|
| Whisky please, double please, tripple please... | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Whisky please, double please, tripple please... Pon Lip 06, 2015 8:39 pm | |
| Gówno. Wprawdzie nie wiedział (dokładnie), jak ono smakuje, ale zapewne byłoby zbliżone do tego, co właśnie wlewał sobie do gardła. Konsystencja inna, zapach zbliżony bardziej do szczyn, trunek naprawdę podłej jakości, ale przynajmniej przyjemnie szumiał w głowie. Dlatego Ferris nie miał oporu przed wychyleniem kolejnego kieliszka. Zwłaszcza, że jako-tako ufał Fransowi, a za tak niską cenę nie mógł wymagać delikatesów. Strząsnął z ramienia rękę obmacującego go strażnika i obdarzył mężczyznę uroczym uśmiechem. Z którego powinien odczytać groźbę, jeśli tylko był dość bystry. Lovercraft nigdy nie przenosił pracy do domu, a teraz poniekąd się w nim znajdował – w swojej klitce w zasadzie tylko sypiał, nawet naturalne potrzeby załatwiał w Violatorze. - Pięć dych i wypierdalaj – wycedził, pomiędzy jednym a drugim haustem drinka. Strażnika najwyraźniej zamurowało, ale Ferris nie stracił animuszu. Zgrabnie przechwycił z jego dłoni zielony banknot, z ust wyjął papierosa i uprzejmie skinął głową. Na pożegnanie. - Wiesz, gdzie mnie znaleźć – rzucił na odchodne i zaciągnął się zdobyczną fajką. Nie obawiał się konsekwencji swojego zachowania, ponieważ nic gorszego zrobić mu już chyba nie mogli. Mogli? Trudno, aktualnie Lovercraft był szczęśliwym posiadaczem szklaneczki z alkoholem, dymka oraz bezproblemowej przyszłości na około dwanaście godzin. Miał zatem pełne prawo do cieszenia się życiem, którego pewno i tak zbyt wiele nie zostało. Powinien więc czerpać z niego garściami i chomikować po kieszeniach, bo Śmierć pieczołowicie odliczał ziarenka z jego klepsydry. Albo tylko się droczył, bo według wszelkich prognoz, Ferris był martwy od co najmniej siedmiu lat. Marskość wątroby, niewydolność płuc, tyłek rozorany wzdłuż i wszerz nie dawały mu się jednak we znaki. Upływały miesiące, a mężczyzna pił, palił i rypał, jakby upływ czasu nie znaczył dla niego nic. Wyłącznie rwący ból w nodze (doskwierający mu coraz częściej) przypominał Lovercraftowi, że nie jest nieśmiertelny. Utrata młodzieńczej świeżości stanowiła chyba jego jedyny kompleks, ale nie zamierzał udoskonalać się chirurgicznie. Zdarzało się, że zdejmowała go tęsknota za czasami, kiedy kilkugodzinne rżnięcie nie wywoływało najmniejszych objawów zmęczenia, lecz reasumując, był teraz bardziej doświadczony, można by rzec, pełniejszy . Minimalizm zupełny; mężczyzna w istocie zadowalał się ochłapami w tym hedonistycznym pędzie. Recykling totalny, nie obchodziło go skrzywienie, zgnicie czy zepsucie – w obecnych warunkach mógł sortować ludzi niemal tak samo jak przejrzałe owoce z ulicznego bazaru. Lub pić więcej i mierzyć każdego jedną (swoją?) miarą. - Dotrzymać ci towarzystwa, Frans? – zagadnął właściciela lokalu, który kręcił się w pobliżu. Wyraz jego twarzy odstraszał od prowokowania pogawędek, ale przecież Ferris był zuchem i nie przejmował się ewentualnym obiciem mordy. - Moje ceny ostatnio poszły w górę, ale chyba się dogadamy – rzucił kpiąco, ironicznie unosząc brew. Czyż on nie był prawdziwym mistrzem negocjacji? |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Pon Lip 06, 2015 10:09 pm | |
| Nie byłoby dnia w Violatorze, w którym Frans nie byłby zabiegany. Wszystko zależało od niego, nie miał żadnych pomocników od kiedy Mathias po prostu go zostawił… Wzdychał ciężko nad swoim zeszytem i luźnymi papierami, głównie dokumentami. Kręcił głową, wywracał oczyma i wściekał. Miał wrażenie, że potrzebuje przerwy od ludzi, a na pewno od swoich pracowników. Jeszcze ci Strażnicy, którzy postanowili wpaść do niego na drinka… ledwo na to patrzył. Nie cierpiał mundurowych… TYCH mundurowych. Okropieństwo i ustrojstwo, szaleństwo w jednym. Brzydził się tymi rządowymi alkoholikami, może nie wszystkimi, ale na pewno zdecydowaną większością. Zachowywali się jak zwierzęta, jak gdyby pochodzili z jakiegoś zaniedbanego zoo, dzicz! Przed rebelią by nimi pogardził publicznie, na oczach reszty klientów i wyrzucił na zbity pysk… ale przed rebelią wszystko wyglądało inaczej, on także, Violator także.
Jednak nie to było tak ważne. Właśnie miał dręczyć ochroniarzy o to by w końcu złożyli na jego biurko zaległe raporty. Ważne raporty, bo dotyczące właśnie ostentacyjnych zachowań tych pijackich tłumów Strażników Pokoju. Poziom zdenerwowania podnosił fakt, że czekał na nie od tygodnia, a jedyne co dostawał to jakieś głupie usprawiedliwienia godne uczniów szkoły podstawowej. Kierował się prosto do bocznych drzwi, tam gdzie zazwyczaj przebywał jeden do dwóch ochroniarzy na przerwie. Zdenerwował się tym bardziej, gdy zauważył ze schodów to, iż chłopacy popijają na zmianie… Miał wrażenie, że niedługo zacznie strzelać piorunami z oczu… i wtedy właśnie zaczepił go nie kto inny niż…
– Do k… – miał już zakląć i przywalić jegomościowi w twarz… Już się zamachiwał… ale zobaczył nieco pomarszczoną twarz i momentalnie powstrzymał się od ciosu. – Pan Lovecraft – mruknął pod nosem, jak gdyby chciał upewnić samego siebie, że ma do czynienia z kimś kogo zna, kto nie jest dla niego żadnym zagrożeniem. Odchrząknął znacząco, podrapał się po czole. Był wyraźnie zakłopotany swoją reakcją, zmieszany. Chciał jakoś skutecznie wybrnął ze swojego faux pas. – Mam nadzieję, że jest Pan zadowolony z obsługi, Panie Lovecraft. – Zawsze zwracał się do Ferrisa w ten sposób, bo czuł jakiś dziwny respekt, być może spowodowany różnicą wieku. Wiedział jednak, że ten, jakby się wydawało, uroczy pan w średnim wieku należał do osób bardzo rozwiązłych. Tak też w ogóle nie zdziwiło Fransa to jakże sugestywne pytanie. – Moje zdanie nie uległo zmianie w tych sprawach. Dopóki nie dołączy Pan do mojego dobytku nie ma mowy o tym, żebym się zgodził.
Były też inne powody dla których Frans wielokrotnie odmawiał Ferrisowi. Jednym z głównych powodów była jakże urocza istotka imieniem Cordelia, wnuczka byłego Prezydenta Snowa. Zbyt cenna persona, żeby kontynuować szaleńcze życie jakie prowadził do momentu poznania jej, a jeszcze cenniejsza kiedy dowiedział się o jej koligacjach rodzinnych. To było duże utrudnienie w życiu takiej persony jak Frans. Nie był przyzwyczajony do ograniczeń… ale no cóż, każdy dzień rodzi nowe problemy. |
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Sro Lip 08, 2015 9:32 pm | |
| Wygiął usta w szerokim uśmiechu, podobnym do tego, jakim przed chwilą uraczył lepkiego strażnika. Lovercraft lubił Fransa, a w całym chaotycznym kłębowisku emocji, zapodziała się również odrobina szacunku dla właściciela Violatora. Respekt jednak topniał błyskawicznie, a konkretniej, z każdym kolejnym słowem mężczyzny. Ferris udawał, że nie dostrzegł pięściLyytikäinena wędrującej przez moment w jego kierunku (miał fatalny wzrok), ale nie cierpiał na głuchotę i miał ochotę trzepnąć go naprawdę porządnie i wbić do pustej (najwyraźniej) łepetyny, że woli utrzymywać stosunki bardziej swobodne. Wszyscy chyba zmówili się przeciwko niemu i zawarli jakiś dziwny sojusz, prowadzący do psychicznego umęczenia Lovercrafta. Który czuł się już naprawdę znużony napominaniem każdego mieszkańca getta, że nie oczekuje nazywania go „panem”. - Tak, tak, we własnej osobie – zakpił – Regent na tronie królestwa Srajniaczka, Lord Protektor Rzygawy i Hrabia d’Upa. Jeśli już, zwracaj się do mnie pełnym tytułem – pouczył go poważnym tonem – a tak serio, zluzuj majty, młody. Jak się będziesz tak spinał, to zaraz coś ci trzaśnie – powiedział, puszczając mu oczko i szczerząc krzywe zęby. Równocześnie przywołał barmana, dumnie położył na kontuarze nowiutki banknot i zażądał dwóch drinków. Hałaśliwie popchnął jeden w kierunku mężczyzny, przepijając do niego i w ten sposób deklarując swe zdanie na temat Violatora. W którym mógłby pracować. Przyjęcie oferty Fransa stanowiłoby rozwiązanie nader wygodne. Nie musiałby się martwić praktycznie o nic. Klienci sami by do niego przychodzili, nie troszczyłby się o odpowiednie miejsce, nawilżacze oraz inne duperele. Nie irytowałby się ludźmi, którzy wymagali od niego dziwów, jakby pod płaszczem trzymał cały arsenał erotycznych gadżetów (ten biznes się nie sprawdził). Ferris jednak nie chciał odejmować chleba od ust dziweczkom Fransa (był najlepszy w te klocki w całym Kapitolu) i skazywać je na przymusowy urlop. A tak naprawdę, wolał po prostu prowadzić interesy na własną rękę . Pozostawał tradycjonalistą, był wierny zasadzie wolności (gwałconej przez właściciela kutasa, którego nie omieszkałby possać) i dlatego wielokrotnie odmawiał Fransowi. Uliczne święcenia przyjął z radością, czuł się wówczas niemalże namaszczony, a tak uroczystych ślubów łamać zwyczajnie nie wypada. Mógłby ewentualnie nagiąć je w sposób wyjątkowo spektakularny i widowiskowy – nagle i z wielkim hukiem obwieszczając wcześniejszą emeryturę? – ale na to Lovercraft stanowczo nie był gotowy. Istniało tylko kilka wypadków, w jakich wyrzekłby się prostytucji, lecz każdy pozostawał równie nierzeczywisty, jak bajka dla małego potworka, który nie chce położyć się spać i przeszkadza rodzicom w prokreacji. - To cios prosto w serce. Gdzie ja teraz znajdę sponsora? – jęknął teatralnie i zdrowo pociągnął ze swojej szklanki – bycie ogierem z twojej stajni stanowiłoby zaszczyt, ale mam swoje zasady – pokręcił głową, niemalże żałując – a ty, Frans? Co tobą kieruje? Pamiętam, że kiedyś byłeś bardziej rozhulany – zauważył chytrze i wrzucił niedopałek papierosa do pustej szklaneczki. Szybko poszło? |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Czw Lip 09, 2015 4:08 pm | |
| Jak to bywa u Fransa, kiedy on próbuje być miły i chce okazać szacunek to jego dobre zamiary okazują się nietaktowne i nieco obraźliwe. Najwyraźniej jego dobra pamięć do drobiazgów, które lubił przypisywać do konkretnych osób, na chwilę zaginęła w gąszczu obowiązków. Niedobrze. Na całe szczęście pan Lovecraft wydawał się być osobą zdystansowaną i żartobliwą. To natomiast cieszyło Fransa, który nie chciał napiętej atmosfery, tym bardziej nie chciał oziębienia stosunków. Wydawało mu się, że ma do czynienia ze starszą wersją Mathiasa, taką znacznie bardziej pomarszczoną i mniej wulgarną. Chociaż i tak pan Lovecraft znacznie różnił się od le Bruna…
Nie o tym jednak jest mowa. Frans zmienił się od momentu, kiedy po raz pierwszy rebelianci zagościli w Kapitolu. Kiedy zbuntował się Mathias i zniszczył jakże drogocenny żyrandol coś tym bardziej go skłoniło do przemyśleń. Potem coś go tknęło do tego, żeby zrozumieć, że są inne wartości w życiu niż tylko alkohol i dobra zabawa. Starał się panować nad swoimi nałogami na tyle, na ile było to możliwe. To już nie był zwykły biznes, asekurowany przez ojca, tak jak to kiedyś było. Ojciec już nie żył, matka też… musiał minąć rok, żeby do niego to doszło. Poza tym, na całym getcie, na tym wszystkim dałoby się dobrze zarobić i w dodatku wyjść na… Dlaczego on w ogóle o tym myślał? Dlaczego jeden głupi kieliszek podsunięty przez pana Lovecrafta wywołał u niego burzę w mózgu?
– Nie piję w pracy – rzucił jedynie, podsuwając kieliszek w stronę rozmówcy. Wiedział, że może tym wywołać lawinę pytań… której się zresztą doczekał. Jak miał na to odpowiedzieć? – Kwartał robi swoje, pan… Ferrisie – uśmiechnął się skromnie. – Tutaj trzeba myśleć trzeźwo… przynajmniej ja muszę. Stąd też cieszę się, że w przeciwieństwie do mnie ty nie próżnujesz. Też bym tak chciał, ale ostatnio nie mam na to czasu – westchnął.
|
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Pon Lip 13, 2015 3:49 pm | |
| Teoretycznie, jako skupisko większości rdzennych (oraz napływowych) kapitolińczyków, Kwartał powinien zostać ogłoszony mianem Syfu nad Syfami. Zamknięci w gettcie ludzi na początku zachowywali się jak dzikie zwierzęta zwabione do klatki (lecz bez złotych prętów i innych zbytków) - ciekawie rozglądali się po nowym świecie, by później gwałtownie i nieskoordynowanie próbować się z niego wydostać. Ferris zaś ze stoickim spokojem i miną godną znudzonego socjologa obserwował całą śmietankę towarzyską, z której do cna wyciśnięto godność i pił tanie wino, świętując kolejny nadchodzący dzień. Prawdziwe alkoholowe libacje zostawił tak naprawdę daleko za sobą, kiedy znaczył wydzieliną (z ust i nie tylko) salony, należące do elit stolicy. Mógł jedynie nie przejmować się przyszłością (nie dbał nawet o teraźniejszość) i egzystować sobie w szczęściu i obojętności na drobne codzienne problemy. Lovercraft był mocno obiektywny w swoim postrzeganiu rzeczywistości - dostrzegał jej beznadzieję, ale nie popadał w iście dekadenckie przygnębienie, lecz skupiał się na kolorach, przezierających paskudną szarość życia. Wywołanych grzybkami halucynogennymi? Nie, ten towar był zbyt drogi i zbyt zwyczajny jak dla niego. Zresztą, Ferris oczekiwał prawdziwej przygody, a nie narkotycznych majak. Nikt w końcu nie stawiał pomników za zgon od przedawkowania, a on silnie aspirował do bycia zapamiętanym, nawet z tej niekoniecznie dobrej strony. Ucieleśnienie idei carpe diem i non omnis moriar w jednej osobie żylastego, popapranego, kwitnącego (przekwitłego?) mężczyzny. Który zaśmiał się serdecznie i łaskawie przygarnął do siebie kieliszek Fransa. Jednak nie od razu zanurzył w nim usta. Był degustatorem, nie zwykłym moczymordą, nie potrafiącym odlać się bez brudzenia deski. Za to Lyytikäinen najwyraźniej bawił się w abstynenta. Czy raczej szefa doskonałego, co akurat Lovercraft mógł i próbował zrozumieć. Różne szuje szukały okazji do zrobienia burdelu w... burdelu, więc Frans powinien mieć się na baczności. - Kiedy facet twierdzi, że trzeba myśleć trzeźwo - rzekł powoli, gmerając w przepastnych kieszeniach swych spodni - w grę wchodzi kobieta - dokończył, z zadowoleniem wyciągając paczkę papierosów - mylę się? - spytał, częstując Fransa fajką. Trzy sztuki, dwie dość pogięte, ale przecież Ferris i tak ich nie potrzebował. Nie palił, a przynajmniej tak twierdził, nawet złapany na gorącym uczynku. Buntownik z wyboru? |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Sro Lip 15, 2015 12:48 pm | |
| Frans abstynentem? To nie tak, że unikał alkoholu. Postanowił jednak, że już nigdy nie będzie pił, kiedy ma do czynienia z pracą. Odmówienie jednego kieliszka, drugiego, trzeciego i tak dalej, i dalej nie było łatwe. Przynajmniej nie dla niego. Szef Violatora był przecież takim typem osoby, której dotychczasowy styl życia polegał na piciu do upadłego, do ucięcia tak zwanej „taśmy filmowej”. Obecnie trudno było nazwać to, co on robił i dlaczego to robił. Trochę dla zabawy, sprawdzenia samego siebie, ale też dla utrzymania interesu na wyższym poziomie. Stąd też nawet dobrym i trafnym określeniem było to, że Frans „bawił się w(…) szefa doskonałego”. Frans musiał uważać na swoje zachowanie. Potrzebował czystego umysłu, a może i nawet oczyszczenia umysłu, żeby skupić się na większej ilości szans, których dotychczas nie wykorzystywał. Wszystkie jego plany mogły zostać zniszczone przez jedną osobę, jedno zdarzenie, jedną decyzję, a on musiał być na krok przed tym wszystkim dla siebie i swoich pracowników. To oni byli jego siłą napędową.
Uśmiechnął się, kiedy Ferris wspomniał o kobiecie. Czyżby chciał go pociągnąć za język? A może po prostu był ciekawy? Tak czy siak - Frans nie miar najmniejszego zamiaru mówić mu o osobie, o której dość często myślał. Inaczej – nie chciał podpowiadać starszemu mężczyźnie kto jest tą kobietą, którą był zainteresowany. Nie widział w tym sensu, żeby zwierzać się ze swoich uczuć, które w ogóle nie powinny istnieć. Wiedział, że popełniał błąd, bo jakiekolwiek zauroczenia, zakochania czy cokolwiek innego – szczególnie w tym czasie – mogły mu tylko zaszkodzić. Musiał zagrać tak, żeby jednocześnie pozbyć się tematu, ale i odpowiedzieć na pytanie, nie zdradzając jednocześnie swoich myśli. Tylko jak to zrobić? Musiał „kupić” sobie trochę czasu. Stąd też zachęcony przez Ferrisa wziął papierosa. To dało mu kilka bardzo cennych sekund na wymyślenie odpowiedzi.
– Oczywiście – potwierdził. Gdyby zaprzeczył to mogłoby sprawić, że pan Lovecraft by mu nie uwierzył. Co gorsza, zauważyłby, że Frans unika odpowiedzi lub też pomyślałby, że nie jest szczery. – Bardzo interesująca kobieta – dodał, podkreślając ostatnie słowo. Kobieta, nie dziewczyna. W ten sposób powinien odsunąć od podejrzeń osobę, o którą rzeczywiście mu chodziło. Co zabawniejsze, przez takie odpowiedzi dalej zdobywał sobie czas, dzięki któremu mógł kombinować nad kolejnymi odpowiedziami. W tym też czasie uśmiechał się coraz szerzej i szerzej, chcąc nieco napiąć całą sytuację. – Ty takich problemów nie masz czy może się mylę? – Musiał przerzucić pytanie na swojego rozmówcę. Unikał precyzyjniejszej odpowiedzi. Nie chciał wciągać się w szczegóły, ale nie wiedział czy też Ferris nie pociągnie go dalej za język z ciekawości. Wszystko było możliwe. – Kolejnego? – zapytał wskazując na kieliszek. |
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Pon Lip 20, 2015 11:33 am | |
| Ferris oprócz ze swoich umiejętności analnych opiewanych w peonach (czy raczej archiwalnych kapitolańskich brukowcach) słynął z obojętności. Nie przykładał dużej wagi w zasadzie do niczego. Dóbr materialnych wyrzekł się praktycznie z własnej, nieprzymuszonej woli, a ludzie przychodzili i odchodzili. Mężczyzna nie zdążył porządnie się do nich przywiązać, a oni już rozsypywali się w pył pod jego stopami. Właściwe egzekwowanie błędów wcześniejszego żywota; Lovercraft nie wierząc w absolutnie nic poza sobą (i zapomnianymi antycznymi bajkami dla dorosłych) mógł rozkoszować się myślą o przyszłej kremacji i pozostawało mu już tylko wybrać dogodne miejsce, do rozsypania swych prochów. Czasami ogarniały go huśtawki nastrojów (niczym kobietę z menopauzą) i przeplatał wówczas po swojemu dekadentyzm i epikureizm, drwiąc z nihilistycznych doktryn i wyśmiewając tęgie głowy filozofów przewidujących rychły koniec świata. Który upadł, ale jednak nie do końca, przynajmniej dopóki istnieli na nim jeszcze ludzie z zasadami. Tacy jak on – bo przecież miał swój wypaczony (nie)moralny kodeks ukryty w kuchennej szafce w pudełku po paście do butów z napisem „cyjanek” – i tacy jak Frans, twardo stąpający według własnych reguł i nieustępujący przed niczym. Lyytikäinen był zasadniczy i choć (wy)cenił go za to wysoko – nie mógłby iść z nim w układy zawodowe. Choć może jako rasowa dziweczka otrzymałby prawo do rozluźnienia mięśni odrobiną alkoholu? Ferris obnażył zęby w psychopatycznym uśmiechu i zapalił papierosa, zaciągając się głęboko. Mierzył swego rozmówcę znudzonym spojrzeniem, jakby oglądał niezbyt interesujący program w telewizji (te ciekawe nadawano dopiero, gdy grzeczne dzieci już smacznie spały) i raz po raz strzepywał popiół do popielniczki. Frans bronił swych interesów jak lew – a może to owym interesem rządziła jego tajemnicza wybranka? Lovercraft nie zamierzał naciskać, wśród niewielu rzeczy, jakie darzył szacunkiem, znajdowała czyjaś prywatność i nie chciał jej forsować na siłę. - Nie wątpię – odparł, upijając kolejny łyk whisky – musi być wyjątkowa, skoro wybiła się ponad standardy stolicy. Ale błagam, Frans, powiedz że nie ma fioletowej skóry i błon między palcami. Pomyśl tylko, jakie dzieci wyszłyby z takiego związku – rzucił żartobliwie, choć podświadomość tworzyła mu w mózgu dzikie obrazy niemowląt z płetwami. Chirurgia plastyczna i inżynieria genetyczna stały na takim poziomie, że takie hybrydy wcale nie byłyby ogromną sensacją. Może hitem, góra jednego sezonu. - Nie mam żadnych problemów, Frans – sprostował, uśmiechając się radośnie – i chyba po prostu nie spotkałem takiej, która zwaliłaby mnie z nóg. Jestem elastyczny, przecież nie będę ograniczał się na własne życzenie – wyjaśnił szczerze. Nie miał powodów do bajdurzenia zmyślonych historyjek, czasy Igrzysk miał już za sobą i nie musiał łgać jak najęty, czego szczerze nie lubił, ponieważ kłóciło się to z jego prostoduszną naturą. Wzywającą do skorzystania z propozycji Lyytikäinena, ale zdrowy rozsądek (tak, posiadał takowy) podpowiadał mu, że to nie byłby dobry pomysł. - Raczej nie. Chyba, że chcesz zawieźć mnie do domu na taczce – pokręcił głową, gasząc do połowy wypalonego papierosa w popielniczce. Ohydztwo.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... Pon Lip 20, 2015 9:42 pm | |
| – To tylko Alma Coin – odpowiedział śmiertelnie poważnie, ale trochę ciszej, przybliżając nieco twarz do Ferrisa. Patrzył prosto w jego oczy tak, jak gdyby szukał u niego zrozumienia, wybaczenia i czegoś, czego nie dało się opisać, ale wydawało się być czymś bardzo żałosnym. – Jest najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek ujrzałem – kontynuował z niemrawym uśmiechem na twarzy, nerwowo rozglądając się po twarzach osób bawiących przy barze, jak gdyby obawiał się, podsłuchiwania przez osoby trzecie. Przełknął głośno ślinę, nerwowo stukał palcami w blat. – Przysięgam na swoich wszystkich upadłych bogów, w których już nikt oprócz mnie jedynego nie wierzy. To wróg, wiem – ciągnął dalej, – ale nie powiesz mi, że nie ma w sobie jakiegoś uroku, prawda? – mówił niemalże szeptem.
Czy tak było w rzeczywistości? Alma Coin jako wybranka serca Fransa? Hm… ha, ha, ha, ha, oczywiście, że nie. Nie zmienia to faktu, że Ferris prawdopodobnie nie wiedział o Cordelii, ani o jej powiązaniach z Fransem. Może więc powinien uznać, że wcale nie chodziło o kobietę, jeżeli chodziło o panowanie nad sobą przez Lyytikäinena. Poza tym… Szef Violatora miał taki zwyczaj, że czasami lubił powkręcać ludzi jakimiś tanimi wygłupami. To sprawiało, że życie na chwilę wydawało się przyjemniejsze niż w rzeczywistości było. Frans wydawał się być śmiertelnie poważny, a tak by się wydawało, patrząc na jego nieco nerwowe zachowanie. Cały żart wyszedł na jaw, kiedy po kilkunastu… a może kilkudziesięciu(?) sekundach uśmiechnął się w tym swoim „wrednym stylu” i rzucił: „Żartowałem”. Dopalił swojego „kradzionego” papierosa…
– Uważasz, że bycie oddanym jednej kobiecie jest ograniczaniem samego siebie? – Zapytał w nawiązaniu do słów Ferrisa. Coś go tknęło do tego pytania, ale nie miał zielonego pojęcia, co to było… może ciekawość? Pospolita ciekawość, jaką posiadał w sobie każdy człowiek. – To znaczy… nie oskarżam Ciebie, po prostu… ciekawi mnie dlaczego użyłeś takich słów… a raczej co sprawia, że myślisz w ten sposób. – Frans poczuł, że nie sprecyzował swojego pytania, dlatego postanowił nieco je rozszerzyć w ilości słów, ale przez to też je sprecyzować.
Nie miał też problemów co do tego, żeby zapewnić Ferrisowi transport do domu… właściwie to nawet nie musiał go załatwiać. W Violatorze pozostawało niewiele, ale zawsze kilka wolnych pokojów, które powinny być pokojami pracowników. Ci jednak woleli najczęściej mieć swoje mieszkania, więc pozostawały też wolne miejsca dla specjalnych gości.
– Pij, najwyżej zawlekę cię do wolnego pokoju – rzucił, a następnie poprosił o kilka dodatkowych drinków dla Ferrisa. – Tylko nie waż się potem rzygać do pisuarów, bo nie stać mnie na hydraulików, których Kwartał w ogóle nie posiada.
|
| | |
| Temat: Re: Whisky please, double please, tripple please... | |
| |
| | | | Whisky please, double please, tripple please... | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|