No cóż, czekanie na pokaz nie trwało wcale długo. Jednakże Beatrice udało się obgryźć prawie wszystkie paznokcie, gdyby jej mama to widziała, dziewczynę przeszedł dreszcz na wspomnienie o matce, otrząsnęła się i po raz kolejny spojrzała na paznokcie, zawsze dokładnie o nie dbała, żeby były idealnej długości.
Genialnie, zaraz pokaz, a ja nie mam lepszych zajęć, niż myślenie o paznokciach nawet Beatrice Chapman zauważyła, że nie czas i miejsce na takie rzeczy. Zdążyła jeszcze przez chwilę nerwowo stukać palcami w ramę krzesła na którym siedziała i przyszła jej kolej. Przez chwilę nie mogła wstać z krzesła, lecz gdy już się przemogła, powolnym, chaotycznym krokiem ruszyła do sali. Z odrętwienia wyrwały ją światła, zalana światłem wielu lamp sala pokazów. Wyprostowała się i pewnym, pełnym gracji krokiem ruszyła na środek pomieszczenia. Stanęła na środku i powoli drżącym głosem zaczęła się przedstawiać, jednak z każdą literą jej głos brzmiał pewniej.
Następnie, gdy oczy organizatorów zwróciły się na niewysoką dziewczynę, która stała tak przez chwilę uśmiechając się, jednakże w jej mózgu trwała burza, starała się wybrać do którego stanowiska podejść, by zrobić dobre wrażenie. Ukradkiem wodziła wzrokiem po całej sali, gdy jej wzrok staną na ściance wspinaczkowej. Może i nie była to jej najlepsza strona, ale zdecydowanie wolała to od miecza, który pewnie ledwie by podniosła. Pełnym gracji krokiem (przez cały pokaz starała się wypaść jak najlepiej i ciągle starała się pamiętać o wdzięku i gracji) ruszyła do ścianki.
Improwizując, jakimś trafem udało się jej dobrze przypiąć do zabezpieczeń, miała nadzieję, że lina asekuracyjna nie będzie jej potrzebna. Na początku szło jej dość sprawnie, nie w porażającym tempie, ale dobrze. Cały czas starała się wypaść jak najlepiej i nie pozwalała sobie, by uśmiech zszedł z jej twarzy choć na chwilę. Mimo to, gdy była już prawie na szczycie, poczuła jakby kawałek skały, gdzie trzymała nogę, nagle się odłamał, spadła, kawałek niżej i pewnie spadłaby na ziemie, gdyby nie udało jej się ponownie chwycić jakiegoś odłamka
Może to też zrobi na nich jakieś wrażenie pomyślała, kontynuując wspinaczkę. Po chwili była na szczycie i dopiero wtedy Beatrice zwróciła uwagę na ból w kostce, zapewne spowodowany opadaniem. Jednak starała się to zlekceważyć, a ukrywanie uczyć było jej dobrze znane więc wykonała obrót i zeszła ze ścianki.
Mimo to gdy była już na ziemi, zobaczyła, że został jej jeszcze czas. Zaczęła gorączkowo myśleć gdzie by tu jeszcze pójść, a przez cały tan czas stała w miejscu i sprawiała wrażenie, jakby chciała, by każdy z organizatorów dobrze się jej przyjrzał. Prawie nieświadoma tego, że w ogóle się poruszyła, znalazła się tuż przy stanowisku ćwiczeń logicznych
Tu pójdzie mi świetnie, przecież jestem geniuszem pomyślała, ale tak naprawdę stanowisko ćwiczeń logicznych nie mogło zrobić na nikim, zbyt dużego wrażenia, więc wykonała jakieś tam ćwiczenie (właściwie, pamięta tą chwilę jak przez mgłę) i jakby znudzona odeszła do innego stanowiska.
Gdzie teraz, gdzie teraz, gdzie teraz... myślała gorączkowo. Nagle jej oczy zwróciły się w kierunku manekinów
To będzie katastrofa szepnęła i wydawało jej się, że któryś z organizatorów, chyba to usłyszał, bo do jej uszu doszedł stłumiony śmiech. Będąc przy manekinach chwyciła za nóż i cisnęła nim w stronę "człowieka", za jej plecami przeszedł szum, oraz fala cichego chichotu, ale ona i tak była z siebie na tyle dumna, że w ogóle trafiła w manekina, mimo, że była to ledwie tylko dłoń, ktoś mógł pomyśleć, że chciała tam trafić. Następny rzut był gorszy, jednak, nadal trafiła w manekina, jednak tym razem jeżeli, byłaby to żywa osoba, to nic by jej się nie stało, ponieważ ledwie co przebiłaby mu skórę, a po chwili nóż wypadł, wtedy Beatrice usłyszała już nie tłumione śmiechy. Rzuciła jeszcze raz i jeszcze raz, ogólnie trafiając w nogę, a nawet w brzuch, lecz za następnym rzutem, udało się jej trafić w szyję, musiała się powstrzymać by nie zacząć krzyczeć, ze szczęścia, następnie duma przeszła w obrzydzenie do siebie, ponieważ cieszyła się, że "zabiła" tego manekina.
Mało kto zwrócił na to uwagę, więc Beatrice celowo przewróciła stojak z mieczami, by narobić hałasu. Niektórzy organizatorzy, spojrzeli na manekina, inni zaczęli się znowu śmiać, będąc pewni, że dziewczyna jest taką niezdarą, lecz po chwili, każdy spoglądał na nią. Teraz Beatrice miała inny plan, podchodziła do kolejnych stojaków i przewracała je, te niewielkie, jak i te ciężkie, które ledwie co mogła pchnąć. Teraz obserwujący ją organizatorzy, podzielili się na dwie grupy, jedni patrzeli na nią jak na chorą psychicznie, a inni jakby za chwilę miała wyjąć z kieszeni bombę atomową i wszystko wysadzić.
Panna Chapman weszła na murek obok ostatniego ze stojących stojaków, weszła na niego, odwróciła się plecami i wykonała skok z piruetem, jakiego uczyła się na lekcjach pływania w szkole, modliła się by jej się udało ponieważ zazwyczaj, kończył się on niekontrolowanym upadkiem do wody, ale tu nie było wody.
Można powiedzieć, że jej się udało, wylądowała na materacu, ale na kolanach, które teraz piekły ją niemiłosiernie. Beatrice, była pewna, że kilku organizatorów widziało, gdy przez bardzo krótką chwilę na jej twarzy zagościł grymas bólu. Jednak zaraz po tym wyprostowała się, wykonała teatralny obrót i ukłon, po czym pewnym, dumnym głosem powiedziała:
- Panie i Panowie, Beatrice Chapman- A na jej twarzy zagościł najsłodszy, dziewczęcy uśmiech i znowu wyglądała jak mała dziewczynka, która weszła do niewłaściwej sali.