IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Sunny Shepard

 

 Sunny Shepard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the victim
Sunny Shepard
Sunny Shepard
Wiek : 26
Zawód : psycholog kliniczny

Sunny Shepard Empty
PisanieTemat: Sunny Shepard   Sunny Shepard EmptyWto Sie 20, 2013 1:54 am


Serenity 'Sunny' Shepard
ft. Beatrice Martin
data i miejsce urodzenia
12 lutego 2257, Dystrykt Trzynasty
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
psycholog kliniczny
Rodzina

- Casper Shepard - ojciec. W Trzynastym Dystrykcie pracował jako nauczyciel w szkole, człowiek do rany przyłóż. Przekazał córce wszystkie wartości, jakie posiadał i zawsze wspierał ją w tym, co robiła. Tak jest zresztą do tej pory, bo po objęciu władzy przez Coin, przeniósł się do stolicy, gdzie opiekuje się żoną, jednocześnie dorabiając na pół etatu w podstawówce, w Dzielnicy Rebeliantów.
- Penelope Shepard - matka. Wieczna artystka i marzycielka. W młodości uciekła z Jedenastego Dystryktu, do Trzynastki sprowadził ją żołnierski patrol, który natknął się na nią na granicy terenów wojskowych. Nigdy tak naprawdę nie odnalazła się w podziemnej rzeczywistości, ale lubiła grać silną. Zachorowała w trakcie epidemii, prawie otarła się o śmierć. Chorobę udało się powstrzymać, ale odzyskać do końca zdrowia - już nie.
- Lily Shepard - młodsza o prawie piętnaście lat siostra, urocza dwunastolatka, wulkan energii. Oczko w głowie Sunny. Mieszka z rodzicami w Kapitolu, gdzie dziewczyna odwiedza ją tak często, jak może.

Historia

Urodziłam się w Trzynastym Dystrykcie.
Pewnie większość z Was powie teraz - hej, szczęściara z Ciebie. Cóż, może poniekąd tak. Nigdy nie wisiało nade mną widmo Dożynek, nie musiałam bać się o siebie ani swoją rodzinę, miałam dach nad głową, nie głodowałam i mogłam skupić się na nauce. Pozornie miałam więc wszystko, lepiej - miałam więcej, niż większość obywateli Panem, więcej niż jakiekolwiek dziecko w moim wieku. Z tej perspektywy, fakt, że nigdy nie byłam szczęśliwa, zapewne zabrzmi samolubnie i egoistycznie, ale hm - tak było. Czasami miałam wrażenie, że wolałabym spędzać długie dni na łowieniu ryb w Czwórce, albo na wycince lasów w Siódemce, niż przez całe życie oglądać białe ściany podziemnego schronu. Prezydent Coin pewnie uznałaby to za bluźnierstwo, w końcu byłam wolna, prawda? Cóż, zdradzę Wam pewien sekret. Nigdzie indziej na świecie nie czułam się tak zniewolona, jak w Trzynastym Dystrykcie. Ale wróćmy do opowieści.
Żeby wszystko zostało przedstawione, tak jak przedstawione być powinno, należałoby zacząć od... początku. Pozwólcie jednak, że pominę kilka pierwszych lat swojego życia, bo ani specjalnie nie wryły mi się w pamięć, ani nie były jakieś bardzo znaczące. Jedynymi pamiątkami, jakie posiadam z tamtego okresu, są awangardowe rysunki, które namiętnie pokrywałam kolejnymi warstwami pastelowych kredek, i których dzisiaj nie potrafię już odszyfrować. Na każdym z nich powtarza się jednak ten sam motyw, wrysowywany we wszystkie możliwe puste miejsca: okrągłe (no, prawie - miałam kilka lat!), żółte słońce, szczerzące się do obserwatora szerokim uśmiechem. To właśnie z tamtych czasów pochodzi też moje 'drugie' imię - Sunny - które w późniejszych latach przylgnęło do mnie do tego stopnia, że chyba nikt już nie pamięta tego prawdziwego.
Jeśli wierzyć moim rodzicom, od zawsze byłam wyjątkowo nadpobudliwa, wbrew pozorom nie przejawiało się to jednak bieganiem po ścianach. Mając nadmiar energii, którą trudno było spożytkować, większość dnia spędzałam na... nauce. I możecie uznać mnie teraz za nudziarza, ale zdobywanie wiedzy naprawdę mnie fascynowało. Nowe informacje chłonęłam jak gąbka, początkowo czytając wszystko, co mi się nawinęło, później ukierunkowując się głównie na medycynę. Odkąd sięgam pamięcią, chciałam pomagać, chociaż nie od razu poszłam w stronę psychologii. W miarę upływu czasu zaczęłam jednak przyglądać się ludziom w dystrykcie i zauważyłam oczywisty fakt - większość z nich, całkowicie zdrowa na ciele, dusiła się w środku. Nie dziwiłam im się - człowiek nie jest stworzony do życia w zamknięciu. Wierzyłam jednak, że przy odpowiedniej zmianie nastawienia, można uczynić mieszkanie w Trzynastce co najmniej znośnym. Najpierw pomogłam sobie samej, później zaczęłam pomagać im. Nie zrozumcie mnie tu źle - nie wynalazłam cudownego specyfiku ani leku na depresję. Odkryłam po prostu, jak bardzo może pomóc zwyczajna rozmowa. Większość ludzi potrzebowała nie lekarstw, a wyrzucenia z siebie złych emocji, a ja, w jakiś pokrętny sposób, potrafiłam ich do tego skłonić. I co lepsze, zaczęło mi się to podobać.
Realia dystryktu nie mogły mi rzecz jasna dać odpowiedniego wykształcenia w tej kwestii, więc przez kilka pierwszych lat wszystko, co robiłam, robiłam na podstawie własnych obserwacji. Nie zawsze mi się udawało. Pamiętam, jak jedna z moich pacjentek (nie wiem do końca, kiedy zaczęłam nazywać ich w ten sposób) popełniła samobójstwo. Przekonywano mnie wtedy, że nic nie mogłam zrobić, ale i tak minęło sporo czasu, zanim pogodziłam się z tym faktem. Większość ludzi przyznawała jednak, że po wizytach u mnie czuła się lepiej. Że pomagałam im dostrzec jaśniejszą stronę życia. Cóż, nie mogę powiedzieć, żeby nie sprawiało mi to satysfakcji. Nie ma nic piękniejszego niż chwila, w której na ludzkiej twarzy zamiast grymasu pojawia się uśmiech.
Kiedy skończyłam dwadzieścia trzy lata, w moim progu stanął nie kto inny jak sama Alma Coin. Nie to, żebym nigdy wcześniej jej nie widywała, ale i tak od razu wyczułam, że coś się święci. W tamtym okresie już wszyscy w Trzynastce przywykli do mówienia do mnie pani doktor, chociaż oficjalnie nigdy nie byłam lekarzem. Coś z tego musiało dotrzeć i do niej, bo zaproponowała mi wyjazd do Kapitolu, załatwienie tam tożsamości i możliwość podjęcia studiów. Od samego początku wiedziałam, że ta propozycja ma drugie dno - nie byłam na tyle głupia, żeby myśleć inaczej. Skombinowanie lewych papierów, ba! sam przerzut do stolicy, musiały być niesamowicie ryzykowne, a żyjąc przez całe życie w dystrykcie wiedziałam, że rozrzutność jest ostatnią rzeczą, jaką się tutaj stosuje. Tak też było. Miałam być w Kapitolu kimś w rodzaju szpiega, ale informacje, których miałam dostarczać, nie dotyczyły bynajmniej broni ani wojska. Dotyczyły ludzi i ich słabości. Moim zadaniem było zbadanie sposobu myślenia Kapitolińczyków i odkrycie sposobu, by najszybciej i najskuteczniej ich złamać. Oczywiście nie przedstawiono mi tego w tych słowach - jeśli tak by było, nigdy bym się na to nie zgodziła. Chciałam pomagać, nie szkodzić, nawet jeśli ofiarami mieliby być nasi domniemani wrogowie. I właściwie do tej pory nie wiem, dlaczego nie wykryłam podstępu od razu - być może, zaślepiona wizją otwierających się przede mną możliwości, po prostu nie chciałam zauważyć oczywistych niedopowiedzeń. Tak czy inaczej, kiedy wsiadałam na pokład poduszkowca, byłam przekonana, że postępuję słusznie.
Przez następne lata wielokrotnie kursowałam między Kapitolem, a Trzynastką. Skończyłam studia, ze świetnymi zresztą wynikami, później otworzyłam niewielki gabinet w pobliżu centrum miasta. Nie przeszkadzało mi życie na walizkach i wbrew ostrzeżeniom, nie czułam się wcale przytłoczona przepychem stolicy. Nie zrobiłam sobie co prawda przeszczepu naskórka ani nie ufarbowałam włosów na wściekły róż, ale to właśnie z tego czasu pochodzą moje tatuaże. Chyba w jakiś sposób chciałam wtopić się w otoczenie i do pewnego stopnia nawet mi się to udało. Z kilkoma mieszkańcami zawarłam nawet przyjaźnie, z zaskoczeniem stwierdzając, że większość z nich wcale nie była aż tak zepsuta, jak myślałam - byli całkowicie normalnymi ludźmi, wychowanymi po prostu w innym środowisku i ogłupionymi przez politykę kraju. Co więcej, wielu z nim wcale nie leżała obecna sytuacja, ale nie mieli odwagi powiedzieć tego głośno. Chcąc nie chcąc, zobaczyłam w tym iskierkę nadziei na lepsze jutro, przekazałam więc także i tę informację rządowi Trzynastki. Gdybym tylko wiedziała!
Nie mogę powiedzieć, żeby rebelia wybuchła niespodziewanie. Mimo, że z oczywistych względów nie przekazywano mi na bieżąco ustaleń władzy Trzynastego Dystryktu, widziałam gołym okiem, że coś się święci. Sam fakt, że na dzień przed rozpoczęciem Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk przetransportowano mnie po cichu z powrotem do schronu, bez wcześniejszego uprzedzenia, był aż nadto dziwny. Przez następne miesiące obserwowałam jej rozwój spod ziemi, zaciskając z bezsilności dłonie i robiąc to, co potrafiłam najlepiej - pomagając. Kiedy zostaliśmy zbombardowani przez Kapitol, przebywałam w szpitalu, skąd wyciągnięto mnie ledwo żywą, bo do ostatnich chwil próbowałam transportować chorych, nawet mimo wykrzykiwanych komunikatów. Z tamtego dnia pochodzi podłużna, jasna blizna na lewym policzku, którą staram się ukrywać pod włosami. Ale w tej chwili jest ona moim najmniejszym zmartwieniem.
Do stolicy wróciłam razem z wojskami rebelii, gdzie robiłam za ich głównego psychologa, a uwierzcie mi - większość z tych żołnierzy tego potrzebowała. Dostałam spore mieszkanie w Dzielnicy Rebeliantów, ale źle się w nim czułam, więc szybko wymieniłam je na mniejsze. W dzień wciąż staram się być przykładną obywatelką i robić to, co do mnie należy, ale bynajmniej nie siedzę bezczynnie. Nie mogę. Nie, kiedy widzę tysiące ludzi, zamkniętych w getcie i odciętych od środków do życia. Mylny byłby jednak wniosek, jakobym wspierała którąkolwiek ze stron konfliktu. Nie popieram ani rebeliantów, ani rebeliantów wobec rebelii, czy jak oni się teraz nazywają, bo uważam, że ani jedni, ani drudzy nie potrafią zaprowadzić w Panem porządku. Ale owszem, w Kwartale bywam często. Próbowałam uzyskać stałą przepustkę, a kiedy mi jej odmówiono, znalazłam inną drogę - podziemną. Wiedziałam o istnieniu kanałów pod miastem, bo to właśnie nimi przybyliśmy do stolicy, a że przez całe życie mieszkałam w schronie, odkrycie logiki w ich układzie przyszło mi wyjątkowo łatwo.

Charakter

Po pierwsze - altruistka. I to nie tylko z nazwy. Sunny należy do tego typu osób, które pierwsze wbiegają do płonącego budynku, żeby wynieść mieszkańców i nie jest wtedy ważne, czy są nimi dzieci, dorośli, czy czyjś ukochany szczeniaczek. Dziewczyna, która mimo lęku wysokości wejdzie na drzewo, żeby ściągnąć miauczącego kota i pobiegnie w środku ulewy do apteki, jeśli wspomnisz, że boli Cię ząb. Lubi i potrzebuje pomagać, może nawet nieco chorobliwie, bo gdy w pobliżu nie ma nikogo, komu może przyjść z pomocą, czuje się zagubiona. Złota przyjaciółka, życzliwa dla wszystkich, a dla ludzi, na których jej zależy, gotowa poświęcić życie. Pozbawiona uprzedzeń i nienawidząca stereotypów. Niechowająca urazy, nawet jeśli los kopie ją po tyłku.

Po drugie - niereformowalna optymistka, co w obecnej sytuacji, kiedy wyjście na ulicę grozi aresztowaniem, a na ekranie telewizora masowo mordują się bogu ducha winne dzieciaki, może wydawać się co najmniej dziwne. Oczywiście, nie akceptuje tego, nigdy nie akceptowała i akceptować nie będzie, ale wrodzona jasność spojrzenia na świat, nie pozwala jej zamknąć się w pokoju i kołysać depresyjnie w rytm dołującej muzyki. Złość na panujący ustrój przekuwa na działania, cały czas wierząc utopijnie, że fortuna się odwróci. Nie ma w zwyczaju użalać się nad sobą, ani obwiniać nikogo o swój los - jest wdzięczna, za to, co ma, a etatowych narzekaczy najchętniej zdzieliłaby patelnią w głowę. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma problemów ani zmartwień, ale te nauczyła się trzymać w sobie, nie przygniatając nimi nikogo dookoła. Możliwe, że kiedyś uderzy to w nią rykoszetem, a tłumione smutki w końcu wybuchną, ale prędzej wyładuje złość na sobie, niż sprawi komuś przykrość.

Po trzecie - miłośniczka chaosu, w wielu płaszczyznach znaczenia tego słowa. Nie uznaje idei sprzątania, bo jeśli coś ją tknie i to zrobi, przez następny tydzień nie może znaleźć niczego, a przynajmniej dopóki jej pokój nie powróci do poprzedniego stanu. Kubki po kawie przeplatają się z dokumentacją pacjentów, buty można znaleźć na półkach z książkami (chociaż nie wiadomo, jak się tam znalazły), a książki... Cóż, książki zajmują każdy centymetr kwadratowy powierzchni płaskich, na których są w stanie się utrzymać, a szukanie logiki w ich zestawieniu byłoby koszmarem. Wbrew pozorom jednak, w tym szaleństwie musi być jakaś metoda, bo panna Shepard jest w stanie zlokalizować fioletowy długopis w koty w ciągu sekundy, nawet jeśli znajduje się w lewym trampku, zamkniętym w kuferku pod łóżkiem.

Po czwarte i ostatnie - ukryta wariatka, tylko czekająca, aż ktoś wyrwie ją z szarej codzienności i namówi do szalonej wycieczki do Czwórki albo kąpieli w jeziorze, gdy temperatura na zewnątrz waha się w okolicach zera. Choć na co dzień raczej odpowiedzialna, marzy jej się podróżowanie z niewielkim plecakiem, zwiedzanie miejsc, które zawsze chciała zobaczyć i dzielenie wschodów z słońca z osobą, zdolną pokochać wszystkie jej fobie i małe wady. Ma duszę marzycielki, która dostosowała się po prostu do panujących realiów, ale gdyby tylko mogła - ujawniłaby się w całej krasie. Nie przykłada wagi do rzeczy materialnych, nigdy nie potrzebowała luksusów i najchętniej podzieliłaby się ostatnią poduszką z kimś, kto potrzebowałby jej bardziej. Mówią, że ktoś o jej charakterze nie przetrwa w dzisiejszych czasach. Cóż, Sunny uwielbia wyzwania. I chętnie pokaże każdemu, że się myli.

Ciekawostki

✘ Tak naprawdę ma na imię Serenity, ale od dawna nie reaguje na jego brzmienie. Zawołana w ten sposób na ulicy, najprawdopodobniej nie zorientowałaby się, że chodzi o nią. Sunny przylgnęło do niej na dobre, tak też zresztą przedstawia się nieznajomym.
✘ Jest weganką, nie je mięsa ani produktów odzwierzęcych. Z różnych przyczyn. Z całą pewnością wymieniłaby ich co najmniej piętnaście.
✘ Nieistotne, jak bardzo byłaby zajęta, jeśli ktoś jej potrzebuje, zawsze znajdzie miejsce w swoim grafiku.
✘ Ma lęk wysokości, ale nie lubi też zamkniętych przestrzeni - jest to pozostałość po młodości, spędzonej w Trzynastym Dystrykcie. Dlatego tak źle czuje się w tunelach pod Kapitolem. Odkąd jednak odkryła, że ukrywają się tam ludzie, odwiedza je tak często, jak może, niosąc im pomoc.
✘ Jak każdy przykładny obywatel Trzynastki, przeszła pełne szkolenie wojskowe, potrafi więc posługiwać się bronią. Jedną sztukę trzyma w szufladzie biurka, ukrytą pod podwójnym dnem, ale jeśli naprawdę nie musi, to jej nie wyciąga. Brzydzi się przemocą, w każdej postaci.
✘ Ma pamięć fotograficzną. Pamięta twarze i imiona większości ludzi, których spotkała, nawet tych, którzy tylko jej się przedstawili. Zna też na pamięć dokumentacje wszystkich swoich pacjentów.
✘ Boi się burz. Panicznie.
✘ Nigdy nie nauczyła się pływać, mimo, że próbowała.
✘ W wolnych chwilach rysuje, czyli nie rysuje prawie nigdy. Ale wciąż gdzieś ma stary szkicownik i zestaw ołówków.
✘ Przez to, że wygląda na młodszą, niż jest w rzeczywistości, sporo ludzi nie bierze jej na poważnie. Błąd. Serio, nie róbcie tego. To, że zazwyczaj sprawia wrażenie ciepłej kluski, nie znaczy, że nie potrafi się wściec.

Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Sunny Shepard Empty
PisanieTemat: Re: Sunny Shepard   Sunny Shepard EmptyPią Sie 23, 2013 1:52 am

Wesoły mod przyszedł zaakceptować słoneczna kartę słonecznej Sunny.
Akcept i owocnej gry! Na pewno znajdziesz pacjentów wśród tych wszystkich wariatów. <3
A, to kochane, że robisz ten sam błąd, co ja. Spokojnie, poprawiłem. <3
Powrót do góry Go down
 

Sunny Shepard

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Pippin - Sunny

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-