Żeby nie było, płaczę nad długością tego posta ;_;
O dziwo nasz kochany Florian spał jak zabity po trzech zarwanych nocach podczas treningów. Obudził się za to z dziwnym przeświadczeniem że jest u siebie w domu, w starym Kapitolu i niedługo ktoś przyjdzie go obudzić, powiedzieć dzień dobry i przekazać mu plan dnia. Dopiero po paru minutach, gdy łaskawie otworzył oczy, zorientował się, ze nie jest tak bajkowo. Że sam musi wstać, coś zjeść, umyć się, a później pójść popisywać się przed organizatorami. Na wpół śpiący zaczął krzątać się po apartamencie przy okazji dowiadując się o tym, że przesłuchania odbędą się jeszcze bardziej pod ziemią. Jakoś zbytnio nie zrobiło to na nim wrażenia, chociaż nie pogardziłby informacją, że pokazy odbędą się nad powierzchnią ziemi.
Już nieco bardziej przytomny jechał windą i zastanawiał się po co w ogóle będzie się wysilał, skoro tak czy siak ktoś starszy zatłucze go przy Rogu. Albo, jeśli będzie miał szczęście, następnego dnia. Teraz dopiero stwierdził, że mógł iść po schodach. Nie lubił wind. Były za ciasne jak na jego mniemanie, chociaż ta była dość spora. Za to wyglądała na bało bezpieczną i kruchą, chociaż tak właśnie wygląda dla Floriana każda winda. Kiedy przejażdżka się skończyła wysiadł z windy i zobaczył resztę trybutów. Nie był ostatni, ale też nie należał do pierwszych, którzy przybyli. Przez cały czas oczekiwania wiercił się niemiłosiernie wywołując irytację u innych trybutów.
W końcu na trzęsących się nogach wszedł do pokoju przesłuchań. Był mniejszy niż hala treningowa, ale mimo wszystko duży. Wszystko było ustawione podobnie jak w hali. Na Floriana patrzyło kilka par oczu należących do organizatorów. Nic nie mówiąc młodszy Crane podszedł do łuków i wziął jedną strzałę. Na rozgrzewkę. Spieprzę to i po mnie, tak? Ta myśl wcale nie pomagała w końcu po paru głębokich wdechach uspokoił drżenie rąk i wycelował napinając cięciwę. Tak jak na treningu. Wdech, wydech, wdech… Wypuścił pierwszą strzałę, która trafiła centralnie w środek tarczy. Uśmiechnął się delikatnie do siebie po czym rozglądnął się za jakimś ciekawszym celem. Parę – paręnaście metrów od niego stały manekiny ułożone w równych odstępach od siebie w równą linię. Florian chwycił trzy strzały ze stojaka i wycelował nimi w manekiny. Wypuszczone strzały przeszyły głowy kolejnych manekinów w równiutkiej lini. Następna dwie serie po tzry strzały utworzyły ogromny X na kolejnej, dalej położonej tarczy, przy czym druga strzała wycelowana w środek wbiła się w swoją poprzedniczkę. Tak jak na treningu. W podświadomości wmawiał obie, że tarcza to głowa kochanej prezydent Coin, chociaż i bez tego pewnie by mu to wyszło. Z niewinnym uśmiechem na ustach ukłonił się przed organizatorami.
-Florian Crane, Kapitol. – Powiedział. Widział na twarzach organizatorów, że nie do końca tego się spodziewali. I dobrze.