|
| To co było, jest i będzie | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: To co było, jest i będzie Sob Sie 24, 2013 2:33 pm | |
|
Ostatnio zmieniony przez Nicole Kendith dnia Sob Cze 06, 2015 12:34 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: To co było, jest i będzie Sob Sie 24, 2013 9:29 pm | |
| Początek rewolucji, data bliżej nie określona.
Ręce mi drżały, gdy stałam i patrzyłam na to co się dookoła mnie dzieje. Kamizelka kuloodporna uwierała. Ludzkie okrzyki ogłuszały. Smród prochu, strachu i krwi drażniły mój nos. A ja mogłam tylko patrzeć. W ziemię wmurowało mnie wspomnienie, a może, raczej, strach, że dawny scenariusz się powtórzy. Nie mogłam sobie poradzić z myślami kłębiącymi się w mojej głowie. Przerastały mnie najdrobniejsze czynności. Chciałam od tego tylko uciec. Skulić się. Móc swobodnie złapać dech. Móc płakać. Po stracie. Nad nową rzeczywistością. Ktoś mnie popchnął. Nie wiem czy nasz, czy przeciwnik. Straciłam równowagę, co pozwoliło mi zwalczyć niemoc. Szybko zamachnęłam rękoma i odskoczyłam do tyłu, by znowu się z kimś nie zderzyć. Zacisnęłam dłoń na kaburze pistoletu, tak mocno, że zbielały mi kostki. To pomagało mi opanować myśli. Jak bardzo chciałam uniknąć rozlewu krwi. Mieliśmy proste zadanie. Zdobyć jakieś miejsce. Myślałam, że wszystko potoczy się inaczej. Ale jednak tak nie było. W oddali słyszałam dzikie wycie zmiechów. Niedawno jeden padł obok mnie. To jego widok tak mnie przeraził. To od szczęki jednego z nich zginęła moja matka. Cała scena ponownie przeleciała mi przed oczami. By się od tego uwolnić puściłam się biegiem, starałam się przemknąć jak najdalej. Uniknąć wszelkich zamieszek, przekraść się... - Stój. Zesztywniałam bez ruchu słysząc obcy, wrogo nastawiony głos. Mężczyzna wysunął się z zaułka celując do mnie z pistoletu. - Ładna z ciebie dziewczyna - mruknął, zbliżając się w moją stronę. Jego zapach mnie zadusił, cuchnął jakby od tygodni nie miał kontaktu z wodą. Zadrżałam, zdając sobie sprawę, że musi on być jednym z tych, którym udało się uciec. Silnym, doświadczonym w walce o przetrwanie człowiekiem, nie rozpieszczonym przez Kapitol gogusiem. Nie wiadomo ile czasu tak żył, zresztą, to nie ważne. Jego oczy zdradzały jak mało z normalnego człowieka z niego zostało. Jego człowieczeństwo dawno gdzieś musiało uciec. Błysnął zębami, wyciągając jedną rękę w kierunku mojego policzka. Drugą przystawił mi do brzucha pistolet. Poczułam narastającą panikę, nogi miałam jak z waty i tylko adrenalina utrzymywała mnie jeszcze w pionie. Bardziej niż cała sytuacja przerażało mnie jego spojrzenie. - Może najpierw się bliżej poznamy, hę? - zapytał, po czym zarechotał dziko. Popchnął mnie tak, że wylądowałam na ścianie budynku. Nie miałam dokąd uciec. A pistolet wciskający mi się w brzuch upewniał mnie, że cokolwiek nie zrobię i tak oberwę. Odwróciłam twarz, więc jego cuchnący pocałunek wylądował na moim policzku, zamiast na ustach. - Wypchaj się - mruknęłam. Kątem oka dostrzegłam rodzący się na jego twarzy grymas wściekłości. Zacisnęłam powieki, oczekując ciosu, zamiast tego usłyszałam jednak kroki. Głośne, szybkie, które nagle się urwały. - Odejdź od niej! Facet był chyba równie mocno zaskoczony co ja, gdyż pozwolił sobie na chwilowe opuszczenie broni. Wykorzystałam to. Uderzyłam go z kolana między nogi, jednocześnie wykręcając jego rękę. Adrenalina dodała mi sił, pod mocą nacisku i z powodu bólu oraz, najpewniej, zdziwienia, jego palce puściły pistolet. Facet wyrwał mi się i cofnął się, chwiejąc się przy tym i klnąc w głos. Tu już zadziałał wyuczony w trzynastce odruch. Wyciągnęłam szybko pistolet, odbezpieczyłam go i strzeliłam, nawet niezbyt celując. Mężczyzna nie krzyknął, nie od razu. Jedynie pobladł i do reszty utracił równowagę. Runął na ziemię, łapiąc się za brzuch. Jego oczy niemal wyskakiwały ze zdziwienia, oddech stał się chrapliwy. A, po chwili, z jego gardła wyrwał się głośny jęk, przeradzający się w ciche wycie. Moja ręka powoli opadła. Patrzyłam z niedowierzaniem na krew wypływającą spomiędzy jego palców. Dopiero teraz dotarło do mnie co zrobiłam. Zadrżałam cofają się o krok. Poczułam jak moje serce łomocze mi gwałtownie w piersi, gardło ścisnęło się, a żołądek zaprotestował gwałtownie, gdy zobaczyłam jak z krwią mieszają się inne płyny. Trafiłam go prosto w żołądek. Czułam to. Widziałam. Co ja zrobiłam... Jeden z mężczyzn z grupy podszedł do nas. Splunął obok faceta, po czym, bez wahania, strzelił mu w głowę. Wystrzał poniósł się echem po pustej ulicy. A potem zapanowała cisza. Patrzyłam się tępo na leżącego mężczyznę. Na jego ciało. Zabiliśmy go... Ja go zabiłam... On by i tak już umarł. - Następnym razem nie oddzielaj się od grupy - rzucił w moją stronę mężczyzna i skrzywił się nieznacznie. - I przestań dramatyzować. Gdyby nie jego śmierć, to ścierwo - ponownie splunął i wskazał pistoletem na martwego - najpewniej by cię zgwałciło, a potem zabiło. Zadrżałam, po czym jednak wzięłam kilka głębszych oddechów i skinęłam głową. Nikt nie musi wiedzieć co myślę. Ani co czuje. Zepchnęłam wszystko w głąb świadomości, pozostawiając to tylko dla siebie. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: To co było, jest i będzie Sro Paź 23, 2013 12:48 pm | |
| Mniej więcej miesiąc od poprzednich wydarzeń Przywykłam już do tego. Każdy przywykł. Inaczej się nie dało. Śmierć która nas otaczała, krew którą przelano... To wszystko zniszczyło by nas, pozbawiło zmysłów. Choć, chwilami, miałam wrażenie, że sama wiszę na skraju obłędu... Moja psychika już dawno była w strzępkach. Szłam spokojnym krokiem ulicą, rozglądając się po okolicy, moje palce zaciśnięte były na kaburze broni. Kapitolończycy, po ostatnim starciu, rozpierzchli się, część z nich mogła się schronić gdzieś w okolicy. Dlatego mieliśmy przeszukać teren. Nie czułam już współczucia, nie tak jak dawniej. Cała rewolucja wyprała mnie z empatii, pozbawiła złudzeń. Oni byli potworami. My też byliśmy. Żadna ze stron nie była czysta, nie tak w pełni. Wiedzieli to wszyscy, choć nie każdy przyjmował to ze spokojem. Byli i tacy co próbowali się tego wypierać,nadal wierzyli w górnolotne idee. We wspaniałe i pełne łaski działania Coin. Mnie do przodu pchał już tylko fakt, iż dawno sobie obiecałam, że dobrnę do końca - o ile przeżyję. A już dawno przestało mi na tym jakoś bardziej zależeć. Jednak z tego ostatniego nie byłam dumna. W ciszy, która panowała wokół mnie, zakłócanej jedynie miarowym stukotem butów i, rzadkim, echem nawoływań kompanów, dźwięk tłuczonego szkła zabrzmiał niczym wystrzał z armaty. Zatrzymałam się gwałtownie, szybko lustrując spojrzeniem okoliczne domy. Miałam wrażenie, że źródło dźwięku było z przodu, kilka metrów przede mną. Zacisnęłam mocniej palce. Nie było sensu się skradać, moje wcześniejsze kroki dawno pewnie zdążyły zaalarmować skrywającą się osobę, jednak przyłapałam się na tym, iż staram się stawiać nogi jak najbardziej cicho, jak najostrożniej. Jakbym podchodziło do obserwującego mnie, ale wciąż zaspanego, lwa. Przy drzwiach zatrzymałam się na chwilę, odetchnęłam głębiej. Wyciągnęłam pistolet, po czym, wolno, nacisnęłam na klamkę i wemknęłam się do środka. W domu panował zaduch, powietrze zastało się jakby od dawna nikt nie wietrzył mieszkania. Ciężko było oddychać. Zajrzałam do salonu, ale tamten był pusty. Rzeczy leżały porozrzucane po podłodze, jakby mieszkańcy wynosili się stąd w wielkim pośpiechu. W kolejnym pomieszczeniu było podobnie, jednak następne zwróciło moją uwagę. Przez uchylone drzwi widziałam fragment kuchni, niby nic specjalnego, jednak przechodząc obok nich szkło zachrzęściło mi pod butami. Pochyliłam się, podnosząc, najpewniej, szyjkę butelki. Była jeszcze wilgotna, jakby dopiero niedawno ktoś opróżnił ją z płynu. Podniosłam się gwałtownie, po czym kopnięciem otworzyłam drzwi, trzymając przed sobą pistolet. Mój palec zamarł w pół ruchu na spuście, jedno drgnięcie, a kula wgryzłaby się w nieznajomą mi ofiarę. To była wina tego spojrzenia... Tego strachu... A może po prostu dostrzegłam tu podobieństwo. Dziewczyna siedziała w kącie. Miała na sobie zniszczony mundur z Kapitolu. W ręku ściskała resztę butelki, jakby sądząc, iż uratuje ją to przed śmiercią. Jej palce ociekały krwią, gdyż, pod wpływem adrenaliny, zupełnie zapomniała o tym, że ściska ostrą krawędź. Patrzyłam na nią zdumiona. W myślach próbowałam się przekonać do strzału. Nie mogłam. Palce odmówiły mi posłuszeństwa. Opuściłam dłonie. W jej oczach dostrzegłam niepewność, niedowierzanie, nieufność. Nie dziwiło mnie to. Pewnie tak samo wyglądałabym na jej miejscu. Uniosłam jedną rękę i wyciągnęłam ją przed siebie, by zapewnić o pokojowych zamiarach. Pistolet wsunęłam za pasek. Jednak na tyle lekko, by nie mieć problemów z jego ponownym wyciągnięciem. Powoli zaczęłam się wycofywać z pomieszczenia. Tyłem. Aż tak nie wierzyłam w niewinność dziewczyny. Dopiero, gdy wyszłam z domu, odetchnęłam z ulgą. Ona przeżyła. Ja też. To było sprawiedliwe. Prawie wrzasnęłam, gdy jakaś ręka opadła na moje ramię. Odwróciłam się gwałtownie, a w moich dłoniach ponownie znalazł się pistolet. Nasz. Kompan. Rozluźniłam się. - Sprawdziłaś cały teren? - spytał z zaciekawieniem patrząc na drzwi za moimi plecami. - Tak. Czysto. Nie zawahałam się nawet chwili z odpowiedzią. Nie spojrzałam za siebie, gdy oddalałam się razem z towarzyszem. Miałam po prostu nadzieję, że dziewczyna przetrwa to piekło. Była taka młoda.
|
| | |
| Temat: Re: To co było, jest i będzie | |
| |
| | | | To co było, jest i będzie | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|