IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Aleja Czasu - Page 5

 

 Aleja Czasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptyPią Maj 03, 2013 7:16 pm

First topic message reminder :



Długa i dosyć nietypowa aleja, stanowi fragment tej bardziej artystycznej części Kapitolu. W ciepłe dni urządzane są tu wystawy i wernisaże; w zimie lepiej unikać śliskiej posadzki, można skręcić kostkę.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptySob Paź 25, 2014 11:15 pm

Gwen zaczynała się całkiem nieźle bawić. Zwłaszcza w momencie, w którym mężczyzna łaskawie ją puścił i pozwolił spojrzeć sobie prosto w twarz. Podobnież jak nie lubiła przemocy, tak samo nie cierpiała rozmowy s kimś, gdy niemożliwym było spojrzenie rozmówcy w oczy. Kobieta robiła to dość często, może nawet częściej, niż inni mogliby tego pragnąć. Nigdy nie czuła się przez to skrępowana, a kilka razy udało jej się nawet w ten sposób skrępować innych. Oczywiście nie liczyła na to, że Kristian ugnie się przed jej wzrokiem i klęknie na kolana, jednocześnie pozwalając jej nie czuć się tak niekomfortowo, gdy musiała wciąż stać z głową zadartą lekko w górę, aby ich spojrzenia miały chociażby szansę spotkania się.
Nie zawsze jednak miała takie nastawienie. Kiedyś, a dokładniej za życia w Trzynastce, nie odważyłaby się podnieść wzroku na kogokolwiek. Wtedy żyła przeświadczeniem, że nie jest zbyt mile w tym miejscu widziana. Wyniosła to oczywiście z domu, jednak oczy wiecznie wpatrzone we własne stopy były nieodłączną częścią jej wizerunku. Nawet gdy walczyła nie patrzyła na swojego przeciwnika, błagając w myślach o to, aby trening skończył się jak najszybciej. Nie była pewna, istniało nawet 90% szans na to, iż była w błędzie, ale jedną z pierwszych osób, na którą odważyła się podnieść wzrok był Ralph. Co było dziwne, bo na początku nie miała zamiaru wdawać się w żadną większą relację. Najwidoczniej jednak te najmocniejsze, a przynajmniej w jej naiwnym mniemaniu, znajomości powstają w najbardziej niespodziewanych momentach. To oczywiście nie oznaczało, że po tym wieczorze zamierzała spotkać się z Almstedtem na przyjacielską rozmowę. Ani na żadną. Wręcz przeciwnie, kiedy to wszystko się skończy zamierzała po prostu iść spać. Z lżejszym sercem i duchem, wymazując z pamięci wszystko związane z tym mężczyzną, niszcząc pozostałe dokumenty na jego temat i żyć dalej swoim cudownym i błogim życiem, przede wszystkim zamierzając już więcej go nie zobaczyć. No chyba że wyląduje w więzieniu z kolejną karą śmierci wiszącą nad głową.
Miała ochotę roześmiać się w głos i patrzeć, jak on w żadnym calu nie rozumie powodu jej radości. Nie mogła uwierzyć, że celowo wepchnęła się do legowiska węży, znając i, co więcej, niemalże doświadczywszy już konsekwencji tego, co może się stać jeśli znajdzie się w złym miejscu w jeszcze gorszej chwili. Nie mogła pozwolić jednak na to, aby Almie Coin udało się dopiąć swego. Zginęło już zbyt wiele osób i nawet jeśli jej wkład w całą sprawę nie był zbyt wielki, była z tego dumna. Była dumna z siebie, że całym życiu prania mózgu wciąż pozostawała niezależna, wciąż potrafiła samodzielnie myśleć.
Zaczynało się robić coraz później i Gwen zastanawiała się, która właściwie jest godzina. Faktem było także to, iż choć dzień był wyjątkowo upalny teraz zaczynało być coraz chłodniej i Arrington już czuła, jak na jej skórze wkrótce pojawiać się zacznie gęsia skórka. Miała wielką nadzieję, że do tej pory uda im się już rozejść w swoje strony.
Zupełnie zignorowała wzmiankę o jej domniemanej winie. Stała, wciąż i nieprzerwanie patrząc na niego i czekając, aż wreszcie usłyszy coś godnego uwagi. Nie mogła tego samego powiedzieć o kolejnej wypowiedzi. Miał rację. Może nie była do końca wierna Coin, ale jednak robiła to, czego pani prezydent od niej wymagała. Nie licząc wkradnięcia się do jej gabinetu i zabrania ściśle tajnych planów tegorocznej Areny w celu pokrzyżowania jej planów. Tak, Gwen naprawdę była salonowym pieskiem.
- Masz całkowitą rację - powiedziała, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, wciąż trzymając splecione na klatce piersiowej ręce - Ale ty też nim jesteś. I doskonale udało ci się to pokazać - wykrzywiła trochę szerzej wargi. Ta rozmowa wprowadzała w niej naprawdę dziwny nastrój, którego nie potrafiła do końca opisać. Nie potrafiła tego opisać, a tym bardziej nazwać. Po prostu było inaczej. Może czuła się śmielej, nić powinna?
- Nie zachodziłabym aż tak daleko. Widzisz, nie jestem twoją fanką. W tym momencie nie spełnia się żadne z moich marzeń, a ja nie pragnę tego, abyś zaszczycił mnie chociażby jednym spojrzeniem - powiedziała trochę ironicznie, uśmiechając się uroczo do mężczyzny. Oparła się plecami o filar stwierdzając, że tak jest o wiele wygodniej, niż stać przypartą do niego twarzą - Byłbyś zaskoczony, jak wiele potrafiłabym powiedzieć. Nie marnujmy jednak czasu, twoje życie nie jest aż tak ciekawe i godnie poświęcania mu jeszcze większej uwagi - słowa te kłóciły się trochę z tym, co robiła. Nie zamierzała kłócić się z samą sobą o to, dlaczego zmarnowała tyle czasu ani dlaczego w ogóle się tym zainteresowała, a teraz stwierdzała zupełnie inną, niezwykle paradoksalną rzecz. Była kobietą, mogła zmienić zdanie kilkanaście razy w ciągu sekundy i nikogo nie powinno to dziwić.
Mimo wszystko zaczęła toczyć małą sprzeczkę. Bo słowa, które wypowiedziała, nie do końca były aż takim kłamstwem, jak przypuszczała uprzednio. Jego życie w istocie nie było ciekawe. Interesował j a tylko ten jeden fragment, który skutkował odebraniem prawa do oddychania innym i którego ona nie potrafiła pojąć. Odetchnęła w reakcji na własne myśli, prychając cicho, po czym zdała sobie sprawę, że mężczyzna wciąż tam jest.
Naprawdę mocno denerwował ją fakt, iż mężczyzna palił cygaro. Cały dym, który wypuszczał z ust leciał prosto na nią, a ona miała ochotę jedynie kaszleć i zatkać nos, chcąc pozbyć się tego zapachu. A najchętniej wyrwałaby mu je z ust i zdeptała stopą w letnich sandałach, które jak podejrzewała, były już zimne. Wysłuchała jednak spokojnie tego, co jeszcze ma jej do powiedzenia, wciąż nie zmieniając swojej pozycji, chociaż od materiału, z którego wykonany był filar, uderzał ją lekki chłód.
- Boże, wiesz co? Sądziłam, że udzielisz mi konkretnej odpowiedzi. To może powiem ci, jak ja widzę tą sprawę - powiedziała zniecierpliwionym tonem, mrużąc lekko oczy. Nie usłyszała nic pożytecznego. Ale czy tego potrzebowała. Może odpowiedź na jej pytania nie wymagała tyle zachodu? Może była prostsza, niż kobieta przypuszczała. Może znała ją już dawno - Nikt nie ma prawa odebrać życia drugiej osobie. Nawet jeśli ta osoba na to zasłużyła. Nawet jeśli życie jest dla niej za dobre. Nie jesteśmy cholernymi panami życia i śmierci. Ty też nim nie jesteś - wycedziła, podchodząc bliżej. Zazwyczaj nie mówiła takim tonem. Ale wyjątkowa sytuacja wymagała wyjątkowych środków. Mógł ją uderzyć, jeśli czuł taką potrzebę. Proszę bardzo - Wiesz dlaczego to zrobiłeś? Bałeś się. W Kwartale nie byłoby ci miło, prawda? Całe życie wychowany w dostatku Kapitolu. Życie w rynsztoku nie było tym, o czym marzyłeś. Jesteś tylko parszywym szczurem, który zwęszył dobrą okazję na uniknięcie tego, co spotkało resztę mieszkańców miasta. Musiałeś to zrobić, żeby nie dać się zamknąć. Boże, powinnam ci podziękować, naprawdę. Pokazałeś mi, jak bardzo się tobą brzydzę - prychnęła, odsuwając się, nie odrywając jednak wzroku. Czuła się, jakby igrała z ogniem. I zamierzała poigrać bardziej aby sprawdzić, czy pozwoli jej odejść. W ostatniej chwili zmieniła zdanie, zatrzymując się i uśmiechając się. Następnie, jak gdyby nigdy nic ruszyła do przodu, próbując ją wyminąć. Brawo,Gwen. Jeśli wtedy wchodziłaś do legowiska węża, to teraz spokojnie możesz wskoczyć do paszczy smoka.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptyPon Paź 27, 2014 11:46 pm

W takim razie dobrali się świetnie i w tej chwili prowadzili pojedynek na spojrzenia. Sam Kristian również należał do osób, które uwielbiają świdrować swojego rozmówcę wzrokiem. Nie chodziło tutaj tylko o lepszą więź, ale również o możliwość wyczytania emocji. Ktoś kiedyś powiedział, że oczy mówią o człowieku wszystko to, czego nie chcą wyrazić usta i chyba miał rację. Jeśli zaś chodzi o lekki dyskomfort Gwen, to Almstedt oczywiście mógł przykucnąć, ale był niemalże pewien, że to akurat by się jej nie spodobało. Nikomu się nie podobało, a wiele raz chciał iść ludziom w ten sposób na rękę! Abstrahując od tego Kristian miał za to doskonały widok na swoją rozmówczynię, więc nie miał na co narzekać. Mógł tylko podziękować naturze, że dodała mu te parę centymetrów więcej niż innym.
Kristian tymczasem nigdy nie miał problemów ze spoglądaniem innym prosto w twarz. Tego zawsze uczył go ojciec. Nieważne czy jesteś sprowadzany do parteru, gnojony czy też chwalony - masz zawsze spoglądać drugiej osobie w oczy, żeby wiedziała, że się nie ugniesz. To była podstawa, jaką wpajał mu od młodości. Kto pierwszy odwróci wzrok ten zwyczajnie się poddał i przegrał. I tutaj muszę szczerze przyznać, że taka postawa często napawała mu niemałych problemów. Czasem gra niewarta była zachodu, ale koniec końców zawsze pozostawała mu jakaś nuta satysfakcji. Nie ugiął się, stał hardo, znosił wszystko tak, jak uczył go własny ojciec. Właśnie to było źródłem dumy Almstedta i prawdopodobnie dlatego trafił na sam szczyt hierarchii. Duma z kolei była jedną z charakterystycznych cech jego usposobienia, które przyciągały do niego ludzi. Nawet Ci, którzy go nienawidzili musieli przyznać, że miał w sobie również coś, co ich do nich ciągnęło. Nieważne czy szli z kwiatami czy też z nożami, ale zawsze działał na nich jak magnes. Zresztą identycznie było przecież z Arrington, bo inaczej nie śledziłaby go aż tyle razy.
Oh! Almstedt z pewnością wręczyłby Gwen swoją marynarkę, gdyby akurat takową przy sobie posiadał. Oczywiście kobieta musiałaby też nie łypać na niego takim wzrokiem i przede wszystkim nie uważać go za najgorszego śmiecia świata. Wszystko wskazuje więc na to, że rzeczniczka Coin raczej zmarznie dzisiejszej nocy. Jednak jeśli zadzwoni po Kristiana dnia następnego, to być może nawet przyniesie jej pizzę. Wszystko dlatego, że wypowiedziała magiczne zdanie „Masz całkowitą rację”. Almstedt uwielbiał mieć rację i to w każdym temacie, jakiego tylko się podejmował. Nie było ważne czy jego racja jest prawdziwa, ale jeśli ją miał to osiągnął już połowę sukcesu. Oczywiście to zdanie nie zaślepia go do tego stopnia, że słysząc je kompletnie się wyłącza i właśnie dlatego zgromił teraz wzrokiem Gwen. On? On miał być salonowym pieskiem? Coś się tutaj komuś zdrowo pomyliło. Może i Almstedt bywał na salonach, ale miało to miejsce bardzo dawno temu i w zupełnie innym celu niż mogłaby przypuszczać kobieta. Nie mógł ukryć tego, że takie niedocenienie jego osoby trochę go poruszyło. Przecież Kristian nie był tym typem faceta, który bryluje po czerwonym dywanie w świetle reflektorów tylko po to, żeby być sławnym dla zasady. Nienawidził tych bufonów, wystawnych imprez, przepychu i całego szumu jaki wokół siebie robiła tzw. elita Kapitolu. Była to jedna wielka szopka poruszająca się na glinianych nogach i tylko czekająca na to, żeby ktoś wreszcie rzucił im pod nogę kłodę. A to wszystko na ich własne życzenie, pieprzeni burżuje.
- Nie, moja droga Gwen. – zaczął, pozwalając sobie na drobne spoufalenie z rozmówczynią – Ja jestem psem obronnym. Nie szczerzę się w telewizji, nie merdam ogonkiem. Gryzę, warczę i ochraniam. Nadal jestem jednak psem. – w końcu przyznał jej częściową rację i to taką, z której Arrington powinna być zadowolona. Być może i trochę sobie ubliżył, ale jednocześnie pokazał, że zawsze może być gorzej, czyli tak, jak w przypadku rzeczniczki prasowej. Przesłanie było dosyć jasne, prawda? Jednocześnie jednak Gwen zniszczyła jednym zdaniem marzenia Almstedta. No bo, który mężczyzna nie chciałby mieć oddanego grona fanek, które w pewnym sensie by go idealizowało? Zresztą z kobietami było tak samo, byleby uwielbiała je płeć przeciwna.
- Niestety muszę stwierdzić, że ciężko nie zaszczycić Cię spojrzeniem, nawet jeśli nie chcesz zostać moją fanką. – odpowiedział z szelmowskim uśmieszkiem, samemu też pozwalając sobie na za dużo. Rzadko kiedy był aż tak bezpośredni, chociaż w tej sytuacji ogromny wpływ na jego zachowanie mogła mieć postawa kobiety. Nie dała się sprowadzić do parteru, nie zaczęła rozpaczać, aż w końcu musiał ją wypuścić, żeby czegokolwiek się dowiedzieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal miała niewyparzoną buziuchnę – Auć. To akurat zabolało. – uśmiech. Szeroki uśmiech! Gwen naprawdę starała mu się pokazać jak bardzo nim gardzi, a on tymczasem miał to kompletnie w poważaniu. No… Może nie tak do końca, bo w końcu cały czas go to bawiło, ale musiał przyznać, że na swój sposób cała ta maskarada, podchody i próby obrażania były ciekawe. Nie mógł do końca rozgryźć tej kobiety i to go tak bardzo nurtowało. Ta niepewność i nutka tajemnicy wwiercały się w jego duszę i drążyły coraz większą dziurę, która z pewnością nie zostanie tak łatwo zasypana. Po co właściwie tu przyszła, skoro najpierw chciała od niego informacji, żeby później go obrażać i ucinać rozmowę? Co jest z tą kobietą nie tak?
Cygara zaczęło ubywać, a pytań ciągle przybywało co z pewnością nie wróżyło dobrze. Jego towarzyszka nie była zbyt skłonna do rozmowy, ale najwyraźniej coś w niej pękło. W jednej chwili z cierpliwej i grzecznej dziewczynki zaczęła przemieniać się w tornado planujące zniszczyć wszystko na swojej drodze. W zaciekawieniu aż lewa brew mężczyzny powędrowała ku górze. Temperamencik? To lubił. Przynajmniej na pewno nie będzie nudno.
- Jestem do Twojej dyspozycji. – zachęcił ją delikatnie, żeby wyrzuciła z siebie wszystko co mogło siedzieć jej na duszy. Tak z pewnością będzie lepiej, bo cała atmosfera się rozluźni. W przygotowaniu do tego jakże ciekawego przedstawienia Kristian nawet zrezygnował już z cygara, którego resztki wylądowały pod podeszwą buta generała, a co więcej, ręce skrzyżował na klatce piersiowej. Plecy tymczasem się wyprostowały, a klatka piersiowa została wypięta do przodu. W ten sposób Almstedt wydawał się jeszcze wyższy niż do tej pory i spoglądał na Gwen całkowicie z góry. Zamiast jednak na intrygującym widoku, skupiał się bardziej na jej słowach, które nie były do końca sprawiedliwe. Przede wszystkim należało zauważyć, że Arrington trochę poniosło i przeszła do nieodpowiednich wniosków. Oczywiście Kristian nie zamierzał jej za to bić. Wręcz przeciwnie podziwiał, że potrafiła takie rzeczy powiedzieć człowiekowi jego pokroju prosto w twarz. Głupota? Odwaga? A może po prostu zmęczenie, które ogarnia człowieka jeśli zbyt długo musi siedzieć pod jarzmem cenzury? Nie wiedział co takiego kierowało Gwen, ale był świadom jednego – mała cwaniara chciała mu uciec. Niedoczekanie!
Ręka! Właśnie za nią złapał dziewczynę Kristian. Właściwie ręka to naprawdę fajna sprawa. Nie angażuje specjalnie osoby, która ją daje, a bardzo uspokaja tę, która ją otrzymuje, a tak przynajmniej pisała Gavalda. Może i w tym przypadku będzie podobnie. Tylko, że trzymanie za rękę nie trwało długo, bowiem zaraz Almstedt ponownie przyciągnął do siebie kobietę kładąc teraz ręce na wcięciu jej talii. Nie robił tego jednak ani natarczywie, ani też brutalnie. Jeśli miałaby ochotę się wyrwać, to może to zrobić w każdej chwili. Jemu chodziło teraz jednak o kontakt wzrokowy.
- Nie jestem żadnym panem życia i śmierci, ale jestem żołnierzem. Te dwie pozycje nieprzerwalnie się ze sobą przeplatają i czasem zwyczajnie trzeba pociągnąć za spust. No chyba, że jesteś do tego stopnia dobra, żeby oddać swoje życie tylko po to, aby przeżył Twój zabójca. – zaczął nadzwyczaj spokojnie, co było odpowiednim kontrastem do lekko ożywionego monologu Gwen – Jeśli uważasz mnie za tchórza, to odpowiedz mi teraz co byś zrobiła na moim miejscu. Życie czterech osób czy życia całego batalionu składającego się z siedmiuset osób? Część z nich padłaby od strzałów, reszta była torturowana, a Ci posiadający najwięcej szczęścia zostaliby zabrani do kwartału. Która bramka, Arrington? - zapytał, cały czas wpatrując się w oczy Gwen. Widać było, że w tym momencie nie kłamał, bo i nie miał w tym żadnego celu. Nawet gdyby ta kobieta miała o wszystkim donieść Coin, to Kristian już od dawna podejrzewał, że prezydentowa wiedziała o tym od początku. Zresztą sam jej to delikatnie zasugerował przy oddawaniu prezentów. W ten sposób każdy ugrał coś dla siebie. Alma uzyskała dodatkowych żołnierzy i przebiegłego generała, a sam generał ocalił życie swoje i swoich podwładnych. Zasada równowagi wszechświata, wedle której nie można czegoś otrzymać bez zwrotu równowartości prezentu, została zachowana. Teraz pozostaje jedynie kwestia reakcji Gwen na tę wiadomość. Jeśli myślała, że Almstedt był bezdusznym sukinsynem, to w tym momencie ta bańka pozorów zwyczajnie prysnęła. Oczywiście pod warunkiem, że mu w to wszystko uwierzy.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptySob Lis 01, 2014 10:14 pm

Gwen zastanawiała się, która już jest godzina. Nie żeby spieszyło jej się do domu. Po prostu miała wrażenie, że to wszystko leci tak szybko. I nie chodziło tylko i wyłącznie o spotkanie z mężczyzną. Nie miała pojęcia, dlaczego wspomnienia nachodzą ją w najmniej odpowiednim momencie. Ale patrząc z perspektywy czasu widziała, jak szybko minęły wszystkie te lata. Czas uciekał jej przez palce, wymykał się z jej dłoni i uciekał w nieznane. A ona, nie ważne, jak bardzo starałaby się go dogonić, zawsze byłaby w tyle. Był jak królik, z którym próbowała się zrównać...
Kiedy Arrington została zamknięta w więzieniu czuła się tak, jakby popadała w szaleństwo. W pewnym sensie może tak było. Do dziś pamięta, jak zwijała się w rogu twardego łóżka, podciągając kolana pod brodę. Łzy towarzyszyły jej każdego dnia i choć na co dzień nie zdarzało jej się płakać, to wtedy chyba zaczęła nadrabiać to, czego uniknęła w dzieciństwie. Było tak, jakby ktoś spuścił z niej powietrze. Straciła wszystko, co dotychczas w sobie nosiła - wiarę, nadzieję, radość i uśmiech. Każdy dzień, który przybliżał ją do nieuniknionego, sprawiał jeszcze większy ból i wkrótce, zamiast błagać o wolność, zaczęła błagać o przyspieszenie wyroku. Te kilka dni ją zmieniły. I to nie na gorsze, wręcz przeciwnie. Zaczęła bardziej wierzyć w to, że jeszcze może być dobrze. Zaczęła wierzyć w to, że każdy zasługuje na drugą szansę, że każdy ma możliwość jej otrzymania. To było ciężkie i nie zawsze się udawało. Niektórym osobom wciąż nie potrafiła wybaczyć, w niektórych przypadkach nie widziała szansy na to, aby ktoś zyskał w jej oczach względy.
Im dłużej rozmawiała z Kristianem tym więcej nabywała wątpliwości odnośnie jego osoby. W dalszym ciągu nie kwalifikował się do zostania jej najlepszym przyjacielem, ani nie podskoczył wyżej w hierarchii stworzonej przez Gwen. Kobieta jednak zaczynała czuć się w jego towarzystwie jeszcze pewniej niż uprzednio i nie koniecznie chodziło o dłuższą walkę na słowa i dogryzanie mężczyźnie. Wciąż i nieprzerwanie miała w pamięci początek jej przyjaźni z Ralphem i nie licząc wielu szczegółów, były rzeczy, które łączyły dwa te spotkania. Zacisnęła zęby, wyrzucają z głowy to porównanie. Nie zamierzała w żaden bliższy sposób łączyć się z tym mężczyzną. Czegokolwiek by nie zrobił, dla niej i tak pozostanie mordercą. Może była zbyt pewna w swoim przekonaniu i, zapewne, już niedługo przyjdzie jej za to zapłacić. Póki co tkwiła jeszcze w błogiej nieświadomości, uśmiechając się do niego delikatnie, z plecami opartymi o filar.
- Choć w jednej sprawie się zgadzamy - odparła, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy i tym samym starając się uciąć dyskusję na temat tego, kim w są w społeczeństwie.
Zauważając uśmiech, który z każdą kolejną sekundą wykwitał na twarz Almstedta, Gwen miała ochotę walnąć go w twarz. I zapewne zrobiłaby to, gdyby nie chciała utrzymać wizerunku pacyfistki, który kreowała tyle czasu. Wpatrywała się tylko w niego, ignorując pozostałe słowa. Była w tym naprawdę dobra. W końcu w Trzynastce sztuki ignorancji uczyła się od samych mistrzów i to jeszcze od podszewki. Prześladowany staje się prześladowcą, choć na dobrą sprawę, ona nie przeszkadzała. Po prostu wykorzystywała to, czego kiedyś dość często doświadczała.
Wbijała w niego dość natarczywe spojrzenie zauważywszy już wcześniej, że on także nie ma problemu z patrzeniem w jej oczy. Ciekawe, czy tak samo postępował ze swoimi ofiarami... Czy kiedy wymierzał śmiertelny strzał starał się o to, aby widzieć przerażenie ogarniające tą osobę i żeby ona mogła widzieć swojego oprawcę. Żeby był ostatnią rzeczą, którą ujrzy się przed śmiercią. Wystarczyła jedna myśl, wyobrażenie jego trzymającego pistolet, zdecydowanego i nieugiętego. To jak i wiele innych czynników sprawiło, że gdy otrzymała pozwolenie (które na dobrą sprawę było zbędne) wypowiedziała to, co on mógł usłyszeć.
Czuła się wtedy naprawdę cudownie. Lubiła mówić ludziom prawdę, choć czasem zmuszała się też do kłamstwa. Czyż sam fakt pracy dla rządu, zgrywania potulnej rzeczniczki nie był jednym wielkim kłamstwem? Czy więc ona sama, Gwen Arrington, osoba o wielkim i szczerym sercu, nie była tylko i wyłącznie łgarstwem, skoro największa część jej życia opierała się na tym jednym grzechu? Wiele razy się nad tym zastanawiała. Wiele razy przy takich okazjach zaczynała znajdować w sobie wiele cech, które były godne potępienia. Kim jednak byłby człowiek, gdyby miał w sobie tylko i wyłącznie dobro? W życiu każdego potrzeba było równowagi, więc gdy dochodziła do tego, co jest w niej złe, nie próbowała z tym walczyć. Wręcz przeciwnie, godziła się z tym, akceptowała to i, co może okazać się dziwne, cieszyła się, że potrafi z tym żyć. Tego wieczora utwierdziła się, że tak naprawdę jest hipokrytką. Wkurzał ją jego uśmiech, choć sama przez cały czas okazywała mu różne gamy tego gestu. Wiedziała też, że wypowiadając te zdania pokazywała u siebie coś, czego nie potrafiła jeszcze opisać. Nie obchodziło ją to, ważniejsze było to, aby wiedział, co tak naprawdę o nim sądzi.
Kiedy zdecydowała o podjęciu próby dobrze wiedziała, że tak naprawdę nie uda jej się odejść. Równie dobrze mogła więc zostać na miejscu i czekać, aż mężczyzna postanowi w jakiś sposób obronić się w jej oczach. Dlatego kiedy poczuła, jak dłoń Kristiana łapie jej nadgarstek, uśmiechnęła się do ciemności mając satysfakcję z tego, iż niemalże przewidziała jego ruch. Miała niemalże pewność, że cokolwiek powie, nie zmieni jej pozycji. Była głupia, nie miała pojęcia, jak bardzo się zawiedzie.
Gdy dłonie Almstedta znalazły się na jej talii, nie czuła się tak jak wcześniej, gdy postanowił zacząć od jej uda. Czuła, że w każdej chwili może się od niego odsunąć, jednak nie robiła tego. Po prostu w dalszym ciągu wpatrywała się w niego ze spokojem i delikatnym uśmiechem błąkającym się po jej lekko różowych wargach.
- Widzę, że nie ważne jak bardzo byś się starał, i tak nie możesz oderwać ode mnie swoich rąk - rzuciła jeszcze zanim mężczyzna zdążył się odezwać.
Już gdy zaczynał mówić miała wrażenie, że coś idzie nie tak. A przynajmniej nie w sposób, który sobie wymarzyła. Kidy skończył miała wrażenie, że zaraz się przewróci i może lepiej było, iż ciągle trzymał przy niej swoje dłonie. No chyba że zależało mu na tym, aby przewróciła się, uderzając głową o filar. Zagryzła wargę tak mocno, iż poczuła metaliczny smak krwi na języku. Odetchnęła czując, jak jej oczy rozszerzają się w geście niedowierzania w stosunku do tego, co przed chwilą usłyszała. O dziwo uwierzyła mu, choć wciąż to, co powiedział, nie było dostatecznym usprawiedliwieniem dla jego czynów. Jeszcze jeden oddech, mocniejszy nacisk na i tak mocno krwawiącą już wargę, po czym otworzyła usta, oblizując szybko czerwoną maź koniuszkiem języka.
- Więc nagle próbujesz mi wmówić, że twój czyn był wielkim aktem bohaterstwa? Może jeszcze liczysz, że rzucę ci się na szyję i będę przepraszać za to, że tak pochopnie cię oceniłam? - nie mogła po prostu pozwolić mu zobaczyć, że właśnie zmienia jej punkt widzenia - Nie ważne, jak wiele innych żyć uratowałeś. Są inne sposoby rozwiązywania konfliktów, metody, w których nie trzeba posuwać się do morderstwa. A skoro już posunąłeś się do tego, aby ratować cały batalion kosztem życia czterech osób mogłeś chociaż powstrzymać się od wystawiania ich ciał na widok publiczny. Zachować tą część godności i uszanować fakt, że i tak byli już martwi. Jakimikolwiek tyranami by nie byli, zasługiwali na odrobinę szacunku, chociażby po śmierci - powiedziała, ale głos odrobinę jej drżał. Wybił ją z rytmu, zaprowadził mętlik w jej umyśle i choć nie wypierała się do końca tego, że w gruncie rzeczy postąpił słusznie, nie mogła przestać się bronić i po prostu przyznać mu racji. Była przecież kobietą, a jej kobieca duma właśnie przed chwilą została poważnie naruszona.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptyPią Lis 07, 2014 1:04 am

Podobno czas w dobrym towarzystwie mija naprawdę szybko, ale w tym przypadku raczej nie ma to zastosowania. W końcu znajomość tej dwójki zaczęła się dość nietypowo i do tej pory nie powróciła na normalne tory. Może jednak właśnie dlatego, że była taka wyjątkowa, jednocześnie naprawdę absorbowała rozmówców? W końcu przez głowę Kristiana ani przez moment nie przeszła myśl, że musi wracać do baru, bo może tam już na niego czekać Gerard z wódką. Na razie miał o wiele lepsze towarzystwo od starego przyjaciela i alkoholu, co niestety niechętnie przyznawał. W końcu Gwen była osobą, która go śledziła, wypytywała o niego, a przede wszystkim podważała jego autorytet. Tyle irytujących cech w tak ciekawym opakowaniu. Może to właśnie dlatego Kristian zdecydował się jej poświęcić o wiele więcej uwagi, aniżeli naprawdę powinien?
Tak prawdę mówiąc, Almstedt nie uważał, żeby kiedykolwiek potrzebował drugiej szansy. Do tej pory nie nawalił w swoim życiu na tyle, żeby musiał z niej korzystać. No… Może jedynie z Meredith, ale to i tak nie była jego wina i nie miał jak tego naprawić. Właśnie dlatego nie oczekiwał też otrzymania jej od Gwen. Co najwyżej w tym przypadku można mówić o zabraniu nawet pierwszej szansy i wyrobieniu sobie opinii o nim tylko na podstawie pogłosek, plotek i rozmów osób postronnych, które zazwyczaj nie są mu po prostu przychylne. Nie ma się jednak co dziwić, bowiem mężczyzna nigdy nie przykładał zbyt dużej wagi do kontaktu z osobami, które nie są mu bezpośrednio podległe. Zawężał krąg znajomych jak najbardziej tylko mógł, aby nie wystawiać się na niespodziewane ciosy. Oczywiście nie pomagał też tutaj jego charakter, na który w dużej mierze wpłynęła jego praca. Twardy, stanowczy, czasami nawet uparty. To wszystko nie sprzyjało zaznajamianiu się z obcymi osobami, które zwyczajnie czasem nie wytrzymywały presji jaką wywierała na nich osoba generała. Wtedy lepiej się odsunąć i uciec. Arrington jednak taka nie była. Pomimo tego, ze znajdowała się w naprawdę nieciekawej sytuacji nadal potrafiła na niego łypać oczami i pokazywać kły. W takich momentach Kristian nie wiedział czy cieszy się z jej oporu czy z okazji do przełamania go na tysiące sposobów. Obie opcje go satysfakcjonowały, ale chyba tylko jedna była słuszna i właśnie na tym polegał dylemat mężczyzny.
- Jedna sprawa z głowy. Teraz kilka kolejnych? – odpowiedział, jednocześnie rzucając retorycznym pytaniem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczniczkę rządu coś wyraźnie dręczy i najpewniej chce z niego wyciągnąć informacje, które jednoznacznie udzielą jej żądanej odpowiedzi. Kwestia była jedynie taka, co zaoferuje w zamian. W końcu znajdują się w Kapitolu, a tutaj naprawdę ciężko o coś darmowego. No… Może nie licząc tutaj oczywiście dania w mordę, bo do tego każdy chętny, prawda panno Arrington? Tym samym kobieta dołączyła do licznego grona, które z jakiegoś powodu pragnie uderzyć Almstedta. Co prawda on sam nie znał 90% zainteresowanych, ale to chyba ich nie obchodziło. Generał często zastanawiał się co takiego może kierować ludźmi, którzy chcą na nim wyładować swoją złość, frustrację i być może nawet smutek. Wiedział, że jest dość twarzowy, ale nie oznaczało to nigdy, że będzie manekinem na każde zawołanie ludzi. Trzeba mieć świadomość tego, że Almstedt często może odwdzięczyć się tym samym, a wtedy z pewnością nie będzie już nikomu do śmiechu. Zresztą czasem wystarczało właśnie już to zdecydowane i przeszywające spojrzenie w oczy, żeby potencjalny agresor zwyczajnie się wycofał. No i tutaj Gwen się nie pomyliła. Kristian zawsze patrzył w oczy swoim ofiarom, oczywiście o ile miał ku temu sposobność. Bywały bowiem czasem takie sytuacje, w których musiał zwyczajnie strzelać w plecy czy z takiej odległości, ze nie był w stanie rozpoznać nawet twarzy, a co dopiero tęczówek przyszłego trupa. Nie zmieniało to jednak faktu, że generał był dość uczciwym człowiekiem. Rzadko kiedy obrabiał komuś tyłek za jego plecami, a nawet jeśli, to postarał się, aby niedługo taka informacja doszła i do samego obgadywanego, żeby miał okazję się z nią zapoznać i pomarudzić jaki to Almstedt jest niesprawiedliwy. Mężczyzna po prostu uznawał, że konfrontacja jest nieunikniona, a już tym bardziej przedstawiciel płci silniejszej nie powinien jej unikać. Właśnie dlatego wszystko najlepiej wyjaśnić z góry, żeby potem nie było jakichś domówieni. A wracając jeszcze do spojrzenia prosto w oczy to zabieg ten był niezwykle pomocny. Nie tylko peszył większość ludzi, ale jednocześnie sprawiał, że w speszonym rodziło się nieświadome poczucie wyższości Kristiana nad swoją własną osobą, co często bywało pomocne.
Przecież oczywistym było, że nie pozwoli jej tak po prostu odejść. Po pierwsze, gdyby tak zrobił przyznałby się pośrednio do swojej porażki, której przecież ponieść nie chciał. Po drugie, czy można siebie nazywać mężczyzną, jeśli pozwoli się odejść kobiecie bez wyjaśnienia całej sprawy, a przynajmniej bez podjęcia próby? Almstedt może i był wychowany staroświecko, ale właśnie dzięki sztywnym zasadom mógł teraz stać na Alei Czasu i trzymać przed sobą Gwen, która najwyraźniej nadal nie pałała do niego szczególną sympatią.
- Sądzę, że nie jestem pierwszym, który ma takie kłopoty. – skoro pozwalali już sobie na spoufalanie się, to czemu nie zarzucić delikatnym żartem na rozluźnienie grobowej atmosfery? Chociaż może w tamtym momencie jeszcze niezbyt obecnej, ale dzięki następnym słowom było wręcz oczywiste, że taka atmosfera na pewno nastąpi.
No i Almstedt się nie pomylił. Powietrze dookoła nich faktycznie uległo diametralnej zmianie, tak samo jak i zachowanie samej psychofanki generała. Jeśli naprawdę sądziła, że nie wychwyci jej chwilowego zawahania się, zmiany tonu głosu i lekkiej niepewności, to zwyczajnie go nie doceniała. Miał już do czynienia z tyloma ludźmi, że naprawdę ciężko byłoby go zwieść, chociaż niektórym osobom udawało się to aż do tej pory. Taki wyczyn wynikał jednak raczej z zażyłości jaką żywił Kristian w stosunku do nich samych. Arrington myliła się jednak w jednej kwestii. Almstedt nigdy nie uważał się, nie uważa i nie będzie uważał się za bohatera, bo tym z pewnością nie jest. Zresztą czy można mówić o wojskowym, jako o bohaterze, skoro przelał setki żyć własnoręcznie, albo swoimi rozkazami? Bohaterem jest na pewno postać nieskazana, a o taką cechę ciężko podejrzewać mordercę.
- Nie. Mój czyn był moją powinnością jako starszego oficera. Miałem pod opieką określonych żołnierzy, wśród których byli moi znajomi, ojcowie i synowie. Na nich wszystkich ktoś czekał. Czy na moim miejscu postąpiłabyś inaczej? – chciał jedynie ukazać, że jego decyzja była czymś normalnym, czymś czego podjąłby się każdy człowiek postawiony w takiej, a nie innej sytuacji. Tak przecież zawsze wychowywało nas społeczeństwo, a jeśli nie ono, to przynajmniej rodzice – Naprawdę wierzysz w to, co właśnie powiedziałaś? To była rebelia, a nie spotkanie dyplomatyczne. Ścierały się ze sobą dwie opozycyjne siły, a ja stałem po stronie jednej z nich. Pokojowe rozwiązywanie konfliktów jest dobre jedynie w dwóch przypadkach. Przed wojną lub po jej zakończeniu. My byliśmy w trakcje działań zbrojnych. – tutaj zrobił przerwę przez moment wpatrując się w głuchej ciszy w Gwen, chcąc zobaczyć czy aby na pewno rozumie jego słowa – Zresztą i Ty, i ja doskonale wiemy jaką osobą jest wspaniała Alma Coin. Myślisz, że zadowoliłyby ją zdjęcia i relacje świadków? Szczerze, to ja sam nie byłby przekonany do takiego raportu. Jedyną opcją było naoczne przedstawienie jej dowodów. – zakończył swój dłuższy monolog i chyba nie miał już nic więcej do powiedzenia. W końcu zdradził jej wszystko o czym tylko pamiętał i co tylko uważał za stosowne. Teraz mogli zająć się kompletnie czymś innym, więc mężczyzna sięgnął do kieszeni po białą, materiałową chusteczkę, która była schludnie złożona, czysta, a nawet wyprasowana. Zaraz przyłożył ją też do wargi Gwen w miejsce, z którego leciała krew. W tym momencie zmienił się z oschłego i złego żołnierza w całkiem miłego gościa, chociaż tylko na dłuższy moment.
- Trzymaj. Na przyszłość nie zagryzaj warg, bo to Cię zdradza. – odpowiedział i delikatnie się zaśmiał – Popełniłem jeszcze jakieś potworne czyny, o których muszę się teraz dowiedzieć? – zapytał, żeby wyjaśnić wszelkie nieścisłości. Teraz na wierzch wychodziło to, o czym wielokrotnie wspominała Merry. Pomimo tego, że generał bym olbrzymem zdolnym do sponiewierania większości osób, pomimo jego nieznośnego charakteru, dumy, pychy i upartości, posiadał on nadal miłą i delikatniejszą stronę, która czasem zdołała przebić się przez swoje przeciwieństwo. Arrington mogła tego właśnie teraz doświadczyć. To chyba już całkowicie obalało tezę Kristiana Frankensteina, tak?
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptyPią Lis 07, 2014 8:35 pm

Gwen jeszcze nigdy nie czuła się tak jak wtedy. Na początku miała wrażenie, że wszystkie asy znajdują się w jej rękawie, a odniesienie wielkiego zwycięstwa jest jedynie kwestią czasu. Jednak z każdą kolejną chwilą zaczynała zauważać, że Almstedt dość skutecznie ją podtapia. Nie mogła oczywiście mówić o podburzeniu autorytetu, bo takowego w jego oczach zapewne nie posiadała. Czuła jednak, że gdzieś tam popełniła błąd. Coś przeoczyła, czegoś nie zauważyła i już wkrótce miała za to słono zapłacić.
Nie żeby naprawdę zależało jej na zwycięstwie, czy jakkolwiek można by to określić. Nigdy jej na tym nie zależało, to spokój i dobre relacje ze wszystkimi, nawet największymi wrogami, były dla niej najważniejsze. Nie wychylała się przed szereg, nie starała się imponować i zaskakiwać, zwłaszcza od czasu, gdy dotarło do niej, że w oczach rodziców jest już stracona. Jedyną osobą, dla której mogłaby walczyć, była ona sama, a to naprawdę nie leżało na liście jej życiowych priorytetów. Tym razem było inaczej i Kristian, gdyby oczywiście wiedział, powinien czuć się wyróżniony tym, że znajdował się poza klauzulą obejmującą wszystkie pozostałe osoby. Oczywiście dla Gwen nie było to nic dobrego – starała się podtrzymywać swoją niechęć do niego, mimo że on najwyraźniej z każdą chwilą bawił się coraz lepiej, rozluźniając się i odpuszczając sobie nerwy.
Kobieta pierwszy raz w życiu zaczynała żałować podjętej decyzji. Normalnie zapewne spałaby we własnym łóżku nie przejmując się spotkaniem z Almstedtem. Jej sen byłby spokojny, a w obecnych warunkach miała wrażenie, że tym razem nie przyjdzie jej to tak szybko. Kolejna rzecz, wobec której mężczyzna powinien czuć się zaszczycony.
Czuła się zmieszana, nie mogąc obeznać się w tym, co myśli i czuje. Przez tyle czasu był dla niej wrogiem numer dwa (zaszczytne pierwsze miejsce w dalszym ciągu piastowała Alma Coin). Pierwszy raz postąpiła wbrew sobie oceniając kogoś z góry, będąc święcie przekonaną, że myśli słusznie. Powoli jednak docierało do niej, że popełniła jeden z największych błędów swojego życia , nie za bardzo mogąc odnaleźć słów, które byłyby adekwatne do całej sytuacji. Kristian swoją wypowiedzią mentalnie zwalił Arrington z nóg, porwał jej dumę, rzucił na ziemię po czym zdeptał, skacząc po niej jak małe dziecko zabijające robaka z tym wielkim i parszywym uśmiechem na ustach, którym jeszcze niedawno ją obdarowywał. Chcąc nie chcąc (ale bardziej chcąc) znalazła powód, aby czuć do niego niechęć, której nigdy nie udałoby mu się podważyć. Co jak co, ale jak niemalże każdy nie lubiła, kiedy jej plany legają w gruzach, a ktoś dosyć dobitnie pokazuje jej, jak bardzo się pomyliła.
Jasne, była tylko człowiekiem. Miała pełną świadomość tego, że ludzie popełniają błędy. Jeszcze trochę i pewnie zostałaby w tym mistrzem (tylko i wyłącznie za ten wieczór powinna wskoczyć na pierwsze miejsce w rankingu osób zdolnych do popełniana gaf). Dość dobrze umiała się z nimi godzić, ale nikt nie powiedział, że podobało jej się, gdy ktoś demaskuje te błędy za nią. I to przy niej, wpatrując jej się prosto w oczy i trzymając dłonie na jej talii. Gdyby ktoś obserwował ich z oddali mógłby pomyśleć, że wyglądają na parę (oczywiście gdyby w tej ciemności możliwe byłoby dostrzeżenie czegokolwiek w odległości większej niż kilka metrów). Kobieta odruchowo skrzywiła się na samą myśl o tym, że cokolwiek mogłoby łączyć ją z tym mężczyzną.
Wyraźnie czuła, jak atmosfera wokół nich staje się napięta i dobrze wiedziała, że ona sama jest tego głównym sprawcą. Zapewne nie polepszała swojej sytuacji, ale musiała w jakikolwiek sposób wybronić się z tej mało komfortowej sytuacji. Po przecież brnięcie dalej w ten nieprzyjemny temat było o wiele lepszym wyjściem niż krótkie przyznanie mu racji i odejście, aby za rogiem spalić się ze wstydu i nawtykać samej sobie jak wielką jest idiotką. Nawet jeśli jej argumenty wypadały dość blado, a z każdym kolejnym słowem i gestem mogła pogrążyć się jeszcze bardziej, nie zamierzała wystawić białej flagi. Ona się nie poddawała.
Zastanawiała się, jak przyjmie jej słowa. A może bardziej jak zareaguje. W duchu miała nadzieję, że to on utnie całą tą dyskusję. Nie chciała odpowiadać na zadane wcześniej pytanie, nie chciała dalej pokazywać, w jak wielkie bagno zabrnęła i jak bardzo potrzebuje pomocy, aby się z niego wydostać.
Słuchała go uważnie, a po pytaniu o wiarę w swoje słowa poczuła, jakby właśnie walnął ją w twarz. Pewnie, że w to nie wierzyła. Co więcej potrafiła zrozumieć jego decyzję, bo będąc na jego miejscu prawdopodobnie postąpiłaby tak samo. Ale on nie musiał tego wiedzieć. Nie chciała dać mu satysfakcji, iż przyparł ją do ściany nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Kiedy skończył, naprawdę skończyły jej się pomysły na to, co miałaby powiedzieć. Zazwyczaj potrafiła znaleźć odpowiedź dosłownie na wszystko. W końcu tego też wymagała od niej praca – wielokrotnie musiała umiejętnie operować słowami, aby unikać odpowiedzi na nieodpowiednie pytania, czy gryźć się w język, gdy na myśl przychodziły jej zdania, których na pewno przed kamerą nie powinna wypowiadać. Tym razem jednak nie próbowała otwierać ust, zlizując jedynie co jakiś czas gromadzącą się tak krew. Przygryzienie tej wargi było kolejnym błędem, który popełniła, ale i odruchem, którego nie umiała powstrzymać. Wpatrywała się w niego, gorączkowo starając się znaleźć cokolwiek, co mogłoby pomóc jej wybrnąć obronną ręką z całej sytuacji. Niestety, poza krótkim przyznaniem mu racji nic nie przychodziło jej na myśl.
Wtedy właśnie zobaczyła biały materiał, który nagle znalazł się w jego dłoni. Następnie chusteczka, bo tym właśnie był trzymany przez niego przedmiot, znalazła się na jej krwawiącej wardze. Nie wiedząc czemu kobieta po raz kolejny tego wieczoru miała ochotę wyrządzić mu jakąś krzywdę. Nie wierzyła, aby naprawdę posiadał tą drugą stronę, ale najwyraźniej zamierzał grać. Może i był dobrym aktorem, ale jeśli wierzył, że ten drobny gest w jakikolwiek sposób ją złamie, to grubo się mylił. Prychnęła, kładąc własną dłoń na gładkim materiale chustki, jednocześnie strząsając jego. Wciąż nie miała gotowej odpowiedzi, więc musiała chyba improwizować. Nic więcej jej nie pozostało poza dalszymi staraniami ochrony swojego wizerunku.
- Na pewno dobrowolnie nie oddałabym się w jej ręce – wyparowała, mrużąc oczy – Poza tym, czy ty właśnie próbowałeś obrazić prezydenta panem? – uśmiechnęła się złośliwie dobrze wiedząc, że w tym wypadku słowo „wspaniała” miało zupełnie odmienne znaczenie. Nie mogła jednak uciekać od głównego tematu zasłaniając się Almą Coin. Musiała stawić mu czoło w najbardziej godny sposób. W duchu wypuściła powietrze. Jej dusza właśnie zamykała oczy, przygotowując się do wielkiej klęski wszechczasów, gdy jej ciało wbijało w mężczyznę lodowate spojrzenie. Odjęła chusteczkę od ust, aby wygodniej było jej mówić – Stałeś po stronie Snowa. Może i zabiłeś tych ludzi by ratować resztę, ale to wciąż nie tłumaczy tego, dlaczego nagle zmieniłeś strony. Zawsze sądziłam, że żołnierze mają w sobie na tyle honoru, aby trwać przy swoim dowódcy do końca i iść na dno razem ze swoim statkiem. Najwyraźniej się pomyliłam – westchnęła, jakby naprawdę zniszczył jej wizję żołnierza. Między słowami przyznała mu rację i dobrze by było, gdyby nie zmuszał jej do wyznania tego w sposób bezpośredni.
- Może ty mi to powiesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, przekrzywiając lekko głowę i ponownie przyciskając do wargi chusteczkę. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak właściwie ciągle brnie w rozmowę z nim, zamiast po prostu wyminąć go i odejść. Pod warunkiem, że tym razem nie zamierzałby ponownie zawracać jej na dawne miejsce.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptySob Lis 08, 2014 5:35 am

Nigdy nie można być pewnym wygranej, a już na pewno nie w sytuacji, kiedy gra się ze starym wojskowym, który widział więcej sztuczek stosowanych na tym świecie, niż mogłoby się komukolwiek zdawać. Można nawet powiedzieć, że Almstedt był wygą jeśli chodzi o sytuacje z pozoru wyglądające na beznadziejne. Czyż tak nie było i tym razem? Kobieta, która zdawała się wiedzieć o jego życiu zdecydowanie za dużo, która zdawała się potrafić korzystać z zebranych informacji, a jednak wyszło zupełnie inaczej. To Almstedt za pomocą kilku zdań kompletnie odwróci koło fortuny, które toczyło się różnie od początku spotkania tej dwójki. Jednak czy od samego początku Kristian się tego spodziewał? Oczywiście, że nie, ale był wyjątkowo spokojny jeśli chodziło o wynik konfrontacji. Wychodził bowiem z założenia, że jakikolwiek by nie był, to i tak uszczknie coś dla siebie. Jak widać, miał całkowitą rację. Pewnym jest jednak to, że do tej pory generał nie zdawał sobie sprawy dlaczego właśnie na niego uwzięła się Arrington. Przecież w Kapitolu palcem można było wskazać pełno ludzi, którzy zabili więcej osób niż on sam i to wcale nie dla szczytnych celów, a dla zwykłej zabawy, czy zaspokojenia chorych żądzy. Tymczasem rzeczniczka postanowiła obrać sobie za cel właśnie niego. To dlatego, że wystawał z tłumu i to dosłownie? A może dlatego, że jak nigdy nic pracował sobie w wojsku i nikomu szczególnie nie zawadzał? Chciała mu przypomnieć o jego zbrodniach? Oh, on o nich pamiętał nazbyt dobrze i czasem nawet śniły mu się po nocach. To jednak spotyka chyba każdego człowieka, który zabił chociaż raz w życiu.
A skoro o śnie mowa, to szkoda, że Gwen nie podzieliła się swoją refleksją z Kristianem. Mężczyzna z chęcią dowiedziałby się, że jego osoba spędza Arrington sen z powiek. Może i było to lekko samolubne, ale jakoś lubował się w sytuacjach, kiedy ludzie myśleli o nim aż nazbyt intensywnie. Oznaczało to, że czymś zaszedł im za skórę i jednocześnie chcą się go w jakiś sposób pozbyć. Najzabawniejsza była jednak ich urocza bezradność, która wypływała na wierzch przy najbliższej okazji. No bo co tak naprawdę mogliby mu zrobić? Co takiego mogła wykombinować Arrington, żeby Almstedt odczuł to na własnej skórze, a jednocześnie nie wiedział przeciwko komu ma skierować swoją złość? No właśnie… Nic!
I w tym miejscu na wierzch po raz kolejny wychodzi rozumowanie kobiet. Kristian, który tylko odpowiadał na pytania Gwen wcale nie miał najmniejszego zamiaru ranienia czy deptania jej dumy. Zdawał sobie sprawę jak ważną rolę odgrywa ona w życiu każdego człowieka i ranienie jej odstawiał zawsze do ostatniego momentu, kiedy wszystkie inne środki zawiodły. Pomimo tego Gwen udało się znaleźć kolejny punkt zaczepienia mogący posłużyć do wyładowania na nim negatywne emocje. To jednak nie było najmniejszym problemem. Jeśli kobieta naprawdę tego chciała, to mogła w tym celu zjawić się u Almstedta w każdej chwili. Gwarantuje jej, że za każdym razem skończy się tak, jak dzisiejszego wieczora, a przy okazji Kristian będzie miał okazję, żeby trochę lepiej poznać czarnowłosą, która najwyraźniej w tym momencie biła się ze swoimi myślami. Naprawdę tak ciężko było jej się przyznać do porażki? Przecież to nic złego. Kristian nie zalicza się do ludzi, którzy będą jej to wytykali przy każdym następnym spotkaniu. Wystarczyło powiedzieć jedno zdanie „Masz rację, źle Cię oceniłam”. Nawet nie musiała przepraszać, a cała ta napięta atmosfera zwyczajnie by prysła i wszystko stałoby się jasne. Facet zrobiłby tak już dawno temu, ale tutaj sprawa była jednak bardziej skomplikowana. Najwyraźniej Almstedt nie miał ostatnimi czasy szczęścia jeśli chodzi o relację z płcią przeciwną. Pewnym zbawieniem, o zgrozo, wydawał się być tutaj Gerard, który czekał na niego w barze w alkoholem gotowym do wlania prosto w gardło. Dzisiejszego wieczora wydawało się to nawet kuszącą propozycją.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo iż Kristian naprawdę nie był tym paskudnym Frankensteinem, to Gwen nadal nie mogła w to uwierzyć. Nawet kiedy chciał być zwyczajnie miły i przyłożył do jej rany chusteczkę, ta nadal próbowała się bronić przed jego wyimaginowaną złą stroną. No dobra… Wcale nie taką wyimaginowana, ale przecież na razie trzymał ją na uwięzi, więc nie było się o co zbytnio martwić. Tym bardziej, że bycie szczerym wystarczyło do tego, żeby dziewczynie zabrakło słów mogących podtrzymać dalszą wymianę zdań. Kiedy ręka generała została odtrącona on sam zaśmiał się cicho pod nosem i podniósł rękę w geście kapitulacji zupełnie tak, jakby jego własna, malutka córeczka nie dała zawiązać mu bucików, bo umie już robić to samodzielnie. Oczywiście pomijając to, że żadnej córki nie miał i nie ma.
- Obrazić? Dlaczego tak sądzisz? Przecież powiedziałem, że jest wspa-nia-ła. Wspaniała! Na jakiej podstawie doszukujesz się tutaj jakiegoś ukrytego znaczenia? – odpowiedział, teatralnie przewracając oczami. Nawet jeśli Arrington nie dała się nabrać, w co nie wątpił, to nadal ma czyste konto. Dookoła jest ciemno, dyktafon wychwyci tylko to, że Almstedt chwali starą Coin – wszystko w jak najlepszym porządku. Generał nie obawiał się Almy ani wcześniej, ani tym bardziej znajdując się na obecnej pozycji. Prawdę mówiąc, jeśli chciałaby go zdjąć to albo zrobiłaby to już do tej pory, albo zwyczajnie musiałaby się namęczyć, bo tym razem nie poszedłby grzecznie za jej decyzją. – Stałem po stronie Snowa? Ależ Gwen! Żołnierz stoi po stronie swojego kraju, a nie politycznej siły, która akurat nim rządzi. Broni obywateli, swoich kolegów, podwładnych, rodziny i dzieci, ale nigdy złej władzy. To możesz sobie dokładnie zapamiętać, bo najwyraźniej mylisz mnie z najemnikiem. – proste pytanie musiało spotkać się z taką samą odpowiedzią. Jednocześnie Kristian nie mógł się powstrzymać, żeby w specjalny sposób nie podkreślić skróconego imienia swojej małej prześladowczyni. Nie miał pewności, ale wydawało mu się, że dziewczynie nie do końca się to spodoba i o to chodziło. Wyglądała naprawdę uroczo, kiedy stała taka bezradna, a gdy się jeszcze do tego złościła, to mogła być pewna, że ściągała na siebie całą uwagę wysokiego generała.
- Najwidoczniej to nie jedyna kwestia, w której się dzisiaj pomyliłaś, ale jest sposób, żebyś mi to wynagrodziła. – dorzucił jeszcze, nieświadomie wbijając kolejną szpilę w dumę Arrington, ale czy była ona już ostatnią. No pewnie… że nie! Zaraz bowiem po tych słowach Kristian nachylił się i złączył swoje usta z wargami Gwen, a jakby tego było mało, na sam koniec przejechał jeszcze koniuszkiem języka po miejscu, z którego sączyła się krew. Bardzo dobrze, że dziewczyna zabrała wcześniej chusteczkę, bo inaczej mogłaby się przed tym obronić.
Teraz palec wskazujący Kristiana przesuwał się po żuchwie rzeczniczki, kiedy sam Almstedt wymijał ją po prawej stronie z dzikim zadowoleniem na twarzy i językiem zlizującym resztki szkarłatu ze swoich warg.
- Gdybyś kiedyś chciała się jeszcze czegoś o mnie dowiedzieć z pierwszej ręki, to zadzwoń. Jestem pewien, że numer komórki też znasz. Dobrej nocy, detektyw Arrington! – rzucił radośnie, nie odwracając się już w jej stronę, bowiem uważał to za niepotrzebne. Po drodze schylił się jeszcze po swój telefon, który o dziwo okazał się być jeszcze w jednym kawałku i kontynuował swój spacer po Alei Czasu. Teraz wypadałoby się wybrać do Ginsberga, który zapewne stęskniony wgapia się w szklankę z trunkiem. A co z humorem Almstedta? Tak, jak jedna kobieta mu go kompletnie zepsuła, tak druga sprawiła, że negatywne emocje zostały na najbliższy czas zepchnięte gdzieś daleko w kąt. Co prawda mogły się one też zwyczajnie przerzucić na rzeczniczkę, ale nie było to teraz zmartwienie generała. On poznał ciekawą osóbkę, miał szansę przyjrzeć się jej bliżej, a nawet skraść jej jednego buziaka. Czemu miałby zaliczać ten wieczór do nieudanych? No chyba by był szaleńcem!

Z tematu
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptyNie Lis 09, 2014 1:45 am

Dlaczego pozornie piękne wieczory zawsze muszą zostać przez kogoś zniszczone? Może on nigdy nie zapowiadał się dobrze – Gwen zżerana przez stres związany z wykradnięciem akt i aresztowaniem, które wisiało jej nad głową, nie mogła uznać go za udany. A mimo to przez jakiś czas nie spodziewała się, że wszystko może potoczyć się jeszcze gorzej. Szczerze mówiąc aż do chwili, w której wyraźnie zauważyła, że wszelkie jej nadzieje powoli spadają na dno, wierzyła, że to ona prowadzi w tym pojedynku. Niestety, jej przeciwnik najwyraźniej nie zamierzał dać się tak łatwo pokonać. Kobieta nie wiedziała jednak, że ckliwa historia o bohaterstwie i chęci ratowania grupy żołnierzy nie była ostatecznym ciosem, który Almstedt zamierzał jej zadać. Gdyby potrafiła przewidywać przyszłość na pewno w ogóle by jej tam nie było. Do posiadaczki nadprzyrodzonych zdolności było jej najwyraźniej jeszcze dalej niż do zwycięzcy.
Odkąd rozmowa zeszła na dość nieprzyjazny dla niej tor Gwen miała ochotę ulotnić się jak najszybciej. Powinna pewnie była to zrobić zaraz po tym, gdy generał postanowił uraczyć ją jakże fascynującą opowieścią, ale została, pogrążając się jeszcze bardziej i żałując, że naprawdę musi być tak upartą idiotką, której ciekawość nie pozwala po prostu przejść obok niektórych rzeczy (lub osób) bez zwrócenia na nie uwagi. Skoro nie odeszła chciałaby chociaż potrafić spuścić wzrok, jednak głupi nawyk zagryzania wargi już i tak zdradził zbyt wiele – nie mogła przecież dać się poniżyć jeszcze bardziej, choć to bez wątpienia było jeszcze przed nią. Starała się więc walczyć; może nie tak zacięcie i brawurowo jak przedtem, ograniczając się do suchych odpowiedzi i zdjęcia z twarzy uśmiechu, który w jej przypadku był zdecydowanie nie na miejscu. Mężczyźnie ten gest zdawał się jednak nie przeszkadzać, bo kiedy ona pogrążała się w żałobie odnośnie własnej dumy, grzebiąc ją głęboko pod ziemią, on rozluźniał się jeszcze bardziej. Jednocześnie wyprowadzając ją z równowagi tak, że w pewnym momencie nie mogła się zdecydować, co wolałaby zrobić bardziej – odejść czy może w istocie przywalić mu w twarz. Do czego byłaby zdolna, gdyby przekroczył choćby jeszcze jedną, osobistą granicę, którą wyznaczyła sobie dawno temu. Nie zdecydowała się jednak na nic. Za dobrze wiedziała, że każda opcja doprowadzi ją do niczego dobrego. Ona się nie poddawała – raz to zrobiła i skończyła jak pies z podkulonym ogonem przy nogach swojej pani, potajemnie jednak podkopując pod nią dół, do którego naprawdę miała nadzieję iż wpadnie. W tej jednej rzeczy Kristian naprawdę miał rację, choć oczywiście nie wiedział i nawet nie sugerował, iż kobieta może nie być tak do końca posłuszna.
Gdyby serce można było wyjąć z czyjejś piersi, otworzyć i ujrzeć przedstawione graficznie i czysto uczucia, które w danym momencie kierują człowiekiem, w przypadku Arrington byłoby to jak najbardziej niemożliwe. Zbyt wiele z nich mieszało się w jej wnętrzu, a ona tak naprawdę nie mogła zdecydować, na które powinna postawić. Żadne z nich nie było dobre i żadne z nich nie przewidywało chociażby cienia sympatii, którą mogłaby obdarzyć Almstedta. Nienawidziła go od chwili, w której ujrzała go po raz pierwszy i tak właśnie miało pozostać. Kobieta nie posiadała zbyt wielu wrogów, a przynajmniej większości osób nie okazywała swojej niechęci, w tym wypadku jednak zamierzała złamać swoją złotą zasadę i pozwolić sobie na wpuszczenie odrobiny tego negatywnego uczucia to swojego wnętrza. Miała jedynie nadzieję, że jej dusza nie zrobi się zupełnie czarna, zamieniając ją samą w postać kierującą się tylko i wyłącznie złem. Najchętniej wprowadziłaby już swój cudowny plan w życie gdyby nie fakt, że poza szeroko pojętą wrogością kierowała nią jeszcze frustracja i, co gorsza, speszenie. Gwendolyn nie należała wprawdzie do osób, które łatwo zawstydzić, a kiedy już do tego dochodziło dość skutecznie ukrywała tego objawy. Rumieńce na jej policzkach były więc prawdziwą rzadkością. W tym wypadku także nic takie się nie pojawiło – wciąż wpatrywała się w niego tak, jakby za chwilę zamierzała rzucić się do jego gardła i rozszarpać je zębami niczym wygłodniały drapieżnik, jednak wewnętrznie wszystko zwijało się i chowało w cieniu, bojąc się zdemaskowania. Źródłem jej speszenia nie był jednak fakt, iż stali zdecydowanie za blisko siebie a jedynie to, iż Kristian miał okazję odkryć, jak bardzo się pomyliła. Nigdy nie sądziła, że jest idealna – zbyt wiele razy popełniała błędy, tym razem jednak to wszystko zaszło o wiele za daleko. Jej przekonania legły w gruzach, a on był tego jedynym świadkiem.
Zignorowała uwagę o wspaniałości Coin (której ta na pewno nie posiadała). Kolejne wypowiedziane przez nią zdanie w tym temacie mogłoby aż za bardzo sugerować, iż nie koniecznie popiera system, którego sama jest częścią. Dlatego milczała, czekając na jego dalszą wypowiedź. Kiedy ją usłyszała jej wargi drgnęły nieznacznie, aby zaraz potem powrócić na swoje dawne miejsce. Nie było miejsca na uśmiechy – zamierzała to wreszcie zakończyć, raz i na zawsze.
- Skoro chciałeś bronić obywateli, dlaczego tak wielu z nich zginęło, a druga część znajduje się teraz w Kwartale konając z głodu? Powinieneś znajdować się razem z nimi, skoro ich dobro jest dla ciebie aż takie istotne – powiedziała chłodno, bo i owszem. Potrafiła taka być, wyzbyta z wszelkich emocji i nieuprzejma. Wszystko zależało od tego, na co zasługiwał jej rozmówca, a Almstedt z pewnością nie należał do grona ludzi, z którymi zamierzała dalej dzielić się swoim uśmiechem. Zacisnęła szczękę, w końcu darując sobie dalsze maltretowanie swojej wargi . Przez ostatnie minuty nieustannie powiększała i tak już krwawiącą ranę sprawiając, iż na swoim języku zaczynała już czuć coraz więcej czerwonej cieczy. Wciąż nie podziękowała za chusteczkę, którą teraz ściskała w dłoni jednocześnie zapobiegając przed zranieniem jej przez paznokcie, które napierały na materiał zdecydowanie za mocno. Nie była masochistką, ale nie panowała nad takimi odruchami, w szczególności gdy nie miała żadnej innej opcji, aby się wyżyć.
Słysząc kolejną uwagę uniosła no góry brwi, w wyraźnym geście zdziwienia wywołanego jego słowami. Zanim jednak zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować zobaczyła, jak mężczyzna pochyla się w jej stronę i sekundę później czuła jego usta na swoich, wciąż krwawiących wargach. Początkowo starała się odsunąć, ale gdy zorientowała się, iż plecami wciąż opiera się chłodny metal, uniosła do góry ręce z zamiarem odepchnięcia go od siebie. W tamtym momencie miarka zdecydowanie się przebrała, a ona nie zamierzała dłużej brnąć w jego chore gierki. Ku jej uldze, zaraz po tym, jak koniuszek jego języka zebrał z jej wargi krew, Kristian odsunął się, wymijając ją i delikatnie przejeżdżając palcem po jej żuchwie. Kobieta stała, zdecydowanie zbyt oszołomiona tym, co miało miejsce, aby w jakikolwiek sposób zareagować. Jego głos dotarł jednak do niej zbyt wyraźnie. Skrzywiła się, obserwując jak jego sylwetka oddala się coraz bardziej.
- Pieprz się, Almstedt – rzuciła, nie dbając o to, czy mężczyzna usłyszy te słowa. Uniosła dłoń, w której trzymała chustkę i z obrzydzeniem wytarła usta, tamując jednocześnie krew, która już po chwili przestała zupełnie się sączyć. Jeśli tym posunięciem chciał jeszcze bardziej ją poniżyć to mógł być pewien, że mu się udało. Jeżeli jednak liczył, że tym samym poprawi w jej oczach swój wizerunek, to grubo się pomylił. Otóż właśnie w tamtym momencie stał się osobą, której Gwen nienawidziła chyba bardziej od samej Coin. Jeśli więc uważał za zaszczyt bycie czyimś wrogiem numer jeden, mógł poczuć się zaszczycony.
Kiedy mężczyzna zupełnie zniknął z jej oczu prychnęła jeszcze oburzona, po czym odwróciła się i poszła w zupełnie inną stronę, prosto do własnego mieszkania, z jednym głównym celem – zniszczeniem wszystkiego, co mogło łączyć się z jego osobą. Ten rozdział swojego życia uważała już za zamknięty i miała wielką nadzieję, że takim już pozostanie.
|zt
Powrót do góry Go down
the leader
Andrew Jebediah Angelini
Andrew Jebediah Angelini
Wiek : 45 lat
Zawód : wynalazca

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptyCzw Gru 11, 2014 11:24 pm

/początek, choć teoretycznie z kawiarni

Ostatnio moje życie było bardzo względne... wyględne... w... w-cośtam, no. Kto by się przejmował byle określeniami, gdy można było otwarcie powiedzieć, że aktualne życie osoby takiej jak ja, cóżcururóżcóż, wręcz... ten... no... pływało, topiło się!, w czynnikach czysto pozwalających na typowe przeżycie. I co? Można?! Można! Wysławia... wysławianie się, no, szło mi coraz lepiej, coraz dokładniej. Jedynym problemem w tym wszystkim, inne jakoś mi chyba umykały, były ludzkie stwierdzenia, że z ponownym dostosowaniem... przystosowaniem... się... do świata... było niczym z jazdą na rowerze.
Okej, świetnie, pysznie, autentycznie genialnie, tylko nikt raczej nie był skłonny do tego, by informować głównego zainteresowanego człowieka o tym, że nie było to pomykanie na takim trójkołowcu, no, z rączką z tyłu, za którą popychał w przód tatuś zastępowany czasem przez mamusię czy starsze rodzeństwo.
Nienienie, nie było tak dobrze! Zapomnij, marny ludku, bowiem Los nie jest taki kochający, o nie! On wsadzi cię tyłkiem na... słonia, o! Wsadzi cię tyłkiem na słonia i każe na nim żwawo pomykać w stronę... Nie, nie zachodzącego Słonka, ponoć my - naukowcy mamy prawo do zwania go jak po imieniu, bowiem nie jesteśmy laikami, ale mniejsza z tym, bo chodzi tutaj o to, że Słonko takich ludzi najwyraźniej lubić nie nawykło... zwykło, więc jego radośnie promienne lica promyczków pomykały dla nas co najwyżej tylko w stronę kuchni i brudnych garów w zlewie w niej.
O ile ktoś miał coś takiego jak kuchnia, oczywiście. Ja byłem szczurkiem laboratoryjnym, w poważaniem dla szczurków - to naprawdę urocze i przydatne istotki, więc bardziej typowe było dla mnie raczej przyjmowanie potraw mi podawanych, swoją drogą - wcale nie aż takich złych, a późniejsze oddawanie tylko jak najbardziej wyczyszczonych tacek. Czy mi się to podobało? Chyba było całkiem spoko, przynajmniej odpadało babranie się w kuchni, w czym dobry raczej nie byłem. Amen. Dlatego też wolałem chyba, by ktoś robił to za mnie, bo było to zdecydowanie wygodne. Poza tym osoba taka dostarczała mi zazwyczaj nie tylko same potrawy, więc i dostosować się do jej odwiedzin dało nadzwyczaj łatwo. Sama prostota!
Którą z kolei nie była już ta, ostatnio coraz częstsza, objawiająca się w mym wychodzeniu do świata, czego jeszcze jakiś czas temu nie musiałem wcale robić. Oczywiście, interwencja... integracja! Integracja nie była aż taka znowu zła, ale za nią nie przepadałem. Zdecydowanie wolałem zajmować sobie miejsce w swej samotni, ale ostatnie problemy ze sprzętem zmuszały mnie do praktycznie codziennych wizyt w otwartym świecie, które wcale normalne nie były i... I sprawiały, że czułem się co najmniej nieciekawie, gdy zaczynało mnie to powoli przerastać.
Jak choćby właśnie tego dnia, kiedy to... Truskawki w czekoladzie. Nie miałem pojęcia, dlaczego to zrobiłem, skoro nigdy ich przy mnie nie jadła. Cóż, dieta i dieta, i dieta, nienienie, bo dieta. Tym razem je jednak przyjęła, spoglądając na mnie tym wzrokiem przypominającym swą przejrzystością rentgen, a ja? Ja posiedziałem jeszcze krótką chwilę, najwyraźniej całkowicie nierozpoznany, dopijając kawę i wychodząc wreszcie z kawiarni, by udać się w kierunku sklepu, który potrzebowałem odwiedzić. Mieszając się z tłumem, czułem... Żal? Choć chyba bardziej ukłucie w sercu, które miało mi zapewne zaraz przejść. Jak zwykle zresztą.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerie Johanna Angelini
Valerie Johanna Angelini
https://panem.forumpl.net/t2798-valerie-johanna-angelini#42848
https://panem.forumpl.net/t3074-it-s-the-beat-that-my-heart-skips-when-i-m-with-you#47605
https://panem.forumpl.net/t3075-valerie-j-angelini#47607
https://panem.forumpl.net/t3076-walka#47608
Wiek : 45
Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8
Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 EmptySob Gru 13, 2014 4:57 pm

Co ja w ogóle robiłam? Dokąd zmierzałam? Czemu wyskoczyłam z kawiarenki Vanillove jakby się paliło? Nie miałam czego tu szukać. Nie istniało nic, co mogłabym znaleźć na ulicach tego miasta. Nie mogłam go spotkać. Nie mogłam, no. Odszedł dawno... To było tak dawno temu, że nawet nie miałam prawa go poznać, nie miałam prawa go spotkać. Nie istniał. Przepadł już dawno skazany za coś, czego nie zrobił. Ja z Johnnym go zabiliśmy, podkładając niesłuszne oskarżenia. Odszedł. Przeze mnie. Przez Johna.
Powinnam wrócić do siebie, zamiast zagubiona stać w tłumie. Powinnam się stąd ruszyć, zamiast wypatrywać tego płaszcza, który zgubiłam z oczu. Powinnam stąd iść, bo nie miałam czego tu szukać. Musiałam, bo zaraz miała nadejść moja zguba, mój obłęd, który zalać miał ten tłum moją wściekłością. Zwracanie na siebie uwagi w miejscach publicznych i to podejrzanymi zachowaniami należało przecież do tego, czego nie chciałam zobaczyć na swojej drodze kariery.
Mimo to stałam, mijana przez anonimowe osoby. Nie znałam ich. Obce twarze czasem spoglądały na mnie, idąc dalej bez słowa. Mijały mnie , jakbym była duchem. Elegancka i silna kobieta znikała, pokazując moje miękkie oblicze. Rozglądałam się wokół zagubiona, ze zgrozą patrząc na pojedyncze drzewa. Liście traciły swe barwy, ich gałęzie mnie odstręczały, przerażały. Pochmurne niebo pragnęło mnie zgnieść. Czułam jak napiera na mą głowę, chcąc ją zniszczyć, rozłupać, zmiażdżyć, a ja... Nie czułam się tu dobrze. Lubiłam wystąpienia publiczne, ale gdy stałam z dala od tego plebsu, gdy nie miałam z nim aż tak bezpośredniego do czynienia, gdy sama się nim nie stawałam. W dodatku nie wtedy, gdy w mojej głowie znów pojawił się Drew, a wraz z nim budzący się obłęd.
Ruszyłam chodnikiem. Chciałam mieć za sobą te tłumy, te drzewa, te chmury. Chciałam, by to wszystko zniknęło, by rozpłynęło się, a ja żebym obudziła się. Nie chciałam już nigdy więcej go szukać w tłumie, znikającego, widząc jedynie jego plecy i ciemne włosy, które po chwili znikały właśnie. Sprzed moich oczu. Do czasu kolejnego snu, które to czasem potrafiły mnie nękać co noc. Ta sama historia. On znika, a ja nie mogę go pochwycić. Nie mogę... Jestem taka bezsilna.
Ktoś powiedział, że miłość to coś, co nas osłabia, że odsłonięta może być naszą zgubą. Prawda. Miałam zginąć przez to, że kochałam. Wystarczyłby jeden natrętny reporter w tej chwili na mojej drodze, a stałabym się Zwyciężczynią, która to powróciła do arenowych praktyk w centrum stolicy. Czy wpłynęłoby to na życie innych Zwycięzców? Z pewnością. Moje własne akurat by zniszczyło, więc pytanie o to byłoby zbędne.
Aleja Czasu. Dopiero teraz do mnie dotarło, gdzie trafiłam. Aleja Czasu. Czasu, który niszczył wszystko. Czasu... Przemijanie. Aleja... To miejsce było jeszcze bardziej upiorne niż te osaczone przez drzewa. Chmury wydawały się być tu puste, jeszcze bardziej krwiożercze, bezwzględne. Mogłoby zacząć padać. Deszcz mógłby zmyć te negatywne emocje, mógłby pozwolić mi płakać. Chciałam, by padało.
- Drew? – Spytałam, kładąc bezmyślnie dłoń na ramieniu nieznajomego, kogoś ktoś stał plecami do mnie, kogoś, kogo przecież nie znałam. On odszedł. Deszcz! Niech pada deszcz!
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Aleja Czasu - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 5 Empty

Powrót do góry Go down
 

Aleja Czasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5

 Similar topics

-
» Aleja Czasu
» Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-