Jeremy nie posiada żadnej rodziny. Już w Trzynastce znalazł się jako porzucone dziecko i nigdy nie wyjawiono mu personaliów jego rodziców. Był sierotą od samego początku, wychowywał się jako sierota, walczył jako sierota i tak samo teraz przebywa w Dzielnicy Rebeliantów. Co prawda posiada paru przyjaciół, ale tych też ciężko nazwać rodziną.
Historia
It’s so quiet here and I feel so cold, This house no longer feels like home
Może i pamięć Jerryego nie jest najlepsza, ale z pewnością sięga do czasów, kiedy jego jedynymi przyjaciółmi były betonowe mury. Bidul w Trzynastce z pewnością nie należał do najprzyjemniejszych miejsc na świecie. Był zwyczajnie brudny, zaniedbany i położny w najciemniejszych zakątkach dystryktu. Tak naprawdę mało kto interesował się kilkudziesięcioma sierotami. Jednak czy jest się czemu dziwić? Ludzie mieli wystarczająco kłopotów na głowie, które odbijały się na dobru ich własnych rodzin, więc nikt nie chciał zamartwiać się jeszcze dodatkowymi kłopotami – bo tak należałoby nazwać dzieci bez rodziców. Atmosfera w sierocińcu była raczej ponura pomimo tylu rówieśników. Szkraby nie cieszyły się ze swojego towarzystwa, nie miały wystarczającej ilości zabawek czy jedzenia, a śmiech dało się usłyszeć jedynie od czasu do czasu. Część z nich uciekała nawet z placówki, ale szybko przekonywali się, że na ulicach jest jeszcze gorzej niż tutaj. W tym ponurym miejscu była jednak mała, ale za to jasna gwiazdka nadziei, która rozświetlała życie Parrisha. Był nią naprawdę, ale to naprawdę stary komputer. Takich nie widziano od parunastu dobrych lat, a sam egzemplarz młodziak odkrył na strychu budynku, kiedy zaczął odrzucać puste, kartonowe pudła. Była to jego najbardziej skrywana tajemnica, do której przychodził tylko nocami, wykradając się tym samym ze swojego łóżka. Pomimo wszystkich kar (w tym cielesnych) nigdy nie wyjawił dlaczego łamie zakazy ustanowione przez opiekunów i szwenda się na terenie placówki już po ogłoszeniu ciszy nocnej. Wracając jednak do najważniejszego, ten stary sprzęt i kilka książek znajdujących się z nim w komplecie dały podwaliny temu, co dzisiaj robi. Dokładnie tak! W tych zakurzonych tomiskach znajdowały się podstawy programowania, a komputer o dziwo działał. Może i zrzędził tutaj jak kombajn na polu, albo świnie zarzynane w rzeźni, ale za to można było wykonywać na nim podstawowe działania. Od tej pory za każdym razem kiedy Jerry czuł, że nie daje więcej rady wytrzymać, że ma gorszy okres albo też zwyczajnie się nudził, zawsze przychodził do swojego komputera i uczył się nowych rzeczy. Pasja i ciekawość dzieciaka wzięły górę nad jego niezbyt szczęśliwym losem i wskazały mu delikatnie ścieżkę, którą powinien podążać w przyszłości.
Still far away from where I belong But it’s always darkest before the dawn.
Wszystko w pewnym momencie uległo jednak zmianie. O dziwo ktoś zainteresował się bidulem i postanowił przynajmniej zapewnić dzieciom podstawowe wykształcenie. Problem polegał jednak na tym, że ewentualne, przyszłe zawody były wybierane przez dyrekcję odgórnie i nie było tutaj miejsca na spełnianie marzeń dzieciaków. Parrish oczywiście protestował, błagał, chodził na kolanach za dyrektorem placówki, chciał mu nawet pucować buty, ale to nic nie zmieniło. Chłopak nie dostał się do klasy informatycznej i nikt nie dał mu szansy rozwijać swojej największej pasji. Zamiast tego zdecydowano, że najlepszym zajęciem dla niego będzie posada masażysty. I w sumie z praktycznego punktu widzenia naprawdę mieli rację. Masaże zawsze przydadzą się każdemu i to niezależnie od tego czy ma to miejsce ze względów zdrowotnych, czy też zwyczajnie ze względów relaksacyjnych. Może i ta praca nie była szczytem marzeń Jerryego, ale po delikatnym ochłonięciu docenił również i ten prezent od losu. Dobrze zrobił, bowiem to właśnie w tej klasie poznał swojego pierwszego przyjaciela o imieniu Matthew. Był to chłopak o rok od niego starszy, wysoki brunet o dość postawnej posturze ciała. Oboje doceniali to, że będą mieli wyuczony zawód, jednak jednocześnie zgadzali się z tym, że życie nie powinno być poświęcane na rzecz zarobków i pracy. W końcu człowiek posiada o wiele większe ambicje, plany i marzenia, które należy realizować. Szybko jednak się przekonali, że przy obecnej polityce taki punkt widzenia nie jest do zaakceptowania. Spotkali się oni z brutalną rzeczywistością, gdzie szkolenie wojskowe i przygotowanie do obalenia reżimu potrafiły przygasić nawet najmniejszy płomyk nadziei. W takiej sytuacji otworzyła się jednak przed nimi jedyna słuszna furtka, którą było wojsko. Matthew wstąpił do niego jako pierwszy i nawet zbytnio się nad swoją decyzją nie zastanawiał. Gorzej jednak było w przypadku Jerryego, który ani myślał poświęcać swojego życia dla idei, w która zwyczajnie nie wierzył. Nie chciał być wyzwolicielem, nie chciał zrzucić z ludzi jarzma Snowa, nie pragnął wreszcie rozwiązywać tego konfliktu drogą siłową. Mimo wszystko uległ jednak namowom przyjaciela i z wielkim cieniem zwątpienia w sercu wstąpił do wojska, które miało być zalążkiem armii rebeliantów.
And our hearts, our hearts, They were beating in the dark.
Jerry nie miał większych problemów z przejściem wstępnych egzaminów. Radził sobie z testami na sprawność fizyczną, nie miał również większych problemów przy oddawaniu strzałów, ale nie wyróżniał się też na tyle, żeby stać się kimś znaczącym. Zamiast tego przydzielono go do służby więziennej, czyli stanowiska, które było równoznaczne z pozycją dozorcy. Takie położenie w żaden sposób mu jednak nie przeszkadzało. Lubił ten spokój, kochał tę pewność, że nie zostanie posłany na żadną misję wywiadowczą albo co gorsza samobójczą, chociaż tak na pewno by jej nie nazwali. Zamiast tej całej adrenaliny, stresu i obawy o własne życie, miał zagwarantowane spokojne przesiadywanie na foteliku i doglądanie więźniów. Tutaj jednak trzeba nadmienić, że wojsko miało na niego dość silny wpływ. Parrish, który do tej pory nie miał zbyt wielu znajomych, szybko zaaklimatyzował się w swoim oddziale, starając się dopasować do towarzystwa. W jaki sposób? Zachowując się podobnie do nich i obierając sobie za cel te same ofiary. Pech akurat chciał, że podczas tych wybryków trafiło na Gwen Arrington, czyli czarną owcę wojska. Wszystko nasiliło się w momencie, kiedy pannica trafiła do więzienia. Zgadnijcie do kogo ja akurat przydzielono? Tak jest! Jerry miał swój mały kącik, w którym mógł szydzić sobie z Gwenny dowoli. Była zdrajczynią skazaną na śmierć, więc nie musiał być miły. W końcu po wyjściu za te kraty spotkałoby ją coś o wiele gorszego, więc czy nie lepiej przygotować się mentalnie do pożegnania się ze swoim życiem poprzez wpadnięcie w depresję? Jeśli sama chciałaby swojej śmierci, to z radością położyłaby głowę na pieniek i nie byłoby najmniejszego problemu, a tymczasem Jerry mógłby się chwalić jak doprowadził kolejny chwast do bezceremonialnego uschnięcia.
To the right, to the left, We will fight to the death.
Rebelia! Czas chwalebny, za zarazem niezwykle przykry. Dystrykty, które nie mogły wytrzymać już jarzma Snowa podniosły się z kolan i na swoich glinianych nogach ruszyły nieustępliwym marszem w stronę Kapitolu. Ciężki i niezwykle wyczerpujący był to pochód, który pozostawił za sobą jedynie morze krwi, cierpienia i nadziei, która ulotniła się wraz z ostatnim tchem wydanym przez płuca nieszczęśników, który niedane zostało dojrzenie nowego porządku świata, na który tak bardzo czekali. Jeremy nie był jednak jednym z nich. Pod żadnym pozorem nie zamierzał mieszać się w walki, które z góry skazane były na porażkę i dzięki temu udawało mu się przeżyć. Kiedy inni brnęli do przodu niczym wariaci, on wolał przystanąć za osłoną i poczekać na rozwój sytuacji, kiedy inni strzelali, on akurat czekał na moment, w którym przeciwnik zacznie przeładowywać swoją broń. Ktoś mógłby go przez to nazwać tchórzem, ale on miał świadomość tego, że nie działa tak pod wpływem strachu. Dla niego wydawało się to całkiem normalne, że jeśli nie jest do końca o czymś przekonany, to nie ma najmniejszego zamiaru nadstawiać za to karku. Jego życie było warte o wiele więcej niż jakaś idea, która niczym Kostucha ciągnie za sobą ciała wielu mężczyzn, kobiet i dzieci. Niestety nie wszystko poszło tak gładko, jak się tego spodziewał. Jego strategia działała bowiem jedynie do pewnego momentu. Wszystko miało miejsce 29 lipca, kiedy to oddział Parrisha wpadł w zasadzkę zastawioną przez wojska Kapitolu. Żołnierze trzynastki dzielnie się bronili, odpierali ataki z dwóch stron i starali się przetrwać jak najdłużej w oczekiwaniu na posiłki. Niestety siły wroga były tak przytłaczające, że całe starcie przypominało raczej pojedynek komarów z muchozolem, a nie walkę dwóch równorzędnych armii. Mało kto przetrwał ofensywę Kapitolu, ale jednym z nich był Jerry. Tamtego dnia wydostał się z miejsca zasadzki i zaczął oddalać się w stronę, z której miały nadejść oddziały pomocnicze. Nie był jednak w pełni sił, co dało się zauważyć już w momencie biegu żołnierza, który trzymał się kurczowo za swój lewy, krwawiący bark. Kula przeciwnika utkwiła pomiędzy kośćmi, nie naruszając w poważniejszy sposób przepływu krwi, jednak nadal sprawiając mu potężny ból i prawdopodobnie trzaskając kości. To jednak było jeszcze nic w porównaniu do sytuacji, która miała miejsce kilka chwil później. Okazało się, że uciekającego rebelianta wypatrzyła grupka trzech kapitolińczyków, którzy postanowili zabawić się w myśliwych, bardziej drażniąc się z Jeremym, aniżeli traktując go jak prawdziwego żołnierza i serwując mu śmierć na jaką takowy zasługuje. Parrish do tej pory pamięta jak celowo chybiali w jego osobę, strzelając gdzieś obok niego, pod jego nogami czy też nad głową. Świst nabojów był zbyt dokładny, żeby akurat w tej kwestii mężczyzna mógł się pomylić. Jednakże po ponad pięciu minutach zabawy, ta najwyraźniej zaczęła nudzić myśliwych, którzy trafili w prawą łydkę rebelianta. Z takimi obrażeniami dalsza ucieczka nie była możliwa i jedynym co pozostało Jerryemu to zabranie do piekła jak największej ilości napastników. I faktycznie! Udało mu się tam wysłać jednego zaraz przed sobą, a biletem w jedną stronę okazał się być strzał w tętnicę szyjną. Sam Jerry przypłacił to natomiast raną postrzałową na wysokości żeber. I pewnie nie skończyłoby się tylko na niej, gdyby z pobliskiego budynku nie wystrzelono dokładnie cztery razy. Tę liczbę Parrish pamięta aż do dzisiaj. Wszystko przez mieszankę uczuć, które wtedy nim zawładnęły. Jego bohaterem i wybawcą okazał się nikt inny, albo raczej okazała się Gwen Arrington – dziewczyna, której nie zamierzał pomóc, którą cały czas ośmieszał, obrażał i wyszydzał. Ona mimo tego postanowiła podać mu pomocną dłoń, a co więcej zrobiła prowizoryczny opatrunek, który wystarczył do przybycia oddziału medycznego. Do tej pory na samą myśl o tym wydarzeniu w sercu Jerryego pojawiają się jednocześnie wdzięczność, złość, rozczarowanie, wstyd i niezwykle wielkie pokłady agresji. Przede wszystkim do tej pory nie zrozumiał dlaczego ona wtedy go uratowała, ale był szczęśliwy, że właśnie tego dnia ich ścieżki się ze sobą spotkały. Z drugiej strony nie mógł wyprzeć ze swojej świadomości tego, że został uratowany przez zdrajczynię, którą miała stracić swoją głowę, z której mógł się nabijać, którą traktował jak podczłowieka. Zresztą nie tylko on, a połowa jego jednostki. Dlaczego pomimo tego wszystkiego Arrington go uratowała? Czy zrobiła podobnie w przypadku jej innych dawnych prześladowców? Tego niestety się nie dowiedział, bowiem od czasu wyleczenia się z otrzymanych ran nie widział jej ani razu.
As the world falls apart around us All we can do is hold on.
Rebelia się zakończyła, jednak wspomnienia nadal żyły w ludziach, którzy doświadczyli jej na własnej skórze. Jerry nie ukrywał, że trudno było mu się odnaleźć w tej powojennej rzeczywistości, kiedy sam myślał, że wszystko będzie wyglądało inaczej. Udało mu się jednak odnaleźć na tyle spokoju, żeby pozyskać fundusze na zakupienie mieszkania i otworzenie niewielkiego salonu masażu. Szybko okazało się, że dyrekcja bidula w trzynastce miała naprawdę sporo racji. Nowi mieszkańcy Kapitola szybko zaczęli lgnąć do luksusów, więc na brak klientów Parrish nie mógł tak naprawdę narzekać. Co więcej, potrafił on sobie dorobić na wymyślaniu niewielkich aplikacji na telefony oraz komputery, które następnie odsprzedawał. Trzeba tutaj nadmienić, że w tym czasie umiejętności programisty znacznie się rozwinęły. Potrafił on już nie tylko od podstaw budować cały szkielet swojego projektu, ale również wynajdywał w nim błędy i regularnie ulepszał. Problemów nie sprawiało mu nawet programowanie wirusów, bo na takie również było zapotrzebowanie. Oczywiście nie w związku z jakąś działalnością terrorystyczną! Wszystkie robaki, malware, rootkity i inne niespodzianki zjadające komputery biednych śmiertelników miały na celu sprawdzanie systemów bezpieczeństwa oraz skuteczności antywirusów, z których korzystała dana firma. Wszystko zaczęło się jednak zmieniać, kiedy na światło dzienne wyszła wizja Alma Coin dotycząca kształtu nowego państwa. Jerry szybko przekonał się, że to wszystko nie wyglądało tak różowo. Igrzyska nadal się odbywały, strażnicy nadużywali swoich uprawnień, a u szczytów władzy zasiadły żądne żarcia, kasy i przyjemności knury, które postanowiły doić wszystko, co tylko posiadało jakieś kończyny. Ten Kapitol wcale nie różnił się tak bardzo od poprzedniego. Zmienili się jedynie marionetkarze, bowiem sznurki, za które pociągali, zostały takie same. To wszystko sprawiło, że Parrish zaczął poczuwać się do zmiany obecnego systemu. Może to przez to, że postrzelono go o jeden raz za dużo, a może to przez to, że z latami przyszła również zmiana poglądów, ale skontaktował się on z organizacją zwaną Kolczatką. Z początku naprawdę ciężko było wkupić się w ich szeregi, ale dzięki swoim umiejętnościom zagrzał tam miejsce wśród rzeszy innych szeroko pojętych informatyków. Stało się to może jakieś dwa miesiące przed zamachem na Almę Coin, który wywrócił wszystko do góry nogami. Akcja z pozoru udana sprowadziła na organizację znacznie więcej uwagi, aniżeli było jej potrzeba. Całe wydarzenie mocno wstrząsnęło Jerrym, a dodatkowy cios zadała mu lista nazwisk osób poszukiwanych przez obecne władze. Wśród nich znajdowała się… Gwen Arrington, czyli jego wybawca. W tym momencie zdecydował, że jest to idealna pora na spłacenie własnego długu i rozliczenie się z przeszłością, która nawiedzała go po nocach.
Charakter
Z pewnością osoby, które miały dawniej do czynienia z Jerrym zastanowiłyby się teraz dwa razy nad tym, czy to naprawdę jest on. Dawniej arogancki, zadufany w sobie i w pewnym sensie zamknięty w sobie mężczyzna łypał na wszystkich spode łba zupełnie tak, jakby miał zaraz nadziać wszystkich na swoje niewidzialne rogi. Był szorstki w obyciu, niezbyt wychowany i nierespektujący podstawowych zasad dobrego wychowania i współżycia w społeczeństwie. Wojsko lekko utemperowało jego charakterek, jednak nadal znajdował sobie sytuacje, w których mógł iść na całość i wypuścić na zewnątrz swoje tłumione emocje. W chwili obecnej daleko mu jednak do tamtej skorupy człowieka, jaką kiedyś był. Parrish stał się bardziej rozsądny i mniej emocjonalny, co znacznie przełożyło się na jego kontakty z innymi ludźmi. Oczywiście do tej pory zdarzają się mu wybuchy niezbyt kontrolowanego przypływu złości oraz działania na podstawie chwili, jednak o znacznie mniejszym kalibru. W stosunku do ludzi jest raczej przyjazny, jednak z pewnością nie można nazwać go dusza towarzystwa. Zamiast do głośnego klubu woli wyjść do baru i spędzić tam parę chwil ze swoimi znajomymi nad kuflem piwa, aby porozmawiać o sprawach mało ważnych, a jednak przyjemnych. Przecież akurat z nimi nie musiał mówić o Kolczatce, kolejnych wybrykach Almy Coin i planach na jej pozbycie się. Stara się być nawet wyrozumiały w stosunku do innych i nie ocenia obcych na podstawie pierwszego wrażenia, a przynajmniej nie robi to już w takim stopniu, jak kiedyś. Nadal jednak pozostało mu we krwi to dziwne trzymanie dystansu do ludzi, którzy chcą się za bardzo do niego zbliżyć. Zazwyczaj wynika to z faktu, że nie ufa im na tyle, aby wtajemniczyć ich w najważniejsze szczegóły swojego życia, więc automatycznie daje im silnego kuksańca, żeby się wycofali. Niestety Parrish nie zna tutaj zasady złotego środka i jeśli poczuje się zagrożony, to w tym momencie zwyczajnie podejmie odpowiednie kroki. Obecnie Jerry stara się wyciągać wnioski ze wszystkich popełnionych do tej pory błędów tak, aby w przyszłości ich uniknąć. Oczywiście nie wychodzi mu to najlepiej z powodu jego uparcia, ale zawsze lepsze to niż niepodejmowanie nawet najmniejszej próby. Parrish z pewnością nie jest osoba, z którą dałoby się zbyt długo wytrzymać w jednym mieszkaniu, ale jeśli się postara, to nie ma wątpliwości, że przynajmniej nie dojdzie do rzucania w siebie nożami podczas wspólnego przebywania w niezbyt wielkim mieszkanku. Wszyscy zostający u niego na noc musza być więc przygotowani na najgorsze oraz na ewentualne wyjście za próg mieszkania z kilkoma, dodatkowymi bliznami na ciele, dumie, sercu i duszy.
Ciekawostki
<< Przeszedł podstawowe szkolenie wojskowe. << Zna również podstawy medycyny, pozwalające mu na opatrywanie rannych, tworzenie prowizorycznych usztywnień itp. << Potrafi pływać jak mało kto i przy solidnych treningach mógłby być w tym mistrzem (o ile oczywiście wyprzedziłby arenowe piraniozmiechy). << Uwielbia słuchać jazzu i bluesa, więc tylko takie kawałki lecą w jego salonie masażu. << Naprawdę dobry programista, który potrafi wyczarować cuda na komputerze za pomocą swoich sprawnych palców, myszki i klawiatury. << Nienawidzi marchewki.
Ashe Cradlewood
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
Temat: Re: Jeremy Parrish Pią Lis 21, 2014 2:00 am
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz laptop, apteczkę i broń palną. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Komputerowiec, masażysta, sprawne palce, ho, ho, w Kolczatce będziesz uwielbiany, widziałeś już nasze prysznice? :> EGHEM. A w kwestii merytorycznej, to wszystko ładnie pięknie, literówki nawet jeśliby były, to o drugiej ich już nie zauważam, no i ten! Idź w fabułę i czyń sprawiedliwość, i nie zapomnij uratować Gwen przed wymiarem sprawiedliwości. <33