|
| Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Sob Sie 09, 2014 1:15 pm | |
| |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Pon Sie 18, 2014 10:35 am | |
| Ceremonia Otwarcia rozpoczęła się. Korzystając z nieobecności trybutów, w ich apartamentach pojawiają się Strażnicy Pokoju, którzy otrzymali nakaz przeszukania kwater i skonfiskowania wszystkich rzeczy osobistych, które udało się dzieciakom przemycić do Ośrodka. Telefony, używki, pamiątki i wiele innych rzeczy - tego nie zastaną już po powrocie do pokoi.
Wasze ekwipunki zostają wyzerowane z przedmiotów materialnych, pozostają jedynie podwyższone szanse i wszelakie kursy. Mentorzy i pracownicy Ośrodka mogą pomagać Wam w uzyskaniu potrzebnych rzeczy. Do Zwycięzcy Igrzysk ekwipunek powróci oczywiście w stanie nienaruszonym. Prosimy o zaktualizowanie pola Przy sobie.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Czw Sie 21, 2014 9:27 pm | |
| /po spotkaniu z Evenem
Cały ten ostatni okres był prawdziwym pasmem niepowodzeń i rzeczy czysto do dupy. Już nawet nie chodziło jej o sam fakt, że wylosowano ją, z tylu innych osób przebywających w KOLCu lub nawet DR!, do udziału w Igrzyskach, gdzie wygraną była solidnie zrypana psychika i utrata, przynajmniej w wypadku Deli, większości najważniejszych osób, zaś nagrodą pocieszenia można było nazwać tylko i wyłącznie szybką śmierć, która oznaczałaby przynajmniej brak gapienia się na to, jak umierają inni. Choć jej plan zakładał przecież nie tylko robienie za widza przy śmierci reszty trybutów, ale też własnoręczne zabijanie ich, co było jeszcze dodatkowo ze sto razy gorsze. Chociaż to nie było największą dostępną porażką oraz powodem do wylewania łez złości czy też, jak to bardziej preferowała Delilah, rzucania talerzami w co popadnie. Największym paskudztwem w tym wszystkim było bowiem to, że w znacznej części nie miała zabijać nieznanych sobie trybutów, lecz osoby jak najbardziej przez nią kojarzone, a często nawet takie, na których w jakimś stopniu jej zależało. Kit z tym, że musiała wymordować nadzwyczaj wielu ludzi. Miała to daleko i głęboko gdzieś, byleby tylko ich nie znała bliżej. To nie w zabijaniu widziała największy problem. Jej podświadomość już od wystarczająco długiego czasu musiała mierzyć się ze znacznie gorszymi rzeczami, ZNACZNIE. Do świadomości tego, że będzie zmuszona do odbierania cudzych żyć, by samej cieszyć się swoim, no i dziecka w jej brzuchu, jak najdłużej… Do tego zaczynała przywykać i nie było to jakoś nadzwyczaj trudne. Trochę krwi, zapewne spora dawka jęków, zmierzenie się z zaczątkami wyrzutów sumienia i tyle. Naprawdę nie uważała, by było to jakoś nadzwyczajnie trudne. Może i się myliła, może i przeceniała swoje siły psychiczne, a nawet i te cielesne, ale w tej chwili nie widziała w tym zbytniego problemu. To nie było najgorszą z możliwych rzeczy, z jakimi miała się zmierzyć na Arenie. Istotne osoby… Sebastian, Amanda, Maya, nawet specyficznego Evena polubiła i nie widziała się jakoś w roli morderczyni tych ludzi. To było nie do pomyślenia, by mogła zrobić coś takiego z zimną krwią i nie postradała przy tym zmysłów. Zwłaszcza w pierwszych dwóch przypadkach, które może i nie należały do najłatwiejszych, a nawet mogła je nazwać wybitnie porypanymi oraz uporczywymi, ale i tak się dla niej liczyły. Abstrakcja. To było dla niej, najnormalniejszą w świecie, zupełną abstrakcją. Życie po raz kolejny sobie z niej zadrwiło, bo jak inaczej miała nazwać wrzucenie na Arenę tylu osób, z którymi w pewnym sensie związana była psychicznie? Drwina losu. Cholerna drwina losu! To skutecznie psuło jej humor. Nawet w chwilach, w których choć na moment go odzyskiwała. Może nie taki zupełny, ale jednak jakiś. Wtedy wystarczyło przypomnieć jej o tym, że z Areny może wyjść tylko jeden Zwycięzca, a ona ma tam stanowczo zbyt wiele osób, na których jej zależy, w tym ojca jej dziecka!, więc sprawa tak czy siak jest przekichana. To z łatwością potrafiło wprowadzić ją ponownie w stan pełnego wkurwu, który mało czym dał się zbić. I tak właśnie teraz wróciła do swojego apartamentu po chwilowej poprawie nastroju, który ponownie coraz bardziej jej się pogorszał, raz jeszcze musząc się zmierzyć z efektami działań osób najwyraźniej specjalnie przeszukujących pokoje trybutów. Jak już wyraziła się w obecności Evena, burdel w pokoju, ale dziwek brak. Chociaż musiała przyznać, że teraz to ona czuła się po części jak dziwka. Może niezbyt dosłownie, ale wyruchana przez siwiejącego typka na przesłuchaniu, który zmusił ją do zrobienia z siebie zdradzieckiej suki. Cóż, przynajmniej udało jej się wyjść bez większego szwanku, choć fakt faktem, że stan jej twarzy pozostawiał wiele do życzenia. Może i wyjątkowo pięknie naprostowano jej nos, ale nie zmieniało to faktu, że dostała przy tym całkiem sporo piekielnie bolesnych zastrzyków i chyba nawet magia ośrodkowych znachorów nie była w stanie uchronić jej przed opuchlizną w okolicach nosa oraz powoli ujawniającym się krwiakiem. Pięknie! Dosłownie wybornie! Przechodząc jakoś przez ten cały burdel w salonie, przekroczyła próg swojej sypialni, chcąc najzwyczajniej w świecie paść na łóżko. Jakoś tak się bowiem złożyło, że nie była w swoim apartamencie od czasu, gdy opuściła go przed Paradą Trybutów, więc dosyć długo już nie spała. Nie na tyle jednak, by padała w miejscu. Co to, to nie! Ona była wręcz przepełniona energią. Złą i zdecydowanie niszczycielską, ale jednak. Lecz nie weszła do swojej sypialni i nie położyła się spać, bowiem jej wzrok przykuło coś innego, zdecydowanie bardziej ciekawego. Coś, co najwyraźniej musiało zdążyć przywędrować tutaj jeszcze przed nią, a o co jakoś odruchowo poprosiła, a właściwie - co podszepnęła, najwyraźniej odpowiedniej osobie, która zadbała o to bez większego pytania. Przynajmniej tyle dobrego, za co chyba wypadało jej podziękować. No i skorzystać. Może i nie powinna tego robić, była przecież w ciąży, ale kapka z pewnością nie mogła jej zaszkodzić. Czyż nie? Podeszła więc powolnym krokiem do barku, wbijając wzrok w wyjątkowo kuszącą butelkę whiskey, która jakby specjalnie połyskiwała w sztucznym świetle, przyciągając ją do siebie. Nie chcąc robić za jakąś zupełną pijaczkę i chlać wprost z butelki, Delilah przyniosła sobie odpowiednie szkło, stawiając je razem z butelką na stoliku w pokoju i kulturalnie nalewając sobie odrobinę alkoholu. A następnie jeszcze tyćko i jeszcze kapkę… Aż wreszcie naszło ją na sprawdzenie stanu swojego nosa w lustrze, choć to był chyba tylko pretekst do pijackiego picia w towarzystwie, więc wyniosła się ze swoimi nowymi przyjaciółkami wprost do łazienki, gdzie oparła się o blat przy lustrze i zaczęła delikatnie badać swój nos. Mimo wszystkich magicznych zabiegów – pobolewał. A ona była za trzeźwa. Stanowczo za trzeźwa, jednak przecież musiała uważać na dziecko…
Ostatnio zmieniony przez Delilah Morgan dnia Czw Sie 21, 2014 10:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Czw Sie 21, 2014 10:45 pm | |
| //po tarasie
Pragnęła zasnąć. Tylko tyle. Nic więcej sobie nie życzyła, niczego nie pragnęła w tej chwili tak bardzo jak odejścia do krainy snów. Błagała nawet Afrodytę, Odyna, Matkę Naturę, Gandalfa i innych magicznych cudaków z mocą, by pomogli jej zasnąć, ale na nic. Przerzucała się z boku na bok, a irytujące okno, które tak naprawdę nim nie było, rzucało jej na pokój irytujące światło księżyca. W dodatku słyszała delikatny szum klimatyzacji, pobieraną wodę gdzieś obok i wszystko, co mogła usłyszeć wieczorem w swoim pokoju i jego okolicach. Chciała zasnąć, nie myśleć i marzyć, śnić, cokolwiek. Wszystko, byle tylko nie myśli i realny świat. I realiści... Chciała tylko spać. Niestety, jej umysł nie zamierzał jej darować i usilnie skakał po wszystkich wydarzeniach, jakie spotkały ją w Ośrodku Szkoleniowym. Wszelkie złe i dobre momenty, choć w sumie teraz, gdy ktoś zniszczył jej idealny obrazek świata, wszystko było złymi momentami, bo, kurwa, byli tu, by iść na rzeź. Żadnej przyszłości, żadnych happy endów, żadnych śmiechów. To nie była zabawa, a cholerne Igrzyska, w których miała zakończyć życie. Miało skończyć się wszystko. Nigdy więcej nie zobaczy Tabithy, nie przytuli się do niej, nie ponarzeka na mieszkanie w KOLCu, nie opieprzy jej za niezauważanie miłości między nią a Valeriusem, nie będzie wypierać się z małżeństwa, które chciała jej zaserwować. Wtedy, na dworcu, przytulała ją po raz ostatni, po raz ostatni ona krzyczała w jej kierunku, cokolwiek mówiła. Już nigdy miała jej nie ujrzeć, ani nie usłyszeć. Tak samo Pithego i Valeriusa. Nie miała pomiziać tej puszystej i mięciutkiej sierści zwierzaka, ani nie dotknąć niesamowitych mięśni tego drugiego. To minęło, ominęło ją i już nigdy więcej miało nie powrócić. Ostatnią bliską jej osobą, z którą miała okazję się widzieć, była Delilah. Kto by pomyślał, że po tym wszystkim jeszcze kiedykolwiek ją spotka? Z pewnością nie ona. Myślała, że to już dawno ma za sobą, że to już koniec. Wrzuciła ich wspólne noce do worka z legendami, które umilały jej czasem istnienie... Wspomnienia, które trzymała jedynie dla siebie i z uśmiechem na twarzy, a czasem nawet z rumieńcem, przewijała, by potem stwierdzić, że to już nie wróci. I pewnie nie wróci. Było inaczej, znalazły się w nowym miejscu, w nowej sytuacji i niedługo miały się dla siebie stać śmiertelnymi wrogami. Jednakże, czy powinna rezygnować z tych ostatnich chwil, w których mogła się poczuć dobrze? Może nawet kochana? Może nawet by ją przytuliła i pocieszyła? Powiedziała, że Sebastian kłamał? Że wszystko jest takie, jakim to widziała wcześniej? Że wyjdą z tego cało? Czuła się teraz naprawdę paskudnie, nie mogła zasnąć, jakiś maniak starych zegarów postawił w jej pokoju jeden irytujący przez tykanie zegar. Miała tego wszystkiego dość, a zwykłe przytulenie było czymś, co przyjęłaby nawet ze wzruszeniem. Mogła nawet uznać, że za taki jeden ciepły tulaniec będzie miała dług względem osoby tulącej... Mogła mieć ogromny dług wdzięczności, ale chciała poczuć prawdziwe ciepło. Nie tylko te jej własne, które zwracała jej kołdra... Kołdra nie mogła jej kochać. Nie pamiętała, od jak dawna w jej głowie siedziała myśl, by pójść do Delilah, ale w końcu, w swojej koszuli nocnej, skradała się po korytarzu, szukając odpowiednich drzwi. Gdy znalazła te z napisem Delilah Morgan, nacisnęła lekko klamkę, by nikogo nie zbudzić zbędnie i przekradła się przez salon na paluszkach, do, jak mniemała, sypialni swojej przyjaciółki. Okazało się, że tak okupowała łazienkę, więc zapukała lekko w drzwi, szepcząc: - Pocieszysz dziś Amandę? A może zrobisz coś innego? Bo paskudnie paskudny humor ma i nie może zasnąć – zanuciła. Nie czekając na odpowiedź, wcisnęła się smutna w perłowej koszuli nocnej i z nieudolnymi opatrunkami na dłoniach do łazienki Delilah i zaraz też przycupnęła na podłodze w pobliżu. W oczy oczywiście rzucił jej się strój Morgany i jej nos, który odbijał się wyraźnie w lustrze. Butelki w jej dłoni też nie można było przeoczyć. - Pijesz? Nie powinnaś. I co ci się stało w nosek? Pacz, ja też nabroiłam... - Powiedziała wypranym z emocji głosem, unosząc dłonie, z których w sumie spadał bandaż. Może powinna go zdjąć? - Umrzemy, prawda? Wszyscy. Zginę... – Mruknęła cicho, patrząc na swoje dłonie. W ustach jej jakoś zaschło. Nie wiedziała, co powinna myśleć o delilahowym nosie, paskudnym siniaku, który już się tworzył czy butelce w dłoni ciężarnej, ale... W jej własnych myślach pojawiła się myśl, że nie powinna pozwolić jej tego wszystkiego wypić, dlatego też wyciągnęła dłoń po jej butelkę. Obiecała sobie i Malcolmowi, że nie będzie, ale... Delilah, Parada, Delilah, Sebastian, Delilah, sen... Alkohol mógł jej pozwolić zapomnieć i pozwolić też zasnąć. Chciała spać, chciała swego pola maków i wieży. Chicła zobaczyć Pithego i Ithy. |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Czw Sie 21, 2014 11:50 pm | |
| Czy to faktycznie wyglądało tak paskudnie jak ona sama to widziała? Nie, nie chodziło jej akurat o jej nos, który tak uważnie oglądała w podświetlonym lustrze, obracając twarz raz w jedną, raz w drugą stronę. A przynajmniej tak teraz sądziła, że nie o tym myślała. W sumie to nawet we własnych myślach zaczynała się znów na powrót gubić i to tylko solidnie psuło jej nastrój. A przecież już i tak było wybitnie paskudnie. Gdyby nie było, cóż, by tutaj nie stała z opuchlizną dookoła nosa, w zakrwawionym trzynastkowym mundurze i z krwią we wszelkich możliwych, niemożliwych zresztą raczej też!, miejscach, co wyglądało zupełnie tak, jakby dopadł ją wyjątkowo obfity okres, nad którym nie mogła w żaden sposób zapanować. Choć naturalnie nie miała i nie mogła mieć miesiączki ze względu na prosty fakt bycia w ciąży. Taki pikuś. Nie mogła mieć tak zwanych dni kobiecych i zdecydowanie nie powinna nawet próbować alkoholu, a jednak nie dosyć, że cała wciąż była we krwi, to jeszcze na dodatek coraz bardziej zaprzyjaźniała się z butelką. No i ze swoim własnym odbiciem w lustrze, które chyba przyjmowało to wszystko z jak największą pogardą. Zupełnie jakby miało się za chwilę odezwać i opierdzielić ją za bycie taką żałosną osobą, a przecież sama siebie nie uważała za godną politowania. Choć… Może teraz faktycznie? Miała sobie dosyć wiele do zarzucenia, choć zazwyczaj przecież tego nie robiła. Nie żaliła się do samej siebie, nie obwiniała się za jakieś żałości, nie była na siebie wściekła bez większego powodu. Zazwyczaj nie była tym typem osoby, która użala się nad sobą i swoim losem. Zdecydowanie bardziej wolała walczyć z jego przeciwnościami. I tak też teraz miało raczej być. Niech no tylko się trochę pozbiera. Jeszcze pokaże tym sukinkotom, gdzie jest ich miejsce! Pożałują bydlaki! Stuknęła butelką w lustro niczym w geście osobliwego toastu, uśmiechając się pod nosem i, już zaledwie po kilku sekundach, na powrót krzywiąc. Czy jej się tylko wydawało, czy może ludzie w gabinecie lekarskim niezbyt dbali tutaj o znieczulenia? A przecież dostała tyle, bolesnych!, zastrzyków, że po chwili ich dostawania nie miała siły ich liczyć. Jakby to sprawiało szarlatanom jakąś psychopatyczną przyjemność. A i tak znieczulenia jej najwyraźniej nie dali, bo czuła ból. Cóż, najwyraźniej sama musiała się lekko znieczulić, co też jak najbardziej uczyniła, wznosząc kolejny toast za dowalenie cholerom od Coin i ponownie ciągnąc solidny łyk whiskey. Może nie było ono jakieś straszliwie wyśmienite i zdecydowanie nie podawała go w odpowiedni sposób, ale i tak smakowało całkiem dobrze. Na tyle dobrze, by popijała je sobie coraz bardziej ochoczo, wgapiając się przy okazji w lustro. Ciekawe czy nie mieli tutaj też jakiegoś odpowiedniego mazidła na krwiaki… Skrzypnięcie drzwi wejściowych do apartamentu zbytnio Deli nie zainteresowało. Przecież logicznym było, że nie miała w nim mieszkać sama i trybut z jej pary najwyraźniej postanowił wrócić do siebie lub też właśnie wyjść ze swojego pokoju i poraciczkować w stronę zachodzącego słońca. Nie rozróżniała skrzypnięć wejściowych i tych wyjściowych. Jej błąd. Albo i nie. Zwłaszcza że nie słyszała jakoś kroków w salonie, które mogłyby uprzedzić ją o nadejściu kogoś. Automatycznie więc przyjęła, że Amadeus właśnie postanowił wybrać się na romantyczną przechadzkę po Ośrodku Szkoleniowym i to nocą. Uuu… I tak miała to gdzieś. Bolał ją nos, głowa domagała się snu, a język i gardło kolejnych porcji alkoholu, który to niespiesznie sączyła, jak najbardziej świadoma tego, że nie ma prawa się upić, choćby i tego bardzo mocno chciała. Wbrew pozorom!, miała w sobie jeszcze jakieś resztki odpowiedzialności. Która nakazała jej odstawić na chwilę butelkę i sprawdzić wreszcie, kto otworzył drzwi do apartamentu. Chociaż nie musiała zbyt wiele się ruszać i trudzić, bowiem już po chwili usłyszała ciche nucenie, którego nie sposób było nie poznać. Nie wydało jej się to zbyt dziwne, choć o tej porze… Słabo zakamuflowany stalking? Tak czy inaczej, pacnęła nogą w drzwi, uchylając je i patrząc na wchodzącą do łazienki Amandę. Zmarszczyła brwi na widok jej beznadziejnie założonych bandaży. Co też ona sobie znowu zrobiła? - Nie powinnam to ja być tutaj. W tym zdrowo pierdolniętym miejscu. – Stwierdziła, machając ręką w geście mającym zademonstrować koleżance pełnie beznadziejności dookoła nich. – Powiedzmy, że miałam szybki kurs prowadzenia dialogów z bdsm w gratisie. A tobie co? – Spytała, wyciągając butelkę w stronę Dee, chociaż przecież nie w jej geście było dzielenie się z kimś czymkolwiek. Teraz jednak jakoś nie mogła nie podzielić się poprawiaczem nastroju ze zdołowaną znajomą. – Nie mów tak. – Stwierdziła po chwili, podchodząc do Amandy i zaczynając zdejmować jej bandaże, by opatrzyć rany w bardziej ogarnięty sposób. Od czegoś się miało kurs pierwszej pomocy, nie? Nie była nawet na tyle pijana, by zapomnieć, jak się z niego korzysta. A szkoda, przynajmniej po części, bo stanowczo za dużo myślała. – Nie pieprz, nie umrzemy. Wyjdziemy z tego cali i zdrowi. – Całkowicie specjalnie nie korzystała z wersji całe i zdrowe, bowiem jednak miała taki malutki cień nadziei. – I jeszcze w pełni sił, by móc napluć wrogom w twarz, nie? Nie? Nie damy się tak od razu rozwalić. Silne z nas baby! Prawda, Dee?! Poza tym nasz mały Morganek musi przeżyć, czyż nie? A ciocia Mandzia choć raz go uściskać. |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Pią Sie 22, 2014 1:08 am | |
| Amanda nie sądziła, że nie umrą, że wyjdą z tego cali, zdrowi, szczęśliwi z motylkami w brzuszkach, z wielobarwnymi fantazjami w główkach, które zamierzali spełnić, z planami na przyszłość i w ogóle. Już nie sądziła, nie wierzyła, nawet nie miała nadziei. I jeszcze z siłami, by móc napluć wrogom w twarz? Trochę kiepsko. Tak jakby nie była w stanie zrobić nic, bo jedynie szczerzyć się potrafiła. Potrafiła, bo to chyba ją opuściło i to tak na wieczność. Nie czuła jakoś tego, sensu, by się szczerzyć. Patrzyła chwilę na trzymaną butelkę, wahając się, czy powinna. Obiecała sobie, obiecała Malcolmowi, w pewien sposób też Emrysowi i Tabithcie. Chciała zachować trzeźwość umysłu dla Igrzysk, których... i tak nie miała szans wygrać, a zachowywać trzeźwości umysłu właściwie w tej chwili jakoś nie miała ochoty. Oj, bardzo nie miała ochoty. To takie popieprzone! Serio, nie miała już ochoty rozsądnie myśleć, ani szalenie, ani pozytywnie, bo przecież ostatecznie na serio miała wylądować w trumnie, a wpierw martwa na jakimś dzikim pustkowiu, utopiona, otruta, przebita lub rozerwana przez zwierzęta. Ciekawe, czy oddadzą jej ciało Tabithcie. Siostra... Nie wybaczy jej tego, że umrze. Nie miała już innego wyjścia. Wzięła mały łyk, by po chwili pociągnąć nieco więcej. Gdyby wylała butelkę do zlewu, Delilah miałaby jej to za złe, a tak miała szansę na swoją kochaną fikcję, a przy okazji chroniła Morgańca, czyż nie? Usprawiedliwienie świetne i same plusy, dlatego brała kolejne łyki bez oporów, dając się grzecznie profesjonalnie opatrzyć Delilah. Chyba znała się na rzeczy w przeciwieństwie do jej osoby. Amanda nie miała zielonego pojęcia, o zawiązywaniu tego wszystkiego i owijaniu. Chyba powinna się tym zainteresować, gdyby miała jakiekolwiek szanse wgrać, ale ich nie miała, więc... Wyjebane? Oh, tak! - Niszczyłam kwiaty – stwierdziła, nie chcąc na razie Delilah wspominać o spotkaniu z Sebastianem, o rozmowie o niej i jej beznadziejnym planie odegrania popieprzonego Romea i jeszcze bardziej popieprzonej Julki. – I ze mnie raczej nie jest silna baba... Spójrz na mnie! Chomik jakiś. Można zgnieść jedną dłonią – podsumowała siebie i z początku za wiele nie mówiła. Dopiero potem, gdy opróżniła z połowę butelki, język ponownie jej się rozplątał, a dobry humor zaczął powoli wracać. Wspominała ich stare dzieje, opowiadała o starym domu, o przystojniaku, który ich uratował, czyli Valeriusie, o przygodach z jej snów, o Tabithcie i Pithym. - ...moja siostra. Jest niesamowita. Opowiadałam ci kiedyś o niej, ale wtedy byłam na nią wściekła, bo Alvertus o niej czasem paplał, by zrobić mi na złość. Byłam zazdrosna, tylko tyle. Tak normalnie, to jest cudowną osobą. Ostatnio się mną non stop opiekowała, gdy ja nie byłam obecna... A potem kupiła mi małego puszystego króliczka, którego nazwałyśmy Pithy. Pithy i Ithy! Raczej nie łatwo było go zdobyć w KOLCu, ale ona to zrobiła. Dla mnie. Ech, a wcześniej na nią nawrzeszczałam. Głupio mi... - ...nowy przyjaciel. Niewierny Tomasz wcale nie zdradził żony... - ...szalałam na punkcie różowego. W sumie nadal szaleję! Bogowie, to chyba robi ze mnie jedną z tych stereotypowych blondynek, co nie? Może powinnam taką udawać na wywiadach i chichotać pod nosem jak debilka, bez powodu, za miłość do Coin! Coin, hihihihi, kocham, hihihihi, cię! Muah! Muah! Muah! Przybądź do mojego łóżka! Tęsknię... Chcę cię poczuć dobrze... Chcę wyraźnie poczuć twą miłość... Kooochasz, Mandzię, prawda?! Coooin... - ...to chore, ale mi się to śniło. W sumie śni mi się prawie każdy facet, z którym rozmawiam choć przez chwilę. Chyba przez Alviego zostałam seksoholiczką, a teraz pomyśl o tym, że ja już dawno... z nikim... Boję się, że będzie wśród nich ten twój znajomy, na którego się rzuciłam. Chyba głupio wyszło. Jakoś tak zareagowałam instynktownie. Może faktycznie mam coś w sobie z pumy... Smak księżniczki, dzikość pumy. Amandos... Mam coś w sobie z piwa? W sumie nam się alko kończy. U mnie pusto, bo mój mentor wszystko wylał, u ciebie pusto, to może u twojego przyjaciela nie? Myślisz, że Sebastian byłby gotów podzielić się z nami kilkoma kroplami? Nie wygląda na zbyt uprzejmego... - Rany, nie zauważyłam nawet, kiedy zdążyłaś mi poprawić opatrunki! Wow! To niesamowite! Moja wybawczyni! Mój osobisty bóg! To dobrze, mam ochotę na jeszcze więcej alko, a tu... Miałam nie pić, ale pieprzyć to! Pieprzymy to? I swoich wrogów też... Ale nie w ich zgniłe tyłki! Ooonie! Nie pieprzymy ich w tyłki! Ani oni nas! Ha! Cholera, cud... Chodźmy do Sebuleczka. Mandy chce więcej, a u nas suuucho. Cholera razy dwa, czy ja jestem na pustyni? Czy to piasek, a ty...? Czy jesteś Strażnikiem Królowej Pustyni? Zakujesz mnie w kajdany i zaniesiesz do Oazy Lybergowej? Chcę do oazy! Chcę do oazy! – Krzyknęła, zaraz ściszając ton i się chichocząc pod nosem. Zapomniała, że mogła obudzić współlokatora Delilah, ale czy to było istotne? Cóż, chyba nie. Mandy podniosła swój tyłek wcale nie cicho, dzięki pomocy Delilah, czemu towarzyszyły pewne zawirowania w główce, mizianie ścian i salwy śmiechu. Jednakże zaraz zamilkły i udając tajnych agentów, ruszyły na przeszpiegi. Wpierw wybadanie terenu, potem atak! [z/t dla Delilah i Amandy]
|
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Nie Sie 24, 2014 4:36 pm | |
| // Dom
Bezszelestnie otwarcie drzwi, postać w krawacie weszła do pokoju, wprowadzając delikatny podmuch wiatru z korytarza do środka i jakąś tajemniczą atmosferę. Atmosferę powtórzonej historii. Znowu pojawił się w Ośrodku Szkoleniowym. Z kieszeni szarego płaszcza wystawały mu papierosy, twarz miał ukrytą za kapeluszem. Zupełnie jak nie on, ale to jednak on. Booker. Rozejrzałem się po pokoju, szukając jakiejś sieroty albo małego chłopca z kompleksami. Wyciągnąłem z drugiej kieszeni płaszcza postrzępiony i pognieciony kawałeczek papieru. Tak Booker traktuje dokumenty od Almy Coin. Nazwiska to Delilah Morgan i Amadeus Ginsberg. Amadeus brzmi jak osobowość podobna z charakteru do Kupsztala, jednak trzeba pamiętać, że inny pan Ginsberg pracuje dla rządu, więc to musi być niezła szycha. Delilah. Czyżby to była jakaś ostra zawodniczka? Pewnie przekonam się jeszcze dzisiaj. Przyjemność sprawiło mi zerknięcie na to miejsce jeszcze raz. Jest odświeżone, nowe, a jednak przywraca wspomnienia. Z jednej strony musiałem tutaj przyjść. Skoro nawet Cordelia wie o Evelyn, to na pewno mam już na pieńku z Almą w tej sprawie. Pamiętam pierwsze spotkanie z naszą mentorką. I ostatnie. Cypriane zostawiła nas samych sobie. Prawdę mówiąc, do końca miałem nadzieję, że pomoże nam zgrać się. Pogodzić się z Lorin. Może to by coś zmieniło. Może na Arenie nie wydarzyłoby się tyle krzywd, które sobie wyrządziliśmy. Może byłoby lepiej. Tylko, że nadal nie wiem, czy ta dziewczyna jest moim sojusznikiem, czy wrogiem. Ciekawe, czy jest mentorem na tych Igrzyskach. Podrapałem się w tył głowy i zostałem sam z głuchą ciszą. Zostawiłem kapelusz i płaszcz na małym, dekoracyjnym wieszaczku przy drzwiach, zostawiając na sobie żółtą bluzę i dżinsy. Normalny domowy ubiór. Nigdy nie ubierałem się w garnitury ani takie rzeczy, i chyba wolę, żeby tak zostało. No, chyba że do czasu pewnego ślubu. Wciąż nic. Przeczesałem szafeczki w kuchni, szukając czegoś na ugaszenie pragnienia. Gówno. Tylko woda gazowana, lekko gazowana, niegazowana, soki wszelkich rodzajów i coca-cola. Wyjrzałem przez okno i popodziwiałem panoramę miasta przez chwilę. Szkoda, że była tylko projekcją holograficzną z kamery, która znajdowała się kilkanaście metrów nade mną. Na szczęście wziąłem ze sobą karty do gry. Wróciłem do ozdobnego wieszaka i pogrzebałem w kieszonkach, których było dosyć sporo. Wyciągnąłem karty, zapałki, papierosy. No i teraz możemy się bawić. Zacząłem układać domek z kart, trzymając w ustach to, co tygryski lubią najbardziej. Mam nadzieję że nie mają nic przeciwko odrobinie dymu. Ani że nie ma dymoczujki w pobliżu. |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Nie Sie 24, 2014 8:32 pm | |
| /gdzieś z Ośrodka ^.^"
Nie spieszyła się z wejściem do apartamentu, bowiem jakoś nie widziało jej się siedzenie w miejscu takim jak to. Może i nie odróżniało się niczym specjalnym od całej reszty Ośrodka Szkoleniowego, jednak dla niej samej było jakieś takie… Puste? Dokładnie. Niewątpliwie luksusowe i zdecydowanie wygodne jak mało co, ale też aż nazbyt wyciszone, chłodne. Przypominające jej jedną z tych typowo miejskich zdobyczy jej wuja. Może faktycznie zachwycającą na pierwszy rzut oka, lecz zdającą się też onieśmielać człowieka, sprawiającą, że czuł się jak niedoświadczony aktor, którego nagle ktoś rzucił przed rozwrzeszczaną widownię. Do czego chyba zwyczajnie musiała się na powrót przyzwyczaić ze względu na to, że była tutaj dokładnie po to, by nieudolnie przygotowywać się do wzięcia udziału w krwawym przedstawieniu, jakie miało zadowolić rządnych atrakcji członków byłej rebelii oraz te osoby z Kapitolu, które w odpowiednim momencie wyczuły pismo nosem i odpowiednio się ustawiły. W innym wypadku zapewne nieźle by się wściekała o to, że nie miała możliwości zareagowania w dobrym momencie i jak najlepszego ochronienia swojej własnej dupy, lecz teraz to raczej nie miało zbyt dużego znaczenia. Tak czy siak, do puli igrzyskowych trybuciątek trafiły też osoby mieszkające w Dzielnicy Rebeliantów, więc w obu przypadkach, obecnym i tym zawierającym w sobie mieszkanie właśnie tam, wisiałoby nad nią niebezpieczeństwo wylosowania. Które teraz już w sumie niebezpieczeństwem tak do końca nie było, zamieniło się bowiem w najzwyklejszy pewnik i akt dokonany, ale to tylko kolejny nieistotny szczegół. Jeden z wielu nieważnych elementów, które może i razem były w stanie coś zbudować, lecz z pewnością nie miało być to nic dobrego. Złapała się na tym, że zaczyna filozofować i rozmyślać nad całkowicie niepotrzebnymi rzeczami, bo przecież tutaj z góry nie istniało nic dającego się nazwać dobrym, więc praktycznie natychmiastowo przerwała to, parskając przy tym na siebie wściekle. Tylko sama sobie dodawała dziwactw, które na dodatek mogły ujawnić się choćby i na Arenie, dosłownie zsyłając na nią szybką śmierć. Bowiem nie od dzisiaj wiadomo było, że tam najważniejsze było skupienie wraz z szybkim reagowaniem. Akcja – reakcja. Rozmyślanie może i przydawało się w niektórych momentach, ale też tylko takie, które mogło coś zapewnić lub też w znacznym stopniu zmienić. Nic więcej. Jej akcją w tym przypadku było naciśnięcie klamki i wsunięcie się do apartamentu, zaś reakcją… Reakcją mogło być dosłownie wszystko, co było po tym, choć ta jej własna obejmowała sobą zmarszczenie brwi w zdumieniu, a następnie momentalne uniesienie ich, gdy zauważyła zajęcie jej niespodziewanego towarzysza. Spojrzała na niego nie kryjąc rozbawienia. Może nie takiego zupełnego, bo przemieszanego z politowaniem, ale i tak. - To. – Machnęła ręką w stronę domku z kart. – To jakaś aluzja dla nas – trybuciątek, których życie ma się rozlecieć jak taki karciany domeczek? Nie było piasku, by zamki budować czy co? – Nie był to raczej powód do radosnego uśmiechu, ale czarnego humoru już jak najbardziej. – Powinnam powiedzieć dzień dobry, ale że dobry nie był… |
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Pon Sie 25, 2014 3:49 pm | |
| Ostatnie dwie karty utworzyły szczyt karcianej górki. Istne arcydzieło, perfekcyjna symetria, stabilność i klasyka. Co za szczęście, że nie ma tutaj przeciągów. No, może nie było to aż takie arcydzieło, ale przyjemnie było odciąć się na chwilę od panemowych problemów i zagłębić się w przyziemnym świecie asów i waletów. Wtedy jednak do pomieszczenia weszła jakaś osoba, na którą nie zwróciłem uwagi. Podmuch powietrza z roztwierających się drzwi doleciał do budowli, która po chwili rozpadła się na kawałeczki. Zamknąłem tylko oczy w lekkim, wewnętrznym zirytowaniu, wciąż pochylony nad karcianą kupką. Siedziałem nieruchomo. I wtedy świat królowej kier prysł jak bańka mydlana. Jakaś dziewczyna. Jako detektyw od razu zauważyłem jej podobieństwo z wyglądu do pewnej dziewczyny z ostatnich Igrzysk. Oczywiście, chodziło o Illisę, najbardziej brutalną i porywczą dziewczynę ze wszystkich, która jednak okazała się być nie taka silna, jak można było podejrzewać. Jej sojusz rozpadł się jak taki właśnie domek z kart, runęła na ziemię zastrzelona przez Katy. Były jednak pewne różnice. Illisa raczej nie miała krzywego nosa ani tylu kalorii na ruszcie. Chwila, czy to aby na pewno kalorie...? Podniosłem się, przypominając sobie nazwisko z karteczki. Morgan, no tak. Z uśmiechem podszedłem do dziewczyny, podając jej dłoń w przyjacielskim (?) geście. Nie wiedziałem za bardzo, co robić. Miałem wielką ochotę spytać ją o krzywdę na twarzy i jej... krągłości? Na pierwszy rzut oka wyglądała na silną i niezależną, ale widzialne fakty dodają tej osobie kontrowersji. – To... to jakaś aluzja dla nas – trybuciątek, których życie ma się rozlecieć jak taki karciany domeczek? Nie było piasku, by zamki budować czy co? - Pierwotnie miała to być wieża z butelek po winie, a skoro tych nie było. - odpowiedziałem szczerze, z żalem spoglądając na rozwalone karty, nie wdając się w szczegóły - Z braku laku dobry kit - podsumowałem. - Powinnam powiedzieć dzień dobry, ale że dobry nie był… - blondwłosa dopowiedziała. - No to piątka - odparłem, podchodząc do dziewczyny i wyciągając rękę w śmiałym geście. Ten dzień był zły, ponieważ musiałem wstać rano, a wczoraj z Hope pracowaliśmy do późnej pory. Ale, jak mówią, zło nigdy nie śpi. Szczerze mówiąc, chciałem mieć to z głowy szybko, wrócić do domu i położyć się. Ale nie chciałem, żeby dzieciaki poczuły się jak ja wtedy, gdy Cypriane... no wiecie. Była jedna rzecz, która mnie niepokoiła. Dziewczyna wyglądała na starszą ode mnie. Do tego była (?) ciężarna. Czy naprawdę mógłbym ją czegoś nauczyć? Nie chciałem od razu przechodzić do sedna, czyli do relacji 'mentor - trybut'. Chciałem, żebyśmy poczuli się jak ludzie na równi. - Często wracasz do domu z taką twarzą? - zapytałem bezpośrednio. Odłożyłem sprawę zbędnego balastu na drugi plan. Z jednej strony chciałem zaprzyjaźnić się z tą interesującą dziewczyną, a z drugiej nie zaprzyjaźniać się z (na 95%) trupem. |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Wto Sie 26, 2014 2:15 am | |
| Spodziewała się już raczej powrócić do zupełnie pustego apartamentu, nawet przy obecności młodego Ginsberga uznawała to miejsce za wybitnie pustawe i denne, co w sumie w wielu kwestiach nie byłoby aż tak bardzo złe, jednak nie miała szans nawet przeanalizować ten nagłej myśli, bowiem sama zdecydowanie nie była. Nawet ona wiedziała, że raczej niekulturalne byłoby zignorowanie kogoś nim chociaż zdąży się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie zrobiła więc niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób ukazywać jej poirytowanie dniem dzisiejszym oraz chęć jak najszybszego znalezienia się już w cieplutkim łóżku i odcięcia się od wszelakich głupotek za pomocą najzwyklejszego w świecie snu, bo swojego zdania co do siedzenia bez większego celu w apartamencie, cóż, chwilowo jeszcze nie zmieniła. Choć i tak nie było w nim tak źle, jak się tego spodziewała. Zniszczone i porozwalane rzeczy dosłownie zniknęły, rozpłynęły się gdzieś w powietrzu, zaś na ich miejsce najwyraźniej doniesiono nowe. Tak samo nieciekawe i w większości niezbyt wiele wnoszące. No, poza złudzeniem elegancji, luksusu, dbania o ich zmysł estetyczny i bzdetami tego typu. Jednak i tak powinna chociaż cieszyć się, że raczyli tutaj posprzątać. Choć była praktycznie całkowicie pewna, że to akurat nie zasługa osób, które wcześniej ten burdel w jej apartamencie zrobiły. Te pewnie siedziały tylko wygodnie na swoich parszywych dupach, planując kolejne uprzykrzanie im życia. No, nieważne zresztą. Popsioczyć na ludzi mogła zawsze później, teraz zaś miała na czym się skupić. Na czym, a właściwie – na kim. W sumie całkiem ciekawiło ją, co też może mieć do powiedzenia, dotąd raczej dosyć nieobecny, jej mentor. Po chwili zastanowienia udało jej się bowiem rozpoznać w tym osobniku kogoś, kto teoretycznie powinien przygotować ją do radzenia sobie na Arenie. Cóż… I miała nadzieję, że w rzeczywistości to tylko teoria nie będzie, choć nie umniejszała w żadnym stopniu jej wagi, bo przecież nie mieli tam prowadzić kółka dyskusyjnego. Tak czy inaczej, podała towarzyszowi rękę na powitanie, starając się nawet wyglądać jak najmilej, choć ostatnio praktycznie przez cały czas wewnętrznie czuła się fatalnie, co też w znacznym stopniu wpływało na jej zachowanie i postawę. Oraz te wszystkie stwierdzenia wychodzące z jej ust, których nie szło raczej nazwać pogodnymi. - Faktycznie, butelki byłyby znacznie ciekawsze. Mówię tutaj zwłaszcza o opróżnianiu ich, ale i te wszystkie resztki wina w środku… Zwłaszcza czerwone byłoby odpowiednie. Krwawo. – Stwierdziła, patrząc na porozrzucane karty i wzruszając przy tym ramionami. – Cóż, jak się nie ma, co się lubi… – Ponownie poruszyła ramionami, po chwili marszcząc brwi i odpowiadając na gest chłopaka. Dosłownie nie mogła powstrzymać kolejnych słów, które cisnęły jej się na usta. – Gorszy dzień, hę? Pociesz się tym, że gorzej już być nie może. Ja mogę jeszcze umrzeć. Nie to, żebym miała taki zamiar, ale niezbadane są ścieżki i takie tam. Słysząc zaś, przyznajmy szczerze – dosyć otwarte pytanie, nie mogła nie parsknąć gorzkim śmiechem. Przynajmniej nie trafiła na sztywniaka lub bardziej wystrachaną istotkę od niej i za to zaczynała jednak tego gościa cenić. Za szczerość i bezpośredniość. Przynajmniej uniknie dzięki temu mydlenia oczu i bezsensownych gadek o tym, że z pewnością wszystko będzie dobrze, a na Igrzyskach wypadnie świetnie… umierając. - Normalnie nie stać mnie na takie przyjemności, ale ci tam z góry byli wyjątkowo łaskawi. Zauważyli podrabianą krew na sukience i postanowili podarować mi trochę mojej własnej. – Spojrzała towarzyszowi prosto w oczy, ruszając się wreszcie z miejsca, by usiąść na podłodze i zacząć zbierać karty. – Milusińscy, nie? Amitiela zamienili w pokojowy znak tęczy, zaś co do Griffin nie mam bladego pojęcia. Też ją raczej ukochali. Tak czy inaczej, dodatkowe atrakcje zaliczone. Zagramy? |
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Wto Sie 26, 2014 6:34 pm | |
| Gdyby życie polegało na byciu zgrabnym mówcą, odpadłbym w przedbiegach. Dzisiaj jak zwykle starałem się być bezpośredni i zwięzły, pokazać się od tej prawdziwej strony, która polegała na krótkiej i przyjemnej zasadzie. "Szybko i skutecznie". Odkąd pamiętam kierowałem się tą zasadą, od czasu pobytu u porywaczy, przez KOLC i Igrzyska Śmierci aż do detektywistycznej przygody, która czasami wydawała się być nie pracą, a przyjemną krzyżówką, łamigłówką, którą rozwiązujemy w letnie popołudnie na świeżym powietrzu. Ta praca pozwala się odprężyć, a zarazem zaskakuje, daje nieoczekiwane wyzwania i przysparza emocji. Ciężko powiedzieć, ale to chyba było jakieś takie moje marzenie, które ukrywałem przed sobą. Kiedyś wydawało mi się, że nie miałem marzeń. Kontemplowałem nad tym, jak przeżyć, dokąd iść i jaki obrać cel. Czy przeżyję, czy dojdę i czy obiorę jakiś cel. Ale tak naprawę nie było rzeczy która by mnie naprawdę uszczęśliwiła, bo przecież wszystko miałem. Miałem życie, które wydawało się być samowystarczalne, wydawało być się silnym jeden pośród słabych jeden, które łączyły się w dwójki, trójki i w nieskończoności. Wydawało mi się, że nic mi nie brakuje. A wtedy poznałem Evelyn. Cordelię. Hope. Daisy. Mathiasa. Amandę. Lorin, i wiele innych ludzi, którzy - można tak powiedzieć - mogli zwać się moimi przyjaciółmi, co i ja mogłem powiedzieć o sobie w stosunku do nich. Zobaczyłem wiele wydarzeń, rebelii i nieszczęść, wiele typów ludzi, jak Alma Coin, Illisa czy Katy, zobaczyłem podobieństwa między ludźmi. Wreszcie zobaczyłem świat na powierzchni ziemi, który był zupełnie inny niż ten, którego spodziewałem się zobaczyć przed rzuceniem kajdan. Świat wolnego człowieka, który obserwuje świat przez zamglone soczewki i zaślepki, przez judasze i kurtyny. Bardzo ciężko przez nie zobaczyć prawdziwe oblicza ludzi. Prawdziwe powody pewnych wydarzeń. Prawdziwych przyjaciół. Czy ta dziewczyna może być moim przyjacielem? Czy chcę mieć ją za kolejnego wroga, czy mieć kolejną osobę, której trzeba ratować dupę, kiedy będzie bezrobotna, kiedy jej dziadek będzie potrzebował uwolnienia lub kiedy nie będzie mieć pomysłu na pokaz szkoleniowy? Wybór należy tylko do mnie. - Faktycznie, butelki byłyby znacznie ciekawsze - Pod względem gustów architektonicznych jesteśmy zgodni - Mówię tutaj zwłaszcza o opróżnianiu ich, ale i te wszystkie resztki wina w środku… Zwłaszcza czerwone byłoby odpowiednie. Krwawo - znowu nasunęło się skojarzenie z brutalnością Igrzysk. Czy ta dziewczyna była aż tak przerażona? A może to była tylko groteska, którą wewnętrznie podnosiła samą siebie na duchu. – Gorszy dzień, hę? Pociesz się tym, że gorzej już być nie może. Ja mogę jeszcze umrzeć. Nie to, żebym miała taki zamiar, ale niezbadane są ścieżki i takie tam. Dziwne. Ta dziewczyna wydawała się być zdenerwowana. Miałem nadzieję, że przypomina Illisę nie tylko z wyglądu, ale i z jej porywczego charakteru. Pani Śmierć była niemal pewna, że w tamtych Igrzyskach była faworytem fortuny, czarnym koniem. Wydawało się, że ma asa w rękawie, a nawet coś bardziej zabójczego. Umarła jeszcze w pierwszej połowie, o ile pamiętam. Zabawne. Mimo wszystko, Morgan (nie wiem czemu, wolę nazywać ją po nazwisku) może mieć niemały problem pod Rogiem. Nie tylko dzięki jej fizycznemu balastowi, ale także dzięki swojemu lekkiemu zawahaniu. Miejmy nadzieję, że to tylko maska, żeby zmylić obcego człowieka. Dziewczyna wybuchła gromkim, lecz krótkim śmiechem na pytanie o swoją krzywdę. - Normalnie nie stać mnie na takie przyjemności, ale ci tam z góry byli wyjątkowo łaskawi. Zauważyli podrabianą krew na sukience i postanowili podarować mi trochę mojej własnej - dziewczyna popatrzyła na mnie i przysiadła na podłodze, po czym zaczęła zbierać karty, co postawiło mnie w trochę niezręcznej sytuacji. Stojąc między dekoracyjnym stolikiem do kawy i designerską kanapą ze skóry podrapałem się w tył głowy z wyrazem twarzy pod tytułem 'Czekaj, muszę pomyśleć', patrząc na karty i biały dywanik, czysty jak łza i jakby... odkurzony kilkanaście minut temu? Do takich rzeczy ma się sokole oko w tym zawodzie. Wydawało mi się to podejrzane, że ktoś był tutaj jeszcze przed chwilą, a go nie zauważyłem. Cóż, nie jest to jednak moje zlecenie, jestem tutaj, żeby nauczyć tą miłą panią... wszystkiego. – Milusińscy, nie? Amitiela zamienili w pokojowy znak tęczy, zaś co do Griffin nie mam bladego pojęcia. Też ją raczej ukochali. Tak czy inaczej, dodatkowe atrakcje zaliczone. Zagramy? No tak. Afera z przebraniami, które były jak bomby zegarowe, nie mogły przejść obok nosa Coin niezauważenie. Wiedziałem, że będą z tego kłopoty. Amitiel to chyba ten creepy dzieciak od Cordelii, a Maya to ta Sierotka Marysia o przerośniętej czuprynie. Cóż, może nie powinienem się wyrażać o zmarłych. Ale trzeba przyznać - mogą być niezłymi zawodnikami, jeśli się dobrze przygotują. - Wyobrażasz sobie samą siebie po wygraniu Igrzysk? - zapytałem śmiało, niemal przerywając dziewczynie końcówkę zdania, zarazem podnosząc królową pik z dywaniku - Jeśli nie widzisz nic po Igrzyskach, to... - nie dokończyłem. Cóż. Nie wiem, co chciałem osiągnąć tym ostatnim pytaniem, ale były dwie opcje. Chciałem zaszczepić w panience Morgan ziarno niepewności i trochę się z nią pobawić, lub chciałem wstrzyknąć w nią jakąś pewność siebie. Jakąś nadzieję. Nieważne, co miałem na myśli; ważne, jak dziewczyna odbierze to pytanie. Po zebraniu całej talii usadowiłem się na kanapie i rozpocząłem tasowanie kart, niepewnie oczekując odpowiedzi. Chciałem poznać Morgan. Uśmiechnąłem się wewnętrznie, ponieważ Delilah jakoś samo nie przechodziło mi przez gardło. Ani myśli. - To w co gramy? |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg Sro Sie 27, 2014 1:56 am | |
| Pytanie zadane jej przez mentora było… Niezłe. Z pewnością wymagające zajrzenia w głąb siebie, jakież to filozoficzne!, by móc faktycznie zobaczyć się w przyszłości. Nie zbiło jej to jednak z tropu ani też nie wywołało jakiegoś specjalnego skupienia na jej twarzy, bowiem w większości wiedziała jednak, co miało być potem, po ewentualnej wygranej. Może i nie do końca pogodziła się z wylosowaniem jej do udziału w Igrzyskach, lecz w swojej głowie zdążyła już w większości odpowiednio przystosować byłe plany, by zrobić z niej te odpowiednie dla trybutki. Tak, to zdecydowanie było skomplikowane, ale jakoś potrafiła się w tym połapać. Może to ze względu na już i tak niezbyt zdrową psychikę? Bo, oczywiście, nie uważała siebie samej za najnormalniejszą w świecie osobę i, o dziwo!, nie było w tym ani grama wychwalania swojej zajebistości, przechwalania się czy też takiego zupełnego zadzierania nosa z powodu tego, że rzekomo jest w jakiś sposób lepsza od innych. Nie, wcale tak nie myślała. Przy określaniu siebie jako osobę niezwykłą, miała raczej na myśli wyróżnianie się z tłumu spowodowane nadzwyczaj wieloma traumami i doświadczeniami. Nie była w tym sama, w końcu znaczna większość mieszkańców Kwartału miała jakieś lęki, fobie czy innego rodzaju dziwactwa, lecz z pewnością równie porypanego człowieka ciężko było znaleźć nawet w KOLCu. Dawni wyznawcy kanapowego życia z Kapitolu mieli bowiem w większości to do siebie, że nie przejmowali się zupełnie niczym prawdziwie istotnym i wartym uwagi, przynajmniej przed całą sprawą z utworzeniem Kwartału Obrony Ludności Cywilnej, żyli sobie beztrosko i kolorowo. Gdy jej doświadczenia z wujem nie były aż takie znowu barwne. Oczywiście, nie licząc tych chwil, w których naprawdę mu czymś podpadła i wyglądała jeszcze bardziej tęczowo od Amitiela po spotkaniu z żołnierskimi butami Strażników. Nie zdarzało się to często, ot – od czasu do czasu, bo w większości przypadków była tylko dumną posiadaczką kilku siniaków w strategicznych miejscach, nie całej ich kolekcji. Musiała przecież pracować i zdobywać zaufanie wujowskich potencjalnych klientów. Tak czy inaczej, przez ten cały długi okres nabawiła się wielu rzeczy, których nie szło raczej od tak wyleczyć. Bała się więc głębszych zbiorników wodnych, kałuże i inne takie nie robiły na niej większego wrażenia, nigdy, ale to nigdy!, nie brała kąpieli w wannie, widok sporych płomieni, których nikt nie kontrolował, robił z niej dosyć dużą panikarę, przez większość czasu grała, nie ukazując swoich prawdziwych uczuć i budując wokół siebie niewidzialne bariery… A to była tylko mała cząstka tego, co czyniło z niej zdrowo porypaną osobę. Że ona jeszcze w ogóle jakoś funkcjonowała i nie była zahukaną panieneczką… No, ale nie o to teraz głównie chodziło. Szło bowiem o pytanie, które zadał jej towarzysz. Czy wyobrażała sobie siebie po wygraniu Igrzysk…? Na to mogła być, przynajmniej w jej przypadku, jedna prosta odpowiedź. Z jakiegoś powodu się przecież starała, dając z siebie dosłownie wszystko, co tylko mogła. Jeśli by się nie widziała, cóż, z pewnością nawet by nie myślała o walce. Zapewne siedziałaby teraz w jakimś kąciku, pochlipując smętnie i wydmuchując nos w rękaw źle dobranego swetra, by wreszcie zamienić się w zupełną świruskę. A tak zdecydowanie nie było. - Tak, wyobrażam i jak najbardziej widzę. – Kiwnęła głową, poprawiając kitkę zrobioną z włosów. – Jeśli nie widzę nic po Igrzyskach, to znaczy, że ktoś zgasił światło? – Spytała lekko zaczepnie, po chwili jednak przechodząc do jako-takiej powagi, jeszcze nie śmiertelnej!, a przynajmniej jej imitacji. – Nie będę pytać o to, czy później jest łatwiej. Wiem, że nie jest ze względu na arenowe demony. Ja mam już swoje, choć jeszcze w Igrzyskach nie walczyłam, radzę sobie z nimi, więc dojście kolejnych nie zrobi mi jakoś specjalnie na źle. – Miała dziś chyba jeden z tych dni, podczas których praktycznie nieustannie wzruszała ramionami, bowiem teraz też ponownie to zrobiła, podając jednocześnie towarzyszowi zebrane przez siebie karty i przesiadając się na kanapę. – Wybieraj swobodnie, mi wszystko jedno. |
| | |
| Temat: Re: Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg | |
| |
| | | | Delilah Morgan & Amadeus Ginsberg | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|