Musisz nauczyć się trochę mojej filozofii: myśl o przeszłości tylko wtedy, kiedy może ci ona sprawić przyjemność.
Czwórka. Jeden z dystryktów, o którym mówiło się, albo dobrze, albo wcale. Dość bogata, aby żyć i nie padać z głodu jeden po drugim. Położona nad morzem, stanowiąca główne zaopatrzenie Kapitolu w ryby, owoce morza, a także sól morską i glony. Naszą chlubą byli zwycięzcy Igrzysk; Odair, Cresta, Sean - to tylko nieliczni. Wygrywali odznaczając się sprytem i przebiegłością, ale przede wszystkim potrafili zabijać. Na arenie byli mocnym rywalem. Dobrze nas reprezentowali ukazując prawdziwego ducha dystryktu. Zawsze wyobrażałam nas sobie jako rekiny - morskie drapieżniki znane ze swej bojowości i nieustępliwości. Nauczono nas walczyć i zwyciężać dlatego biorąc przykład z Trójki przyłączyliśmy się do rebelii.
Na tydzień przed bombardowaniem Willow i ja musiałyśmy uciekać. O tym, że Kapitol zamierza zrównać Czwórkę z ziemią wiedzieli nieliczni. Uważano to za próby zastraszenia rebeliantów przez rząd, jednak i tak wielu obywateli starało wydostać się poza granice dystryktu.
Nie byłam tchórzem. Chciałam zostać z rodzicami, ale wszystko się spaprało, kiedy buntownicy przejęli pociąg. To działo się tak szybko. Mówiono, że to ostatnia szansa na ucieczkę. Nie pamiętam nawet momentu naszego pożegnania. Will na pewno płakała, ona zawsze szybko się rozklejała. Nie chciałyśmy rozstawać się z rodzicami, błagałyśmy, aby pojechali z nami, ale oni byli tacy stanowczy. Upchnięte w zatłoczonym pociągu nie zdawałyśmy sobie jeszcze sprawy z tego, że już nigdy nie zobaczymy mamy i taty. Doskonale pamiętam to charakterystyczne szarpnięcie, kiedy maszyna rusza. Czułam wtedy jak to wszystko dzieje się wewnątrz mnie; to nie pociąg ruszał, lecz ja. Zostawiałam za sobą peron zwany przeszłością.
Wszelkie jednostkowe lęki powiązane są ukrytymi odpowiedniościami z jednym podstawowym strachem przed śmiercią.
Dostaliśmy się na obrzeża Kapitolu -pogorzelisko jakie tam zastaliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Nie potrafiliśmy sobie nawet uzmysłowić, że kiedykolwiek było tutaj coś więcej niż tylko kilka pojedynczych ścian i tony gruzów.
Chciałam jak najszybciej odłączyć się od reszty. Teraz nie byliśmy już rebeliantami, ale zbiegami. Przebywanie w tak dużej grupie było jak pójście na ochotnika do odstrzału. Przecież każdy patrolujący tę okolicę poduszkowiec miał nas jak na dłoni.
Próbowałam nakłonić Willow do ucieczki, tłumaczyłam, że przebywanie tutaj jest niebezpieczne. Ona jednak w ogóle nie chciała tego słuchać. Bardziej ufała jakiemuś facetowi, który niespełna kwadrans temu zaczął dowodzić niż własnej siostrze. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się pokłóciliśmy, a później do głosu doszli jeszcze pozostali uchodźcy. Kazali mi się wynosić jakobym mogła stanowić poważne zagrożenie dla ich misji. Kazałam Will wybierać - albo oni, albo ja. Przeklinam siebie za to, co powiedziałam. Ona była po presją, nie widziała nawet czego tak naprawdę się boi. Wybrała zdawać by się mogło bezpieczniejszą opcję. Została.
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada.
Szłam już dobrą godzinę. Miejsce naszego rozstania majaczyło na horyzoncie jako niewielki punkcik. Złość i gorycz zalewało moje ciało jak trawiąca organizm trucizna. Najważniejsze dla mnie było, aby iść, ponieważ jeśli się zatrzymam mogłam się zawahać. Wtedy w głowie zaczęłyby wirować setki wątpliwości i mogłabym zdecydować się na powrót.
Z rytmicznego marszu wybił mnie świszczący w uszach huk. Ułamek sekundy rozdzierającej ciszy był najgorszą torturą jaką do tej pory przeżyłam. Nie musiałam czekać, co będzie dalej. Już to wszystko wiedziałam.
Odwróciłam się napięcie i zawróciłam w stronę pociągu. Płuca paliły mnie żywym ogniem, łzy napływały mi do oczu, choć wiedziałam, że to zły czas na płacz. Salwy potężnych eksplozji ucichły równie szybko, co nastały. Kiedy przybiegłam na miejsce nie było już tutaj żadnych maszyn. W sumie to nic nie było. Kilka ogromnych lei doszczętnie rozpłatało ziemię, a szczątki budynków były już samym prochem.
Strach przyszedł dopiero później. Wszystkie emocje zalały mój mózg. Roztrzęsiona zaczęłam szukać Will - ona nie mogła umrzeć. Wykrzykiwałam jej imię naiwnie wierząc, że zaraz do mnie wybiegnie i będę mogła mocno ją przytulić. Przeszukiwałam wszystkie zwłoki próbując odnaleźć siostrę. Rozgrzebywałam to cmentarzysko dopóki całkowicie nie opadłam z sił. W pewnym momencie pomyślałam sobie, że może Willow rzeczywiście udało się uciec. Ta myśl ukoiła na chwilę moje nerwy.
A później ją ujrzałam... Od pasa w dół była przygnieciona ogromną bryłą betonu. Nie oddychała. Jej zamglone oczy spoglądały z przestrachem w niebo. Próbowałam uwolnić jej ciało zalegające pod ciężkim głazem, ale szybko tego pożałowałam. Tam gdzie powinny być nogi Will miała tylko dwa, rozerwane kikuty. Wybuchłam płaczem widząc, co oni zrobili mojej siostrze. Tego było już dla mnie za wiele, nie zasłużyła na taką śmierć. Tęsknota, łzy i niewypowiedziany żal przysłoniły mi cały świat. Wtulona w zwłoki Willow, wyjąc z bezsilności umierałam. Przynajmniej chciałam umrzeć.
Skacz - i lecąc w dół, pozwól, by wyrosły ci skrzydła.
Oni wszyscy odeszli. Nie miałam już nikogo bliskiego. Wykopałam im groby na cmentarzu i żałowałam, że nie mogę do nich dołączyć. Balansowałam na granicy życia i śmierci, aż odnalazła mnie grupa rebeliantów patrolujących obrzeża. Nikogo nie interesował mój malutki koniec świata. Głusi na moje tłumaczenia uznali mnie za mieszkankę Kapitolu i zamknięli w getcie nadając miano Bezprawnej.
Nadal tkwię w tej klatce. Mimo upływu miesięcy nic się nie zmieniło. Moje wspomnienia są nadal strupem, który łatwo podrażnić i wątpię, czy kiedykolwiek się zabliźnią. Ciągle uczę się przeżyć.