|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: [P3] Skrzydło szpitalne Sob Lis 15, 2014 1:12 am | |
|
Skrzydło szpitalne, czyli po prostu pół - pomieszczenie, wydzielone z korytarza cienkimi, gipsowymi ściankami, położone bezpośrednio w sąsiedztwie punktu medycznego i przeznaczone dla najbardziej poszkodowanych. Trudno liczyć tu na kompleksową opiekę medyczną, ale to wszystko, na co Kolczatka mogła sobie pozwolić - osiem łóżek, czyste koce i towarzystwo lekarza od czasu do czasu. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: [P3] Skrzydło szpitalne Pon Wrz 21, 2015 2:08 pm | |
| Dziwnym musiał być widok Malcolma niosącego wychudzoną dziewczynę z jego kurtką i plamą krwi na własnym swetrze przez korytarze bunkru. Wiele ryzykował. Mówił do niej i zmuszał ją do odpowiedzi, byleby „nie zasnęła”, blada jak trup, najwidoczniej bez najmniejszych sił, by móc ustać o własnych nogach. Ci, którzy zerknęliby na dłużej niż sekunda (a może i jedna by wystarczyła?), stwierdziliby, że to był ostatni moment, żeby przynieść ją w ciepłe miejsce. Wtulała się w jego pierś, bezsilnie obejmując jego szyję trupiobladymi, lodowatymi dłońmi. Przy okazji poznał jej stan i dokładne obrażenia, na jakie dziewczyna była narażona. To nie wróżyło nic dobrego. Malcolm mógł mieć podejrzenia, że niesie w ramionach trupa. Dotarli do skrzydła szpitalnego, gdzie od razu się nią zajęto. Mokre od śniegu rzeczy zastąpiły suche ubrania, prowizoryczny opatrunek na nodze niewielki zabieg i kilka szwów. Wykazano, przynajmniej szczątkowo, że nie ma żadnych wewnętrznych obrażeń. I została pozostawiona sobie. Podano jej środki, po których przestała czuć przerastające ją cierpienie, po których ból na nodze zbladł, a wszelkie sińce jakby straciły na kolorze. Starała się do ostatniej chwili nie zasypiać i zerkała na siedzącego nieopodal Randalla, próbująca mu wyszeptać podziękowania, na które po prostu nie miała siły. Była wyczerpana. Mentalnie, fizycznie. Jej organizm był na skraju wytrzymałości. Spała niesamowicie długo, otulona w trzy warstwy koców, które miały ogrzać ją do temperatury, jaką człowiek zwykle utrzymuje. Podczas snu nabierała kolorów, chociaż nadal drżała z zimna. W międzyczasie Malcolm zniknął gdzieś, pędzony przez własne obowiązki. Lekarka też nie miała dziś tylko jednego pacjenta wymagającego uwagi. Dlatego mężczyzna posłał po kogoś, kto mógłby rannej wyjaśnić gdzie się znajduje, jakie zasady rządzą tym miejscem i kogoś, kto miałby na nią oko. W końcu Randall nijak nie znał Iliyi i chociaż nie podejrzewałby, że jest w stanie coś napsuć, mogłaby zaszkodzić sobie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: [P3] Skrzydło szpitalne Sob Wrz 26, 2015 12:38 pm | |
| /kilka dni po rozgrywce z Rory
Nie planowałem zostać w Bunkrze na dłużej, prawdę mówiąc, miał on być tylko chwilowym przystankiem. Przyszedłem tu ze względu na odłożone pieniądze, które chciałem zabrać ze sobą do getta, zbliżały się święta i zamierzałem wreszcie odezwać się do matki, odwiedzić ją, nawiązać jakiś rozejm po ostatnich sporach. Pech, a może pierdolony na swój sposób fart chciał, że przed wyruszeniem wreszcie zainteresowałem się listą wywiezionych w ostatnim transporcie ludzi. A znajome nazwisko znajdujące się wśród tylu obcych niemal wmurowało mnie w ziemię. I sprawiło, że z planowanych kilku godzin Siedziba Kolczatki stała mi się domem znowu na kilka dni. Nie wiem co było silniejsze na początku. Wściekłość, która roznosiła się po moim organizmie, wściekłość na siebie, bo, kurwa, jakim jebanym cudem udało mi się ominąć tak istotny fakt?! Wściekłość na matkę, za to, że była pierdoloną idiotką i nie posłuchała mnie, kiedy chciałem sprowadzić ją tutaj wraz ze sobą? Wściekłość na rząd, który rzucił się na zabranie pieprzonej pijaczki gdzieś tam w świat? Czy może przerażenie i rezygnacja na myśl o tym, że przecież wcale sobie tam nie poradzi. Gdziekolwiek ją zabrali nigdzie nie będzie umiała się odnaleźć, nie mając kogoś na kim mogłaby pasożytować. Cokolwiek by nie wygrywało potrzebowałem czasu dla siebie, godzin w ciągu których nie będę musiał silić się na bycie towarzyskim, robić jakiejkolwiek pierdolonej rzeczy, która miałaby na celu dbanie o drugą osobę. Zatrzymałem się we własnym świecie ignorując wszystkich dookoła. A przynajmniej do momentu, w którym w końcu udało mi się zdusić wszystkie wrzące we mnie emocje i zamienić je w obojętność. To właśnie ona dominowała na mojej twarzy w chwili, w której zostałem poproszony o pójście do skrzydła szpitalnego i przypilnowanie nowej osoby. Ona też nie zniknęła nawet wtedy, gdy usiadłem na krześle uświadamiając sobie, że najbliższe parę godzin mogę spędzić tutaj, nie mając lepszego zajęcia od gapienia się w sufit. Pierdolona obojętność. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: [P3] Skrzydło szpitalne Sob Wrz 26, 2015 1:49 pm | |
| Kiedy Jack wszedł do skrzydła, w którym urzędowała kobieta-medyczka, ta zrazu zapytała o powód jego wizyty. Po odpowiedzi wskazała śpiącą jeszcze pacjentkę i poprosiła, by co jakiś czas sprawdzał temperaturę jej ciała i pilnował oddechu. Cóż, miejsce to nie obfitowało w sprzęt. Sen Iliyi był długi, jednak niezbyt spokojny. Kiedy działanie leków zaczęło ustępować, zaczęła śnić. Głównie koszmary, z których nie potrafiła się wybudzić. Postronny obserwator mógł dostrzec zmieniającą się u niej od czasu do czasu umęczoną mimikę czy delikatne zmiany w głębokości wdechów. Po dwóch godzinach niespokojnego odpoczynku w towarzystwie członka Kolczatki, nadeszły przyjemniejsze sny. Wtedy wyraz jej twarzy stał się łagodniejszy. Iliya wyglądała na zmęczoną i bezbronną. Pomijając już fakt, że wyglądała jak osoba, która oszukała śmierć, ganiając się z nią w berka. W końcu jednak musiała się wybudzić. Zanim jednak to się stało, na jakiś kwadrans wcześniej, pielęgniarka, która wcześniej zajęła się ranną, przyniosła bułkę i wrzącą herbatę. Położyła je na stoliku przy łóżku, od strony, z której siedział Jack. Świeżość tej pierwszej mogła podlegać wątpliwościom, ale na pewno była zjadliwa, bo uginała się pod dotykiem. W razie pytań pewnie opowiedziałaby Jackowi historię medyczną dziewczyny, jeżeli wcześniej się z tym nie zapoznał. Po sprawdzeniu temperatury jej nadal chłodnego, ale bezpiecznego już ciała, zabrała jeden z koców i powędrowała w swoją stronę, prosząc jeszcze o dopilnowanie, by dziewczyna to później zjadła, a już na pewno się napiła. Jeżeli Jack postanowił nie zaznajamiać się z tym, z czym mógł, mruknęłaby jeszcze, żeby z pacjentką uważać i gdyby skarżyła się na ból, wezwać ją z powrotem. Gdy poszła, Aris zaczęła odzyskiwać przytomność. Pierwszą tego oznaką było nieznacznie szybsze tempo podnoszenia się i opadania warstwy koca na jej piersi. Potem zaczęła mrużyć powieki. Najwidoczniej poruszyła się też jej ręka. Powoli otworzyła oczy. Wyglądała na zaspaną i mocno zdezorientowaną. Nie wiedziała co się dzieje. Nie pamiętała, co się wydarzyło. Było jej tylko przyjemnie ciepło, jej ciało było na tyle ciężkie, że nie chciało się jej poruszać. Czuła się zbyt słaba by móc to robić. Wspomnienia zaczęły napływać powoli do jej umysłu, choć były zamazane, niewyraźne, jakby spowite mgłą. Wszak już przed tym zbawiennym snem była półprzytomna. Jej wzrok w końcu skupił się na jakimś punkcie na suficie, nieopodal lampy. Obraz zrobił się ostry na tyle, na ile pozwalał dziewczynie. Kątem oka dostrzegła kształt i odwróciła ku niemu wzrok oraz powoli, lekko przechyliła głowę w jego stronę. - Malcolm...? - Szepnęła cicho, nieco bezrozumnie i z pewnym trudem. Wciąż była mocno osłabiona, a wraz z odzyskiwaną przytomnością, narastał też ból, choć stłumiony był lekami i prawidłową opieką oraz rozluźnieniem. Przymrużyła oczy. Mężczyzna wcale nie był tak daleko, więc zaczęła poznawać, że nie był to jej wybawiciel. Jack mógł zobaczyć lekkie rozczarowanie i zagubienie na jej twarzy. Nieco nerwowo rozejrzała się po sali, chociaż nie poruszała zbytnio głową. Nie mogła dostrzec szczegółów, co nie wpłynęło dobrze na jej poczucie bezpieczeństwa. Nie pamiętała tego miejsca, a przynajmniej nie z tej perspektywy, w końcu widziała tylko najbliższe otoczenie wokół siebie. - Gdzie jestem...? - Szepnęła niepewnie, przymykając oczy. Patrzała na twarz mężczyzny, chociaż ledwo wyróżniała oczy, czy nos i usta. Miała nadzieję, że dostanie odpowiedź na to pytanie. W tej chwili wydawało się jej najważniejsze. Możliwe, że nie do końca odzyskała pełną przytomność. Jakby znów mogła zasnąć w każdej chwili. Dlatego starała się skupić i zebrać myśli, co szczerze średnio jej jeszcze wychodziło. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: [P3] Skrzydło szpitalne Wto Wrz 29, 2015 6:23 pm | |
| Nie byłem dzisiaj w zbytnio towarzyskim nastroju, ba, nigdy nie przepadałem za zbędnymi rozmowami i uśmiechaniem się do ludzi. Przebywanie wśród obcych dla mnie osób najlepiej wychodziło mi podczas imprez, kiedy to alkohol uderzył mi do głowy na tyle mocno by rozplątać mój język, w innych sytuacjach nie byłem zbyt entuzjastyczny wobec ludzi, może więc właśnie dlatego tak szybko zgodziłem się na pilnowanie śpiącej dziewczyny? W skrzydle szpitalnym zazwyczaj ludzie nie byli zbytnio rozmowni. Informacje przekazane przez pielęgniarkę przyjąłem w ciszy, jedynie kiwając głową, gdy ta przydzieliła mi monitorowanie stanu dziewczyny, by następnie usiąść i przyjrzeć się pobladłej twarzy. Jakkolwiek by to brutalnie nie zabrzmiało - nie było mi je szkoda. Nie czułem litości, gdy przyglądałem się jej umęczonej mimice wiedząc, że tak naprawdę kobieta jest szczęściarą. Niesamowitą wręcz szczęściarą. W końcu ktoś przyszedł jej na pomoc, zabrał ją do bezpiecznego miejsca, zaopiekował się nią, zadbał o to by doszła do siebie. W takiej sytuacji nie było co rozczulać się nad nią, miała lepiej niż ludzie, których obserwowałem podczas pierwszych miesięcy w getcie. W końcu, w przeciwieństwie do wielu miała przeżyć. Po paru chwilach westchnąłem cicho, po czym wbiłem spojrzenie w sufit osuwając się trochę na krześle i rozprostowując nogi. Starałem się nie myśleć o niczym, wyłączyć głosik, który nadal czaił się na skraju mojej świadomości z uporem przypominając mi o mojej sytuacji i po prostu odpocząć. Wodziłem spojrzeniem po migających jarzeniówkach, rurach, całemu temu ustrojstwu tam w górze z uporem, beznamiętnie pozwalając przepływać kolejnym minutom tuż obok mnie. Nie zwróciłem nawet uwagi na wracającą z jedzeniem pielęgniarkę. Przez to zatracenie nie potrafiłem powiedzieć ile minęło czasu od momentu w którym opadłem na krzesło do chwili, kiedy to szept przerwał panującą ciszę, brzmiąc w niej ostro i wyraziście. Wyprostowałem się i przeniosłem spojrzenie na dziewczynę. Czekałem aż skończy oględziny i odezwie się ponownie. - W skrzydle szpitalnym - wyjaśniłem, gdy padło kolejne pytanie darowując sobie na razie wyjaśnienia o tym gdzie aktualnie przebywa Malcolm. - W bezpiecznym miejscu - dodałem jeszcze po chwili, gdy dotarło do mnie jak bardzo skołowana musi być dziewczyna. Przejechałem wzrokiem po jej twarzy szukając jakichkolwiek nieodpowiednich oznak, o których mówiłaby pielęgniarka przed wyjściem, nie odzywając się jednak więcej. Bo i co miałem powiedzieć? Wyrazić moje współczucie na temat jej stanu? Przecież to, kurwa, byłoby kłamstwo. Powiedzieć, że teraz wszystko już będzie dobrze..? Po chuj, skoro sam w to nie wierzyłem... Nie widziałem żadnego tematu, który wydawałby się odpowiedni do poruszenia w takiej sytuacji dlatego milczałem patrząc na nią wyczekująco, gotów odpowiedzieć na jej pytanie, ale nic poza tym. A przynajmniej dopóki moje spojrzenie ponownie nie zatrzymało się na przyniesionym przez pielęgniarkę jedzeniu. Herbata musiała być już chłodna, jednak... - Chcesz pić? |
| | | Wiek : 18 Zawód : Bezrobotna Przy sobie : ♦ W worku - para kastetów, pistolet, paczka prezerwatyw (3 sztuki), magazynek z 15 nabojami, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, latarka z wytrzymałą baterią, śpiwór; ♦ W fałdach śpiwora - mapa podziemnych korytarzy (X2, X7, X8), mapa Kapitolu oraz dowód tożsamości, prawo jazdy i zezwolenie na posiadanie broni na nazwisko Daniel Levitt; ♦ W kieszeniach - scyzoryk wielofunkcyjny (prawe udo); ♦ Zawszeona na pasie - apteczka militarna (brudno-szarozielona). Znaki szczególne : Niski wzrost (155cm); wada wzroku (po oczach nie widać! braki ndrabia głównie węch); wychudzone ciało Obrażenia : Nieco starta skóra na łokciach i kolanach; Rana postrzałowa na lewym udzie (poszarpana pociskiem skóra właściwa i uszkodzony mięsień), duże kolorowe sińce na prawym przedramieniu, na brzuchu, w okolicy (pękniętego) żebra z prawej strony. Masa mniejszych siniaków.
| Temat: Re: [P3] Skrzydło szpitalne Nie Paź 04, 2015 10:06 pm | |
| //Wybacz takie opóźnienie, rozchorowałam się ;-;
Iliya... musiała być niezwykle szczęśliwą osobą. Zawsze powtarzała sobie, że nie ma najgorzej. Zawsze wiedziała, że ma diabelne szczęście. Zawsze była szczęśliwa z tego powodu. I żal jej było tych, którzy musieli cierpieć, którzy musieli zginąć. Chociaż dla niektórych śmierć była po prostu zbawienna, bo nie daliby rady, bo nie chcieliby tak albo i żyć. Dla niektórych szybka śmierć była przejawem szczęścia i litości losu. Aris nie miała może dużo szczęścia, ale wystarczająco, by uznać się szczęściarą. Mówiła sobie, że najgorsze zawsze ją omija. I trochę racji w tym było. Nie czuła więc, by potrzebowała cudzej litości, czy współczucia. Wolała je... dawać. Po przebudzeniu nie potrafiła uspokoić siebie, swoich myśli, a przede wszystkim nie myślała o uspokajaniu mimiki, wyrażającej niepewność i niezrozumienie. Nie rozpoznała otoczenia, dlatego skupiła się na mężczyźnie (jak poznała po sylwetce) obok. Skrzydło szpitalne niewiele jej powiedziało, najpierw jednak odetchnęła z ulgą, bo to oznaczało, że prawdopodobnie przeżyje. Nadal próbowała odzyskać wszystkie wspomnienia, dlatego następne dwie sekundy patrzyła się w sufit, zbierając myśli. Wtedy odezwał się też nowy nieznajomy i otworzyła szerzej oczy, jakby dopiero wybudziła się z koszmaru. Poruszyła się, jakby chciała wstać, ale zamiast tego skrzywiła. Gdyby miała stać się jej krzywda, to pewnie nie miałaby teraz takiej swobody. Chyba. Dlatego opanowała odruch, nie sprawiając sobie nadmiernego bólu, którego i tak powinna na razie mieć dość. - W Kolczatce...? - Szepnęła doprawdy niepewnie, jakby mogła za to zarobić jakimś uderzeniem. Odpowiedź doszła do niej częściowo sama. Nie pamiętała, by schodzili do kanałów, ani kierowali się w stronę miasta. Szli w przeciwną. Nie pamiętała też żadnych innych osób. I kojarzyła wejście. A więc na pewno nie byli w mieście. W innym przypadku siedziałby nad nią pewnie mundurowy. Dlatego niezależnie od odpowiedzi negatywnej czy pozytywnej, odetchnie głębiej i rozluźni się trochę, przymykając oczy. A więc bezpieczna, tak...? Przyjrzała się możliwie jak mogła, rysom mężczyzny, chciała go zapamiętać, chociaż to mogło w jej przypadku nie mieć większego sensu. Kiedy to on zadał jej pytanie, przekręciła ociężałą głową w stronę stolika, dostrzegając tam dwa przedmioty. Nie były daleko, więc zaczęła nieco wolniej oddychać, próbując rozpoznać zapach. Z trudem rozpoznała pieczywo, choć w tym pomogły głównie kolory. Wszystko było jeszcze przyćmione, chociaż czuła się coraz przytomniej. Potaknęła głową i westchnęła jeszcze raz, zbierając siły przed podniesieniem swojego kościstego, wychudzonego ciałka. Uwolniła ręce spod koców i wypróbowała ich siłę na pościeli, próbując ją złapać i nieco z siebie zsunąć. Odkryła wtedy, że została przebrana (czego w ogóle nie pamiętała) i że nie ma w zasadzie większych sił na trzymanie czegokolwiek. Oparła się na przedramionach i dźwignęła. Adrenalina opadła i spadły jej siły. Opadł strach i poczuła się bezpiecznie, więc przestała przeciążać swoje ciało. Unikała też bólu, zwłaszcza w klatce piersiowej, który zdawał się nieco rosnąć, gdy się ruszała. Po chwili usiadła już, najpierw jednak zwiesiwszy głowę w dół i dotknąwszy miejsca pod prawą piersią. Skrzywiła się, gdy to zrobiła, ale nie wydała żadnego jęku. Jak na tak drobną i niewielką osóbkę, była zadziwiająco twarda. Jack mógł teraz zobaczyć dzieło zniszczenia sianego przez władze Panem. Widać było, że była praktycznie na skraju śmierci z wycieńczenia, możliwe, że niedługo i z głodu, a jej prawe przedramię barwił ogromny, tęczowy siniec. Jeżeli Caulfield zapoznałby się z jej papierami, wiedziałby, że to nie jedyne obrażenia, jakie na sobie miała. Korzystając z okazji, wsunęła jeszcze dłoń pod koce, żeby „zbadać” delikatnie dotykiem ranę na udzie. Poczuła, że jej zimno, ale wiedziała, że za chwilę i tak będzie mogła otulić się w koc. Po chwili ją wysunęła i spojrzała niepewnie na towarzysza. Przesunęła wzrok na kubek i z powrotem na niego. Cofnęła się też trochę, używając jednej nogi i rąk, by usiąść bliżej stolika. Trzeba było okazać jej trochę cierpliwości, by wykonała samodzielnie te gesty, miała jednak nadzieję, że skoro się nią zajęto i nie marudzi, może sobie na to pozwolić. Oddychała znów nieco szybciej, głównie z powodu bólu. Odciążyła też ręce, ostatecznie siadając, by móc przyjąć oburącz kubek. Położyłaby go na lewej dłoni, chwytając prawą, w ten sposób sprawiając, że stałby się stabilniejszy, a szansa na rozlanie zawartości - niższa. Herbata nie była całkiem wystudzona. Pielęgniarka dość dobrze przewidziała czas wybudzenia dziewczyny, dlatego nadal była dość ciepła. Nie gorąca, ale po prostu ciepła. |
| | |
| Temat: Re: [P3] Skrzydło szpitalne | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|