorin śmiała się jak dzika, skrzecząca hiena z tandetną peruką, było ją słychać nawet przez ściany, co jeszcze bardziej dodawało sytuacji ironii. Najprawdopodobniej usłyszała chrzęsty, bzyczenia i podobne odgłosy przez drzwi, świetnie ukrytą wentylację albo dziurę w ścianie. Robactwo zaczęło rozłazić się po całym pomieszczeniu, jednak nie było go aż tyle żeby nadeptywać je na każdym kroku. Gdy biurko, stół lub coś takiego zaczęło wydawać się bezpiecznym miejscem, także tam zaczęły panoszyć się insekty. Były lekko, a może i bardzo przerośnięte, nie budziły grozy ani też zaufania. Omijając je szerokim łukiem dostałem się na wąskie acz wysokie krzesło, gdzie mogłem spokojnie się zastanowić, jak wyjść z sytuacji. Jeśli mnie ukąszą sparaliżuje mi drugą nogę albo po prostu umrę, tak? Sytuacja bez wyjścia, albo, jakby to ujął Mathias, jesteśmy w murzyńskiej dupie. Atmosfera w pomieszczeniu zagęszczała się, jakby ulatniał się tutaj jakiś trujący gaz, jednak wtedy powinno być słyszalne jakieś syczenie powietrza pod ciśnieniem. Przegryzam wargę i patrzę to na podłogę, to na sufit, czy w pobliżu nie ma korników na sterydach albo innego robactwa, które mogłoby zawalić strop. Gdzie ja się znalazłem? Co tu robić? A za oknem hasa sobie mała dziewczynka - Lorin, wypuść mnie, pi... - moment. Mam teraz w głowie kłąb burzowych myśli. Jeśli powiem za dużo, po prostu sobie pójdzie, jeśli nie zrobię nic... też. Z takim człowiekiem trzeba jak ze zwierzęciem. Na przykład prosiakiem. Trzeba wycelować w odpowiednie słowa, obrać odpowiedni kierunek, a reszta pójdzie z górki. To mimo wszystko ta sama osoba, która rzuciła we mnie nożami i zniszczyła garść ostatnich szans. Do tej pory stawiałem zdmuchnięte z góry domki z kart. Po co się opierać? Czas postawić kolejny. - ... przyjaciółko. - zakończyłem zdanie z nutą niepewności lub błagania. Widzisz? Też tak umiem. Ściszyłem głos, natomiast szumy w pomieszczeniu jakby narastały, a może to tylko twór mojej wyobraźni? Nie depczę was, siedźcie cicho. Śmiechy na zewnątrz ucichły, więc najprawdopodobniej dziewczyna uciekła. Fajnie. Założyłem dłonie na tył głowy i pochyliłem się do przodu. Może coś wymyślę. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #5 Pią Sie 23, 2013 2:01 pm | |
| BookerStonogi i karaluchy zaczęły wspinać się po nogawkach spodni chłopaka, niektóre - sprytniejsze - od razu wchodząc pod materiał. Kiedy już dostały się na skórę, boleśnie kąsały, wprowadzając do organizmu trujący jad, który jeszcze jednak nie dawał żadnych objawów. Booker, w oknach są kraty, ale możesz spróbować wyjścia ewakuacyjnego, lub wentylu. Drzwi zatrzasnęły się jedynie z winy Lorin, więc nie jest to 'sztuczka' organizatorów.
|
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: #5 Pią Sie 23, 2013 6:04 pm | |
| W momencie, kiedy usłyszała bzyczenie, brzęczenia oraz inne dziwne odgłosy, w jej głosie rozbrzmiały ironiczne słowa Bookera. „Zamknęłaś się na zewnątrz schronienia” NA ZEWNĄTRZ SCHRONIENIA. Poczuła jak śmiech sam ciśnie jej się na usta i dopadają ją niekontrolowane drgawki. Do tej pory, ani na paradzie, ani na szkoleniu, ani gdziekolwiek indziej, nie poczuła się tak dobrze, tak, można rzec, wspaniale. Ale po chwili dotarło do niej, że została… sama. Całkiem sama. I w momencie, kiedy usłyszała jego ostatnie słowo, coś w niej pękło. Czy to wizja samotności, niej samej pogrążonej we własnym koszmarze, pogrążonej ciemności, Lorin Templesmith – zdana tylko na siebie. A gdzieś, po drugiej stronie Areny, daleko, znajdowała się Amanda. Zsunęła z ramion plecak i sięgnęła do niego wyjmując latarkę, która, jak się jej wydawało, będzie najmniej w przyszłości potrzebna. Noże zawsze mogą się przydać, zatem nie chce ich niszczyć. Użyła całej swojej mikrej siły celując w klamkę, waliła w nią po raz celując rączką latarki i próbując wyłamać. -Booker, ty pieprzona cipo, TY JEBANA PIZDO, ogarnij w końcu swój tyłek, SŁYSZYSZ MNIE? – warczała pod nosem na tyle głośno, że chłopak mógł ją usłyszeć. Nie wiedziała czemu, ale poczuła się źle, niedobrze – najgorzej. Miała ochotę płakać na przemian krzycząc i waląc w klamkę. Nie chciała być sama, nie chciała zostać na arenie zdana tylko na siebie i nawet jeśli jej towarzyszem ma być Booker, woli żeby to był on, niż odległe odgłosy, roje pszczół i sztuczki organizatorów. -PIEPRZĘ TO, słyszysz? PIEPRZĘ te Igrzyska, wszystko, cholera – klęła jak szewc czekając jak klamka puści. Wyjdź stamtąd, Booker. Choćby to połowy zżarty, ale żywy. I chyba straciła nad sobą kontrolę.
Hahaha, przepraszam za przekleństwa ;_; |
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: #5 Sob Sie 24, 2013 6:31 pm | |
| Stuk. Stuk. Stuk. Coś waliło w drzwi, a konkretniej - w metalową, mało zadbaną klamkę pokrytą warstwą rdzy. Ruszała się lekko od środka, ktoś musiał majstrować przy niej z zewnątrz. Lorin. W pomieszczeniu słychać było szumy i bzyczenia od insektów, a teraz doszły do tego chrzęsty i brzdękania z zewnątrz. Podszedłem do drzwi z pomocą kija, strzepując z siebie wszystko co się rusza. Nie wiedzieć czemu poczułem się słabiej, jednak muszę zrobić coś, bo to wszystko mnie najzwyczajniej w świecie zje. Słychać było jakieś stłumione krzyki z zewnątrz. - Booker, ty pieprzona cipo, TY JEBANA PIZDO, ogarnij w końcu swój tyłek, SŁYSZYSZ MNIE? - OGŁUCHŁEM. - odrzuciłem ironicznie, z nadzieją, że dziewczyna przestanie się wydzierać. Oczywiście, że jej nie słyszałem, w końcu krzyczała tylko na pół Areny. Jeśli w pobliżu znajdowali się jacyś Trybuci, na pewno już ich ściągnęła. Sama nie da sobie rady, a kiedy ją zabiją wystarczy że mnie tu zostawią. I kto tu jest cipą? Wolałem nie próbować ucieczki zakratowanym oknem, a wyjście ewakuacyjne mogło być tylko stratą czasu. Podszedłem do drzwi podpierając się kijem i próbując je wyważyć, rzucając się na nie. Przydałby się łom. Drzwi trzęsły się, a z zewnątrz Lorin waliła w zamek z całej siły. Była wściekła, wyglądało na to że skoczyła jej adrenalina. Nie chciała zostać sama. - PIEPRZĘ TO, słyszysz? PIEPRZĘ te Igrzyska, wszystko, cholera. - Pieprz co chcesz, ale to otwórz.
Dłużej nie będę pisał bo posty mnie trollują i się kasują. ._. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #5 Nie Sie 25, 2013 2:01 am | |
| Lorin i Booker
Kiedy dziewczyna po raz kolejny uderzyła w klamkę, ta z trzaskiem ułamała się i spadła na ziemię, tym samym w drzwiach zwolniła się jakaś blokada i umożliwiało to wyjście. Booker z kolei póki co mógł cieszyć się względnym zdrowiem, chociaż ukąszenia i rany zadane przez robaki zaczynały niepokojąco swędzieć. Trybuci jednak nie mogli cieszyć się długo spokojem, ponieważ z ciemnej uliczki na przeciwko apteki można było usłyszeć przybierające na głośności warczenie, a za chwilę z cienia wyłoniła się najpierw jedna, później druga i trzecia głowa przerośniętego psa - arenowego odpowiednika Cerbera. Każda z nich ujadała, obnażając swoje kły, a już po chwili zmiech rzucił się w ich stronę, zaganiając ich w kierunku południowego-wschodu, prosto pod Róg. |
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: #5 Czw Sie 29, 2013 9:30 pm | |
| Słyszała równomierne stukanie i przyłożyła do uderzeń jeszcze więcej siły wciąż wstrzymując oddech. W tle, ale jakby gdzieś w oddali, słyszała Bookera i jego złośliwy ton. Na dźwięk i znaczenie słów była prawie pewna, że gdyby teraz chwyciła w furii za klamkę, z pewnością razem z nią wyrwałaby drzwi. Tak bardzo go nienawidziła, a mimo wszystko męczyła się przy nic niewartych drzwiach, można powiedzieć, że nawet marnowała latarkę, bo nigdy nie wie, czy ów konkretny przedmiot kiedyś nie będzie jej potrzebny. Nie wiedziała, czego tak naprawdę chce. Kilka dni wcześniej była pewna, że pragnie uratować Amandę, ale teraz, kiedy była głodna i zmęczona, i bała się zabić Bookera... Hahaha. Nawet nie. Po prostu go zostawić. Bo przecież była tylko głupiutką mieszkanką Kapitolu, piosenkarką i chamską dziewczyną, która mimo wszystko marzyła o szczęśliwej miłości i księciu z bajki. Ale to było kiedyś, zanim trafiła do Kwartału i zamiast o kolor soczewki miała martwić się o to, czy kolejny dzień będzie jej następnym. Teraz jednak chciałaby wrócić do KOLCa, marznąć, pracować w melinach, ale nie walczyć na przeklętej arenie o życie. I to nie swoje. Największa z motywacji, prawda? Ale wiedziała, że to tylko chwila wahania i nie może pozostawić swojego planu. Należy go kontynuować. Mimo wszystko. Klamka puściła i Lorin odsunęła się czekając az Booker wyjdzie. W tamtym momencie miała ochotę naprawić swój błąd i zamachnąć się mieczem prosto w jego klatkę piersiową, ale nie zrobiła tego. Był jej sojusznikiem. Jakimkolwiek. Ale był. I nie dała sobie nawet chwili wytchnienia, kiedy usłyszała warczenie. Przez chwilę sądziła, że to wyobraźnia płata jej figle, ale kiedy odwróciła się, zobaczyła trzygłowego psa. Zachłysnęła się powietrzem i cofnęła automatycznie ruszając w stronę rogu. Odruchowo, nie wiedziała czemu, zsunęła jedno ramiączko plecaka sięgając do łatwo dostępnej bocznej kieszeni, w której wcześniej ukryła jagody. Kilka z nich zgniotła na czubku miecza starając się, aby się nie skaleczyć. I odwróciła się zamachując. -Chodź tu piesku, niechaj Cię nakarmię - wiedziała, że zadraśnięcie może go zabić, ale nie miała pewności. Dlatego od razu, gdy cięła, odwróciła się i ruszyła dalej. W stronę rogu. Biegła.
#1 Róg. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: #5 Pią Sie 30, 2013 8:40 pm | |
| | Most Czas na fabularną pobudkę.
Udało jej się przeżyć na arenie już trzy dni, chociaż te pierwsze dostarczyły jej naprawdę sporej dawki stresu, zdenerwowania, czystej, niczym nieskrępowanej złości i zwykłej bezsilności. Odkąd powędrowali z Arturem na zachodnią stronę mostu i jeszcze dalej, nie wydarzyło się nic specjalnego. Nocą wystrzeliło tylko jedno działo, martwym okazał się być chłopak, którego nie znała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że względny spokój był tylko ciszą przed burzą, a Organizatorzy na pewno szykowali już coś specjalnego. Poranek czwartego dnia był chłodny, Cordelia wyspała się naprawdę porządnie, pomimo warty, trzymanej nawzajem z Arturem. Przez te wszystkie godziny, które spędzili ze sobą, dziewczyna ani razu nie poczuła chęci wbicia mu noża w plecy, co zapewne zaprzątałoby jej głowę, gdyby wciąż trzymali się z resztą sojuszu. Ona i Artur działali zespołowo. Dzielili się posiłkami i wodą, obowiązkami, pilnowali się nawzajem. Przez cały ten czas rozmawiali i śmiali się tak, jakby zupełnie zapomnieli, gdzie się znajdują. Ale panna Snow doskonale wiedziała, że chwila nieuwagi może kosztować ją życie, starała się więc zachować wszelkie konieczne środki ostrożności. Wędrowali już jakiś czas, gdy ich oczom ukazał się nieduży budynek, a tuż obok niego, centralnie na ulicy, dostrzegli martwego zmiecha. -Trójgłowy? - zdziwiła się blondynka, starając utrzymać w bezpiecznej odległości - Niezłe poczucie humoru. Nie spieszyło jej się do świata zmarłych, więc wolała nie kusić losu. Wyciągnęła noże, by trzymać je w pogotowiu, a potem kiwnęła głową Arturowi i wskazała mu boczną uliczkę. Jeśli nią pobiegną, ominą budynek i zmiecha, a przecież jego obecność tutaj nie mogła być przypadkowa. Widocznie jacyś inni trybuci natknęli się na niego jakiś czas temu. Przyspieszyła kroku, próbując jak najszybciej oddalić się od zmutowanego zwierzaka.
Tak, uznajmy, że martwego, w końcu miał tylko za zadanie zagonić ich pod Róg. c: ~ N. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #5 Pią Sie 30, 2013 8:55 pm | |
| Z nieba spadł srebrny spadochron, z przyczepioną do niego nowoczesną kuszą i kompletem ośmiu strzał, lądując prosto pod nogami Cordelii. |
| | |
| Temat: Re: #5 Sob Sie 31, 2013 1:02 am | |
| | #19
Kolejny dzień na Arenie w towarzystwie Cordelii... Minione godziny zdawały zlewać mi się w jedno. Starałem się cały czas pozostać czujnym, by nic nie umknęło mojej uwadze. Nie mogę powiedzieć, żeby ostatnie dni były dla mnie zbyt łatwe, ale też nie byłem jeszcze wrakiem człowieka. Czegoś jednak KOLeC mnie nauczył - zawsze może być gorzej, zawsze czekaj na swoją szansę i zawsze śnij lekkim snem. Nigdy nie wiadomo co czai się za rogiem. Zbyt długo pozostawaliśmy we względnym spokoju i powoli oczywistym stawał się fakt, że gdzieś czaić się na nas będzie niespodzianka. Organizatorom z pewnością nie przypadł do gustu fakt, że wnuczka prezydenta Snowa nie zdobyła jeszcze bojowych szram i nie zbryzgała swą błękitną krwią okolicznych murów. Zakrawało na ironię, że przyłączyłem się właśnie do Niej, na której skupiała się z pewnością uwaga nie jednego dygnitarza. Przyjazne zamiary były im raczej obce. Jakże mogłem jednak porzucić tę świetna okazję na podróż tylko w towarzystwie przyjaciółki? Skoro już przyłączyłem się do grupy, której była członkiem, to z kim innym mogłem pójść? Najprostsza byłaby samotna wędrówka, ale wtedy pewnie już dawno zgniłbym w jakimś rowie. Z żadnym z innych trybutów nie zamierzałem współpracować - nie budzili we mnie ciepłych uczuć i nie mogę stwierdzić, bym życzył im przyjemnej śmierci. Cord była za to urodzoną zwyciężczynią. Jeśli ktokolwiek mógł zbliżyć nas do zwycięstwa to była to ona... z mą pomocą, oczywiście. Nie zamierzałem się z nią rozstawać. Ranem byłem nieco zaspany, kleiły mi się oczy. Na dobre rozbudził mnie dopiero widok trójgłowego zmiecha. Odruchowo zbystrzałem. Ten mógł być martwy, ale nie wykluczało to następnych znajdujących się w okolicy. Zwłaszcza, że wyglądał na stosunkowo świeże truchło. Inni trybuci? Zerknąłem na Cord i potwierdziłem jej przypuszczenia kiwnięciem głową. W mojej lewej dłoni spoczął krótki miecz - parę razy obróciłem go kręcąc nadgarstkiem dla czystej wprawy - między palce prawej wsunąłem strzałkę. Nie tę pierwszą, używaną, ale inną. Tamtą już dawno wyrzuciłem. Jeszcze na moście. Również przyśpieszyłem kroku i oglądając się jeszcze na nasze tyły ruszyłem jej śladem. Jeśli nic nas tu nie zaskoczy pozostanie nam wybranie kierunku na dalszy marsz lub nocleg. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: #5 Nie Wrz 01, 2013 12:11 am | |
| Już miała ruszać i zostawić aptekę oraz zmiecha daleko za plecami, gdy nagle powietrze przeszył znajomy odgłos. A przynajmniej znajomy dla każdego, kto namiętnie oglądał Igrzyska w dzieciństwie. Sponsorzy. Cordelia podniosła głowę, a w tym samym momencie spadł jej pod nogi prezent. Zerknęła jeszcze na Artura, ale chłopak był kawałek dalej, więc musiała być to przesyłka dla niej. A więc jednak Coin nie blokowała sponsorowania jej? A może to była tylko pułapka? Gdy jednak panna Snow upewniła się, że ma do czynienia z najprawdziwszą kuszą refleksyjną, uśmiechnęła się szeroko. Kto mógł jej przysłać taki prezent? Alyssa? Jasmine? Max? Catrice? Frans? Przez chwilę przemknęło jej nawet nazwisko Finnicka, ale on miał przecież swoich trybutów. Kimkolwiek nie był jej tajemniczy ofiarodawca, spisał się naprawdę dobrze. Taka broń podnosiła morale, a skoro pewność siebie Cordelii już i tak osiągnęła wysoki poziom, to można sobie tylko wyobrazić, co poczuła dziewczyna. Rozejrzała się w poszukiwaniu kamery, by posłać w jej kierunku najbardziej rozbrajający ze swoich uśmiechów. Podniosła swoją nową zabawkę, ostrożnie zważyła ją w dłoni i upewniła się, że bełty nie wypadną podczas podróży. -Zbierajmy się stąd - mruknęła do swojego towarzysza, jakby przed chwilą nic się nie stało. Nie chciała aby poczuł się niezręcznie, ale przecież wiedział, że i jego będzie broniła przy użyciu kuszy. Wiedział, prawda? Nie oglądając się już za siebie, ruszyli w dalszą drogę.
| południe
|
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #5 Nie Wrz 01, 2013 6:56 pm | |
| Cordelia, Artur, trafiacie tutaj. |
| | | Wiek : 12 Zawód : przegrzebywacz brudów, stalker, detektyw, piromanka Przy sobie : gaz pieprzowy, zapalniczka
| Temat: Re: #5 Nie Paź 20, 2013 2:40 pm | |
| Pewność dwunastolatki okazała się prawidłowa. Po bezpiecznym, na całe szczęście, przejęciu przez most znalazła się w tej „niezliczonej” części areny. Zabawne, bo było to tylko złudzeniem. Prychnęła pod nosem zastanawiając się, co mogło być tutaj takiego pięknego. Szczególnie tutaj. Pierwsze miejsce na jakie wpadła na chwilę zmroziło jej krew w żyłach. Zmiech.I to nie byle jaki zmiech. Przed budynkiem spało wielkie psisko… z trzema głowami. Widać, że w tym roku kreatywność organizatorów, architektów i wszystkich tych, którzy pracowali przy Igrzyskach, była zdecydowanie większa niż zwykle. Cóż, najwidoczniej przez tyle lat w ludziach z dystryktów narastała tak ogromna nienawiść, że już dawno zaplanowali swoje Głodowe Igrzyska. Moment po momencie, cal po calu. Całkowita reżyseria. A podobno ich nienawidzili. Hope cofnęła się nieznacznie, gdy zauważyła, że coś nie grało w tym obrazie. Psy, a raczej zwierzęta tego pokroju spały w zdecydowanie inny sposób. Dodatkowo przecież słychać byłoby oddech tego wielkiego stworzenia. Trójgłowy pies nie spał, to było pewne. Tak samo jak to, że… Nie żyje.Dopiero teraz blondynka dostrzegła rozcięcie na jego ciele. Na sto procent, a nawet dwieście nie należało do najmniejszych i najlżejszych. Sporych rozmiarów ostrze musiało skutecznie rozciąć o ciało, tym samym powodując śmierć zwierzaka. Ktoś, kto go napotkał musiał bardzo dobrze się bawić. O ile w ogóle przeżył starcie… Kolejną rzeczą w krajobrazie, którą dostrzegła był budynek. Nad drzwiami wejściowymi wisiał lekko święcący napis APTEKA. Drzwi wydawały się być lekko podniszczone i brakowało w nich klamki. Nieszczęśnik starał się tam schować? Bardzo możliwe. Póki co los sprzyjał Hope i nie miała najmniejszej potrzeby wchodzenia do środka. Leki przeciwbólowe, czy antybiotyki były na pewni skarbem, jednak jej nie dotyczyło. Ale gdyby dokuczało jej coś poważniejszego, zapewne bez wahania weszłaby do środka, poszukać odpowiedniego proszku. Bardzo strategiczne miejsce. Cały czas rozpraszał ją widok martwego zmiecha i nie spuszczała go z oczu. Pewnie, kiedy się jeszcze poruszał, a jego serce biło, był imponujący. Prawdziwy król areny. Nie chciała zostawać tu ani chwili dłużej, więc ruszyła pierwszą lepszą drogą. Byle przed siebie, prawda? Zerknęła jeszcze kilka razy za siebie, upewniając się, że zwierzak nie ożył, a potem na kompas. Arena widocznie zdawała się rozumieć ją bez słów. Zmieniła kierunek na południowy. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #5 Nie Paź 20, 2013 2:52 pm | |
| |
| | |
| Temat: Re: #5 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|