IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Logan Cohen

 

 Logan Cohen

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the pariah
Logan Cohen
Logan Cohen
https://panem.forumpl.net/t2116-logan-cohen#27772
https://panem.forumpl.net/t2118-logan-cohen#27777
https://panem.forumpl.net/t2117-logan-cohen
Wiek : 23
Zawód : Detektyw/Szmugler
Przy sobie : aparat fotograficzny, wytrych, zapalniczka, paczka papierosów, karta identyfikacyjna
Obrażenia : zadrapania na twarzy, gojąca się warga, kilka siniaków na rękach, klatce piersiowej i plecach

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyPią Kwi 18, 2014 8:43 pm

Logan Cohen 800px-University_of_Virginia_room_of_Edgar_Allan_Poe
Powrót do góry Go down
the pariah
Logan Cohen
Logan Cohen
https://panem.forumpl.net/t2116-logan-cohen#27772
https://panem.forumpl.net/t2118-logan-cohen#27777
https://panem.forumpl.net/t2117-logan-cohen
Wiek : 23
Zawód : Detektyw/Szmugler
Przy sobie : aparat fotograficzny, wytrych, zapalniczka, paczka papierosów, karta identyfikacyjna
Obrażenia : zadrapania na twarzy, gojąca się warga, kilka siniaków na rękach, klatce piersiowej i plecach

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyNie Kwi 20, 2014 12:34 am

Z Centrum Kwartału

Nie chciałem już wywlekać czyja była to wina. Mogłem się kłócić, bo przecież nikt nie kazał jej biec razem ze mną. Wybrała tę drogę to musiała być przygotowana na wszystko, co bym wymyślił. Rzadko zdarzało mi się uciekanie nie w pojedynkę, więc nie zauważyłem tego, że jej postura, wzrost, kondycja może wpłynąć na to, że ta ucieczka nie będzie taka łatwa jak dla mnie. Bo nie licząc krótkiej zadyszki, która już dawno minęła i stratach w postaci kapelusza to czułem się już jak młody bóg. Nie ciągnąłem jednak tego tematu, bo wydawało mi się to bezsensowne, a nie powinienem wchodzić z nią w jakieś konflikty. Problemów miałem zanadto.
- Dla sprostowania, nie ćpam i nie handluje z ćpunami. Można o mnie wiele powiedzieć, ale nie to – zabrzmiałem bardzo poważnie. Schody doprowadziły nas do korytarza, a stamtąd trafiliśmy do mojego mieszkania. Mówiąc te słowa, zamykałem za sobą drzwi. Dokładnie na trzy zamki. To wszystko przez tę okolicę, trzeba było dbać o swoje bezpieczeństwo.
- Nie oznacza to, że nie mam dostępu do morfaliny. Mam jej całkiem sporo, ale wykorzystuje ją tylko wtedy, gdy to konieczne. Na przykład, gdy takie pościgi jak ten kończą się klapą. – Pierwszy raz od początku naszego spotkania po mojej wypowiedzi nie pojawił się uśmiech, który zdejmowałby ciężar z wypowiedzianych przeze mnie słów. Jakby naprawdę jej słowa w jakimś stopniu mnie dotknęły. Mogły być żartem, choć w jej wypowiedziach nie wyczuwałem jej intencji, więc nie miałem pojęcia, o co jej chodziło. A może wyglądałem albo zachowywałem się jak oni? To by wyjaśniało dlaczego niektórzy ludzie uciekają ode mnie jak mnie tylko widzą. Zawsze myślałem, że to oni są po prostu dziwni. A może to ja.
- Jeśli chodzi o wodę. Zależy czy chcesz taką pitną czy barwiąca się na żółto ci odpowiada? – zapytałem. Oczywiście to był żart. Nie miałem zamiaru czegokolwiek żądać za szklankę wody. To już byłoby przesadą. Skierowałem się do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę. Tylko taką wodę piłem, na wszelki wypadek. Nie licząc tej butelki niewiele znajdowało się w środku. Zresztą tak jak w całym mieszkaniu. Wyglądało ono jednocześnie na pedancko czyste, a z drugiej strony coś w nim budziło niepokój. Wszystko stało na swoim miejscu. Mieszkanie było małe – salon z kuchnią i dwie małe sypialnie. Dlatego mebli też było bardzo mało. W części kuchennej nie znajdowało się praktycznie nic, jakby w ogóle jej nikt nie użytkował, ale za to w tej drugiej… przy samym wejściu wisiały marynatki, kapelusze i stały buty – dokładnie ułożone. Ściana nad biurkiem była powyklejana zdjęciami, które sam zrobiłem. W poprzek pokoju ciągnęły się dwa sznurki, na których wisiały świeżo wywołane zdjęcia. Stół był całkowicie pusty, jednak na biurku leżało mnóstwo odręcznych notatek z nazwiskami, datami. Cały spokojny obrazek burzyło szczekanie psa, które dobiegało z sąsiedniego pokoju.
- Koka, cicho! – krzyknąłem, a po chwili pies umilkł. Nie dlatego, że się bał. Po prostu wiedział, że ja jestem w domu, a to oznaczało, że wszystko jest w porządku.
- Jak dużo tabletek żelaza – powiedziałem i skierowałem się w jej stronę. W jednej dłoni trzymałem szklankę z wodą, a w drugiej coś innego. Listek jakiś lekarstw. Zatrzymałem się przed nią kończąc – Potrzebujesz, żeby zrozumieć, że próbuje być miły i jakbym chciał to już dawno bym cię pożegnał, jednak lubię jak moje transakcje przebiegają bezproblemowo… Nie taki diabeł straszny jak go malują. Za fatygę, poćwicz nad kondycją, droga Ashe – dodałem, umieszczając w jej dłoni listek z dziesięcioma kapsułkami. Po dokładnej obserwacji jej stanu domyśliłem się, że to dla niej. Czy działałem bezinteresownie? Raczej nie, bo jeśli miałaby nie dożyć przyszłego tygodnia to przecież niczego bym się nie dowiedział.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyNie Kwi 20, 2014 12:34 pm

W żaden sposób nie potrafiłam go rozgryźć. W jednym momencie zachowywał się jak uliczny żartowniś, strzelający od czasu do czasu wyszukanymi frazami i nieprzejmujący się niczym i nikim; w następnym nagle poważniał, urażony przez coś pozornie nieszkodliwego, wprawiając mnie w lekką konsternację i zmuszając do zastanawiania się, co takiego powiedziałam. Wdawał się w pościgi ze Strażnikami Pokoju, traktując je jako świetną zabawę (albo tak to wyglądało), a później zamykał mieszkanie na cztery spusty, jakby spodziewał się co najmniej nalotu ekipy antyterrorystycznej. Zdawał się tak idealnie przystosowany do życia w Kwartale, jakby mieszkał w nim od co najmniej dziesięciu lat, co jednocześnie mnie szokowało, jak i budziło coś w rodzaju zazdrości; ja, mimo że próbowałam grać kogoś, kto świetnie radzi sobie w życiu, w rzeczywistości wciąż musiałam polegać na kimś innym. Nawet teraz.
Słysząc jego wypowiedź o ćpunach i morfalinie, przewróciłam oczami.
- Nie mówiłam poważnie - zauważyłam, wzruszając ramionami i krzyżując je na klatce piersiowej w obronnym geście. Czułam się trochę jak przyłapana na ściąganiu uczennica i ani trochę mi się to nie podobało. Kogo jednak miałabym obwinić o ten stan rzeczy? - A już na pewno nie chciałam cię urazić. Ale jeśli mamy współpracować, musisz pogodzić się z faktem, że nie jestem miła dla ludzi. Także informacje swoją drogą, a małą jędzę dostajesz w pakiecie - dodałam po chwili, właściwie - nie będąc pewna, po co. Może chciałam postawić sprawę jasno, a może była to mocno zawoalowana forma przeprosin, chociaż nie miałam pojęcia, za co miałabym przepraszać.
Podsumowując uwagę o wodzie cichym prychnięciem, rozejrzałam się po mieszkaniu. Wyglądało raczej zwyczajnie, nie licząc wyjątkowej dbałości o porządek, ale z jakiegoś powodu czułam się w nim nieswojo, a szczekanie psa w sąsiednim pomieszczeniu tylko potęgowało ten efekt. Jak intruz? Ale dlaczego? Koniec końców nie miałam przecież złych zamiarów. Właściwie, to znalazłam się tutaj nie do końca z własnej woli, raczej na skutek przypadku. Przygryzłam dolną wargę, odgarniając włosy z twarzy (odruchowo; robiłam to nawet wtedy, gdy nic nie zasłaniało mi widoku) i podchodząc do jednego z rozciągniętych w poprzek pokoju sznurków. Spojrzałam w górę, z zainteresowaniem przyglądając się fotografiom, ale nie zdążyłam obejrzeć więcej niż jedną czy dwie, bo Logan znów przyciągnął moją uwagę.
Odwróciłam się w jego stronę, mierząc wzrokiem najpierw szklankę z wodą, później srebrny listek z tabletkami, który po chwili wylądował na mojej ręce. Nie cofnęłam dłoni, ale też nie zacisnęłam palców na... podarunku? Zmarszczyłam brwi, zaciskając jednocześnie usta w cienką kreskę. Gdyby były to normalne okoliczności, zapewne należałoby po prostu podziękować, doceniając starania drugiej strony, ale znów - normalność już dawno odeszła z mojego życia, pozostawiając po sobie jedynie chaos. Zamiast wdzięczności, czułam więc wstyd, że ponownie - ponownie! - ktoś uznał mnie za nieudacznika, i to do tego stopnia, że sam z siebie zaoferował pomoc. Najpierw Noah, później Chaz, Max, a teraz Logan, mimo, że miały nas łączyć jedynie interesy.
Odchrząknęłam.
- Okej - powiedziałam powoli, starając się brzmieć spokojnie oraz używać głosu pozbawionego wyrzutu. - Pierwsza zasada bezproblemowych transakcji - nie lituj się nade mną, bo tego nie znoszę. - Ostrożnie odłożyłam tabletki na najbliższy blat (w razie gdyby mężczyzna nie chciał ich wziąć). Miałam poczucie, że będę tego żałować, i to najprawdopodobniej wkrótce - ale wrodzony upór był silniejszy niż rozsądek. - Może na to nie wygląda, ale potrafię o siebie zadbać i nie umrę do przyszłego tygodnia - dodałam, orientując się, że być może obawiał się, czy w ogóle będę w stanie wykonać zadanie. Byłam. - Nie bierz tego do siebie, po prostu nie zaciągam długów. - Wzięłam od niego szklankę, po czym upiłam niewielki łyk czystego, chłodnego płynu. - A za wodę dziękuję.
Powrót do góry Go down
the pariah
Logan Cohen
Logan Cohen
https://panem.forumpl.net/t2116-logan-cohen#27772
https://panem.forumpl.net/t2118-logan-cohen#27777
https://panem.forumpl.net/t2117-logan-cohen
Wiek : 23
Zawód : Detektyw/Szmugler
Przy sobie : aparat fotograficzny, wytrych, zapalniczka, paczka papierosów, karta identyfikacyjna
Obrażenia : zadrapania na twarzy, gojąca się warga, kilka siniaków na rękach, klatce piersiowej i plecach

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyNie Kwi 20, 2014 3:33 pm

- Pytanie. Czemu jesteś nie miła dla ludzi? Wiesz w taki sposób sobie ich nie zjednasz. Mówi to osoba, która przyjaźni się z psem i panną lekkich obyczajów. Hmmm, mam dzisiaj dobry dzień, droga Ashe. Dobry dzień. – Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W sumie mi też nie zależało na utrzymywaniu przyjaznych relacji z innymi ludźmi. Mogli oni tylko zasłaniać mój prawdziwy cel życiowy – czyli odnalezienie Gisele. Ale widziałem jak funkcjonuje społeczeństwo. To, że ja lubiłem działać w pojedynkę i nie zagłębiać się w bliższe relacje z innymi ludźmi to nie oznaczało, że wszyscy tak robili. Ludzie zazwyczaj żyli w społecznościach albo małych grupach. Nie było im trudno się dostosowywać tak jak mnie. Może dlatego, że nie spotkałem jeszcze kogoś takiego jak ja. Kogoś pogrążonego jednocześnie w tak ogromnej miłości i rozpaczy. Dlaczego? Czyżby ludzie nie kochali i nie cierpieli? Ależ oczywiście, że tak. Tyle, że oni robili to połowicznie. Ja robiłem to całym sobą. Każdym, najmniejszym fragmentem swojego ciała. Pytanie, czemu Ashe dążyła do odosobnienia? Co było powodem jej chęci odcięcia się od ludzi?
Przeniosłem na nią wzrok i wtedy dostrzegłem, że obserwuje moje fotografie. Nie były dobre, wiedziałem to. Te które zasługiwały na jakąś uwagę wisiały na ścianie. Ale jakby im się przyjrzeć to najczęściej przewijała się ta sama twarz. Na niektórych zdjęciach kobieta była ze mną, ale byłem tam o wiele młodszy. Reszta zdjęć to były tylko dodatki. Podszedłem, więc do sznurka i zacząłem je odpinać. Potem szybko przejrzałem i ze wszystkich tylko trzy odłożyłem na biurko, a resztę wyrzuciłem do kosza. Ostatnio nie miałem żadnych większych zleceń, więc próbowałem bawić się fotografią. Tyle, że ona już nie sprawiała mi tyle przyjemności, co dawniej.
- Lituj? – zapytałem, jakbym nie wiedział, o co jej chodzi. Skupiłem się i przypomniałem sobie, gdy ktoś używał tego określenia w moim otoczeniu. Nie padało ono często, więc nie byłem z nim dobrze zaznajomiony. – O nie, nie. Nie lituje się. Po prostu dbam o swoje interesy. I martwię się. Chciałbym już ją po prostu odnaleźć, pomóc jej. Nikomu teraz nie jest łatwo, ona jest silna, ale mnie potrzebuje. Zawsze mnie potrzebowała, dlatego muszę ją jak najszybciej znaleźć – mówiąc to układałem papiery na biurku. Mimo iż słowa kierowałem do niej, to zachowywałem się tak jakbym kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Byłem chyba za bardzo przyjęty tym wszystkim. Papiery wyślizgnęły mi się z rąk i znowu leżały na biurku. Opuściłem ręce i jedną z dłoni zacisnąłem.
- Trzy… dwa… jeden – wymruczałem do siebie. W pokoju zapadła martwa cisza, którą przerwało dopiero wycie psa. Koka świetnie rozpoznała moje nastroje, nie musiała być nawet obok. Skierowałem się w stronę pokoju i od razu wypuściłem psa. Nawet nie pomyślałem o tym, że mógłby zaatakować Ashe. Był to mały i bezbronny pies. Biały z nielicznymi brązowymi łatami, coś na rodzaj Jacka Russela Terriera, tyle, że zapewne był jeszcze pokrzyżowany z jakimś kundlem. Suczka zachowywała się spokojnie, pierw obserwowała dziewczynę, potem ją obwąchała i odeszła jakby nigdy nic.
- Zastanawia mnie, jeśli taka jesteś nie miła dla innych. Nie przepadasz za ludźmi. To co tu jeszcze robisz? Chyba, że jesteś przychodna… - powiedziałem i zaśmiałem się pod nosem. Po chwili przestałem i przyjrzałem się jej od stóp do głowy i wywróciłem oczami. – Oczywiście, że jesteś. Jak mogłem tego nie zauważyć. Zapewne nie wiesz, gdzie się teraz znajdujemy prawda? – zapytałem, choć już znałem odpowiedź. Przychodni raczej nie zagłębiali się w takie dzielnice jak ta. Wyglądały one wszystkie bardzo podobnie, więc trudno komuś, kto ich nie rozróżnia się tutaj odnaleźć.
- Spokojnie, odprowadzę cię do centrum czy gdziekolwiek sobie będziesz chciała. Ale wiesz, jak kiedykolwiek przyjdzie ci odwiedzać te rejony to nigdy nie przyznawaj się, że jesteś przychodna. Miejscowi ich nie lubią – powiedziałem od razu. Mogła nie rozumieć mojej wypowiedzi, bo tymi pojęciami posługiwali się tylko miejscowi, czyli ci którzy zamieszkiwali te rejony jeszcze przed rebelią. Dla ludzi z dawnego Kapitolu – slumsy. Dla nich wyglądało to tak, że mieli ciężko, a przez przychodnych zrobiło się jeszcze gorzej. Bo to stało się z ich winy. Ja jednak miałem obojętne podejście do nich. Szczególnie mi nie zawadzali, z wieloma z nich robiłem interesy. Wolałem tylko ją uprzedzić. Skierowałem się do wieszaka i uważnie odwiesiłem na niego marynarkę.
- Zaraz wracam – dodałem i skierowałem się do swojej sypialni. Zostawiłem uchylone drzwi, by mieć na nią oko i zacząłem szukać czegoś w szafie. Wyciągnąłem brązową, skórzaną kurtkę i ściągnąłem z siebie koszulę, zostając w samym białym podkoszulku. Narzuciłem na niego kurtkę i wróciłem do drugiego pokoju. Wyglądałem teraz zupełnie inaczej. Na pewno młodziej i przeciętnej. Może dlatego nie lubiłem tego. Jednak zaletą było to, że teraz mogłem wtopić się w tłum.
- Jesteś pewna, co do tego – zapytałem, wskazując na tabletki, które leżały na stole.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyPon Kwi 21, 2014 4:02 pm

Przepraszam za tempo, zjazdy rodzinne.

Pytanie Logana było z pozoru proste; takie, na które odpowiedź powinna pojawić się automatycznie i opuścić moje usta bez głębszego zastanowienia. W końcu dotyczyło mojej osoby, moich zachowań i przyzwyczajeń, a kto mógł znać mnie lepiej, niż ja sama? Być może dlatego w pierwszej chwili rozchyliłam wargi, jakby przygotowując się do udzielenia wyjaśnienia. Problem w tym, że gdy już to zrobiłam, zorientowałam się, że nie mam pojęcia, co powiedzieć.
Zacisnęłam usta z powrotem, zapewne wyglądając jak wyciągnięta z wody ryba, która próbuje łapać tlen. Dlaczego? Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, zastanawiając się nad własnymi motywami, ale ciężko mi było znaleźć ten jednoznaczny i oczywisty. Przez kilka sekund po prostu milczałam, ocknąwszy się dopiero, kiedy poczułam na języku metaliczny posmak krwi.
Wzruszyłam ramionami.
- Jak jesteś dla kogoś miły, to zaczynasz się przywiązywać. Jak się do kogoś przywiążesz, to zaczyna ci zależeć. Ludzie, na których mi zależy, znikają albo umierają. Wszyscy - powiedziałam w końcu, zaskoczona, jak obojętny wydawał się mój głos, ale też i zadowolona, że przynajmniej nie drżał. Nie chciałam się żalić, nie potrzebowałam współczucia - odpowiadałam po prostu na zadane pytanie, tak szczerze, jak potrafiłam, starając się nie zatrzymywać nad beznadziejnością własnej egzystencji ani odrobinę dłużej, niż było to konieczne. Może i byłam ofiarą losu, może miałam więcej słabości i ułomności niż palców u rąk potrzebnych, żeby je wyliczyć; ale jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę zachowywać się jak ona. Już nie. - Tak więc czasem bezpieczniej jest odepchnąć kogoś odpowiednio wcześniej. Wytrącić losowi broń z ręki, zamiast ją tam umieszczać.
Obserwowałam w ciszy, jak zdejmuje fotografie ze sznurka, przegląda je pobieżnie, wybiera kilka, a resztę wyrzuca do kosza; nie zapytałam, skąd miał pieniądze na papier, na klisze, czy na sam sprzęt - to nie była moja sprawa. A przynajmniej nie powinna być. Dlatego ograniczałam się do patrzenia, do wyciągania samodzielnych wniosków; nie umknęło mi bynajmniej, że jedna kobieta przewijała się przez zdjęcia najczęściej, a jego następne słowa szybko pomogły mi dodać dwa do dwóch. Jedynym, czego nie wiedziałam, było to, kim właściwie dla Logana była Gisele. Kiedy poprosił mnie o informacje po raz pierwszy, byłam przekonana, że ukochaną; twarz z fotografii wyglądała jednak starzej, a kiedy stała obok chłopca, w ich rysach można było dostrzec pewne podobieństwo.
- Kiedy zniknęła? - zapytałam, bardziej z ciekawości, niż dla dobra powierzonego mi zadania. Choć nie chciałam się spoufalać, czasami wychodziły ze mnie stare przyzwyczajenia. Dziennikarzem nie przestawało się być ot tak, nawet jeśli nie było cię już stać na kartkę papieru i długopis, nie mówiąc już o jakimś bardziej zaawansowanym sprzęcie do pisania. - I czy m... - zaczęłam, ale urwałam, widząc rozsypane po blacie arkusze i zaciśniętą dłoń Logana. Zmarszczyłam brwi, wsłuchując się w ciszę, która nagle zapadła i zastanawiając się, czy coś powiedziałam nie tak. Znowu. Gdzieś w pokoju obok rozległo się wycie psa, a po chwili do pomieszczenia wbiegł niewielki kundelek. Zamarłam na moment, odruchowo; psy aż za bardzo kojarzyły mi się z pościgami.
Przychodna.
Słowo zadzwoniło mi w uszach, zmuszając do oderwania wzroku od zwierzęcia i ponownego przeniesienia go na mężczyznę. Początkowo nie zrozumiałam, o czym mówił - podejrzewałam nawet, że po prostu się przesłyszałam. Coś w brzmieniu samego wyrazu, a może w sposobie, w jaki został wymówiony, niespecjalnie mi się spodobało - nieco za bardzo przypominało ton, jakiego ja sama używałam, gdy mówiłam o rebeliantach.
- Przychodna? - powtórzyłam głucho, ale ledwie skończyłam wypowiadać ostatnią sylabę, dotarło do mnie, o co chodziło i po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Do tej pory nigdy nie wpadło mi do głowy, że przecież Kwartał nie wyłonił się z nicości - sam w sobie istniał na długo przed rebelią i stanowił schronienie dla mieszkańców stolicy. Moja głowa automatycznie skierowała się w stronę okna, dlatego ledwie zarejestrowałam moment, w którym Logan opuścił na chwilę pokój. Podeszłam do parapetu, opierając na nim obie dłonie i próbując rozpoznać któryś z budynków dookoła, ale bez skutku. Byłam prawie pewna, że nie byłam w tej okolicy nigdy wcześniej - ani przed trafieniem do getta, ani po. Roześmiałam się cicho pod nosem; wyglądało na to, że nawet teraz, w obliczu wspólnego wroga, byliśmy dla siebie obcy. Jak to możliwe, że rozsianym między trzynaście dystryktów rebeliantom udało się zjednoczyć, a my, mieszkając w jednym mieście, tworzyliśmy własne podziały?
Odwróciłam się przez ramię, słysząc, że Logan wrócił do pokoju. Jesteś pewna, co do tego? Nie byłam. Ale nie miałam w zwyczaju zmieniać zdania, więc po prostu kiwnęłam głową, po czym wyprostowałam się, przy okazji zahaczając spojrzeniem o leżące na biurku fotografie. Coś wpadło mi do głowy.
- Mogę zabrać jedną z nich? - zapytałam, zerkając na mężczyznę. Zanim zdążył zaprotestować, wyjaśniłam jeszcze: - Czasami ludzie zmieniają imię i nazwisko, ale z twarzą jest już trudniej.
Powrót do góry Go down
the pariah
Logan Cohen
Logan Cohen
https://panem.forumpl.net/t2116-logan-cohen#27772
https://panem.forumpl.net/t2118-logan-cohen#27777
https://panem.forumpl.net/t2117-logan-cohen
Wiek : 23
Zawód : Detektyw/Szmugler
Przy sobie : aparat fotograficzny, wytrych, zapalniczka, paczka papierosów, karta identyfikacyjna
Obrażenia : zadrapania na twarzy, gojąca się warga, kilka siniaków na rękach, klatce piersiowej i plecach

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyPon Kwi 21, 2014 5:04 pm

Gdy kobieta wyjaśniła swoje podejście, choć tak naprawdę nie oczekiwałem że to zrobi to poczułem, że mamy coś wspólnego. W moim życiu nie na wielu osobach czy rzeczach mi zależało. Ale jeśli już to bardzo się angażowałem. Tak było z Gisele. Mimo upływu lat nadal mi na niej zależało, można nawet powiedzieć, że chciałem ją jeszcze bardziej odnaleźć niż na początku. Po prostu wiedziałem, że moim obowiązkiem jest to zrobić. Nie wspominając już o tym, że gdyby nie to, to w sumie nie miałbym innego celu w moim życiu. Dalej mógłbym handlować, ale po co? Tylko by marnie żyć z dnia na dzień? To nie miałoby sensu. Dzięki tej misji moje życie stawało się bardziej wartościowe, nabierało znaczenia.
- To coś nas jednak łączy, droga Ashe – powiedziałem, przenosząc wzrok na fotografie. Zastanowiłem się, czy w moim życiu jeszcze na kimś mi tak naprawdę zależało. Doszedłem do wniosku, że przewinęły się przez nie jakieś osoby, ale teraz nie miałem pojęcia co się z nimi działo. Rozpłynęły się z mojego życia. Jednak nie uważałem, że przywiązywanie się jest złe. Uważałem, że jeśli ktoś odpowiednio się stara i walczy to nie wszystkie wątki życiowe muszą kończyć się porażkami. Wierzyłem, że wątek Gisele zakończy się dla nas szczęśliwie. Kobieta wróci do domu, tutaj gdzie było jej miejsce. Będziemy żyć razem, tylko ona i ja. Nikt więcej nie był nam do szczęścia potrzebny.
- Masz dużo racji. Jednak nie można wszystkiego zrzucać na los. Czasami trzeba go wziąć w swoje ręce i próbować zmienić. Wiem to z autopsji. – Po tych słowach na mojej twarzy pojawił się dziwny uśmiech. Jakbym był zadowolony z siebie. Nie myślałem teraz o nikim innym jak o Fagasie. Gdybym nie załatwił tej sprawy sam to Gisele pewnie do tej pory by się z nim męczyła. Nie mogłem jednak pozwolić mu jej krzywdzić. Zasługiwał na wszystko, co go spotkało. Z zamysłu wyrwały mnie jej słowa. Wyszukałem kalendarz, który wysiał na ścianie. Kompletnie nie orientowałem się w tym jaki mamy dzień czy miesiąc. Postrzegałem czas inaczej. Dwa dni temu skupiłem zapas klisz. Dzisiaj odbyło się spotkanie z informatorką – Ashe, za trzy dni miałem spotkać się z starym krawcem/handlarzem winem w sprawie nowej marynarki. Nie istniały dla mnie miesiące, tylko czas do określonych wydarzeń w moim życiu.
- Sześć lat temu – powiedziałem w końcu. Trudno było mi uwierzyć, że od tej pory minęło tyle czasu. Sześć lat jej szukałem. Może niezbyt intensywnie, może niezbyt dokładnie. Gdybym wiedział, że po rebelii zostanę ograniczony do tak małego fragmentu Kapitolu to wcześniej zająłbym się głównie szukaniem poza dobrze mi znanymi terenami. Może to był błąd.
Słysząc jej prośbę nie wyglądałem na zadowolonego. Każda fotografia była dla mnie bardzo cenna i nie chciałem niczego tracić. Rozumiałem jednak, że to stanowczo ułatwiłoby jej pracę. Dla dobra jej poszukiwań musiałem się zgodzić. Uniosłem wzrok i rozejrzałem się po zdjęciach, szukając najnowszego.
- W sumie mógłbym się kłócić z tym stwierdzeniem, droga Ashe. – powiedziałem i ponownie zaśmiałem się pod nosem, jakby coś wydawało mi się bardzo śmieszne w tej całej sytuacji. - W dzieciństwie miałem okazje kilka razy bywać w bogatych dzielnicach i ludzie tam często mało co przypominali ludzi. Ale Gisele nie była taka, była zbyt ładna by poprawiać coś w swojej urodzie.
W końcu znalazłem je. Pochodziło z moich siedemnastych urodzin. Byłem na nim ja – o wiele młodszy, z nieco dłuższymi i jaśniejszymi włosami, uśmiechnięty, całujący kobietę w policzek. I Gisele – obejmująca mnie, ze swoimi ogromnymi zielonymi oczami i długimi, prostymi, brąz włosami. Wyglądała na tym zdjęciu naprawdę młodo. Tak jak ją pamiętałem. Można by jej dać najwyżej dwadzieścia trzy czy cztery lata, czyli tyle ile ja sam miałem teraz, mimo iż kobieta była wtedy już po trzydziestce.
- To wydaje mi się odpowiednie. Tylko spróbuj go bardzo nie zniszczyć. Jakbyś potrzebowała czegoś jeszcze to wiesz gdzie mnie szukać – dodałem pewnie. Byłem gotowy zaangażować się w tą sprawę. Jeśli cokolwiek byłoby potrzebne, to mogłem to dać albo zdobyć jeśli byłaby taka konieczność. W tej sprawie nie było dla mnie zadań niemożliwych.
- Wiesz Ashe, uważam, że jesteś… - zacząłem mówić, ale coś mi przerwało. Było to mocne walenie do drzwi. Pies podniósł się i chciał zacząć szczekać, ale jednym ruchem ręki uspokoiłem go. Suczka usiadła i podwinęła ogon. Ktoś walił dalej do drzwi, a ja powoli się do nich zbliżyłem. Nie było w nich wizjera, więc jedynie mogłem nasłuchiwać. Nikt jednak nic nie mówił. Odwróciłem się i pokazałem palcem na kobietę, a potem wskazałem swój pokój. Koka od razu tam pobiegła. Wskoczyła na łóżko i skuliła się nam nim. Ja zdjąłem kurtkę i odwiesiłem ją na wieszaku, a gdy dostrzegłem jak drzwi zamykają się, zacząłem otwierać zamki. Potem było tylko słychać, że toczę z kimś nieprzyjemną rozmowę. Raczej niezrozumiałą, gdy słyszało się trzy po trzy. Pojawiły się krzyki, ale nie z mojej strony. Potem zapadła cisza. Nie było słychać, czy ktoś opuścił pomieszczenie. Po prostu rozmowa ucichła. Moment później klamka od sypialni poruszyła się do dołu.
- Koka, spacer. Ashe, spadamy, póki nie jest nieprzyjemnie – powiedziałem i rzuciłem coś na łóżko, co wyglądało jak kawałek papieru. Jakaś wiadomość. Pies grzecznie stał już przy drzwiach, a ja ponagliłem dziewczynę, która pewnie była nieco skołowana. Narzuciłem ponownie kurtkę na ramiona i otworzyłem drzwi.
- Idziesz? Czy wolisz wracać sama? – zapytałem retorycznie.
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyWto Kwi 22, 2014 1:48 pm

Istniała jedna rzecz, której zazdrościłam Loganowi, choć trudno mi było ubrać ją w sztywne ramki i jednoznacznie określić konkretnym słowem. Było to coś ulotnego; majaczyło gdzieś na krawędzi mojej świadomości, ale za każdym razem, gdy próbowałam to złapać i przyjrzeć się uważniej, umykało - jak woda z zaciśniętej dłoni, albo coś, co widzimy kątem oka, ale co znika, gdy odwracamy głowę. Gdybym miała komuś to wytłumaczyć, najprawdopodobniej użyłabym słowa nadzieja, choć nie byłam już pewna, co dokładnie oznaczało to określenie. W każdym razie chodziło o jakąś dziwną siłę, która po sześciu latach nadal kazała mu szukać zaginionej Gisele (matki? nie miałam pewności), a której mnie od samego początku brakowało. Może gdybym była taka sama, gdybym podjęła choć próbę odszukania Isaaca, odnalazłabym go, zanim jego imię i nazwisko (sfałszowane; to też bolało) pojawiło się na memoriałowej tajemnicy pamiątkowej. Może zamiast zniczy na moście, zapalałabym świeczki na jego torcie. A może nie. Haczyk polegał na tym, że niczego nie mogłam wiedzieć na pewno i pozostawało mi tylko gdybanie. I chyba to było w tym wszystkim najgorsze.
- Próbuję - odparłam tylko krótko, wzruszając ramionami. Chciałam w to wierzyć; chciałam mieć poczucie, że nie zrzuciłam swojej przyszłości tylko i wyłącznie na łaskę tego, co miało nadejść. Czy nie właśnie to było powodem, dla którego stałam teraz w mieszkaniu Logana, gotowa wymienić jedną z niewielu rzeczy, które umiałam dobrze - zdobywanie informacji - na własne przetrwanie? Miałam plan, częściowo dopracowany, częściowo dopiero kształtujący się w głowie; być może nierealny i mający zakończyć się porażką, ale co z tego? Na chwilę obecną samo jego istnienie zmuszało mnie do wstania rano z łóżka. - Pewnie nieudolnie, ale próbuję - dodałam jeszcze, uśmiechając się słabo. To była jedna z tych nielicznych chwil, w których oddałabym wszystko, żeby cofnąć czas i ponownie znaleźć się w Kapitolu. Chwil, w których nie pamiętałam, że życie tam, wcale nie było zawsze takie kolorowe.
Tak jak się spodziewałam, nie był zachwycony moją prośbą o przekazanie mi zdjęcia. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że odmówi i po cichu zaczęłam podejrzewać go o coś w rodzaju obsesji, choć intuicja kategorycznie zabraniała mi choćby poruszać tego tematu. Zresztą - kim byłam, żeby próbować go oceniać? Stan mojej własnej psychiki wołał o ratunek, nawet jeśli choroba postanowiła chwilowo przyczaić się w ukryciu, bynajmniej mnie w ten sposób nie uspokajając. Wiedziałam, że nie odejdzie samoistnie; nie wiedziałam tylko, czy tym razem każe mi udać się na samobójczą misję przeskoczenia przez mur, czy może podpalić mieszkanie Maxa.
Wzięłam fotografię od Logana, ostrożnie, jakbym podnosiła cenny przedmiot - najprawdopodobniej dlatego, iż odruchowo wyczuwałam, ile znaczyła dla niego. - Dziękuję - powiedziałam, starając się docenić, ile kosztowało go pozbycie się zdjęcia. Zerknęłam na nie odruchowo, prawie uśmiechając się na widok chłopaka i kobiety obok niego. Mężczyzna nie kłamał - naprawdę była wyjątkowo ładna. - Nie zniszczę - obiecałam, z taką samą ostrożnością umieszczając arkusik w wewnętrznej kieszeni kurtki. Kiedy jednak rozległo się łomotanie do drzwi, prawie go upuściłam, podskakując nerwowo.
Nie zdążyłam się nawet zastanowić nad dalszą częścią zdania, które zaczął wypowiadać Logan, bo niespodziewany dźwięk natychmiast wygonił z mojej głowy wszystkie inne myśli. Może i byłam przychodna, ale wystarczająco długo mieszkałam w Kwartale, żeby zdawać sobie sprawę, że niezapowiedziane wizyty nigdy nie niosły ze sobą niczego dobrego. A że owa była niezapowiedziana, zorientowałam się od razu - wystarczyło jedno spojrzenie na twarz mężczyzny, który zresztą również zareagował odpowiednio szybko, wzrokiem nakazując mi wycofanie się.
Spełniłam milczące polecenie bez słowa, wchodząc do sypialni i cicho zamykając za sobą drzwi. Choć przez chwilę miałam ochotę uciec aż pod ścianę, nie ruszyłam się ani kroku dalej, przykładając ucho do drewnianej bariery, ale nie byłam w stanie usłyszeć nic, poza niewyraźnymi krzykami i pojedynczymi urywkami zdań, które nic mi nie mówiły. Po plecach co rusz przebiegały mi nieprzyjemne dreszcze i po raz kolejny tego dnia musiałam zadać sobie pytanie, czy aby na pewno dobrze zrobiłam, wchodząc w interesy z Loganem. Sam mężczyzna od początku stanowił dla mnie zagadkę, jednak nie chodziło tylko o to - po raz kolejny wydawał się znajdować w jakichś poważnych tarapatach, a mieszanie się w kolejne kłopoty było ostatnim, czego potrzebowałam. Na chwilę obecną był jednak moim jedynym punktem zaczepienia, co czyniło jakiekolwiek rozważania na temat słuszności naszych kontaktów - bezsensownymi.
Nie wiedziałam, jak długo trwała kłótnia, bo w pewnym momencie straciłam poczucie czasu, a kiedy ucichła, jeszcze przez ponad minutę nie odważyłam się opuścić sypialni. O tym, że teren ponownie jest czysty, przekonała mnie moja czworonożna towarzyszka, która nagle przestała nerwowo się kręcić i patrzyła na mnie wyczekująco, więc postanowiwszy jej zaufać, nacisnęłam klamkę.
- O co chodziło? - zapytałam odruchowo, bardziej dla przerwania dziwnej ciszy, niż faktycznie licząc na wyjaśnienie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jakbym spodziewała się śladów walki, chociaż przecież stojąc po drugiej stronie drzwi, nie słyszałam niczego, co świadczyłoby o przejściu od słów do czynów.
Słysząc pytanie Logana, natychmiast skierowałam się do drzwi. Prawdę mówiąc, o niczym nie marzyłam tak bardzo, jak o opuszczeniu tego miejsca - i na myśli miałam nie tylko mieszkanie, ale całą tę podejrzaną dzielnicę. Kto by pomyślał, że moja własna okolica wyda mi się kiedykolwiek przyjazna?
- Idę. Ale jeśli zafundujesz mi kolejny bieg przełajowy, naliczę ci odsetki - powiedziałam dla potwierdzenia, rzucając mu znaczące spojrzenie. Choć próbowałam zabrzmieć poważnie, efekt psuł nieco czający się w kącikach ust, lekki uśmiech. Zanim wyszłam z mieszkania, zatrzymałam się jeszcze na moment, coś sobie przypominając. - Co chciałeś powiedzieć wcześniej? - zapytałam, mając na myśli urwane w połowie zdanie, i unosząc wyżej brwi.
Powrót do góry Go down
the pariah
Logan Cohen
Logan Cohen
https://panem.forumpl.net/t2116-logan-cohen#27772
https://panem.forumpl.net/t2118-logan-cohen#27777
https://panem.forumpl.net/t2117-logan-cohen
Wiek : 23
Zawód : Detektyw/Szmugler
Przy sobie : aparat fotograficzny, wytrych, zapalniczka, paczka papierosów, karta identyfikacyjna
Obrażenia : zadrapania na twarzy, gojąca się warga, kilka siniaków na rękach, klatce piersiowej i plecach

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyPon Maj 05, 2014 10:48 am

| Początek

Ostatnie dni nie należały do najlżejszych. Co prawda pomimo małych trudności spotkanie z Ashe można było zaliczyć do udanych. Wzbudziła w nim nadzieje na dowiedzenie się czegoś na temat Gisele, może nawet odnalezienie jej? Kto wie. Logan był całkowicie zafascynowany tą wizją i popadł w swoją małą paranoję. Zaczęło się od dokładnego sprzątania mieszkania, może za kilkanaście dni Gisele stanie w jego progu? Nie było to jakieś tam wycieranie kurzów i mycie podług. Wyjął wszystko z szafek i szuflad, rozkręcił co się dało, by porządnie to umyć, a potem ponownie złożyć w całość. Musiał zrobić całkowite przemeblowanie by dotrzeć w każdy zakamarek, a potem wszystko znowu ustawić. Byłoby w porządku, mimo iż przez ten czas nie wiele jadł, bo zwyczajnie nie miał na to czasu, gdyby nie wizyta ludzi, u których miał pewien dług. Całkowicie o tym zapomniał, ale były sprawy ważne i ważniejsze. Odpowiednie przygotowanie na zjawienie się Gisele w jego życiu było istotniejsze niż kilka siniaków i zadrapań, wynikających z nierównej walki. Gdy tylko mógł to powrócił do swojego małego transu. Obecnie zajmował się upiększaniem mieszkania. Wywoływał właśnie nowe-stare zdjęcia, które miały zająć honorowe miejsce na ścianie nad biurkiem. Papiery na nim się znajdujące jak nigdy były dokładnie ułożone, a w tle cicho grała muzyka z radia, które obsługiwało tylko płyty i kasety. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Na początku zostało przez niego niezauważone, gdyż był zasłuchany w ulubionej piosence Gisele. Mieli praktycznie taki sam gust muzyczny. Gdy w końcu uświadomił sobie co się dzieje to natychmiast rzucił się w kirunku drzwi. Zaczął je pośpiesznie otwierać, w końcu cztery zamki to nie mało. Szybko je uchylił z szerokim uśmiechem na twarzy, który po chwili zniknął. Zazwyczaj na widok Bai Ling cieszył się, pokazywał jakiś entuzjazm z ich spotkań, jednak teraz poczuł jakby ktoś robił sobie z niego żarty.
- Witam, droga Bai Ling – powiedział i zostawił uchylone drzwi, wracając do biurka i swojego poprzedniego zajęcia. Nie zdawał sobie sprawy, że dwa dni temu byli umówieni na spotkanie, na którym się nie stawił. A nie opuszczał ich, to nie było w jego stylu, bardzo poważnie podchodził do interesów.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał po chwili ciszy.
Powrót do góry Go down
the pariah
Bai Ling Einardóttir
Bai Ling Einardóttir
https://panem.forumpl.net/t2104-bai-ling-einardottir
https://panem.forumpl.net/t2106-bai-bai
https://panem.forumpl.net/t2105-bai-ling-einardottir
Wiek : 28
Zawód : roznosicielka gazet i ulotek/fałszerka na zlecenie
Przy sobie : porcja żywności, jednorazowa przepustka do Dzielnicy Rebeliantów, fałszywy dowód

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen EmptyPią Maj 09, 2014 12:23 pm

||Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa||

Podczas gdy tak w ciszy siedziała w parku razem z Ewangeliną, rozmyślając nad tym, czego nie zrobiła przez ostatnie kilka dni i co w związku z tym zrobić powinna, Bai Ling uświadomiła sobie, że dwa dni temu była umówiona z Loganem – i fakt o tym, że mężczyzna nie pojawił się u niej w związku ze spotkaniem na tyle zaprzątnął jej myśli, że przeprosiła swoją nowo poznaną znajomą, po czym udała się do domu Cohena. Jego planowana wizyta kompletnie wypadła jej z głowy i, gdyby nie chodziło tu o niego, zwyczajnie założyłaby, że i on najzwyczajniej w świecie zapomniał. To nie był jednak ten typ osoby, który nie dość, że nie stawiłby się na ważnym dla obojga z nich spotkaniu, nawet by się później nie usprawiedliwił. Bai Ling była więc przekonana, że coś musiało się zdarzyć; w dodatku coś na tyle ważnego, że Logan nie dawał ani znaku życia przez kolejne najbliższe dwa dni. Trudno jej było powiedzieć, czy w tej chwili bardziej martwiła się o niego, czy o siebie - jeśli coś mu się stało, niewykluczone było, że i ona znajdowała się teraz w niebezpieczeństwie. Kiedy tak powoli wchodziła na drugie piętro zniszczonej klatki schodowej, ostrożnie rozglądając się dookoła, przez jej głowę przebiegało wiele różnych scenariuszy i żaden z nich nie był pozytywny. Nie bez powodu więc zdziwiła się, gdy Logan po chwili oczekiwania jak gdyby nigdy nic otworzył jej drzwi, przywitał się nadzwyczaj oschło, a później wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Zanim Bai Ling zdecydowała się cokolwiek powiedzieć, przekroczyła próg jego mieszkania i rozejrzała się uważnie po wnętrzu. Nie dość powiedzieć, że Cohenowi nic nie było – wyglądał na bardziej zadbanego niż kiedykolwiek, a w dodatku do reszty pochłonięty był nie tyle sprzątaniem mieszkania, co doprowadzaniem go do stanu perfekcji. I o ile na pierwszy rzut oka wszystko rzeczywiście zdawało się być w idealnym porządku, Bai Ling bez problemu mogła powiedzieć, że coś było nie tak. Dlatego też chociaż początkowo była szczęśliwa, że Loganowi nic się nie stało, teraz ponownie zmarkotniała, choć jak zwykle z jej twarzy niczego nie dało się wyczytać.
- Coś się stało – poniekąd zapytała, domagając się wyjaśnień, a poniekąd stwierdziła ten fakt, całkowicie ignorując przy tym pytanie mężczyzny. Cicho grająca w tle sielankowa muzyka z radia umiejętnie grała na jej nerwach, zaś wzrok Bai Ling nieustannie krążył pomiędzy Loganem a wywoływanymi właśnie przez niego zdjęciami. W ręce wciąż miała zakupy, które zrobiła nad ranem.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Logan Cohen Empty
PisanieTemat: Re: Logan Cohen   Logan Cohen Empty

Powrót do góry Go down
 

Logan Cohen

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Logan Cohen
» Logan Cohen
» Logan Wayne

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto :: Mieszkania-