Wiek : 14 lat Zawód : Złodziej, trybut.
| Temat: Connor Henderson Pon Maj 13, 2013 3:43 pm | |
| Connor HendersonColin FordIMIĘ: Connor NAZWISKO: Henderson DATA URODZENIA: 15.12.2269 MIEJSCE ZAMIESZKANIA: KOLC ZAJĘCIE: TrybutConnor nie ma rodziny, ciężko jest też stwierdzić, czy kiedykolwiek ją miał. Bo czy rodziną można nazwać ojca nadmiernie lubującego się w winie, kobietach i biciu? Matkę sprzedającą się za pieniądze, byleby tylko stać ją było na narkotyki? Właściwie jedyną bliską mu osobę był brat, jednak chyba raczej ze względu na pomoc, jaką od niego uzyskał, niż faktyczną miłość. A od czasu, gdy Jason umarł, jego matką stała się ulica, braćmi wszyscy okoliczni kloszardzi, a towarzyszem głód.15.12.2269, godzina 3.15 *krzyki* - Pchaj szybciej tego pierdolonego bachora i daj mi wreszcie spać! Właśnie takimi, jakże czułymi słowami został powitany Connor na tym świecie. Pan Ojciec kategorycznie zakazał dzwonienia po karetkę, z obawy, że razem z dzieckiem zabiorą konkubinę i przez kilka najbliższych dni nie będzie miał z kim zachwycać się wykwintnym smakiem śliwowicy, dlatego Connor urodził się w odrapanej kawalerce na przedmieściach Kapitolu. Dopiero po porodzie babka ośmieliła się sprzeciwić swemu agresywnemu synowi i zadzwoniła po pogotowie, które zabrało noworodka do szpitala. Szczęśliwie, mając na uwadze bardzo swobodne prowadzenie się matki w czasie ciąży, młody Henderson został uznany za okaz zdrowia. Następnego dnia po odbiór Connora stawiła się babcia - rodzice byli zbyt pijani, by w ogóle pamiętać, że ostatniej nocy na świat przyszło ich dziecko. Zresztą równie pijani byli przez następne 8 lat jego życia, gdy zauważali go jedynie gdy ktoś musiał uzupełnić ich zapasy alkoholu. Wychowaniem dziecka zajęła się babcia, ale chłopak bardziej niż pilnie uczyć się pod pod okiem nauczycieli i schorowanej staruszki, wolał wałęsać się z szemranym towarzystwem po ulicach. Aż pewnego lipcowego dnia babcia odeszła na zawsze... - Dawaj te pieniądze gnoju - Ale... ale babcia zostawiła mi je na chleb! - Zamknij pysk, gówniarzu, i idź mi po wódkę. No co tak się gapisz jak pedał? Mocno pchnięty przez ojca Connor wylądował na kaloryferze, uderzając się boleśnie w głowę. Błyskawicznie zerwał się z podłogi i przemykając pod ramieniem ojca uciekł na ulicę. Wrócił po godzinie, mając nadzieję, że stary będzie tak pijany, że o wszystkim zdążył zapomnieć. Zajrzał przez okno w kuchni, jednak to, co zobaczył, zmieniło go na zawsze. Ojciec miażdzył czaszkę swej rodzonej matki młotkiem. Ośmioletni chłopiec stał osłupiały, wpatrując się w tą scenę z szeroko rozwartymi ustami. Czemu nic nie zrobił? Nauczony doświadczeniem wolał nie znaleźć się w takiej chwili w zasięgu ramion ojca. Zresztą, ludzie się rodzą, umierają – nie przejął się jakoś wybitnie śmiercią babki. Prędzej można stwierdzić, że go to zwyczajnie zafascynowało. Po chwili z obojętnym wyrazem twarzy usiadł na schodach i beznamiętnie zaczął dziobać patykiem dżdżownicę. - Chodź mały. Connor podniósł głowę i zobaczył swojego brata Jasona. Ostatni raz obejrzał się w stronę domu, gdzie jego wzrok na ułamek sekundy skrzyżował się ze spojrzeniem ojca, po czym odszedł razem ze starszym bratem. Szli kilkanaście minut aż trafili do jeszcze brudniejszej i zaniedbanej dzielnicy niż ta, w której dotychczas mieszkał. O ile w ogóle to było możliwe. Po próchniejących, drewnianych schodach weszli do śmierdzącej klitki, której jedynym wyposażeniem było rozwalające się łóżko, stół i lodówka. Connor został nakarmiony względnie świeżym chlebem, który dla dziecka przyzwyczajonego do ciągłego głodu i grzebania po śmietnikach stał się niemalże rarytasem. Po około godzinie brat zostawił myślącego nad czymś młodego w domu, a sam poszedł robić „interesy”. Jak szybko zdołał zorientować się Connor, „interesy” polegały na okradaniu co bogatszych mieszkańców i sklepów Kapitolu. Młody Henderson zdecydował się na śledzenie Jasona, a gdy na miejsce włamania przybyli Strażnicy Pokoju, skupił na sobie ich uwagę, by gang jego brata miał szansę na ucieczkę. Gdy kryminaliści dowiedzieli się, komu zawdzięczają wolność, zabrali Connora do ich siedziby, mieszczącej się w zdewastowanej kamienicy i zaczęli przyuczać do złodziejskiego fachu. Chłopak okazał się sprytny i wysportowany, dodatkowo nauczono go posługiwania się nożem i bronią palną, dlatego zawsze udawało mu się wyjść cało z obławy. Jednak dobre czasy szybko się kończą... Pewnego dnia, gdy Connor z bliżej niewyjaśnionych względów został w domu, usłyszał dźwięki szarpaniny dochodzące ze schodów prowadzących do klitki. do klitki wtargnął rywal Jasona o funkcję szefa gangu i go zabił. Chłopak chwycił ostry nóż trzymany pod poduszką i podszedł do drzwi, próbując rozeznać się w sytuacji. Parker, rywal jego brata w walce o przywództwo właśnie dobijał Jasona. Connor otworzył drzwi i bez wahania wepchnął nóż głęboko w płuca mordercy starszego brata. Ani przez moment nie miał wyrzutów sumienia z powodu zabicia tego człowieka, jak zresztą podobnie w przypadku wielu innych, jednak wiedział, że musi uciec z mieszkania. Zabrał wielki plecak i resztki jedzenia pozostałe w domu, po czym schronił się w pustostanie położonym praktycznie poza granicami Kapitolu. Znalazł tam stare, ale wciąż działające radio, które przez dwa miesiące stanowiło praktycznie jedyny jego kontakt ze światem. Ze swej kryjówki wymykał się jedynie o poranku, by uzupełnić zapasy żywności. Wrócił do dawnego mieszkania dopiero gdy w radiu podali informację o złapaniu członków gangu. Czasem spotykał na ulicy pijanego w sztok ojca czy wychudzoną matkę dającą się obmacywać kolejnemu mężczyźnie za kasę na narkotyki, jednak nie uważał za konieczne, by się do nich przyznawać. Wychowała go ulica, więc z tymi ludźmi nie miał nic wspólnego. Kto wie, czy w ogóle jeszcze żyją? Po kilku latach samodzielnego funkcjonowania na skraju nędzy wybuchła wojna. Brud, choroby, krew, głód, krzyki - do tego wszystkiego Connor był przyzwyczajony. Równie spokojnie przyjął wieść o swoim udziale w kolejnych igrzyskach.Wiedział, że cokolwiek by się nie stało, jest przygotowany. Zresztą, co takiego ma do stracenia?Gdybyś miał określić Connora jednym słowem, jak by ono brzmiało? Odpowiedź jest prosta: socjopata. Jest jeszcze dzieckiem, ale trudno znaleźć w nim jakąkolwiek dziecięcą cechę – zachowuje się raczej jak zgorzkniały, agresywny dorosły. Nigdy nie kochał nikogo tak naprawdę, opiekujący się nim brat służył jedynie za drabinę do chwilowej poprawy własnego życia. Używa swego sprytu i inteligencji do wykorzystywania ludzi bez skrupułów, nie ma też żadnych oporów przed mordowaniem. Czy to jednak wystarczy, żeby dał sobie radę podczas Igrzysk?- Ma bliznę po nożu na prawym boku - Przez całe swoje życie w szkole spędził tylko jeden dzień - Zadaje się z żulami, mimo że się ich brzydzi (przypominają mu ojca), bo wie, że zawsze podzielą się z nim jedzeniem - Nigdy nie miał okazji by spróbować wykwintnych Kapitolińskich potraw - Dotychczas nie interesował się Igrzyskami - jego rodzina nie miała telewizora, a on sam był bardziej zajęty przeżyciem we własnych igrzyskach. |
|
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Connor Henderson Wto Maj 21, 2013 12:03 pm | |
| |
|