|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Yves Redditch Sro Wrz 03, 2014 10:58 pm | |
| |
| | | Wiek : prawie 18 Zawód : próbuję żyć Przy sobie : dwa widelce, średniej wielkosci nóż, jabłko, kiść winogrona, plecak, scyzoryk, paczka z jedzeniem, kompas, antybiotyk Obrażenia : o dziwo, brak
| Temat: Re: Yves Redditch Nie Wrz 07, 2014 7:08 pm | |
| Mam nadzieję, że się jeszcze załapię i Mistrz nie będzie zły! Czasem bywały dni, w których czułeś się jakby coś ciężkiego spadło ci właśnie na głowę, jakaś kolosalna machina przejechała po każdym, odrębnym fragmencie ciała lub jakby płuca zdawały się podziękować za współpracę, nad wyraz gorliwie zapraszając do krainy wiecznego spokoju. Ewentualnie zawartość żołądka bezskutecznie próbowała ponownie przedostać się na światło dzienne, ściskając za gardło i nagle wracając powolnie na właściwe miejsce. Właściwie każdy miał szansę doświadczyć każdej z tych rzeczy… to wszystko zależało po prostu od pogody bądź krytyczności wcześniejszych wydarzeń. Yv tylko wpadł w samo epicentrum całkowicie niezrozumiałych wydarzeń nieukładających się w żadną spójną i logiczną całość. Najzwyczajniej - będącymi składowymi zupełne różnych opowieści, które nagle wpadły do jednego miejsca, próbowały stworzyć zupełnie naturalny, wesoły obraz kolejnych Igrzysk Głodowych. Natomiast on w tym całym przestawieniu ciągle stał na obu nogach, próbował utrzymać się wyłącznie na nogach, gdyż wstrząsy z każdym dniem przybierały na sile. W oczekiwaniu na szósty w kolejności pokaz przypomniał sobie słowa jednej z dziewczyn krzyczących niedaleko zaprzężonych koni oraz rydwanów coś o pieprzonym cyrku. Musiał przyznać jej rację, nawet nie ze względu na przepełnione ironią odniesienie do tematu przebieranek oraz wystąpień publicznych, a zrobił to w spojrzeniu, jak cała sztuka w zastraszającym tempie traciła swoje walory wielce artystyczne, zyskując te niszowo-cyrkowe. Ze staranie wyselekcjonowanych przez „los” (zwany później Almą) aktorów stawali się klaunami z odpadającymi nosami, czy chucherkami, których ktoś musiał popychać kijem, aby zbliżyli się do paszczy lwa… w ostateczności spadali z cienkiej liny zawieszone zbyt wysoko jak dla kogoś, kto nigdy nie miał doświadczenia z akrobacjami. Cyrk, a nie teatr, był całkiem sympatyczną metaforą każdych kolejnych Igrzysk. Lucy już najwidoczniej zdążyła zakończyć swój pokaz, a jego kolej, jeszcze chwilę temu abstrakcyjna i nierzeczywista, nabrała jasnych kolorów oraz wyraźnych kształtów. Po wejściu do hali czuł, że w powietrzu zawisło coś na kształt lekkiego odoru przerażenia, może zniszczonego poczucia własnej wartości. Stawiając kolejne pewne siebie kroki, próbował znaleźć na podłodze jakieś niewytarte ślady łez lub krwi. Przynajmniej otrzymałby coś na kształt motywacji, stwierdzenia, że wszystko mogło potoczyć się w cztery strony. Wydawało mu się, że opcje, które pozostawiały po sobie treningi, były raczej marne do wykorzystania ich na pokazie. Nie pozwolą sobie na otrucie łykokłakami, również nie zagrają z nim w łączenie symboli na czas. Jasne i oczywiste, że mógłby to zaprezentować, tak samo jak konstruowanie małych bomb, ale… Loża zdecydowanie liczyła na coś spektakularnego, namiastki krwawych Igrzysk, ukazując jak bardzo zdatnie do mordowania wpadała dwudziestka czwórka prawie nieznajomych sobie osób. Stanął w wyznaczanym miejscu, uśmiechając się z zadowoleniem. Lożo szyderców, powinnaś była przyszykować się na całkiem szyderczy pokaz, jednak nie w waszym wykonaniu. Tym razem nie w waszym wykonaniu. Wielu wrażeń! - Yves Redditch, jeszcze nieukończone osiemnaście lat, Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej - ukłonił się całkiem teatralnie, prawie sugerując, iż to był zatrważający popis z jego strony. Pozostawiał przed nimi pewien rodzaju respekt, stawiając ich, czysto hipotetycznie ponad sobą… zapewne ze względu na siedzenia umiejscowione na podwyższeniu. - Jeśli komukolwiek mówi coś to nazwisko, to się nie myli. Tak, syn Igora. - Dorzucił od niechcenia, usiłując pokładać w tym namiastki szans na wyższe noty. Znał mniej niż więcej nazwisk klientów lub współpracowników ojca… a czy nie mogło mu to jakoś pomóc? Próbując, niczego przecież nie tracił. - Czy ktokolwiek mógłby się stawić tutaj… niedaleko mnie? - spojrzał na szanowną lożę, nie kryjąc zadowolenia. Nie ruszył w stronę noży, nie ruszył w stronę bieżni lub czegoś, w ich mniemaniu, ciekawego, intersującego, zdatnego do wystawienia wysokiej oceny. Wydawało mu się, że jakieś dziwne, niezrozumiałe obawy poczęły malować się na twarzach jurorów. - Spokojnie, nie mam żadnej broni… Gołymi rękoma raczej nikogo teraz nie uduszę - uniósł dłonie na wysokości klatki piersiowej - Strażnicy raczej by mi nawet na to nie pozwolili. Będę bardzo wdzięczny, bo to dość ważna część pokazu.Co prawda skręcenie karku jakieś pani w eleganckim żakiecie o odcieniu kości słoniowej wcale nie byłoby najgorszym pomysłem. Przynajmniej mogliby zapamiętać jako zuchwały wyczyn, nagradzając go notą lekko powyżej pięciu za lekkomyślność i niesamowite wrażenia estetyczne mieszczące się w szamotaninie. Po chwili znalazł się niedaleko niego mężczyzna, który wypadł jakoś całkiem przeciętnie w pierwszych sekundach dla jego spostrzegawczości. - Dzień dobry, panie żołnierzu - podał mu dłoń, od razu zdradzając jego obecną lub byłą profesję. Sposób poruszania i przyjmowanie tak sztywnej postawy pozawalało czytać z niego jak otwartej książki. - Jak mniemam nie nudzi cię ta sytuacja, tylko wręcz przeciwnie podoba ci się wizja kolejnych Igrzysk dla dzieci z Kapitolu. O my źli, o my niedobrzy! Chociaż trochę nie po nosie z dzieci z Dzielnicy, prawda? - uniósł ironicznie kącik ust, przymrużając oko. - Mógłbyś nam wszystkim opowiedzieć, jak nazywa się twój kot? Pers czy norweski? Moja osobista rada to odpowiednie dobieranie poduszki na obolały kark. Mawiają, ze jak sobie pościelisz tak się wyśpisz… czy jakoś tak. - Posłał uśmiech w stronę publiczności. - Chyba powinieneś wybrać się na znienawidzone przez siebie zakupy. Twoja szafa jest nadzwyczaj mała. Mogę podać Ci kilka alei, przy których zawsze były wyprzedaże. Wiem, że nietutejszym ciężko odnaleźć się w wielkim mieście. I czy najdroższa Alma nie nauczyła Cię, ze na wojnie nieprzeszkoleni trzynastkowicze nie powinni bawić się z ogniem? - Wcale nie wywnioskował tego z bliznach po poparzeniach na nadgarstku i całego, raczej smętnego, pozbawionego pełni kolorów ubioru. - A tak przy okazji - jak masz na imię? Mam kontynuować o braku jakiejkolwiek kobiety w Twoim życiu, czy może sobie darować? Tak, niedoprasowana koszula i brak obrączki. Absolutnie nudny przypadek wprost z podziemia |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Yves Redditch Nie Wrz 07, 2014 8:52 pm | |
| Można było śmiało powiedzieć, że Organizatorzy przykleili już sobie na stałe pobłażliwe uśmiechy, którymi obdarzali wchodzących kolejno trybutów. Nie wyglądało to nawet sztucznie, a raczej… Nieciekawie? Dziwnie? Zupełny brak zainteresowania, z którym większość nie próbowała się już kryć, pomieszany z pogardą odczuwaną w stosunku do tych marnych owieczek idących na rzeź, które za wszelką cenę starały się jeszcze jakoś utrzymać przy życiu, co było już tylko niezmiernie zabawne. Całe szczęście, osoby wchodzące na sale nie potrafiły odczytywać myśli Komisji, bowiem to zdecydowanie mogłoby zmniejszyć ich wiarę w siebie. Po długim czasie spędzonym na obserwowaniu wcześniejszych, niezbyt twórczych, starań marnych dzieciaków, obserwatorzy myśleli już raczej tylko o powrocie do swoich ciepłych łóżek oraz zjedzeniu ciasta, które właśnie im doniesiono. To właśnie smakowicie wyglądające kawałki ciacha były tym, na czym skupiali swoją uwagę, więc Yves raczej musiał pogodzić się z przegraną na tym gruncie, o ile jego działania nie okazałyby się ciekawsze. Tylko jedna osoba przyglądała się chłopakowi z ciekawością, wbrew pozorom – nie był to wcale starszawy jegomość, któremu najwyraźniej płacono za to ekstra, jaką była dosyć młoda kobieta o rudych włosach związanych w ciasny koczek. Rudowłosa podniosła się z zajmowanego wcześniej miejsca, podchodząc bliżej do pola siłowego i przyglądając się uważnie Redditchowi. Najprawdopodobniej była dosyć zawiedziona z powodu obecności jego spodni, jednak nie dała tego po sobie poznać. Słysząc prośbę chłopaka, nie wyrwała się sama na środek, lecz skinęła tylko na jednego ze Strażników, którego na jego miejscu natychmiast zastąpił jakiś inny, nakazując mu podejść do młodzieńca. Interesowało ją to, co też trybut miał tym razem przedstawić, więc nie zamierzała mu tego w żaden sposób utrudniać. Stała w milczeniu praktycznie przez cały pokaz, nie kryjąc coraz bardziej widocznych oznak zawodu. Po osobniku pokroju Yvesa spodziewała się bowiem czegoś bardziej twórczego czy też szokującego, tymczasem nic takiego się nie stało, a zaprezentowana jej została tylko raczej niezbyt przydatna na Arenie umiejętność. Cóż, plusem było przynajmniej to, że ruda, w przeciwieństwie do większości pozostałych Organizatorów, obserwowała wszystko od początku do końca, by odezwać się wreszcie. - Dziękujemy za pokaz, Yves. Jak pewnie wiesz, przygotowaliśmy drobne zadanie dodatkowe dla każdego z was, na które nadeszła pora właśnie… Teraz. – Zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo w momencie, w którym ze ściany na wprost chłopaka wyleciał pierwszy strumień gorącej wody, a podłoga dookoła młodzieńca zapadła się, pozostawiając mu kwadrat mający około dwa na dwa metry, by mógł się po nim poruszać. Z pozostałej części posadzki nie pozostało zupełnie nic poza kawałkami podłogi pod stołami stanowisk, do których chłopak nie miał jednak jak doskoczyć. Początkowo wąskie, strumyczki potwornie gorącej wody wystrzeliwały coraz szybciej i częściej, nie dając Yvesowi zbyt dużo czasu na zastanowienie. Organizatorzy nie pozostawili go jednak tak całkowicie bezbronnego, bowiem po chwili po jego prawej stronie pojawiło się coś w rodzaju, niezabezpieczonej po bokach, kładki stworzonej z siatki o trzydziestocentymetrowych oczkach, która prowadziła wprost do ścianki wspinaczkowej. By się tam dostać, młodzieniec potrzebował przejść około sześć metrów po niepewnym i chybotliwym moście, pod którym ziała niezbadana przepaść. |
| | | Wiek : prawie 18 Zawód : próbuję żyć Przy sobie : dwa widelce, średniej wielkosci nóż, jabłko, kiść winogrona, plecak, scyzoryk, paczka z jedzeniem, kompas, antybiotyk Obrażenia : o dziwo, brak
| Temat: Re: Yves Redditch Nie Wrz 07, 2014 10:12 pm | |
| Zazwyczaj takie sztuczki robiły na ludziach wrażenie. Wyczytywanie informacji z czystych kart, wyciąganie jakichkolwiek prawidłowych wniosków z przyjmowanej postawy, dobieranych ubrań. Zazwyczaj, Yvesa. Zazwyczaj… Jednakże wtedy znajdował się na Igrzyskach. Loża szyderców najwidoczniej posiadała inne priorytety i postanowienia odnoście wchodzących, a jeszcze szybciej wychodzących trybutów. Przecież tam musiała liczyć się tylko krew, siekanie, odcinanie kończyn. O czym on myślał, co sobie wyobrażał? Chyba powinien był postawić na próbę morderstwa przy obecności całego igrzyskowego tabunu ludzi ważnych, ważniejszych… należało jeszcze wspomnieć o ludziach najważniejszych! W sumie to mogło się skończyć całkiem zabawnie - od pokazywania gołej dupy aż do usiłowania morderstwa, cudownie. Ostatni tydzień życia w momencie pobrania tlenu do płuc po raz ostatni, mógłby uznać za wymarzony. Mógłby spokojnie napisać o tym książkę, jeżeli tylko dostałby od losu szansę na przeżycie, aczkolwiek coś gorącego strzeliło mi w plecy, popychając go aż na samą krawędź pozostałości podłogi, która zapadła się jak pod wpływem jakiegoś magicznego zaklęcia. Zastanowiło go, czy przypadkiem nie było to tylko jakąś formą trójwymiarowej mapy narzuconej na podłogę, ale nie chciał tego sprawdzać, dopóki nie został postawiony przed żadną inną opcją. Zacisnął żeby wydając z siebie dość głośne syknięcie. Ruda kurwa. Dostrzegł ją już chwilę wcześniej, jednak nie spodziewał się, że to ona wypuści na niego jakieś perwersyjne, gorące bicze wodne. Brak podłogi oraz woda to świetny pomysł na zaaranżowanie zadania specjalnego. Ciekawiło go, czy to naprawdę ona podpisała się pod tym planem jako główna pomysłodawczyni. Kiedyś, o ile dożyję, miał w planach ściąć ją jak za czasów wszystkich chlubnych rewolucji… na gilotynie. Rozejrzał się dookoła marząc o jakiejś drodze ucieczki, wąskim pasku posadzki, na którym musiałby udawać walki z nieposiadanym lękiem wysokości, kawałkiem basenu do przepłynięcia bądź czymś innym, przez co dało się uciec. Racjonale drodze do przejścia. To, co zobaczył po swojej prawej zdecydowanie nie pokrywało się z jego wyobrażeniem. Nie myślał o kawałku siatki, dyndającej nad bliżej nieokreśloną przepaścią. Temperatura wody uderzającej w ciało stawała się coraz bardziej nieznośna. Receptory adaptacyjne we wnętrzu skóry zdawały powoli płonąć ogniem. Zrobił krok przed siebie, wprost na prowizoryczny most. Obstawiał czy mógł spaść już w jednej trzeciej, czy może w połowie, ponieważ nie dawał sobie jakiś ogromnych szans na ściance... Co w sumie nie było złym pomysłem, ciekawsze niespodzianki mogły czekać go na dole. Wolałby biegać aniżeli wspinać się albo balansować… Jak akrobata w cyrku na cieniutkiej linie.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Yves Redditch Nie Wrz 07, 2014 11:16 pm | |
| Gdy większość Organizatorów miny miała raczej nietęgie lub też kompletnie nie zwracała uwagi na to, co działo się poza ich kawałkiem miejsca, rudowłosa kobietka wyraźnie bawiła się jak nigdy wcześniej. Z początku może i zasłaniając usta dłonią, gdy pierwszy gorący bicz wodny trafił w plecy Yvesa, lecz po chwili zupełnie odpuszczając sobie jakiekolwiek udawanki i zaczynając śmiać się w najlepsze. Zachowanie młodzieńca tylko zwiększało siłę jej rechotu. Zaś strumienie gorącej wody nieustannie zwiększały swą siłę i natężenie, coraz wyraźniej popychając młodego Redditcha w stronę przepaści, której dno było mu nieznane. Pytanie jeszcze, czy był tam jakikolwiek koniec. A może sztuczka polegać miała na nieustannym spadaniu aż do momentu, w którym trybut zupełnie oszaleje? To nie było wiadome, zaś sprawdzanie tego w praktyce mogło okazać się tylko kolejnym błędem, jaki Komisja mogłaby zanotować przy rubryce z tegorocznymi trybutami. Kolejna porcja wody uderzyła wprost w chłopaka, tym razem dosyć poważnie parząc mu plecy i nieznacznie muskając lewy policzek, który dosłownie zapłonął żywym ogniem. Nie było jakiegokolwiek czasu na zastanowienie, więc ruch Yvesa zdecydowanie zaliczał się do tych poprawnych. Gdyby tylko nie fakt, że siatka zakołysała się aż nadto, zmuszając młodzieńca do przemieszczania się po niej na czterech. Co nie byłoby nawet takim zupełnie złym wyjściem, bowiem wodny atak ustał całkowicie z chwilą, w której Yves postawił pierwszy krok na siatkowym moście, gdyby nie to, co nastąpiło już po chwili. Gdzieś przy suficie rozległ się głośny zgrzyt i umieszczona tam klapa puściła… Spuszczając setki pajączków wprost na trybuta. Nie były to istotki w żaden sposób zatrute czy też nawet kąsające, jednak wrażenie oblepienia przez nie… Tego nie dało się raczej zignorować. Zwłaszcza przy maluchach włażących dosłownie wszędzie. A droga do przebycia wciąż była daleka.
|
| | |
| Temat: Re: Yves Redditch | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|