Wiek : 36 lat Zawód : Strażnik Pokoju (pseudolekarz) Znaki szczególne : nieco hipsterskie okulary (wiecznie na nosie)
Temat: Jonathan Darren Winterfield Pią Cze 26, 2015 10:59 pm
Jonathan Darren Winterfield
ft. Chris Pratt
data i miejsce urodzenia
18.12.2247 w Dystrykcie Siódmym
miejsce zamieszkania
rodzina posiada dom w DWO, ale on przez większość czasu mieszka w getcie
zatrudnienie
Strażnik Pokoju
Rodzina
W tej historii nie uświadczysz dramatycznych opowieści o ojcu-tyranie, matce-terrorystce i szalonym rodzeństwu. Jeśli tak naprawdę ktoś może nazwać swoje życie dosyć opanowanym, z pewnością jestem to właśnie ja. I choć każdy skrywa w swojej szafie jakiegoś trupa, moje nie grzechoczą kośćmi za każdym razem, kiedy przejdę przez pokój. Moja matka ma na imię Alison i jest wykładowcą na uniwersytecie, prawdziwym specem od historii antycznej. Mój ojciec – Russell z kolei specjalizuje się w branży komputerowej, jako właściciel całkiem dobrze prosperującej firmy. Poza nimi mam także siostrę bliźniaczkę imieniem Irene, która jest kimś w rodzaju rządowego PPP (Przynieś Podaj Pozamiataj) szumnie nazywanego asystentką ministra oraz młodszego brata Juliana i przybraną siostrę Bett. Ci ostatni są studentami, choć osobiście uważam, że w działaniach mojej siostrzyczki jest jakiś ukryty większy cel, bowiem kontynuuje ona naukę uniwersytecką nieprzerwanie od jedenastu lat. Jak to robi…? Do tej pory nie udało mi się zgadnąć. Wszyscy oni dzielą ze sobą spory dom na obrzeżach Dzielnicy Wolnych Obywateli, który jakimś cudem nadal stoi w jednym kawałku. Nie to, by mieli jakieś wyjątkowe skłonności do sporów, są aż nadto zgrani, jednakże ja… Jakoś bym tak raczej nie mógł. Mam w domu swoje rzeczy, własny pokój i sprzęty w nim, jednak czasem ta atmosfera wszechobecnej pogody ducha mnie… Przytłacza.
Historia
Z pewnością wiele jest kwestii, które wymagają poruszenia. Moje trupy, jak już wspomniałem, nie grzechoczą radośnie kośćmi w szafie, ale to chyba tylko z prostej przyczyny – są zbyt świeże, aby mogły to robić. W końcu obijanie się ciała o ciało jest nieco cichsze od odgłosów twardej tkanki kostnej najeżdżającej na drugą, nieprawdaż…? Czasami mary te nazywam moimi przyjaciółmi i nie jest to wcale naginanie rzeczywistości. Są nimi… A właściwie – byli nimi za życia. Trzy charakterystyczne postaci, jakich nie sposób było nie rozpoznać, kiedy wszyscy razem przemierzaliśmy nasze dystryktowe ścieżki. Trzech dosyć postawnych chłopaków i niewielkiej postury, choć już wtedy dosyć wypyszczony, ogon za nami. Nie rudy i nie lisi, choć robiliśmy przecież w przemyśle drzewnym, gdzie pełno było leśnych stworzonek, ale i tak ogon. Lubiłem go – nie powiem, często zaczepiając i goniąc za nim jak pies za własnym. Z tą różnicą, że ja zawsze dorywałem mój ogoniasty cień. Kiedy większość moich znajomych była silna, przystosowana do ciężkiej fizycznej pracy, ja należałem raczej do tych szybkich i zwinnych. Od dzieciństwa byłem bardzo drobny, a warunki w Dystrykcie nie sprzyjały zdecydowanie przybieraniu na wadze, co zrobiłem dopiero wiele lat później. Nie o tym jednak teraz mowa, wpierw należy chyba skupić się na tym, co miało miejsce jeszcze przed początkami mojego największego rozwoju i późniejszego pobytu w Kapitolu. Doskonale pamiętam dzień, w którym zdecydowałem, kim chciałbym zostać. Miało to miejsce na jakiś czas przed Dożynkami, kiedy ukończyłem trzynaście lat. Niektórzy mogą powiedzieć, że w takim durnym wieku niewiele można zapamiętać na dłużej, jednak właśnie ta chwila utkwiła w mojej pamięci. Zacznijmy jednak od drobnego wyjaśnienia. Moi rodzice… Cóż, dosyć wcześnie zaczęli. Wiadomo – życie pod wielką presją, ciężkie warunki, mało momentów do radości. Nie będę się zbytnio rozdrabniać, bo nie o to chodzi, bym jakoś bardzo głęboko wnikał w życie erotyczne ludzi, którzy powołali mnie na ten świat, ale… Jakoś tak niezręcznie wyszło, że w tamtym okresie mój ojciec był jeszcze dosyć młody i nie do końca zaznajomiony z życiem w stałym związku, w rodzinie. Zamiast stabilizacji, jaką oferowała mu moja matka – starsza od niego o dwa i pół roku, on potrzebował silniejszych doznań, mocniejszych impulsów. To właśnie wtedy w jakiś sposób nawiązał kontakt z Trzynastką. Wplątał się w całą grę. Do tej pory nie mam bladego pojęcia, w jaki sposób, on także o tym nie mówi, ale fakt jest faktem – opuścił nas na dłuższy czas. Zupełnie bez słowa. Jak już jednak wspominałem, swoje powołanie odkryłem raczej dosyć wcześnie, przynajmniej w porównaniu z moimi kolegami, którzy w większości nie zrobili tego wcale i zwyczajnie poszli za ogółem – rozpoczynając pracę przy faktycznej wycince drzew. Ja nie chciałem tego robić, to było dla mnie takie… Niepasowne, choć nie sprzeciwiałem się, kiedy potrzebne nam było to do życia. Mój ojciec rozpłynął się w powietrzu, więc to ja musiałem niejako przejąć po nim część obowiązków, nie chciałem zwalać tego na młodszego brata, który od początku był słabego zdrowia. Pewnego dnia głupio się jednak zbuntowałem, całkowicie olewając dzień pracy. Widząc to, mój brat poszedł za mnie i… I to on był moim pierwszym pacjentem. Drzewo, jakie spadło na jego nogi, pogruchotało mu kości. Nie powinien wtedy się za to zabierać. To ja pierwszy do niego dopadłem, to ja starałem się jakimś cudem utrzymać go przy świadomości, nie pozwolić mu w panikę i stan kompletnego zamroczenia, z którego niektórzy nie wychodzili. To ja próbowałem do niego mówić, to ja tamowałem krew z najgorszej otwartej rany i byłem przy nim wtedy, kiedy przybyła osoba mogąca jakoś mu pomóc. W tamtym momencie zapragnąłem zostać lekarzem i to zrobiłem. Choć nie było łatwo, warunki mi na to nie pozwalały, uparłem się przy tym. A rodzina jakimś cudem mnie wsparła. Zwłaszcza brat, który wybaczył mi tamten wypadek, mimo że nie mógł potem chodzić, doznając poważnych uszkodzeń nóg. Kolejne lata mijały. Było ciężko, bardzo ciężko, a mój ojciec nadal pozostawał gdzieś tam daleko od nas. Matka wierzyła w to, że żyje, ja niekoniecznie. Pracowałem więc za kilku, jednocześnie usiłując przystosować się jakoś do upragnionego fachu. Przez to zaniedbywałem tych, na których tak bardzo mi zależało. Zaniedbywałem Ogon, zbywając ją bardzo często, choć przecież wcale nie chciałem tego robić. Grupa moich przyjaciół była dla mnie bardzo ważna, tylko brakowało mi godzin w dobie, by wszystko w niej upchnąć. Nie miałem czasu na związki czy romanse, chociaż przyznam, że myślałem o tym, w szczególności zwracając się właśnie ku tej jednej osóbce. Nigdy jej tego nie powiedziałem, zbyt przepracowany, a potem było już na to stanowczo zbyt późno. Ta drażliwa część mojej historii… Zwyczajnie nie chcę o niej wspominać. Może kiedyś. Tak czy siak, moja ówczesna historia nie ma w sobie nic bardzo inspirującego. Ot, całkowita przeciętność, poza tą jedną rzeczą, o której wspominać raczej nie chcę – nie wnosi ona nic poza nieprzyjemnym ściskiem w piersi. I tak właśnie było do czasu, kiedy skończyłem dwadzieścia pięć lat. To właśnie wtedy wrócił do nas ojciec. Po nocy, ukradkiem, niewiele wyjaśniając. Przyznam, że nie spodziewałem się jego powrotu i że wywarł on na mnie ogromne wrażenie. Ni to dobre, ni to wręcz paskudne. Najważniejsze jednak, że… Zabrano nas z tamtego miejsca. Równie niespodziewanie, co wtedy mojego ojca. Równie ukradkowo, bez pożegnań i zbędnych słów, bez zabierania większości rzeczy, bez… Niczego. Ot, zwyczajnie. Sam nie wiem, dlaczego dopiero po takim czasie, jednak nigdy nie dopytywałem. Co więcej…? Nic, ponownie nic. O dziwo, nie trafiliśmy wcale do Trzynastki, gdzie mój ojciec nie przebywał praktycznie wcale. Już wtedy zdążył zakręcić się wokół odpowiednich osób, trafiając na przeszpiegi do Kapitolu. Po tylu latach wreszcie chciał mieć rodzinę przy sobie. Nie był tą samą osobą, my także byliśmy inni i nie chodziło tylko o nazwisko. Wszystko uległo zmianie, ale mama… Wybaczyła mu. My także to zrobiliśmy. Zresztą… To właśnie wtedy przyszło nam poznać młodą dziewczynę z Kapitolu, którą swego czasu przygarnął. Bett już wtedy studiowała… W pewnym sensie wszystko jakoś się układało. Ojciec zajmował się swymi skrytymi sprawami, my w to nie wnikaliśmy. To były tajemnicze rzeczy nie do poruszania. Zresztą… Nie mieliśmy z tym zbytniego związku. Nie mam pojęcia, jakim cudem. Istotne, z wielką pewnością, ale w tamtym czasie pytania nie były dobrze punktowane. Dużo lepiej było zwyczajnie nie wtrącać się w cudze sprawy, co już dopiero w tego typu. Kształciłem się zatem, bowiem zyskałem taką możliwość, i nie mieszałem zbytnio w sprawy taty. Oczywiście, czasem coś tam dało się zauważyć, lecz nie pytałem. Aż nadeszła oficjalna rebelia. Wtedy aż nazbyt dobrze wiedziałem, co mam zrobić – brać udział w tym chaosie u boku mojego ojca i jego kompanów. I choć szkoda mi było tych wszystkich niewinnych dusz z obu obozów, nie wahałem się przed tym. Nie dokonałem także nic specjalnego. Ot, jeden z typowych bojowników o wolność z tamtego okresu. A gdy wrzawa ucichła… Poczułem się źle z tym, jak dalej kierowała nami Alma Coin. Stworzenie getta było dla mnie jak uderzenie pięścią w nos. Nadal byłem swojego rodzaju idealistą i to właśnie dlatego postanowiłem zostać Strażnikiem Pokoju. Nie po to, by gnębić tych ludzi. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu mogłem mieć większe możliwości. Kiedy inni moi koledzy pałali nienawiścią do rdzennej ludności Kapitolu, ja… Nie. I choć mógłbym sprawiać wrażenie twardego zawodnika, wszystkie te nagłe wydarzenia, zmiany, kłamstwa serwowane mi przez otoczenie… To jednak się na mnie odbiło. Już nie tak bardzo kusi mnie wyprawianie się na patrole. Oczywiście, robię to wedle zaleceń, lecz dużo bardziej wolę przydawać się w sprawach związanych z medycyną, których często gęsto pełno jest na posterunku. Mieszkańcy getta bywają w końcu dosyć agresywnie nastawieni. Nie zostałem więc normalnym lekarzem, ale spełniam się niejako w swojej roli. Czegóż więcej trzeba…? Oj, wielu rzeczy…
Charakter
Soon. Wyjdzie w praniu.
Ciekawostki
∞typowy monogamista – w związku z pracą, choć czasami zastanawia się, jak to by było wziąć z nią rozwód ∞z początku wcale nie chciał siedzieć w miejscu, dosłownie palił się do patroli, jednak z czasem zaczął doceniać możliwość bycia na zawołanie tam, gdzie może w spokoju wypić kubek ciepłej kawy i zapalić papierosa ∞ nie to, oczywiście, by palił – to prędzej tylko takie gadanie ∞ bo gadać potrafi naprawdę dużo, czasami aż nazbyt wiele, choć ma takie momenty, kiedy nie mówi kompletnie nic ∞ zdarza mu się wychodzić z założenia, że czasem należy pozwolić komuś na swobodne tyranizowanie jego osoby, bo wtedy przynajmniej człowiek ten nie będzie się nakręcać w nieskończoność i wreszcie zamilknie ∞ jest osobą raczej skrajnie opanowaną, nie wrzeszczy w większości sytuacji, nawet nie podnosi głosu – on tylko korzysta z bardzo dosadnych słów, jakie w większości załatwiają sprawę nawet lepiej niż w oczekiwaniach ∞ pochłania cukierki mentolowe w ilościach iście hurtowych, przez co chyba na stałe przesiąkł ich zapachem ∞ nie lubi zapachu lawendy, która kojarzy mu się ze sztucznością ciotki z Kapitolu ∞ tak samo reaguje także na puder oraz wszelkiego rodzaju ciężkie perfumy ∞ jest uczulony na orzechy, od których łatwo może dostać szoku ∞ jego ulubioną porą dnia jest poranek, wczesnym wieczorem praktycznie zasypia już na stojąco
Ładnie proszę o zmianę nicku, kotki. <3
Ostatnio zmieniony przez Jonathan Winterfield dnia Sob Cze 27, 2015 7:11 pm, w całości zmieniany 1 raz
Charles Lowell
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
Temat: Re: Jonathan Darren Winterfield Sob Cze 27, 2015 6:52 pm
Ojciec wplątał się w rebelię za młodu? To niemożliwe, ponieważ jeden bunt wybuchnął przeszło siedemdziesięciu pięciu lat temu (po nim powołano ideę Igrzysk), a ostatni półtora roku temu. Zmień to na jakąś współpracę z Trzynastką... Ugryź to w inny sposób. I ta ciocia z Kapitolu to mam nadzieję, że jakoś związana z przeszłością ojca. Reszta się zgadza! :>
Jonathan Winterfield
Wiek : 36 lat Zawód : Strażnik Pokoju (pseudolekarz) Znaki szczególne : nieco hipsterskie okulary (wiecznie na nosie)
Temat: Re: Jonathan Darren Winterfield Sob Cze 27, 2015 7:15 pm
Tak, tak. I faktycznie, trochę źle się chyba wyraziłam w sprawie Trzynastki. Plus dodatkowo określenie za młodu może być mylące, skoro papcio wcześnie z dziećmi zaczął. Tak już powinno być lepiej. <3
Charles Lowell
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
Temat: Re: Jonathan Darren Winterfield Sob Cze 27, 2015 7:57 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz paczkę papierosów, dowolny narkotyk (1 gram) i motocykl. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Wszystko już gra, kartę czytało się całkiem przyjemnie. Nie znalazłem większych błędów. Akceptuję, baw się u nas dobrze! :>