Wiek : 22 Zawód : rysownik Przy sobie : gaz pieprzowy
Temat: Orfeusz Zatrisky Nie Lis 23, 2014 3:56 pm
*Orfeusz Zatrisky*
ft. *Maxwell Runko*
data i miejsce urodzenia
*12.04.2261R. Kapitol*
miejsce zamieszkania
*Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej*
zatrudnienie
*różnie bywa*
Rodzina
*Wraz z matką zajmuje jakiś niewielki domek, którego położenia sam nie byłby w stanie dokładnie określić, gdyż geografia nigdy go za bardzo nie zajmowała. Grunt, że znał ulice, którymi musi się poruszać, by do niego dotrzeć! Jego matka stanowiła urzędniczkę, jakąś ważną szychę tam na tej górze, której wszyscy nienawidzą. Z zasady dołączył do tych, którzy gardzili władzami Panem. Bez konkretnego powodu, po prostu uznał że to doda smaczku relacji z rodzicielką. Ojca nigdy nie znał. Właśnie dlatego domyśla się, że albo jest dzieciakiem z próbówki, albo został adoptowany. Ta druga opcja go nieco nęci do kolejnych poszukiwań, ale odpuszcza sobie za każdym razem gdy zdaje sobie sprawę, że to już nieważne, a przysporzy tylko więcej problemów. Oczywiście matka miała przez ten czas kilku kochanków, żaden jednak nie był zainteresowany rolą ojczulka dla kogoś takiego jak Orfeusz. Chłopak wielokrotnie pytał gdzie jest jego ojciec, ale zawsze była ta sama śpiewka: „zginął w szlachetnym celu”; „oddał życie dla czegoś wyższego” (zamiennik od: ważniejszego)… Przeszkadzało mu to, bo idealizował w głowie obraz tej drugiej połówki rodziciela, choć po takim czasie doszedł do wniosku, że mógł to być jeszcze gorszy degenerat niż jego matka, więc zdecydowanie wolał nie dociekać prawdy. Dziś nadal zamieszkuje dom z matką, która po raz, rzadko w nim bywa, a po dwa jest doskonałym źródłem pieniędzy, co automatycznie wyklucza go np. z prac fizycznych. *
Historia
*Chyba nie jestem najlepszą osobą do tego, by opisać Ci jak przebiegał mój poród. Nie dość, że znajdowałem się w dość dziwnym miejscu ze słabym widokiem, to w dodatku niewiele pamiętam. Także opuśćmy tę część ograniczając się do tego, że była krew, był krzyk i było wszystko, co zamyka się w dacie dwunastego kwietnia dwadzieścia dwa lata temu. Dokładnie tyle ile mam teraz. Niesamowite, co? Pewnie czujesz się zdziwiony. Ja w sumie nie odczuwam upływu tego czasu jakoś szczególnie. Wręcz nudno mi, chciałbym zrobić coś niesamowitego, co sprawi że większość ludzi zapamięta moje nazwisko, imię… Cokolwiek, co składa się na moją osobę. Nie zdarzyło się jednak jeszcze nic takiego, co by mi na to pozwoliło. Może powinienem zostać seryjnym zabójcą? Nie śmiej się, gdy miałem kilka lat zawsze wierzyłem, że to jedyna droga do tego, by ktoś zwrócił na Ciebie uwagę w Panem. Szczególnie, że śmiertelność jest niska, a gdybym przyczynił się do wzrostu tego wskaźnika, na pewno ktoś by zaczął mnie szukać. Oczywiście wiąże się to z nieprzyjemnymi konsekwencjami, gdyż no nie ukrywajmy, ale nikt zabójcy nie da korony i nie ogłosi go najlepszym. Znowuż nudzą mnie kwestie zdobywania sławy czy coś. Lubię swoją prywatność, ale nie mam też nic przeciwko uwielbieniu. Głupi schemat, co? Też go nie lubię, ale skoro mi towarzyszy to już inna sprawa. Wybacz, że zboczyłem z tematu. Kiedy to wszystko się zaczęło, kiedy pewne rzeczy stały się mi bliskie bardziej niż zwykle… Wybuchłem śmiechem. Kiedy matka przyprowadziła się do mnie, żeby mówić mi o ucieczce złapałem ją za rękę mówiąc, że to odpowiedni moment, aby stała się odpowiedzialna i przestała ćwiczyć bycie osobą, którą nigdy nie będzie, czyli moją matką i wielką pomocniczką, skoro jest matką tego co się dzieje na zewnątrz. W jakiś sposób udało mi się przetrwać, choć pamiętam, że dostałem. Nie wiem czy był to strzał dla mnie czy kogoś w ten sposób ochroniłem, ale upadłem. Gdyby nie szybka pomoc osób, których personaliów nie jestem teraz w stanie przywołać, z pewnością nie byłbym w stanie przeżyć tych następujących po sobie godzin. Kraj zwykł gwałcić swoją polityką kolejne jednostki, ale to nie ja stałem się jego ofiarą. To tacy ludzie jak moja matka nie mogli się pogodzić z tym, że zostaliśmy zamknięci. Nie mogła już dbać o wszystko tak jak kiedyś, interesowało ją swoje życie, nadal do mnie wracała by spytać czego mi brakuje, choć nie była mi w stanie tego zapewnić. Ale była. Była i w miarę szybko przywykła do nowej sytuacji, którą zgotowała nowa władza. Co o tym myślałem? Iż to kpina? Denny żart? Nie miałem zbyt dużo czasu, by poddać to rozważaniom, nie mogłem wziąć szkicownika, by twarze osób poranionych i głodnych, umieścić w swoim zeszycie. Ulatywały mi obrazy przez palce, cierpiałem na jakieś dziwne zaniki pamięci, ale kolejne słowa które usłyszałem pieszczone przez matkę we łzach… Były tak znamienne, że nie mogłem odmówić sobie zapisana ich na poziomie pamięci trwałej… „Kolejne głodowe igrzyska, co jeśli wezmą Orfeusza… Co jeśli…” – tak, płakała. Kwiliła wobec kogoś innego, kto niedługo potem chciał ją zabić, ale przedtem wyjaśnił, że jestem za stary, że wiek mnie ocali. Wiem to wszystko, bo niektórzy ludzie mieli nadzieję, że jeśli sami zaczną dokonywać egzekucji na tych „bardziej winnych”, to zostaną ułaskawieni, że to wszystko się jakoś ułoży. Kpina, żart, nieprawda. Cofnij się. Igrzyska ruszyły… Znów mogłem patrzeć na osoby biorące w nich udział, ale to nie było już nic takiego bajkowego, jak kiedyś. Wszystko szło nie tak. Każdy ułamek świata, który znałem właśnie upadł. Dokonał zmiany, w ten najgorszy z możliwych sposobów. A mimo to gdy dobiegły do końca igrzyska z wieloma atrakcjami w postaci śmierci kolejnych osób i atakom ku nowej pani prezydent… Byłem w stanie znów się tylko śmiać. Chciałem dołączyć do tych co się mścili, pokazać jak bardzo mam dość wewnętrznej bez mocy, ale nie zrobiłem nic. Brakło mi tchu, sił, wszystkiego czym Ty może dysponujesz w nadmiarze. Brakowało leków, nie mogłem mieć nadziei na to, że moje rany szybko się zagoją. Gdy do tego doszło obserwowałem paskudną bliznę na piersi i tyle mi zostało z walki, z obserwacji, z zafascynowania tym, co niegdyś kochałem oglądać. Nadal jednak twierdziłem, że to imponujące… Że schemat tego świata jest tak samo przerażający jak podniecający, i wciąż milczałem nie dzieląc się tym wnioskiem. Strach w oczach innych, głód wymalowany na zapadłych policzkach… Zdecydowanie nie byłem gotów częstować kogoś tym, co mogłoby w nich wzbudzić odruch wymiotny. To nie litość mój drogi, to po prostu świadomość, że szybko by mnie zabili tym samym czyniąc mnie ślepym na wszystko co się mogło dziać dalej. A byłem ciekaw. Ta paskuda kazała mi patrzeć, nawet zejść matce z odcisków… W końcu doszedłem do wniosku, że więcej „zobaczę” biorąc w czymś bezpośrednio udział. Mimo chęci oglądania krwawych przygód, opowiedziałem się za różnymi protestami, w których brałem udział. Stawałem się częścią społeczeństwa, i gdzieś budziła się we mnie chęć walki. Nie byłem pewny dlaczego walczę, wszak nie miałem nic do uratowania, ale szybko zrozumiałem, że to „z zasady” i nic ponadto. Potrafiłem być bezwzględny, opanować panikę i dokonać pewnych czynów, które może nie były zauważane na pierwszy rzut oka. Towarzyszyła mi też niezrozumiała fascynacja zachowaniem Almy Coin. Miała w sobie coś innego niż dotychczasowe głowy władzy, ale nie żebym kibicował jej czynom. Obserwowałem tylko determinację, którą próbowała sobie wszczepić do kolejnych decyzji, a w końcu i tak nic z tego nie wyszło. Kolejny dowód, że bycie udawaną wersją siebie nie zdaje się na nic. Jej zapędy do organizowania igrzysk mimo próby ratowania się przed nimi, były tak niezrozumiałe, że miałem wrażenie, iż ona sama powinna stanąć na arenie i poczuć ten strach, ten zapach krwi. Może wtedy byłaby w stanie dzierżyć władzę w tym chaosie. Ucieszyła mnie zatem informacja o udanym zamachu, o tym że zapadła w śpiączkę… Ten sen… Być może koszmar… Mógłby ścisnąć ją w dołku, zmusić do krzyku, do oglądania tego, czego zazwyczaj się najbardziej boimy. Ta przyjemna wizja zadawania jej mentalnego bólu z pewnością była budująca dla kwartału, w którym przyszło mi funkcjonować. Nie przeszkadzały mi gorsze warunki życia, chętnie motywowałem innych, że można, że trzeba chcieć. To była jedna z wersji zabicia nudy. I choć jest źle, choć mówią, że getto, że głód, że brak ratunku… To obserwuje politykę, zapamiętuję nazwiska i po raz pierwszy odkładam szkicownik na bok. Zbliżam się kolejnych zajęć podejmując je w większości już bez komentarza. Wszak nie wolno, nie w takich czasach. Nie teraz, gdy może to być jedyna szansa, żeby przeżyć. A przecież chciałbym zobaczyć więcej, co będzie dalej. Jestem ciekawy. Kto wie, może powinienem był zostać rebeliantem… *
Charakter
*Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym jaki świat był przed Panem? Ja tak, to mój konik od momentu, w którym nauczyłem się chodzić i mówić. Mam niezliczoną ilość szkicowników z rysunkami, które przedstawiają ludzi tutejszych i takich, jakimi wyobrażam sobie ich przed operacjami, zmianami, wszystkim co w jakiś sposób przyczynia się do tego, że są tacy… Nijacy. Nie lubię ich setki zmian, które nijak nie oddają tego jak naturalnie zostali stworzeni… Nigdy nie dotarłem do przekazów, które mówiłby o tym, kto stworzył człowieka, kto pozwolił na takie zmiany i po co tworzyć skoro i tak chce się przerobić na kogoś kim nigdy nie będzie. Wizualne różnice to tylko małe oszustwa dla lustra. Tak sądzę, więc z chęcią podążam ścieżką rozgrzebywania tego co mogło stanowić kanwę dla tego co widzimy tu dzisiaj. Matka twierdzi, że przesadzam, że już dawno powinienem zaprzestać takich poszukiwań kropli zeszłego świata, ale mimo tego, że już kilka razy otrzymałem słodkie uderzenie w twarz, co bym się pozbierał… Sądzisz, że to zrobiłem? Kpisz. Jestem uparty, zawzięty, tak głupio oporny, że współczuję sam sobie gdy brnę pomiędzy kolejne koleiny tych dni i zauważam, że nadal moje prace są niczym. Wiem, że wszystko zostało spalone… Słowa, dzięki którym byłoby mi łatwiej odkryć tajemnice. Doskonale wiem, że ludzie się boją, przebaczyli łatwo władzom w podzięce za nowe państwo, za to że mogą żyć. Ale wartość ich życia jest równa zero, walczą, chcą być wolni, chcą lepszego świata. A ja… Ja chcę się dowiedzieć dlaczego coś było, coś zostało zniszczone i co to było. Kilka suchych faktów o narastających kataklizmach to za mało. Głodny jestem wiedzy, tego co mogłoby stanowić moje naturalne środowisko… Gdyby to nie było zaniedbane, aż w końcu zmiecione z powierzchni planety. Nie powiem, że tęsknie. Wszak nie wiem co to było, nie wiem czy mnie by to nie zniszczyło, ale w sumie całe swoje życie traktuje jak jeden wielki eksperyment, więc wybacz… Lecz… Nie przeszkadzałaby mi przedwczesna śmierć. Ale właśnie ten fakt, ten fakt bezsilnej niewiedzy sprawia, że nienawidzę swojej matki(?), macochy? O tym opowiem Ci później, co do tego też mam pewne podejrzenia. Ogólnie lubię rozwodzić się nad detalami, nad ułożeniem Twoich włosów, nad spojrzeniami, którymi delikatnie oplatasz mnie lub kogoś kto stoi obok. Może się dziwisz, że zostaniesz bohaterem jednego z moich rysunków, ale w momencie gdy inspirujesz mnie do tego bym na Ciebie patrzył nie mogę się powstrzymać. I to wcale nie pożądanie, które znasz ze stron powszechnie dostępnych erotyków. To po prostu pragnienie złapania ulatniającego się piękna. Chyba nie wierzysz w to, że wiecznie będziesz świecić idealnie naciągniętą skórą i spojrzeniem osiemnastolatki? W porządku, możesz się zmienić, oszukać wszystko… I sprawić, że odmłodniejesz do dziesięciu lat, ale zabraknie Ci tej iskry. Tego co czyni Cię człowiekiem. Towarzyszy mi wrażenie, że te wszystkie operacje to amputacje poszczególnych członków człowieczeństwa, rozcięcia duszy i siebie. To dalekie posunięcie, wiem. Chyba właśnie dlatego jeszcze nikomu tego nie powiedziałem. Nie to że się boję, ja po prostu czuję się jak heretyk gdy podejmuję z kimś jakikolwiek temat o otaczającym nas Panem. Czy smutno mi, że przez większość czasu jestem sam? Niedorzeczne pytanie mój drogi, bo choć może słowa których do tej pory użyłem czynią ze mnie odludka, to chyba tak nie jest. Lubię przebywać między ludźmi, nawet jeśli w większości nimi gardzę. To doskonała możliwość, by otworzyć usta, usłyszeć swój się głos, porównać go z innymi, wdać się w debatę w celu wymiany sprzecznych poglądów… Bo widzisz mój drogi, ja kocham się kłócić. Ta furia, która nagle rozdziera krtań, zmusza ją do tego by wybuchła, uderzyła o ściany, aż może coś zniszczyła… To jedyne prawdziwe uczucia w które wierzę… Nienawiść. Jest w pełni uzasadniona, płynie z nas, jest naturalna. Realistyczne są jeszcze reakcje na ból, ale na prawdziwy ból. Nie na taki udawany jak złamane serce. Nie da się złamać serca, to przecież mięsień. On tylko pompuje krew. Wszystko co się dzieje tworzy się w Twoim mózgu. Układ limbiczny zapisuje wszystko co widzisz, kojarzy ze strachem, budzi adrenalinę. Hormon ucieczki potrafi zwodzić, ale nie bój się. Możesz wszystko, jeśli tylko weźmiesz coś odpowiedniego w dłonie… To chyba jest powód dla którego jestem zakochany w igrzyskach śmierci. Krew, głupota, strach, panika… Mieszanka idealna dla kogoś o tak spaczonych pragnieniach jak ja. Mam wszystko ustawione na odwrót, rzadko współczuję. Budzę się jako ktoś, kto milczy, a w głowie układa stos obelg, bo nie może już niczego znieść. Szczególnie monotonii, tej samej góry złożonej z identycznych dni, wokół których nic się nie zmienia. A ja tak bardzo lubię zmiany. Właśnie dlatego gdy dzieją się igrzyska, zawsze je oglądam, czuję się tak, jakby ktoś wyrywał mnie z tej ramki bycia synem kogoś, kto zapewnia mi stuprocentowe bezpieczeństwo. Pewnie uważasz mnie za degenerata i za kogoś kto nie ma pojęcia co odczuwają tamci ludzie stojący na arenie. Połowicznie muszę się z Tobą zgodzić, ale praktycznie… Praktycznie to sądzę, że nawet jeśli kiedykolwiek stanąłbym na arenie i nie miałbym siły, aby walczyć to próbowałbym przetrwać do końca, choćby po to, żeby dać się zabić najsilniejszemu. To byłby prawdziwy zaszczyt. Nieszczęśliwe zakończenie, których jestem fanem. Żadne złamane serce, poprzestawiane emocje, rozcięta twarz po nieudanej operacji… To tylko szlachetność, która kojarzy mi się ze światem, którego nigdy nie poznałem. *
Ciekawostki
*Oprócz rysowania, ukochał też pióro. Kaligrafia to jest jeden z jego koników. Doszedł do perfekcji, oprócz podrabiania podpisów swojej matki potrafi też o wiele więcej. To zdecydowanie ułatwiło mu funkcjonowanie jako młodsza jednostka… Teraz sprawia, że mógłby zostać fałszerzem dokumentów. Czy to nie jest jedno z pragnień panemowskich istnień? Nowe tożsamości, co by wyprzeć się staroci? Wszystko jest możliwe. Wierzy w ideały filozofów, zwykł niektórych cytować i ubolewa nad tym, że nie ma zapisów starych myśli. Mogłyby mu wskazać drogę. Ceni sport, ale nienawidzi go uprawiać. Ciężka praca go odstrasza, woli coś spokojniejszego. Cierpi na ataki bezsenności. Nie raz snuje się po domu bez celu z przekrwawionymi oczyma. Wtedy atakuje go ból głowy, który jest nie do zniesienia. Co prawda był z tym u lekarza, ale nigdy nie wziął przepisanych mu leków. Jakby buntował się przed każdą formą pomocy.*
Ostatnio zmieniony przez Orfeusz Zatrisky dnia Nie Lis 23, 2014 6:01 pm, w całości zmieniany 4 razy
Mathias le Brun
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
Temat: Re: Orfeusz Zatrisky Nie Lis 23, 2014 4:41 pm
Wiesz, że cię kocham, ale znalazłam w karcie kilka błędów i muszę Ci je wskazać. :c
Orfeusz urodził się w bogatym i świetnym Kapitolu, którego mieszkańcy po rebelii zostali zagnani do Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej, w karcie wspominasz, że niewiele się zmieniło - ludzie żyli tam w nędzy, pozbawieni swoich dawnych majątków, wyrzuceni na bruk, wszystko co złe i jeszcze więcej. I właśnie w następnych Igrzyskach brały udział dzieci z Kwartał, więc jak uważasz, mógł nadal się w nich podkochiwać, hihi, lub podejść do tego z innej i mnie sprzyjającej perspektywy. Ostatnio nastąpiła zmiana prezydenta i zdecydowano o likwidacji Kwartału/getta, więc ludzie są sporadycznie wywożeni.
W tym dziale znajdują się wszystkie niezbędne informacje, kiedy to przeczytasz, będziesz wiedziała o wszystkich zmianach politycznych oraz fabularnych. W razie czego śmiało pytaj. Do reszty nie mam zastrzeżeń, działaj, I TE SPRAWY. < 3
Orfeusz Zatrisky
Wiek : 22 Zawód : rysownik Przy sobie : gaz pieprzowy
Temat: Re: Orfeusz Zatrisky Nie Lis 23, 2014 6:11 pm
chyba naprawiłam ;c
Mathias le Brun
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
Temat: Re: Orfeusz Zatrisky Nie Lis 23, 2014 9:16 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz gaz pieprzowy, zestaw bandaży i butelkę dowolnego alkoholu. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Przeczytałam i muszę pochwalić za bardzo ładną pierwszą osobę, której mogę jedynie pozazdrościć. Nic więcej do powiedzenia/napisania nie mam, nie będę słodzić, więc powiem, że pięknieładnieślicznie, won do gry, baw się dobrze! < 3