IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
2 II 2279

 

 2 II 2279

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyPon Kwi 21, 2014 1:00 am

* * *
P R O L O G

Kapitol.
Wieczór. Padający śnieg. Drugi lutego dwa tysiące dwieście siedemdziesiątego dziewiątego roku.

* * *



Ostatnio zmieniony przez Charles Lowell dnia Pon Kwi 21, 2014 1:06 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyPon Kwi 21, 2014 1:05 am

Zastanawia mnie, jak wyglądały twoje gorsze dni. Może zasypiałeś do pracy lub spóźniłeś się na ważne spotkanie. Albo lepiej! Pokłóciłeś się z ważną dla ciebie osobą bądź zostawiłeś swój notes z zapiskami gdzieś pomiędzy restauracją a taksówką, która, żeby było śmieszniej, jechała równo pięćdziesiąt kilometrów na godzinę za wolno. Ostatecznie czterdzieści dziewięć.
Nie mam zielonego, niebieskiego, różowego (czy innego koloru) pojęcia, jak wyglądał twój dzień, ale mogę opowiedzieć ci, jak wyglądał do tej pory mój pieprzony dzień… podobno dwudziestych siódmych urodzin.
Wstałem dwie dobre godziny za późno, miałem do dokończenia projekt budynku. Zamiast to zrobić pokłóciłem się z Joshem o zupełną głupotę. Właściwe nie umiem znaleźć i poznać powodu sprzeczki do tej pory. Chyba poszło nam o to samo, co zwykle - nic konkretnego, a jeszcze ja byłem dość… sfrustrowany i poirytowany. Ujmując to w prostych słowach - byłem bardzo w dupie. Zakończyło się tym, że on wyszedł, rzucając hasło „nie wiem, kiedy wrócę… nie wcześniej niż jutro”. Zarzucił torbę na ramię i trzaskające drzwi obwieściły mi, że pan i władca, lekarz nad lekarzami opuścił mieszkanie.
Ale tak naprawdę to mam go gdzieś. Dziś wyjątkowo mi na nim nie zależy. Niech udławi się swoją wolnością, samotną nocą, w którą będzie mógł robić, co mu się żywnie podoba. Przez niego znajdowałem się w jeszcze większej, czarnej dupie bez energii, ponieważ ją poświeciłem na kłótnię… z miłością mojego życia czy innym wytworem wyobraźni.
No cóż, sztuka improwizacji czasem zdawała się być najbardziej potrzebną ze wszystkich umiejętności. Zamówiłem taksówkę z racji faktu, iż nie musiałbym martwić się o miejsce parkingowe. Jak na złość, ogromne korki oponowały Kapitol, przez co oczywiście musiałem się spóźnić. Bardzo spóźnić. Przyjechałem na tyle po spotkaniu, że zarząd podziękował mi za współpracę przy projekcie tego obiektu, zlecając oczekiwanie na nowe plany. To nie koniec - z tego wszystkiego musiałem zostawić swój kalendarz gdzieś na blacie albo łapiąc taksówkę powrotną, wypadł mi na ulicę. Bo zdarzało mi się, przynajmniej od nowego roku gdzieś tak do połowy lutego, coś w nim notować.
Trochę jakbym wcześniej połączył wszystkie wyżej wymieniowe w jedno, ale kto się tym przejmuje. Wszystko toczy się dalej, a jeden dzień nie sprawi, że wypadnę. Ewentualnie Josh wypadnie z mojego życia… albo ja z jego.
Cokolwiek.
W mgnieniu oka słońce chowa się za horyzontem, na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Śnieg uporczywie sypie się na ziemię, jakby nie miał nic lepszego do roboty. Auta wraz z dźwiękiem klaksonów mijają kolejne przecznice.
Tego wieczora przepełnia mnie dziwna, nieodparta ochota, aby się upić i zapomnieć o tym całym, cholernym starzeniu się. Co z tego, że nie powinien. Mój wybawiciel raczej nie przejmuje się tym, co robię i gdzie bywam. Odchodzenie rocznicy przyjścia na świat na dłuższą metę nie kręci to nikogo. A przecież urodziny obchodzi się raz w roku. Dwudzieste siódme to już w ogóle! Raz w życiu.
Stoję przed jednym z całkiem niezłych kubów w naszej stolicy, znanego także z całkiem dobrego baru z alkoholami. Zastawia mnie to, co tak fascynującego znajduje się w środku, że nie omieszkam się w nim czasem pojawiać, przechodzić przez gustowne, szklane drzwi. Jedyne, co wiem, to, że od lat całkiem niezłą renomę zawdzięcza sobie dzięki jednej, żelaznej zasadzie. Staranny dobór gości, ale nie ze względu na pełnoletność lub stan trzeźwości… Wchodzą wszyscy ci, którzy potrafią się dobrze ubrać.
Może dla tego też to miejsce uwielbiała branża modowa.
Najwidoczniej mój wybór dzisiejsza garderoby spełnia niespisane reguły, ponieważ siedzę na jednym z barowych krzesał. Mam na sobie czarne, proste buty, żółte skarpetki, wąskie, eleganckie spodnie w niewyłamującym się odcieniu czerni. Do tego jedwabną koszulę i marynarkę w białe grochy zachowującą identyczną kolorystykę. Zapomniałbym o muszce a także szelkach w zakasujących, identycznych kolorach, co reszta stroju.
Barman podaje mi pierwszy kieliszek czystej. Wsłuchuję się w jeszcze cichą muzykę, patrząc jak zaczyna pojawiać się co raz więcej osób. Niektórzy przychodzą sami jak ja, inni dwójkami, trójkami. Do środka wchodzi nawet jedna grupa, ale szybko znika mi z oczu, przechodząc do dalszej części klubu. Następna kolejka ląduje na blacie, jednakże moją uwagę przyciąga pewna drobna postać w czarnej sukience.
Poprawiam włosy i odwracam się na krześle w jej stronę. Nie znajduje się daleko, nie mam pojęcia, kim jest, ani dlaczego się do niej odzywam. Dziwna pokusa stymuluje mój mózg. Chcąc nie chcąc, mój język i ciało nie opiera się jej w żadnym stopniu.
- Nie zmarzniesz w tej, krótkiej sukieneczce, kochanie? - wykrzywiam usta w perfidnym uśmiechu. - Ale wypiję za twoje zdrowie - unoszę podbródek, nadal nie zwalniając skurczu mięśni twarzy.
Podnoszę kieliszek do ust i za jednym razem opróżniam jego zawartość.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyWto Kwi 22, 2014 1:54 am

Powrót do przeszłości, to i powrót do starej narracji, o.

Od niechcenia przesuwam paznokciem po fantazyjnie powyginanym blacie, palce drugiej dłoni zaciskając na cienkiej słomce, wystającej z wysokiej szklanki. Znudzonym wzrokiem obserwuję wędrówkę trójkolorowego drinka, o tak skomplikowanej nazwie, że nie byłabym w stanie poprawnie jej przeliterować. Poszczególne warstwy, pierwotnie wyglądające, jak odmierzone od linijki, zaczynają zlewać się ze sobą, tworząc jednolitą mieszaninę, w kolorze, który trudno jednoznacznie określić. Zamiast jednak szerzej zastanawiać się nad nazwą, po prostu nachylam się nad blatem, pociągając ze słomki łyk alkoholu i stwierdzając, że mimo moich zabiegów, wciąż smakuje tak samo dobrze.
Nie żeby mnie to specjalnie interesowało.
Prostuję się nieznacznie, kątem oka uchwyciwszy spojrzenie barmana, któremu daleko jednak do podejrzliwości. Uśmiecham się słodko, choć wewnętrznie robi mi się niedobrze. W przewieszonej przez ramię, niewielkiej torebce tkwi sfałszowany dowód tożsamości, jednak nikt przy wejściu nie pofatygował się nawet, żeby o niego poprosić - najwidoczniej klub nie ma nic przeciwko obecności szesnastolatek, o ile swoim wyglądem nie psują lokalowi starannie wyrobionej opinii. Stojący za barem mężczyzna również nie wykazuje najmniejszych oznak zainteresowania kwestią mojej pełnoletniości, kiedy rzucając niewybrednymi żartami, serwuje mi kolejne porcje alkoholu. Muszę jednak oddać mu sprawiedliwość, bo swoim wyglądem stanowczo nie przypominam kogoś, kto chodzi jeszcze do szkoły, a jemu z pewnością nie płacą tyle, żeby musiał przejmować się degradacją wartości moralnych kapitolińskiej młodzieży.
Czy coś w tym stylu.
Na krótką chwilę do rzeczywistości przywracają mnie wibracje telefonu komórkowego. Wysuwam go z torebki tylko odrobinę, rzucam jedno krótkie spojrzenie na wyświetlacz i natychmiast wciskam czerwoną słuchawkę. Liczba nieodebranych połączeń przeskakuje z dwudziestu siedmiu na dwadzieścia osiem, a ja, uśmiechając się pod nosem, przytrzymuję przycisk kilka sekund dłużej. Urządzenie wydaje z siebie ciche piknięcie, po czym gaśnie na dobre. Czy to nie cudowne, jak łatwo można wyłączyć prawdziwy świat? Upijam kolejny łyk napoju, licząc na to, że zanim nastanie ranek, uda mi się (choć na chwilę) odciąć w ten sposób również własne wspomnienia. Zdaję sobie sprawę, że będzie to jedynie krótka wycieczka w nieznane, zakończona najprawdopodobniej gigantycznym kacem (fizycznym; te moralne juz dawno przestały mnie dręczyć) i czekającą w domu awanturą, ale ta wizja nie jest na tyle silna, by mogła mnie odstraszyć. Tak samo jak fakt, że mój brat jeździ teraz po mieście, próbując mnie znaleźć, zanim zrobię sobie krzywdę, albo zamarznę na chodniku.
Albo zanim ludzie, którzy zabili Dianę, znajdą mnie pierwsi.
- Nie zmarzniesz w tej, krótkiej sukieneczce, kochanie?
Odwracam wzrok, początkowo szczęśliwa, że ktoś postanowił odegnać myśli, które same z siebie nie chciały się ode mnie odczepić; moja wdzięczność szybko jednak topnieje, gdy zauważam znaczący uśmiech na ustach nieznajomego mężczyzny. Unoszę wyżej brwi, obracając się w jego kierunku i lustrując go wzrokiem od stóp do głów, po czym sama wykrzywiam usta w złośliwym grymasie. Celowo nie poprawiam sukienki, która faktycznie podjechała nieco za wysoko; zamiast tego zakładam nogę za nogę i odrzucam na plecy długie, jasne włosy. Podsumowanie w myślach faceta zajmuje mi sekundę i choć w normalnych okolicznościach zbyłabym go prychnięciem, to tym razem postanawiam pociągnąć rozmowę dalej. Wszystkie przestrogi na temat wdawania się w przelotne znajomości z podejrzanymi osobnikami w barach tracą nagle na ważności - jeśli w ogóle kiedykolwiek ją posiadały. Zdrowy rozsądek, walcząc jeszcze ostatkami sił z wypitym alkoholem, podsuwa mi obrazy z programów telewizyjnych o seryjnych mordercach i gwałcicielach, ale żaden z nich nie robi na mnie większego wrażenia. Osobiście jest mi wszystko jedno, czy siedzący przede mną facet jest psychopatą, czy sprzedawcą guzików. Na chwilę obecną wystarcza mi fakt, że przez przypadek udaje mu się odciągnąć moją uwagę od rzeczy, które przyszłam dzisiaj zostawić za sobą.
- Nie zgwałcą cię w tym wdzianku, kochanie? - pytam, zaprawiając ostatni wyraz może nieco zbyt dużą dawką ironii. Jednym ramieniem opieram się o blat, szklankę z drinkiem przekładając do drugiej ręki, żeby wygodniej było mi pić. Jednocześnie przez cały czas niby od niechcenia bawię się słomką, zataczając w napoju niewielkie, powolne kółeczka. - Ale wypiję za to, żeby twoje szeleczki spełniły dzisiaj swoją rolę i utrzymały spodnie na właściwym miejscu - dodaję, wciąż naśladując jego ton głosu i uśmiechając się odrobinę za szeroko. Początkowo mam zamiar pociągnąć łyk z trzymanego w dłoni naczynia, ale kiedy widzę, jak barman stawia na blacie kolejną porcję przezroczystego płynu, nachylam się w stronę nieznajomego, bez chwili wahania podnoszę kieliszek i - tak samo jak on chwilę wcześniej - opróżniam go za jednym razem.
Może koniec końców wcale nie będzie tak nudno, jak się spodziewałam.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptySro Kwi 23, 2014 1:39 am

Spoglądam na barmana, kiwając w jego stronę porozumiewawczo głową. Nigdy nie sądziłem, że rozpijanie obcych osób może aż tak bardzo polepszać nastrój. W szczególności, kiedy całego dnia nie jestem w stanie zaliczyć do najbardziej udanych w swoim życiu. Wcale nie z powodu starzenia się, w Kapitolu liczy się to jak wyglądasz, nie ile masz lat. Bardziej z powodu ludzi, którzy jak się okazuje w czasie, mają mnie w głębokim oraz szerokim jak morze poważaniu. Może ja też powinienem przestać się nimi przejmować?
Chociaż teraz, gdy widzę, jak kieliszek stoi przed blondynką na blacie, zły urok pryska. Ot, trochę później niż po zachodzie słońca. Przyglądam się jej uważnie, dam jej wygląd bardzo dokładnie. Od samego czubka blond włosów spływających na plecy, przez szczupłą szyję, drobne ramiona… Wędruję swoim spojrzeniem w dół, zaskakująco szybko napotykając koniec sukienki. Następnie przesuwam się po długich nogach aż na same czubki butów. Nie wiem kim jest, gdzie mieszka, czym się zajmuje lub dlaczego nie widziałem jej wcześniej. Ani czy mnie lubi.
Jeszcze.
W odpowiedzi słyszę pytanie mocno zakrapiane ironią, jednak nie przeszkadza mi to. Uśmiecham się przelotnie, gładzę opuszkiem palca krawędź kieliszka. Po prostu chyba podoba mi się sposób, w który wypowiada słowa. Słodkawy smak ironii liter zdaje się przedzierać przez wszystkie bariery i pieścić mój umysł powoli, przechodząc wolnym, wyrachowanym krokiem nieco niżej. Nos przez krótki czas pozostaje niewzruszony dla wonnych pieszczot, uszy także wydają się być zmęczone mechanicznym podgryzaniem, więc bez ogródek przechodzi wprost do bądź na usta wraz z językiem. Zaczyna atakować go serią krótki buziaków, które po niedługim monecie zamieniają się w bardzo chciwe podgryzanie warg i poznawanie swoich języków w bezpośrednim badaniu.
A wszystko utrzymywane w słodkim smaku, który drażnił, uzależniając od siebie kubki smakowe.
Co gorsza, ciągle wysyła mi sygnały z prośbą o więcej. Więcej i mocniej, i coraz dalej, i bardziej odważnie. Nie rozumiem, czemu zdecydowanie mi się to podoba. Nie rozumiem także, w jaki sposób to robi, ale to nieważne. Mam przed sobą cały wieczór, żeby się dowiedzieć. Przez kilka, może kilkadziesiąt sekund wszystkie myśli krążą wokół uroczych rozważań pod czaszką. Są trochę jak dzikie zwierzęta szarpiące padlinę. Ale po co rozkoszować się padliną, skoro można otrzymywać świeżą porcję ukojenia z każdym nowym, fascynującym momentem.
- Sugestia? - odpowiadam pytaniem na pytanie, unosząc brew. To chyba nie świadczy wybitnie dobrze o mojej osobie, w końcu istnieje coś takiego jak zasady dobrego wychowania, savoir-vivre… Przypominam sobie, że je zdążyłem stracić w momencie ocenienia książki po okładce.
Na kolejne zdanie reaguję śmiechem, automatycznie przychylając podbródek do mostka.
- Zawsze możesz sprawdzić wytrzymałość szeleczek. - Komentuję, wykonując bardzo teatralny gest - lewą rękę kieruję w klatki piersiowej, unoszę delikatnie kciukiem pasek. Lekko w górę, lekko w dół. Prawie jak na zachętę!
W krótkim przypomnieniu - mamy dopiero bardzo wczesny wieczór, obserwuję nieznajomą, zastanawiając się, kim jest a także, co ja najlepszego wyprawiam. Zaraz… czym się przejmuję? Noc jest młoda i przygotowana do wysłuchiwania rozmów zakrapianych alkoholem. Drzwi ciągle otwarte, więc w razie wypadku, każde z nas jest w stanie opuścić lokal w przeciągu niecałej minuty.
Zsuwam się ze swojego barowego krzesła.
- Pozwolisz? - Wskazuję ręką na krzesło tuż obok, uśmiecham się szelmowsko. Muzyka wymieszana z nowym towarzystwem sprawia, że nieprzyjemne myśli schowały się w kącie, ustępując miejsca przyjemnościom. Czyżby namiastka dobrych manier postanowiła wyjść ze mnie na zewnątrz? Chyba także nie tym razem, bez odpowiedzi siadam na krześle… bo przecież idealnie zdaję sobie sprawę, że ona nie skieruje w moją stronę negatywnej odpowiedzi. Nawet jeśli, nie wysłucham jej.
- Co młode damy robią w miejscach pełnych grzechów takie jak te? - Podnoszę dłoń i pstrykam w place, dając znak barmanowi, aby podszedł do naszej dwójki. Zjawia się niemal natychmiast, a mnie fascynuje jego zachowanie. Jest trochę jak przykład na niewolnictwo dwudziestego trzeciego wieku. Szeroki uśmiech, nienaganna postura, byle sprzedać jak najwięcej kołowych trunków uciesznym do granic możliwości klientom.
Pozostawiam całkiem zadziornej blondynce dowolność odnoście zamówienia. Zastanawia mnie, co takiego ma w sobie ta dziewczyna, że w przeciągu kilku minut siedzę koło niej, ale bez względu na wszystko…
Chcę ją poznać.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptySro Kwi 23, 2014 10:24 pm

Przez chwilę spodziewam się, że moje słowa urażą nieznajomego i prawie robi mi się z tego powodu przykro. Nie żeby specjalnie obchodziły mnie jego uczucia, po prostu po minucie zastanowienia stwierdzam, że dobrze mi się z nim rozmawia (o ile wymiana ironicznych uwag to już rozmowa). W tym momencie zatrzymuję jednak wzrok na jego ustach (o sekundę za długo), widzę przelotny uśmiech i już wiem, że nasza interakcja nie zakończy się tak szybko. Przypuszczenia potwierdza dodatkowo jego skinięcie głową, co prawda nie w moją stronę, ale stojącego za barem mężczyzny, ale i tak traktuję je jako pewnego rodzaju przytaknięcie na moje własne myśli.
Uśmiecham się z samozadowoleniem. Wewnętrznie, bo wargi pozostają niewzruszone, choć nieznajomy porzucił na chwilę studiowanie mojej twarzy i bezceremonialnie lustruje mnie wzrokiem, nawet nie starając się udawać, że jest inaczej. Ja również się mu przyglądam, z pewnym niezadowoleniem stwierdzając, że jest nieco za bardzo ubrany, żebym miała na czym zawiesić wzrok.
Sugestia?
Unoszę wyżej brwi, tym razem pozwalając już wygiąć się wargom w lekki uśmiech. Naśladuję go, powoli przesuwając palcem po krawędzi kieliszka, który postawił przede mną barman.
- Już nie, skoro musiałeś o to zapytać - odpowiadam, niby od niechcenia odgarniając włosy na jedną stronę, ale ani na chwilę nie odrywając wzroku od jego oczu, które - swoją drogą - mają w sobie coś hipnotyzującego. Podobnie jak śmiech, rozbrzmiewający zaraz po mojej uwadze. Czy mężczyzna zdaje sobie z tego sprawę, a każdy jego gest jest starannie wystudiowany, czy może wprost przeciwnie - nie ma na ten temat pojęcia? Przekrzywiam lekko głowę. Nie jestem pewna. Ale zanim wieczór dobiegnie końca, z pewnością się tego dowiem.
- Proponujesz to wszystkim dziewczynom w barach? - pytam, odchylając się lekko do tyłu i obserwując jak nieznajomy w znaczący sposób naciąga i puszcza przebiegającą przez klatkę piersiową szelkę. Na następne jego pytanie nie odpowiadam, zresztą - wcale nie czeka na moją zgodę, kiedy zsuwa się z barowego stołka i przenosi się na ten bliżej mnie. Nie mogę powiedzieć, żebym była tym zdziwiona. Usatysfakcjonowana? Już bardziej. Ale przecież nie mam zamiaru tego okazywać. Zamiast tego przekładam nogi, zamieniając je miejscami i przypadkowo zahaczając przy tym stopą o błyszczącą nóżkę barowego krzesła, na którym właśnie usiadł mój rozmówca. Przez ten czas ani przez chwilę nie zastanawiam się, co właściwie robię i do czego zmierza nasze... spotkanie? Z braku lepszego określenia, pozostawiam to słowo na miejscu, choć raczej średnio oddaje charakter obecnej interakcji. Nie mogę powiedzieć, żebym przyszła dzisiaj do lokalu z zamiarem wdania się w spontaniczną rozmowę (flirt?) z obcym facetem, ale też w żaden sposób tego nie wykluczałam. Moje sumienie zresztą milczy - albo uciszone alkoholem, albo zbyt oszołomione ostatnimi wydarzeniami, żeby choć ośmielić się odezwać.
A ja nie mam zamiaru go do tego zachęcać.
Kiedy słyszę kolejne słowa, nie odzywam się od razu. Prostuję się lekko, (nie)świadomie przygryzając dolną wargę, jakbym zastanawiała się nad odpowiedzią, jednocześnie przez cały czas lustrując jego twarz i śledząc ewentualne reakcje. Ciekawe, jak długo mogę milczeć, zanim wprawię go w zniecierpliwienie? Nachylam się nieznacznie do przodu, opierając dłonie po obu stronach barowego krzesła (mojego, oczywiście).
- Miałam nadzieję, że ty mi powiesz - mówię w końcu. Staram się zachować przy tym maksimum powagi, ale w pewnym momencie kącik ust sam podrywa się do góry, zdradzając pewne rozbawienie. Zmuszam się jednak do utrzymania kontaktu wzrokowego jeszcze przez chwilę i dopiero później odchylam się z powrotem, odwracając wzrok w kierunku barmana, który pojawił się znikąd.
Uśmiecham się do niego, wahając się, ale tylko przez sekundę, po której stwierdzam, że przyszła pora na to, by kolorowe drinki poszły w odstawkę. Przechylam się przez blat, wypowiadając cicho kilka słów, a niecałą minutę później mężczyzna stawia przed nami kieliszki pełne tego samego, przezroczystego płynu, którymi (do tej pory - samotnie) raczył się mój towarzysz. Podnoszę jeden z nich do ust, ale go nie przechylam, czekając, aż nieznajomy do mnie dołączy, w tym samym momencie stwierdzając, że nazywanie go 'nieznajomym' powoli zaczyna mnie męczyć.
- No to za moje zdrowie i szelki... - urywam, posyłając mu pytające spojrzenie - zdradzisz mi, co powinnam wstawić w tę lukę? - kończę po chwili, uśmiechając się zachęcająco.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptySro Kwi 23, 2014 11:59 pm

Istnieje coś, obok całej despotycznej polityki Snowa, operacjom plastycznym, modyfikacjami ciała oraz ogólnym podnieceniem Głodowymi Igrzyskami, co naprawdę lubię w Kapitolu - mentalność ludzi. Przede wszystkim fakt, że nie jest sztucznie nadmuchiwana, wypychana i modelowana (a to kontrastuje z dużym odsetek piersi w stolicy). Oni po prostu tacy są. W mniejszym lub większym stopniu każdy taki jest.
Sposób bycia i brak jakiegokolwiek tabu.
Zastanawiając się na tym jeszcze kilka sekund… Niezobowiązująco przeczesujesz wzorkiem pomieszczenie, hipotetycznie niczego nie szukasz. Od tak, dla czystej rozrywki. Zatrzymujesz wzrok na jednej z młodych kobiet na wysokich obcasach. Stoi sama, może jest umówiona, może wręcz przeciwnie. Akurat to nie znaczy wiele, przejdźmy do sedna sprawy.
Wydaje ci się, że patrzysz na grzeczną, ułożoną dziewczynkę tatusia, która raczej nie zdaje się gustować w takich przybytkach. Szeroki, pełen troski uśmiech, wyuczone na salonach zachowanie, kulturalne odpowiedzi. Jednak oprócz wyglądu i odgrywanej roli nie ma z nią nic wspólnego. To jest jak kreacja aktorka, pułapka na dzisiejszą zwierzynę. Ponieważ charakterem przypomina raczej kobietę bez kręgosłupa moralnego, panią z domu uciech, marzącą tylko o tym facecie albo tamtym, albo tym stojącym obok wysokiej szatynki, albo o samej szatynce, albo o ich obojgu na raz. Liczyła się dobra zabawa, a jeśli blondynka z mocno wyciętą bluzką na plecach też poszukuje rozrywki. To dlaczego nie może pójść razem z nią?
Po co się ograniczać?
Nawet długa sukienka, droga, szykowna biżuteria nie jest w pewnym momencie zamaskować prawdy. W szczególności, że nie założyła pod nią majtek. Jej prawdziwą naturę poznajesz dopiero wtedy, gdy na nadmie na twój widok słodko usta i sam przekonasz się jak głęboki dekolt ma ta, patrząc z daleka, godna mniszki stylizacja.
Przyznam uczciwie, że zdarzyło mi się poznać kilka takich osób, wielu z powodu alkoholu w krwiobiegu nie pamiętam dokładnie. Wiem tylko, że każda z jednostek, która bez problemu może wmaszerować do omawianej grupy, dobrze całowała niezależnie od płci… bo mężczyźni zdarza się, że bywają nawet gorsi od kobiet. Chociaż nie ma na to zasady.
Tak, pamiętam, że całują wybitnie. Zatoczyłem placem kółko po krawędzi kieliszka.
Zastanawia mnie, ile osób musiało się nam przyglądać w tym momencie, rozmyślając nad tym, czy moja towarzyszka lub ja, zgrabnie rzecz ujmując… ma na sobie komplet bielizny.
- Tego? - Spoglądam teatralnie na lewą szelkę. - Jeszcze nigdy. - Odpowiedź nie jest kłamstwem w żadnym, nawet minimalnym stopniu. Często mówię i często słyszę różne rzeczy, jakiekolwiek się nie wydają z perspektywy czasu, a takiej jeszcze nigdy.
Przyznam, jestem zaskoczony, że wszystko idzie jakby po mojej myśli. Próbuję nie okazywać zadowolenia, które samo przeciska mi się przez mięśnie malując na twarzy uśmieszek.. Nadzwyczaj szybko połyka haczyk… razem ze mną.
- Nie mam pojęcia. Od zawsze wydawało mi się, że próbują się przekonać, jak grzechy smakują w rzeczywistości. Choć mogę się mylić
Odnoszę dziwne i całkowicie słuszne wrażenie, że niby przypadkowy gest nie jest wcale wykonany drogą tak losową. A na mnie działa, cóż, jak elektryczny wstrząs. Przybliżając - porównywalny do tego samego, który wykonuje się, gdy pacjent traci funkcje życiowe całkowicie zanikają, masaż serca to ostatnia droga ratunku. Pomimo tego za wszelką cenę próbuje przywrócić się go do życia. Z tą różnicą, iż ten na (lub w) jego ciele nie wydaje się być bolesny i nie ratuje go ze szponów śmierci. Przez ułamek sekundy  rozchodzi się wzdłuż kręgosłupa - od ostatniego kręgu guzicznego aż po pierwszy kręg szyjny.
Gdy blondynka nachyla się ku kelnerowi, doznaję kolejnego, nieodpartego wrażenia, ze krew w moich żyłach zaczyna płynąć szybciej. Naczynia krwionośne rozszerzają się, a ciśnienie w tętnicach gwałtownie rośnie. Nie trwa to długo, ale odczuwam ogromną chęć, aby jej ciepły oddech właśnie teraz dotknął, razem z całą ironią jej słów, mojej szyi. Zajdę się, że skóra w tych rejonach pragnie tego zaskakująco mocno.
Całe uczucie znika jak iluzja, gdy blondynka ponownie wraca do rozmowy ze mną.
- Rozczaruję się, ale nie zawieram znajomością w barach.- Hipokryzja na najwyższym poziomie, prawda?
Uśmiecham się porozumiewawczo i przechylam kieliszek.
Kładę rękę na blacie i naśladując nogi ludzika zbudowanego z patyczków, stawiam przed dłonią to palec wskazujący, to palec środkowy. Mam wrażenie, że z każdym takim krokiem, troski bijące się gdzieś wewnątrz mnie, opuszczają klatkę piersiową. Zostają samotnie porzucone na zimnie progu mieszkania. Chyba powinienem odczuwać smutek, zgorzknienie, wyrzuty sumienia bądź inne podobne uczucie, natomiast ja wydaję się być dziwnie zadowolony. Z każda imitacją kroku moja ręką wędruje luźno w stronę nieznajomej.
- Ale zapominając o wszystkich zasadach… chyba chciałbym cię poznać.
Widzę jak kolejna kolejka ląduje na sterylnie czystym barze.
- Charles.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyPią Kwi 25, 2014 12:16 am

Nie wiem, czy jest to efekt alkoholu, już teraz szybciej krążącego w moich żyłach, ale z każdą chwilą coraz lepiej bawię się w towarzystwie mężczyzny. Zabawne, bo teoretycznie jedyne, co robimy, to siedzenie przy barze i wymienianie lekko dwuznacznych uwag - a przynajmniej tak wygląda to z zewnątrz. Dla mnie już dawno przestało się liczyć to, co słyszę; po co bowiem skupiać się na słowach, skoro gesty i mimika potrafią być tak fascynujące?
Łapię się na tym, że coraz więcej czasu spędzam na obserwowaniu dyskretnych impulsów, przebiegających przez twarz nieznajomego. Czuję się prawie jakbym oglądała jednoosobową sztukę teatralną, której jestem zarówno jedynym widzem, jak i... reżyserem? Może nie jest to odpowiednie słowo, ale nie da się ukryć, że moje przypadkowe gesty nie przechodzą bez echa. Uśmiecham się pod nosem, do siebie, chociaż żadne z nas nie powiedziało nic zabawnego; podciągnięcie kącików ust do góry nie jest jednak w tym wypadku oznaką wesołości, a cichej satysfakcji. Bo mimo iż to on zainicjował naszą rozmowę, mam wrażenie, że bardzo szybko dołączyłam do rozpoczętej gry, bez problemu podłapując jej zasady; może nawet kilka samodzielnie ustalając.
- Ciekawa teoria - mówię cicho, na chwilę odwracając wzrok od mężczyzny i niby od niechcenia rysując palcem skomplikowane wzorki na barowym blacie. Poprawiam się na krześle, moja lewa noga już na stałe odnajduje sobie całkiem wygodne miejsce podejrzanie blisko stołka naprzeciwko. Celowo utrzymuję jednak bezpieczny dystans od łydki nieznajomego; może niezbyt duży, ale też zauważalny. Czy mnie to bawi? Może nie zabrzmi to najlepiej, ale... bardziej niż powinno.
Następne słowa mężczyzny bardzo szybko pomagają mu odzyskać moją pełną uwagę. Przez sekundę - jedną, krótką sekundę - odwracam się w jego kierunku, rzucając mu zaskoczone spojrzenie. Jestem pewna, że nie trwa ono dłużej niż mrugnięcie powieką, bo natychmiast zastępuję je pozorną obojętnością, ale i tak w pewien sposób jestem niezadowolona, że przybrana maska opadła, nawet jeśli stało się to tylko na moment. Unoszę wyżej brew z niedowierzaniem i uśmiecham się podejrzliwie, starając się zamaskować efekt; nie jestem pewna, z jakim skutkiem. Nie odzywam się jednak, podświadomie przeczuwając (licząc na?) ciąg dalszy. Nieznajomy nie ma jednak zamiaru tak łatwo odpuścić; widzę, jak gra na czas, najpierw opróżniając kieliszek (co robię razem z nim; czuję, że dodatkowe procenty w krwioobiegu mogą okazać się przydatne w niedalekiej przyszłości), a następnie odgrywa osobistą, niespieszną pantomimę. Odruchowo kieruję wzrok na jego przebierające po blacie palce, odczuwając coraz silniejszą frustrację i zniecierpliwienie; powstrzymanie się od wyciągnięcia ręki i zatrzymania fantomowego ludzika kosztuje mnie zdecydowanie zbyt dużo silnej woli. Podobnie jak zduszenie w sobie cichego prychnięcia.
Oczekiwane słowa w końcu jednak padają, a zaraz za nimi jeszcze jedno, na które czekałam. Charles. Wypowiadam wyraz w myślach, brzmi niespodziewanie dobrze i intrygująco. Na mojej twarzy odmalowuje się niejako triumf, a gra, której końca przez moment się obawiałam, bez przeszkód może toczyć się dalej. A ja już wiem, jaki będzie mój następny ruch.
- Zdradzić ci sekret, Charles? - pytam, choć zdanie równie dobrze mogłoby zostać pozbawione znaku zapytania, bo nie mam zamiaru czekać na odpowiedź. Przez kilka sekund jednak milczę, dając mężczyźnie złudne poczucie wyboru, choć i tak bardzo bym się zdziwiła, gdyby zdecydował się na zaprzeczenie. To byłoby zupełnie bezsensowne i... niepasujące. Co nie oznacza, że wykluczam taką ewentualność. W końcu siedzącego przede mną człowieka znam zaledwie od kilkunastu minut.
Niezależnie jednak od odpowiedzi (albo jej braku), wychylam się do przodu; ponieważ wciąż jestem zbyt daleko, wyciągam rękę, a moje palce bez zawahania oplatają szelkę, by w następnej chwili pociągnąć ją do przodu, zmuszając tym samym Charlesa do przybliżenia się do mnie. Przez sekundę wygląda to tak, jakbym chciała go pocałować, ale w ostatniej chwili moja twarz zbacza z kursu, kierując się nieco w lewo, a usta zatrzymują się przy jego uchu. Przez cały czas nie puszczam paska materiału, między innymi dlatego, że pomaga utrzymać mi równowagę.
- Ja też nie zawieram znajomości w barach - mówię cicho, bardzo cicho. Mimo, że moje wargi poruszają się o milimetry od jego skóry, jestem pewna, że musi nasłuchiwać, by mnie zrozumieć. Po plecach przebiega mi lekki dreszcz, a serce nieznacznie przyspiesza. - Ale - kontynuuję, nie spiesząc się. W nozdrzach czuję delikatną woń perfum. Nie rozpoznaję co prawda zapachu, ale muszę przyznać, że mi się podoba. - Kto powiedział, że musimy zawrzeć naszą tutaj? - pytam, ledwie zauważalnie podkreślając ostatnie słowo. Zatrzymuję się w miejscu na ostatnich kilka sekund, po czym (z pewnym ociąganiem) odsuwam się, opadając z powrotem na swoje krzesło. Zamiast jednak zwyczajnie puścić szelkę, starannie odkładam ją na miejsce, na koniec wygładzając dłonią materiał koszuli. - Twoje zdrowie - mówię, już normalnym tonem, jakby nic, co się przed chwilą wydarzyło, nie miało miejsca. Następnie podnoszę do ust kolejny kieliszek i opróżniam go za jednym razem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyPią Kwi 25, 2014 2:19 am

Podnoszę do ust kolejny kieliszek, bo przecież nie mogę i nawet nie śmiałbym zostawić go tak samotnego na pastwę okropnego losu oraz ciągle trzeźwych, bardzo nudnych ludzi. Wydaję mi się nawet, że takie zachowanie stałoby się zniewagą dla wyjątkowo skrupulatnego w podawaniu kolejnych porcji alkoholu barmana… a ja jestem pokojowy, nie mam w zamiarze nikogo urażać.
Przez krótki moment zastanawia mnie, czy tak naprawdę znajduję się w barze razem z dziewczyną, której imienia nie znam, jeszcze. Może to tylko część mojego zainfekowanego alkoholem umysłu płata mi figle. Nie mam bladego (od zawsze intryguje mnie czemu jest blade, bo z zielonym daję sobie jakoś radę… zawsze można mówić o jasnym pojęciu, prawda?)… więc nie posiadając jasnego pojęcia, czy piję coś mocniejszego, czy może kieliszki w jakiś zaczarowany sposób są większe, czy może to wina (zasługa?) faktu, że nie jadłem za wiele dzisiejszego dnia. Choć najbardziej możliwa wydaje mi się największa, górująca nad wszystkimi innymi przyczyna - odczuwam się, iż pomieszczane trunki wraz z podnieceniem i rozszerzone naczynia krwionośne łatwiej a także szybciej pochłaniają substancję. To zdecydowanie powód, dzięki którego wysokoprocentowa woda z taką nieskrępowaną łatwością dociera do każdej komórki w ciele.
Byle tylko z alkoholem.
W tym momencie sam skład krwi wydaje mi się intrygującym zagadnieniem. Chyba nie błądzę stwierdzając, że androgeny albo sama fenyloetyloamina wymieszana jest w zaskakujących ilościach. I tak, potrafię się przyznać, sam przed sobą, że odczuwam rodzaj pożądania, które budzi pożądanie. Nie zdaję sobie sprawy w jaki sposób to działa, ale nie zapominając - najlepszą metodą naukową są doświadczenia. Spoglądam na kolejny kieliszek, który wyrasta jak spod ziemi, bez chwili zawahania przechylam jego zawartość wprost do mojej jamy ustnej.
Czekam na dalszy bieg wydarzeń. A przy okazji zaczynam zaskakiwać sam siebie. Posiadam gdzieś głęboko zakorzenioną, niezepsutą w okropnych czasach moralność, którą aktualnie (wybitnie skutecznie) topię, ponieważ woła do mnie coś na kształt: „Nie powinno dawać ci to tyle przyjemności!”. Jednak stwierdzam z całkowitym zadowoleniem – sprawia jeszcze więcej. Co lepsza… nie zrezygnuję z niej pierwszy, za żadne skarby tego świata.
- Jeśli chciałabyś jeszcze jakaś poznać, mam ich kilka - odpowiadam z zadziwiająco szelmowskim uśmiechem, ostatnie słowa brzmią inaczej niżeli początek zdania. Oczywiście, mam na uwadze tylko te nudne teorie dotyczące książkowych zagadnień, czytania gazety lub sztucznych uśmiechu. Nic więcej.
Od dłuższej chwili czuję jak jej noga z zupełnym spokojem zajmuje miejsce na moim krześle. Gra trwa w najlepsze, idąc zaskakująco szybko. Wygląda to jak pewne wyobrażanie, prawie błyskotliwa myśl.
Jest prano i ciasno jak w małym bloku na przedmieściach. Zza każdych drzwi wyłaniają się kłęby dymu papierosowego. Stoję w ciasnym pokoju jako szary obserwator zabawy dwójki młodych ludzi. Uśmiechają się, podgryzają swoje wargi, rozkoszują się sobą, pomimo tego, że świetnie wiedzą, na czym im zależy. Palce mężczyzny rozpinają złoty zamek, a szczupłe, kobiece, lekko kościste skutecznie unicestwiają guziki na klatce piersiowej oraz poniżej jej linii. Niedługo po tym ubrania padają niezgrabie na podłogę.
To świetne porównanie: nasza rozmowa toczy się w identyczny sposób, co sukienka z zamkiem błyskawicznym spadająca z porcelanowych ramion albo zachłannie rozpinana koszula kochanka. Z małą różnicą… nie całujemy się.
Prostuję palce dłoni i wracam ręką na poprzednie miejsce. Tym samym pomaga mi w podpieraniu się o blat, a to, cóż, nie trwam w takiej pozie długo. Dziewczyna łapie pasek od moich szelek, przyciągając siebie do mojego ciała. (Do zanotowania: pierwsze zastosowanie szelek tego wieczora… gdybym był w stanie spojrzałbym na zegarek.) Zajmuje pozę jakby do pocałunku. Szybko przekonuję się, że nachyla się tylko ku mojemu uchu. Słyszę aksamitny głos, a krew znaczna przez chwilę szybciej płynąć. W odpowiedzi mam ochotę pokiwać jej głową jak przedszkolak, ale mam także świadomość, że z przedszkolakami nie dzieli się żadnych sekretów. Z niemałym trudem powstrzymuję się.
Milczę.
Słowa jakby docierały do mnie z chwilowym opóźnieniem, ponieważ jedyne na czym się koncertuję to dotyk jej dłoni niby opiekuńczy, aseksualny, chociaż z dokładnie odwrotnym działaniem. Mam wrażenie, że ciepło wprost z jej dłoni przeżywa mnie całego, rozchodzi się po ciele w postaci zupełnie nowego impulsu elektrycznego. On równie mocno budzi mnie do życia.
Podnoszę kieliszek, nie pozwolę sobie na ominięcie kolejki w tak świetnym towarzystwie. I w akompaniamencie kolejnej dawki alkoholu, zabieranych kieliszków, myśli obijających się to tu, to tam, wypowiadam następujące słowa.
- Nie będziesz bała poznawać się z obcym mężczyzną gdzieś poza miejscem pełnym ludzi? - Po raz kolejny unoszę brew, chyba dzieje się to z automatu. - Zaskakujące - mamroczę, mimowolnie zerkając w dół na jej nogę. Wciągam głośno powietrze.
- Skoro jesteśmy już przy wyjawianiu sekretów - celowo z każdym słowem ściszam głos i nachylam się ku mojej rozmówczyni. Obieram ten sam punkt, co przez momentem ona. Odczekuję kilka sekund, tuż przy jej uchu. Przy użyciu dłoni odgarniam włosy do tyłu. Hipotetycznie, dla lepszego odbioru.
- A jak ty masz na imię?- Wypowiadam chrapliwie każde słowo. Zerkam na ucho, potem na złoty, spływający w dół kolczyk. Powinien się już cofnąć, tak? Nic z tych rzeczy. Jeszcze raz przybliżam usta do małżowiny i dokonuję finalizacji przerażającego, uknutego w sekundach planu.
Podgryzam delikatnie jej ucho, gdzieś w płatek a zawiniętą krawędź ucha. Wydaję mi się być to dość słusznym rewanżem.
Jawna metafora zgryźliwości słów, a przecież najskuteczniejsza jest technika wroga.
Momentalnie cofam się, sekundę później bezbarwna ciesz znajduje się w moich ustach.
Myślę, że kiedy słowa przez moment tracą na wartości, zyskują gesty. Urocza i tajemnicza blondynko, dwa do dwóch? Nie powinnaś gładzić po piersi nieznajomych, nie zdając sobie sprawy, że przekraczasz pewną wyimaginowaną granicę.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptySob Kwi 26, 2014 12:03 am

Nie jestem pewna, dlaczego tak się dzieje, ale nadchodzi moment, w którym całkowicie przestaję zauważać innych ludzi. Roześmiana para nieopodal, od kilku ostatnich minut budząca we mnie irytację, zlewa się z tłem, stając się niczym innym, jak jego częścią - podobnie zresztą, jak pozostali obecni w barze klienci. Z żywego, oddychającego tłumu, zamieniają się w elementy dekoracji, a sama przestrzeń wokół nas wydaje się zawężać do dwóch stołków i tego fragmentu blatu, na którym coraz szybciej lądują (i znikają) kolejne kieliszki. Nawet barman pozostaje gdzieś poza moim zasięgiem i choć od czasu do czasu dostrzegam go kątem oka, to gdyby padł teraz trupem, nie wychwyciłabym różnicy. Ktoś mógłby wysnuć teorię, że to osiągający coraz wyższe stężenie alkohol przytępia moje zmysły i pewnie do pewnego stopnia miałby rację; oprócz tego, że owe przytępienie działa wyjątkowo wybiórczo, jedne bodźce ignorując, a na inne... cóż, kładąc większy nacisk.
Na przykład głos Charlesa dociera do mnie idealnie czysto i wyraźnie.
Spoglądam na niego z zainteresowaniem, choć nie jest ono spowodowane nieodpartą chęcią poznania wszystkich teorii, które zgromadził za cienką warstwą skóry i kości czaszki; rozmowa co prawda toczy się całkiem przyjemnie, ale chyba żadne z nas nie spodziewa się, że to właśnie na niej zakończy się dzisiejszy wieczór. Z drugiej strony - nigdy nic nie wiadomo. Być może mężczyzna szuka tylko i wyłącznie towarzystwa słuchaczki?
Prawie zaczynam się śmiać.
Tak jak się spodziewałam, Charles nie pozostaje obojętny na moją małą prowokację, co jednocześnie przyprawia mnie o kolejną porcję satysfakcji, jak i pewnego... niepokoju? Przyznaję, że jego pytanie na moment (niezbyt długi) wyciąga z otumanionych alkoholem myśli pijacko odurzony zdrowy rozsądek, który desperackim głosem dogorywającego, pogrzebanego żywcem człowieka, próbuje uświadomić mnie, że oto łamię wszystkie oczywiste reguły; z grobu obok wtóruje mu instynkt samozachowawczy, po czym zarówno jedno, jak i drugie, odbywa krótką, acz brutalną walkę z kolejnymi dwoma kieliszkami alkoholu oraz moim własnym widzimisię.
Alkohol i ja wygrywamy w pierwszej rundzie.
- Wiesz co mówią o strachu - odzywam się, z uśmiechem, który chyba już na stałe zadomowił się na moich ustach. - Możesz dać mu się obezwładnić... - Widzę, jak zerka w dół, na moją nogę. Powstrzymuję odruch naciągnięcia sukienki odrobinę niżej. - Albo się z nim zmierzyć - kończę, wyciągając do przodu rękę i palcem lekko popychając jego podbródek w górę, zmuszając go, żeby patrzył na mnie. I stanowczo zbyt dobrze się przy tym bawię.
Z tropu zbija mnie dopiero chwila, w której mężczyzna nachyla się w moją stronę, zatrzymując wargi tuż przy moim uchu. Nie do końca rozumiem, dlaczego - przecież przed sekundą sama zrobiłam to samo, prawda? Być może chodzi o fakt posiadania kontroli nad sytuacją lub jej braku, bo o ile miałam ją wcześniej, to teraz czuję się dziwnie bezbronna. Odruchowo wciągam gwałtowniej powietrze i ponownie owiewa mnie woń perfum. Jego ciepły oddech łaskocze mnie w szyję; jestem pewna, że skóra w tamtym miejscu pokrywa się właśnie gęsią skórką. Słyszę delikatny szum krwi i muszę się skupić, żeby z wypowiadanych przez niego zdań wyłowić jakikolwiek sens, a zadania bynajmniej nie ułatwia mi dotyk jego dłoni, odgarniającej do tyłu luźnie kosmyki włosów. Moje serce przyspiesza gwałtownie, gubiąc regularny rytm; przez sekundę ogarnia mnie irracjonalna obawa, że Charles je usłyszy i cała misternie odgrywana obojętność straci na wiarygodności.
Gdzieś wewnątrz całego tego chaosu dociera do mnie pytanie o imię, choć szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy nie zadałam go sobie sama. Otwieram usta, próbując poskładać pomieszane sylaby w sensowną odpowiedź, ale nie mam dużo czasu na zastanowienie, bo w następnej chwili czuję dotyk najpierw warg, a później zębów Charlesa. Moja dłoń zaciska się mocniej na niewielkim kieliszku, na dobre tracę też zdolność mówienia. Jestem wdzięczna, że mężczyzna nie widzi mojej twarzy, bo przez krótki moment, mimika z całą pewnością wyprawia, co jej się podoba. Muszę przyznać, że nie doceniłam wcześniej mojego towarzysza; dopiero teraz widzę, jak pozornie trzymając się rozpoczętej przeze mnie gry, z łatwością narzuca własne warunki. W samym geście jest coś niebezpiecznego, nie jednak na tyle, żeby zmusić mnie do wycofania się.
Kiedy się odsuwa, serce nadal bije przyspieszonym rytmem, ale mnie samej udaje się już opanować w większym stopniu. A przynajmniej na tyle, żeby zaplanować kolejny krok. Nie wykonuję go jednak od razu; mimo, że alkohol już porządnie miesza mi w głowie, wypijam następną kolejkę, po to by sekundę później zsunąć się z krzesła. Robię dwa kroki w stronę Charlesa.
- Skoro już jesteśmy przy wyjawianiu sekretów - powtarzam za nim, naśladując jego cichnący głos i zanim zdąży się zorientować, co robię, staję na palcach, jednocześnie zaciskając dłoń na materiale jego koszuli. Przyciągam go do siebie, lecz tym razem nie uciekam w ostatniej chwili w bok; nasze usta łączą się w szybkim pocałunku, nie daję jednak mężczyźnie czasu na reakcję. Odsuwam się prawie od razu, na koniec chwytając delikatnie zębami jego dolną wargę i ciągnąc ją lekko w swoją stronę. - Ashe - przedstawiam się, bo przecież wypada. Cofam się o krok, uśmiechając się pod nosem, gdzieś w międzyczasie chwytając swoją kurtkę. - Miło było cię poznać, Charles - dodaję jeszcze, po czym jak gdyby nigdy nic, odwracam się i ruszam w stronę wyjścia. Przy samych drzwiach oglądam się jednak przez ramię, posyłając mu znaczące spojrzenie - na wszelki wypadek.
Wychodzę na zewnątrz. Kurtka jest zdecydowanie zbyt cienka i krótka jak na luty, ale kto by się tym przejmował, skoro bezpośrednio przy lokalu znajduje się postój taksówek? Podchodzę do pierwszej, wsiadam do środka, a zamiast podać adres, proszę kierowcę, by chwilę zaczekał.
Koniec końców, spodziewam się towarzystwa.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptySob Kwi 26, 2014 1:46 am

Echo moralności cichym głosem próbuje wyprzeć mnie jakąś presję. Słyszę jego przyciszony głos szeptając mi do lewego i prawego ucha imiona, nazwy wpajanych wzorców. Na trzeźwo przejąłbym się sporą częścią z nich, ponieważ tak agresywny, balansujący na granicy erotyzmu a wulgaryzmu flirt (o ile jeszcze nim jest) z obcymi nie leży w mojej naturze. Choć istnieje też opcja, że po postu normalnie tego nie zauważam, grywając ze wszystkimi w takie gierki… Co raczej należy wykluczyć. Jednak wracając do trudnych słów tak namiętnie szeptanych przez sumienie, to nie rozumiem ich znacznej części. Zapewne z powodu, że niknące już całkowicie echo, nie robi tego w tak przekonywujący sposób, co moja rozmówczyni. A twarz Josha staje się jakaś wybitnie obca, szybko znika za kłębami dymu papierosowego, tłumiącymi się w końcu sali.
Jak sądzę i na co bardzo liczę, pieprzone echo sumienia (w skrócie pes, brzmi prawie jak pies!) odzywa się we mnie po raz ostatni. Opróżniam kolejne kieliszek i składam sobie milczącą obietnicę, że jeżeli nie stanie się to z racji zwartości promili krążących w mojej krwi, to ja sam nie pozwolę mu dość do głosu już ani razu w najbliższych dwudziestu czterech godzinach… może nawet czterdziestu ośmiu.
Wszystko zależy od ciągle sprzyjającego nam losu.
Zastanawia mnie, czy podczas całej naszej uroczej konwersacji szelmowski uśmieszek schodzi mi z twarzy. W ciągu monotonnego dnia każdy uznałby go za objaw pewnej ekscentryczności, oderwania od świata, głupiego zadowolenia. Na szczęście sytuacja, w której się znajdujemy nie należy do tych, w których pijemy poranną kawę. Skurcz policzków jest tak naturalny, potrzebny, że od dłuższego czasu nie odczuwam związanego z nim dziwnego dyskomfortu. Absolutnie naturalny, absolutnie idealnie pasujący do naszej gry.
W cokolwiek gramy razem, gdyż dranica pomiędzy moją grą a jej grą wypada nam z rąk kilka ulotnych chwil temu, rozbijając się na milion kawałeczków, których nie uda się skleić już nikomu.
Blondynka palcem podnosi mój podbródek a ja, zupełnie ulegając przemyślanemu działaniu, spoglądam jej prosto w oczy.
Są niebieskie.
Przywołuję sobie ten fakt, żeby przypadkiem nie utonąć w kolorze jej tęczówki. Widzę to wyraźniej niż w wcześniej i jeszcze bardziej zaczynają mi się podobać. Jest w nich coś niebezpiecznego. Przez nie w pewnym sensie zaczną brakować mi tchu. Od tak, odnoszę wrażenie, że ktoś trzyma moją głowę pod wodą. Ja miotam się tylko przez momencik, bo łatwo poddaje się magii chwili… co z tego, że grozi mi utonięcie.
Daje się obezwładnić strachowi, o którym mówi? Nie sądzę. Z prostej przyczyny, morze wydaje się być niebezpieczne, bezgraniczne, piękne, groźne. Tak samo maluje się niebieski kolor jej oczu z tym wyjątkiem, że posiadam bezpieczną świadomość - nie utonę. Nie rozumiem tego do końca, ale ona nie pozwoli mi utonąć, w najbardziej podstawowym znaczeniu tego słowa.
Ponownie skupiam się na słowach i bardzo wymownych gestach. Początkowo, gdy zsuwa się ze swojego krzesła, nie rozumiem, czemu to robi. Po niespełna dziesięciu, odmierzonych sekundach, nie tyle, co widzę to, a przekonuję się o tym na własnej skórze. Przyciąga mnie za materiał jedwabnej koszuli, w ostatniej chwili nie wycofuje się ku uchu. Wszystkie wyrazy pieczętuje gorącym pocałunkiem złożonym na moich ustach.
Ciepło rozlewa się twarzy. Słodkawy smak jej gestu miesza się wraz z alkoholem, który tym razem nie otępia, tylko potęguje wrażenia. Zwykły pocałunek sprawia mi za dużo przyjemności i zdecydowanie za szybko się kończy. Każda komórka mojego ciała nie myśli o niczym innym. Marzy, by poczuć jeszcze raz jej wargi na moich, razem z podgryzieniem, które tak bardzo lubię.
Nie sądziłem, że tak drobna dziewczyna może robić to tak dobrze.
Siedzę na krześle, patrząc na odchodzącą Ashe (tak ma na imię). Próbuję dość do tego, co między nami zaszło oraz do czego tak naprawdę zmierza to błędne koło. Odtwarzam kluczowe momenty w kółko, wadząc za nią wzrokiem. Kiedy spoglądam na mnie wymownie… chyba wiem.
Wykładam na blat dwa banknoty, które na pewno wystarczą na pokrycie naszego rachunku razem z napiwkiem. Łapię płacz, niechlujnie zaciągając go na ramiona. Nie ma czasu, aby go zapinać. W sumie i tak pewnie się nie przyda. Wybiegam przed budynek, po chwili dostrzegam ją, siedzącą na miejscu pasażera w taksówce. Nie wiem czy to jasna sugestia, czy definitywny koniec naszego spotkania. Nogi same mnie niosą.
Pewnym ruchem otwieram drzwi taksówki, oczywiście te tuż koło siedzenia Ashe. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy, bo z każdą sekundą odnoszę dziwne wrażenie, że gierki w barze to nic, prawdziwa gra dopiero się zaczyna. Chyba w moim wieku nie powinienem się tak zachowywać, ale najwidoczniej alkohol zmieszany z podnieceniem oraz pocałunkami całkowicie przejmuje nade mną kontrolę.
Nachylam się ku wejściu do samochodu, ale oczywiście nie w celu założonym przez producenta. Zbliżam się do twarzy dziewczyny odwzajemniając jej wcześniejszą igraszkę. Całuję ją przez kilka sekund, ale czemu mam się ograniczać. Zaczynam napierać na nią umyślnie ciężarem swojego ciała, tak, aby się na niej nie położyć, ale pokazać, że rzeczywiście istnieje.
Ja, moje perfumy, ciepło.
Pozostawiam na jej twarzy kolejny, dłuży od poprzedniego, przepełniony zachłannością pocałunek. Obecność taksówkarza nie wydaje się mi być krępująca. Właściwe nawet o nim nie pamiętam, nawet jeśli na nas patrzy to tylko bardziej podniecające. Będąc złączonymi w jednym buziaku (jasne), rozpinam Ashe kurtkę. Odsłaniam sobie nową powierzchnię do całowania. Dotykam jej dekoltu kilkukrotnie opuszkami palców i nakierowuję swoje wargi na ten obszar.
Nie mam pojęcia, ile to trwa. Nie przerywam tego do momentu, w którym, znajdując się na miejscu odbiorcy oczekiwałbym czegoś więcej lub zostałbym bardzo zawiedziony przerwaniem tak cudownej rozgrywki.
Przez chwilę patrzę jej prosto w oczy, próbując odczytać z nich jakiekolwiek emocje. Nie ukrywam swojego lekko przyśpieszonego oddechu. Całuję ją po raz ostatni w tej serii. Krótko, ale mocno. Na zakończenie przykrywając wargę i przyciągając ją do siebie.
Zgrabnie wyciągam swoje ciało z auta.
- Zapomniałaś dać mi prezent na urodziny, które, jak się zabawnie składa, są dziś, Ashe. - Mówię, tym samym nie kryjąc zadowolenia. Nie dodaję nic więcej, trzaskam głośno drzwiami i odwracam się tyłem do półleżącej tam młodej dziewczyny. Na pewno nie ruszę się z tego miejsca przez najbliższą minutę.
W myślach odtwarzam przebieg tuż od zajścia w barze aż do teraz.
Twój ruch, A s h e?
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyPon Kwi 28, 2014 12:59 am

Mimo że nie mija nawet pięć minut, siedzenie w pustej (jak dla mnie; kierowca, podobnie jak barman, stanowi jedynie element tła) taksówce, nieznośnie mi się dłuży. Moje paznokcie nieco nerwowo postukują w idealnie czystą tapicerkę, a oczy błądzą od wejścia do lokalu, do wylotu uliczki, kiedy z trudem zmuszam się, by przez cały czas nie wpatrywać się w to pierwsze. Gdzieś zza alkoholowego otumanienia ponownie zaczyna wychylać się zdrowy rozsądek, a ja żałuję, że nie wypiłam więcej. Tutaj nie mogę w żaden sposób naprawić tego uchybienia - w zasięgu ręki nie mam ani kieliszka z przezroczystym płynem, ani żadnego innego... bodźca na odciągnięcie uwagi. Po krótkiej chwili dochodzę jednak do wniosku, że może to i lepiej; koniec końców, nie zdążyłam zrobić jeszcze żadnej poważniejszej głupoty. Całość może zostać zapomniana w każdej chwili, odłożona na półkę i szybko zagracona innymi sprawami.
A raczej mogłaby, gdyby w drzwiach baru nie pojawiła się nagle sylwetka Charlesa.
Natychmiast odwracam głowę w stronę przedniej szyby, jakbym wcale nie patrzyła w tamtym kierunku, ale palce jeszcze szybciej przebierają po obiciu. W mig zapominam o wszystkim, o czym myślałam przed chwilą, a jakiekolwiek inne uczucia zostają przykryte przez ciekawość. Na ustach pojawia się delikatny uśmiech, najprawdopodobniej na wspomnienie ostatnich minut spędzonych w lokalu i miny mężczyzny, kiedy odsunęłam się od niego. Co jak co, ale w tamtym momencie wygrywam - czymkolwiek jest to, w co właściwie gramy.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwiczek, odwracam się z pełnym satysfakcji uśmiechem, zadowolona, że zrobił dokładnie to, co chciałam, idąc za mną jak po sznurku, ale nie mam zbyt wiele czasu na nacieszenie się tym faktem, bo zanim zdążę choć pomyśleć o odezwaniu się, moje wargi są zajęte zupełnie inną czynnością. Przez kilka sekund jestem tak zaskoczona zachłannością pocałunku, że nie reaguję, całkowicie zbita z tropu (tak uczciwie - kto nie byłby na moim miejscu?), ale choć myśli rozbiegają się we wszystkie strony, ciało nie potrzebuje wiele czasu na dostosowanie się do sytuacji. Prawą ręką odruchowo łapię za krawędź fotela, chroniąc się przed utratą równowagi, bo czuję, jak ciało Charlesa coraz mocniej na mnie napiera; lewa dłoń ląduje na jego karku, czy to w próbie podtrzymania mnie w górze, czy... przytrzymania go przy sobie. Temu ostatniemu w myślach natychmiast zaprzeczam, chociaż usta twierdzą coś zupełnie innego, gdy wbrew mojej woli (jasne) odwzajemniają pocałunek.
Nie jest mi jednak dane cieszyć się nim długo. Słyszę dźwięk zamka błyskawicznego, skórę na dekolcie owiewa mi chłodne powietrze - ale tylko przez sekundę. W następnym momencie czuję na niej błądzące opuszki palców, do których szybko dołączają usta. Przygryzam dolną wargę, przymykając jednocześnie oczy, a z gardła wyrywa mi się ciche westchnięcie.
Co ja tam mówiłam? Że wygrywam? Niech go szlag, czas przeszły.
Dziwne jest to, że ani przez chwilę nie zastanawiam się, co tak właściwie robię, a przecież (nie da się ukryć) sytuacja bynajmniej nie należy do codziennych. W tamtym momencie jednak jedyne, o czym jestem w stanie myśleć, to to, żeby już nigdy nie musieć wysiadać z tej taksówki. Dlatego kiedy Charles podnosi na mnie wzrok, w moich oczach, obok całej gamy innych uczuć, maluje się też pewne niezadowolenie, zgaszone na kilka kolejnych sekund następnym pocałunkiem. Zdaję sobie jednak sprawę, że gra wciąż trwa; gdy więc mężczyzna chwyta zębami moją dolną wargę, ciągnąc ją lekko do siebie w identyczny sposób, jak ja w barze, już wiem, co zaraz nastąpi. I nie mylę się, bo już sekundę później patrzę na zamykające się drzwi, a żegna mnie - a jakże - kolejny obarczony podtekstem komentarz. Mam ochotę się roześmiać, kiedy tak wpatruję się w plecy Charlesa, nadal czując na szyi i dekolcie echo jego pocałunków. Muszę przyznać, że nie doceniłam przeciwnika.
Ponieważ wiem, że mężczyzna nie odpuści tak szybko, daję sobie równo dwadzieścia sekund na wyrównanie oddechu i lekkie doprowadzenie się do porządku. Później odczekuję kolejne czterdzieści, tak po prostu, bez powodu. Na koniec rzucam przepraszające spojrzenie kierowcy taksówki (z premedytacją nie patrząc na jego wyraz twarzy) i nie spiesząc się, wysiadam z samochodu.
- Urodziny, powiadasz? - odzywam się, powoli zamykając drzwiczki. Twarz i dekolt owiewa mi chłodne powietrze, a skóra pokrywa się gęsią skórką, ale celowo nie zapinam z powrotem kurtki. Przywołuję na twarz najniewinniejszy uśmiech, na jaki mnie stać, po czym tym samym, niezbyt szybkim tempem, obchodzę mężczyznę dookoła. Ze zdziwieniem stwierdzam, że muszę bardziej niż zwykle skupić się na utrzymaniu równowagi i bynajmniej nie jest to wina zbyt wysokich szpilek. Myśli wydają się jednak czyste. Na mój gust - może nawet zbyt czyste. - Mam nadzieję, że nie jest to tekst, na który podrywasz wszystkie bezbronne dziewczyny - dodaję, stając bezpośrednio przed nim i zerkając w górę. Nieznacznie; kilkanaście dodatkowych centymetrów, które zapewniają mi buty, spełniają swoje zadanie. - Bo to by było w wyjątkowo złym guście. - Unoszę do góry dłoń, a mój kciuk niespiesznym gestem ściera z jego warg i części policzka ślady szminki. - Ale zakładając, że mówisz prawdę - kontynuuję, podczas gdy ręka wędruje w dół; opuszki palców przejeżdżają delikatnie po linii szczęki, szyi, przypadkowo zaczepiają o krawędź koszuli. - To będziemy potrzebowali więcej niż kilku drinków, żeby właściwie je uczcić - kończę. Moja dłoń zjeżdża powoli po klatce piersiowej i brzuchu, korzystając z faktu, że Charles zapomniał zapiąć płaszcz. Zatrzymuje się jednak kilka milimetrów nad krawędzią spodni, po czym cofam ją, nadal uśmiechając się niewinnie. - Po drodze będziesz mógł opowiedzieć mi nieco więcej o tym prezencie - zauważam jeszcze, odwracając się, a mój wzrok spoczywa na niezbyt oddalonej witrynie całodobowego sklepu monopolowego. Robię kilka kroków do przodu. Chyba nie muszę przejmować się tym, czy mężczyzna postanowi do mnie dołączyć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 EmptyNie Maj 11, 2014 12:56 am

Stoję tyłem do taksówki, dając mojej jakże uroczej towarzyszce czas na dokładne rozważenie każdego z możliwych wariatów dalszego działania. Fakt faktem - osobiście nie widzę innego wyjścia niż opuszczenie auta… Choć nie oznacza to mojej całkowitej pewności, co do jej kolejnego ruchu. Tak się składa, że obok tej najbardziej moim zdaniem realnej wizji, siedziała druga. Zajmując drugie krzesło, przekładała spokojnie nogę na nogę, wykrzywiając usta w kpiącym uśmiechu. Malowała się mniej więcej tak, że blondynka podaje adres i odjeżdża, poddając się walkowerem. Nie widzimy się już nigdy więcej. Zachowuje się trochę jak… tchórz.
Rozbawienie pochodzące z efemeryczność tej wizji bawi mnie w niezrozumiały sposób.
Patrząc lekko wstecz, na cały obrót akcji w barze lub na parkingu na taksówek, odnoszę surrealistyczne wrażenie bycia w filmie reżyserowanym przez niespełnionego reżysera. Na dodatek przez ostatnie dwadzieścia minut nie jestem w stanie rozstrzygnąć czy to wszystko jest zawiązaniem akcji, czy może już punktem kulminacyjnym sztuki. Przewrotność przebłysków świadomości, zdrowego rozsądku powoduje moją nagłą analizę sytuacji, w której odgrywam pierwsze skrzypce. Zastanawiam się, czy aby na pewno właśnie znajduję się tutaj, gdzie sadzę, czy aby na pewno robię to, co robię.
Kolaż gestów, wyszeptanych słów i mocnego alkoholu połączonego ze słodkim smakiem ust sprawia, że wieści wypadają aż nad wyraz realnie. Chociaż, nie wiedząc czemu, nie mogę w nie wierzyć.
Ale co zabawniejsze nie umiem przyporządkować tych faktów lub wyobrażeń do jednoznacznej kategorii. Chyba trochę mnie zaskakują. Nie z powodu tego, że spotkałem kogoś tak pięknego, pociągającego - Kapitol jest wypełniony pięknymi ludźmi, bez względu na naturalny udział piękna w pięknie - a z powodu własnego zachowania. Z każdą kolejną sekundą posuwam się coraz bardziej w przód… poznając nie tylko imię, gdyż badam opuszkami palców delikatność skóry lub własnymi wargami zawzięcie smakuję ust Ashe.
Nie wiem, czy nagle zbyt odważne zasady naszej gry nie stały się dla niej za bardzo śmiałe. Ciągle trwam w tej samej pozycji, próbując wyrównać oddech, odczuwam każde uderzenie serca w klatce piersiowej. Zdaje się, że pojedyncze echo, beż wyrzutów sumienia przypomina mi o tym wszystkim. Główne ogniwo układu krwionośnego tworzy jeszcze większy zamęt w umyśle, który coraz silniej zaczyna kontrolować alkohol.
Wyciągam głośno powietrzem, słyszę drzwi otwieranej taksówki. Zadowolenie samo ciśnie mi się na twarz, bo wiem jedno. Ktoś łapie się na przynętę… trochę jak dzikie zwierzęta na krwisty kawałek mięsa. Jednakże tutaj istniał jeden wyjątek - w tym przypadku woń nie pochodzi wprost z czerwonej cieczy, nie pachnie metalicznie, nikogo nie obrzydza. Przyjemny, słodkawy zapach ulatnia się znad skóry, pod którą pulsuje tętnica, czarnego kołnierzyka, okrytego jedwabną koszulą torsu.
Nie jestem zdecydowany czy to wina łamane przez zasługa wykształconej „na już” przebiegłości, czy może gdzieś pomiędzy jej zdrowym rozsądkiem a pragnieniem znikąd pojawia się czarna dziura lub wszystko w jej głownie plącze się tak samo skutecznie jak w tej noszonej przeze mnie na karku. Aczkolwiek muszę przyznać, że dźwięk obcasów uderzających o jezdnie wypada przyjemnie. Z każdym krokiem słyszę go coraz wyraźniej, na myśl o naszych dalszych losach przychodzi mi zabawne wyobrażenie.
Przypominam sobie bardzo starą baśń o Czerwonym Kapturku. Oczywiście w czasach Panem traci ona zupełnie swój sens. Przynajmniej w spojrzeniu prezydenta na ówczesny świat - złych wilków po prostu nie ma, każda mała dziewczyna dociera bez przeszkód do domku babci, dobrzy leśniczy zajmują się swoimi pasjami, wszyscy już na wstępie żyją długo i szczęśliwie.
Jednak, co jeśli teraz pewien blondwłosy Kapturek podąża wprost do paszczy dzikiego zwierzęcia?
Ukazuję swoje kły słuchając słów wypowiadanych przez hipotetyczną ofiarę.
- Nie sadziłem, że masz o mnie aż tak złe zdanie. - Przecież każdy dobrze wychowany, prawie nieznajomy mężczyzna całuje młodą kobietę na tylnym siedzeniu taksówki. To trochę jak mistyczne połączenie, powiedzenie czegoś takiego jak „jesteś w porządku”. - Ale możesz wierzyć mi na słowo, że dziś jestem jeszcze bardziej stary niż zwykle. - Przez ułamek sekundy myślę na tym, ile lat może mieć Ashe, jak wygląda jej codzienne życie, ale wędrówka jej dłoni po ciele rozwiewa wszelkie zagwozdki.
Każdy kolejne zbliżenie działa na mnie coraz bardziej magnetyzująco niż wcześniejsze delikatne muśnięcia. Pomimo tego, że przez niektórych mogą być zaliczone do dość prymitywnych, ja obserwuję w nich pewne wyrafinowanie, oczywiście odnoszące się do naszej rozgrywki. Rodzaj podniecenia bądź pożądania (nie umiem ich określić w tej sytuacji w jednoznaczny sposób) rozlewa się po nowych, nieosiągalnych partiach.
- Nie powiedziałbym, że jesteś bezbronną dziewczyną - patrzę jak jej ręka wędruje po klatce piersiowej, ciągle zmniejszając swoją wysokość. Zatrzymuje się (nie)bezpiecznie nad guzikiem oraz ekspresem rozpinającym spodnie. To sprawia, że jej głos zdaje się być jeszcze bardziej słodszy, mami mnie jego barwa. Uśmiech, który powoli rozpływa się, powraca ze zdwojoną siłą.
Czerwony Kapturek tym razem sam zachęca Złego Wilka do pokazania ogromnych, śnieżnobiałych kieł oraz do podążania krok w krok za nim.
Zdejmuję swój płaszcz, idąc ku bezbronnej Ashe. Mimowolnie przyglądam się z tyłu jej sylwetce i zarzucam jej kawałek materiału należącego do mnie na wąskie ramiona. Czarna kurtka na wygląda na wybitnie grubą, natomiast krótka sukienka zapewnia tyle ciepła, co kostki lodu. W dodatku mam świadomość, że materiał jest przesiąknięty zapachem moich perfum. Czyżbym schodził nieco z tonu, zaczynając dużo bardziej sadystyczno-delikatną grę dla zmysłów?
- Zawsze wydawało mi się, że to nie solenizant obmyśla swój prezent. On go po prostu otrzymuje… ja z miłą chęcią dowiem się, co to takiego będzie. - Spoglądam na nią ukradkiem. Nasz spacer kończy się nadzwyczaj szybko, ponieważ oboje stoimy już pod całodobowym sklepem monopolowym. Przepuszczam ją przed sobą, a ciepło z wnętrza sklepu dotyka mojej twarzy.
Przypominam sobie o Złym Wilku i jego zębach. Chyba nie powinienem myśleć, co można nimi zrobić.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

2 II 2279 Empty
PisanieTemat: Re: 2 II 2279   2 II 2279 Empty

Powrót do góry Go down
 

2 II 2279

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-