/z pociągu
Nikt nie odezwał się do niego ani słowem, co przyjął ze stoickim spokojem. Nie przepadał za ludźmi, tym bardziej, że miał świadomość, dokąd wiezie go pociąg. I w ogóle, zdawało mu się, że jest pod ziemią. Co to ma być, do cholery, wprowadzają do Kapitolu Królestwo Lamy, yyyy, Almy?
Na szczęście, ta cała kwatera nie była zła, w kuchni stała patera z owocami, niestety bez trujących jagódek, a szkoda. Podobno pan prezydent Snow potrafił hojnie rzucać je w tłum na imprezach. Być może prezydent Lama miała problem z występowaniem na żywo, skoro chętniej nagrywała się w siedzibie, niż wpadała na kawusię do KOLC-a.
Złapał jabłko i, pogryzając je, rozejrzał się po pomieszczeniach. Całkiem znośne, nie tak ociekające przepychem jak jego stary dom – obecnie malownicze sterty gruzu gdzieś na Ziemiach Niczyich – da się przeżyć. Nalał sobie szklankę soku i usiadł na kanapę, czekając na swoją współlokatorkę i tę całą mentorkę, czy jak jej tam było.