|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| | | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Sro Sie 20, 2014 9:46 pm | |
| Stuk, stuk, stuk. Mówią, że wysokie obcasy nie są seksowne, jeśli chodzi się w nich jak nowo narodzone cielę. Stuk, stuk, stuk. Tym bardziej w takiej sytuacji nie są seksowne szpilki. Stuk, stuk, stuk. Ale Chris, wbrew wszystkich przypuszczeniom, umiała chodzić na szpilkach. To, że zakładała je rzadko, to zupełnie inna historia, którą jednak łatwo można podsumować - wygrywa wygoda. Wojskowe, ciężkie buciory na pewno seksowne nie są, ale za to jakie komfortowe! Gdy przychodzi co do czego, gdy trzeba być na nogach ponad dwadzieścia godzin, nawet najbardziej fikuśne, atrakcyjne buciki nie wytrzymają konkurencji z masywnym podwoziem wojskowym. Stuk, stuk, stuk. Ale dziś był dzień specjalny. Znaczy, nie, żeby jakieś święto, nawet nie randka, ale w grafiku jak byk widniało - DZIEŃ DLA SIEBIE. No więc była Christina, były jej buty, była klasyczna małą czarna i jedna z tych niepraktycznych torebek, w których niewiele się mieści - oraz klub. Jakiś pośledni, nie żaden tam pełen celebrytów, ale wystarczający dla niewygórowanych wymagań Chris. Sporo dziewczyn, sporo chłopaków, żadnego faktycznego mężczyzny. Ale bawiła się dobrze. W miarę. No, na tyle dobrze, by nie opuścić lokalu całkiem nim rozczarowaną. Stuk, stuk, stuk. Nie było jeszcze na tyle późno, by zdecydowała się na powrót do domu, ale i samotny spacer ulicami Kapitolu to nie było to, czego chciała. Bo wiecie, to jest tak - fajna, rześka noc i spacerowałoby się niewątpliwie sympatycznie, gdyby nie ta wszechobecna, nachalna miłość. Oczywiście, postrzega się ją inaczej, gdy znajduje się w jej zasięgu, ale Chris nie widziała jej nawet na horyzoncie i w tych okolicznościach, jako typowa romantyczka, na samotnych spacerach najpiękniejszej choćby nocy - smęciła. Smęciła bardzo i namiętnie, z jednej strony szukając miliona usprawiedliwień dla spóźnionego księcia na białym koniu, z drugiej natomiast śląc najgorsze klątwy wszystkim tym, które miały to szczęście trzymać kogoś za rękę, opierać głowę na czyimś ramieniu czy wreszcie śmiać się z kimś, wspominając jakieś szczególnie zabawne chwile. Christina mogła śmiać się co najwyżej z siebie, wspominając sytuacje nie zabawne, a żałosne. Stuk, stuk, stuk. W takiej sytuacji jasnym było, dlaczego podobnych włóczęg zawsze sobie szczędziła. Żadna to przyjemność spacerować jak ta ostatnia sierota, odprowadzona niemal oburzonymi spojrzeniami. Jak śmiesz spacerować tej nocy SAMEJ? To zbyt ładny wieczór, by tak bezczelnie go marnować! To był jeden z niewielu przypadków, kiedy Annesley świadomie i ostentacyjnie dezerterowała. Fakt bycia oficerem nie miał nic do rzeczy w nierównej walce z uczuciami, w związku z czym Chris za każdym razem wywieszała białą flagę i czmychała jak spłoszony zając. Tak jak teraz, gdy nieuchronnie zbliżała się do postoju taksówek. Stuk, stuk, stuk. Stuk. Przymusowy postój, jeszcze przed zbawienną tabliczką z napisem taxi. Chwila nieprawdopodobnych akrobacji i... nareszcie! Chodnik wydawał się o wiele bardziej miękki, gdy stawało się na nim boso po kilku godzinach męczenia się na rzecz uzyskiwanej przez wysokie obcasy atrakcyjności. Prawdę mówiąc, wydawał się tak miękki, że Annesley aż westchnęła z ulgą. Tak, bardzo dobrze. Tak może iść dalej. Teraz brzmiało to zdecydowanie jak mało seksowne człap, człap, człap, czasem przerywane przez soczysty plusk, gdy bez wahania przemaszerowała przez kałużę. Dyżur na stanowisku atrakcyjnej i powabnej był już jednak zakończony. Teraz mogła zupełnie bez żalu oddać się byciu ubłoconą i przemoczoną do połowy łydki sierotą. Doczłapała się więc wreszcie do znaku, a od znaku - do pierwszej z brzegu taksówki. Nie była wybredna. Wystarczy jej kierowca, któremu nie będą przeszkadzały mokre stopy i brak szczególnego celu podróży (choć to ostatnie nie przeszkadzałoby raczej żadnemu, bo w końcu im więcej przejadą, tym bardziej niehumanitarnie będzie można postąpić z portfelem Chris). - Dobry wieczór - przywitała się uprzejmie, nachylając się do okna samochodu i próbując przy tym nie wypinać tyłka za bardzo. - Nie kończy pan jeszcze pracy, prawda? - Okej, to nie było standardowe pytanie zadawane taksówkarzom, ale... Ostatecznie według zasady klient płaci, klient żąda nie ma czegoś takiego jak typowe pytanie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Taxi Pią Sie 22, 2014 9:48 pm | |
| |pewnie jakiś czas po spotkaniu z Mervinem -bilokacja W gruncie rzeczy Hugh nie można by nazwać typowym taksówkarzem. A przynajmniej on sam nie nazywał siebie typowym taksówkarzem, jeżeli takie określenie w ogóle funkcjonowało. Dla niego zawód ten zawsze kojarzył się z nudnym i gadatliwym, starszym mężczyznom, palącym papierosy na każdym postoju (nie żeby on nie lubił sobie czasem zapalić, nie robił tego jednak za często i nie w najbliższym towarzystwie swojego samochodu), puszczającym tandetną muzykę i pytającym o zbyt wiele. Randall natomiast nie mówił zbyt wiele, w zasadzie odzywał się wtedy, gdy musiał, rzadko sam z siebie, a w jego samochodzie leciała cicha i spokojna muzyka klasyczna, można by rzec, iż dołująca, aczkolwiek na mężczyznę działająca wyjątkowo odprężająco. Często sam zastanawiał się, dlaczego podjął się tej pracy. Większość czasu poświęcał właśnie w taksówce, wożąc różnych ludzi, przemierzając ulice Kapitolu. W dzień i w nocy, często 24 godziny na dobę, trzymając się na kubkach mocnej kawy kupionej w czasie postoju. Jednak wbrew pozorom nie czuł się zmęczony. Bardziej męczyło go wieczne siedzenie w domu, snucie się po ulicach, czy leżenie w łóżku. Wpatrywanie się w telewizor i bezczynność, która z każdym dniem zżerała go coraz bardziej. Owszem, miał czas, aby myśleć i praca nie sprawiła, że przestał analizować wszystko dookoła. Jednak zmieniła go i to mocno. Częściej się uśmiechał, nie przechodził załamań nerwowych czy napadów paniki, jak zdarzało mu się jeszcze podczas terapii. Wciąż dużo zastanawiał się nad wszystkim, co go otacza i tym, co otaczało w przeszłości, ale przestał winić się za wszystko, co przytrafiło się w życiu jego i jego bliskich. Pracował kiedy chciał, więc gdy nie mógł znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu po prostu wsiadał do niezawodnego, żółtego auta. Podobnie było tego wieczora. Spotkanie z Farlanem sprawiło, że na chwilę wybił się z własnego rytmu i, co nie zdarzało mu się często, poczuł wściekłość. Oczywiście, minęło już trochę czasu od tamtego zdarzenia w zaułku, jednak jak to zwykle bywało w jego przypadku, wspomnienie tego i usilna potrzeba roztrząsania wszystkiego na nowo nie opuszczała i nie opuści go jeszcze przez jakiś czas. Mimo wszystko siedział rozparty na swoim siedzeniu, nucąc pod nosem lecącą z radia melodię i popijając kolejną w ciągu tego dnia kawę. Uliczne latarnie oświetlały na pomarańczowo jego zmęczoną, ale uśmiechniętą twarz. Słysząc dochodzący przez okno damski głos odwrócił głowę, spoglądając na zaglądającą do wnętrza samochodu kobietę. Uśmiechnął się uprzejmie, odstawiając papierowy kubek. - Oczywiście, że nie - odparł - Zapraszam - dodał, odblokowując drzwi, zapinając pas i włączając silnik - Dokąd mógłbym panią zabrać? - zapytał, kiedy kobieta usadowiła się na siedzeniu i również zapięła swoje pasy. Mówią, że noc jest jedną z lepszych pór dla taksówkarzy - bywalcy klubów, upojeni napojami alkoholowymi, nie trudzą się dojściem do domu na piechotę, a tym bardziej jazdą własnymi samochodami. Chociaż zdarzają się i tacy, lecz ci najpewniej żałują później podjęcia takowej decyzji. Albo nie mają ku temu okazji. Randallowi było jednak wszystko jedno, jednak widząc swoją nową klientkę w duchu ucieszył się, że wreszcie będzie miał okazję skupić się na czymś innym niż na zgłębianiu tajników własnego umysłu.
|
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Sob Sie 23, 2014 7:37 pm | |
| Rzadko jeździła taksówkami nie dlatego, że miała swój pojazd dwu- lub jednośladowy - bo przecież nie miała - ale ze względu na profity, jakie wiązały się z byciem oficerem. To nie tak, że Annesley żądała transportu pod drzwi mieszkania, zdecydowanie nie tak. Po prostu... Zawsze znalazł się ktoś, kto miał po drodze, by ją podrzucić. Ktoś, kto jej to proponował, gdy po przebraniu się z munduru Chris gotowa już była skorzystać z transportu publicznego. Ktoś, kto po prostu był na tyle miły lub ktoś, kto liczył, że mu się to opłaci. Zazwyczaj w grę wchodził samochód prywatny, nieco rzadziej - wóz pełen żołnierzy jadących na patrol czy w innym, sobie tylko znanym celu i... To tymi ostatnimi Chris wolała jeździć. Nie dlatego, że była pracoholiczką. Wprawdzie dość często tak ją określano, ale przecież to nie było do końca tak. Annesley po prostu nie miała zbyt wielu znajomych, a spośród tych, których miała, zawsze najlepiej czuła się pośród mężczyzn w mundurach. Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że byli jej rodziną. Odkąd pozbawiła się ostatnich kontaktów z własnymi braćmi, nie miała nikogo, z kim faktycznie by ją cokolwiek łączyło... Nikogo poza żołnierzami. To pośród nich miała przyjaciół. To z tego środowiska wywodziło się towarzystwo, z którym najchętniej spędzała czas. Przy takim nakreśleniu sytuacji nie powinno więc dziwić, że znacznie bardziej ceniła sobie podróże w męskim stadzie, w ryczącym głośno wozie bojowym niż w cichym, wygodnym, prywatnym samochodzie. Ten ostatni był bramą do normalnego, nie-wojskowego życia, które w przypadku Chris nieszczególnie zasługiwało na uwagę, do którego nieszczególnie lubiła wracać. Wóz bojowy zaś to wóz bojowy, oczywista składowa jej militarnej egzystencji. Trudno jednak oczekiwać, by na nocne wyprawy do klubów ruszała wraz z eskortą w postaci pancernego pojazdu i chmary umundurowanych, kipiących testosteronem mężczyzn. Pomijając pierwsze, niekorzystne wrażenie, jakie by to robiło, dochodziła jeszcze kwestia jej samej i tego, jak zaczęto by ją postrzegać. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że na stopień oficerski faktycznie sobie zapracowała i było to widać na co dzień. Nie była herod-babą, przynajmniej nie wobec swoich codziennych braci w boju (bo rekruci to przecież zupełnie co innego), ale i tak darzono ją szacunkiem. I... tak, zdecydowanie miała posłuch, co raczyła zauważyć Coin. Pojawienie się więc publicznie w otoczeniu mężczyzn chodzących w okół niej jak doskonale wyszkolone ogary stawiałoby ją w bardzo niekorzystnej towarzysko sytuacji. Gdy chciała być kobietą, jak ognia powinna unikać ujawniania swej pozycji wśród żołnierzy. I tym bardziej za nic w świecie nie powinna przyznawać się, że dowodzi Strażnikami Pokoju. To ostatnie było szczególnie problematyczne i Annesley bardzo się cieszyła, że jeszcze przez jakiś czas będzie mogła liczyć na względną anonimowość. Pryśnie ona jak mydlana bańka, to jasne, ale nie w ciągu najbliższych dni, przy korzystnych wiatrach - może tygodni. A potem... Cóż, potem nic nie będzie tak, jak dawniej, a o swobodnych wypadach na miasto już w ogóle będzie mogła zapomnieć. Należało więc cieszyć się tym, co miała, póki miała. Bez wahania więc wślizgnęła się na tylne siedzenie taksówki, rzucając seksowne, ale tragicznie niewygodne szpilki na podłogę samochodu i zamknęła za sobą drzwi z trzaskiem. - Przed siebie - rzuciła z rozbawieniem na słowa mężczyzny poprawiając jeszcze delikatne zagniecenia sukienki. Nie to, żeby miało jej to w czymś pomóc, ale... Powiedzmy, kobiece przyzwyczajenie. - Pojeździjmy trochę, nigdzie mi się nie spieszy, a miasto nocą jest zupełnie innym miejscem, niż w dzień. Przeczesując palcami rozwichrzoną grzywę, rozparła się wygodniej na siedzeniu po ukosie od taksówkarza, tak, by mogli względnie komfortowo rozmawiać, gdyby naszła ją taka ochota. A pewnie najdzie. W końcu ileż można jechać w ciszy? |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Taxi Nie Sie 24, 2014 9:15 pm | |
| Randall, przez ten dość krótki okres pracy w swoim zawodzie, przyzwyczajony był do różnych klientów, dlatego najzwyczajniej w świecie starał się ich nie oceniać. A tym bardziej nie próbował nawet dowiadywać się, kim są z zawodu. Powód był jeden - na pewno już kilkakrotnie zawód jego pasażerów sprawiłby, iż nie byłby aż tak miły. Nie ważne, jak bardzo się starał, osoby pracujące dla rządu Coin i tak wzbudzały w nim niechęć, której czasem nie potrafił nawet ukryć. Dlatego wolał nie wiedzieć, bo czasem nieświadomość wychodziła na dobre dla obu stron. Tak samo było w przypadku kobiety. Gdy wsiadła do samochodu, rzucił jej uprzejme spojrzenie, obserwując w tylnym lusterku taksówki. Nie była dla niego nikim konkretnym, jedynie kolejną kobietą, która korzysta z jego usług. Słysząc jej odpowiedź uśmiechnął się szerzej i jeszcze przed wyjazdem z parkingu upił łyk kawy. Słysząc, jak coś uderzyło o podłogę samochodu odwrócił się i zaskoczony zauważył, że były to jedynie buty. Wykrzywił wargi w lekkim uśmiechu, jakby kpił z samego siebie i tego, czego się spodziewał. - Oczywiście - odparł, wyjeżdżając z postoju i włączają się do ruchu. Nie miał jeszcze pomysłu, dokąd mógłby pojechać, a prośba kobiety była mało konkretna, przez co wybór trasy najzwyczajniej zależał od niego. Zastanowił się, które miejsca w Kapitolu są najpiękniejsze nocą. Miliony świateł, które odbijają się na tle granatowego nieba. Znał to miasto jak własną kieszeń, choć przecież nie mieszkał tam aż tak długo. Mimo wszystkich przykrości, z którymi się ono wiązało, lubił je podziwiać i obserwować i wcale nie dziwił się, że jego pasażerka chciała trochę pojeździć. Jasne, nie była to typowa prośba, jaką zazwyczaj może usłyszeć taksówkarz, ale jeśli tylko klient ma taką wolę i pieniądze, on nie ma nic do gadania. Poza tym jemu samemu jeżdżenie po mieście, szczególnie w nocy, sprawiało naprawdę dużą przyjemność. Nie mając lepszego pomysł pojechał nad rzekę, aby stamtąd obserwować centrum. Światła budynków odbijały się w gładkiej i ciemnej tafli wody, sprawiając wrażenie, jakby pokryta była ona milionami świetlików. Poza tym świecący jasno księżyc nadawał jej dodatkowego blasku. Z drugiej zaś strony były wysokie budynki Dzielnicy Rebeliantów. W niektórych oknach wciąż paliły się światła; ich mieszkańcy jeszcze nie spali, trapieni zapewne zbyt wieloma myślami. Bądź po prostu, z braku zmęczenia, czy miłego towarzystwa. Randall, zgodnie ze swoim zwyczajem, nie odzywał się przez dłuższą część drogi. W gruncie rzeczy nie miał nawet pomysłu, jak mógłby nawiązać rozmowę. Przejechali drogą wzdłuż rzeki, wjeżdżając z powrotem do centrum, jednak z drugiej strony niż wcześniej. Tym sposobem objechali niemalże dookoła cały Kapitol, zagłębiając się w niego ponownie, aby podziwiać tym razem wspaniałą, nowoczesną architekturę miasta. Po jakimś czasie Hugh zaczęła męczyć cisza, w której siedzieli. Nie był przyzwyczajony do tak długiego obcowania ze swoim klientem, przez co czuł się głupio, wsłuchując się w cichy szum kół i spokojną muzykę, która sączyła się z głośników. Rzucił w lusterku ostrożne spojrzenie, analizując przez ułamek sekundy twarz kobiety, po czym postanowił w końcu nawiązać próbę rozmowy. - Kapitol w nocy rzeczywiście wydaje się być zupełnie innym miastem – zaczął odrobinę niepewnie, czując się nieswojo rozmawiając ze swoim pasażerem – Sprawia ogromne wrażenie, zwłaszcza nad rzeką. Jakby woda pokryta była milionem świetlików, gdy odbijają się w niej światła miasta – dodał z rozmarzeniem, rzucając przez szybkę krótkie spojrzenie na mijane bloki. Przypomniał mu się ten dawny Kapitol, sprzed rebelii, sprzed Coin. Początek jego problemów, nowego, niekoniecznie lepszego, życia. I znów powróciła myśl o przeznaczeniu. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko, co go dotknęło, zostało mu zapisane w gwiazdach. Miasto, które było przyczyną jego zmartwień powstało, na gruzach starego systemu, pamiętając i walcząc. Podniosło się z popiołów, choć zniszczone i naznaczone pewnym piętnem, ale żyje i funkcjonuje. A on? Przeżywał wzloty i upadki, jednak wciąż, gdzieś głęboko w nim, brakowało pewnej części, która sprawiła, że zacząłby żyć normalnie. Czasami wydawało mu się, że temu miastu też czegoś brakuje. Czy są aż tak podobni? Dwa zniszczone organizmy, podobnie odbudowane, aczkolwiek wciąż niekompletne? Nie odezwał się już więcej, nie zamierzając zmuszać pasażerki do rozmowy. Jeśli najdzie ją ochota, sama to dalej pociągnie. Upił łyk kawy i skręcił w jedną z ulic, która przechodziła obok Skweru Marzycieli, również wyjątkowo oświetlonego placu. Nie wiedząc czemu cieszył się, iż to właśnie jemu trafiła się taka klientka.
|
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Pon Sie 25, 2014 5:35 pm | |
| Początkowo niewiele mówiła. Układając się wygodniej na siedzeniu, podparła się o boczne drzwi i nieobecnym spojrzeniem wodziła po mijanych miejskich krajobrazach. Czasem na jej twarzy zatańczył uśmiech, w jednej chwili zmarszczyła brwi, jak gdyby niezadowolona. Zdecydowanie nieobecna w taksówce, błądziła po własnym świecie. Zupełnie nie przypominała typowej klientki odebranej spod drzwi klubu - zupełnie świadoma, zupełnie trzeźwa, ani myślała odpływać w pijacki sen i pochrapywać rozkosznie przez całą drogę. Szczerze mówiąc, chyba nie potrafiła inaczej. Nie umiała w pełni odpuścić, wyłączyć się, odpocząć jak normalny człowiek. Zawsze było coś ważnego, coś wymagającego uwagi, co nie pozwalało jej się rozprężyć, machnąć na to wszystko ręką. Była zbyt obowiązkową, zbyt wielką perfekcjonistką, by pozwalać sobie na jakiekolwiek niedociągnięcia będące skutkiem chwilowego zapomnienia. Zresztą teraz, po ostatnim awansie, choćby chciała, nie mogłaby sobie na podobną beztroskę pozwolić. Fakt, Ruen, pomimo swej ostatniej porażki, nie została szczególnie surowo ukarana - czy w ogóle? - ale łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Znacznie bezpieczniej było zakładać, że za każde potknięcie będzie trzeba surowo zapłacić - wtedy było się wystarczająco ostrożnym, by zakres kłopotów, jakie można by na siebie ściągnąć, zniwelować do minimum. Poza tym pozostawał przecież jeszcze Capitol's Voice, tylko czekający na upokorzenia, które mógłby zrelacjonować. Będąc jednym z oficerów mogła nie zwracać uwagi na dziennikarskie hieny, ale teraz podobna postawa byłaby nadzwyczaj nierozsądna. Na ziemię ściągnęły ją słowa taksówkarza. Szczerze mówiąc, dotychczas nie zwracała uwagi na krępującą ciszę, jaka zapadła wewnątrz samochodu. Pogrążona w świecie własnych myśli nie czuła się niekomfortowo i dopiero teraz, wracając do rzeczywistości, uzmysłowiła sobie, jak niewygodne musiały być te ostatnie chwile. - Rzeczywiście - przyznała teraz uśmiechając się delikatnie i krzyżując swoje spojrzenie ze spojrzeniem kierowcy odbitym w lusterku. - Albo jakby spryskano ją kroplami płynnego złota, które unoszą się na nieznacznych falach i tylko czekają, by je wyciągnąć. - Roześmiała się cicho. - Słyszałam kiedyś, jak jedno z nieostrożnych dzieci próbowało wmówić takie wyjaśnienie swym rodzicom - wpadło do rzeki, bo próbowało wyłowić te złote okruchy, żeby... - Spochmurniała nieznacznie. - ...żeby zapewnić rodzinie lepszy byt. - Wzruszyła lekko ramionami, wydając się przy tym zupełnie pozbawioną wrażliwości na ludzkie cierpienie. Oczywiście, nie była taką - czuła bardzo wiele, bardzo wiele też ją bolało, ale nie mogła, nie chciała się z tym upubliczniać. Kapitol pełen był sępów czyhających tylko na ludzką słabość, w szeregach armii dostrzegało się to jeszcze wyraźniej niż gdziekolwiek indziej. Znów zamilkła na dłuższą chwilę, znów niemal całkowicie poświęciła się chłonięciu mijanych widoków. Gdy odezwała się ponownie, łatwo było jej słowa przegapić - mówiła stosunkowo cicho, jak gdyby nie będąc pewną, czy faktycznie chce zwracać na siebie uwagę. - Pana praca... Mówi się, że taksówkarze wysłuchują znacznie więcej ludzkich historii, niż ktokolwiek pracujący w innym zawodzie, więcej niż psychoterapeuci, psychiatrzy. To prawda? - Spojrzała na mężczyznę kątem oka. Nie chciała być nachalną, ale... Z jakiegoś powodu to było ważne. Odpowiedź, jaką udzieli jej mężczyzna. Miała znaczenie, choć Chris nie była jeszcze pewna, jakie. Po prostu czuła, że to jest istotne. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Taxi Sro Sie 27, 2014 1:12 am | |
| Randall, odkąd tylko zaczął pracę jako taksówkarz, zastanawiał się, za co właściwie tak lubi swoją pracę. Niektórym ludziom wydawała się ona monotonna i nudna, ale przecież nie mogli zaprzeczyć, że taksówki są w ich życiu istotną częścią. Nie mógł też ciągle zasłaniać się tym, iż potrzebuje większego kontaktu z ludźmi, bo na to są też inne sposoby. A na dobrą sprawę on nie nawiązywał z nimi żadnych głębszych relacji. Owszem, mieszkańcy Kapitolu wchodzili i wychodzili, on ich obserwował, czasem wysłuchiwał tego, co mają do powiedzenia, przysłuchiwał się, lecz nie rejestrował, rozmowom telefonicznym i uśmiechał się uprzejmie odbierając zapłatę, ale nigdy nie wdawał się z nimi w nic zawilszego. Wszystko ograniczało się do spojrzeń, uśmiechów, kiwania głową i rzucanych ewentualnych odpowiedzi w celu potwierdzenia, że jest obecnym w czasie monologu jego klienta. Musiało jednak być coś jeszcze, skoro tak chętnie budził się (a może właśnie w ogóle nie zasypiał) co rano do pracy. Wioząc kolejną klientkę, która na pewno do typowych nie należała i napawając się ciszą, która ich otaczała, właśnie nad tym zaczął się zastanawiać. Może za dużo myślał i zbyt głęboko kopał, aby zająć czymś swój umysł. Wymyślał dziwne tematy i roztrząsał sprawy, które być może nie miały żadnych głębszych korzeni. Niektóre rzeczy powinny pozostawać nieruszone, a mimo to on ciągle rozgrzebywał. Nawet najboleśniejsze rany potrafił posypywać solą, sprawiając sobie coraz większy ból. Masochista? Raczej osoba, która za dużo myśli, zbyt mocno analizuje i za często stara się zrozumieć. Cisza panująca w samochodzie nie za bardzo mu przeszkadzała, można wręcz powiedzieć, iż był do niej przyzwyczajony. Kiedy jednak postanowił sam ją przerwać, jednocześnie nawiązując z własnej woli kontakt ze swoją pasażerką, twierdził, że być może to ona czuje się niekomfortowo. Choć może po prostu musiał przerwać własny tok myślowy bojąc się, że to wszystko znów zabrnie za daleko. Wiedział, że nie trafiłby w tą samą ciemną otchłań ponownie, jednak wolał utrzymywać dystans między sobą i swoim umysłem. W każdym bądź razie zrobił coś, co zdarzało mu się niezwykle rzadko, w sumie nigdy i nie żałował. Kiedy usłyszał wzmiankę o chłopcu zasępił się na chwilę. Czy kiedyś to on był chłopcem, który pragnął zapewnić dostatek rodzinie? A może był nim Malcolm, któremu w pewnym sensie się to udało? Zresztą, które dziecko urodzone w jakimkolwiek biedniejszym dystrykcie nie pragnęłoby bogactwa i szczęścia dla swoich najbliższych? On wiedział, że życie w dostatku nie koniecznie równa się szczęściu, ale przecież nie zawsze musiało się to kończyć tak, jak w jego przypadku. Nie skomentował jednak słów kobiety, skręcając w kolejną drogę nie myśląc za bardzo o tym, dokąd ich zaprowadzi. Nastała więc kolejna cisza, podczas której każde z nich zajęte było swoimi myślami i podobnie jak wcześniej, nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu. Uśmiechał się lekko, widząc na niebie złote gwiazdy i światło księżyca, które wpadało przez szyby mieszając się ze sztucznym blaskiem lamp. Zadane przez pasażerkę pytanie nieco go zdziwiło i musiał chwilę zastanowić się nad odpowiedzią, sam nie będąc do końca pewny, co powinien powiedzieć. W ciągu tego krótkiego czasu pracy jako taksówkarz nie potrafił stwierdzić, czy jej stwierdzenie pokrywa się z rzeczywistością. Może i zdarzali się ludzie, którzy wylewali na niego swoje problemy, ale byli też tacy, którzy po prostu siedzieli w ciszy, zajęci własnymi sprawami i niekoniecznie chętni do rozmowy. On nigdy nie naciskał, a gdy ktoś się przed nim otwierał, po prostu wysłuchiwał w ciszy, starając się nie zapamiętywać za wiele. Czasem wolał naprawdę nie wiedzieć o wszystkim, czując się o wiele lepiej z brakiem takowej wiedzy. - Ciężko jest mi to stwierdzić – zaczął, zerkając w lusterku aby odczytać jej wyraz twarzy – Są ludzie, którzy rzeczywiście potrafią mocno się… otworzyć, ale uważam, że robią to nieświadomie. Albo po prostu brakuje im kogoś, komu mogliby się wygadać – tak jak mi – lub łatwiej jest im wylać swoje problemy na kogoś obcego, kogo nigdy już nie spotkają, niż na osobę bliską, która będzie prawdopodobnie chciała dalej ciągnąć ten temat – uśmiechnął się, zastanawiając się nad kolejnymi słowami – Dużo jest jednak ludzi, którzy po prostu siedzą w ciszy, zajęci własnymi myślami. Nie chcę wydać się nieczuły, ale problemy innych osób nie są dla mnie ważne. Jeśli ktoś czuje taką potrzebę, może mówić i będzie miał pewność, że nic z tego nie wypłynie poza naszą dwójkę, jednak nigdy nie namawiam do rozmowy. Nie jestem psychiatrą i nie mnie oceniać innych. Czy też prawić im jakiekolwiek kazania – uśmiechnął się uprzejmie. Każde słowo, które wypowiedział, było szczerą prawdą i aż sam się zdziwił, że zdołał to powiedzieć. Był chyba dokładnym przykładem osoby, którą opisał w swojej wypowiedzi – W pewnym sensie może ma pani rację – dodał trochę bardziej przygnębionym tonem, patrząc na chwilę w bok – Ma pani jakieś specjalne życzenie co do miejsca, do którego mielibyśmy pojechać? – zapytał, nie mając pojęcia, gdzie jeszcze mogą pojechać.
|
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Sro Sie 27, 2014 8:14 pm | |
| Na odpowiedź mężczyzny mogła się tylko zaśmiać cicho, krótko, bez faktycznej wesołości. Czego właściwie się spodziewała? Słowa taksówkarza były tak prawdziwe i tak... oczywiste. Brakuje im kogoś, komu mogliby się wygadać. Bogowie, Chris już dawno powinna kupić sobie psa. Fakt, nie odpowiadałby na cały potok wylewanych na niego problemów, ale to może i dobrze? Nie robiłby wyrzutów, nie oczekiwał spowiedzi. Po prostu by był, słuchał, kochał. To chyba by wystarczyło, nie?I było bezpieczniejsze, w jej przypadku dużo bezpieczniejsze, niż wygadywanie się przed... kimkolwiek. Bo nie oszukujmy się, taksówkarz, choćby nie wiadomo jak sympatyczny, zawsze był kimkolwiek. Kimś, przy kim tak naprawdę Chris może w ogóle nie powinna się odzywać, kimś, przy kim... Och, uspokój się, popadasz w paranoję. Tak, zdecydowanie popadała. Dobrze, że przynajmniej miała tego świadomość. Ale, mężczyzna sam przecież przyznał się, że problemy innych go nie interesują... Nie, wcale się temu nie dziwiła. Jej też by nie interesowały. Każdy ma nadmiar własnych, naprawdę miałby poświęcać się jeszcze innym? Jeśli naprawdę tego chce, wybiera psychologię na dziedzinę swego rozwoju. Nie bycie taksówkarzem, nie bycie żołnierzem, proste. A jednak... Chyba w skrytości ducha na coś liczyła. Na to, że mężczyzna okaże się tym zesłańcem niebios, na którego oczywiście sobie dotąd nie zasłużyła, ale który bardzo by się przydał. Ostatecznie... Nie można całe życie polegać tylko na jednym przyjacielu, nie? A dokładnie tylu miała ich Chris. Jednego. Jedną, smętną sztukę, która w przekonaniu Annesley była już zwyczajnie tą rolą zmęczona. Oczywiście, Argent powinien wypowiadać się sam za siebie, ale Christina była pewna, że jest zanadto absorbująca i zamęczyłaby świętego. Więc tak, szczerze mówiąc liczyła na jakąś boską interwencję, posłańca, który puknąłby ją w czoło i kazał się ogarnąć. Anioła stróża, który uniósłby brwi w zdumieniu, spoglądając na jej pochlapaną kieckę i mokre stopy, który pokręciłby głową w niemej rezygnacji i zabrał do domu. Który zrobiłby herbaty i nic nie mówiąc, utulił do snu jak pięcioletnią dziewczynkę. Okrył kołderką, poczytał bajkę a potem czuwałby, by samą swą obecnością odpędzić wszystkie koszmary. Głupie, co? Bardzo, bardzo głupie. - Zna pan skwer Charliego Brogana? Ten po drodze do szpitala. - Ostatecznie westchnęła tylko cicho, tak cicho, że może wyłącznie we własnej wyobraźni i zmusiła do nieznacznego uśmiechu. Bawiła się tej nocy nieźle, ale chyba nie wystarczająco dobrze, by w świetnym nastroju wytrzymać do rana. Więc znów, przez kilka głupich myśli, było melancholijnie, sentymentalnie i źle. Ale to nic. Przyzwyczaiła się przecież. Wiedząc, że wskazany park jest stosunkowo niedaleko, zebrała buty z podłogi i nasunęła je na stopy, zapinając paski ze znacznie większą uwagą, niż czynność ta wymagała. Czegóż jednak się nie robi, by okiełznać szaleństwo własnych myśli? Cóż, Chris robiła wiele, może nawet wszystko. Jeśli wymagało to kompromitacji, wyjścia na niepełnosprawną umysłowo, skoro tak długo zajmowała się durnym zapięciem butów, to trudno. I skwer... Tak, jeszcze skwer. Nieduży placyk wciśnięty między wysokie zabudowania, ledwie trzy ławki, mała, archaiczna fontanna, tak niepasująca do nowoczesności Kapitolu. I pusty, przede wszystkim pusty - to za to lubiła go Annesley. Za brak tłumów, brak zakochanych par, brak szeptów i lepkiej atmosfery intensywnych uczuć. Skwer Brogana był idealnym miejscem by myśleć, nawet, jeśli nie planowało się dumać zbyt długo, tak jak Chris dzisiaj. Chwilowa kontemplacja, głęboki łyk czystego, nieskażonego pośpiechem powietrza, tylko tyle. A potem? Potem pewnie do domu. Nie miała głowy, by myśleć nad czymś innym, zresztą... Nie miała też chęci. Gdyby mogła, wróciłaby do koszar. Wcisnęła się w mundur, przespała noc w hangarze, w fotelu pilota. Ale nie. Bo teraz była dowódcą, zresztą... Dzień dla siebie, tak? |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Taxi Pią Sie 29, 2014 2:26 pm | |
| Pośród całej tej ciszy, która raz po raz stawała się coraz dłuższa, Hugh zastanawiał się, w jakim stopniu jego życie jest uzależnione od niego samego, a w jakim od Losu, który kładzie swoją wielką rękę na głowie ludzi i popycha ich do robienia rzeczy, których przeznaczenia sami nie potrafią odgadnąć. Już dawno przestał się z tym spierać i po prostu robił to, co miał robić nie zastanawiając się za długo. Podejmował decyzje na bieżąco, nie roztrząsając wcześniej wszystkich za i przeciw. Można powiedzieć, że starał się korzystać z życia. No i najwyższy na to czas, skoro tak dużo go już zmarnował. Przez jakiś czas jechali w ciszy, zanim kobieta odpowiedziała na jego pytanie. Oczywiście, że wiedział, gdzie to jest. Jak mógłby nie wiedzieć? Był tam parę razy i to nie tylko taksówką, przysiadając przy fontannie aby odpocząć choć na chwilę. Nie traktował tego miejsca specjalnie, jednak miał wrażenie, że znacznie różni się do wszystkich innych, zatłoczonych i głośnych. - Oczywiście, już tam jedziemy – powiedział, posyłając jej w lusterku lekki uśmiech i skręcając w następną ulicę, która powinna zaprowadzić ich prosto do placu. Jechali w milczeniu, mężczyzna nie zamierzał się na razie odzywać, sam wpędzając się w nastrój pełen melancholii. Może powinien zmienić rodzaj muzyki, który puszcza w radiu? Ponieważ smętne pianino czy urocze skrzypce owszem, uspokajają, ale też usypiają i wpędzają w chwilową depresję. Mimo to stwierdził, że nie ma sensu już jej wyłączać. Randall zauważył w lusterku iż kobieta zakłada buty i pomyślał, że to prawdopodobnie koniec jego pracy. Było dość późno i chyba miał ochotę się przespać, czego nie robił od dawna. Mimo to musiał jeszcze dowieść ją na miejsce. Nie rozmawiali za dużo, ale przyjemnie było pojeździć nocą po niemalże pustym Kapitolu. Patrzeć na to miasto, spokojne i ciche, niemalże niewinne. Nieskalane bólem, cierpieniem, nienaznaczone krwią. Można było sobie wyobrażać, że nic się nie wydarzyło. Że nie umarli ludzie i nie umrą kolejni. Mógł udawać, że to miasto nie było przyczyną jego smutku, okłamywać się, że nigdy nie czuł się źle przechadzając się tymi ulicami, które wiązały się ze zbyt wieloma wspomnieniami. Zamknąć oczy i pomyśleć, że wszystko układa się dobrze, inaczej. Może w innej rzeczywistości, w alternatywnym wszechświecie Malcolm nie został wysłany na Igrzyska. Nigdy nie wygrał, nie wyprowadził się do Kapitolu. Może ciągle żyje w Dziewiątce, utrzymując kontakt z rodzeństwem, mając żonę i dzieci. Może rebelia nigdy nie wybuchła, Trzynastka nigdy nie ujawniła swojego cierpienia. I, nade wszystko, gdzieś tam, w jednym z odległych wszechświatów, dystrykty nigdy się nie zbuntowały, nie powstała idea Igrzysk i wszyscy żyją w spokoju. Chciałby w to wierzyć, jednak wiara nie była wszystkim, czego potrzebował. On i wszyscy inni. Potrzebowali siły, aby urzeczywistnić marzenia. Po paru minutach dojechali do wyznaczonego miejsca. Nie miał pojęcia, czy kobieta zamierza już odejść, czy po prostu poprosiła o podjechanie tam na krótką chwilę. Kiedy jednak wysiadła bez słowa, Randall poszedł w jej ślady. Otworzył drzwi i oparł się od dach samochodu, obserwując, jak jego klientka zmierza w stronę fontanny. Było ciemno i jej sylwetka delikatnie odbijała się na tle ciemności, oświetlona jedynie słabym światłem latarni. Mimo to on stał spokojnie, zastanawiając się, w jakim celu przyjechali w to miejsce. Walczył z silnym pragnieniem podążenia za kobietą, jednak nie zrobił tego. W zamian obszedł samochód dookoła i oparł się od drzwi plecami, zaplatając dłonie na piersi i spokojnie czekając. Miał w głowie wiele pytań i chwilę, aby spróbować na nie odpowiedzieć.
|
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Sob Sie 30, 2014 5:44 pm | |
| Do skweru dotarli szybko, tak jak się spodziewała. Kilka wąskich uliczek było zapowiedzią znajomego rejonu, a kolejny zakręt fundował już doskonały widok zapomnianej przez Kapitol fontanny w samym środku opuszczonego placyku. Chris westchnęła cicho, chyba nawet uśmiechnęła się nieznacznie, w kolejnej chwili otwierając już drzwi taksówki i wysiadając na nierówny, wyłożony kamieniem - tak nie pasującym to nowoczesności! - dziedziniec. Nie zamierzała tu zostać długo, oczywiście że nie. Potrzebowała tylko chwili na zaspokojenie przesądu, na uiszczenie opłaty za dobry sen. Nie, żeby to kiedykolwiek działało. Ale warto próbować, prawda? Ostatecznie nic nie traciła. Fontanna nie była daleko, dotarłszy więc do niej Annesley wciąż miała taksówkarza w zasięgu głosu. Nie korzystała z tego jednak, jeszcze nie. Najpierw ofiara, podarunek dla patrona placu. Charlie Brogan. Niewielu o nim wiedziało, stąd decyzja o nazwaniu jego nazwiskiem nawet tak małego skweru dla większości była niezrozumiała. Ale Chris wiedziała, kim był mały, płowowłosy Charlie. Widziała go, rozmawiała z nim, uśmiechała się do niego. I teraz, teraz, gdy chłopiec odszedł w zapomnienie, wciąż pamiętała, kim był - i wciąż wierzyła, że faktycznie spełnia symboliczne prośby, jakie kierowało do niego nieliczne grono ludzi. Przysiadła na murku fontanny i grzebiąc przez chwilę w niewielkiej torebce, wyciągnęła wreszcie chusteczkę higieniczną - z braku kartki nada się i ona - i długopis. Urywając niewielki kawałek cieniutkiego materiału, napisała tam tylko jedno słowo. Mówiło się, że dla Charliego nie trzeba było pełnych zdań, pięknych zwrotów. Hasła, to one się liczyły. Hasła i stojące za nimi emocje. Uśmiechnęła się z pewną dozą politowania, kładąc skrawek chusteczki na wodzie i patrząc, jak rozpuszcza się w chłodnej toni. W ślad za kawałkiem materiału posłała też niedużą, połyskującą jasno monetę, wcześniej, niedostrzegalnym z daleka ruchem nacinając sobie delikatnie opuszek palca i pozostawiając na bilonie kroplę krwi. Bogowie, jakie to głupie i naiwne... - Zna pan historię Charliego? - zapytała ni z tego, ni z owego, gdy moneta z niedużym, krwawym śladem spoczęła już na dnie fontanny a skrawek chusteczki z napisanym na nim słowem rozpłynął się już zupełnie. - Mało kto wie, dlaczego w ogóle ten skwer nosi takie a nie inne miano. - Wzruszyła lekko ramionami. Nie było jej celem zarzucanie mężczyźnie nie wiedzy. Chris doskonale rozumiała przecież działanie pamięci, znaczenie zdolności zapominania. To nie wina ludzi, że nie potrafią utrzymać nic dla nich nie znaczących postaci pośród swych myśli, że nie umieją zagwarantować im stałego miejsca. Gdyby sama nie znała Brogana, dziś tak samo jak wszyscy nie miałaby pojęcia, dlaczego placyk nosi jego nazwisko. Obejrzała się wreszcie na taksówkarza i uśmiechnęła się nieznacznie. Nie, to nie była nieudolna próba flirtu, podobnych rozgrywek Annesley naprawdę miała dość. Tym razem chyba po prostu chciała się podzielić częścią swoich wspomnień - z kimś obcym, kogo być może już nigdy więcej nie spotka. W końcu nikt nie planuje ponownych spotkań z taksówkarzem, prawda? Zakłada się, że tego typu chwile są jednorazowymi, które nigdy później się nie powtórzą. - Charlie podobno spełnia życzenia - dodała po chwili. - Za symboliczną opłatę czyni świat lepszym... Tak mówią - zaśmiała się cicho. Cóż, ona sama Broganowi nic jeszcze nie zawdzięczała. - Proszę spróbować, na pewno ma pan jakieś pragnienia. Każdy ma. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Taxi Pon Wrz 01, 2014 3:34 pm | |
| Mężczyzna trochę przymglonym wzrokiem obserwował swoją klientkę, która przysiadła na skraju fontanny grzebiąc w torebce w poszukiwaniu czegoś, a o czym on nie miał pojęcia. Niby ją widział, niby miał świadomość, że znajduje się na placu, jednak jego myśli były gdzieś daleko. Część z nich tkwiła ciągle w KOLCu, u boku ukochanej. Kolejne wracały do przeszłości, a jeszcze inne wybiegały już daleko w przyszłość. Nie wiedział, na których powinien się skupić, a które najzwyczajniej porzucić, dlatego w głowie panował jeden wielki mętlik. Słysząc słowa kobiety podszedł bliżej, bo choć fontanna nie była tak bardzo oddalona od miejsca, w którym się zatrzymał, wolał być bliżej rozmówcy, patrzeć na nią wyraźniej i starać się odczytać wyraz jej twarzy. Po pierwszym pytaniu chwilę się jeszcze wahał, po czym przysiadł obok niej, zachowując stosowną odległość pomiędzy ich ramionami. Zastanowił się poważnie i odkrył, że w rzeczywistości nigdy nie przeszło mu prze myśl aby zadać sobie pytanie kim jest osoba, której nazwisko nosi ten plac. Może gdyby bywał tam częściej i gdyby miał więcej czasu na tak przyziemne sprawy nie byłoby z tym problemu. Pewnego dnia, patrząc na tabliczkę z nazwą, uderzyłaby w niego chęć poznania historii tej osoby. Niestety jednak bywał tam sporadycznie, zazwyczaj po to, aby zastanowić się głębiej nad własnym życiem, a nie życiem kogoś obcego. Było to dla niego całkiem normalne, ponieważ jego problemy były dla niego najważniejsze. - Niestety, chyba zaliczam się do większości – odpowiedział, uśmiechając się lekko – Nigdy nie słyszałem jego historii – ten dzień był naprawdę dziwny. A przynajmniej nietypowy. Wcześniej nie spotkał się z osobą, która wsiadła do jego taksówki z prośbą bezcelowego jeżdżenia po mieście, aby następnie prowadzić rozmowę na jakimś opuszczonym placu, w środku nocy, pośród ciepłego czerwcowego powietrza i przyjemnej ciszy, która skłaniała do najróżniejszych rozmyślań. Rzucił spojrzenie w stronę wody i zauważył monetę, która właśnie opadła na dno. Zastanawiało go, czy właśnie w tym celu zjawili się tutaj, aby dopełnić jakiegoś przesądu. Jego ciekawość miała wkrótce zostać wynagrodzona. Chwilę siedzieli jeszcze w ciszy, zanim kobieta odezwała się ponownie, wcześniej spoglądając na niego i uśmiechając się lekko. Słysząc jej słowa roześmiał się cicho, ale nie kpiąco czy złośliwie. Był to raczej efekt tego, iż jego przypuszczenia się sprawdziły. - Szczerze mówiąc, raczej nie wierzę w przesądy… -zawahał się, patrząc w gładką taflę wody, w której odbijało się światło ulicznych latarni. Każdy czegoś pragnie. A czego pragnie on? Mężczyzna, który dużą część swojego życia spędził samotnie? Którego droga, zamiast usłana różami, wyłożona była cierniami przynoszącymi jeszcze większy ból. Który, ze świadomością, iż postępuje źle, wciąż obarczał się winą za wszystko, co złego przytrafiło się jego bliskim. Jedynym wyjątkiem był jego brat, który przyczynił się do późniejszego rozwoju wypadków. Pragnął więc wielu rzeczy. Chciał wiedzieć, czy jego rodzeństwo żyje. Aby Victoria opuściła Kwartał. Odwołania Igrzysk i skończenia z rządami Almy Coin. Jak mógłby nie pragnąć tego wszystkiego? Czy jednak jedna moneta wrzucona do fontanny może sprawić, że to wszystko się spełni? - Jak to działa? – zapytał, wyciągając z kieszeni monetę i obracając ją w między palcami – Wystarczy rzucić pieniądz do wody, pomyśleć życzenie i wierzyć, że wkrótce się spełni? – nie chciał z niej kpić, ale to wszystko wydawało mu się bezsensowne i głupie. Sądził, że jedyną osobą, która może spełnić jego pragnienia jest on sam, krok po kroku dążąc do wyznaczonych celów. Może właśnie w tym tkwił jego problem. Za bardzo skupiał się na rzeczach oczywistych, a za mało wierzył. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Pon Wrz 08, 2014 7:32 pm | |
| Nie była zdziwiona, oczywiście, że nie. I wcale nie zamierzała oceniać mężczyznę źle tylko dlatego, że nie znał jakiejś tam historii. To nie było nic złego, już o tym mówiliśmy, prawda? Z drugiej jednak strony czemu miałaby nie opowiedzieć o tym, co wiedziała? Charlie zasługiwał na pamięć, zasługiwał jak cholera. - Charlie miał czternaście lat, kiedy go poznałam i z perspektywy ówczesnego rządu musiał być najgorszym dzieckiem Kapitolu. Był inteligentny i nie dawał sobą manipulować tak łatwo, w przeciwieństwie do swych rówieśników umiał też dostrzec niesprawiedliwość... Och, rozmawiałam z nim trochę, a rozmówcą był naprawdę świetnym. - W jej głosie słychać było czułość. Czułość siostrzaną? Matczyną? Może i jedną, i drugą. Chris nie szafowała podobnymi uczuciami, ale Brogan musiał w jakiś sposób na nie zasłużyć. - Podczas rebelii byłam łączniczką Trzynastki z ich kontaktami w Kapitolu. Charlie był jednym z nich. Szczerze wątpię, by jego rodzice wiedzieli, że chłopak kabluje jak najęty, przekazując sporo informacji, o które nikt by go nie podejrzewał. Nie wiem, kim tak naprawdę był, kim byli jego rodzice. Chyba nikt tego tak naprawdę nie wiedział. Mógł być dzieciakiem z dobrej rodziny, ale równie dobrze mógł po prostu umieć słuchać. Przerwała na moment, mocząc opuszki palców w wodzie fontanny. Westchnęła cicho. Nie powinna mieć okazji opowiadania tej historii... To po prostu nie powinno się nigdy wydarzyć. Nazwanie nazwiskiem chłopaka jakiegoś skweru było żadnym uznaniem wobec tego, co mu zawdzięczali. Jak to jest, że gdy jest po wszystkim, tak łatwo zapomina się o pionkach - ale pionkach jakże ważnych? - Rozstrzelano go tuż przed rebelią. Po cichu, oczywiście, by nie dolewać oliwy do i tak trzaskającego już, żywego ognia. Samo to, że ktoś się dowiedział, nie było dziwne, szczerze mówiąc każdy z nas się tego spodziewał. W końcu to był jeszcze dzieciak. Mógł mieć trochę szczęścia, zbyt mało jednak, by przetrwać. Cudem było, że żył tak długo. - Zacisnęła zęby. Coś bardzo jej się w tym wszystkim, co opowiadała, nie podobało, a co? To wyszło wraz z kolejnymi słowami. - Skatowano go i wywieziono z Kapitolu, bo przecież eleganckie miasto ślicznych ludzi nie mogło spłynąć krwią. Nie zabrano go daleko, nie było po co. Tylko kawałek. Widziałam to. To był dzień, kiedy znów miałam się z nim spotkać. - Już dawno nauczyła się być ślepą na to, co czuje. Umiała ukrywać każdy swój ból i każdą łzę. Żałobę po dzieciaku przeszła w milczeniu i tak, że nikt o niej nie wiedział. Tak było trzeba, nie? Na dobrą sprawę może nawet powinna się cieszyć, w końcu... - Jeśli pominiemy trybutów, Charlie Brogan był jednym z pierwszych męczenników rebelii. Potrzebowaliśmy ich wtedy, cholera, potrzebowaliśmy. - Wbiła paznokcie we wnętrze dłoni i pokręciła głową z rezygnacją. Tak, potrzebowali martwych bohaterów. Symboli. Tylko dlaczego czternastoletnich? Odetchnęła głęboko, a gdy ponownie spojrzała na mężczyznę, była zdolna się uśmiechnąć, nawet roześmiać ze szczerym rozbawieniem. - Proszę tak na mnie nie patrzeć, też niezbyt w to wierzę. Z drugiej jednak strony, gdyby legenda miała okazać się prawdą, czemu nie spróbować? To nic nie kosztuje... No, poza monetą. - Zerknęła na tę wrzuconą przez siebie, która teraz spoczywała samotnie już na dnie fontanny. Ktoś je wybierał, to oczywiste. Niezależnie, ile pieniędzy by się tu wrzuciło, jak wiele bilonu, zbiornik zawsze byłby czysty. - Jeszcze kropla krwi. - Uniosła ręce w obronnym geście i roześmiała się. - To nie ja to wymyśliłam. Ktoś mi o tym powiedział, tak jak ja panu. Moneta i kropla krwi jako symboliczne zadośćuczynienie za wszystko, co zrobił mały Charlie. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Taxi Czw Wrz 11, 2014 8:07 pm | |
| Randall zastanawiał się, czy na pewno chce usłyszeć tą historię. Skoro imieniem, jak już wkrótce się dowiedział, małego chłopca nazwano plac, musiał zrobić coś więcej, niż po prostu być. Musiał więc umrzeć, bo w tym świecie nie stawia się pomników ludziom żywym. A skoro umarł… Tak, zdecydowanie Hugh mógł sobie wyobrazić, gdzie zasłynął Charlie. Mimo to zadał to pytanie i bał się, czy oby nie pożałuje. To nie było tak, że czuł wstręt i odrazę do rebeliantów. Większość jego klientów nimi była, a mimo to nie odzywał się ani słowem. Nie pytał też o ich stosunek do Almy Coin, po prostu nie chciał sobie przysparzać problemów. Miał powody, dla których i pani prezydent i ludzie jej oddani budzili jego niechęć i bał się, czy gdy usłyszy historię o, prawdopodobnie, rebelianckim męczenniku jego spojrzenie na całą sprawę nie ulegnie diametralnej zmianie. Czasem bowiem o wiele lepiej było pozostać nieświadomym, niż usłyszeć prawdę, która zmieni nasze życie na zawsze. Mimo to nie odzywał się dalej, wpatrując się zamyślonym wzrokiem w ciemną wodę fontanny. Po prostu słuchał, tak jak robił to za każdym razem. To była część jego pracy i mimo że nie znajdowali się w taksówce, kobieta wciąż była jego klientką. Czy w jego głowie działo się w tamtej chwili coś konkretnego? Nie, po prostu starał się skupiać na jej słowach. I nie oceniać. O czym była ta smutna, chwytająca historia? O dzieciaku. Osobie, która miała jeszcze całe życie przed sobą i postanowiła je zaryzykować. Może to było dla niego lepsze? Życie w tym świecie, w którym wciąż panują iście barbarzyńskie zwyczaje wysyłania dzieci na rzeź? Gdyby nie umarł, nikt nawet nie pomyślałby o tym, aby czcić jego imię i pozwolić sobie oddać mu w hołdzie cały, wprawdzie mało znany i niezbyt często uczęszczany, plac. Gdyby żył, teraz mógłby być jednym z trybutów wysyłanych na kolejne w historii Panem Igrzyska. I prawdopodobnie i tak by umarł, tyle że w mniej honorowy sposób. No i za takie posunięcia nie nazywa się placów czyimś imieniem. Taki właśnie był punkt widzenia mężczyzny. Może trochę brutalny, ale naprawdę uważał, że lepiej się stało, iż Charlie umarł. Oczywiście, nie zamierzał dzielić się z tymi przemyśleniami z kobietą. Uznałaby go pewnie za nieczułego. I, co gorsza, mogłaby chcieć dowiedzieć się o przyczynę, która sprawiła, że właśnie tak patrzy na całą sprawę. Jeden rebeliant mniej, jedna osoba mniej do pokonania, gdy już przyjdzie odpowiednia pora. Jeśli przyjdzie. Chciał się roześmiać słysząc wzmiankę o męczennikach. Poważnie? A czy męczennikami nie byli trybuci? Może nie bezpośrednio rebelii, ale jej skutków. Wszystko to, co wydarzyło się w Kapitolu rok temu, nie mogło prowadzić do niczego dobrego. Alma Coin była despotką i w żadnym stopniu tak bardzo nie różniła się od Snowa. Pozwolił kobiecie dokończyć, a kiedy nastała cisza jeszcze chwilę rozmyślał nad jej słowami, nie podnosząc wzroku. Słyszał, jak roześmiała się, mówiąc o krwi. Musiał to zrobić, skoro moneta tkwiła już w jego dłoni. Nie mógł się teraz wycofać, czuł powinność wykonania tej czynności. Nie miał w kieszeniach nic ostrego, a przynajmniej tak mu się wydawało, poza ukrytym pod siedzeniem sztyletem. Na wszelki wypadek. Kiedy jednak po chwili przeszukiwania swojej kurtki i spodni doszedł do wniosku, że nic z ich zawartości nie nadaje się do rozcięcia palca, z cichym westchnięciem wstał i wrócił do taksówki. Pochylił się, mając nadzieję, iż jego klientka nie zobaczy błyszczącego ostrza sztyletu i delikatnym, wprawnym ruchem zrobił małe nacięcie na palcu wskazującym. Krew niemal od razu zaczęła wyciekać, a on przez chwilę po prostu ją obserwował. Chwycił chusteczkę i wrócił do fontanny, biorąc zostawioną na murku monetę. Wycisnął na nią kilka kropelek czerwonej cieczy, która rozlała się po jej powierzchni. Nie wiedział, czego konkretnie pragnął, dlatego postawił na ogół jego życzeń. Chciałbym zmienić swoje życie Nie, żeby w to wierzył. Oczywiście, że tak nie było, ale nikt nie powiedział, że wypowiedzenie jeszcze raz w myślach tego, co powoli wdrażał w swoje życie, może zaszkodzić. - Dobrze więc – powiedział, bardziej do siebie niż do kobiety, wrzucając pieniądz do stawu – Naprawdę przykra historia – powiedział, uśmiechając się do niej smutno. Kiedy stał się tak dobrym aktorem? Wprawdzie nie było tam aż tyle kłamstwa, opowieść w rzeczywistości była smutna. Jednak jego nie poruszyła, ale kobieta nie musiała o tym wiedzieć – Śmierć młodych osób zawsze boli najbardziej. Mieli przecież całe życie przed sobą – dodał, wcale nie mają na myśli głównie tegorocznych trybutów – Jaki jest nasz następny cel? – zapytał po chwili mają nadzieję, że atmosfera smutku wywołana krótkim życiorysem chłopca minęła.
|
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Taxi Pią Wrz 12, 2014 5:40 pm | |
| Rzeczywiście, zdecydowanie lepiej, że nie wiedziała, jakim torem biegły myśli mężczyzny. Była porywcza na co dzień, a wtedy, gdy chodziło o kogoś, kto coś dla niej znaczył, można było mówić o istnej, dantejskiej furii. W przypadku Charliego, w chwili, w której na jaw wyszedłby pogląd taksówkarza na całą tę sprawę, można było się spodziewać armageddonu. Wszystko przez to, że za bardzo się zżyła, za bardzo jej zależało, za bardzo bolało. Śmierć Brogana była chyba pierwszym tak znaczącym dla niej doświadczeniem, pierwszym, po którym dręczyły - i wciąż czasem dręczą - ją koszmary. Nie uznawała innego spojrzenia na tę sprawę, niż jej własne, stąd milczenie mężczyzny było najlepszym, co w tej chwili mogło mieć miejsce. Dzięki temu mogła też zresztą jeszcze chwilę zastanowić się nad samą sobą i swoimi problemami. Wbrew pozorom nie tak łatwo jest znaleźć chwilę dla siebie. Nie spoglądała za taksówkarzem, gdy na moment oddalił się do samochodu, nie widziała więc sztyletu. Zresztą, nawet gdyby go zauważyła... Chyba niewiele by ją to interesowało. Nie była na służbie. Miała prawo być też normalnym człowiekiem, nie tylko żandarmem. Wybrała mundur, ale czasem zdecydowała się go zdejmować i pozostawiać w szafce razem z obowiązkami z nim związanymi. Poświęcając jeszcze jedną chwilę na to, by spojrzeć, jak moneta mężczyzny podąża w ślad za tą jej, po krótkich zmaganiach z wodą opadając na samo dno fontanny, wstała wreszcie z murku, odetchnęła cicho, wygładziła sukienkę. Chyba... Chyba już dość, co? Jutro musiała być w koszarach, pojutrze już na posterunku Strażników. To nie nastrajało dobrze, tym bardziej więc powinna wrócić, ułożyć się w łóżku i rozpocząć wszelkie rytuały, jakie mogłyby sprowadzić sen. Niespokojny, pełen koszmarów, sen, po którym obudziłaby się bardziej zmęczona, niż zasypiała, ale... Cholera, nie mogła przecież wyglądać jak zombie, a z pewnością to ją czekało, jeśli nie poudaje przynajmniej, że najada się i wysypia. - Zdaje się, że teraz już do domu - odpowiedziała więc na pytanie mężczyzny, podając także adres, pod którym mieszkała. Niespiesznie wróciła do samochodu i otworzyła drzwi, jednak... Zamiast wsiąść, obejrzała się jeszcze na fontannę i potrząsnęła lekko głową z rezygnacją. Na wszystkich bogów, Charlie, chociaż raz mógłbyś zrobić to, o co cię proszą. Moszcząc się później na tylnym siedzeniu, przeczesała włosy palcami i nieobecnym spojrzeniem błądziła po kolejnych mijanych widokach, nie odzywając się aż do chwili, gdy zatrzymali się pod jej apartamentowcem.
zt |
| | |
| Temat: Re: Taxi | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|