|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 lata Zawód : kwiaciarka Przy sobie : paralizator
| Temat: Maeve Blackwood Wto Maj 12, 2015 9:42 pm | |
| Nie chce mi się szukać zdjęć, więc będzie opis. Całe mieszkanie jest BRZYDKIE, to przede wszystkim. Obdrapane ściany, schodzi farba, schodzi tapeta, kafelki w łazience są połamane. Sypialnia, zawsze zamknięta, jest malutka, posiada dwa (stojące przy przeciwległych ścianach) wyraźnie mające już najlepsze lata świetności za sobą łóżka, pomiędzy nimi jest niewiele miejsca. Oprócz łóżek oraz dwóch niewielkich stoliczków u ich stóp, stoi tu jeszcze szafa i są to już wszystkie meble w tym pomieszczeniu. Kuchnia również mikroskopijna: dwa blaty, jeden zlew i kuchenka stoją po jednej stronie ściany, niewielka lodówka po drugiej, pomiędzy nimi zmieści się tylko jedna osoba. Na stół zabrało tu miejsca, ale za to jeden stoi w salonie, tuż przed kulawą i w wielu miejscach dziurawą kanapą (z drugiej strony stolika stoi jeszcze stary i bardzo wyużywany fotel). Przy ścianach znajdują się jeszcze dwie komódki oraz regał z książkami, mnóstwo papierów i książek leży jeszcze na ziemi, wszystko ułożone w równe stosy!
Ostatnio zmieniony przez Maeve Blackwood dnia Pon Maj 18, 2015 11:09 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : kwiaciarka Przy sobie : paralizator
| Temat: Re: Maeve Blackwood Wto Maj 12, 2015 9:43 pm | |
| / spod Głównej Bramy!
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, po jak bardzo niebezpiecznym gruncie oboje od teraz stąpali. Wiedziała, jak wysoką pozycję w rządzie sprawował Cassian, wiedziała też, że był na świeczniku władz i każde jego posunięcie jego widoczne aż za bardzo. Przez co nie mógł pozwolić sobie na absolutnie żaden błąd, nie mógł budzić wątpliwości pod żadnym względem. Decyzja o ślubie z nią nie mogła być taka prosta, Maeve czasami zastanawiała się, ile czasu spędził rozmyślając nad tym, zanim skontaktował się z jej ojcem. I czy przypadkiem nie ucieszył się, że wtedy mu odmówiła, bo nie musiał się martwić o swoją pozycję, czy właściwie życie, a teraz bardzo żałował, że Maeve Blackwood jednak zmieniła zdanie i chce tego ślubu. Może z tego wszystkiego, kto wie, po ślubie każe ją zabić, bo nie wyobraża sobie wspólnego życia z kimś takim, jak ona? Chociaż w takim wypadku mógłby chyba po prostu przysłać jakiegoś zabójcę do Kwartału, by się tym zajął… Chyba, że chciałby to zrobić osobiście w jej mieszkaniu właśnie dzisiaj. Czy w takim razie tak na wszelki wypadek nie powinna zaprowadzić go w jakieś mniej prywatne miejsce? Cóż, niewykluczone, że w istocie, powinna. Jego pocałunek jednak ogłupił ją na tyle, że zupełnie zapomniała, o czym tak właściwie przed chwilą myślała. A zdecydowanie nie powinna, w końcu tu rozchodziło się o jej życie, jednak urok Cassiana zdecydowanie robił swoje. Po takim pocałunku, nawet jeśli był tylko grą, o czym poniekąd ją wcześniej uprzedził, poszłaby za nim wszędzie… No, może prawie wszędzie, ale do mieszkania bez wahania. Po dłuższej chwili przytulania się ostatecznie doszła do wniosku, że jej myśli były naprawdę niedorzeczne i gdyby Lancaster nie chciał tego ślubu, gdyby nie chciał jej pomagać, to w ogóle nie odpisywałby jej na list, tylko zwyczajnie o niej zapomniał. W końcu wywózka do Dwunastki, na którą w końcu na pewno by się załapała, i tak by ją zabiła. O ile jakiś rzezimieszek w getcie nie zrobiłby tego pierwszy. Albo natknęłaby się na pałającego żądzą zemsty Strażnika, którego spotkała wtedy przy murze… kto wie, czy on również nie chciałby jej skrzywdzić. Podsumowując, w sumie i tak nie miała nic do stracenia wychodząc za Cassiana, a nawet było to o wiele bezpieczniejsze niż zostanie tutaj, w getcie. Ryzykują tylko, jeśli się czymś zdradzą, ale jeśli oboje będą bardzo się starać, to wszystko powinno być w porządku. Tak musiała sobie powtarzać. Swoje mieszkanie traktowała jako najbezpieczniejsze miejsce na ziemi, pomimo tego, że przebywanie w nim nadal było bolesne, nieobecność ojca odczuwała za każdym razem tak samo mocno. Będąc w środku niemal nieustannie zastanawiała się, co by było gdyby Nestor dalej z nią mieszkał… prawdopodobnie to, że Cassian w tej chwili nie całowałby wierzchu jej dłoni (powodując tym kolejny rumieniec na twarzy Maeve), a zajmowałby się sprawami państwa. I w mieszkaniu na pewno nie było żadnych podsłuchów, wszyscy wiedzieli, że jej ojciec zajął się raczej sprawami przeżycia niż spiskowania wobec nowej władzy, a po jego wyjeździe na pewno nikt nie interesowałby się jego prawie kaleką córką. Pójście tam uznała więc za najrozsądniejsze. Nieco pewniej uścisnęła dłoń mężczyzny i powoli ruszyła w stronę swojego mieszkania. Cisza, jaka zapadła podczas podróży szybko zaczęła jej ciążyć i według niej wypadała tak nienaturalnie, że nie minęło dużo czasu, a Maeve zaczęła opowiadać Cassianowi o wczorajszym dniu w pracy, o jakiś zamieszkach na ulicy, szybko spacyfikowanych przez Strażników oraz poskarżyła się na pogodę, że o wiele bardziej wolałaby, aby było już lato. Przez próg przepuściła go z wyraźnym zażenowaniem, którego nie mogła powstrzymać nawet pomimo świadomości, że przecież Lancaster już tu był i widział, w jakich warunkach przyszło jej żyć. Kiedyś przyjmowała gości w wystawnej willi, teraz podejmowała ich w wyraźnie zniszczonym, kompletnie nieestetycznym oraz pachnącym stęchlizną mieszkaniu. – Nie zdejmuj butów – powiedziała, kiedy już oboje znaleźli się w środku. Maeve co prawda robiła, co mogła, żeby utrzymać tutaj porządek, ale to było trudne nawet pomimo jej starań. – Wejdź proszę do salonu… tylko najpierw, hm, napijesz się czegoś? Mam wodę i kawę… i herbatę chyba też jeszcze mam – dodała po chwili zastanowienia, przypominając sobie, że prawdopodobnie ma jeszcze jedną torebkę. – Ale cukru nie posiadam – wymamrotała parę sekund później, patrząc gdzieś w bok, znowu zażenowana tym, że jest taka biedna, że nie może nawet ugościć nikogo jak należy. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Wiceminister Finansów i Skarbu Państwa Przy sobie : Dokumenty, klucze, telefon, drobne, cygaro, zapalniczka Znaki szczególne : Blizna na prawym policzku.
| Temat: Re: Maeve Blackwood Czw Maj 14, 2015 6:10 pm | |
| Pierwsza wizyta w getcie zapisała mi się wyraźnie w pamięci. Nie mieszkałem wtedy w nowym Kapitolu za długo, nie przywykłem jeszcze zbytnio do sytuacji jaka panowała w stolicy, do zmian tutaj nastałych, dlatego też odwiedziny w kwartale okazały się dla mnie lekkim szokiem. Dobrze pamiętałem dzielnice, którymi spacerowałem, dni ich świetności, krążących po nich pewnych siebie, napuszonych i szczęśliwych ludzi. Kolory kłujące w oczy z każdego zakamarka, krzykliwe stroje, przepych, wszystko to zniknęło, a mnie prawie zrobiło się szkoda tych jakże nagle szarych jednostek. Nędzy, która krzyczała teraz równie głośno, co kiedyś ich bogactwo. Byłem bliski współczucia, kiedy zauważyłem ostatnich, próbujących żyć przeszłością, ubranych w zniszczone peruki, ubrania, które kiedyś musiały razić wachlarzem barw. A to mnie zirytowało. Nienawidziłem tego Kapitolu, przez lata nie mogłem patrzeć na jego mieszkańców, świadom, że niemal każdy z nich w choć drobnym stopniu musiał czerpać przyjemność z Igrzysk. W końcu Ci, którzy nie popierali Snowa dołączyli do rebeliantów podczas walki. Nie mogłem znieść myśli, że choć w drobnym stopniu zacząłem się nad nimi litować. Może więc dlatego, mimo iż nie spłacenie długu ciążyło mi mocno, w chwili w której Maeve oświadczyła, że nie zgadza się na ślub ze mną, ponieważ woli zostać z ojcem, poczułem ulgę. Chciałem zapomnieć o tym miejscu. Jak widać, nie miałem jak. I to na własne życzenie. Spacerując ulicami Kwartału starałem się skupić jak w największym stopniu na towarzyszce. Wsłuchiwałem się w jej głos, podczas gdy ta opowiadała mi o swojej pracy i przykrościach życia w tym miejscu, nie rozglądając się nawet po okolicy, nie chcąc przypadkiem znowu poczuć tego ukucia współczucia. Kiedy kobieta zamilkła sam również zacząłem opowiadać jej o tym jak wyglądał mój dzień w Dzielnicy, o zostawaniu w pracy po godzinach i o mieszkaniu, gdzie czekała na nią sypialnia. Starałem się jednak ostrożnie dobierać słowa, pamiętając, że nawet przedstawianie faktów w nieodpowiedni sposób może sprawić, iż ktoś zauważy pewną sztuczność w naszym zachowaniu. Ulżyło mi, kiedy w końcu dotarliśmy do mieszkania Maeve. Przekroczyłem próg z dziwnym poczuciem winy patrząc na znane już mi, zniszczone ściany. Niewątpliwie moje mieszkanie miało okazać się willą przy tym w jakich warunkach musiała żyć kobieta, miałem więc nadzieję, że choć w tej kwestii w przyszłości nie pojawią się żadne problemy. Ruszyłem za właścicielką, kiwając głową w odpowiedzi na jej pierwsze słowa. - Wystarczy woda - powiedziałem cicho, gdy usłyszałem jej pytanie, czując jak poczucie winy się nasila. No tak, nie pomyślałem o tej kwestii przed przyjściem do kwartału. - Przepraszam, że sam nic nie przyniosłem. Zająłem miejsce na kanapie w pomieszczeniu, w ciszy czekając na powrót kobiety z kuchni. Nie rozglądałem się jednak, zamiast tego zamyśliłem, rozważając wszystkie opcje związane z naszymi działaniami. Wyciągnięcie Maeve z getta nie miało być wcale łatwą sprawą, mieliśmy więc bardzo dużo do omówienia. - Musimy dogadać wiele kwestii - mruknąłem, gdy towarzyszka znowu pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. - Ledwo się znamy, a będziemy musieli żyć ze sobą przez co najmniej najbliższy rok - dodałem, układając usta w cieniu uśmiechu. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : kwiaciarka Przy sobie : paralizator
| Temat: Re: Maeve Blackwood Pon Maj 18, 2015 11:08 pm | |
| Wsłuchiwać się w głos Cassiana było o wiele przyjemniej, niż samej paplać jakieś głupoty z serii „jak się żyje w getcie”. Nie chciała, żeby wyszło, że się nad sobą użala, opis dnia w pracy starała się utrzymać w pozytywnym tonie, ale w zdecydowanej większości trudno jest mówić wesoło o nowościach z Kwartału, gdyż nie było tu z czego cię cieszyć. Dlatego ze szczerym zainteresowaniem, chociaż o pracy w rządzie wielokrotnie słyszała od ojca, słuchała każdego jego słowa. W chwili obecnej wszystkie wiadomość zza getta wydawały jej się niezmiernie ciekawe. Uśmiechnęła się tylko z zażenowaniem (po raz kolejny i pewnie nie ostatni), kiedy wspomniał o czekającej na nią sypialni. To było miłe uczucie, wiedzieć, że Lancaster już powziął poważne przygotowania (co innego było mówić, a co innego robić) i zaczął organizować dla niej sypialnię. Naprawdę szykował się na jej przybycie. Gdy już doszli na miejsce, na jego pierwsze słowa Maeve pokiwała tylko głową, na drugie już nią pokręciła z lekkim uśmiechem. – Nie musiałeś niczego przynosić, naprawdę. Wszystko mam! Poza alkoholem, bo nie jestem fanką bimbru, a coś innego trudno jest dostać… chyba, że ty jesteś, to mogę coś załatwić na następny raz. – Spojrzała na niego pytająco i całkowicie poważnie. Jednak trochę dziwnie czuła się używając wyrażania „następny raz”… cóż, od tego dnia będzie musiała do tego przywyknąć, bo na pewno nastąpi jeszcze jeden raz i może kolejny, a potem ślub i tak będą się spotykać codziennie, aż do rozwodu (zakładając, naturalnie, że wszystko pójdzie zgodnie z wcześniejszym planem, a Cassian jej za chwilę nie udusi). Uśmiechnęła się z zakłopotaniem do swoich myśli i po chwili zniknęła w kuchni, na odchodnym jeszcze kiwając głową na życzenie Lancastera. Razem ze szklanką wody zabrała ze sobą stosik listów. Skrzynkę pocztową zdążyła opróżnić jeszcze przed wyjściem (zaskakujące, ile na człowieka czeka makulatury, kiedy nie sprawdza skrzynki przez tydzień), ale której jeszcze nie miała okazji przejrzeć. Była zbyt przejęta spotkaniem, by nawet zerknąć na plik papierów, w większości i tak będący reklamami. Postawiła naczynie na stoliku przed Cassianem, gdzieś obok rzuciła korespondencję (zajrzy do tego po jego wyjściu) i usiadła w fotelu naprzeciwko mężczyzny. Pokiwała tylko głową, kiedy Lancaster stwierdził, że muszą obgadać wiele rzeczy. To całkowicie zrozumiałe w ich sytuacji, muszą mieć absolutnie wszystko dopięte na ostatni guzik. W momencie, w którym jej przyszły mąż skończył mówić o pierwszej kwestii, Maeve zamarła na moment, wpatrując się w niego ze sporym zaskoczeniem. – Och, rok? Cały rok? Myślałam, że to będą jakoś trzy miesiące. Po trzech miesiącach można mieć kogoś serdecznie dosyć, co dopiero po roku – wymamrotała niewyraźnie, patrząc na niego bardzo niepewnie. Blackwoodówna była przede wszystkim zdeterminowana do tego, żeby nie stanowić dla Lancastera żadnego problemu… co być może dałoby się zrobić przez trzy miesiące, ale z rokiem może być większy problem. – Znajdę pracę – oświadczyła chwilę później już bardziej ożywionym głosem. – Znajdę pracę i nie będę wchodzić ci w drogę, przysięgam – zapewniła może nieco zbyt gorliwie, ale choć z jednej strony nie chciała być kolejnym zmartwieniem na głowie Cassiana (pewnie i tak miał ich sporo), to z drugiej naprawdę nie chciała, żeby zaniechał swojego pomysłu… a ta kwestia mogłaby być przecież świetnym argumentem ku temu. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Wiceminister Finansów i Skarbu Państwa Przy sobie : Dokumenty, klucze, telefon, drobne, cygaro, zapalniczka Znaki szczególne : Blizna na prawym policzku.
| Temat: Re: Maeve Blackwood Sob Maj 23, 2015 3:37 pm | |
| To z jaką powagą zaoferowała załatwienie przygotowanego na miejscu alkoholu rozbawiło mnie na tyle, bym uśmiechnął się szerzej, całkiem szczerze. Pokręciłem głową, dając jej jednak do zrozumienia, iż oferta mnie nie interesuje. Może jak na kogoś pochodzącego z Dystryktu mogłoby to zabrzmieć wygórowanie, ale jeśli chodziło o trunki miałem swoje wymagania. Nie zadowalały mnie raczej domowe specjały, nie przepadałem za nalewkami, piwami, ani wódkami, preferowałem raczej whisky, gin, czy też brandy, a takowe napoje zdecydowanie stały poza zasięgiem osób z getta. Nie dało się ukryć, że Kapitol, mimo wszystko, trochę mnie rozpuścił. Miałem delikatne podniebienie, zasmakowałem w wysokopółkowych produktach, w tym, czego nie mogło mi zapewnić wcześniejsze życie. Lubiłem dobre jedzenie, cygara, luksus, może nie w takim stopniu jak zdawała się to chwilami lubić moja siostra, nie mogłem jednak zaprzeczyć faktom, nie odnalazłbym się już w dawnym życiu. I to nie tylko dlatego, że to co nas spotkało zniszczyło moją psychikę. Sięgnąłem po szklankę wody przyniesioną przez kobietę, przez chwilę jeszcze siedząc w ciszy, rozmyślając nad wszelkimi szczegółami sprawy, rzeczami, które będziemy musieli obgadać, zapiąć na ostatni guzik nim opuszczę to mieszkanie. Jeśli nie chcieliśmy wpaść wszystko musiało być perfekcyjne, nasza gra i wiedza na temat samych siebie nie powinna wzbudzać żadnych wątpliwości. - Trzy miesiące to mało czasu - powiedziałem spokojnie, w odpowiedzi na jej mamrotanie, przyglądając się jej uważnie. - Łamiemy prawo, nie możemy pozwolić, by ktokolwiek domyślił się, że właśnie po to bierzemy ślub. A nie zaprzeczysz, że jak na wielką miłość, rozpad związku po zaledwie dziewięćdziesięciu dniach jest podejrzany - dodałem, może z lekką nutą ironii na końcu. Nie przypuszczałem, że ta kwestia może pozostawić jakiekolwiek wątpliwości. Wydawało mi się oczywiste, że nie decydując się na ślub obydwoje robimy to ze świadomością, że nie uwolnimy się od siebie przez jakiś czas. - Nie ma sprawy - mruknąłem, w odpowiedzi na jej zapewnienie o pracy. - To nie powinno być większym problemem w Dzielnicy. Ale zanim pójdziesz do pracy będziemy musieli najpierw zająć się twoim wzrokiem. W jakim stanie w tym momencie jest? Nie jestem pewien, czy informacje, które mam od twojego ojca są nadal aktualne? Wyprostowałem się, uważnie przyglądając się kobiecie. Ta kwestia wydawała mi się nadzwyczaj istotna, tym bardziej, iż jej ojciec mówił, że jeśli nie zadba się o oczy Maeve może ona stracić wzrok, a ja, naprawdę, nie chciałem zrzucać sobie na głowę dodatkowo opieki nad niewidomą osobą. Sam fakt, iż miałem z nią dzielić mieszkanie, mógł w pewnym momencie stać się uciążliwy, byłem tego w pełni świadom, mimo iż starałem się podchodzić do tego jak najbardziej pozytywnie. Nie mogłem sobie więc pozwolić na sytuację, w której będziemy skazani na siebie, więcej niż wymaga tego nasza rola, byłoby to niekomfortowe dla nas obydwojga. - Jeśli powiesz mi teraz co i ja będę mógł już zająć się poszukiwaniem odpowiedniego lekarza - wyjaśniłem. Im szybciej tym lepiej. Czekając na odpowiedź ponownie upiłem ponownego łyka, następnie odstawiając szklankę na stół. Mój wzrok na chwilę przyciągnęły listy rzucone na blat tuż obok. - Nie chcesz ich teraz sprawdzić? |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : kwiaciarka Przy sobie : paralizator
| Temat: Re: Maeve Blackwood Sro Maj 27, 2015 9:23 pm | |
| Przy tak ograniczonych zasobach pieniężnych i dostępie do rozmaitych dóbr, przyjmowanie jakiegokolwiek gościa było niezwykle problematyczne. Maeve sprawiało to problem o tyle większy, że Cassian był jednym z nielicznych jej gości, ale jak przy innych niespecjalnie przejmowała się brakiem czegoś, bo ten ktoś sam nie miał więcej, tak przy Cassianie czuła się zwyczajnie głupio, choć miała świadomość tego, że właściwie nie powinna. Jednak Lancaster żył w zupełnie innych warunkach, zdecydowanie luksusowych, z całą pewnością był przyzwyczajony do wygodnego życia. Nie zdziwiłaby się, gdyby wyśmiał jej propozycję (nie wyglądał na fana bimbru, pewnie pił whiskey albo coś podobnego). Cassian najwyraźniej był wystarczająco taktowny, żeby tego nie zrobić, bo tylko grzecznie odmówił. Nawet się uśmiechnął, wcale nie złośliwie, ale dość szeroko i całkowicie szczerze. To sprawiło, że i na jej ustach pojawił się uśmiech, trochę skrywający zażenowanie całą sytuacją. Wracając do salonu starała się być bardziej rozluźniona, bez żadnych dodatkowych analiz sytuacji w głowie i bez nerwów, ale przez wzgląd na czekającą ich rozmowę chyba nie mogła. Cały czas nie potrafiła opędzić się od myśli, że lada chwila Cassian powie jej, że się rozmyślił i że zostawi ją tu, w getcie, na pastwę rządu i okolicznych rzezimieszków. W jej głowie zaczął rodzić się desperacki plan, jak (ewentualnie) przekonać Lancastera do zmiany zdania (na razie pobrzmiewała tylko w jej głowie), który jednocześnie powstrzymywał wstyd i myśl, że na dobrą sprawę nie ma prawa żądać od niego czegokolwiek. – Znaczy, wiesz, pomyślałam sobie, że zawsze po tym, jak już zamieszkalibyśmy razem, mogłam okazać się jędzą tak nieznośną, że wytrzymałeś ze mną tylko te trzy miesiące. Jestem Kapitolinką, pewnie by ci uwierzyli – powiedziała równie spokojnie, co on, starając się nie odwracać wzroku nawet pod wpływem jego uważnego spojrzenia. Poważne rozmowy wymagają poważnego zachowania, żadnego jąkania czy rumienienia się. Nieważne, jak interesująco unosi mu się kącik wargi, kiedy ironizuje. Oderwanie wzroku od jego warg wcale nie było trudne, jak z początku sądziła, zwłaszcza, że poruszył sprawę, na temat której wiedzy u niego się nie spodziewała. Chwilę później zrozumiała, że to ojciec musiał go o wszystkim poinformować. Chciał, żeby Cassian wiedział, na co się decyduje. Szkoda tylko, że nie poinformował swojej własnej córki o tym, że zdradza komuś jej chorobę… chociaż tyle mógłby zrobić. Maeve na pierwsza paręnaście sekund spuściła wzrok, jakby była to dla niej sprawa niewygodna lub wstydliwa. Nie lubiła mówić głośno o swojej przypadłości, zupełnie jakby się bała, że wypowiedzenie jej nazwy na głos znienacka sprawi, że zaatakuje ona z podwojoną, a nawet potrojoną siłą i w ciągu kilku tygodni dojdzie do ostatniego stadium. Dopóki o niej nie mówiła, czuła się względnie bezpiecznie, czuła, że ma czas, zanim nastąpi ostateczne, że może w nieskończoność odwlekać tę chwilę, choć przecież wcale nie miała na to wpływu. – Pogarsza się – wymamrotała, w dalszym ciągu w ogóle na niego nie patrząc. – Lekarz powiedział, że to nieodwołalne. Ale jest dobrze. Przy odpowiedniej diecie i dawnych lekach przez rok jeszcze dam radę – dalej mruczała pod nosem, ale teraz na niego spojrzała i lekko się uśmiechnęła, jakby chciała zbagatelizować całą sprawę. I dalej nie nazywała rzeczy po imieniu. Za to żywsze zainteresowanie okazała kupce listów, których co prawda nie chciała sprawdzać przy gościu, ale skoro on sam pytał, a to stanowiło tak idealną zmianę tematu… – Nie sądzę, żeby to było coś ważnego – rzuciła niby od niechcenia, ale przesunęła ręką po przesyłkach, chcąc stworzyć z nich wachlarz, żeby łatwiej było je przejrzeć. I właśnie wtedy w oczy szczególnie rzucił jej się jeden list. Biały, niezbyt duży, przez co ginący wśród ulotek, ale wyróżniający się jedną rzeczą – rządową pieczątką. Na kilka chwil ręka Blackoowdówny zawisła w powietrzu, a dziewczyna poczuła mały uścisk niepokoju, który z każdą chwilą podejrzanie rósł. Bez słowa sięgnęła po list, otworzyła go dość drżącymi dłońmi (nie mogła pozbyć się teraz z głowy sceny, w której Nestor otwiera identyczny list i dowiaduje się o przydziale do pracy w Dwunastce). Przeczytanie paru pierwszych zdań upewniły ją w słuszności swoich złych przeczuć. Twarz Maeve zastygła w wyrazie przerażenia, ręka właściwie już niemal się telepała i Blackwood wcale nie zdziwiłaby się, gdyby dudnienie jej serca było wyraźnie słyszalne, zwłaszcza, że w mieszkaniu panowała idealna cisza. Nie powiedziała ani słowa, gdyż nic nie była w stanie z siebie wydusić. Właściwie jedyne, co mogła teraz robić, to wpatrywać się w kartę papieru ze strachem w oczach i prowadzić umysłową batalię na temat tego, czy powinna udać się do ojca, czy zgodnie z jego wolą starać się uniknąć tego losu. Nie sądziła, że decyzja o jej wyjedzie zostanie pojęta tak szybko. I co teraz? |
| | | Wiek : 30 Zawód : Wiceminister Finansów i Skarbu Państwa Przy sobie : Dokumenty, klucze, telefon, drobne, cygaro, zapalniczka Znaki szczególne : Blizna na prawym policzku.
| Temat: Re: Maeve Blackwood Nie Maj 31, 2015 5:49 pm | |
| Może powinienem zgodzić się na ofertę Maeve, w końcu była ona mi jak najbardziej na rękę. Trzy miesiące. Tyle czasu wytrwałbym bez problemu, tyle czasu spokojnie dało się unikać siebie nawzajem, nie wchodzić sobie w drogę, nie irytować się zbytnio. Teatrzyk trwałby krótko, a ja nie musiałbym się obawiać, że ktoś w końcu przyłapie mnie na kłamstwie. Nie musiałbym męczyć się za długo z udawaną miłością, ba, już po niewielkim czasie mógłbym pokazać, że na tym, co początkowo wydawało mi się perfekcyjne, pojawiły się rysy, których się nie spodziewałem. Rozkapryszona Kapitolińka okazała się dla mnie wyzwaniem nie do przetrwania, przecież to wcale nie byłoby takie trudne do uwierzenia. A jednak... Coś mi mówiło, że to byłby zły pomysł. Choćby dlatego, że nie byłem pewien, czy tyle czasu wystarczy na utwierdzenie statusu Maeve jako wolnej obywatelki. Poza tym, polityka była bardzo delikatną dziedziną, na jej arenie wystarczył jeden delikatny, nieprzemyślany ruchy by zrujnować wszystko. Już teraz zamierzałem wtargnąć tam z wątpliwym zagraniem, nie mogłem ryzykować, że wszystko rozsypie się przez kolejny błąd. Westchnąłem cicho, kręcąc więc przecząco głową w odpowiedzi na słowa towarzyszki. - Trzy miesiące to za mało - powtórzyłem z naciskiem. - Nie zaryzykuje mojej kariery w ten sposób, zrozum to. Polityka jest kwestią bardzo delikatną, jeśli komukolwiek więc moje chęci wydadzą się fałszywe... Mogą nie mieć żadnych dowodów, wystarczą zwykłe podejrzenia żeby mnie zniszczyć, rozumiesz? - spytałem zatem, sięgając ręką po szklankę. Upiłem duży łyk wody próbując zwalczyć nagłe uczucie suchości w ustach, które pojawiło się na myśl o możliwych konsekwencjach. Tym bardziej, że byłem świadom, iż takowe nie dotkną tylko nas. Jeśli ja polecę ze stołka zapewne i rzetelność Corinne zostanie postawiona w wątpliwości. - Rok to minimum - dodałem więc stanowczo, tonem ucinającym dyskusję. Miałem prawo dyktować pewne warunki, w końcu to ja w większym stopniu niż Maeve ryzykowałem wszystkim. Jej sytuacja nie mogła się pogorszyć, zapewne cofnęli by ją do getta, ja zaś mogłem stracić o wiele więcej niż się spodziewałem. Nie miałem zamiaru rozmawiać już na ten temat, dlatego też wypchnąłem z głowy resztę wątpliwości, skupiając się na dalszych tematach. Informacje o pogarszającym się stanie kobiety przyjąłem ze spokojem. Nie mogłem powiedzieć, że mnie tym jakoś wielce zaskoczyła, warunki panujące w getcie nie wydawały się sprzyjające do dbania o własne zdrowie, liczyłem się więc z tym, że sytuacja może być gorsza, niż podczas mojej ostatniej wizyty. Pokiwałem więc głową, próbując przywołać w myślach nazwisko jakiegoś dobrego lekarza, który mógłby zająć się badaniem młodej blondynki. - Może okaże się, że nie jest aż tak źle, znajdziemy Ci jakiegoś lekarza, on powie nam czy faktycznie jest to nie do wyleczenia - powiedziałem, nie po to jednak by ją pocieszyć. Nie chciałem brać pod uwagę informacji od lekarza, który mógł ją badać już dawno temu. Zresztą, nie byłem nawet pewien, czy faktycznie trafiła na dobrego profesjonalistę. Rozsiadłem się wygodniej, kiedy tylko kobieta sięgnęła po przesyłki, gotów w spokoju i ciszy przeczekać parę następnych chwil. I tak miałem dużo do przemyślenia. Musiałem zaplanować całą ceremonię, znaleźć metodę na pogodzenie mojego dawnego życia z tym co ma nastąpić. Przymknąłem na chwilę oczy próbując sobie to wszystko wizualizować, a obrazek, który podsunęła mi wyobraźnia wcale mnie nie ucieszył. Westchnąłem więc cicho, szybko próbując wyrzucić go z głowy. Musiałem podjąć decyzje co do ślubu, znaleźć świadków, miejsce na oficjalną kolację... Wesela nie zamierzałem organizować, za dużo byłoby z tym szopki, zbyt wiele sztuczności, od groma szans na potknięcie się, nie mogłem jednak też udać, że cała ceremonia nie istnieje, stwierdziłem więc, że najlepszym wyjściem będzie posiłek w gronie najbliższy. Cori, świadkowie, Victor... Zanotowałem w pamięci, że najwyższy czas na przygotowanie zaproszeń. Najpierw jednak musieliśmy ustalić datę. Im szybciej tym lepiej, nie chciałem zbyt długo męczyć się z całym procederem. Otworzyłem więc oczy i odwróciłem się w stronę towarzyszki, gotów ją o tym poinformować, jednak żadne słowo nie wydobyło się z moich ust. Zamiast tego na mojej twarzy pojawił się wyraz szczerego zaskoczenia, gdy zobaczyłem jak bardzo spanikowana jest w tym momencie Maeve. Zmarszczyłem brwi przyglądając się jej pobladłej twarzy i drżącym rękom, przez chwilę zupełnie nie rozumiejąc co się dzieje. Dopiero kiedy mój wzrok przeniósł się na kopertę po przesyłce, leżącą nadal na stole, gdzie zauważyłem pieczątkę rządową, zamarłem na chwilę pełen złych przeczuć. Nie zastanawiając się zbytnio podniosłem się i szybko podszedłem do kobiety, by następnie wyciągnąć jej z dłoni list i szybko przebiec po nim spojrzeniem. To co zobaczyłem przyniosło mi ulgę, choć wiadomości wcale nie były dobre. Przez chwilę obawiałem się, że ktoś wykrył drogę kontaktu Maeve z kimś z dzielnicy, zamiast tego jednak natrafiłem na oficjalne pismo informujące o zbliżającej się wywózce. A zatem mieliśmy mniej czasu niż przypuszczałem. - Musimy zabrać się do działania jak najszybciej - odezwałem się w końcu chłodnym i rzeczowym tonem, próbując przywołać towarzyszkę do rzeczywistości. - Im szybciej podpiszemy papiery tym lepiej. Za parę dni przyjdę z pierścionkiem, musimy trzymać się pewnych konwenansów by nasza gra była bardziej rzetelna, poza tym łatwiej będzie mi wyciągnąć Cię stąd na ślub, kiedy już oficjalnie będziesz moją narzeczoną. Potem wszystko zleci. Sądzę, że za dwa tygodnie będziesz już mogła spokojnie spacerować po dzielnicy - dodałem, a na moich ustach, ponownie, zatańczył lekko ironiczny uśmiech. Przecież to wszystko wydawało się takie oderwane od rzeczywistości. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : kwiaciarka Przy sobie : paralizator
| Temat: Re: Maeve Blackwood Pon Cze 29, 2015 12:18 am | |
| – W porządku, rozumiem. Spokojnie – wymamrotała z zakłopotaniem, kiedy Cassian aż nazbyt dobitnie wytłumaczył jej, dlaczego przedstawienie pt. „małżeństwo” powinno trwać rok. – Po prostu pomyślałam, że mógłbyś się męczyć krócej, ale zrobię wszystko, co trzeba, żebyś nie miał kłopotów – dodała trochę w ramach usprawiedliwienia, dość nerwowo miętoląc w palcach fragment spódnicy. Komu jak komu, ale jej nie musiał tłumaczyć, jak delikatna jest polityka i wszystko, co się wokół niej obraca – w końcu wychowywała się w domu człowieka, który na arenie politycznej naprawdę coś znaczył i nie miał okazji umrzeć w tajemniczych okolicznościach. Lancaster doskonale o tym wiedział, ale skoro tak jej przedstawiał temat, to Maeve wywnioskowała, że chyba był trochę poirytowany, dlatego też wolała skończyć ten etap ich rozmowy i przejść do innych kwestii. Na które jednak z kolei ona nie miała ochoty rozprawiać. Sprawa jej choroby wcale nie napawała ją optymizmem, Blackwoodówna po prostu wiedziała, że straci wzrok, pytanie brzmiało jak szybko to nastąpi. Przed rebelią przecież odwiedziła kilku lekarzy, samych najlepszych, gdyż Nestor nie żałował pieniędzy na kwestie zdrowotne i wszyscy powiedzieli to samo – nieodwracalne. Moment, w którym jej świat pogrąży się w ciemności dało się tylko odwlekać, na ostateczny skutek choroby nie można nic poradzić. W chwili obecnej jedyne, na co miała nadzieję, to fakt, że oślepnie dopiero po rozwodzie, żeby Cassian nie musiał więcej zawracać sobie nią głowy, żeby nie stanowiła kolejnego problemu w jego życiu, żeby mógł być już obojętny na jej los. Jeśli dostałaby odpowiednio wykwalifikowanego lekarza, to mogłaby uwierzyć, że jest w stanie przeciągnąć moment całkowitej ślepoty jeszcze przez dwanaście miesięcy, choć prędkość zmian w widzeniu, jakie u niej zaszły odkąd zamieszkała w getcie, napawały ją przerażeniem. – Zobaczymy – powiedziała tylko ugodowo, ale były to jedyne słowa, jakie na ten temat wyszły z jej ust. I w dodatku niezbyt szczere, Maeve nie mogła się powstrzymać przed uciekaniem wzrokiem na boki, byleby tylko Cassian nie zauważył, jak bardzo sceptycznie do tego podchodzi. Choć pewnie zauważył… ale mógł też nie zwrócić na to uwagi. Tak sobie tłumaczyła, kiedy jeszcze przeglądała listy/ulotki. Potem jej myśli zajęło coś zupełnie innego. Wizja ponownego spotkania się z ojcem uderzyła ją wyjątkowo mocno. I przez krótki moment poczuła nawet ekscytację na tę myśl, na parę sekund wizja wyjazdu do Dwunastki wydała jej się niesamowicie atrakcyjna, ale potem znów przyszło otrzeźwienie. Nestor wyjątkowo wyraźnie powiedział, że nie chce jej widzieć w tym odległym dystrykcie. Ona sama również miała świadomość, że dla kogoś o jej zdrowiu wywózka równie dobrze mogła być synonimem słowa umieralnia. W getcie było ciężko, a co dopiero tam? Ale z drugiej strony, ona wiedząc, jakim złem jest wywózka, zostawia tam ojca samego, bez wsparcia, kto wie, może już właśnie dogorywającego (choć Maeve wolała myśleć, że Nestor tak łatwo się nie złamie), za to planuje przeprowadzkę w luksusy. Wyrzuty sumienia bezlitośnie ją zaatakowały, sprawiając, że w efekcie trzęsły się nie tylko jej ręce, ale również ona cała. W dodatku czuła lada chwila się rozpłacze. Głos Cassiana przywrócił ją do rzeczywistości tylko częściowo – spojrzała na niego dość nieprzytomnie i marszcząc brwi, jakby potrzebowała nieco więcej czasu, żeby przetrawić to, co do niej mówił. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że Lancaster twardo ciągnął temat zaręczyn, a jego głos dość dobitnie świadczył o tym, że chce ją nieco otrzeźwić. Skutecznie, bo po słowach „pierścionek” i „nasza gra była bardziej rzetelna” patrzyła już całkiem przytomnie. Całkowicie rozbudziła się przy zdaniu „za dwa tygodnie będziesz mogła spokojnie chodzić po dzielnicy”. Maeve jeszcze przez kilka długich sekund milczała i trudno było powiedzieć, co takiego chodziło jej po głowie. Oczy nie przestały lśnić i mogło się zdawać, że mimo wszystko za chwilę się rozpłacze, jednak Blackwoodówna nie dała Cassianowi zastanowić się nad taką ewentualnością – znienacka podniosła się z kanapy i przytuliła do Lancastera, dość ciasno oplatając ramionami jego klatkę piersiową. Zapytana, pewnie sama nie potrafiłaby odpowiedzieć, dlaczego zdobyła się na taki gest. Potrzebowała wsparcia, zwyczajnie chciała czyjejś bliskości czy w ten sposób próbowała mu podziękować? Niewykluczone, że wszystko na raz. |
| | |
| Temat: Re: Maeve Blackwood | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|