|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Wewnętrzny dziedziniec Nie Wrz 14, 2014 3:07 pm | |
| |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Wewnętrzny dziedziniec Pon Wrz 15, 2014 1:45 pm | |
| Nieco zaskoczyło go, że posadzono go w jednej limuzynie z kimś takim jak Rufus Ginsberg. Za bardzo nie interesowała go polityka, jak też to, kto zajmował wysokie stanowiska, ale przez ostatnie dni nieco nazwisk rzuciło mu się w oko i... To Ginsberg – samo nazwisko było mu bardzo znajome dzięki Gerardowi, a ten mężczyzna... Cóż, starszy od wspomnianego Gerarda, z wysokim stanowiskiem i prawdopodobnie też ojciec tego młodszego. Pewnie gdyby nie nauki matki, to nie wiedziałby, jak otworzyć usta, by przypadkiem go nie obrazić. Z nauk poczciwej Valerie sporo mu zostało i chwała kobiecie. Miał wrażenie w tej chwili, że ponownie zawitał na czerwony dywan dla sław. Valerius, syn jakże odważnej Valerie Angelini! Ciekawe, czy ktoś jeszcze tak by go skojarzył... Jego matka pewnie też już dawno została zapomniana. Po tych najgorszych i jednocześnie najlepszych kilkudziesięciu minutach podróży w towarzystwie tej persony, w końcu znaleźli się na miejscu, w Kapitolińskiej Galerii Sztuki, mogąc na szczęście opuścić już limuzynę. Na szczęście, albo też nie, bo zaraz mieli okazję poznać lobby tego odnowionego budynku i też jego główną salę, która miała mnóstwo wspólnego z Igrzyskami. Jak też inne pomieszczenia... Serio, sala przyszłości? Sala zapomnianych wiadomości?! PAMIĄTKI PO TRYBUTACH, KTÓRZY ZGINĘLI?! Oczywistym było, że to raczej kiepski pomysł, by na początek imprezy oglądać te wszystkie przedmioty i ogromny szkielet stworzenia, które mogło pożreć ich siostry w następnej edycji. Musieli odetchnąć, a przynajmniej on musiał. Ta bestia musiała być ogromna, bo sam jej szkielet taki był i co, jeśli w tych Igrzyskach dadzą jeszcze większą bestię? Delilah kontra bestia? Amanda kontra bestia?! Nie widział zbyt dobrze tych pojedynków. Dobrym pomysłem było więc na jakąś niewielką choćby chwilę zwiać z tego miejsca. Nie sądził też, by Tabitha była innego zdania, więc chwilę później ciągnął ją, obejmując w pasie, ku dziedzińcowi, gdzie miał nadzieję nie spotkać żadnego szkieletu. Ta impreza chyba jednak była złym pomysłem... - Widziałaś ty... Mogliśmy zostać w domu przed telewizorem – stwierdził, patrząc z niepewnością wokół. Nigdzie jednak nie wisiały szkielety samych trybutów. – Mam wrażenie, że nic tu nie załatwimy. Wszelki mój zapał został zgaszony i już go nie ma. Ci wszyscy ludzie... Rany! – Podsumował, biorąc głęboki wdech. Musiał się po prostu ogarnąć, wyrzucić wszelkie obrzydzenie do ludzi i ich pomysłów oraz wynalazków, po czym wrócić do środka i szukać sponsorów dla ich kochanych babek. Był typem wojownikiem, a skoro miał walczyć gadką, to powinien rozsupłać język i ruszyć na pojedynek z innymi przekonywującymi. - Jak się czujesz, skarbie? – Spytał, pocierając jej ramię, choć wątpił, by dzięki temu poczuła się lepiej. Przeżywała to pewnie jeszcze gorzej niż on sam. Delilah była nowopoznaną i, według niej samej, niepewną siostrą, zaś Amanda? Dla Tabithy to była jakby druga połówka, z którą spędziła większość życia. Były bliźniaczkami – to samo w sobie było coś więcej niż zwykłe rodzeństwo. - Damy radę. Ty lubisz sporo paplać... Ten słodki dzióbek wcale ci się potrafi nie zamykać - stwierdził, chcąc poprawić jej humor. Przy okazji też ucałował ten kochany dzióbek. - Możemy choćby złapać samego pana Rufusa, którego mieliśmy okazje poznać. Ten pewnie śpi na pieniądzach - zauważył po chwili milczenia, przyglądając się wystrojowi tego miejsca. Całkiem romantycznie, gdyby nie intencja imprezy, w której uczestniczyli. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Wewnętrzny dziedziniec Wto Wrz 16, 2014 12:05 am | |
| - Jesteś spięty. – Stwierdziła, patrząc z uwagą na towarzysza, gdy to mijali coraz dziwniejsze miejsca w tym swoistym teatrze osobliwości. Naprawdę starała się nie okazywać, jak bardzo to wszystko ją brzydziło. W tym momencie ile dałaby za to, by mieć w sobie choć odrobinę tego naturalnego talentu do błyszczenia w miejscach i sytuacjach takich jak ta obecna. To jednak przypadło w udziale jej siostrze, zaś ona osobiście zazwyczaj unikała robienia szumu dookoła siebie. Niezależnie nawet od tego, w jakich okolicznościach miałoby to być. Zwyczajnie czuła się wybitnie nienaturalnie wśród odstawionych ludzkich laleczek święcie przekonanych o własnej autonomii, a tak naprawdę będących tylko jedynie marionetkami w rękach Coin. Nie mających nawet pojęcia o tym, że są tylko marnymi aktorami na scenie życia, których można w każdej chwili zastąpić. Nikt nie był niezastąpiony, zawsze dało się człowieka wymienić, podstawić na jego miejsce inny model. Niekoniecznie lepszy, ale z pewnością dostatecznie spełniający swoje zadanie. Świat był jedną wielką sceną, zaś każde małe wydarzenie tylko kolejnym aktem wielkiej sztuki, której zakończenia nie znał chyba nikt. Nawet sama Alma Coin, choć uważająca się za największą lalkarkę, podlegała siłom wyższym. I nieistotne było tu już to, jak zwały się te moce. Niektórzy sądzili, że jest to fatum, inni mieszali w to bogów z zamierzchłych czasów, jeszcze kolejni odwoływali się do wszechświata jako bytu rozumnego. Lecz żadna wersja tych przemyśleń nie zmieniała jednego. Theatrum mundi… Życie było tylko, a może aż, teatrem i choćby człowiek wierzgał się, wyrywał, buntował… I tak wciąż istniała jego jasno określona rola do odegrania. Tabitha naturalnie nawet nie mogła domyślać się tej przydzielonej sobie, lecz wciąż niewątpliwie szukała odpowiedzi. Filozofowała wręcz niemożliwie, łapiąc się co chwila na tym, że nieomal potyka się przez to o swoją długą suknię. Która w żadnym razie jej własnym pomysłem nie była, bowiem została jej wciśnięta przez oszalałą na punkcie ubrań znajomą, lecz to tylko drobny szczegół. Drobny, choć obrażenia po wywrotce z jakichś schodów i przeturlaniu się po bruku mogły nie być już takie malutkie. Dlatego też mocniej uchwyciła się ramienia swojego rycerza w czarnym garniturze, dając poprowadzić w kierunku wyjścia z budynku. Tam z pewnością miała czuć się lepiej, wiedziała to już teraz, choć przecież dopiero co opuścili budynek, który piekielnie odrzucał ją od siebie nawet w tej chwili. Za nic w świecie nie chciała doń wracać, choć zapewne to właśnie miała za moment zrobić. Przecież wybrali się tutaj właśnie po to, by rozmawiać z ludźmi, którzy naturalnie w budynku się znajdowali. Wcześniej chciała jednak odetchnąć odrobinę świeżym powietrzem i nabrać sił na coś takiego. Poza tym zbyt duży tłum zwyczajnie ją męczył, zaś ona miała ostatnio dosyć sporo powodów do przemyśleń. Zwłaszcza tych o fakcie najświeższym, jakim powinna się chyba kiedyś wreszcie podzielić. Czy może jednak nie? Podzielić, nie podzielić, zachować, wyjawić, cieszyć czy też smucić? Nie miała bladego pojęcia, jak coś takiego może zostać odebrane. Ba!, wciąż jeszcze nie posiadała stuprocentowej pewności, choć wszystko wskazywało dosyć jednoznacznie. Mimo wszystko, wciąż mogła się mylić, a to byłoby sprawą dosyć nieciekawą. Nie tak jednak, jak wieczne życie w niepewności dotyczącej potencjalnej reakcji. Raz kozie śmierć, jak to mówią. Wciąż jeszcze nie byli małżeństwem, zaś próba tego typu mogła spełnić swe zadanie, pokazując jej wszystko, co zobaczyć potrzebowała. - Teraz nie mamy już raczej jak wrócić. – Stwierdziła z niezadowoleniem, patrząc w niebo i słuchając dalszych słów ukochanego. Stracił zapał… Czy miał go odzyskać po tym, co zamierzała mu powiedzieć? Czy może wręcz przeciwnie, zostawi ją pośrodku placu, by zaszyć się gdzieś milcząco w kącie? - Tak… – Potwierdziła wszystkie słowa ukochanego, odpowiadając na pocałunek i jakby uwieszając się na jego szyi. Pominęła tylko pytanie o samopoczucie, bowiem… - Skołowana. – Potrząsnęła głową, pochylając się w kierunku jego ucha, by szepnąć wreszcie. – Wszystko wskazuje na to, że zaszłam. Nie mam pełnej pewności, ale… Boję się, Vale. Co teraz będzie?
|
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Wewnętrzny dziedziniec Wto Wrz 16, 2014 1:23 am | |
| Nie dziwić się, że był spięty. To wszystko go przytłaczało, całe to myślenie o imprezie sponsorskiej, tych wszystkich ludziach, eleganckości i musiał też przyznać, że nie aż tak bardzo jak przypuszczał. Myślał, że będzie mu ciężko przekroczyć choćby sam próg budynku, a mimo to odważnie go przekroczył i to w towarzystwie nutki zaciekawienia zmianami, które nastąpiły po rebelii. Dopiero potem to wszystko jakoś w niego uderzyło, gdy jego wzrok padł na tabliczkę opisującą szkielet, a następnie na te drobne przedmioty w niewielkich szczelinkach. Fakt, niewiele się zmieniło. Nadal wszystko oblewała perfekcja i bogactwo. Choć jednym, co szczególnie rzucało się w oczka było zachowanie klasy. Nie przytłaczała człowieka cała paleta pastelowych, jaskrawych i żywych różnorodnych kolorów. Ludzie ubrani byli w proste stroje, jeśli porównać je z tymi sprzed rebelii. Przynajmniej na razie nie ujrzał kobiety z jaskrawymi tęczowymi włosami ułożonymi w coś kształtem przypominającego kaktusa. Coś się więc zmieniło, ale nieznacznie. Społeczeństwo przestawało robić z siebie pajaców i to w sumie chwalił. Nie musiał tłumić mdłości, a za to podziwiać kobiety w pięknych wytaliowanych sukienkach. Jak na przykład kobieta z limuzyny lub jego kochana „żona”. Cudowną miała na sobie sukienkę, choć chyba zbyt długą, jak na jej gusta. Dzielnie więc wspomagał ją przy każdym kroku. Wspierał ją, a tym samym wspierał siebie. Jej bliskość bowiem dodawała mu sił. Objął ją w talii, gdy tak stali naprzeciw siebie. Pocałunek nie należał do najkrótszych, ani do najdłuższych, ale dla niego i tak był magiczny. Każdy gest, który wykonywała względem jego osoby, jak najbardziej uwielbiał i chłonął, jakby nagle sen miał prysnąć, a ona znów miała zacząć pałać do niego nienawiścią. To takie niesamowite, że to wszystko działo się naprawdę, jeśli chodziło o ich dwójkę. Resztę jak najbardziej by zmienił. Słowa wyszeptane do jego ucha nieco go zaskoczyły. Z początku nawet nie wiedział, co Tabiitha ma na myśli i miał nawet o to zapytać, gdy nagle go olśniło. Choć i wtedy nie był pewien jej słów i swojej interpretacji. Oczywiście zamiast spytać jakoś subtelnie, naprowadzić na temat, on musiał od razu prosto z mostu walnąć to pytanie. - Że w ciążę zaszłaś? – Spytał cicho z widoczną troską w głosie. Nie potrafił się ugryźć w język, zwłaszcza, że widział, że to bardzo ją nurtuje. – Nie bój się, psotko – odszepnął, kładąc jedną z dłoni na jej policzku i delikatnie głaszcząc jej policzek paluszkiem. – To chyba dobrze, że będzie więcej tak wyjątkowych jak ty ludzi na tym świecie. Więcej Angelinich – zauważył, przytulając ją do siebie i głaszcząc po plecach. – Nie martw się. Z tym też damy sobie radę. W dodatku dziecko to nie koniec świata! Jeśli nie liczyć pieluch, które będziesz zmieniać, moja kurko domowa – dodał z uśmiechem, cmokając ją w czółko, a potem w usta. - No, nie martw się tak. Uśmiechu, Tabby! – Mruknął, uśmiechając się samemu. – Wracamy do środka, czy jeszcze nie jesteś gotowa? – Spytał. Sam czuł, że razem dadzą radę. W jedności siła! Choć może to był jedynie chwilowy zapał? I, cholera, prawdopodobnie miał zostać ojcem! Chyba powinien być totalnie zaskoczony. Kariera na niego czekała. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Wewnętrzny dziedziniec Wto Wrz 16, 2014 12:50 pm | |
| Wrodzona otwartość, hę? Niewątpliwie ceniła takie rzeczy, jednak jakoś niespecjalnie jej to teraz pomagało. Owszem, z pewnością było dobre o tyle, że nie musiała prowadzić jakiejś zupełnie dyskretnej rozmowy, korzystając przy tym z pełni delikatności, bowiem sam połączył fakty nadzwyczaj szybko i raczej nie wahał się wypowiedzieć na głos swojego pytania. Jednocześnie zaś nie miała zbyt dużo czasu, przynajmniej teraz - wcześniej owszem, na przemyślenie tego, co zamierza dalej zakomunikować. Na odkręcenie też nie miała, poza tym nie była przecież aż tak bardzo strachliwą panienką, zaś ciąża miała w przyszłości dać o sobie znać tak czy siak. Cholera! Powinna się ogarnąć, bo zaczynała wychodzić już na bezmózgą panienieczkę. - Najprawdopodobniej tak. - Powiedziała, wzdychając i opierając czoło o jego pierś. Był troskliwy, widziała to, jednak wciąż gdzieś po jej mózgu tłukła się myśl o tym, co poróżniło ich wcześniej, co zniszczyło ich przyjaźń. Wtedy też był wspaniałą osobą, z którą chciała spędzić życie, jednak... Zdecydowanie powinna przestać poddawać się wątpliwościom, które mogły tylko solidnie jej zaszkodzić. Tym razem miało być inaczej, naprawdę w to wierzyła, tylko teraz jakoś nagle zaczynała myśleć o jakichś dziwactwach. Przez obawę, strach, lęk przed odrzuceniem? Tego nie wiedziała. - Nie powinnam, wiem. - Uśmiechnęła się do niego wyjątkowo delikatnie, wtulając policzek w jego dłoń. Czuła się przy nim naprawdę dobrze. Gdyby tylko nie dosyć paskudne okoliczności bankietu. Przez nie czuła się jak zwierzątko w zoo. Odstawione jak najbardziej elegancko, wymalowane i wyperfumowane zwierzątko, które dosłownie wszyscy mogli oglądać i oceniać. Może nie było to faktycznie na zasadach rodem z dawnych przyjęć w starym Kapitolu, lecz coś z tamtej atmosfery wciąż pozostało. Pewna sztuczność nadal unosiła się w powietrzu, czyniąc je czymś ciężkim do przełknięcia. Tak samo zresztą jak zachowania ludzi w tym miejscu. Niby nie były tak zupełnie idiotyczne, jak te większości obecnych mieszkańców Kwartału, jednak wciąż miały w sobie coś ze skrajnego debilizmu. Jak i same Igrzyska. Naprawdę wciąż uważała, że gdyby tak zebrać wszystkich słownie buntujących się przeciw jawnej niesprawiedliwości związanej z organizacją masowej rzezi, z pewnością dałoby się coś zrobić, jednak była to tylko teoria, jaka do praktyki miała się zupełnie nijak. Wybitnie wręcz nieciekawie, bowiem mało kto miałby raczej odwagę zrobić coś tak naprawdę. I to o wiele bardziej przemyślanie niż członkowie obecnego ruchu oporu, którzy po części do organizacji Igrzysk właśnie doprowadzili. Patrząc na to z tej strony, zastanawiała się nad tym, czy osoby siedzące w kontrrewolucji miały zamiar zrobić cokolwiek z całą tą sprawą. Na samym bankiecie co prawda nie było Coin, jednak wiele innych, praktycznie równie ważnych, osób z pewnością się tu pojawiło. Dlaczego by więc nie... Choć było to tylko jej własne teoretyzowanie, nie mające kompletnie pokrycia w rzeczywistości. Przynajmniej na chwilę obecną. Tak czy siak, znowu zaczynała to robić. Stała w towarzystwie narzeczonego, rozmawiając z nim o niewątpliwie ważnej sprawie i uciekając od niej myślami, by tylko nie czuć się coraz bardziej zagmatwanie. A przecież nie powinna tego robić. Musiała zmierzyć się z reakcją Angeliniego, która była nadzwyczaj... Lekka. Przyjął to tak nadzwyczaj prosto i łatwo, nawet przytulając ją do siebie, by się nie stresowała. Musiała przyznać, że nie do końca się tego spodziewała, co sprawiło tylko, że roześmiała się nadzwyczaj lekko, patrząc na niego z błyskiem w oczach. - Angelinich? Jakich tam Angelinich? Nie pamiętam, bym zmieniała ostatnio nazwisko. - Powiedziała już z łobuzerskim uśmieszkiem, całując go raz jeszcze, by westchnąć i ująć jego dłoń, a następnie skierować swoje kroki w stronę wejścia do budynku. - Zatem chodźmy.[z/t] |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Wewnętrzny dziedziniec Pią Wrz 19, 2014 2:15 pm | |
| Na kilka minut przed północą we wszystkich salach budynku pojawiają się pracownicy Galerii, prosząc gości o ponowne zebranie się w Sali Głównej. Pojawienie się tam będzie mile widziane i gwarantuję, że opłacalne. Nie musicie oczywiście przerywać prowadzonych wątków - gry mogą toczyć się równolegle, pod warunkiem, że rozgrywka w Sali odbywa się później. Prywatne wątki można będzie również rozegrać w retrospekcjach. |
| | |
| Temat: Re: Wewnętrzny dziedziniec | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|