IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Daniel Levitt

 

 Daniel Levitt

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the victim
Daniel Levitt
Daniel Levitt
https://panem.forumpl.net/t1582-daniel-levitt#20380
https://panem.forumpl.net/t1583-i-m-batman#20388
https://panem.forumpl.net/t1585-daniel-levitt#20391
https://panem.forumpl.net/t1584-all-of-my-memories-keep-you-near
Wiek : 19 lat
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : Przepustka do KOLCa, pozwolenie na broń, prawo jazdy, broń, 1 prezerwatywa, pieniędzory, dowód tożsamości, guma do żucia, długopis, telefon, kluczyki od Impali, zegarek na rękę, mapa Kapitolu.

Daniel Levitt Empty
PisanieTemat: Daniel Levitt   Daniel Levitt EmptyPon Sty 06, 2014 12:15 am

Daniel Levitt
Jensen Ackles


Daniel Levitt Daneos

IMIĘ: Daniel
NAZWISKO: Levitt
DATA URODZENIA: 06 06 2264
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Kto to wie
ZAJĘCIE: MPR – Miłośnik Pozorowania Roboty (czyt. bezrobotny)



Daniel Levitt Rodzina

Rodzina Daniela
- Zoey Levitt – Matka Daniela, która zmarła przy porodzie bliźniaków. To do niej podobny jest Benjamin. Dan spotkał ją w zaświatach, gdy umierał w szpitalu Trzynastki. Nigdy wcześniej nie kochał jej tak bardzo jak po tamtym spotkaniu.
- Marcus Levitt – Ojciec Daniela. Był burmistrzem Dystryktu Pierwszego i starał się za wszelką cenę przygotować swoich synów do Igrzysk na wypadek, gdyby nie zdołał ich uchronić przed fatum. Zmarł na zawał na wieść, że jego syn umiera. Daniel widział jego śmierć jako duch, gdy sam umierał. Zawsze kochał swojego ojca. Był do niego bardzo podobny.
- Benjamin Levitt – Brat bliźniak Daniela. Przed Igrzyskami zawsze trzymali się razem. Dan nigdy nie rozumiał wrażliwej strony Bena, ale i tak go kochał, choć czasem się z nim sprzeczał i dochodziło do rękoczynów. Po Igrzyskach ich relacje znacznie się pogorszyły. Teraz Daniel nie ma bladego pojęcia, czy jego ukochany braciszek jeszcze żyje, czy też podzielił los pozostałych osób, które kochał.
-Glimmer Ackroyd – Najlepsza przyjaciółka od kołyski po grób. Zgłosiła się na ochotnika w 74. Igrzyskach. To w obliczu śmierci obudziły się w Danielu większe uczucia wobec niej. Na arenie postanowił chronić ją za wszelką cenę, nawet za cenę zostania potworem. Zaręczyli się w Dystrykcie Trzynastym. Glimm zmarła na zarazę. Dan bardzo przeżył utratę swojej ukochanej.

Daniel Levitt Historia

Pamiętacie Daniela Levitta? Trybuta Dystryktu Pierwszego Siedemdziesiątych Czwartych Igrzysk Śmierci?
Ja też nie...
Zdawałoby się, że życie w Dystryktach takich jak Jedynka, Dwójka, czy Czwórka nie jest takie złe. W końcu były to bogate miejsca, a przyszli trybuci byli zwykle ochotnikami. W tych Dystryktach mogliśmy ćwiczyć do Igrzysk już od najmłodszych lat, ale o tym opowiem wam później.
To ciekawe, że pomimo tych wszystkich zdarzeń wciąż pamiętam wszystko ze szczegółami. To, aż przykre, bowiem chciałbym o większości zapomnieć. Dlaczego? By nie cierpieć.
Urodziłem się w czerwcu, przy Wiosce Zwycięzców Pierwszego Dystryktu w domku, który nie różnił się wielkością od innych domków, ale za to był najbardziej zadbanym. Do czasu... Należał on do Burmistrza Dystryktu, Marcusa Levitta, mojego ojca. Był krępej budowy mężczyzną, ale za to uczciwość to było jego drugie imię. Pomocny jak mało kto, a przy tym kochający mąż dumny ze swej małżonki, Zoey, mojej matki, która miała mu urodzić pierwsze dziecko. Sprawiła mu podwójną radość rodząc dwójkę synów, a zarazem podwójną trwogę. Co jeśli oboje trafią na arenę? Dzieci burmistrzów nie były uprzywilejowane. Trafiały do puli nazwisk jak każde inne dziecko. Jedynie ich kartki były w mniejszej ilości. Mój ojciec nie nacieszył się długo. Matka zmarła zaraz po urodzeniu mnie i mojego brata w wyniku komplikacji poporodowych. Ojciec nie mógł się pozbierać po śmierci swojej ukochanej żony. Zgodnie z jej wolą nazwał synów po dziadkach. Daniel i Benjamin.
Życie na tym padole nie było właściwie takie złe. Jako syn burmistrza miałem o tyle dobrze, że moje nazwisko było w kuli tylko raz, a dodatkowo mogłem być zawsze pewny, że nawet gdyby mnie wylosowali to ktoś się zgłosi za mnie ze starszych. Taką ochronę miałem dopóki nie dotarłem do osiemnastych urodzin. Ale nie o tym teraz chcę opowiedzieć.
Dzieciństwo miałem spokojne. Matkę poniekąd zastąpiła mi kobieta, która była matką Glimmer Ackroyd. Jak byłem niemowlakiem podobno dzieliłem kołyskę z bratem i Glimmer. Nie pamiętam tego, ale – zaśmiał się cicho i uśmiechnął pod nosem - musiało to ciekawie wyglądać. Ojciec natomiast załamany stratą z początku nie widział niczego innego poza butelką alkoholu. Otrząsnął się jednak szybko i postanowił za wszelką cenę ochronić mnie i Bena. Najpierw w piwnicy trenowaliśmy z nim, a potem pod czujnym okiem trenerów. Trening to było główne zajęcie w moim życiu, ale nie jedyne. Często wymykałem się poza granice Dystryktu. Czasem z bratem, ale głównie samotnie wędrowałem po lasach.
Pewnego dnia napotkałem kogoś obcego. Wziąłem go za Strażnika i niewiele myśląc zaatakowałem go zanim ten się zorientował, o co chodzi. Okazało się, że tym Strażnikiem był Cato Hadley. Mieszkaniec Dystryktu Drugiego. Walczyliśmy ze sobą zaciekle, ale ani jeden nie odpuszczał, ani drugi, więc w końcu uznaliśmy, że walka sensu nie ma. Tak się zaprzyjaźniliśmy. Dość zabawny początek. Widywaliśmy się stosunkowo rzadko, ale mogę szczerze powiedzieć, że to był prawdziwy kompan do końca życia. Oczywiście miał specyficzny charakterek, ale jakoś mogliśmy się ze sobą dogadać. Tylko czasem jeden drugiego walnął w łeb pięścią. – Uśmiechnął się z nostalgią w oczach. Tęsknił za tymi czasami bardzo. – No, a gdy nie wychodziłem do lasu to robiłem psikusy Strażnikom i nauczycielom. Albo kręciłem z różnymi dziewczętami z Dystryktu. Muszę przyznać, że powodzenie miałem. Teraz chyba też mam, ale nie sprawdzałem tego.
Klawe życie, aż do pamiętnych Dożynek. Siedemdziesiąte Czwarte Igrzyska zbliżały się nieuchronnie. Ostatni rok, kiedy mógłbym być wylosowany. Ostatni rok, a potem miałbym święty spokój. Czy się denerwowałem? Trochę. Mogli wylosować mojego brata, a wtedy oczywistym było, że ja się zgłoszę za niego. Teraz już tak pewnie nie jest, ale wtedy Ben zdawał się być nieporadnym facetem, którego zabiją na arenie. Nie mogłem na to pozwolić, więc liczyłem się z tym, że może będę zmuszony do zgłoszenia się na ochotnika. Tak się jednak nie stało.
Zaczęło się od losowania dziewczyn. Nawet nie pamiętam, kogo wylosowano, ale doskonale pamiętam, kto się zgłosił. Glimmer. Moja Glimmer musiała się zgłosić akurat na tych Igrzyskach. Nie spodobało mi się to, ale jeszcze bardziej nie podobało mi się to, co nastąpiło później. Otóż wylosowano nazwisko z kuli chłopców. Moje nazwisko.
Nie mogę powiedzieć, że chciałem iść na arenę. Właściwie to w ogóle nie chciałem się tam wybierać. Miałem na sobie całkiem fajny garnitur. Nawet pamiętam, że miałem całkiem dobry humor zanim nastąpiło losowanie. Pamiętam wiele dziwnych rzeczy. Na przykład to, że zasmuciło mnie, że nie będę miał, kogo wkurzać czekoladą, gdy Glimmer opuści Dystrykt. Gdy mnie wylosowano wyszedłem z tłumu z uniesioną głową. Pamiętam to. Zgromiłem wzrokiem każdego kto miał w planach zgłosić się na ochotnika. Tak... Wszyscy wiedzieli, że nie można ze mną zadzierać, a to była sytuacja, w której absolutnie pod żadnym pozorem nie można było wyjść przed szereg. Wszedłem na podest, uścisnąłem dłoń Glimm, uśmiechnąłem się do kamer. Wszystko po to, by wydać się pewnym siebie chłopakiem, który czuje się zaszczycony wylosowaniem. Tak samo wyglądał mój ojciec, gdy spojrzałem na niego wchodząc do Pałacu Sprawiedliwości.
Pożegnanie z ojcem było dość nietypowe. Wcześniej myślałem, że jego zachowanie nie ma nic wspólnego z miłością do bliźniaków. Szybko jednak odkryłem, że on cierpiał w środku, w zaciszu własnej świadomości. Trudniej było mi pożegnać brata. Powiedziałem mu wtedy, że dam sobie radę, a jego już nigdy nie wylosują. W sumie... Dotrzymałem słowa, choć nie jestem pewien, czy dać sobie radę to to samo, co przeżyć i mieć świra, a wcześniej amnezję.
Potem przyszła pora na wyjazd do Kapitolu. Podróż minęła szybko. W końcu mój Dystrykt nie był znowu tak daleko od stolicy Panem. Moja gra się zaczęła od momentu wylosowania. Tak. Grałem pewnego siebie dupka, którego interesuje tylko cel, a do celu idzie się po trupach. Spojrzałem tylko na telewizję, by zobaczyć, z kim przyjdzie mi się zmierzyć. Nie wiem, jakiego można mieć pecha, ale nie tylko Glimmer była mi znanym trybutem w tamtych Igrzyskach. Trybutem Drugiego Dystryktu był nie kto inny jak Cato. Ten sam Cato, z którym walczyłem w lesie, ten sam, z którym się przyjaźniłem. Jeszcze było kilku innych trybutów, których znałem. Mała Rue na przykład.
Ech...
Moją mentorką była Reiven Ruen, a właściwie była jakaś tam początkująca, a Rei koordynowała pracę stażystki, ale tak naprawdę to Reiven była moją mentorką. Rok starsza ode mnie, ale zachowywała się jakby była co najmniej pięć lat starsza.
W końcu trafiliśmy do Kapitolu, a tam w Centrum Odnowy zajęli się mną, a raczej moim ciałem, bym wyglądał jak jakiś playboy z okładek. Muszę przyznać, że ci co się mną zajmowali mieli sprawne rączki, ale i tak moja prywatność została naruszona setki razy. Paradowanie nago nie bardzo mi odpowiadało. Do dzisiaj mi nie odpowiada. W każdym razie szybko trafiłem pod opiekę mojej stylistki, która wepchnęła mnie w strój, który miał przypominać dystrykt, z którego pochodziłem. Co miałem konkretniej na sobie? Czarny strój, na którym były setki diamencików i rubinów. Wystarczyło jedno światełko i już świeciłem niczym gwiazda. Glimmer też wyglądała cudownie, co zobaczyłem dopiero w poczekalni rydwanów. Zresztą... – zaśmiał się pod nosem – Tam było niezłe show. We dwójkę byliśmy otoczeni przez resztę trybutów. Wkurzało mnie to, więc zwyczajnie wyszedłem z tego kółka wzajemnej adoracji i powędrowałem do Catona, który wyglądał jak pół-człowiek, pół-marmur. Muszę przyznać, że jego stylista zrobił arcydzieło na Hadley’u
Potem nadszedł czas na pokaz. Wiadomo jak to wyglądało. Pomachałem, uśmiechnąłem się, zrobiłem kilka gestów. Wiecie... Tak, żeby zachwycić płeć piękną tłumu, jaki się gapił na mnie i na pozostałych trybutów.
Później nastąpiła jedna z bardziej kontrowersyjnych rzeczy, a mianowicie ślub trybutki z Trzeciego Dystryktu z trybutem z Siódemki. Chantelle Pourbaix i Nolan Troy. Tak chyba im było. Rebeliancka zagrywka. To od tego się wszystko zaczęło właściwie. Nie wiem jednak, czy mam za to podziękować, czy też wystawić im sygnet na środkowym palcu. Dlaczego? Czasami wydaje mi się, że chyba wolałem umrzeć na tej arenie...
Wracając do ślubu. Nie wiedziałem o nim nic, a nic. Przylazłem tam tylko dlatego, że Hadley mnie zmusił. Robiłem za jego osobę towarzyszącą i do tej pory nie jestem pewien, czy robiłem za partnerkę do tańca, czy za partnerkę do trzymania kabla od... radia. Z tego co pamiętam to była mała afera. Trybutka z Piątki, rudzielec, rozbiła kieliszek o głowę Hadley’a, a ja potem musiałem go doprowadzić do porządku. Właściwie to sam się oporządził, bo gdy poszedłem go szukać zastałem krwawy burdel w męskiej łazience. Znalazłem go dopiero w hali treningowej w towarzystwie mojej mentorki. Tam też było wesoło. Z tym blondynem zawsze było wesoło, bo i on lubił cięte riposty, i ja. Po drodze zrobiliśmy sobie sparing i chyba pierwszy raz widziałem pokonanego Hadleya. Po drodze wpadła do nas naćpana Glimmer, tak... naćpana. Podobno zamknęła się przypadkiem w schowku, ale nigdy nie chciało mi się w to wierzyć.
Odprowadziłem Glimmer do apartamentu Trybutów Jedynki i pierwszy raz przysnęło mi się na kanapie. Następnego dnia były treningi. Niektóre stanowiska były proste, a niektóre nauczyły mnie kilku nowych sztuczek. Te treningi głównie były po to, by poznać swoich rywali i oszacować, którzy nadają się na sojusz, a którzy do czarnej listy. Bufety były kolejnym pokazem siły. Z racji, że byłem w sojuszu z Czwórką i Dwójką siedziałem z nimi przy obiadach. Potem miałem treningi na hali treningowej i tak mijał czas. Nawet walczyłem sobie w ramach treningu z rudzielcem, o którym już wspominałem. To były wyjątkowe Igrzyska od samego początku. Bardzo silna grupa trybutów. Mało jednostek wybitnie słabych. Większość z nas była silna. Jedni byli cholernie sprytni, drudzy silni, trzeci szybcy, a jeszcze inni zręczni. To wyglądało tak jakby wybrano same wybitne jednostki. Przypadek? Kto wie. Czasem nie widzę granicy pomiędzy przypadkiem, a zamierzonym celem. Trzeci dzień miał dodatkowe stanowisko, czyli tor przeszkód. Fascynujące, ale nie mam ochoty o tym opowiadać zbytnio. Rywalizowałem z Catonem i nie chwaląc się pokonałem go, choć znowu muszę przyznać, że był równym przeciwnikiem, tylko akurat wtedy miał pecha, albo coś go rozproszyło. Nie wątpię, że bez bodźców zewnętrznych mógłby mnie pokonać.
Nadszedł w końcu dzień Pokazów Indywidualnych. Jak teraz sobie przypominam ten dzień myślę sobie, że wyłączyłem całkowicie emocje tamtego dnia, a przynajmniej przed, w trakcie i krótko po pokazie. Chociaż... Nie wiem. Czekałem na swoją kolej w specjalnej poczekalni. Nie musiałem czekać zbyt długo. Przede mną była tylko Glimm. Byłem drugi. Czułem wtedy dziwny spokój i obojętność, co do końcowej oceny. Co ma być to będzie. Nie miałem żadnego planu na pokaz. Improwizowałem. Tak improwizowałem, że zabiłem dwójkę awoksów mieczami, które rzucały do mnie nożami. Krwawy pokaz. Przyznaję, wykorzystałem fakt, że nie mogli zaprotestować. Miałem też na względzie krwawe upodobania sponsorów, więc zaserwowałem im tak zwany przedsmak wydarzeń. Humor miałem wyśmienity po skończeniu. Umorusany krwią niewinnych osób nie czułem ani sumienia, ani żalu, ani smutku. To była czysta radość z dobrze wykonanej roboty. Potem uciąłem sobie miłą pogawędkę z mentorką. A później... Później stała się rzecz, której nie zapomnę chyba do końca życia. Przyszła Glimmer, a gdy byliśmy sami nastąpiło coś nieoczekiwanego. Pierwszy raz widziałem łzy na jej twarzy i wtedy pierwszy raz spojrzałem na nią inaczej. Nie była tą pewną siebie dziewczyną, a przerażoną trybutką. Myślę, że już wtedy zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że to co czuję do niej to nie jest już przyjaźń, a coś więcej...
Potem były wywiady z Flickermanem. Nie chce mi się opowiadać o nich. Uważam, że wypadłem na nich wystarczająco świetnie, a moje 10 z Indywidualnego Pokazu zadowalające. Trochę żartów, trochę uśmiechów, trochę głupawych gestów. Naprawdę nie ma, o czym opowiadać. Teraz zdaje mi się to być sztuczne jak cycki większości mieszkanek Kapitolu, ale wtedy byłem przekonany, że to co mówię jest zajebiste na maksa.
Noc przed areną była podobna do poprzedniej rozmowy z Glimmer... Obudziłem się wcześniej niż wszyscy i po paru pompkach dla rozluźnienia poszedłem na rzeź.
To co się działo na arenie przekracza wszelką wyobraźnię. Wtedy stałem się potworem. Wrogiem publicznym numer jeden dla rebeliantów. Już nawet nie Snow był głównym ich wrogiem, a ja. Przekreśliłem swoje szanse na wydostanie się bez szwanku i skazałem się na tortury w podziemiach Kapitolu...
...
Kilka minut ciszy w których Daniel spoglądał przez okno w zamyśleniu. Na jego twarzy widać było wszystkie emocje, które pojawiły się na arenie u niego. Te kontrolowane i te kompletnie nie kontrolowane. Po jakimś czasie spojrzał z powrotem na swojego rozmówcę i westchnął ciężko. – Z początku nie było źle. Mój sojusz przejął Róg Obfitości, a wrogów, którzy nie zdołali uciec wybił. Zabiłem wtedy jakiegoś dwunastolatka z Ósmego Dystryktu. Zastosowaliśmy wręcz standardowe procedury. Zabezpieczyliśmy teren i rozdzieliliśmy się. Dwójkami przeczesywaliśmy teren. Ja byłem z Cypriane i poszliśmy na pustkowie, które było... puste jak panienki z Kapitolu. Znaleźliśmy tam tylko dwie roślinki, z czego jedna była jadalna. Gdy wróciliśmy na początku było pod Rogiem jak w jakieś wyjątkowo kretyńskiej telenoweli. Nazbyt wesoło i beztrosko jak na okoliczności przyrody. Tak... Dobrze się domyślacie, że Organizatorzy nie dali nam więcej czasu na marnowanie sił na śmianie się. Piramida na której był Róg zamieniła się w zjeżdżalnię. Spadła z niej Glimmer i Clove. Glimm na pewno. Co zrobiłem? Jak ostatni idiota rzuciłem się po rzeczy z których mógłbym skorzystać, by zjechać z tej przeklętej piramidy, a wtedy coś zwaliło się na mnie i straciłem przytomność. Obudziłem się jakiś czas później i choć czułem cholerny ból na plecach rzuciłem się na dół za resztą.
Straciłem chyba drugi raz przytomność. Pamiętam, że zobaczyłem wtedy kobietę, która ucałowała moje czoło. Tą kobietą była moja matka jak się później okazało, więc miałem najpewniej niezłe zwidy. Obudziłem się w kompletnej ciszy bez czucia w kończynach i już myślałem, że jestem sparaliżowany. Myślałem wtedy, że zginę. Na dodatek usłyszałem moją ukochaną blondynkę i nie mogłem nic zrobić. Na szczęście tamta dziwna sytuacja z moim ciałem zniknęła stosunkowo szybko. Co prawda rany nie zniknęły w ten sam cudowny sposób, ale mogłem mówić i jako tako się poruszać. Wtedy też chyba Glimmer przestała traktować mnie jak przyjaciela, a jak kogoś więcej. Kolejny przełom, ale to nie to było najważniejsze. Miałem dziurę w plecach i inne liczne rany, a ona złamane żebro. Na dodatek Hadley miał humor jak gdyby dopiero, co wyszedł z bardzo dobrej komedii z kina, co tylko bardziej mnie wkurzyło. Gdyby nie sponsorzy pewnie nie dożyłbym rana. Skończyło się na tym to przedstawienie, że ja i Glimm poszliśmy nad wodospad, a reszta podążyła za dymem, który unosił się w oddali.
Co się działo z tymi, którzy poszli za dymem... nie wiem. Wiem tylko, że tam wybuchł pożar, a to wszystko wina rudej. Ja natomiast z Glimmer byłem pod wodospadem, gdzie... – Zamilkł spoglądając na okno. Jedna z trudniejszych chwil w jego życiu. – Zabiłem Dwunastkę... Ale nie w jakiś pierwszy lepszy sposób. Zagroziła życiu Glimmer, a ja... Nie wiem. Dostałem jakiegoś szału, kompletnie nie panowałem nad samym sobą, a co gorsza podobał mi się los jaki zgotowałem dziewczynie, która tylko zgłosiła się za swoją młodszą siostrę. Zabiłem... nie... zamordowałem dziewczynę, które nie zasłużyła na taką śmierć. Dopiero po fakcie, gdy zobaczyłem przerażenie w oczach partnerki zorientowałem się co tak naprawdę zrobiłem. Stałem się potworem, który nie zasługuje na życie, ani na wybaczenie. Wciąż nękają mnie koszmary z tamtej nocy. Ostatnio stwierdziłem, że będę musiał napisać o tym ze szczegółami, jeśli chcę się pozbyć koszmarów z przeszłości. Może kiedyś będziecie mogli to przeczytać.
Po śmierci Dwunastki z Glimmer zaczęło dziać się coś złego. Przy upadku oberwała dość mocno w głowę. Nie wiem co to było, ale miała zaniki pamięci i czasem zachowywała się jakby myślała, że dalej jest w Jedynce. Miała taki odpał przy Cato, gdy w końcu znaleźliśmy go na trawie niedaleko kryjówki i zaciągnęliśmy w bezpieczne miejsce oraz opatrzyliśmy. Pamiętam to. Spojrzałem wtedy na Catona morderczym wzrokiem. Bałem się... Bałem się, że on uzna, że trzeba zabić Glimm, a ja wtedy poprzysiągłem, że ona wygra Igrzyska. Nawet jeśli musiałbym popełnić samobójstwo na wypadek, gdybyśmy zostali sami na arenie. Byłem gotów zginąć za nią. Pod warunkiem, że ona przeżyłaby. Nie myślałem racjonalnie.... ale kto myśli racjonalnie, gdy jest zakochany? Nikt. Wtedy najważniejszym dla mnie nie było uratowanie własnego tyłka, a uratowanie życia blondynki, która była całym moim życiem. Gdybym umarł mój brat by sobie poradził. Był już dorosły i choć zapewne cierpiałby długo to w końcu by się pozbierał do kupy i zaczął życie od nowa. Tego nie można było powiedzieć o młodszym bracie Glimmer, który po jej śmierci mógłby już nigdy nie podnieść się. Dlatego jej przeżycie było ważniejsze od mojego od samego początku. Zanim sobie zdałem z tego sprawę minęło dość sporo czasu.
Wracając jednak do areny. Wkrótce po pojawieniu się Cato zjawiły się również inne osoby z mojego sojuszu, a nawet pojawiło się nas więcej w jednym miejscu. Wtedy nastąpiła rzecz, która wstrząsnęła całym Panem. Arena wybuchła. Poduszkowce rebeliantów przedarły się przez dach konstrukcji i zabrały trybutów, którzy byli na liście szczęściarzy, którzy przeżyją. Zabrano między innymi Glimmer, co teraz mnie cieszy. Cieszy mnie, że nie mnie zabrali, a ją. Zresztą, czy oni zabraliby mnie po tym jak zabiłem Dwunastkę w najbardziej brutalny sposób, jaki mogłem wymyślić? Już chyba tylko trybut kanibal mnie przebijał, choć potem go i tak przebiłem... – Ma odruch wymiotny na samo wspomnienie o tym co się stało później. – Wtedy, gdy zabierali tych trybutów nie wiedziałem co się dzieje. Myślałem, że to Kapitol zabiera ich, by potem zamordować za coś tam. Nie mogłem na dodatek nic zrobić, bo jakaś siła unieruchomiła moje ciało... Zaraz po tym jak zabrali wybrańców przybyły poduszkowce Kapitolu i zabrały mnie, Cato, Tracy i jeszcze kogoś. Czwórkę trybutów posłanych na tortury, które nie śniły się filozofom.
Obudziłem się w celi pełnej okrwawionych łańcuchów przyczepionych do ściany. Sam byłem powieszony na dwóch hakach dwa metry nad ziemią. – Powiedział, po czym zdjął koszulkę, a oczom rozmówców ukazały się dwie ogromne blizny. Jedna przy prawym obojczyku, druga na brzuchu, a konkretniej na lewym boku. Obie były kiedyś ranami przebitymi na wylot. – Nie wiedziałem, co się dzieje. Czułem tylko ból, więc po jakimś czasie zemdlałem. Później, jak się drugi raz ocknąłem zostałem potraktowany biczem z kolcami. Chcieli wyciągnąć informacje na temat rebelii, o której miałem takie pojęcie jak o hodowaniu marchwi. Zemdlałem, gdy znowu nadziali mnie na haki. Później trafiłem do izolatki... – Schował twarz w dłoniach ukrywając łzy, które napłynęły do oczu na samo wspomnienie.- Wyświetlano mi na okrągło scenę, gdy zabijałem Dwunastkę. Kazali mi zjeść jej jelita. Prawie zmiażdżono mi krtań. Podtapiano mnie w przesolonej wodzie... Moje męki przerwał Cato. Nie wiem co z nim zrobili, ale coś wiedział o czym ja nie wiedziałem nic. Wrzucili mnie do celi, założyli siatkę na moją głowę i próbowali udusić... Coś mi wstrzyknęli do ciała. Przestałem odróżniać co jest prawdziwe, a co nie. Wydawało mi się, że jestem typowym Zawodowcem. Nie znałem ani Cato, ani Glimmer w przewidzeniach. Zgłosiłem się na ochotnika podczas Dożynek. Nie miałem brata. Wcisnęli mi do umysłu bajeczkę, że jestem maszyną do zabijania, którego obchodzi tylko i wyłącznie sława po wygranej na arenie. Nie wiedziałem już, czy cela, w której się znajduje to arena, czy więzienie. Czasem przypominałem sobie prawdę, ale potem było coraz gorzej. Nie wiem, dlaczego pamiętam to wszystko. Powinienem nie pamiętać tak jak wtedy nie pamiętałem, kim jestem. Zanim zabrali mnie drugi raz do izolatki podpięli mnie do jakiegoś słupa i razili prądem.
Trafiłem znowu do izolatki. Wstrzyknęli mi coś, co sprawiło, że czułem niepohamowany głód. Jedyne, co mogłem zjeść były... jelita Dwunastki. – Spojrzał na swoich rozmówców. Oczy miał napuchnięte i czerwone. Przypominanie sobie takich rzeczy sprawiało mu ból psychiczny, ale i też fizyczny. Przypominał sobie wbijanie haków, rażenie prądem... Jak jego płuca bolały od słonej wody. – Przez substancję, którą mi wstrzyknęli nie panowałem nad sobą. Nie panowałem nad sobą od momentu podania substancji do momentu, gdy włożyli mi korek do ust, bym nie zwymiotował tego, co właśnie zjadłem. Wtedy nie wiedziałem, że znowu trafię na arenę. Nie wiedziałem, że będę zmuszony walczyć z jakimś dwunastolatkiem oraz, że podadzą mi substancję, która zwielokrotni u człowieka agresję do tego stopnia, że będzie chciał zabić wszystko, co ma na swej drodze.
W sali przygotowawczej byłem pewien, że znowu jestem Zawodowcem. Zabiłem wtedy trzecią w moim życiu awoksę. Dwie zabiłem na pokazie, a trzecią na chwilę przed wkroczeniem na mini arenę, gdzie miałem walczyć z dwunastolatkiem. Miałem przy sobie nóż, ale to i tak było mi niepotrzebne. Po zastrzyku czułem się jakbym był niezwyciężony.
W trakcie walki lek, który mi podali przestał działać, ale było już za późno, bym mógł zastrajkować, by uratować tego chłopca. Krwawił od ran, które mu zadałem. Jedyne, co mogłem zrobić to skręcić mu kark najszybciej jak tylko to możliwe. Wygrałem pojedynek. Za dwanaście godzin czekał mnie kolejny. Byłem osłabiony. Nie tylko po torturach. Choroba zaczęła mnie ogarniać. W stroju trybuta wyglądałem jakbym był cały i zdrów. To wszystko zakrył strój i makijaż. Na drugiej walce straciłem kontakt z rzeczywistością. Zatraciłem się w bajce, którą mi zaserwowali.
Nie do końca pamiętam, co się działo potem. Wiem tylko, że moja mentorka znalazła mnie w celi powieszonego na hakach z jakimś szczurem, czy robakiem na brzuchu zamkniętym pojemnikiem. Nie pamiętam już tego. Tak. Wyruszono, by uratować trybutów z więzienia. Mnie uratować chciała tylko Reiven. Nie wiem, czy mam być jej wdzięczny za to... Niby powinienem być, ale... Mogła mnie zostawić. Pozwolić mi umrzeć. Spłacić swój dług. Zamiast tego tkwię tutaj i sam nie wiem co ze sobą mam począć. Tak trafiłem do Trzynastki. Konkretniej do szpitala, gdzie niemalże umarłem trzykrotnie. Nie ma sensu o tym opowiadać. To zbyt długa historia. W każdym bądź razie to wtedy ujrzałem swoją matkę. W tym czasie umarł mój ojciec. Widziałem się z nim po śmierci. Byłem tak jakby zawieszony między życiem, a śmiercią. Ojciec kazał mi wybrać. Życie, czy śmierć. Wybrałem życie, ale początek nie był prawdziwym życiem. Straciłem siebie. Nie pamiętałem kim jest Reiven Ruen, kim jest Glimmer Ackroyd, a nawet kim jest Benjamin Levitt. Nie pamiętałem ich. Nie pamiętałem prawdziwej areny. Myślałem, że mnie porwali z areny, bo wygrałem Igrzyska. Byłem przekonany, że jestem otoczony przez zdrajców, a moim jedynym przyjacielem jest Snow i jego świta. Byłem agresywny wobec wszystkich, a w szczególności do własnego brata i własnej ukochanej. Stracili mnie, potem myśleli, że mnie odzyskali, ale zaraz po moim przebudzeniu stracili ponownie...
Myślałem, że moim ostatnim przeciwnikiem na arenie był Cato Hadley, którego zabiłem z zimną krwią, a potem mnie porwali do Trzynastki. Wyglądałem gorzej niż tragicznie. Właściwie to byłem jedną nogą w grobie. W nocy zaraz po moim przebudzeniu się w szpitalu w Trzynastce miałem przebłysk świadomości. Wydawało się, że przypomniałem sobie wszystko. Biedny Ben. Miał dwóch świrów pod swoją opieką. Nie dość, że wcześniej przypadła mu rola opiekunki Glimmer to potem jeszcze mnie musiał upilnować. W dodatku, ani ja, ani Glimm nie planowaliśmy być posłuszni. Następnego dnia jednak nie pamiętałem ich. Mój cudowny przebłysk świadomości skończył się i przez ponad miesiąc żyłem w błogiej nieświadomości, kim jestem tak naprawdę. W tym czasie nawet posunąłem się do tego, że zdradziłem Glimmer ze swoim rehabilitantem. Ugh... Nie jestem dumny ze swojego życia jak tak sobie podsumuję do tego momentu całość.
Gdy już odzyskałem pamięć pierwsze, co zrobiłem to zabrałem się za... stworzenie pierścionka zaręczynowego i oświadczyłem się Glimmer. Co prawda potem wyszło na jaw, że ją zdradziłem. Po drodze dowiedziałem się, że mój brat kocha się w niej od nie wiem jak dawna i ją pocałował w trakcie mojej amnezji. Wtedy go pobiłem. To był ostatni raz kiedy widziałem swojego brata. Jeszcze był nalot poduszkowców na Trzynastkę. Pamiętam, że wtedy zabrałem Caspiana, brata Glimmer do schronu i wyruszyłem na poszukiwania Glimm, którą znalazłem z Benem przy szkole. Zawalony sufit, kłótnia między naszą trójką. Skończyło się na tym, że trafiliśmy do schronu, a tam pogodziłem się ze swoją miłością życia.
Szczęście... Długo nie trwało. Glimmer zmarła na zarazę, która opanowała Dystrykt. Nie byłem przy tym, bo nie pozwolili mi się do niej zbliżać. Pamiętam, że wtedy uciekłem z podziemi i pobiegłem do lasu. Wróciłem chyba po dwóch dniach, za co zostałem ukarany oczywiście. Długo nie mogłem się pozbierać. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego umarła.
Jakiś czas później moja kondycja psychiczna się poprawiła. Nie wiem co się działo z Benjaminem, ale mnie chcieli dołączyć do misji w jednym z Dystryktów. To chyba była Jedenastka, ale nie dało się już rozróżnić jednego miejsca od drugiego, bo wszystko było zniszczone. Ruszyłem na misję, bo co innego miałem do roboty. Osoba, dla której chciałem jeszcze żyć opuściła mnie umierając. Druga osoba, która była mi bliska nie chciała mnie znać. Byłem sam, bez nadziei na przyszłość. Nie miałem nic do stracenia.
Podczas walki pamiętam tylko rozbłysk światła, a następnie ogarnęła mnie ciemność. Nie wiem jak było naprawdę, ale podobno niedaleko mnie wybuchło kilka bomb i wszyscy myśleli, że nie żyję. Leżałem jak długi na ziemi, okrwawiony, zasypany ziemią. Nie było czasu, by sprawdzać, czy żyję. Wokół wszystko się waliło.
Gdy się obudziłem wokół mnie leżały same trupy. Pamiętam jak przez mgłę, że pobiegłem do lasu i zaszyłem się tam jakiś czas. Moje rany nie były najgorsze. Podobno wtedy jakaś grupa rebeliantów wróciła pochować zmarłych, ale nikt mnie nie znalazł.
Żyłem w dziczy długi czas. Właściwie pół roku chyba zanim trafiłem do Jedynki. Kilka osób mnie poznało, choć to było trudne. Byłem zarośnięty jak yeti, przeraźliwie chudy, wycieńczony... Dochodziłem do siebie przez kolejne pół roku.
Teraz wróciłem do normy. Mieszkam poniekąd w Jedynce, ale nie tam, gdzie miałem swój dom. Otrząsnąłem się po tym wszystkim, co się zdarzyło. Oczywiście cienie przeszłości dalej będą mnie ścigać, ale jest już lepiej. Postanowiłem szukać brata mając nadzieję, że jeszcze żyje. Słyszałem tylko, że mam go szukać w getcie, które utworzono dla byłych mieszkańców Kapitolu, którzy byli za prezydentem Snowem. Tyle wiem. Czy to prawda? Nie wiem... Ale muszę to sprawdzić.

Daniel Levitt Charakter

Dawniej Daniel był inny aniżeli jest teraz. No może nie całkowicie inny, ale jego osoba straciła w wyniku wydarzeń kilka cech, a kilka została uśpiona.
Dawniej uwielbiał wykręcać numery ludziom, a w szczególności Strażnikom Pokoju, przez co ojciec musiał stawać na rzęsach, by załagodzić sytuację, bo inaczej miałby niezłe kłopoty. W dodatku pakował w nie zawsze swojego brata. Teraz można powiedzieć, że wydoroślał i nie w głowie mu takie zabawy. To umarło wraz z dawnym Danielem.
Dalej jednak nie myśli o przyszłości. Co ma być to będzie. Liczy się to co jest tu i teraz, a nie co będzie później. Uważa, że jego życie jest zbyt narażone na niebezpieczeństwo, by mógł myśleć o przyszłości. Już kiedyś myślał o przyszłości. Z Glimmer. Tyle z tego miał pożytku, że pochował swoją narzeczoną i niemalże zwariował po raz drugi z rozpaczy.
Wciąż też ma nadmiar energii do spożytkowania, choć nie jest już w gorącej wodzie kąpany jak kiedyś. Może i nie może usiedzieć w miejscu i wszędzie go pełno, ale już nie tak często. Częściej jednak jest poważny, a wręcz wygląda na udręczonego życiem. Czuje się jakby był co najmniej pięćdziesięciolatkiem, a nie dziewiętnastolatkiem. Częściej jest zdystansowany i nieufny. Właściwie ufa tylko sobie teraz, bo już nie ma na kogo liczyć.
Był pewny siebie. Dalej jest pewny siebie. To jedna z nielicznych cech, które przyssały się do niego do końca życia. Był lekkoduchem, rozrabiaką i kobieciarzem. To wszystko jednak umarło dawno temu. Zdaje mu się, że już nigdy się nie zakocha, bo nie spotka w życiu osoby, która wypełniłaby pustkę w jego sercu. Sam nie wie, dlaczego dalej romansuje. Chyba potrzebuje ciepła drugiej osoby, bo ostatnimi czasy niewiele zaznał w życiu miłości.
Jest ekscentrykiem i ambitnym człowiekiem. Jest też stanowczy i uparty jak osioł. Mało kto potrafił zmienić jego zdanie. Bratu to rzadko się zdarzało, ale dla Glimmer był w stanie ulec. Dla niej właściwie zrobiłby wszystko. W końcu to dla niej rzucił się z piramidy na sam dół. Dla niej wytrzymał tortury. Miłość... Choć potrafi ukazać czułe punkty człowieka potrafi również być cholernie silna.
Wciąż jeszcze gdzieś ma pokłady swych aktorskich umiejętności, ale rzadko z nich korzysta. Nie potrzebuje ich już tak bardzo jak dawniej.
Minusem jego przemiany jest to, że stał się bardziej agresywny i brutalny. Mimo prób zbawienia swojej duszy stał się potworem, który ukazał się na arenie.


Daniel Levitt Ciekawefakty

- Świetnie rysuje.
- Najlepiej posługuje się mieczem i sztyletami.
- Jest bardzo silny.
- Bardzo lubi, gdy ktoś głaszcze go po karku (wciąż ma ten fetysz).
- Nigdy nie lubił Igrzysk, ale po wylosowaniu go do 74. Igrzysk znienawidził je.
- Kocha czereśnie ponad wszystko i placki (różnego rodzaju pyszne placki: jabłkowe, wiśniowe, porzeczkowe, śliwkowe).
- Kiedyś kochał mięso. Teraz na widok mięsa przypominają mu się jelita Dwunastki i go mdli. Został wegetarianinem (chociaż czasem jeszcze odzywa się jego mięsna natura, ale mięso musi być bardzo dobrze wysmażone, a wręcz spalone)
- Miał kiedyś jeża, ale biedaczek zaginął.
- Lubi śpiewać, a raczej lubił, bo już od dawna nie śpiewa.
- Chyba ma ADHD (dalej niestwierdzone przez lekarza).
- Męczą go koszmary. O Glimmer, o Dwunastce, o torturach i o śmierci, przez co cierpi na bezsenność.
- Nauczył się robić biżuterię (wcześniej zrobił pierścionek zaręczynowy dla Glimmer, teraz potrafi robić bransolety, pierścionki, łańcuszki i wisiorki).
- Kiedyś chciał być lekarzem. Teraz nie nadaje się do tej roboty.
- W Dystrykcie 13 miał homoseksualny romans (miał amnezję i nie pamiętał, że jest w „związku” z Glimmer)

Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Daniel Levitt Empty
PisanieTemat: Re: Daniel Levitt   Daniel Levitt EmptyPon Sty 06, 2014 12:50 am

Daniel, witaj z powrotem. <3 Historię przeczytałam (zajęło mi to 20 minut, true story) i nie doszukałam się żadnych błędów, co na taką objętość tekstu jest wyczynem. xD Co do samej treści też nie mam zastrzeżeń, czytało mi się dobrze, fajnie było też sobie przypomnieć stare dzieje. c: Podoba mi się też forma, w której Daniel sam opowiada o sobie, dzięki temu biografia nie składa się z suchych zdań. Akceptuję oczywiście, wracaj do fabuły i - standardowo - miłej gry. <3
Powrót do góry Go down
 

Daniel Levitt

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Daniel Levitt
» Benjamin Levitt
» Benjamin Levitt
» Benjamin Levitt

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-