First topic message reminder :

Duży pokój mieszczący w sobie jednocześnie kuchnię i pokój dzienny.

Malutka sypialnia, w której mieści się jedynie dwuosobowe łóżko. I nic więcej. Wszelkie szafy są w salonie.

Łazienka. Też niewielka, bez luksusów. Prysznic, umywalka, toaleta, pralka. Wciśnięte na siebie tak, że da się tylko obrócić.

Oddała mu pałeczkę, skoro chcial nalewać to nie będzie się sprzeciwiać. Obserwowała ile leje wódki, a ile soku i westchnęła w myślach. Jak tak będzie jej nalewać, to faktycznie szybko się upije.
- Hm.. - wzięła szklankę i napiła się, zanim odpowiedziała. Odbydwoje pili tą wódkę jak dwaj alkoholicy zresztą. - Bo wydawało mi się, że nie patrzysz na mnie jak na chodzące cycki? - popatrzyła na żołnierza i zastanowiła się nad tym jeszcze raz. Ale chyba tak, to był ten powód. Nie traktował jej ani jak dziwki czy chodzącego darmowego striptizu ani jako gorszej, bo była z urodzenia Kapitolińczykiem.
- Nie wyglądasz groźnie. Raczej jak nastroszony miś. - wyszczerzyła się znad szklanki. - Poza tym nie znudziłoby ci się? Tam nie ma wiele do roboty, chyba byś pękł z nudów. Pewnie w trakcie rebelii miałeś dużo wrażeń.. a ta robota jest nudna.

- No wiesz w sumie jesteś chodzącymi cyckami, ale to nie o to chodzi oprócz cycek masz inne narządy, usta, czerwone od płaczu oczy, mózg, ręce, nogi i tak dalej, jesteś takim samym człowiekiem jak inni, a czym się zajmujesz i jak zarabiasz na życie to twoja sprawa - zakończył wywód łykiem wódki, on sobie nie dolewał soku, czysta była najlepsza. Najwyżej się upiją. Chociaż mało prawdopodobne aby on się upił.
- hahaha nastroszony miś?! - podrapał się po głowie - Kurwa już wiem dlaczego wszyscy maja mnie w dupie i mało kto mnie słucha... misio przybłęda

- No tak, ale ludzie którzy przychodzą do Violatora raczej tego nie widzą. I gdy później spotkają mnie na ulicy to traktują mnie tak samo jak tam. Dla nich oprócz cycków mam tylko tyłek i nogi. I na reszte chyba nie zwracają uwagi. - pokręciła głową i przechyliła szklankę. - A ty chodzisz do Violatora i.. no i mnie tak nie traktujesz. To jest ta różnica. - znów na moment zamknęła się łykiem alkoholu. Przesunęłą się na kanapie tak, by wtulić się w kąt między oparciem a podpórką na ręke i siedzieć bardziej przodem do Kevina.
- No dobrze. Nie jak miś. Jak niedźwiedź. Lepiej? - uśmiechnęła się.

- Bo niewiele jest pięknych rzeczy, a jeszcze mniej jest ludzi którzy dostrzegają piękno którego tak niewiele czy inne takie tam pierdoły - och włączył się u Kevina jakiś romantyzm czy coś - nie mam powodów by traktować cię inaczej
- Tak może być stary zgryźliwy niedźwiedź - rzucił z uśmiechem, kątem oka spojrzał na jej usta, śmiejące się usta.
Chciał powiedzieć że powinna się częściej uśmiechać, ale powstrzymał się od oklepanego zwrotu który był chyba starszy od świata. Wystarczyło mu to że się uśmiecha. To że może z kimś normalnie pogadać. Że właśnie ona nie widzi w nim żołnierza a on w niej tancerki.
- Masz kogoś - rzucił bez chwili namysłu - chłopaka, narzeczonego? - Potem jednak zamilkł wziął kolejny głęboki łyk większy niż poprzednie.
- Przepraszam nie powinienem pytać, nie mój zasrany interes

Uśmiechnęła się pod nosem i dopiła do miała w szklance. Odstawiła ją na blat i ułożyła się tak, by móc oprzeć na stoliku stopy i rozciągnąć sobie nogi.
- Tak, chyba robisz się czasem zgryźliwy i marudny. - przeciągnęła się i poprawiła szlafrok, bo znów się rozjeżdżał i pokazywał za dużo.
- Nie, dlaczego? - zdziwiła się. W końcu od pytania nic się jeszcze nikomu nie stało. - Nie mam nikogo. Myślisz, że ktoś by chciał być ze striptizerką? Facet by chyba szału dostał jakby musiał żyć ze świadomością, że pół miasta może sobie obejrzeć jego kobietę praktycznie nagą. Preferowałam raczej krótkie znajomości.. ale i tak od dłuższego czasu nikogo nie było. - wzruszyła lekko ramionami i stopą podsunęła mu szklankę. Jak będzie dolewał sobie to i jej może.

Dostrzegł sugestie i podsuniętą szklankę nogą, odkręcił butelkę i nalał kolejną porcję alkoholu. Chciał rzucić że liczy się przecież jeszcze wnętrze ale nie zrobił tego. Jak się mógł wypowiadać w temacie wnętrza jak jego relacje opierały się zapłacę to dostanę. Płacił za to aby ktoś był przy nim, płacił za pocałunki, dotyk. Dlaczego? Może brak czasu na stałe relacje i grę wstępną
- Rozumiem - dodał, a jego wzrok zatrzymał się na stopach kobiety, widział też jak zasłania się szlafrokiem, nic nie powiedział. Stopy widział tyle razy, ale teraz były inne, widział ją nago tyle razy, ale teraz rozumiał jej zachowanie. Szanował to i nie miał zamiaru korzystać z okazji. A przecież mógł... ale nie chciał.
- Myślę że chciałby - tylko tyle był w stanie powiedzieć - ale trzeba jeszcze zasługiwać, człowiek to zwierze stadne pomijając mnie oczywiście

Yad za to przez cały czas od rebelii udawala bardziej pewną siebie niż na prawdę była. Czasem miała dość, ale gra weszła jej już w krew i teraz większość rzeczy robiła w sumie bezwiednie. Miala kogoś, na chwilę. Kilku ktosów w sumie. Ale coś takiego było dobre tylko jakiś czas i zaczynała to sobie uświadamiać. Chyba każdy czasem potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, nie tylko zabawy.
- Przesadzasz. - szturchnęła go kolanem i uśmiechnęła się lekko, a potem podniosła się po szklankę. Och, chyba juz kręciło jej się w głowie. Ale nic też dzisiaj nie jadła, oprócz śniadania i pewnie to dlatego. Napiła się jednak i powróciła do półleżącej pozycji znów.
- Każdy kogoś czasem potrzbuje. - stwierdziła patrząc w drinka.

- Kogo? - rzucił krótko - przecież nie powiedziałem że jestem samowystarczalny dlatego widujesz mnie tam gdzie widujesz, nie łamie tym nikomu serca, niełgam, nie kłamie, nie obiecuje ale... - przerwał na chwilę - czemu rozmawiamy o mnie? To ty miałaś czerwone oczy, nie chcesz mi chyba powiedzieć że płakałaś dlatego że jakaś pinda rozsypała ci zawartość torebki na ulicę?
Widział nie raz pijane kobiety, dlatego nie robiło na nim to żadnego wrażenia, mogła mu tu schlać się w trupa, uznał by to za normalną kolej rzeczy. Kobieta, mężczyzna, no może nie dziecko, chociaż on sam pierwszy alkohol miał w ustach w wieku dwunastu lat, rzygał jak przerwany kot i zarzekał się że nigdy więcej... Życie weryfikuje, zarzekanie weszło mu w krew i robi to co rano.
- Więc jak było?

- To się nie liczy. - stwierdziła kategorycznie. Płacenie za seks sie nie liczyło, to był tylko seks. Żadna ze stron nie była w to bardziej zaangażowana.
- Nie, chyba nie dlatego. - przeczesała palcami włosy i zastanowiła się. - Ogólnie. Nie tylko przez to. Może po prostu mam zły dzień. - zamilkła na chwilę i wpatrywała się w swoje stopy, założone jedna na drugą na drewnianym blacie stołu. Potem podniosła wzrok na rurę, bo tak, stała sobie tutaj taka, od sufitu do podłogi, na srodku pokoju. Wystarczyło tylko przesunąć stolik i mogła ćwiczyć bez problemu.
- Jak było? - zmarszczyła nos na moment. - Chyba dużo rzeczy się na siebie nałożyło. Ta strażniczka, mała kłótnia w pracy.. ogólnie gorszy okres.

Najwidoczniej Sraggler nie widział innej potrzeby niż tylko seks, albo nie potrzebował albo nie wiedział ze coś innego istnieje. Był wychowany, a właściwie wyszkolony do zabijania, wyczyszczono mu z mózgu wszelkie przejawy uczuć, liczyło się tylko przetrwanie. Nie było w nim też żądzy sławy, pieniędzy. Nauczono go aby dążył do zaspokojenia podstawowych potrzeb, napełnienia żołądka, zaspokojenia potrzeb fizjologicznych no i seksualnych. Dopiero później zrodziła się w nim potrzeba stworzenia własnego sposobu patrzenia na świat. Jest prosty ale jak do tej pory mu wystarczał.
- Gorsze dni... - pokiwał głową ze zrozumieniem - ... każdy je ma.
Nawet nie dostrzegł że rura tu stałą i służyła do tańczenia, w lokalu wyglądała zupełnie inaczej, tu była zwykłym, meblem, może Kevin myślał że to wieszak na płaszcze. Jeszcze trochę by sam chciał tam powiesić kurtkę, ale uznał by że zepsute, bo brak mu haczyków.
- Mogę ci nalać aby ci trochę kilka godzin poprawić - upił kolejny łyk przezroczystego trunku.

Ona za to starała się wmówić sobie, że nic innego nie jest jej potrzebne, ale koniec końców to nie wyszło. Może działałoby nadal, w starym Kapitolu, ale nie tu, w KOLCu. Mimo, że było tu o wiele ciężej, a może właśnie dlatego, potrzebowała kogoś przy sobie.
I kolejna szklanka wypita? Odstawiła ją i usiadła normalnie.
- Nie, ale możesz mnie przytulić. - stwierdziła. No cóż, chyba już miała wypite. Albo po prostu potrzebowała czegoś takiego? Kto tam wie z babami..

On jest jak pasożyt do wszystkiego przywyknie. Gdyby wybuchła bomba atomowa przeżyły by szczury, pająki i on.
Że co? Ona chce się do niego przytulić, ale jak to, za dużo wypiła, jest pijana. Nie wiedział co o tym myśleć, jego źrenice się nieco rozszerzyły, oo bardziej, jego źrenice się mocno rozszerzyły. Nie to że nie przytulał kobiety, jednak głównie były to dziwki, robiły to za pieniądze, striptizerki w lokalu... ale nie zwykła młoda dziewczyna.
- Chodź- rzucił krótko po czym przysunął się bliżej niej, obejmując ją swoim ramieniem. Wpierw trochę niepewnie, potem jednak mogła poczuć mocniejszy i bardziej pewny uścisk. Mogła się w tulić w niego, a on nie protestował.
- Czasami potrzeba, będzie dobrze zobaczysz - niewiele miał to powiedzenia, bo czy w takich momentach cisza nie jest lepsza. A cholera wie Straggler nie wiedział, robił to intuicyjnie.

W sumie nie wiedziała, czy spodziewała się odmowy, czy nie. Ale gdy tylko ją objął wtuliła się w niego i wydawała się jeszcze mniejsza niż normalnie. Bo tak na prawdę chyba wciąż była kruchą dziewczynką, która stara sobie jakoś radzić.
- Wiem. - wymruczała w niego i też objęła go jedną ręką. - Jutro pewnie będę miała lepszy humor. - przymknęła oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Czasem miała ochotę tak po prostu mieć kogoś w kogo można się wtulić i zasnąć i o nic nie martwić. Jak pluszowe misie w dzieciństwie.
- Dziekuje. - dodała jeszcze po chwili ciszy, ale prawie szeptem.

Nie wiedział co się mówi w takich chwilach, czy słowa w ogóle były potrzebne. Ciszę w pomieszczeniu wypełniał jedynie zapach jej włosów. Nie było nic innego co mogło by przerwać ten stan. No oczywiście poza samym Sragglerem.
- Za co mnie przepraszasz? - szepnął równie cicho co ona. Jemu też było dobrze, i wszystko było by w porządku gdyby gdzieś w głębi nie poczuł potrzeby odpowiedzialności z a dziewczynę. Nawet nie wiedział skąd mu to się wzięło.
Być odpowiedzialnym za drugiego człowieka taka myśl przemknęła mu przez głowę. Jak by gdzieś już ja słyszał, a teraz ponownie jakby zaczęła się odradzać. Położył drugą dłoń na głowie dziewczyny, wplatając swoje palce w jej pachnące włosy.
- Nie masz za co - szepnął - nie masz za co...

- Ogólnie. Marny ze mnie kompan dzisiaj. - podniosła na chwilę głowę i popatrzyła na niego. - Też sobie musiałeś wybrać dzień na wizytę.. - cmoknęła go lekko w żuchwę i wtuliła sie znów. Z jej strony nie było w tym jednak podtekstu, po prostu.. taka już byłą. Trafił na chwile jej słabości i teraz musi przez to przebrnąć. Albo zwiać, jeśli poczucie odpowiedzialności go przytłoczy.
Po chwili siedzenia w ciszy naparła na niego, żeby się położył. Nie była to może zbyt wygodna pozycja, jeśli nogi miał mieć na ziemi, ale zawsze mógł je oprzeć na podlokietniku. Jeśli jej sie udało to oparła głowę na jego ramieniu i udo na podbrzuszu.
- A co z tą dziewczyną, co ją miałes uczyć jeździc? - przypomniała sobie najwyraźniej.

Yyy że co że co ona leży. Jego ciało opadło bezwiednie nawet nie wiedział kiedy to się stało, tak samo jak pocałunek.
- Każdy ma lepsze i gorsze dni, takie to życie jest, życie jest jak płynięcie łódką, raz wiatr wieje w żagle, a raz po prostu go brakuje, a czasami tak dmuchnie, że wywraca łódkę... - zamyślił się na chwilę - płynięcie na oceanie przy lekkim wietrzyku było by nudne, dlatego wieje różnie abyśmy nie umarli z nudów.
Nie protestował, uciec też nie uciekł, nie jest chłopcem który wystraszony ucieka od dziewczyny która wtuliła się w niego. Co z tego że zadarła nóżkę, przecież to nic nie znaczy, prawda?!
- Dziewczyna? aaa Cordelia zepsuł się nam samochód na lekcji, a potem, nie wiem już nie dzwoniła? Może dowiedziała się że nie mam prawo jazdy - uśmiechnął się lekko patrząc teraz na sufit - albo znalazła lepszego nauczyciela, nie wiem...

- Albo się potopili, jak nie umiemy pływać. - mruknęła. Bo ostatnio miała wrażenie, ze się topi. Wiedziała, że jutro będzie lepiej. Pójdzie do pracy, pośmieje się z dziewczynami, może trafi wybitnie bogatego klienta, albo chociaż takiego, co rzuca kasą? Ale to dopiero jutro. A tam długa droga.
Podparła się na łokciu żeby na niego popatrzeć.
- No tak, ale mówiłeś, że na pewno będzie okropna. - drugą rękę oparła na nim. - Jaka była?

- Będę cię ratował, umowa stoi?
Spojrzał na jej twarz, gładką skórę na twarzy, była młoda i niewinna. Swoje ręce podłożył teraz pod głowę i ponownie wrócił wzrokiem do sufity.
- Właściwie nie było źle, niegłupia dziewucha i bystra no i nie brzydka, jedyna wada to jej wiek haha - uśmiechnął się ponownie, nie wiedzieć czemu ale przy niej czuł się wyjątkowo swobodnie - a ile ty masz właściwie lat? Pytałem cię już?

- Ha, trzymam za słowo. - uśmiechnęła się.
Młoda tak, niewinna już raczej nie, choć na pewno nikogo nie zabiła, w przeciwieństwie do Kevina. Ale dużo innych, niekoniecznie niewinnych i mądrych rzeczy.. coż..
- Ooo.. nie chcesz wiedzieć. - uśmiechnęła się jakoś tak zadziornie i szybko położyła, wtulając w niego. Jakby tak mogła uciec przed pytaniami. Ale przecież doskonale wiedziala, że jest sporo starszy. No i widziała jego przepustkę, a tam była data urodzenia, więc wszystko już sobie obliczyła. Ile to wychodziło? Dwadzieścia dwa lata?

O jaka bystra dziewczyna i spostrzegawcza. Leżał teraz nie ruchomo, może cieszył się chwilą, która zapewne zaraz się skończy. Chce żartować to proszę bardzo.
- Wiesz zawsze mogę cię przywiązać do tego wieszaka - kiwnął głową w kierunku rury stojącej na środku pokoju - i cię łaskotać aż mi powiesz - dodał ze spokojem w głosie i z pełną powagą.
- Ale aż tak mi nie zależy na wieku w twojej metryce - podniósł głowę spojrzał na dziewczynę - jesteś pełnoletnia? Bo jak nie to właściciel może mieć problemy!
Opadł ponownie głową na swoje dłonie.
- Z ciekawości zapytałem.

- Sam jesteś wieszak. Ja na tym cwiczę. - popatrzyła na rure, ale sie nie ruszyła. - Tylko byś spróbował.. - zagroziła rozbawiona.
Też podniosła głowę żeby na niego popatrzeć.
- Mam dziewietnaście lat. - mruknęła niechętnie. - Więc się nie martw..

- Aaaaa ćwiczysz, no to mocna rura musi być, masz szczęście że powiedziałaś bo jak bym cię przywiązał to byś nie uciekła, chyba że z podłogi byś wyrwała, ale wątpię że byś dała radę
Uśmiechnął się ponownie, nie mógł powiedzieć że właśnie wyobraził sobie poranną gimnastykę Yadiry, ot takie chwile słabości zwykłego faceta. Co z tego że widział ja tyle razy, a może właśnie dlatego wyobraźnia zadziałała . Była przecież tylko w szlafroku, pod spodem miała coś albo nie miała. Teraz dopiero Straggler zaczął się zastanawiać, teraz jego myśli uciekły do ciała dziewczyny. Nie popsuj tego głupcze! Słyszał w jednym uchu. Głupkiem będziesz jak nie skorzystasz! Obił się głos o drugie. Było widać że on sam się nad czymś zastanawia, uciekł myślami na chwilę, milczał.
- Nie martwię się, zawsze mógłbym wysłać rządową delegacje do lokalu - rzucił po dłuższej chwili milczenia.
- Jesteś niewiele starsza od Cordelii.

- Tak, musiałabym krzyczeć o pomoc i pewnie zjawiłby się jakiś zwyrodnialec i co? Miałbyś mnie na sumieniu. - no tak, pod spodem miała niewiele, bo tylko koszulkę i materiałowe szorty. I nic więcej. Wiedziała, ze pewnie juz o tym myślał i zauważył, że niewiele ma na sobie. Ale jakoś jej to nie przeszkadzało.
- Och, zrobił byś to? - podniosła się. - I co, wtedy straciłabym prace? - patrzyła na niego znów podparta jedna reka o jego tors.
- Tak? NO widzisz. Ale wystarczająco..

- Raczej jego - uśmiechnął się przekornie, takich bohaterów to sporo, Straggler zastanawiał się czasami dlaczego dożył takiego wieku, gdy cały czas śmieje się śmierci w twarz.
- Dlaczego byś straciła pracę, nooo chyba że jesteś jednak nieletnia? - zamyślił się na chwilę patrząc na dłoń dziewczyny na swoim torsie - nie masz rację nie mogą zamknąć tej budy bo gdzie bym podziwiał jedyną piękną rzecz tego świata
- Ma chłop farta i tyle - zapewne i tak nikt nie posłuchał by zwykłego szeregowca, ale co tam pożartować można nie.
Gdy się podnosiła poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów, przymknął na chwile oczy, jakby delektował się chwilą.
- Nalać ci jeszcze? Nie chce mi się ruszać, sama sobie nalej - rzucił od niechcenia, było mu zbyt wygodnie.

Westchnęła ciężko, rozbawiona. Pokręciła tylko głową.
- Dobra dobra, nie musisz mi maślić. - zmarszczyła na chwilę nos i obejrzała się na butelkę.
- To po co proponujesz? Mi też się nie chce, za wygodnie tutaj.. - wtuliła się w niego znów i zamknęła oczy. Z torsu dłoń przesunęła wyżej i zaczęła gładzić go opuszkami palców po policzku.
- No chyba, że ty chcesz, to ci naleje.. - stwierdziła po chwili, ale po tonie jej głosu można było łatwo dojść do tego, że nie chce jej się ruszać.
- Czyli ty też nie masz nikogo.. A miałeś? - może niezbyt taktowne pytanie. ale nie powstrzymało jej to przed zadaniem go.