|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Robert Davenport Czw Cze 18, 2015 3:36 pm | |
|
Ostatnio zmieniony przez Robert Davenport dnia Sro Cze 24, 2015 10:39 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Czw Cze 18, 2015 7:45 pm | |
| /bezpośrednio po moście, przed wątkiem z Aloisem i przed festynem <3Czy kiedykolwiek tak naprawdę zastanawiała się nad tym, jakie były jej dawne przyzwyczajenia, zamierzchłe zwyczaje...? Tak, mogła śmiało powiedzieć, że miało to miejsce i że nie odrzucała całkowicie swoich wcześniejszych lat. Zwracała uwagę na odruchy ciała, które czasem dawały jej do myślenia o tym, jaka była. Nie wykraczało to jednak poza sferę domysłów, przez co o znacznej większości rzeczy nie wiedziała i zapewne nigdy nie miała się dowiedzieć. Do niektórych obserwacji przyczyniały się także przypadki do tego stopnia nieprawdopodobne, że Helen nigdy w życiu nie wpadłaby, iż mogą mieć one miejsce. Choć była osobą o raczej bardzo rozwiniętej wyobraźni, pewne rzeczy przekraczały znacznie ludzkie pojęcie. Jak to się czasami mówi - przechodzi ludzkie pojęcie i stuka... Jedną z takich sytuacji była ta, w jakiej Favley znalazła się w tym momencie, skacząc jak rodowita żaba za praktycznie obcym mężczyzną do wody, która zaczynała się już robić lodowato zimna. Trzeba zwyczajnie powiedzieć, że kompletnie tego nie przemyślała i ocknęła się dopiero wtedy, gdy całkowicie otuliła ją ciemna toń. Masy lodowatej cieczy napierały na nią ze wszystkich stron, a ona walczyła z ich siłą, wstrzymując oddech i machając członkami, by unieść się na powierzchnię. Niezaprzeczalnie potrzebowała powietrza, pragnąc wyrwać się z głową ponad pofalowaną taflę. Jej ręce i nogi pracowały jeszcze nieustannie, choć przejmujący skurcz łydki nagle przeszedł ciało Helen, udaremniając próby dziewczyny i sprawiając, że zaczęła gwałtownie opadać w dół. A przecież nie sądziła, że jest złym pływakiem. Praktycznie od zawsze, no - odkąd tylko sięgała jej uszczuplona pamięć, wodę kojarzyła z czymś miłym, jakimś takim... Dobrym wspomnieniem...? Nie pamiętała co prawda, jakie dokładnie ono było i czego dotyczyło, ale nie zmieniało to faktu, że ten żywioł nie zdawał jej się tak brutalnie nieprzyjazny. Tymczasem jednak... Cóż, tonęła, opadając coraz niżej i zaczynając tracić oddech, by w ostatnim dramatycznym geście spróbować podjąć ten wysiłek wypchnięcia ciała na powierzchnię. Mimo wszystko, ten skok był przecież jedyną alternatywą dla zostania z brutalami, mając ją przed nimi uratować, więc nie mogła w jego wyniku zginąć. To byłaby największa ironia losu, zasługująca na nagrodę Darwina. I gdy myślała, że to koniec, że siły całkowicie ją opuściły, poczuła, że ktoś ciągnie ją w górę. Kaszląc i plując wodą, praktycznie leżała na niezbyt czystej powierzchni, otwierając po chwili oczy, przed którymi zobaczyła strażnicze buty. Spróbowała podnieść się jakoś i rozejrzeć za towarzyszem, jednak w głowie szumiało jej na tyle, że gdy spróbowała to zrobić… Cóż, zawroty ponownie sprowadziły ją w dół. Tym razem skutecznie, albowiem zwyczajnie odpłynęła… *** Ocknięcie się nie należało do najprzyjemniejszych, choć musiała od początku przyznać, że leżało jej się bardzo wygodnie na czymś miękkim, mile śliskim i chłodnym w dotyku, jakby satynowym albo jakoś w tym rodzaju – kiepsko rozpoznawała materiały przy zamkniętych oczach, a przede wszystkim tak bardzo ładnie pachnącym. Zaskakująco ładnie. Praniem, które ona sama miała zrobić dopiero w tym tygodniu. Taaak… Całkowicie wyrwana z kontekstu, irracjonalna myśl o przepieraniu rzeczy, gdy kompletnie nie poznawała otoczenia. Nawet cichy szum, ulicy?, był jakby inny, a chłodne i wilgotne powietrze przywodziło Favley na myśl jakąś wieczorną porę, kiedy na trawnikach zaczynała pojawiać się rosa. Otworzyła wreszcie oczy, wpatrując się przez moment w sufit nad jej głową. Zdecydowanie nie była u siebie… Więc zatem… Gdzie? |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Pią Cze 19, 2015 6:02 pm | |
| Siedziałem wygodnie na fotelu, wpatrując się zamyślony we własne łóżko, na którym, miałem nadzieję, że smacznie, drzemała Helen. Było już późno. Właściwie było już tak późno, że aż świtało, ja jednak jakoś nie potrafiłem zasnąć, mimo że wziąłem gorący, przepełniony przemyśleniami prysznic. Nic też nie wskórał równie mile rozgrzewający kubek uspokajającej herbatki. Po prostu siedziałem i patrzyłem, nie wiedząc, co dalej. Bo co tak właściwie miałem z tym zrobić?! Nie byłem wczoraj wieczorem pijany. Czyściutki organizm, nieskalany żadnym alkoholem, dragami ani niczym innym. Mogłem się pochwalić perfekcyjną przejrzystością umysłu, o nawet podwyższonym poziomie myślenia spowodowanego adrenaliną. Myślałem na przyspieszonych obrotach i to właśnie wtedy nawiedziły mnie te wizje upstrzone niesamowicie potwornym bólem głowy. Przeszłość spłynęła na mnie i, choć nie uczyniła tego w stu procentach, wywróciła moim życiem, sprawiając, że nie... że nie wiedziałem, co zrobić. Jeszcze Helen... Nieomal zginęła, gdyż nie dostrzegłem tych ludzi. Powinienem był ją obronić, nie pozwolić skrzywdzić, zmusić... Cholera, mogła utonąć. Teraz z pewnością miała spędzić kilka dni w łóżku przeziębiona, albo, nie daj Losie, z zapaleniem płuc czy coś. Choć z drugiej strony, gdyby mnie tam nie było, mogłoby się to skończyć inaczej, o wiele, wiele gorzej. Ta myśl napawała mnie obrzydzeniem do tych ludzi, których miałem ochotę zabić. Tak naprawdę. Iść tam i wydusić z nich życie, by więcej nie niepokoili żadnych dam ani bezbronnych par. Najgorszym z najgorszych było chyba zaś to, że miałem możliwości, by to zrobić. Musiałbym jedynie popracować nad swoimi umiejętności, które od czasów dzieciństwa mogły się nieco zatrzeć... Ech. O czym ja myślałem? – Helen? – spytałem, przerywając swoje rozmyślania, gdy zauważyłem, że się przebudziła. Miałem nadzieję, że nie będzie mnie chciała zabić za to, że pozbyłem się jej mokrych ubrań, które to wrzuciłem do pralki. – Jak się czujesz? |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Pią Cze 19, 2015 11:33 pm | |
| Nie byłoby zupełnie nic dziwnego w tym, że obudziła się w miękkim łóżku, patrząc na irracjonalność tego, co powoli powracało do jej pamięci. Całkiem logicznie mogłaby wtedy uznać to wszystko za dosyć dramatyczny sen, jaki wywołało oglądanie w telewizji jakiegoś filmu akcji, choć raczej normalnie nie przepadała za takimi produkcjami, ale cóż… Właśnie – wtedy. Niestety, nie miało to żadnego pokrycia w rzeczywistości, nawet najmniejszego. Nie mogła udawać, że kompletnie nic się nie stało, bowiem ocknęła się w zupełnie nieznanym sobie miejscu. Na mięciutkim i wygodnym łóżku, nie zaś kanapie, na której spała od czasu zamieszkania z młodym Owenem. I prawdę mówiąc, było jej w tym momencie bardziej niż komfortowo, jednakże skoro nic nie uwierało ją realnie w plecy, to mentalnie coś musiało się pojawić. Takie życie, a ona zazwyczaj przyjmowała to z szerokim uśmiechem. W końcu zawsze mogło być gorzej, nieprawdaż? Ból pleców od niewygodnego leżyska mógł równie dobrze być świetnym dowodem na to, że jeszcze żyła, a bardzo wiele osób nie miało już do tego okazji. Była szczęściarą iiii… I chyba jednak powinna w jakiś sposób zareagować na to, co wydawało jej się raczej nie na miejscu. Oczywiście, często zdarzało się tak, że to zwyczajnie sama Helen nie umiała wpasować się w jakieś specyficzne kanony i wychodziło na to, że to wcale nie one były dziwne, a jej własne zachowanie, jednakże teraz miała nieodparte wrażenie, że jest wręcz przeciwnie. W końcu do normalnych sytuacji nie należało przecież przebudzanie się w czyimś łóżku tylko w samej… Bieliźnie? I miała rozwiązanie zagadki z niezwykle przyjemnie otulającą ją pościelą, która miziała praktycznie znaczną część skóry Helen. Bingo. - Umm… Robert…? – Odezwała się cicho nieco zachrypniętym głosem, po czym zwilżyła językiem wargi i przełknęła ślinę do niezwykle suchego gardła. Dobrze zapamiętała imię, prawda? Miała całkiem dobrą pamięć dzięki pracy w kawiarni i choć łupało jej w głowie, raczej nie miała w tym momencie popełnić błędu. Wtedy dopiero byłoby jej tak strasznie głupio… Choć już teraz właściwie… - Słabo, ale przeżyję. Gardło mnie boli, masz może jakąś pastylkę? Albo jest tu jakaś apteka? Podejdę po wyjściu. Zaraz. – Uniosła się trochę na poduszkach, by spojrzeć na mężczyznę, uśmiechając się lekko, jednakże nie zmieniło to jednego pytania. – Gdzie są moje ciuchy? – I kolejnego. – Co się stało? – A właściwie kolejnych. – Skąd się tutaj wzięłam? Straciłam świadomość, prawda? Nic nie pamiętam. No, poza tym, że skoczyłam i że chyba nas wyłowili, ale po tym film mi się chyba urwał. Która godzina? Wyglądasz marnie, wiesz? Normalna osoba zapewne panikowałaby z powodu braku ubrań, które wcześniej przecież wcześniej miała na sobie, ale nie Helen. Ona… Ona czuła się tylko dziwnie, nadal jednak utrzymując uśmiech na twarzy.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Nie Cze 21, 2015 1:17 am | |
| – Jest niedaleko, ale zaraz ci przyniosę. Nie ma problemu. I wody, co? Może lepiej gorącą herbatę – odpowiedziałem na pytanie o aptekę, przyglądając się jej uważnie. Wyglądała całkiem dobrze, jeśli wziąć pod uwagę wczorajszą kąpiel w lodowatej rzece. Oboje całkiem dobrze wyglądaliśmy, choć mi nadal było cholernie zimno. Miałem nawet co jakiś czas niemiłe dreszcze, ale się trzymałem jakoś. – Pozwoliłem sobie wyprać twoje rzeczy. Powinny być już suche... – odpowiedziałem ponownie, wypuszczając ze świstem powietrze i w końcu się uśmiechając, gdy zaczęła lać pytaniami jak strażacy wodę w trakcie pożaru. – Wskoczyłaś za mną do rzeki, co było głupiutkie, tak na marginesie, i wyłowili właśnie Strażnicy. Na brzegu jednak straciłaś przytomność... Chcieli wzywać pogotowie, ale rzuciłem, że się tobą zajmę. Cóż, byłem, no i jestem nadal, ci to winien. Powinienem był zobaczyć tych typów... – A, i jest chyba ósma bodajże... Tak, ósma rano. Dokładnie siódma pięćdziesiąt sześć – rzuciłem. Wygaszacz komputera miał spore cyfry, które prześladowały mnie pół nocy. Nie dziwić się, że wyglądałem marnie. Nie zamierzałem jednak tego komentować. Ot drobny szczegół, który mnie w sumie nie obchodził. Raczej nie miałem co liczyć na bohaterski seks. Teraz nadawaliśmy się oboje do łóżek, ale spać... Inaczej spać, oczywiście. Nie tak. No. Cicho sza! – Zaraz wracam. – Niech mnie diabli. Musiałem się przewietrzyć, bo nie było ze mną dobrze. I dobrze się składało, że obiecałem Helen tabsa i wodę czy tam herbatę. Przewietrzenie czerepu było moim gratisem, którego bardzo potrzebowałem. Nie czułem się dobrze, ona nie czuła się dobrze i ja nie czułem się dobrze podwójnie. W dodatku ziewnąłem w drodze do kuchni. Na szczęście poza wzrokiem tej szalonej i niestety mega niewinnej laski. – Dobra, myszo! Witaminki promowane przez samą minister zdrowia, gorąca herbatka i tabletki na gardziołko! – powiedziałem głośno, wkroczywszy z powrotem do pokoju z tacką. – Nie musi ci się spieszyć. Zadzwoniłem do biblioteki, prosząc o wolne, zaś moja współlokatorka wyjechała ze dwa miesiące temu, nic mi nie mówiąc, więc luz. Nikt mnie nie zbije, nikt nie będzie krzywo patrzył – zapewniłem. Postawiłem tackę na biurku, złapałem za swój kubek i opadłem znów na fotel. – Nigdy więcej kąpieli w lodowatej rzece – rzuciłem, w trakcie ziewając. Miałem nadzieję, że nie zwróci na to uwagi. - Nie jest ci za zimno? Może chcesz koc lub jakąś koszulkę? Wyziębiło się mieszkanie, bo zostawiłem wcześniej otwarte okno... a mróz... – I przy okazji zakryjesz ciało, nie? Miło, nie? I, losie, chciałem być zdrów. Nie chciałem chorować. Chorowanie było pfe i takie niewygodne. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Nie Cze 21, 2015 2:18 am | |
| - Oj, naprawdę nie musisz się… - zaczęła, zakrywając nagle ręką usta, kiedy zebrało jej się na dosyć pokaźne ziewnięcie. – …wyjątkowo mocno fatygować, jeśli masz wychodzić przy tym na dwór. Jest zimno. – Zauważając to, uśmiechnęła się pod nosem. No, Nowego Świata to ona takimi stwierdzeniami zdecydowanie nie odkrywała, ale chyba i tak nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, prawda? Chodziło w tym bardziej o to, że nie chciała niepotrzebnie gnać po różnych dziwnych miejscach kogoś, kto był tak miły i najwyraźniej w jakiś kochany sposób zajął się nią po tych wszystkich wydarzeniach na moście. Po nieprzyjemnej akcji, jaka miała z pewnością na długo pozostać w pamięci samej Helen, bowiem takich rzeczy niełatwo było się przecież pozbyć. Chyba nawet jej – zazwyczaj niepoprawnej optymistce zakochanej bez pamięci w życiu. Dosłownie bez pamięci, jeśli mogła sobie w tym momencie pozwolić na drobny autożart, jak to nazywała, który mógł poprawić jej humor. Ten natomiast był dosyć… Dziwny, nietypowy dla niej, trochę bardziej nieogarnięty niż zwykle i może nawet w jakiś sposób nieciekawy. - Najzwyklejsza w świecie gorąca herbata byłaby najprawdziwszym błogosławieństwem. Dosłownie bym za nią ukochała. – Powiedziała, wzdychając i przegarniając włosy, które jakby nieprzyjemnie przyklejały jej się do karku, drażniąc tym samym skórę. – Nawet sama herbatka może być właśnie, jeśli nie masz niczego innego pod ręką, co mogłoby magicznie zapewnić mi mniej marne samopoczucie. Bo do apteki kategorycznie zabraniam w tym momencie polecieć, wiedz to, skoro spędziłeś znacznie więcej czasu w tej lodowatej wodzie. Prędzej już sama się do niej wybiorę. – Jakby na potwierdzenie, uniosła dłoń, grożąc mu palcem, choć nie była to raczej wyjątkowo straszna groźba, patrząc na jej wielokolorowe paznokcie z kwiecistymi wzorkami. Prędzej coś na kształt dużego dziecka udającego powagę. Zamrugała kilka razy, słysząc, że zrobił jej pranie. No, ładnie. Kiedy ona smacznie spała sobie, zajmując mu najprawdopodobniej jego własne łóżko, on musiał wykonywać tego typu czynności. Pranie, suszenie, teraz jeszcze gotowanie herbaty i przynoszenie leków… A przecież zdecydowanie nie znali się zbyt dobrze. Miała nieodparte wrażenie, że wykorzystuje jego dobroć, przez co czuła się dosyć głupio. Naprawdę mógł ją obudzić, z pewnością jakoś by się dało, bo nie była bardzo wielkim śpiochem. Lubiła sobie podrzemać, to najświętsza prawda, ale mimo wszystko zawsze wstawała, kiedy musiała to zrobić. Przytomnie czy nieprzytomnie. Była dużą dziewczynką. - Chyba właśnie przyczepiłam sobie łatkę wyjątkowo kiepskiego gościa. – Roześmiała się z zażenowaniem, skrywając twarz pod kurtyną z włosów, zza której spojrzała na Roberta przepraszająco. A gdy jeszcze doszły do niej jego kolejne słowa, zachichotała ponownie, tym razem jednak uderzając czołem o kołdrę na kolanach i to właśnie w niej zanurzając głowę. Kiedy się więc odezwała, jej głos był nieznacznie stłumiony przez okrycie. - Kompletnie straciłam głowę. Wiesz, jestem pracownicą malutkiej kawiarni, niekoniecznie codziennie zdarzają mi się takie rzeczy. Chyba zwyczajnie nie chciałam tam zostać z nimi sama, skoro byli tacy… Tacy… Silni. No i zrobiłam to, co pierwsze przyszło mi do głowy. Otaczali mnie z trzech stron, więc skoczyłam w czwartą. Chyba się przeceniłam, skoro później Strażnicy wyławiali mnie już jak na wpół zdechłą złotą rybkę. – Roześmiała się po raz kolejny tego wieczoru, choć śmiech przeszedł w suchy kaszel, który ciężko było jej powstrzymać. Uniosła więc ponownie głowę, zaczerpując powietrza jak… Dosłownie jak ryba wyjęta z wody. Niechlubna złota rybka. - Iiii… Hej!, nic nie jesteś mi winien. Ba!, skończyłoby się pewnie gorzej, gdybym była tam całkowicie sama. To ja powinnam być ci dozgonnie wdzięczna. Zawdzięczam ci dużo. Dziękuję. Strasznie. – Zamrugała kilka razy z uśmiechem na twarzy. – Późno… Nie miałam pojęcia, że tyle spałam… Byłam nieprzytomna… Czy jak to mogę nazwać. Zajmowałam ci łóżko przez całą noc, pewnie chcesz je odzyskać. Pewnie z pewnością. – Dokończyła, patrząc na jego dziwną minę, a następnie kiwając głową, kiedy oznajmił, że niedługo wróci. Ona i tak nie zamierzała się raczej ruszać z wygodnego łóżeczka, jeśli chwilowo miała jeszcze możliwość pozostania w nim. Było zdecydowanie zbyt wygodnie. - Sam jesteś myszą, myszo! – Zaprotestowała nagle, wygrzebując się częściowo z pościeli, choć mimo wszystko nie zapomniała o przykryciu tej swojej nieszczęsnej bielizny. Zdążyła już zauważyć, że pewne… Fragmenty nie były raczej mile widziane i na miejscu przy kontaktach z obcymi. Nawet przystojnymi na-wpół-obcymi. – Ale jeszcze raz dziękuję, bardzo dziękuję. I już chyba nazbyt korzystam z twojej gościnności, nawet jak na mnie, więc wypiję herbatę i będę się zbierać, jeśli pozwolisz. Oddam ci łóżko. – Uśmiech numer sześć ponownie zagościł na twarzy Helen. – Chociaż chwilowo jakiś koc lub koszulka… Albo koc i koszulka… Byłyby miłe. Swoją drogą, może chcesz usiąść...? – Poklepała miejsce obok siebie. – Z pewnością musiało być ci strasznie niewygodnie przez noc na tym krześle. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Sro Cze 24, 2015 10:35 pm | |
| – Ależ ja nie tęsknię aż tak bardzo za swoim łóżkiem – zauważyłem, uśmiechając się do mojego gościa. Był, cóż, osobą bardzo taką nie-chcę-wadzić, nie-chcę-wadzić-nadal, nie-będę-wadzić, spadam-stąd i tym podobnym. Można to było uznać za słodkie i urocze, ale również za kłopotliwe i przesadne. Nikt raczej nie lubił słuchać tego typu rzeczy, goszcząc kogoś, kila razy na minutę. Poza tym, jakby nie patrzeć, sam ją tu przyniosłem, sam podjąłem decyzję, by zwalić ją sobie na głowę. Gdybym nie chciał, to zostawiłbym ją na pastwę szpitala. W sumie ryzykowałem z tym... A jeśli okazałaby się na coś chora i teraz potrzebna by jej wyspecjalizowana pomoc? – Jeśli mógłbym zasnąć, jest wolne łóżko w pokoju obok. Wbrew rzekomej mojej erotomanii i atrakcyjności byłej współlokatorki, nie spaliśmy ze sobą noc w noc – dodałem, by przypadkiem nie doszukiwała się kolejnych wad spania u mnie. – I to nie krzesło, a dosyć wygodny fotel, na który sam siebie skazałem. I pij! Już sięgam koszulkę... myszo – rzuciłem rozbawiony, odstawiając kubek na biurko ze sprzętem i wstając leniwie jak kocur z fotela. Zrobiłem króciutką rundkę do szafki, z której wyciągnąłem idealnie złożoną i czystą-pachnącą szarą zwykła koszulkę z jakimś... Hmm... To był chyba jakiś przedmiot z gry komputerowej o Igrzyskach. – Może być? Obawiam się, że nie mam nic w kwiatki... Wróć! – Odrzuciłem trzymane ubranie na jakiś oryginalny wieszak na płaszcze. Obawiałem się, że sam stworzyłem to coś. Niestety, albo stety, tego nadal nie pamiętałem. Cały noc prześladowali mnie rodzice, podobnie robili to teraz, dlatego tez postanowiłem skupić się na szukaniu takiej granatowej z kwiatowym nadrukiem... – MAM! Ta, dam! Przypuszczam, że jest ona z jakiejś wystawy kwiatowej, ale to tylko przypuszczenia. Nie pamiętam tej części swojego życia. – Podałem znalezisko Helen, łapiąc również koc z kufra obok łóżka. Wszystko miałem pedantycznie poskładane. – A tak w ogóle... Wcześniej stwierdziłaś, że... Czemu uważasz, że przyczepiłaś sobie łatkę wyjątkowo kiepskiego gościa? – zapytałem, przypomniawszy sobie o jej wcześniejszych słowach. Siedziało mi to też w głowie, gdy byłem w kuchni. Miałem nadzieję, że nie powiedziałem, ani nie zrobiłem czegoś, co mogłaby odebrać w zły sposób... |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Sro Cze 24, 2015 11:37 pm | |
| - Łał! Czyli różnisz się diametralnie od jakichś… Dziewięćdziesięciu pięciu…? Procent społeczeństwa… Tego się nie spodziewałam. – Uśmiech rozjaśnił twarz Helen. Fakt faktem bowiem, że ona wliczała się do grona tych niechlubnych fanów długiego spania w cieplutkim i mięciutkim łóżeczku, choć niestety nie mogła tego robić zbyt często. Owszem, może i wstawała nieco później od reszty braci pracowniczej „Vanillove”, ponieważ mieszkała bezpośrednio nad kawiarnią – nie musiała więc do niej dojeżdżać przez całe miasto, jednakże nie były to jakieś bardzo cenne lub kojące minuty dodatku do snu. Ot, tylko trochę wylegiwania się przed zupełnym zwleczeniem kości z… Kanapy. Właśnie! Patrząc na to z tej perspektywy, nie mogła tego robić wcale. Odkąd oddała swój jedyny pokój z jedynym łóżkiem w kawalerce, noce spędzała na niekoniecznie wygodnym leżysku, chociaż już chyba nawet zdążyła się do tego przyzwyczaić. A przynajmniej nie narzekała ani trochę, bo kompletnie nie było to w jej stylu. Milczenie także nie, ale z dwojga złego… - Sąsiednie łóżko, rzekoma erotomania, atrakcyjność ex-współlokatorki… Mów mi więcej. – Roześmiała się nieco zachrypniętym głosem, przecierając oczy. Niby robiła sobie częściowe jaja z tego, co powiedział Robert, jednak tak prawdę mówiąc – była faktycznie zaciekawiona. Spotykanie osób takich jak jej obecny towarzysz nie było codziennością. Większość poznawanych przez nią osób zaliczała się do tych miłych, uprzejmych, rozmownych, ale nadzwyczaj do siebie podobnych, jeśli mogła tak to określić. Davenport był zaś kompletnie… Inny. I chwilowo nie uznawała tejże niezwykłości za coś dziwnego, nieprzyjemnego albo w podobnie nieciekawym stylu, dla niej było to teraz interesujące. - Serio, to musi być ciekawe. I nie, nie mówię o nie spaliśmy ze sobą noc w noc, które nawet dla mnie tchnie ale od czasu do czasu już tak. – Mrugnęła do niego jednym okiem. Wbrew pozorom, nie była aż tak bardzo nieogarniętą i dziecinną panienką, by nie być chociaż częściowo zorientowaną w kwestiach raczej związanych ze zwykłymi aspektami życia. Fakt, że czasem niektóre osoby nazywały ją kompletnie oderwaną od ziemi, nie był jeszcze wyznacznikiem braku przystosowania. Owszem, własnych doświadczeń raczej nie miała, a przynajmniej – nie miała ich w pamięci, jednakże czego się nasłuchała, to jej. Zwłaszcza jedna z koleżanek z pracy, bardzo otwarta i bezpośrednia osoba – jeszcze mocniej od samej Favley, lubowała się w poruszaniu podobnych tematów. Dzień bez nich był dniem straconym, wedle maksymy Robin. Helen aż parsknęła pod nosem, wspominając współpracownicę. - Fotel… Krzesło. Jedna… Mysz. – Wyszczerzyła się, zgodnie z zaleceniem jej chwilowego pseudomedyka, biorąc łyk ciepłego picia i, o dziwo!, nie parząc się wcale w język, choć nie pomyślała wcześniej o podmuchaniu. Najwyraźniej Robert był też jasnowidzem, skoro nie podał jej wyjątkowo gorącego napitku. Chwała Losowi. – I… Wiesz… Jeśli mógłbym zasnąć nie brzmi zbyt dobrze. Stało się coś złego…? A może chodzi o księżyc? Ponoć niedługo ma być pełnia, o ile już jej nie ma, więc problemy ze zdrzemnięciem się znowu zaczną być aktualne. U wielu osób. Nie u mnie. Ja zazwyczaj śpię jak suseł. Stado susłów. – Dokończyła, na swój dyskretny sposób chcąc wybadać sytuację, choć jednocześnie zostawiając mężczyźnie furtkę do wymigania się od odpowiedzi. Nie była głupia. Wiedziała, że niektórzy nie byli typami skłonnymi do mówienia o sobie przy rzeczach nadzwyczaj osobistych. Czasami myślała nawet, że to tylko z nią coś nie tak, skoro faktycznie zdarzało jej się mówić wiele i bardzo prywatnie, z bardzo niewielką dawką skrytości. Nie miała bladego pojęcia, skąd jej się to wzięło, ale wręcz nienawidziła kręcić, pozostawiać niedopowiedzenia, a co dopiero kłamać czy zatajać prawdę. Nie to, że coś podobnego nie miało miejsca, ale czuła się po tym nadzwyczaj źle… I prędzej czy później w jakiś sposób naprawiała swój ruch, wygadując się niczym na przesłuchaniu przed sądem, ważnej spowiedzi. - Moo...ż…ee… – Kiedy spojrzała na to, co wyszperał Robert, jej brwi uniosły się wysoko w górę. Nie to, że miała coś bardzo przeciwko podejrzanie wyglądającym i chyba dosyć upiornym narzędziom nadrukowanym na męskich koszulkach, wiele już przecież widziała podczas swojej baristycznej kariery, ale fakt faktem, że z ulgą przyjęła robertowy powrót do poszukiwań. Nosząc coś takiego, chyba dziwnie by się czuła. Nawet tylko przy takim chwilowym pożyczeniu elementu garderoby z zabójczym motywem. Nie była fanką przemocy, a to się z nią raczej wiązało. Mentalnie, nie fizycznie, lecz i tak. Koszulka w kwiatki przywołała na twarzy dziewczyny bardzo szeroki uśmiech. - Dobrze szperasz… Myszo. – Skomentowała, przygryzając lekko dolną wargę. – Wystawy kwiatowe… Hmm… Też żadnej nie pamiętam, choć lubię takie rzeczy. Kwiaty, w sensie. Niebieskie frezje najbardziej i nie mam bladego pojęcia, skąd mi się to wzięło. To dosyć kiepskie… Taki brak pamięci nawet o głupotkach. Co dopiero mówić tutaj o tych większych rzeczach. – Przyjmując koszulkę, odruchowo spuściła pościel, nie myśląc przy tym raczej o paradowaniu w samym staniku – przecież już i tak Robert ściągnął z niej wcześniej mokrą koszulkę, i narzuciła na siebie przyjemnie pachnące ubranie, opatulając się dodatkowo kocem. Po tym tylko chwyciła w dłonie lekko parujący kubek, wystawiając z kokonu kawałek nosa, oczy i usta, nawet włosy Helen znalazły się pod przykryciem, kiedy zrobiło jej się chłodniej. - Wiesz, no… Gość, którego trzeba osobiście przytargać do swojego mieszkania, zmienić mu ciuchy, oddać własne łóżko, a potem jeszcze skakać dookoła niego, kiedy on śpi albo mało co mówi, bo zamiast tego rozsiewa dookoła potencjalne bakterie. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie. – To raczej kiepskie wrażenia. Iii… Serio, nie musisz tam tak siedzieć albo stać jak kołek na środku pokoju. Nie gryzę. Mocno.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Sob Cze 27, 2015 12:06 am | |
| – Ja zaś słyszałem, między innymi od swojej ex-współlokatorki, że przyszłe kochanki nie lubią słuchać o byłych kobietach swojego faceta. Lubią myśleć, że są tymi jedynymi i niepowtarzalnymi – zauważyłem z szerokim uśmiechem. Szczerze? Nie spodziewałbym się po Helen poruszania tego typu tematów, ale, no cóż, cicha woda brzegi rwała, nie? Niestety, zabrnęła zbyt daleko i jakoś nie potrafiłem się powstrzymać przed perwersyjnym uśmiechem i odważnymi odpowiedziami. – Można to w sumie nazwać od czasu do czasu bardzo często. Jeśli, oczywiście, przymkniemy oczka na drobne sprzeczności – zaśmiałem się, biorąc kolejnego łyka gorącego napoju. Rozgrzewał mnie on od środka, co dawało dobre prognozy dla mojej niedalekiej przyszłości. – A zasnąć... Pff... Bo wspominałem ci na moście, że nic nie pamiętam z przeszłości? Teraz można powiedzieć, że nie pamiętam części swojej przeszłość, gdyż jej druga cząstka wpadła mi do głowy i to dosyć boleśnie. Gdy na moście się wydarłem z bólu... Ale to w tej chwili nieważne. Muszę to sobie po prostu poukładać. W takim bądź razie złóżmy to na pełnię. Czasem bywa dla mnie uciążliwa – stwierdziłem, uśmiechając się lekko ze strachem. Moja przeszłość mogła odsłonić rzeczy, których nie chciałem poznawać. Niestety, stało się. Wcześniej czy później i tak musiałbym się z tym zmierzyć. – I, halo, myszo! Wróć! Ja nie być mysza. Skoro ty być mysza, to ja być zły kocur! – odezwałem się, podając jej koszulkę i koc. – Ciesz się, że nie pamiętasz. Poznanie przeszłości jest do bani – stwierdziłem, przez przypadek dotykając jej skóry. Milutko ciepła... Zadrżałem, mimo to usiadłem w swoim wygodniutkim fotelu nerda. – Nie gryziesz mocno. Jaaasne. Raz zostałem pogryziony przez szczura... Myszom do tego nie daleko. I, Helen, nie pomyślałbym, że jesteś takim zboczuchem... Czy ty... Świntuchu! Myślisz o kąsaniu mnie! – odezwałem się z udawanym oburzeniem. Mogła się jednak łatwo domyślić tego, gdyż zaraz wybuchnąłem śmiechem. Nieco słabym, zważając na moje zmęczenie, ale szczerym śmiechem. – Coś mi mówi, że zostaniemy wiernymi przyjaciółmi. Tyle tematów do obgadania... Wspomnę, że też miewałem przyjaciółki, z którymi od czasu do czasu..., ale, no, jak herbatka? Dobra? – Losie, jak ciężko mi było udawać świętego, a właściwie nim być. Skaranie rządowe! |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Sob Cze 27, 2015 1:36 am | |
| - Musisz zatem bardzo uważać, komu to mówisz, bo jeszcze spłoszysz potencjalny gorący towar. – Uniosła brew, mówiąc raczej całkiem poważnie. Jakiekolwiek przejawy flirtu nie zostały wykryte. Cóż, można powiedzieć, że w pewnym sensie miała w sobie coś z faceta. Może nie w kwestii wyglądu czy zachowania, lecz pod względem odbioru niektórych rzeczy. Albo zwyczajnie ciężko jej było prawidłowo odebrać jakieś bardzo zakamuflowane przekazy, albo też dłuższą chwilę musiało zająć przetworzenie informacji tak, by dopasować ją do faktycznej rzeczywistości. Helen momentami była prawdziwie dziecięco naiwna i nie myślała, że może być coś poza tym, co jasno widać. A jednak było i nie raz się już na tym sparzyła. Tym razem jednak szybko połapała się w tonie, zwyczajnie ze śmiechem kręcąc głową i pokazując Robertowi język. - A weź idź się ugryź, napaleńcu ty, przedmiotowcu! – Po raz kolejny potrząsnęła włosami, dalej śmiejąc się w najlepsze z tego, co powiedział, choć powinno być to prawdziwie… Boleśnie szczere. Bo chyba właśnie miał w tym rację, czy tam jego ex-współlokatorka ją miała, takie myślenie było dużo lepsze od dowiadywania się coraz to nowych szczegółów i szczególików na temat poprzednich kobiet. Choć skąd niby mogła to wiedzieć…? Ha!, nawet nie chciała mieć pojęcia, skąd przyszło jej to na myśl. Było… W jakiś sposób wstrętne. Niezależnie od całej reszty, innej otoczki, zwyczajnie tak – było niesmaczne, bo w obecnym życiu przecież z kompletnie nikim się nie spotykała. Nie powinna mieć zatem podobnego przekonania, a jednak. - Jesteś niemożliwy, wiesz? Naprawdę. Spotykam w pracy wiele indywiduów, ale nikt jeszcze nie był aż takim oryginalnym człowiekiem. Świntuchowanie z szerokim uśmiechem na ustach i tym błyskiem w oczach. To takie… Niemożliwe… Nic innego… Jak tylko niemożliwe. Niemożliwe świntuchowanie pana niemożliwca. – Nie mogła przestać chichotać, choć raczej nie powinna była tego robić. Jeszcze mógłby to uznać za szydzenie sobie z niego, czego przecież nie zamierzała. A jednak jakoś nie umiała się nie śmiać. - Uła. – Czyżby tylko na tyle było ją stać…? Zamrugała kilka razy, usiłując przyswoić to, co właśnie jej powiedział. Przypomniał sobie jakąś część własnej przeszłości? Coś najwyraźniej nie takiego. Coś nieprzyjemnego? Złego? To nie rokowało raczej zbyt dobrze na przyszłość, prawda? Zacmokała wargami, zwilżając usta. – Dobrze, złóżmy to na pełnię. – Uśmiechnęła się lekko, patrząc na Roberta z uwagą. – Ale wiesz, zawsze mogę spróbować coś pomóc. Nie jestem chyba aż tak bardzo bezużyteczna. Prawie. Chyba. A gdy przyszło do kolejnej porcji dokazywania, ponownie całkowicie się rozluźniła. Zadziwiające, jak bardzo szybko można było wpaść w iście szampański nastrój i to przy kimś, kogo praktycznie się nie znało. Znaczna większość osób nie była raczej w stanie pochwalić się czymś takim, niezbyt trudno było bowiem zachowywać większą nieufność od tej prezentowanej przez Favley, ale ona już tak. I to wydawało jej się naprawdę miłe, takie przyjemne. - Tak, tak. Już naprawdę to widzę. Możesz być co najwyżej złą myszą, gryzoniem pełnym mroku czy takich tam, bo na miano kocura trzeba już sobie solidnie zasłużyć, ha! Tymczasem z ciebie dotąd było tylko przemoczone stworzonko. Startujemy z tego samego poziomu, panie jestem-taki-koci, ot co! – Zaśmiała się, poruszając sugestywnie brwiami i pokazując zęby w uśmiechu. Było jej tak wesoło i coraz przyjemniej. Zwłaszcza z herbatką, kocykiem i ciepłą koszulką. Patrząc na towarzysza, który najwyraźniej dużo bardziej wolał siedzieć w swoim fotelu niż narażać się na jej gryzącą aurę, łyknęła kolejną odrobinę herbaty. - Brak pamiętania chyba też, choć może faktycznie. Żywy spec przede mną nie może się mylić, prawda? – Puściła do niego oczko, poprawiając koc, jakim się wcześniej oplątała. – Skąd ty wytrzasnąłeś szczura, co? – Otworzyła szeroko usta, mrugając kilka razy, a następnie potrząsnęła głową, by wybić z niej dziwne myśli. – Myszki są inne, słodkie i puszyste. Tylko by je miziać po futerku i… Sam jesteś zboczuchem-świntuchem! Wyobrażać sobie takie rzeczy… No, wiesz ty… To niegrzeczne! – Ale i tak była niesamowicie wesoła, wręcz pałała tą wesołością. – Od czasu do czasu… Świntuch do kwadratu… A herbatka przepyszna, mój drogi zboczuchu. Jak tam twoja? Jest odpowiednio gorąca? Ale nie napalona, oczywiście. – Puściła do niego oczko, moszcząc się wygodniej na łóżku w pościeli.
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Pon Cze 29, 2015 3:17 pm | |
| Miło spędzało mi się czas w towarzystwie Helen. Mimo kilku niepotrzebnych słów, które miały okazję paść z jej ust, uważałem ją za jedną z najbardziej sympatycznych osóbek w Kapitolu, a właściwie w całym Panem. Oczywiście, spośród tej grupy ludzi, których znałem i pamiętałem. To było ważną kwestią, patrząc na mój poplątany życiorys. – Helen, nie mogę uwierzyć w to, że taka grzeczniutka panieneczka... Wszelkie przejawy mojego świntuchowania zostały sprowokowane przez ciebie! Powiem też, że nie zamierzam w tej kwestii zmieniać swego zdania – stwierdziłem, zanosząc się dalej śmiechem. Jeszcze kilka minut temu nie pomyślałabym, że będę się śmiał z tą osóbką z mojej erotomanii. To było takie... absurdalne, normalnie. Uważałem Helen za jedną z tych dużych dziewczynek, które nigdy nie miały stracić niewinności dziecka. A jednak! Świat pokazał mi, co drzemie we wnętrzach takich cnotek! – I mysza... Nie mogę być myszą, no! Co na to powiedzą moje węże? One jedzą myszki na desery! – rzuciłem udawanie przerażony, śmiejąc się dalej. Lubiłem chwile, w których mogłem być szczęśliwy tak prawdziwie, bez jakiegokolwiek udawania z własnej, nieprzymuszonej woli. Chwile, które były moje, a nie serwowane innym... kochankom, na przykład. – A szczur to taki epizod z pierwszych dni po przebudzeniu się z amnezją. Wiesz, to trochę takie straszne, bo obudziłem się z bólem głowy na opuszczonym parkingu na Ziemiach Niczyich, a tak jestem naprawdę strasznie. Spotkałem tam nawet dzikusa z prawdziwego zdarzenia, ale nie mam pojęcia, co się z nim teraz dzieje. Cóż, straszne i tyle... – rzuciłem, zastanawiając się dopiero teraz nad tym, że dni spędzone na Niczyich naprawdę należały do strasznych, jeśli nie liczyć nocy spędzonej z laską mieszkającej tam. W pewien sposób za nią tęskniłem, choć za często już o tym nie myślałem. – I, rany, Helen, jak tak dalej pójdzie, to dziś nie wyjdziesz z tego pokoju, z tego łóżka – mruknąłem przeciągle, robiąc naumyślnie minę godną drapieżnika. Jej słowa sprawiały, że czułem... Czułem to coś wewnątrz mnie, co mówiło: Stary, bierz ją. Możliwe, że to jedyna taka okazja. Nie widzisz, jaka ona jest cudowna? Pomyśl, jaka cudowna jest tam... Sam dobrze wiesz gdzie. Mogła się skapnąć, że nie żartowałem... Choć kto wiedział tę cnotkę. Zaskakiwała mnie, by zaraz zawodzić, a potem znów zaskakiwać. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Pon Cze 29, 2015 4:24 pm | |
| - Uhm. Z pewnością moje prowokacje są tak straszliwie złe, mamiące i... Napalające...? - Odrzekła, unosząc brwi, aby następnie wyszczerzyć się w jednym ze swoich najniewinniejszych uśmiechów. Fakt faktem zwyczajnie, że naprawdę nie myślała zbytnio, co też robi. Nie była typową podrywaczką, oj, z pewnością nie. Dużo bliżej było jej do puszystego zwierzątka domowego niż drapieżnika. Tymczasem teraz dowiadywała się, że rzekomo cała sprawa miała się najzupełniej odwrotnie. I kiedy z początku uznawała to za dobre żarty, po chwili zaczęła patrzeć na to jednak bardziej na serio. Mimo tego śmiechu obu stron, ton Roberta mógł być nieco nazbyt sugestywny, by był fałszywy. Tak...? Nie...? Nie i tak...? - A ja myślę, że może jednak masz. Tak troszkę, patrząc na to, kto tu kogo podrywa, świntuchu. - Pokazując mu język, poprawiła się w pościeli, jednocześnie jeszcze bardziej zakrywając wszelkimi kocami, jakie tam miała. Po tym zaś jeszcze raz przyjrzała się minie Davenporta. - Tak lepiej? Mogłabym jeszcze założyć typowo babcine ciuchy, by niepotrzebnie nie wyzwalać w tobie erotomańskich akcentów, ale obawiam się, że chyba niczego takiego tu nie znajdę, co? Choooooociaż... Koszulkę w kwiatki dostała, prawda? To mogło zaś nasuwać skojarzenia z prawdziwą kopalnią ciuchowych skarbów, jakie mogła tutaj odkryć. Choć w połączeniu z przypomnieniem sobie o domniemanych skłonnościach gospodarza, chyba nie chciała jednak zagrzebywać się w rzeczy w jego szafie, bo nie było pewne, co też jeszcze się w tych zbiorach znajdowało. To powinno przerażać Helen, jednak w tym towarzystwie ją bawiło. Ten cały śmiech Roberta był dużo bardziej zaraźliwy od wszystkiego, co kiedykolwiek wcześniej miała okazję usłyszeć. Nic więc dziwnego w tym, że mogła się tylko coraz bardziej śmiać. Przynajmniej dopóki nie usłyszała magicznie upiornego słowa. Węże... Zetknęła się z tymi stworzeniami tylko raz podczas pracy, kiedy pewien mężczyzna przyszedł z jednym z nich zarzuconym na szyję niczym imitacja szalika. Tamten syk wystarczył, by zdecydowanie nie polubiła wężów. - Czekaj, czekaj. Czy ja dobrze usłyszałam, myszo, że masz gdzieś jakieś węże? Węże? Robisz sobie ze mnie jaja, prawda? To tak upiorne, że aż absurdalne, nie? Bo to chyba małe mieszkanko. Gdzie byś je wobec tego trzymał? - Kręcąc głową, odetchnęła głęboko, aby po raz kolejny uśmiechnąć się do Roberta szeroko. - Naprawdę jesteś niesamowitym ewenementem, wiesz? Erotoman z byłą ex-sex-współokatorką, wężami, upodobaniem do siedzenia non stop w swoim nerdowskim fotelu, koszulkami w kwiatki w szafie, no i ukochaniem zwalania winy za kosmate myśli na innych. Ojoj. - Oczywiście, że sobie żartowała, jednak z pewnością część z tego zaliczała się do prawdy. Wiedziała to, będąc mimo wszystko kimś dosyć spostrzegawczym. - Coś takiego! - Zakrzyknęła, otwierając szeroko usta ze zgrozą, kiedy wyjaśnił jej wyraźniej, o co chodziło w epizodzie ze szczurem. Kto by pomyślał, że podobne zdarzenia mogą mieć miejsce... Z pewnością nie ona sama. Dla niej było to stanowczo zbyt pogmatwane. - Jakim cudem udało ci się wrócić? Przecież to z pewnością nie jest takie znowu łatwe... - Po chwili jednak myśli Helen odbiegły już od tego tematu, choć z pewnością nie na długo - miała bowiem w zwyczaju powracać do równych dziwactw w najbardziej nieodpowiednich momentach. - Co...? - Zmarszczyła czoło i mrugnęła kilka razy, patrząc to na niego, to na łóżko, w którym siedziała. Nie to, że nie zrozumiała przekazu, który był stanowczo zbyt jasny, by tego nie zrobić, jednak wydało jej się to dosyć... Szokujące, że towarzysz tak otwarcie... - Czy ty... Coś sugerujesz...? Nie sądzę, że... Ughm... - Odchrząknęła w zmieszaniu. Nie to, że Robert nie był kuszący, ale ona sama nie do końca wiedziała, co też powinna zrobić. Anonse...
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Pon Lip 06, 2015 10:12 am | |
| Nie pomyślałem ani przez chwilę, że Helen mogła być... nieświadoma rzucania mi tych perwersyjnych tekstów, że robiła to bezmyślnie, po prostu sobie żartując i nie biorąc tego na poważnie. Jej spanikowana mina cnotki dała mi do myślenia i towarzyszące jej urwane słowa, dopiero nieco mnie ogarnęły. Nieco, gdyż nadal patrzyłem na nią inaczej, jak na bardzo atrakcyjną kobietę. Jak na bardzo atrakcyjną kobietę, z którą mógłbym spędzić noc... A właściwie dzień. Albo dzień i noc, bo po co się ograniczać? – Pytałaś o... węże, nie? – zapytałem, zmieniając temat... na poprzedni, przeskakując na pytanie, na które jeszcze nie zdążyłem odpowiedzieć. Zamierzałem ukryć zakłopotanie pod pokrywą pasji do węży i pod nimi samymi. Wiedziałem, jak niektóre dziewczyny reagują na wieść, że w mieszkaniu mam węże, a szczególnie na wieść o wężach swobodnie pełzających po moim mieszkaniu. – Tu siedzą! – wskazałem ręką na prawo, gdzie za pokaźnym monitorem komputera stało równie pokaźne terrarium. Podniosłem się ze swojego nerdowskiego fotela i przestawiłem ekran, by Helen mogła ujrzeć moje maleństwa, bowiem dwa węże nadal się w nim znajdowały. To przez te otwarte na wieczór okna. Potem wróciłem z Helen i zapomniałem się nimi zająć przed snem. – Chcesz pomiziać? Tylko nie Permenidesa, bo nie lubi obcych. Jeszcze by cię... ukąsił – stwierdziłem, pochylając się z szerokim uśmiechem nad moimi małymi przyjaciółmi. Chwała, że szybko wróciłem z Ziemi Niczyich, bo współlokatorka planowała je zagłodzić. Kobiety... i ich brak tolerancji. – Jesteście głodni, misiaki? – zapytałem. Zacząłem otwierać terrarium, by wziąć na dłoń Anaximandera, drugiego z jadowitych węży. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Pon Lip 06, 2015 8:13 pm | |
| Szczerze mówiąc, Helen nie była aż taką znowu cnotką, wyczuwając w pewnym momencie tę silną atmosferę flirtu, jaka między nimi zaistniała. Nie wiedziała jednak kompletnie, jak ma do tego podejść, co sprawiło, że wyszło jak wyszło - zwyczajnie kiepsko. Całe szczęście, a może właśnie pech...?, zeszli zaraz na całkowicie inne tematy. Nie lepsze, nie gorsze, nie bardziej neutralne. Zwyczajnie inne. Choć gdyby miała w sobie nieco więcej skłonności femme fatale, z pewnością odkryła by nadzwyczaj wiele aspektów mogących stanowić jakieś pośrednie nawiązanie do wcześniejszej gry. Nie było tak jednak, więc wszystko zwyczajnie potoczyło się w odwrotnym kierunku. W kierunku węży... Wielkich, wielkich, wielkich węży, jakie miał w swoim mieszkaniu Robert. Aż rozejrzała się dookoła, wzdrygając. - Eeem... Chyba właśnie tak. - Zacięła się na moment, marszcząc jeden z kącików warg w specyficznym grymasie wyrażającym nieco niepewności, nieco zaś przerażenia. Cóż, zwyczajnie nie mogła do końca wyobrazić sobie tego, jak ktoś mógł trzymać węże, w liczbie mnogiej!, na tak niewielkiej powierzchni i chyba nawet nie chciała. Zamrugała kilka razy i przeczesała palcami końcówkę pukla włosów. - Tak, tak. Pytałam. - Zapewniła po chwili nieco pewniejszym głosem, rozglądając się w poszukiwaniu wspomnianych zwierząt... Zwierzątek... Pupilków Roberta...? Nic więc dziwnego, że aż podskoczyła w górę, kiedy mężczyzna zademonstrował jej nadzwyczajnie duże terrarium, które stało sobie dotychczas w spokoju za monitorem. Tak bardzo blisko niej! A ona, kompletnie nic nie wiedząc, spała sobie pewnie w łóżku. To było dosyć upiorne, przynajmniej z punktu widzenia Favley, chociaż zapewne dla Roberta takie nie było. Cóż, każdy miał jakieś swoje preferencje. Pikuś w tym, że gospodarz zademonstrował jej swoje w sposób dosyć nieoczekiwany i gwałtowny. Gdzie jest wężuś...? TU jest wężuś! Brr. - Ookej. - Wzięła głęboki oddech, mówiąc sobie jednocześnie, że gadzi współlokatorzy mężczyzny musieli przecież być całkiem nieszkodliwi, skoro nadal z nimi mieszkał i miał się chyba całkiem dobrze. I nawet je lubił... Chociaż kiedy usłyszała tekst o kąsaniu, jej drobiny entuzjazmu jakby całkowicie wygasły. Na powrót była więc skrajnie zmieszana. I niechętna. Tak, bardzo niechętna. - Perme... Co? - Spojrzała podejrzliwie w stronę terrarium, jakby chciała zmierzyć się wzrokiem z wężem, który jednak całkowicie ją olał. To mogło być w jakiś sposób pocieszające. - Są jadowite? - Przełknęła głośno ślinę, kręcąc głową. - Nie, może jednak nie mów. Chyba wolę nie wiedzieć. Powiedz mi tylko, że mnie nie dziabną, bo chwilowo... Cóż. I pytanie... Nie zamierzasz mnie chyba przerobić na karmę dla swoich pupili, co? Choć właściwie... Nie powiedziałeś mi, co się stało z twoją ex-współlokatorką, a to już nie jest pocieszające. Ani trochę. - Zażartowała, nadal patrząc jednak uważnie na ruchy zwierząt. |
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Sob Lip 11, 2015 12:54 am | |
| Postanowiłem zostawić w spokoju Anaximandera i jego, bardziej agresywnego, kolegę. Kto wie, jaki gwałtowny ruch mogłaby zrobić Helen, mając przed sobą jednego z tych drobniutkich wężyków? To paskudne drapieżniki. Reagowały na wszelkie szybkie gesty, rejestrując je o wiele szybciej niż zwykły śmiertelnik. I przede wszystkim niesamowicie szybko potrafiły wpełznąć pod koszulę, jak i z niej wypełznąć, chowając się gdzieś po katach i czając na ofiarę. – Permenides... I są jadowite, choć to trochę tak jakby... niebezpieczne i raczej nielegalne. Miałem je jednak przed utratą pamięci, więc trzymam dalej. Może są ważne – rzuciłem, zamykając szczelnie terrarium. – W pewien sposób... Czuję więź między nami. Mam wrażenie, że jesteśmy do siebie bardzo podobni – stwierdziłem, zmęczony przecierając twarz i znów padając na swój, jedyny i niepowtarzalny, fotel. – No, i nie obawiaj się. Zamknąłem dobrze terrarium. Miałbym przerąbane, gdyby uciekły – zauważyłem. – A jak wiadomo, w tych czasach prawo karne jest dosyć... brutalne. Jeszcze trafiłbym do getta, a z niego do Dwunastki... Podobno to nie jest dobry pomysł na rozwój kariery czy czegokolwiek. Tak słyszałem – powiedziałem półsenny. Chwyciłem za kubek z herbatą, by jakoś się trzymać jej aromatu i nie paść. Łyknąłem, patrząc za okno. Robiło się coraz jaśniej. Zaśmiałem się jednak nie przez myśl, że spędziłem w towarzystwie noc, nie pieprząc jej, ale przez tekst Helen o mojej byłej współlokatorce. – Wspominałem, myszo. Po prostu sobie się zwinęła i nara. Nawet nie raczyła poinformować, że wyjeżdża, jak gdybym nie zasługiwał chociaż na drobną notkę o zwolnieniu pokoju, nie? Najlepsze jest to, że wcale nie było między nami źle i podobno nie różniłem się za bardzo... W sensie przed amnezją i po amnezji, zachowując non stop swój urok, choć byłem bardziej... ostrożny i miałem bardziej seksowne obycie – przyznałem szczerze, opierając się na swojej ręce. Głowa mi tak strasznie ciążyła. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Pon Lip 13, 2015 1:50 am | |
| No, tego to się ona zdecydowanie nie spodziewała, ale coś takiego - podobna sytuacja zwyczajnie pokazywała, jak bardzo naiwna była w tym wszystkim, co sobie myślała. Z początku przecież naprawdę uznała Roberta za miłego, całkowicie nieszkodliwego mężczyznę. Tymczasem on... Miał węże. Dwa węże. Dwa jadowite i niebezpieczne węże. U siebie! Po raz kolejny się wzdrygnęła, przybierając jednak na twarz jeden ze swoich najbardziej jasnych uśmiechów, bowiem nie chciała zostać uznana za dziką panikarę. Jeśli już tak nie było, co... Cóż, uznawała za dosyć prawdopodobne. Pierwsze reakcje najbardziej rzucały się w końcu w oczy i chyba najmocniej się liczyły. - Yhym. Faktycznie. Zapewne też bym miała podobne podejrzenia, gdyby w moim mieszkaniu znalazły się tak... Khym, oryginalne... Stworzenia. - Potwierdziła jego hipotezę, kiwając energicznie potarganą głową, po czym postarała się jakoś na powrót przygładzić naelektryzowane kosmyki. Zerknęła kątem oka w okno, za którym zrobiło się już praktycznie całkowicie jasno. - Swoją drogą, skąd pomysł na takie specyficzne imiona twoich pupilków? To nie są przecież typowe zwierzątka i nazwy. Tak, może i wręcz przeraźliwie przerażała ją myśl o takich stworach pełzających bez pilnowania po całym mieszkaniu, ale jakiegoś rodzaju zainteresowanie mimo wszystko było. Taka niezdrowa ciekawość, jaka pchała zazwyczaj ludzi do robienia rzeczy, których normalnie w życiu by nie zrobili. Tak samo i sprawa miała się właśnie w przypadku samej Helen, która patrzyła na węże z olbrzymią dozą przestrachu, ale jednocześnie myślała także o tym, że z samej ciekawości byłaby w stanie wziąć jednego z takich na ręce. Kiedy zaś usłyszała to, jak Robert niejako porównuje się do swych pupili... Parsknęła, śmiejąc się, przez co straciła ten upiorny widok sprzed oczu, z jakich otarła łzy rozbawienia. Normalnie zapewne nie wywołałoby to u niej takiej reakcji, jednak teraz była w dużo bardziej nienormalnym stanie niż zazwyczaj. - Czyli mówisz mi, że jesteś gadem o suchej skórze i rozdwojonym, zwinnym językiem? Uła, nieźle, nieźle, panie Davenport. – Z ulgą patrząc na zamykane terrarium, wygodniej położyła się na łóżku, obserwując Roberta już bardziej leniwym spojrzeniem. I jej także, choć przecież spała tyle czasu!, udzieliła się jego senność. Choć przecież wstawał nowy dzień. I chociaż wcześniej przyszło jej stwierdzić, że podwórze ogarnęła zupełna jasność, w tym momencie zaczęła zauważać jeszcze bardziej białe niebo i mocniejsze światło, które uderzało jej w oczy. – Taaak, myszo. I nie mają tam wygodnych łóżek. – Ziewnęła, po raz kolejny dając swym myślom odpłynąć gdzieś w siną dal. Uśpionym, coraz bardziej ukołysanym. Jeszcze jedno ziewnięcie wydarło się z ust Favley, kiedy mruknęła. - Jest jeszcze jakaś szansa na to, byśmy poszli spać, co? I weź, naprawdę nie wiem, co ty masz do tego fotela. Zwłaszcza po tym, jak ci wyparowała współlokatorka, puff! nie ma!, i masz wolne łóżko. Musiało być z niej niezłe ziółko. Choć z ciebie tym bardziej… Seksowe obycie…? W jakim z wielu seksowych sensów? – Uśmiechnęła się, pytając z zaciekawieniem. Takim niewątpliwym, chociaż nadal bardziej normalnym niż zadziornym czy prowokacyjnym. Była zbyt zaspana na jakiekolwiek przebłyski myśli w podobnym stylu. Cóż mogła poradzić, że tak działało na nią ciepłe i milusie otoczenie…?
|
| | | Wiek : 27 Zawód : bibliotekarz, hacker Przy sobie : laptop, pendrive Znaki szczególne : czasem okularki na nosie
| Temat: Re: Robert Davenport Pią Lip 24, 2015 1:18 am | |
| Uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc jej parsk. Ja tu się uzewnętrzniałem, a panna miała ze mnie otwartą bekę i nawet nie próbowała się z tym kryć. Najwyraźniej nie dostrzegła, że porównanie to nie było od tak zwykłym rzuceniem słów na wiatr dla żartu czy czegoś podobnego, a czymś płynącym z przeczucia, bądź z serca. Nadal się uśmiechałem, bo w tym swoim roztargnieniu była na swój sposób urocza. W żaden sposób nie skomentowałem też jej słów, po prostu dalej się leniwie uśmiechając. Dopadło mnie najwidoczniej zmęczenie, którego nie odespałem w nocy, rozmyślając nad żałosnością swej przeszłości, nad rodzicami i nad faktem, że nie mam pojęcia, co się z nimi stało, ani czy miałem kogoś jeszcze swoim życiu. Przed moimi oczami pojawiły się wcześniej wyrwane z kontekstów wspomnienia, rozrywające mnie psychicznie i fizycznie. Dziwnie było coś pamiętać. – W sensie jak poszli spać? – spytałem wyrwany z zamyślenia. Nie ogarnąłem za bardzo, o co chodziło Helen z tym pytaniem. – I ja też nie wiem, co ty masz do tego fotela! – zauważyłem, śmiejąc się przez chwilkę. – Ale, okej. Rozumiem, że cię krępuję tym bezpośrednim stalkowaniem twojego życia, więc sobie idę – zauważyłem rozbawiony. Wstałem z fotela, przeciągając się leniwie niczym duży kocur. Przed wyjściem złapałem jeszcze swój kubeczek, odpowiadając na zadane przez dziewczynę pytanie. – Seksowne, myszo. Hmm... Chyba miała na myśli fakt, że potrafiłem ją namówić na trójkąt, nie zadając nawet pytania, czy pójdzie z nami do łóżka. Wiesz... Takie... Hmm... Nie myślę już. Uciekło mi właściwe słowo z głowy. Po prostu sobą kusiłem, nie zawsze mając o tym pojęcie... Teraz zaś ponoć biorę to, czego pragnę, również bez zbędnych słów... O ile ta cała moja paplanina ma sens – stwierdziłem, marszcząc się. Miałem wrażenie, że coś poplątałem i z tegoż też powodu się zaśmiałem. Dawno już mnie tak nie zamulało zmęczenie. Węże też leniwie leżały w terrarium. – O, i nie odpowiedziałem ci o imionach! Jestem bibliotekarzem i gdzieś je tam musiałem wyczytać... Halo, myszo, mam amnezję! Nie pamiętam. Ale strzelam, że stamtąd. Lubię czytać – rzuciłem, stojąc już w progu ze swoim kubkiem i bez swego fotela. – Gdybyś czegoś potrzebowała, będę w pokoju obok – zaoferowałem się.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Robert Davenport Nie Lip 26, 2015 1:14 am | |
| -Oj, całkowicie normalnie do łóżka… Łóżek… No, ugh, bo nie to, że coś insynuuję. – Potrząsnęła gwałtownie głową, zasłaniając sobie twarz włosami, kiedy na jej policzki wpełzł dosyć zdradliwy rumieniec. – Jesteś straszną, straszną osobą, wiesz? Człowiek chce tu niewinnie powiedzieć, że dobrze by było jeszcze wykorzystać kilka porannych godzin na pospanie, a wychodzi mu coś zupełnie innego. Nie wiem kompletnie, co ty takiego w sobie masz, ale chyba zaczynam się tego bać. Jeszcze nigdy nie przeprowadzałam aż tak podejrzanej rozmowy. Losie! Nie jestem pod tym względem raczej zbyt otwarta, chyba… A tu nagle bum! i coś takiego. Łał. Nie… Idę… Spać… – Kolejne potrząśnięcie głową, plaśnięcie plecami na materac i przyciśnięcie poduszki do twarzy. Okej, może i miewała te swoje straszliwe słowotoki. Ha!, coś takiego przydarzało jej się nawet bardzo często, jednak nigdy nie były one czymś w takim stylu. Zazwyczaj, co sama dobrze wiedziała, natężenie słów wychodzących z jej ust równało się również i ogromnym pokładom cukru, słodkości, tęczy i jednorożców, nie zaś takiemu obłąkanemu chaosowi z czerwienieniem się czy też myleniem słów. Nikt nigdy wcześniej nie działał na nią w podobny sposób. Nie sądziła, że może jej się to kiedykolwiek spodobać, choć momentami faktycznie ich rozmowa była taka miła, w jakiś sposób dodająca energii. Dokładnie tego, czego co raz bardziej brakowało Helen. Mimo płynnej, zgrabnie przeprowadzanej rozmowy, cóż, powoli zasypiała w miejscu. Całe szczęście, półleżąc w łóżku, nie zaś stojąc w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu lub też, o zgrozo!, tonąc w odmętach Moon River, do czego przecież niewiele jej wcześniej brakowało. Myśl o tym, że mogła zginąć tam na moście lub w wodzie… Była upiorna. Nie chciała mieć tego w swojej głowie. - Oj, o stalkowanie mojego życia byłoby ci raczej dosyć trudno, patrząc na to, jak niewiele sama o nim wiem. No i też, jak ciężko jest przekroczyć u mnie granicę dobrego smaku, bo sama robię to zbyt często u innych ludzi. – Zaśmiała się cicho. – A ten fotel zwyczajnie nie wygląda zbyt wygodnie, wiesz? Jest taki jakiś z widoku… Um, łóżko z pewnością wygrywa z nim w walce o senną dominację. Taką meblową, bo… Cóż, chyba po tym, co usłyszałam przed chwilą o seksowych trójkątach, nie chcę wnikać w nic więcej. Za to mógłbyś mi kiedyś opowiedzieć o tym, co czytasz, wiesz? Nie powiem, że czytanie jest seksowne, choć nie twierdzę inaczej, ale za to stwierdzę, że lubię dowiadywać się czegoś na temat nowych książek. Nie nazwę co prawda węży imionami z żadnego dzieła literackiego, ale i tak. Iiii… Dziękuję ci. W normalnym stanie zapewne dostałbyś wyjątkowo niezręczny uścisk, ale teraz pewnie jesteś zbyt zmęczony i marzysz tylko o ciepłym łóżku, więc… No.
|
| | |
| Temat: Re: Robert Davenport | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|