Wiek : 36 Zawód : Właściciel/barman w norze Fulgur. Znaki szczególne : Dodatkowy palec u lewej dłoni, blizny po oparzeniach na plecach.
Temat: Ignatius L. Galahad. Pią Mar 27, 2015 8:54 pm
Ignatius L. Galahad
ft. Andrew Cooper
data i miejsce urodzenia
06. 01. 2247 r. Dystrykt Dziesiąty.
miejsce zamieszkania
Dzielnica Wolnych Obywateli.
zatrudnienie
Właściciel/barman w norze Fulgur.
Rodzina
Spotkali się na przyjęciu urządzonym w zakurzonym salonie pana Creswella tuż po rozgrywkach w reiningu. Podobno nawet panie nie mogły przegapić takiego widowiska. Ona, lat 37, o dużych zielonych oczach, sztywno siedziała w jednym z wytartych foteli w sukience odpowiednio zakrywającej dekolt, nadgarstki i kolana. Prowadziła grzeczną rozmowę z gospodarzem, odpowiadając na jego pytania. Włosy ułożyła w niemodną już fryzurę, przesadziła z różem na pyzatych policzkach, a wedle niektórych karmazynowa szminka nie trzymała się konturów wąskich ust. Nikt nawet nie domyślał się ile godzin spędziła na walce z matką, nim ta zgodziła się na użycie pomadki. Pas ściskający jej talię, uwydatnił tylko coraz bardziej zaokrągloną sylwetkę, paski od czarnych sandałów wbijały się w opuchnięte stopy. I choć Kathleen O'Brien ciągle wierzyła, że prezentuje się całkiem nieźle, dla wielu była osobą, która budziła litość.
On w chwili, gdy spojrzał w jej oczy, miał zaledwie 23 lata i umiejętności, a także nazwisko, które protegowały go do objęcia pozycji głównego zarządzającego w kolektywie jednej z największych hodowli. Wysoki i umięśniony, o ironicznym uśmiechu na twarzy, ubrał się w szykowne szaty, by podkreślić swoją powagę. Był mężczyzną z gotowym scenariuszem na przyszłość, o wykrystalizowanych poglądach na życie. Z łatwością nawiązywał kontakty, szczególnie z kobietami. Bezpruderyjnie ujmował ich dłonie i układał przelotne pocałunki niewypowiedzianych obietnic. I choć Gregory Drow Galahad tamtego popołudnia nie złożył ani jednego na zgrubiałej dłoni Kathleen, to dla niej porzucił wszystko: nazwisko, wraz z oczywistą częścią przywilejów, karierę i dawne kontakty. W zamian otrzymał jedynie głośny skandal na cały dystrykt, marną posadę u zapijaczonego rzeźnika, trwałą nienawiść swojej rodziny i syna, którego nie chciał.
Podobno zrobił to dla honoru, prawdopodobnie zmusili go do tego moi dziadkowie.
Ilekroć przywołują obraz Kathleen, widzę jej niezgrabne nogi, na których kołysze się jak kaczka. Pamiętam ten łagodny i ufny głos, który rozpromieniał się z idealną szczerością. Wypominam jej pokorę i zgodę na wulgaryzmy, z którymi mieszał ją o czternaście lat młodszy małżonek. Widzę jak potwierdza każdy jego zarzut i sama użala się nad sobą. Pamiętam jej brak ambicji i niewytłumaczalną chęć wykonywania każdych jego błahostek. Rejestruję uśmiech, którym wspaniałomyślnie przebacza mu kolejne obelgi. A kiedy wymazuję nieobecnego ojca z naszej skromnej chatki patrzy na mnie ciepła i cierpliwa matka, gadatliwa i o miękkim sercu. Wspominam jej ciastka, które przy lepszym miesiącu piekła i podsuwała do wieczornego mleka. Kobieta jest rozmarzona, z pasją w oczach rysuje palcem po stole kolejne niewidoczne rysunki. Jest sentymentalna, skromna ale nie słaba.
Ojciec jest jedynie agresywnym i aroganckim cieniem, pojawiającym się wieczorami w naszej zimnej kuchence. Autokratycznym bałaganiarzem, indywidualistą, co to chciał zmienić świat i nigdy nie zmieniać stanu kawalerskiego. Wiecznie poszukiwał przyjemności, zawsze gdzieś pędzący, zarozumiały i złośliwy. Po pracy ciągle z zabarwionymi na burgund dłońmi od krwi zwierząt, próbował uczyć mnie niezbędnych podstaw.
Kathleen (O'Brien) + Gregory Drow Galahad = Ignatius L. Galahad.
Historia
Moja historia jest długa i wbrew pozorom bezładna. Wszystko co wiem, jest subiektywne. Barwy obrazów z czasem blakną, kontury zamazują się w wirach zdarzeń, ustępując miejsca nowym wspomnieniom. To podłe, że tak wielu rzeczy mogę się jedynie domyślać. Konstruować siebie na podstawie słów ludzi, którym nie wierzę. Często sądzę, że moje wspomnienia są obce, skradzione komuś innemu – gdyby nie blizny na plecach, próbowałbym zapomnieć.
O wielu rzeczach w moim życiu decydował przypadek, choć matka wolała nazywać go przeznaczeniem. Urodziłem się 6 stycznia 2247 roku z gęstą czupryną blond włosów i dodatkowym palcem u lewej dłoni. Deformacja oczywista dla wszystkich, dla mojej matki znaczyła tylko jedni: dziecko wyjątkowe.
Nim ukończyłem sześć lat w względnej ciszy mieszkaliśmy kątem na poddaszu u rodziców matki. Marginalna posada ojca nie pozwalała na szybki przydział czegokolwiek i wyżywienie naszej trójki. Moi rodzice komunikowali się gestami, strzępami pojedynczych słów, nigdy pełnymi zdaniami. Do dziś zastanawiam się, jak doszło do tego, że moja matka została brzemienna, skoro potrafili nawet na siebie nie patrzeć, zawstydzeni i zażenowani własną obecnością. Nigdy nie opowiadali o rodzinie ojca, choć potykaliśmy się o jego licznych kuzynów na każdym kroku. Przeszłość była tematem tabu do którego nie pozwolono mi zaglądać.
Wszystko zaczęło się na dobre na obrzeżach dystryktu, w ciągle przepełnionej dymem dzielnicy, gdzie otrzymaliśmy od Panem rozpadające się gospodarstwo. Nie znam powodu dla którego opuściliśmy dotychczasową kwaterę, być może ojciec miał dosyć szykan ze strony znajomych. Jedyne co muszę mu oddać, to fakt, że znosił je dumnie i nie porzucił nas. Niekrępowany już obecnością swoich teściów jako pierwszy zaatakował matkę, potem wymieniali tylko kolejne ciosy.
Dla niego, Kathleen była jedyną przyczyną upadku. Z równania pominął mnie, co dobitnie świadczy o jakości naszych relacji. Do głównych przestępstw należało zdruzgotanie kariery, reputacji i nazwiska. Kolejną winą był sam jej wygląd, sposób zachowania jak i to, że stanowiła gębę do wyżywienia. To raczej efekt niekończących się kłótni i wysłuchiwania coraz to nowszych argumentów, bo w mojej pamięci każdy z nich ma kilka charakterów. Nigdy nie myślę o nich jako całości.
Były dni, gdy uważałem, że to starsi powinni kłaniać się mnie. Nigdy nie chciałem jej o to obwiniać, ale to Kathleen rozpieściła mnie do granic przyzwoitości. Choć często byliśmy biedniejsi od niejednego żebraka, robiła wszystko, by kupić dla mnie z pierwszej ręki ubrania czy skomponować wymyślne danie w którego cenie mielibyśmy jedzenia na tydzień. Nie byłem świadomy w jaki sposób zdobywa dodatkowe pieniądze. Powinienem dociekać, gdzie znikała na całe dnie, gdy zostawiała mnie całkiem samego. Ojciec uważał, że dostaje przesyłki od swoich rodziców, jednak po latach odkryłem, że jedynie egzemplarz książki, Grety Catchlove w którym brakowało połowy stron, był prezentem jaki otrzymała przez cały okres małżeństwa z moim ojcem. Sądzę, że robiła to wszystko przez to, że bała się bardziej ode mnie. Igrzyska co roku ustawiały mnie w równym rzędzie na placu wśród innych chłopców. Na krótką chwilę wyciskały ostatni chełst powietrza, gdy odczytywano nazwisko nieszczęśnika. Jedyna myśl, jaka nie dawała mi wtedy spokoju, to przekonanie, że jeszcze tego samego dnia, ojciec zabiłby Fulgura. Nie wiem kogo prosiłem wtedy, ale niemo krzyczałem, by darować mi i mojemu ślepemu konikowi jeszcze jeden rok. Ktoś najwyraźniej słuchał.
Pierwsze pozytywne doświadczenia związane z profesją, którą próbował wpoić mi ojciec, zacząłem przejawiać dość szybko, bo w wieku ośmiu lat, co jeszcze bardziej dało powód matce, by uwierzyć, że jestem dzieckiem szczególnym naznaczonym przez przeznaczenie. Fulgur trafił do nas z rzeźni, w której pracował ojciec. W listopadową ulewę, przyniósł go owiniętego w szorstki brezent. Źrebię było wychudłe, lękliwie stojące na tyczkowatych nogach niepewnie podążało przed siebie, jakby szukając miejsca w którym mogłoby się schronić. Z początku nie rozumiałem. Dopiero kiedy boleśnie odbił się od zawilgotniałej ściany zdałem sobie sprawę, że jest całkowicie ślepy.
Był moim obowiązkiem i niekłamaną pasją, a w ostatecznym rachunku, skutkiem, przez który przeżyłem.
Miałem dokładnie piętnaście lat, a wszystko skrywano przede mną skrzętnie. Ojcu nie zależało, bym dowiedział się czegokolwiek. Dla matki był to swoisty rodzaj wstydu i osobistej porażki. Po tylu latach staropanieństwa i surowych zasad wpojonych przez rodziców, Kathleen chciała zatrzymać go za wszelką cenę. Znosiła wszystko, tylko nie to, co wydało się przypadkiem – zdradę. Gdybym wiedział, co stanie się, gdy otworzę drzwi, nigdy nie zatrzasnąłbym ich za sobą.
Musiała wiedzieć o wszystkim o wiele wcześniej, by tak dokładnie zaplanować zemstę. Jedyne co przeszkodziło jej, to przypadek, przeoczenie – że właśnie tego dnia wracam wcześniej domu. Zapamiętałem paznokcie, które rozdarły mi policzek. A potem czułem jedynie ogień, który palił mi plecy. Uratował mnie ojciec, matka nawet nie zauważyła swojej pomyłki. Widząc jasne włosy odgórnie przyjęła, że to jej niewierny małżonek wrócił do domu. To prawda, że byłem do niego podobny, byłem jednak o wiele szczuplejszy, bez jego szerokich ramion. Czasami w koszmarach śnię, że jej dłoń w której zaciska nóż, wie kogo kaleczy.
Minął rok, nim wyleczyłem paskudnie ropiejące rany, które nie chciały się goić i minął następny, nim dowiedziałem się o Fulgurze.
Z początku sądziłem, że mnie zostawi, ucieknie, gdy tylko ponownie odzyska swoją wolność. Ojciec jednak nie uciekł, nakreślił przede mną zasady, utemperował narcyzm, zaczął stawiać poważne wyzwania. Po raz pierwszy dostałem cel, do którego powinienem dążyć. To było nowe, wręcz uzależniające.
Egzaminy w szkole zdałem przyzwoicie, choć nie z najwyższym wynikiem. Dość szybko chciałem zacząć zarabiać i przestać być obciążeniem dla ojca, do którego wprowadziła się kobieta z jego kilkumiesięcznym potomkiem. Dlatego zrezygnowałem z proponowanego kursu przygotowawczego, wybierając łatwiejszą drogę. I choć posada u człowieka, który kilkanaście lat wcześniej pozbawił mojego ojca wszystkiego, była poniżej kogokolwiek oczekiwań, nie marudziłem. Pojęcie o hodowli miałem niewielkie, uratowała mnie jedynie znajomość i specyficzne podejście, jakiego nabyłem opiekując się Fulgurem. Praca, która miała być dorywcza zaczęła przeistaczać się w stałą formę zatrudnienia, choć ciągle figurowałem jako uczący się akolita.
Nie wiem gdzie byłem, gdy rebelia wybuchła na dobre. Zanim rozpętało się piekło, próbowano przekonać mnie co do słuszności walki i stanięcia po właściwiej stronie. Tyle że dla mnie żadna nie była odpowiednim wyborem. Nie uwielbiałem aż tak bardzo swoich pracodawców, by popierać ich poglądy i oddanie jakim darzyli prezydenta Snow. Ale wizje roztaczane przez moich dawnych kolegów ze szkoły, również nie były kuszące. Wszystko wiązało się z przelaną krwią i zemstą. Chciałem zostać lojalny wobec siebie, zacząć układać życie i dojść w nim do czegoś, niż ciasne lokum bardziej przypominające schowek niż jakikolwiek pokój. Być może każda kolejna kobieta, która odchodziła z mojego życia, miała rację co do wpojonego egoizmu. Nie chciałem się zmieniać dla innych, byłem skostniały w swoich poglądach. Sądzę, że gdyby choć na chwilę matce wróciły zmysły, znów by je straciła, słysząc jak jej syn odmawia walki z przemocą.
Gdy dym jeszcze unosił się nad Kapitolem, wraz z ojcem i jego rodziną przenieśliśmy się do zdobytej stolicy. Statut Wolnego Obywatela, o który zabiegał przyznano nam dość szybko. Przy każdej nadarzającej się okazji, opowiadał, często naciągając fakty, o rodzinie, która odebrała mu wszystko. A okazji miał coraz więcej, gdy otworzył ponurą norę, by na drzwiach wyskrobać kawałkiem zaostrzonego kamienia litery, układające się w założeniu w słowo Fulgur. Nie wiem jak zginął, wszyscy mówili, że zaszła pomyłka.
To nie do końca prawda, że wybrałem neutralność, bo tak było wygodniej. To moja rodzina odkryła przede mną różne kąty, pod którymi oceniam innych. Bo dzięki nim zrozumiałem, że można być dobrym i złym jednocześnie, silnym i słabym, godnym szacunku i współczucia, a nawet szlachetnym i zasługującym jedynie na pogardę. Przekonałem się o tym, gdy moja kochająca matka próbowała mnie zabić. I to nie ona porwała swe krwawiące dziecko z podłogi, tylko ojciec dla którego byłem zbędnym meblem.
Zazdroszczę tym, co tak łatwo przypisują gwiazdy do konkretnej konstelacji. Ja widzę jedynie odcienie szarości, chciałbym dostrzegać coś więcej.
Charakter
Pisanie o sobie jest nudne. W każdym razie nie tak zabawne jak obrabianie innych. Przez pewien czas ambicje przerastały moje możliwości. Nie było to łatwe, ale nauczyłem się odpuszczać i skupić w pełni na jednym zadaniu, by uzyskać zadowalający mnie efekt. Nigdy nie ukrywałem, że najlepiej funkcjonowałem w rywalizacji i pod presją czasu. Potrafię być arogancki, jeśli ktoś celowo ignorował moje słowa i okazywał brak szacunku. Lekceważące podejście innych irytuje mnie najbardziej, czemu bezczelnie często daję głośne wyrazy. Jestem nieustępliwy i bezinteresowny. Ciągle studiuję ludzkie emocje, staram się wykazywać empatią, walcząc tym samym z wpojonym egoizmem. Jeszcze nigdy nie odwołałem swojej decyzji, jeśli już zapada jest nieodwracalna. Nie chcę być autokratyczny, szczególnie w związku, staram się słuchać, być zawsze – jest jednak problem, przez który jak dotąd nikt nie pozostał ze mną na dłużej: rozstawianie mnie po kątach jest grzechem, którego nie potrafię przebaczyć. Doceniam to, co dostaję. Uwielbiam nabywać nową wiedzę, kolekcjonuję doświadczenia. Z doradców na co dzień cenię jedynie zdrowy rozsądek, emocje próbuję topić w szybciej przepływającej krwi. Mam w nawyku pisanie planów, chociaż jak dotąd częściej je modyfikuję, niż wypełniam. Sądzę, że to przez wygląd ludzie mają mnie za ironicznego prostaka. Szczupła sylwetka, z gęstymi blond włosami, blady koloryt skóry, poważne stalowe tęczówki i brak uśmiechu na ustach. W gronie znajomych jestem gadułą, niepozbawioną humoru. Są dni, gdy boję się swojej hipokryzji, odmawiając wielu przyłączenia się do konkretnej strony. Walczę z tendencją przesadnego analizowania samego siebie, popadając czasem w skrajności bagatelizowania pewnych przeczuć, co do własnych wyborów. Przez wychowanie lub jego brak, z perspektywy jestem bardziej ostrożny i nie pozbawiony dozy krytycyzmu. Gdy trzeba, potrafię wykrzesać z siebie obłudę i perfidię. Boję się dnia, gdy sam siebie zapytam, czy jestem dobrym człowiekiem.
Ciekawostki
– Ma dodatkowy palec u lewej dłoni oraz blizny po oparzeniach na plecach. – Uwielbia porządek, jest świetnie zorganizowany. – Z wszystkich dostępnych słodyczy jada jedynie lukrecję. – Przygarnął psa, którego nazwał Esus. – Nie utrzymuje kontaktów z rodziną.
Ostatnio zmieniony przez Ignatius L. Galahad dnia Nie Mar 29, 2015 3:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Ignatius L. Galahad
Wiek : 36 Zawód : Właściciel/barman w norze Fulgur. Znaki szczególne : Dodatkowy palec u lewej dłoni, blizny po oparzeniach na plecach.
Temat: Karta postaci: Ignatius L. Galahad. Sob Mar 28, 2015 11:46 pm
Gotowy.
Ashe Cradlewood
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
Temat: Re: Ignatius L. Galahad. Nie Mar 29, 2015 3:43 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz alarm mieszkaniowy, laptop i scyzoryk wielofunkcyjny. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Karta jest świetna, oczarował mnie zwłaszcza styl - lekki, obrazowy, przyciągający uwagę detalami. Ani fabularnie, ani technicznie nie mam się do czego przyczepić, wszystko jest spójne i zgodne z realiami. Sama postać wydaje się interesująca i oryginalna, więc nie pozostaje mi nic innego, tylko zaakceptować i życzyć miłej gry! <3