Scena pierwsza, ujęcie pierwsze
Nie jestem pewna, czy jestem jedyną osobą, którą dotyka to uczucie. Kiedy tylko sięgam po jakieś wspomnienie ze swojego dzieciństwa, następuje krótka chwila, w której nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy pamiętam dokładny moment w przeszłości, kiedy znajdowałam się w tym konkretnym miejscu... czy może po prostu widziałam tą scenę na wyblakłej fotografii albo starym filmie. Chcę wierzyć, że naprawdę tam byłam i pamiętam więcej, niż tylko obrazy przesuwające się przede mną na ekranie telewizora, ale nigdy nie jestem pewna.
Jedno z moich pierwszych
prawdziwych wspomnień pochodzi z czasów, kiedy wszystko było jeszcze w porządku. Całkowicie wszystko. Mama nadal żyła, byłam oczkiem w głowie moich braci, nie dostrzegałam dzikiej pogoni ojca za karierą i sama nie stałam się taki człowiekiem jak on.
Wspomnienie jest banalne, ale jakie miało by być, skoro mogłam mieć nie więcej niż pięć lat i ledwo dosięgałam stołu?
Był ciepły dzień jakiegoś letniego miesiąca, ale wtedy wciąż nie znałam jeszcze ich nazw i dlatego teraz nie jestem w stanie wyłowić go z pamięci. Bawiłam się na placu zabaw niedaleko mojego domu, słońce przyjemnie piekło moją skórę, trawa uginała się pod moimi stopami i mogę przysiąc, że jeszcze wtedy się śmiałam. Później zbyt wiele ciężkich doświadczeń zabrało mi pamięć o tym, jak brzmi ten dźwięk i nijak nie potrafiłam go już odtworzyć.
Bawiłam się z innymi dziećmi i właśnie zjeżdżałam ze zjeżdżalni, a na samym dole czekał na mnie chłopiec, którego lubiłam. Albo którego próbowałam sobie wmówić, że lubię. Nie znałam innego modelu rodziny niż ten, który został mi wpojony. Nie potrafię przypomnieć sobie jego imienia, może nawet go nie znałam, może zobaczyłam go tylko tamtego dnia i postanowiłam, że będzie mi się podobać. Wiem, że było inaczej.
Miałam nadzieję, że chłopak mnie złapie, ale kiedy znalazłam się na końcu zjeżdżalni odsunął się zręcznie, a ja wywróciłam się i poharatałam sobie kolana o twarde kamyczki. Wtedy nie wiedziałam, dlaczego mnie nie lubił, ale teraz było już dla mnie jasne, że niektórzy ludzie po prostu tacy są. I może ja po części też.
Chłopiec zaczął naśmiewać się z moich rudych włosów, upiętych w dwa śliczne warkoczyki, z których wtedy byłam taka dumna. Czułam, jak moje oczy zaszkliły się, ale nie potrafiłam niczym odpowiedzieć. Z pomocą przyszła mi mama i chociaż jej włosy były tego samego koloru, to nie bała się małego chuligana. Wydawała mi się wtedy taka odważna i stała się wzorem do naśladowania jeszcze długo przed tym, jak na jej miejsce siłą wszedł mój ojciec.
Scena druga, ujęcie czwarte
Miałam jeszcze kilka, albo kilkanaście wspomnień z mamą i wszystkie były dobre; ciężko jest mi je jednak wyciągnąć z pamięci, bo wszystkie zostały praktycznie pochowane pod czarną chmurą, jaka nadciągnęła nade mnie, kiedy późnego listopadowego wieczora rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
Byłam wtedy okropnie ciekawskim dzieckiem, pełnym entuzjazmu, którego resztki nadal się mnie trzymają, chociaż o wiele trudniej jest mi wykrzesać z siebie taki, który nie byłby udawany. Miałam sześć lat i nie mogłam otwierać sama drzwi, dlatego schowałam się za moim starszym prawie o dekadę bratem. Harry otworzył drzwi, ale zza jego pleców mogłam ledwo dostrzec białe uniformy Strażników Pokoju. Często widziałam ich w towarzystwie mojego ojca, ale tym razem stali w progu sami, a tata siedział w salonie czytając gazetę. Pamiętam tylko gorzkie słowa funkcjonariuszy, czyjeś ręce zaciągające mnie do pokoju i zostawiające za drzwiami, kłótnie moich braci z ojcem przedzierające się zza ściany. Nie miałam pojęcia o co chodzi i żadne racjonalne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy, bo nigdy nie byłam przyzwyczajona do kłótni. Przytłoczona ich słowami wpełzłam pod łóżko i mogłam przeleżeć tam parę godzin albo nawet parę dni, bo wydawało mi się, że świat o mnie zapomniał. Czekałam na mamę, która późnym wieczorem miała wrócić do domu i wydaje mi się, że nadal czekam.
Scena trzecia, ujęcie piąte
Kiedy skończyłam szesnaście lat moje życie stało się o wiele bardziej przytłaczające. Byłam oczywiście od zawsze świadoma, że w innym rodzinom żyje się gorzej niż nam. I nie musiałam ich daleko szukać, wystarczyło wyjść na ulice i przyjrzeć się wystarczająco uważnie. Nie żyliśmy w Jedynce, Dwójce czy Czwórce, gdzie ubóstwo było niemal nieuchwytne; ale nie miało ono wstępu za próg naszego domu. Nigdy niczego mi nie brakowało, a mój ojciec nie dopuszczał do siebie myśli, że jego dzieci mogłyby zostać wylosowane podczas Dożynek. Nie wiem, czy zawarł jakiś pakt z diabłem, ale rzeczywiście lata mijały, a my nadal pozostawaliśmy w komplecie. Prawie.
Ja jednak gdzieś po drodze najzwyczajniej się wypaliłam, miałam wszystko co tylko chciałam, bo wszyscy mężczyźni w mojej rodzinie obrali sobie za cel wyniesienia mnie na piedestały jako jedyną dziewczynę - ale jednocześnie byłam świadoma tego, że wystarczy, że postawię jeden krok, będący nie po myśli mojego ojca i wywołam piekło.
Nie mam pojęcia, skąd wzięło się to parcie na sukces Russella, ale czasami mnie przerażało. Kochał nas, ale oddałby bez zawahania gdyby tylko ktoś zaproponował mu wyższy stołek. Myślę, że było to trochę jak wirus roznoszony drogą kropelkową i w pewnym momencie udało mu się mnie zarazić. Postanowiłam, że osiągnę wszystko to, czego on nie zdołał i podjęłam tą decyzję nieświadoma faktu, jaka mogę być nieszczęśliwa idąc drogą polityki.
Miałam duszę artystki, nie uzurpatora - ale miało zająć to tylko chwilę, zanim umarła.
Scena czwarta, ujęcie siódme
Gdybym miała zrobić listę osób, które najbardziej wpłynęły na moje życie, Rachel plasowałaby się bardzo wysoko, ale przez swój upór nie odstąpiłabym jej pierwszego miejsca.
Kiedy się poznałyśmy miałam może osiemnaście lat i przeżywałam swojego rodzaju okres fascynacji kinematografią, który zakładałam, że będzie trwał tylko chwilę. Ale minęło parę miesięcy, a moje zainteresowanie nie mijało i zaczynałam wahać się pomiędzy studiami reżyserskimi a ekonomicznymi. Pomiędzy mną i moim ojcem dochodziło wtedy do wielu spięć, ponieważ miał wobec mnie całkowicie inne plany i nie odpowiadało mu to, że sama chciałam podejmować decyzje dotyczące swojej przyszłości.
Był jeden z jesiennych wieczorów, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo w przypływie złości wybiegłam w połowie kłótni z domu, z wieszaka zdejmując jedynie kurtkę i marzłam przez całą drogę do lokalnego kina. Mżyło i parę kropel regularnie spływało po mojej twarzy ale ignorowałam wtedy wszystko, chciałam zignorować całe moje życie i najlepiej wpaść pod któryś z samochodów po drodze. Frustracja kipiała ze mnie na wszelkie możliwe sposoby i jestem pewna, że wydarłam się na mężczyznę sprzedającego bilety, kiedy zaoferował mi wejściówki na tanie romansidło. Własnie w ten sposób postrzegał mnie mój ojciec, jako niedoszłą reżyserkę tanich filmów - nikogo, kto posiadałby potencjał.
Wtedy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu i prawie zapachnęłam się, żeby zrzucić ją z siebie, zamiast tego zatrzymałam się z dłonią w powietrzu, miną mogącą zabijać i napuszonymi od wilgoci włosami. W rozpiętej, starej kurtce i białą od zimna skórą wyglądałam jak siedem nieszczęść, ale dziewczyna jakimś cudem powstrzymała się od pełnego politowania spojrzenia. Sama zresztą też nie wyglądała najlepiej, a rozmazany tusz pod jej oczami nie mógł być winą słabego deszczu.
Mężczyzna w kasie był jej znajomym i załatwił nam dwa dostawiane miejsca na jakiś inny film, ale i tak wyszłyśmy w połowie, kiedy stwierdziłyśmy, że na dworze zrobiło się tak ciemno, że możemy także schować się przed światem na zewnątrz. Znałyśmy się może godzinę i nie wiedziałam o niej wiele więcej poza tym, jak miała na imię, ale żadna z nas nie chciała tego wieczoru być sama, więc spędziłyśmy jeszcze długi czas przesiadując na ławce w parku w świetle samotnej latarni, z trudem oświetlającej nawet pobliski chodnik.
W końcu zaczęłyśmy wyciągać na wierzch bardziej osobiste tematy niż dzisiejsza pogoda i od śmiechu stopniowo przeszłyśmy w szloch. W jakiś pokrętny i dziwny sposób o wiele łatwiej rozmawiało mi się o największych obawach i najtrudniejszych wspomnieniach z nieznajomą, niż z kimkolwiek bliskim. Z drugiej strony poczułam się okropnie żałośnie, kiedy w końcu wyznała, że chwilę przed naszym spotkaniem zostawił ją chłopak. Poczułam uciskający ból w okolicy żołądka i chyba zrobiło mi się trochę słabo, kiedy przyłapałam się na tym, że przynajmniej od pół godziny wpatrywałam się w jej wymalowane na czerwono usta, myśląc jedynie o tym, jak bardzo chcę ją pocałować, o tym jak tafla pobliskiego jeziora pięknie odbija się od jej ledwie oświetlonej twarzy i jak blond włosy falują, smagając delikatnie moje ramię. Wzdrygnęłam się lekko i oderwałam swój wzrok, chociaż nie mogłam wyrzucić jej ze swojego umysłu ani zmusić do powrotu do domu.
Chciałam płakać, ponieważ w momencie, w którym poczułam z kimś ogromną bliskość, jednocześnie ta osoba była daleko poza moim zasięgiem. Chciałam płakać nad całym swoim życiem i nad tym, jak donikąd ono zmierzało. Miało to potrwać jeszcze kilka lat, zanim się przyzwyczaiłam i pogodziłam z koleją rzeczy, a później zdecydowałam, że będę dobra nawet w tym czego nie chcę robić. I mając trzydzieści sześć lat nie płakałam już prawie wcale - ale tamtej nocy na ławce miałam ich dopiero osiemnaście i kiedy w końcu zalałam się łzami potrafiłam wydusić jedynie tyle, że była rocznica śmierci mojej matki. Skłamałam.
Kiedy podniosłam wzrok nadal ogarnięta falą wstydu, znów zatrzymałam się na jej ustach i zamarłam na chwilę, próbując podjąć odpowiednią decyzję. Ale czegokolwiek nie zrobiłabym w tym momencie nie mogło przypasować się pod ten przymiotnik. Nigdy nie miał istnieć dla nas odpowiedni moment i nigdy nie zaistniał.
Z Rachel przyjaźniłam się jeszcze przez parę miesięcy, dopóki nie postawnowiłam, że rezygnuję z kariery reżyserskiej na rzecz takiej, w której naprawdę będę miała szansę na sukces i karierę. Ambicja zżerała mnie od środka, ponieważ wydawało mi się, że to wszystko co mam i czego mogę się przytrzymać. Nadal w to wierzę.
Kiedy zerwała ze mną kontakt wykrzyczała tylko, że odebrałam jej szansę na zostanie prawdziwą aktorką i skończenie z życiem w ubogim Dystrykcie. Ale po części się myliła, odegrała jedną z głównych ról w mojej wyimaginowanej biografii, była miłością mojego życia i sprawiła, że byłam jeszcze bardziej nieszczęśliwa i jeszcze bardziej zdeterminowana.
Scena piąta, ujęcie drugie
Miałam dwadzieścia sześć lat, kiedy wyszłam za mąż. Byłam świeżo po studiach ekonomicznych i cieszyłam się będąc dumą mojego ojca. Znajdowałam się u progu kariery i obmyślałam swój kolejny krok, mający przybliżyć mnie do wyjazdu z Dystryktu i ubieganie się o miejsce w rządzie w samej Stolicy. Miałam spełnić martwe marzenia mojego ojca i buntowałabym się jeszcze parę lat wcześniej, a teraz było już o wiele za późno na zmianę kariery. Uznałam też w końcu, że nie muszę być szczęśliwa, wystarczy, że osiągnę sukces. To prawie to samo.
Gavin Annesley spadł mi praktycznie z nieba. Był młodszym zaledwie o rok, odnoszącym sukcesy młodzieńcem z Kapitolu. Jako córka prawie-burmistrza znałam niemalże każdego mieszkańca, a po mężczyźnie od razu mogłam powiedzieć, że nie pochodzi z Dystryktu - już od paru dni chodziły plotki podnieconych mieszkańców, mówiące o podróżnym z Kapitolu, przemierzającym samotnie kraj na motorze. Pospólstwo miało swoją rozrywkę.
Z Gavinem poznaliśmy się w barze, nad pozbawioną klasy drewnianą ladą, przecieraną co jakiś czas przez sennego barmana. Nie było w tym spotkaniu ani wyrafinowania ani magii, ale potrafiłam dodać do niego swojego czaru.
Sączył szklankę czegoś ciemnego, czego nie potrafiłam nazwać i przyciągał mój wzrok, dopóki nie pojawił się przede mną postawiony mi drink. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie, ale odmówiłam grzecznie, chociaż w samotności nigdy nie wylewałam za kołnierz - teraz chociaż przez chwilę chciałam grać niedostępną.
Lata oszukiwania mojego konserwatywnego ojca odpłacały się teraz w nadwyżce i nie miałam problemu z flirtowaniem, chociaż moją uwagę przyciągała o wiele bardziej kobieta siedząca po przeciwległej stronie baru, tak podobna do Rachel, że niemal zaprzepaściłam moje szanse na zamążpójście i prawie podeszłam do niej.
Podrywając go mogłabym może umrzeć ostatecznie w środku, ale miałam wrażenie, że od dobrych paru lat w moim wnętrzu jest już tylko spustoszona pustynia i nie mam nic przeciwko pójściu do łóżka z facetem (jakimkolwiek facetem) o ile tylko przybliży mnie to do władzy.
Byłam też pewna, że gdybym była kimś innym Annesley mógłby mi się podobać. Miał wygląd marynarza i wzrok mężczyzny, który widział już wszystko. Silne dłonie, błysk w oku i perfekcjonistyczne podejście do życia. Może gdybym nie okłamywała go, zapewniając o swojej wielkiej miłości, moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Zamiast tego jednak zostaliśmy małżeństwem.
Scena szósta, ujęcie trzecie
Sześć lat później żyliśmy już praktycznie całkowicie osobno - ale w Kapitolu, więc byłam względnie zadowolona z kierunku, w którym szło moje życie. Nadal pozostawaliśmy z Gavinem w kontakcie, ale nie było to już to, co przed laty - jakby nasze małżeństwo po prostu się wypaliło, chociaż przecież od zawsze sztucznie podsycałam w nim ogień.
Byłam jednak w miejscu, o którym zawsze marzyłam i wszystko układało się po mojej myśli, nawet jeżeli nie miałam czasu ani ludzi, z którymi mogłabym się tym cieszyć. Miałam wrażenie, że naprawdę ukierunkowałam swoje życie i zmuszałam się do tego, aby być z tego powodu szczęśliwa. Trudno było jednak mówić o stanie, w którym odczuwałabym z tego powodu jakieś pozytywne uczucia czy nawet negatywne. Wewnątrz trwałam w zawieszeniu, licząc na to, że ambicja kiedyś okaże się żoną, o której marzyłam. Tymczasem pieniądze zarobione na pracy sekretarki ministra finansów i resztki swojego czasu, poświęcałam na kolejne wyjścia do kina, potajemnie nawet przed sobą licząc, że kiedyś na ekranie zobaczę Rachel.
Scena siódma, ujęcie pierwsze
Mam trzydzieści sześć lat i to, że wyglądam na dziesięć mniej, ludzie uznają za mój największy sukces. Oprócz tego mam przystojnego męża, sekretnych kochanków, wyższe wykształcenie, kilka pamiętnych wspomnień i dobre pochodzenie. Większość kobiet patrzy na mnie z zazdrością i istnieje krótka chwila w której zapominam o moim zobojętnieniu i wydaje mi się, że mają rację.
Ale jestem już o krok od sukcesu, a napędzająca mnie przez lata ambicja nadal działa. Powstanie nowego Rządu pozwoliło mi na wspięcie się po jeden stopień wyżej po drabinie kariery i wydaje mi się, że naprawdę mogę coś osiągnąć. Zapomniałam już tylko o co walczę.